Późny wieczór spowijał gabinet Kaito miękką zasłoną półmroku, przetykaną jedynie ciepłym blaskiem lampy biurkowej, której światło kładło się złotymi plamami na politurowanej powierzchni nowego biurka. Kaito, pochylony nad laptopem, wpatrywał się w ekran, na którym linijki raportów i tabele budżetowe zdawały się tańczyć w rytmie jego zmęczenia. W końcu, z cichym westchnieniem, zamknął urządzenie z delikatnym kliknięciem, które w ciszy pomieszczenia zabrzmiało niemal jak wystrzał. Ostrożnie odłożył okulary na blat, ich cienkie, metalowe oprawki zalśniły w świetle, zanim spoczęły obok stosu starannie ułożonych dokumentów. Przecierając oczy, czuł, jak palce napotykają napięte mięśnie powiek, zdradzające godziny spędzone na wpatrywaniu się w ekran. Ostatnie dni były jak rwący strumień, który nie pozwalał złapać mu tchu – ani w pracy, ani w domu.
Tworzenie nowej filii firmy, które miało być jego triumfem, okazało się labiryntem komplikacji. Dostawcy opóźniali transporty, kontrahenci zmieniali warunki w ostatniej chwili, a każdy raport, który lądował na jego biurku, zdawał się rodzić więcej pytań niż odpowiedzi. Prywatnie też nie było lepiej. Układanie Hiro – jeśli w ogóle można było mówić o jakimkolwiek układaniu – nie przynosiło mu satysfakcji, jakiej oczekiwał. Chłopak, od feralnego zajścia w biurze dwa dni temu, unikał go jak ognia. Na sam jego widok drżał jak topola na wietrze, a jego oczy, wielkie i pełne lęku, zdawały się błagać o dystans. Kaito nie mógł mieć mu tego za złe, choć w głębi duszy czuł ukłucie frustracji. Po prostu miał dla niego za mało czasu – między spotkaniami, telefonami i stertą papierów Hiro stał się niemal cieniem, przemykającym po domu w milczeniu.
Wzdychając ciężko, Kaito odsunął się od biurka, wstając z krzesła. Przeciągnął się, czując, jak zastane mięśnie karku i ramion protestują z cichym bólem. Jego ciało, napięte od godzin spędzonych w jednej pozycji, domagało się ruchu. Spojrzał na zegarek – dochodziła dziewiętnasta. Z wnętrza domu dobywał się smakowity zapach, który wślizgiwał się do gabinetu jak obietnica ukojenia. Akihito, podczas ich ostatniej rozmowy, z typową dla siebie stanowczością wyperswadował mu przepracowywanie się. Pod jego naciskiem Kaito musiał przeorganizować swój plan dnia, a także domowe zwyczaje. Śniadanie o siódmej, obiad w zależności od natłoku zajęć, a kolacja najpóźniej o dziewiętnastej – to były nowe zasady, które wciąż wydawały mu się obce, jak garnitur uszyty dla kogoś innego. Ale musiał przyznać, że Lu i Hiro zdawali się oddychać swobodniej, a ich twarze, choć wciąż naznaczone zmęczeniem, nosiły ślady ulgi. Może Aki miał rację? Może rzeczywiście zbyt wiele czasu poświęcał pracy, pozwalając, by ta pochłaniała go bez reszty?
Nie chcąc dłużej roztrząsać tych myśli, Kaito zgasił lampę, pogrążając gabinet w ciemności, i wyszedł, kierując się wprost do kuchni. Zapach, który go prowadził, był ciepły, bogaty, z nutą smażonych przypraw i czegoś, co mogło być ryżem gotowanym na parze. Gdy stanął w progu, Hiro, zajęty szykowaniem zastawy, którą zamierzał zanieść do jadalni, aż podskoczył, jakby Kaito był duchem, który zmaterializował się znikąd. Talerze, które trzymał, zachwiały się niebezpiecznie w jego dłoniach, a chłopak, z trudem przełykając ślinę, spojrzał na niego z mieszaniną paniki i rezygnacji.
Kaito wywrócił oczami, czując, jak znajoma irytacja miesza się z nutą rozbawienia. Hiro, wciąż blady, wymamrotał cicho, niemal szeptem:
– Kolacja będzie gotowa za pięć minut.
Jego głos drżał, jakby każde słowo wymagało od niego nadludzkiego wysiłku. Kaito skinął głową, opierając się o framugę drzwi, a jego spojrzenie, choć łagodne, zdawało się tylko pogłębiać niepokój chłopaka. Zapach kolacji, kuszący i obiecujący, stał w sprzeczności z napięciem, które wisiało w powietrzu jak niewypowiedziane słowa.
Nieoczekiwanie z jadalni wyłonił się Lu, a jego kroki, choć lekkie, niosły w sobie subtelną pewność, jakby każdy ruch był starannie wyważony. Gdy jego spojrzenie napotkało Kaito, stojącego w progu kuchni, na jego ustach pojawił się chłodny, niemal ceremonialny uśmiech, który zdawał się bardziej uprzejmością niż szczerością.
– Czy życzy pan sobie koniaku do kolacji? – zapytał, a jego głos, choć miękki, miał w sobie nutę dystansu, jakby oddzielała ich niewidzialna ściana. – Podamy wołowinę zapiekaną w warzywach.
Kaito skrzywił się lekko, a jego brwi uniosły się w wyrazie lekkiego zaskoczenia. Zapach unoszący się z kuchni – bogaty, ciepły, z nutą smażonego imbiru i sosu sojowego – zapowiadał posiłek, który obiecywał być znacznie lepszy niż ostatnia katastrofa. Mimo to chłód w tonie Lu drażnił go bardziej, niż chciałby przyznać.
– Tak, poproszę koniak – odparł, starając się, by jego głos brzmiał neutralnie, choć w środku czuł narastającą irytację.
Lu skinął głową, a jego ruchy były płynne, niemal mechaniczne. Odwrócił się i ruszył do salonu, gdzie w rogu pomieszczenia stał mahoniowy barek, lśniący w przytłumionym świetle żyrandola. Kaito odprowadził spojrzeniem Hiro, który, wciąż roztrzęsiony, pospiesznie zniknął w jadalni, niosąc talerze, by nakryć do stołu. Skorzystawszy z chwili, gdy zostali sami, Kaito podążył za Lu, a jego kroki były ciche, niemal ostrożne, jakby bał się spłoszyć tę kruchą równowagę między nimi.
– Dlaczego wciąż zachowujesz się w ten sposób? – zapytał półszeptem, zatrzymując się kilka kroków za Lu, który właśnie otwierał barek. – To przez to, że nie miałem czasu porozmawiać, jak prosiłeś?
Lu zerknął na niego przez ramię, a na jego ustach błąkał się lekki, niemal nieuchwytny uśmiech, który zdawał się skrywać więcej, niż chłopak chciał ujawnić.
– Nie wiem, o czym pan mówi – odparł gładko, a jego ton był uprzejmy, ale chłodny, jak szkło pokryte szronem. – Zachowuję się należycie, znając swoje miejsce.
Kaito westchnął bezgłośnie, a jego palce zacisnęły się mimowolnie w pięść. Domyślał się, w co gra Lu – ten subtelny bunt, ukryty pod maską posłuszeństwa, był jak szpilka wbijana w jego cierpliwość. Co jak co, ale musiał przyznać, że Lu potrafił świetnie manipulować ludźmi, nawet jeśli sam nie zdawał sobie z tego sprawy.
– Więc o to chodzi – mruknął, a jego głos zdradzał cień frustracji. – Nie miej mi za złe tamtego tekstu, Lu. Wiesz, że Aki też nie pozwoliłby sobie na dogadywanie w obecności swoich uległych.
Lu nie odpowiedział od razu. Wrzucił kostki lodu do szklanki, a ich cichy brzęk rozszedł się po salonie, mieszając się z odległym szumem deszczu, który wciąż dudnił o szyby. Zerknął na Kaito jeszcze raz, ale jego spojrzenie było nieprzeniknione, jak tafla wody skrywająca głębinę.
Kaito wyciągnął rękę, odbierając od niego gotowego drinka i serwetkę. Ciemny płyn zalśnił w świetle, gdy przechylił szklankę, a zapach koniaku – ciepły, z nutą dębu i wanilii – na moment rozproszył jego irytację. Lu gestem zaprosił go do jadalni, gdzie czekała już kolacja, ale Kaito, zamiast ruszyć za nim, warknął cicho, nie mogąc powstrzymać złości.
– Lu, na litość boską – powiedział, a jego głos, choć wciąż cichy, nabrał łagodniejszego tonu. – Traktuj mnie znowu jak przyjaciela, kiedy jesteśmy sami. Proszę.
Lu zamarł na moment, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. Spojrzał na Kaito, a jego oczy, zwykle ciepłe, teraz błyszczały czymś, co mogło być mieszanką urazy i niepewności.
– To nie jest dobry pomysł – odparł po chwili, a jego głos był cichy, niemal kruchy. – Miał pan rację. Powinienem znać swoje miejsce. – Podniósł wzrok, patrząc mu prosto w oczy. – Pan jest Panem. Nie powinniśmy się przyjaźnić. To nie wypada. Zbyt wiele sobie wyobrażałem.
Kaito ściągnął brwi, a złość, która na moment przygasła, znów zapłonęła w jego piersi. Postąpił krok bliżej, a jego głos, choć wciąż spokojny, nabrał ostrości.
– Skoro jestem tu Panem i to ja stanowię prawo, to nie ty będziesz decydował, z kim mogę się przyjaźnić – powiedział, a jego słowa były jak cięcie nożem, choć w jego oczach czaiła się prośba.
Lu wyglądał na zaskoczonego, a jego dłonie, wciąż trzymające serwetkę, zadrgały lekko. Kaito westchnął, a jego rysy złagodniały. Na jego ustach pojawił się lekki, niemal przepraszający uśmiech.
– Przepraszam, Lu – powiedział cicho. – Za to, jak cię potraktowałem przy tamtym posiłku. I za to, że zapomniałem z tobą porozmawiać, kiedy tego potrzebowałeś. Nie mogę cofnąć czasu, ale chciałbym, żeby między nami było jak kiedyś.
Lu zamyślił się, a jego spojrzenie, wciąż niepewne, wędrowało po twarzy Kaito, jakby szukał w niej potwierdzenia jego słów. Po długiej chwili uniósł wzrok i zapytał cicho, niemal nieśmiało:
– To… może moglibyśmy pooglądać po kolacji jakieś horrory?
Kaito zaśmiał się krótko, a napięcie, które wisiało między nimi, rozproszyło się jak mgła w porannym słońcu.
– Nie przepadam za horrorami – przyznał, kręcąc głową. – Ale niech będzie.
Idąc razem do jadalni, Lu rzucił jeszcze, z lekkim uśmiechem:
– A moglibyśmy zamówić coś z McDonald’s?
Kaito parsknął śmiechem, a jego oczy błysnęły rozbawieniem.
– Nie przeginaj – odparł, ale po chwili, widząc błagalne spojrzenie Lu, dodał: – Zastanowię się.
W jadalni zasiedli do stołu we trójkę – Kaito, Lu i Hiro, który wciąż unikał spojrzenia swego Pana, skupiając się na talerzu przed sobą. Kolacja, w przeciwieństwie do feralnego obiadu sprzed dwóch dni, wyglądała przepysznie. Wołowina w warzywach, lśniąca od sosu, pachniała obietnicą smaku, a obok niej piętrzyły się miseczki z ryżem i sałatką z ogórków, skropioną olejem sezamowym. Zapach był tak kuszący, że nawet napięcie, które wciąż czaiło się w kącikach jadalni, zdawało się blednąć w jego obliczu.
Po kolacji, która tym razem okazała się prawdziwą ucztą dla podniebienia, Hiro i Lu sprzątali jadalnię w pośpiechu, jakby ścigali się z niewidzialnym zegarem. Talerze brzęczały cicho, gdy lądowały w zmywarce, a sztućce, starannie opłukane, znikały w szufladzie z metalicznym szelestem. Hiro, wciąż nieco spięty w obecności Kaito, poruszał się z nerwową energią, unikając jego spojrzenia, podczas gdy Lu, z typową dla siebie gracją, nadzorował proces, poprawiając co rusz drobiazgi, których nie dopatrzył Hiro, czy przecierając blat stołu wilgotną ściereczką. Gdy kuchnia lśniła czystością, obaj chłopcy, wymieniwszy szybkie spojrzenia, ruszyli na górę, by wziąć prysznic i przygotować się do wieczoru.
Hiro, owinięty w miękki ręcznik, stał przed lustrem w łazience, susząc włosy suszarką, której ciepły strumień powietrza rozwiewał jego ciemne pasma. Jego ruchy były mechaniczne, a spojrzenie nieco nieobecne, jakby wciąż przetrawiał wydarzenia ostatnich dni. Tymczasem Lu, z twarzą pokrytą zielonkawą maseczką nawilżającą i włosami owiniętymi w turban z ręcznika, zszedł do kuchni lekkim krokiem, nucąc pod nosem melodię, której Hiro nie rozpoznawał.
W kuchni wyciągnął duży garnek, do której wsypał paczkę popcornu i postawił na ogniu. Zapach prażonego ziarna wkrótce wypełnił pomieszczenie, mieszając się z resztkami aromatu kolacji. Gdy przekąska była gotowa przesypał ją do miski i posolił. Do tego przygotował dzbanek mrożonej herbaty z plasterkami cytryny i trzy szklanki, które ustawił na tacy. Zadowolony z efektu, zaniósł wszystko do salonu, gdzie z dbałością o szczegóły poukładał ozdobne poduszki na obszernej kanapie, tworząc przytulne gniazdo, w którym wszyscy mogliby się wygodnie umościć.
Siadając na skraju kanapy, Lu włączył telewizor i zaczął przeglądać bibliotekę filmów na platformie streamingowej. Wiedział, że Kaito nie przepada za horrorami, więc odrzucił od razu tytuły z gatunku gore, których krwawe sceny mogłyby przyprawić mężczyznę o grymas niezadowolenia, oraz slashery, których prześmiewczy patos wydawał mu się zbyt banalny na ten wieczór. Po chwili namysłu jego wybór padł na Paranormal Activity – film, który, choć straszył, opierał się na subtelnym napięciu, a nie epatował nadmierną brutalnością. Włączył go, ale zatrzymał na pierwszej klatce, cierpliwie czekając na resztę towarzystwa. W międzyczasie odwinął mokre włosy z ręcznika, pozwalając im opaść na ramiona, i ruszył do łazienki, by dokończyć swoją wieczorną rutynę.
W łazience, stojąc przed lustrem, Lu zmył maseczkę z twarzy, a jego skóra, teraz gładka i lekko zaróżowiona, lśniła w świetle żarówki. Sięgnął po słoiczek z kremem nawilżającym, a potem po lekkie serum, nakładając je na twarz z precyzją alchemika, który waży składniki eliksiru. Hiro, który krzątał się po pokoju, przystanął na chwilę i przyglądał się temu procesowi z fascynacją, jakby obserwował rytuał, którego tajemnice chciałby kiedyś zgłębić. Jego oczy, szeroko otwarte, śledziły każdy ruch dłoni Lu, aż w końcu chłopak zerknął na niego z uśmiechem i puścił mu figlarne oczko.
Hiro momentalnie spłonął rumieńcem, odwracając wzrok w panice. Pospiesznie wsunął na stopy skarpetki, chwycił z łóżka swoją poduszkę w kształcie szopa i wtulił w nią twarz, jakby chciał ukryć się przed światem. Lu parsknął cichym śmiechem, ale nie skomentował tego, skupiając się na dokończeniu pielęgnacji swojej ładnej twarzy.
Po wielu minutach wyszedł z łazienki, a jego kroki, lekkie i niemal bezszelestne, zatrzymały się w progu sypialni. Zlustrował Hiro spojrzeniem, w którym czaiło się rozbawienie, a kąciki jego ust uniosły się w figlarnym uśmiechu. Hiro siedział na brzegu łóżka, ubrany w błękitne krótkie spodenki i koszulkę z kołnierzykiem, zapinaną na guziki, ozdobioną drobnym wzorem w cytrynki. Strój, choć prosty, miał w sobie chłopięcą świeżość, która kontrastowała z jego nieśmiałą postawą. Przydługa grzywka opadała mu na oczy, więc Lu, z cichym chichotem, podszedł do komody i wyciągnął z szuflady małą spinkę z żabką. Z wprawą wpiął ją we włosy Hiro, odsuwając niesforne pasma z jego czoła.
– No, teraz lepiej – mruknął, ignorując niechętną minę chłopaka, który skrzywił się, jakby spinka była osobistą zniewagą.
Widząc jego grymas, Lu, z teatralnym westchnieniem, sięgnął po kolejną spinkę – tym razem z motywem kraba, pasującą do jego czerwonej koszulki, która zwisała luźno z ramion, zsuwając się lekko z jednego, odsłaniając smukły obojczyk. Czarne, obcisłe spodenki kontrastowały z nonszalancką górą, dodając mu odrobiny zadziorności. Wpiął spinkę we własne, wciąż wilgotne włosy, a potem spojrzał na Hiro z triumfem.
– Gotowi na noc pełną grozy! – oznajmił, klasnąwszy w dłonie z entuzjazmem, który zdawał się wypełniać całą przestrzeń.
Obaj zeszli do salonu, gdzie czekał już Kaito, pochylony nad stolikiem kawowym. Mężczyzna właśnie dosypywał do miseczki orzeszki w ostrej skorupce, a ich pikantny zapach mieszał się z aromatem popcornu i cytrynowej herbaty. Gdy podniósł wzrok i zobaczył ich obu, jego brwi ściągnęły się w wyrazie konsternacji.
– Co Hiro tu robi? – zapytał, a jego ton był ostry, niemal oskarżycielski.
Hiro momentalnie skulił się, chowając twarz w pluszowej poduszce z wizerunkiem szopa, którą wciąż ściskał w ramionach. Jego palce zacisnęły się na puchatym materiale, jakby chciał zniknąć w jego miękkości. Mówił Lu, że to nie jest dobry pomysł, że jego udział w wieczorze filmowym to proszenie się o kłopoty, ale starszy chłopak uparł się, twierdząc, że będą się świetnie bawić.
Lu, niewzruszony reakcją Kaito, wzruszył ramionami i odpowiedział za Hiro, a jego głos brzmiał swobodnie, niemal prowokująco:
– No przecież mamy oglądać filmy.
Kaito zmrużył oczy, a jego spojrzenie przeszyło Lu na wylot.
– Hiro jest za młody na horrory – stwierdził, a jego ton był stanowczy, choć podszyty nutą irytacji. – Chcesz go potem uspokajać pół nocy, kiedy będzie miał koszmary?
Lu zerknął na Hiro, który wciąż chował się za poduszką, a jego drobna sylwetka zdawała się jeszcze bardziej kurczyć pod ciężarem spojrzenia Kaito. Podrapał się po głowie, a na jego twarzy pojawił się wyraz lekkiego zakłopotania.
– No… może trochę nie pomyślałem – przyznał, a jego głos stracił na chwilę swoją zwykłą pewność. – Ale możemy obejrzeć coś zwyczajnego, żeby Hiro też mógł z nami posiedzieć.
Kaito pokręcił głową, a jego rysy stwardniały.
– Nie ma takiej potrzeby – odparł chłodno. – Hiro, idź spać. A ty, Lu, przestań wymyślać i włącz ten film.
Lu spojrzał na niego z chłodem, a jego usta zacisnęły się w wąską linię. Nachylił się do Hiro i powiedział cicho, z nutą szczerego żalu:
– Przykro mi, mały. Idź do pokoju.
Poczochrał mu napuszone od suszenia włosy, a potem nachylił się bliżej i szepnął mu do ucha, tak by Kaito nie słyszał:
– W szafie za butami schowałem paczkę żelków. Możesz zjeść wszystkie.
Hiro zamrugał, a jego oczy, wciąż wilgotne od wstydu, błysnęły lekkim zaskoczeniem. Lu wyprostował się, a jego spojrzenie, gdy zwrócił się do Kaito, było ostre jak brzytwa.
– Już włączam, proszę pana – powiedział, akcentując ostatnie słowa z wyraźną złośliwością.
Kaito wywrócił oczami, a jego dłoń machnęła w powietrzu, jakby chciał rozgonić irytację, która wisiała między nimi.
– Nie strzelaj fochów – mruknął. – Hiro jest młody, musi dużo spać, bo nie urośnie.
Lu prychnął, a jego głos ociekał sarkazmem.
– No jasne, bo jakby został z nami tę godzinę czy dwie, to byłoby katastrofalne dla jego zdrowia.
Kaito spojrzał na niego ostrzegawczo, a jego głos, gdy wypowiedział jego imię, był jak uderzenie młotka.
– Lu.
Chłopak westchnął, unosząc dłonie w geście kapitulacji.
– Dobrze, już. Obejrzyjmy ten film – mruknął, sięgając po pilot.
Gdy jednak jego palce dotknęły przycisków, na jego ustach wykwitł lekko złośliwy uśmiech. Zamiast włączyć wybrany lekki horror, wycofał się do menu i przełączył na Klątwę – film, którego mroczna atmosfera i nagłe jump-scare’y były niemal legendarne. Przygasił światło w salonie do minimum, pozostawiając jedynie nikły blask lampy w rogu, który rzucał długie, drżące cienie na ściany. Siadając na kanapie, z miską popcornu w dłoniach, Lu rzucił Kaito spojrzenie pełne cichego wyzwania, jakby mówił: No, zobaczymy, kto tu będzie miał w nocy koszmary.
Hiro, stojąc u szczytu schodów, obejrzał się jeszcze przez ramię, rzucając tęskne spojrzenie na salon, który tonął w przytulnym półmroku. Niebieskawy blask telewizora rzucał rozedrgane, niepokojące cienie na ścianę a jego uszu dobiegła cicha melodia i głos lektora, czytającego wstęp do filmu. Chłopak szybko odwrócił wzrok, unikając czarnych luster na korytarzu, które zdawały się wpatrywać w niego jak milczący strażnicy. Ich gładkie, lśniące powierzchnie budziły w nim irracjonalny niepokój, podobnie jak obrazy w ciężkich ramach, które, choć były jedynie ozdobami, wydawały się skrywać coś więcej niż tylko farbę i płótno.
Może Kaito miał rację, że horrory nie byłyby dla niego – skoro bał się zwykłych tafli szkła, to jak miałby znieść filmowe demony? A jednak w sercu czuł ukłucie żalu. Przecież mógłby zakryć oczy poduszką w strasznych momentach, wtulić się w pluszowego szopa i po prostu nie patrzeć. Ale decyzja nie należała do niego.
Z westchnieniem pchnął drzwi do pokoju i przemknął do środka, zamykając je za sobą z cichym kliknięciem. Zgodnie z radą Lu, wygrzebał z szafy, zza stosu butów, paczkę żelek. Szeleszcząca folia ustąpiła pod jego palcami, a on, nie zwlekając, wpakował do ust całą garść. Słodki smak brzoskwiń rozlał się po jego języku, miękki i orzeźwiający, wywołując mimowolny uśmiech na jego twarzy. Może nie było to tak ekscytujące jak wieczór filmowy, ale zamierzał cieszyć się tym, co miał.
Usiadł na łóżku, opierając się plecami o chłodną ścianę, i ułożył przed sobą pluszowego szopa, którego puchate futerko wciąż dawało mu poczucie bezpieczeństwa. Lu wczoraj przyniósł do ich pokoju małe radio z kuchni, by mogli zagłuszać nim burzę, gdyby znów przyszła w nocy. Hiro włączył je teraz, ustawiając na stację, gdzie spiker prowadził żywą rozmowę z dzwoniącymi słuchaczami. Tematem dzisiejszego programu był jakiś damski zespół muzyczny, a głosy rozmówców, pełne entuzjazmu, mieszały się z muzyką w tle.
Hiro wyciągnął z nocnej szafki swój zeszyt i ołówek, po czym usiadł w skrzyżnym siadzie, opierając zeszyt na głowie szopa. Otworzył go na stronie pokrytej koślawymi znakami – próbami kaligrafii, które ćwiczył pod okiem Lu. Wczoraj starszy chłopak pokazał mu, jak można zapisać jego imię. Nie byli pewni, jakie znaki naprawdę się w nim znajdowały, więc Lu zaproponował kilka wersji.
Twierdził, że najbardziej pasuje do niego zapis znakiem 博 – oznaczającym mądrość i wiedzę – ale Hiro kręcił nosem. Znak był skomplikowany, pełen kresek, które jego nieporadne palce ledwie potrafiły odtworzyć. On sam wolał prostszy zapis – 宏, oznaczający szeroki i wielki. Choć znaczenie było jego całkowitym przeciwieństwem, prostota znaku, składającego się z zaledwie kilku kresek, wydawała mu się idealna.
Ujął ołówek i zaczął kreślić: najpierw czapeczka, potem pozioma kreska z ogonkiem, na końcu zawijasek przypominający trójkąt. Ot, cała filozofia. Wypełnił w ten sposób kilka stron, a jego ruchy stawały się coraz pewniejsze, choć wciąż dalekie od doskonałości. Od czasu do czasu zerkał na swoje dzieło, a kąciki jego ust unosiły się w lekkim uśmiechu, jakby każda kreska była małym zwycięstwem.
Gdy oczy zaczęły go szczypać od zmęczenia, sprawdził, ile kartek zostało do końca zeszytu. Niewiele – ledwie kilkanaście pustych stron. Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien poprosić Pana o nowy. Myśl ta wywołała w nim nagły niepokój. W klubie Takenaki, a nawet w rodzinnym domu, prośba o coś tak prostego jak szklanka wody często kończyła się bólem – krzykami, a czasem czymś gorszym. Może więc lepiej będzie najpierw zapytać Lu?
Odłożył zeszyt na nocną szafkę, ziewając szeroko. Chciał wyłączyć radio i położyć się spać, ale wtedy jego żołądek zaburczał donośnie, przecinając ciszę jak skalna lawina. Hiro, choć był sam, poczuł, jak policzki mu płoną ze wstydu, że jego ciało tak bezczelnie upomina się o jedzenie. Powinien był zjeść więcej potrawki, którą przygotował pod czujnym okiem Lu, ale obecność Kaito przy stole ściskała mu gardło, sprawiając, że każdy kęs smakował jak popiół. Westchnął, wtulając się w szopa i zamknął oczy, próbując ignorować burczenie, które wciąż przypominało mu o głodzie.
Tymczasem Lu bawił się wręcz doskonale, choć Klątwę oglądał już tyle razy, że znał niemal każdą scenę na pamięć. Zajadał popcorn, chrupiąc go z leniwą nonszalancją, a jego spojrzenie wędrowało częściej ku Kaito niż ekranowi. Mężczyzna, mimo prób zachowania stoickiego spokoju, zdradzał się drobnymi gestami – kulił ramiona w pełnych napięcia momentach, a gdy na ekranie pojawiały się nagłe jump-scare’y, podskakiwał, ledwie tłumiąc krzyk. Lu parsknął śmiechem kilka razy, a jego oczy lśniły figlarnym rozbawieniem, gdy obserwował, jak Kaito zaciska dłonie na poduszce, próbując ukryć swoje reakcje.
Nagle za ich plecami rozległo się skrzypnięcie podłogi – ciche, ale ostre, jak zgrzyt paznokci na szkle. Po nim nastąpił chrapliwy, niemal bulgoczący odgłos, który zdawał się wibrować w powietrzu. Obu mężczyznom ścierpła skóra. Spojrzeli na siebie, ich oczy rozszerzyły się w panice, a ciała zamarły w bezruchu, jakby instynktownie bali się odwrócić i zobaczyć, co czai się za nimi. Cisza, która zapadła, była niemal namacalna, aż przerwało ją donośne kichnięcie, które wyrwało z gardeł Lu i Kaito piskliwy, niemal komiczny krzyk.
Kaito odwrócił się jako pierwszy, a jego twarz momentalnie stężała.
– Co do kurwy nędzy, tu robisz?! – warknął, a jego głos drżał od mieszanki złości i ulgi.
Hiro kulił się w połowie drogi do kuchni, niemal przyklejony do ściany, jakby chciał stopić się z jej powierzchnią. Powoli odwrócił się i wyprostował, a jego dłonie nerwowo ściskały brzeg koszulki.
– P-przepraszam – wyszeptał, a jego głos był ledwie słyszalny. – Zgłodniałem… chciałem tylko wziąć coś z lodówki.
Lu zatrzymał film, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.
– Hiro, jesteś lepszy niż niejeden horror – rzucił, chichocząc, a jego ton był lekki, jakby całe zajście było jedynie zabawną anegdotą.
Kaito jednak nie podzielał jego dobrego humoru. Zmarszczył brwi, a jego spojrzenie, choć nie tak ostre jak wcześniej, wciąż zdradzało irytację.
– Nie wiesz, że w trakcie ciszy nocnej nie wolno ci opuszczać pokoju bez powodu? – zapytał, a jego głos brzmiał bardziej na znużony niż wściekły.
Hiro przygryzł wargę, a jego oczy błysnęły niepewnością.
– Miałem powód – mruknął, spuszczając wzrok. – Byłem głodny.
Kaito westchnął, a jego ramiona opadły w geście rezygnacji.
– Ważny powód – podkreślił, akcentując każde słowo.
Chłopak znów przeprosił, a jego głos drżał, jakby spodziewał się kary. Kaito spojrzał na Lu, który wpatrywał się w niego z uniesionymi brwiami, a na jego twarzy malował się wyraz, który zdawał się mówić: No, zrób coś. Kaito zmrużył oczy, a jego spojrzenie było jak ostrze, ale po chwili sięgnął po telefon z kieszeni.
– To ostatni raz, kiedy wam pobłażam – mruknął, otwierając aplikację do zamawiania jedzenia i wybierając McDonald’s.
Hiro zamrugał, zaskoczony, że Lu został zaliczony do tej reprymendy, choć przecież to on złamał zakaz. Kaito machnął na niego ręką, przywołując go do siebie. Hiro podszedł niepewnie do kanapy, a gdy mężczyzna chwycił go za nadgarstek i usadził między swoimi nogami, plecami do siebie, chłopak pisnął cicho, a jego ciało zesztywniało. Kaito objął go w talii, a jego oddech musnął ucho Hiro, gdy mruknął:
– Na co masz ochotę?
Podał mu telefon, a kolorowe obrazki zestawów zamigotały na ekranie. Hiro zamrugał, zestresowany bliskością Kaito i koniecznością wyboru. Jego wzrok przeskakiwał między zdjęciami, a dolna warga zadrgała lekko. Lu nachylił się do nich, a na jego ustach błąkał się leniwy uśmiech.
– Ja chcę powiększony zestaw z burgerem z teriyaki, nuggetsami i napojem melonowym – oznajmił bez wahania. – I mleczne ciastko.
Kaito zerknął na niego kątem oka, a jego brew uniosła się w wyrazie sceptycyzmu.
– To nie ty narzekałeś, że napychanie się na noc jest niezdrowe? – zapytał, a jego ton był podszyty lekką kpiną.
Lu tylko wzruszył ramionami, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
– Człowiek czasem zmienia zdanie – odparł swobodnym tonem.
Kaito przewrócił oczami, po czym spojrzał na Hiro.
– Wybrałeś już coś? – zapytał, dodając do zamówienia coś dla siebie.
Lu, widząc drżenie wargi chłopaka, przejął inicjatywę.
– Weź mu zwykłego cheeseburgera z frytkami i colą – zaproponował. – I to ciastko z serem i ziemniakami z limitowanej edycji.
Hiro odetchnął z ulgą, a jego głowa kiwnęła lekko w podziękowaniu. Kaito złożył zamówienie, a potem odłożył telefon na stolik.
– Dostawca będzie do pół godziny – oznajmił.
Lu jęknął teatralnie.
– Strasznie długo – mruknął, opierając się wygodniej o poduszki. – Mieszkanie na przedmieściach ma swoje minusy.
Kaito wzruszył ramionami.
– To akurat, żebyśmy dokończyli film – odparł, a jego ton był rzeczowy, choć w kącikach ust czaił się cień rozbawienia.
Lu zerknął na ekran, gdzie wciąż widniała zatrzymana klatka Klątwy, a potem na Kaito, a jego oczy błysnęły figlarnym wyzwaniem.
– No to wracamy do straszenia – powiedział, sięgając po pilot.
Hiro wiercił się niespokojnie w objęciach Kaito, choć z całych sił starał się pozostać nieruchomym. Jego drobne ciało, uwięzione między nogami mężczyzny, drgało mimowolnie, jakby każdy szelest czy nagły dźwięk z ekranu wbijał się w jego nerwy jak igła. Nie rozumiał fabuły Klątwy – zawiłe nici narracji ginęły w chaosie jego lęku – ale nie musiał jej pojmować, by czuć, jak strach zaciska mu gardło. Kaito, dostrzegając jego napięcie, zakrywał mu oczy w najstraszniejszych momentach, a jego ciepła dłoń przesłaniała ekran, gdy na nim pojawiały się mroczne sylwetki czy nagłe, rozdzierające ciszę wrzaski. Jednak same dźwięki – chrapliwe szepty, skrzypienie podłóg, odległe, niepokojące pomruki – działały na wyobraźnię Hiro jeszcze silniej, malując w jego głowie obrazy, od których skóra mu cierpła.
Gdy na ekranie pojawiły się napisy końcowe, Hiro odetchnął z ulgą, a jego ramiona, dotychczas napięte jak struny, rozluźniły się nieznacznie. Kaito również zdawał się odprężyć – jego oddech, dotąd krótki i urywany, stał się głębszy, a uścisk na talii chłopaka zelżał, jakby film wyczerpał ich obu. Lu, z uśmiechem błąkającym się na ustach, wstał z kanapy, chwytając miskę po popcornie. Idąc do kuchni, zapalił światło w salonie, a jasny blask zalał pomieszczenie, zmuszając go do przysłonięcia oczu dłonią, by przyzwyczaić się do nagłej zmiany.
Wrócił w samą porę – dzwonek do drzwi rozbrzmiał melodyjnie, zwiastując przybycie dostawcy. Lu odebrał torby, zamknął drzwi z cichym trzaskiem i wrócił do salonu, gdzie na stoliku kawowym zaczął wypakowywać jedzenie. Papierowe torebki zaszeleściły, gdy rozdzielał kanapki, frytki i dodatki, a zapach ciepłych bułek i smażonego mięsa wypełnił pomieszczenie, mieszając się z resztkami aromatu popcornu.
Kaito od razu chwycił swojego burgera, wgryzając się w niego z apetytem, a Lu, z typową dla siebie swobodą, rozsiadł się na kanapie z zestawem teriyaki i nuggetsami. Hiro jednak zamarł po pierwszym kęsie cheeseburgera. Jego spojrzenie utkwiło w kanapce, jakby widział ją po raz pierwszy. Kaito, zauważywszy jego wahanie, odstawił frytkę i spojrzał na niego z uniesioną brwią.
– Coś ci nie smakuje? – zapytał, a jego głos był spokojny, choć podszyty nutą ciekawości.
Hiro drgnął lekko, jakby wyrwany z transu, i pokręcił głową.
– Nie, wszystko gra – mruknął pospiesznie, po czym wgryzł się w kanapkę z niemal desperacką determinacją.
Prawda była jednak inna. To nie smak mu przeszkadzał – ciepły, soczysty burger i chrupiące frytki były niemal rozkoszą po całym dniu stresu. To ręka Kaito, która spoczywała na jego udzie, paliła go jak rozgrzany węgiel. Czuł każdy palec, każdy punkt nacisku, jakby skóra mężczyzny zostawiała na nim niewidzialne ślady. Chciałby siedzieć obok Lu, a najlepiej w swoim pokoju, gdzie mógłby w spokoju cieszyć się jedzeniem, nie czując ciepła ciała Pana na plecach. Ale był tu, na jego kolanach, uwięziony w uścisku, który jednocześnie przerażał go i paraliżował.
Nagły błysk flesza oślepił go na moment, zmuszając do zmrużenia jednego oka. Kaito zaklął cicho, odstawiając napój.
– Lu, do cholery, nie rób mi zdjęć, kiedy jem – warknął, a jego ton balansował między irytacją a rozbawieniem.
Lu zachichotał, przysuwając się do nich z telefonem w ręku. Zanim Kaito zdążył zareagować, zrobił zdjęcie im w trójkę, a na jego twarzy wykwitł szelmowski uśmiech.
– To dla mojego Pana – rzucił, a jego głos drgał od tłumionego śmiechu. – Dowody zbrodni.
Kaito wychylił się, próbując chwycić telefon, ale Lu odskoczył na drugi koniec kanapy, pokazując mu język w dziecinnym geście.
– Nie wygłupiaj się – mruknął Kaito, wzdychając ciężko. – I nie wysyłaj tego Aki’emu. Jest późno, jeszcze pomyśli, że znowu piliśmy.
Lu puścił mu oczko, a jego palce zawisły nad ekranem telefonu.
– Dziś środa – odparł z lekką kpiną. – Pan na pewno jeszcze nie śpi. I spójrz, na stole nie ma alkoholu.
Kaito wywrócił oczami, ale kącik jego ust drgnął w lekkim uśmiechu.
– No tak, środa, dzień loda – mruknął, a jego ton był niemal nostalgiczny.
Hiro, wciąż ściskając cheeseburgera, spojrzał na nich zdezorientowany, nie rozumiejąc gry słów.
– Pan Lu też ogląda dziś filmy i je lody? – zapytał cicho, a jego głos zdradzał szczerą ciekawość.
Kaito i Lu wymienili spojrzenia, a po chwili wybuchli śmiechem, który rozniósł się po salonie jak ciepły wiatr. Kaito zmierzwił włosy Hiro, a jego dłoń, choć ciężka, miała w sobie zaskakującą łagodność.
– Twoja niewinność jest urocza – powiedział, a jego oczy błysnęły rozbawieniem, które na moment rozproszyło napięcie.
Hiro spłonął rumieńcem, niemal chowając twarz w kanapce, a Lu, wciąż chichocząc, odłożył telefon i wrócił do swoich nuggetsów, jakby cała sytuacja była jedynie kolejnym aktem ich wieczornej zabawy.
Poranek w willi Kaito był cichy, niemal leniwy, choć powietrze wciąż nosiło w sobie subtelny zapach wczorajszego wieczoru – mieszankę smażonego mięsa i cytrynowej herbaty. Hiro, już po śniadaniu, które przygotował z niemal przesadną starannością, szedł ostrożnie korytarzem, niosąc małą, lakierowaną tacę. Na niej stała filiżanka czarnej kawy, której aromat unosił się w ciepłych smugach, oraz szklanka wody, której powierzchnia falowała niebezpiecznie przy każdym kroku. Chłopak nalał jej zbyt dużo, a teraz musiał balansować tacą, by nie rozlać zawartości na lśniącą podłogę. Jego ruchy były sztywne, niemal mechaniczne, a oczy, podkrążone z niewyspania, skupione na szkle, jakby to od niego zależało powodzenie całej misji.
Wczorajszy wieczór ciążył mu na powiekach. Położyli się tak późno, że Hiro czuł, jakby jego ciało poruszało się na resztkach energii. Nie pamiętał, by wracał do pokoju i kładł się do łóżka, a jednak obudził się w nim, otulony ciepłą kołdrą, z pluszowym szopem w ramionach. Lu zdradził mu rano, że zasnął na kanapie, a to Kaito zaniósł go na górę. Myśl ta budziła w Hiro sprzeczne uczucia – strach, że Pan mógłby go zbesztać za zaśnięcie w jego towarzystwie, mieszał się z ciepłym zaskoczeniem, że zamiast zostawić go na kanapie, gdzie mógłby zmarznąć i nabawić się kataru, zadał sobie trud, by przenieść go do łóżka. Może dlatego Hiro tak bardzo przykładał się do śniadania? Każde jajko, które smażył, każdy plaster pomidora, który układał na talerzu, był jak cicha wdzięczność za tę drobną oznakę dobroci.
Zapukał do drzwi gabinetu, a jego dłoń, choć drżąca, wydała cichy, niepewny stukot. Gdy z wnętrza dobiegło krótkie „Wejdź”, pchnął drzwi i wkroczył do środka. Pomieszczenie, choć odmienione nowym biurkiem i krzesłem, wciąż napawało go lękiem. Zapach świeżej skóry, którą obito fotel, wdzierał się do jego nozdrzy, a wspomnienie tamtego dnia – gdy w tak okrutny sposób stracił dziewictwo – ścisnęło mu żołądek w supeł. Jego kroki stały się niepewne, jakby podłoga pod nim falowała. Może to zmęczenie, może skupienie na szklance wody, a może nagła zmiana perspektywy, gdy uniósł wzrok na Kaito, siedzącego za biurkiem, sprawiły, że stracił równowagę. Noga zahaczyła o krawędź dywanu, a Hiro runął na bok jak długi, z tacy zaciśniętą w dłoniach, jakby mogła uchronić go przed upadkiem.
Kaito zerwał się z krzesła w odruchu, gdy zawartość szklanki chlusnęła na niego, zalewając koszulę i blat biurka. Woda spływała po jego ramieniu, a mokre plamy rozlewały się na dokumentach. Już otwierał usta, by krzyknąć, gdy w zwolnionym tempie zobaczył, jak filiżanka z kawą wylatuje z tacy, wirując w powietrzu. Gorący płyn rozprysnął się na plecach Hiro, a chłopak syknął z bólu, upadając na kolana.
Umysł Kaito w ułamku sekundy przetworzył sytuację. Ciałem szarpnęła adrenalina – błyskawicznie odwrócił laptop do góry nogami, by uchronić go przed zalaniem, ignorując mokre papiery. W dwóch krokach dopadł do Hiro, który skulił się na podłodze, odruchowo zasłaniając ręką, jakby spodziewał się ciosu.
Kaito jednak nie miał zamiaru go uderzyć. Z grymasem bólu na twarzy zdarł z chłopaka koszulkę, odsłaniając zaczerwienioną skórę pleców, na której gorąca kawa zostawiła różowe ślady. Skrzywił się, widząc delikatne oparzenie, i chwyciwszy Hiro za nadgarstek, podniósł go z podłogi z zaskakującą ostrożnością. Nie zważając na mokrą koszulę, która lepiła mu się do torsu, wyciągnął chłopaka na korytarz. W progu niemal zderzył się z Lu, który pojawił się, zwabiony hałasem.
– Posprzątaj w gabinecie – rzucił Kaito, a jego głos, choć napięty, nie dopuszczał sprzeciwu.
Nie czekając na odpowiedź, pociągnął Hiro w stronę najbliższej łazienki, jego kroki były szybkie, niemal gwałtowne, ale dłoń na nadgarstku chłopaka była zadziwiająco delikatna.
W łazience, której chłodne, białe kafelki odbijały światło jarzeniówki, Kaito działał szybko, ale z zaskakującą precyzją. Zamknął drzwi za sobą i, nie zważając na niepewny wzrok Hiro, sięgnął do jego spodni. Z wprawą rozpiął guzik i zsunął materiał, pozostawiając chłopaka w samej bieliźnie, by ten czuł się choć odrobinę mniej skrępowany. Hiro, roztrzęsiony, próbował zaprotestować, unosząc dłonie w odruchu obronnym, ale Kaito, ignorując jego słaby sprzeciw, pchnął go delikatnie, lecz stanowczo w stronę kabiny prysznicowej.
– Musimy schłodzić oparzenie – powiedział, a jego głos, choć spokojny, miał w sobie nutę, która nie dopuszczała dyskusji.
Hiro, wciąż drżący, wszedł pod prysznic, a Kaito, nie zdejmując własnej mokrej koszuli, która lepiła mu się do torsu, stanął za nim. Odkręcił deszczownicę, a zimna woda spłynęła na nich z cichym szumem, niczym letni deszcz. Hiro krzyknął z zaskoczenia, gdy lodowaty strumień dotknął jego skóry, i instynktownie szarpnął się do tyłu, próbując uciec. Kaito chwycił go za nadgarstki, jego dłonie były pewne, ale nie brutalne, uniemożliwiając chłopakowi ruch.
– Spokojnie – mruknął, a jego ton był niemal kojący, choć woda, która nasiąkała jego ubranie, spływała po nim w zimnych strużkach.
Hiro szarpnął się jeszcze raz, słabo, jakby resztki jego buntu rozpływały się pod chłodem. W końcu, z rezygnacją, przylgnął do torsu Kaito, jego drobne ciało drżało, a mokre włosy przykleiły się do jego karku. Kaito, niewzruszony przemoczonym ubraniem, powoli puścił jego nadgarstki i położył ciepłe dłonie na ramionach chłopaka. Jego palce, choć wilgotne, niosły w sobie ciepło, które kontrastowało z lodowatą wodą.
– Wytrzymaj jeszcze chwilę – szepnął, a jego głos, cichy i łagodny, zdawał się przecinać szum deszczownicy.
Słysząc, jak Hiro pociąga nosem, co zdradzało, że chyba płacze, Kaito obserwował uważnie jego plecy. Zaczerwieniona skóra, która jeszcze chwilę temu pulsowała różem, powoli bladła pod wpływem chłodu, wracając do naturalnego odcienia. Odetchnął w duchu, a jego palce, niemal mimowolnie, przeczesały przydługie, mokre włosy Hiro, odgarniając je z jego karku. Chyba zadziałał dostatecznie szybko – gorąca kawa, choć bolesna, nie zostawiła trwałych śladów.
– Musisz bardziej uważać, kiedy niesiesz coś gorącego – powiedział spokojnie, a jego ton, choć poważny, nie niósł w sobie złości. – Piecze cię jeszcze?
– Nie – Hiro mruknął cicho, ledwie słyszalnie
Ostrożnie uniósł głowę, a jego piwne oczy, błyszczące od łez, spojrzały na Kaito z mieszanką niepokoju i nieśmiałej wdzięczności. Mokre pasemka włosów kleiły się do jego policzków, a drżąca dolna warga, lekko rozchylona, zdradzała jego kruchość. Kaito, na moment, wstrzymał oddech. Widok chłopaka – tak bezbronnego, z oczami jak dwa jeziora pełne emocji – sprawił, że coś w jego piersi ścisnęło się boleśnie.
Kiedy ta scena pełna troski zmieniła się w niechcianą brutalność? Kiedy przyparł go do ściany, zmusił do klęku, obnażył na wpół stojący członek i wepchnął mu go do ust mimo zaciśniętych warg i przerażonych oczu? Nie miał pojęcia, ale to nie miało już znaczenia. Teraz już trzymał włosy chłopaka w garści i poruszał biodrami w rytm własnej przyjemności.
Myśl, że Hiro mógłby go w tym momencie ugryźć w tak wrażliwy narząd dodawała pikanterii. Stwardniał całkiem i wypełnił sobą gardło Hiro aż po migdałki. Chłopak krztusił się i zapierał o jego brzuch rękami w desperackiej próbie złapania oddechu, ale nie było w tym rzeczywistej walki. Kaito musiał przyznać, że podoba mu się, iż Hiro stawiał opór jedynie ze strachu a nie z chęci buntu. To dobrze rokowało na przyszłość.
Kaito odchylił głowę w tył, przymykając oczy i rozkoszując się doznaniem. Może i nie było dziś środy, a klęczący przed nim młodzieniec nie miał żadnej wprawy, ale lodzik był niczego sobie. Wyobrażał już sobie jak dobry mógłby w tym być, gdyby trochę go podszkolić. Zdecydowanie będzie musiał nad tym popracować.
W tym samym czasie Lu w pośpiechu wycierał biurko Kaito, zgarniając wilgoć papierowym ręcznikiem, który szybko nasiąkał wodą i resztkami kawy. Zmięte, mokre kulki walały się po podłodze, tworząc chaotyczną mozaikę na lśniącej posadzce, ale chłopak nie zwracał na to uwagi. Jego priorytetem były dokumenty, które, rozmazane i pomarszczone, leżały na blacie jak ofiary nagłej katastrofy. Dociskał ręcznik do papierów z ostrożnością chirurga, uważając, by nie rozmazać bardziej atramentu. Każdy ruch był precyzyjny, niemal nerwowy, a jego brwi ściągały się w skupieniu, gdy osuszał kartki, układając je w stos, by choć trochę odzyskały dawną formę.
Dopiero gdy dokumenty były jako tako uratowane, zajął się biurkiem, przecierając jego politurowaną powierzchnię, aż znów zalśniła w świetle poranka. Laptop, wciąż odwrócony do góry nogami, czekał na swoją kolej. Lu ostrożnie postawił go na właściwej stronie, chwytając nowy kawałek ręcznika, by z nie mniejszą starannością osuszyć klawiaturę i ekran. Niespodziewanie ekran rozbłysnął jasnym światłem, a zaskoczony Lu, przypadkowo nacisnąwszy klawisz, ujrzał, jak połączenie wideo zostaje odebrane. Jego serce podskoczyło, a ciało, niemal bez udziału świadomości, rzuciło się pod biurko, by uniknąć kamery.
Skulony pod masywnym meblem, wstrzymał oddech, jakby najmniejszy szelest mógł go zdradzić. Jego palce zacisnęły się na ręczniku, a w głowie kołatała się myśl, by wypełznąć z gabinetu na czworakach, zanim ktoś zauważy jego obecność. Już szykował się do ucieczki, gdy z głośników dobiegł znajomy głos, ciepły i podszyty rozbawieniem.
– Lu, wstawaj, widzę twoje włosy – zawołał Akihito, a jego śmiech, melodyjny jak dzwonki wiatrowe, wypełnił pomieszczenie.
Lu westchnął z ulgą, a jego ramiona opadły, jakby wypuścił z siebie całe napięcie. Powoli wyprostował się, wychodząc spod biurka, i odruchowo usiadł na skórzanym fotelu Kaito, który stał nieco odsunięty od blatu. Ręcznik papierowy wciąż ściskał w dłoni, a jego spojrzenie, gdy napotkało uśmiechniętą twarz Akihito na ekranie, zdradzało lekkie zakłopotanie.
– Dzień dobry, Panie – przywitał się.
– Kaito ma już tak dość pracy, że mianował cię prezesem? – zapytał Akihito, a jego oczy błysnęły figlarnym rozbawieniem.
Lu zerknął na fotel, w którym siedział, a potem uniósł ręcznik, jakby to była jego tarcza.
– Nie, tylko sprzątam – odparł, a jego śmiech, choć krótki, rozładował napięcie. – Mieliśmy mały wypadek.
Akihito uniósł brew, a na jego ustach pojawił się krzywy uśmiech.
– Yhym. Wszyscy żyją? – zapytał, a jego ton był lekki, choć w spojrzeniu czaiła się ciekawość.
– Tak – odpowiedział Lu, kiwając głową. – Mam zawołać pana Kaito?
Akihito wzruszył ramionami, opierając się wygodniej w fotelu, który widniał za nim na ekranie – elegancki, z ciemnej skóry, pasujący do jego wyniosłej postawy.
– Nie spieszy mi się – mruknął. Po chwili, z błyskiem w oku, zagaił: – Chyba mieliście wczoraj ciekawą noc, co?
Lu uśmiechnął się, ale jego spojrzenie uciekło w bok, a na policzkach pojawił się lekki rumieniec.
– Zrobiliśmy sobie wieczór filmowy – przyznał, a jego głos był cichy, niemal nieśmiały. – Jak w domu.
Akihito prychnął cicho, a jego uśmiech stał się bardziej zadziorny.
– Kaito za bardzo cię rozbestwia – stwierdził, choć w jego tonie nie było prawdziwej złości. – Mam nadzieję, że jak wrócisz, nie będę musiał przypominać ci, czym jest dyscyplina.
Lu spoważniał, choć kąciki jego ust wciąż drgały w lekkim uśmiechu.
– Nie będzie takiej potrzeby – odparł spokojnie, a jego spojrzenie, gdy wróciło do ekranu, było pewne, choć podszyte nutą szacunku.
Odetchnął bezgłośnie z ulgą, gdy drzwi gabinetu uchyliły się, a do środka wszedł Kaito. Mężczyzna, przebrany w suchą koszulę, wycierał mokre włosy ręcznikiem, który zwisał mu z ramienia. Jego kroki były szybkie, a na twarzy malowała się mieszanka zmęczenia i lekkiej irytacji, która jednak zbladła, gdy zauważył Akihito na ekranie.
– Aki? – mruknął, zatrzymując się w pół kroku, a jego spojrzenie przeskoczyło między ekranem a Lu, który wciąż siedział w jego fotelu, ściskając ręcznik jak trofeum.
Chłopak, orientując się, jak musi wyglądać – siedząc w fotelu Kaito, zerwał się na równe nogi, jakby ktoś szarpnął nim za niewidzialne sznurki. Jego policzki spłonęły lekkim rumieńcem, a głowa skłoniła się w przepraszającym geście, niemal odruchowo.
– Sorki – mruknął, a jego głos był cichy, ale szczery.
W pośpiechu zaczął zbierać porozrzucane po podłodze kulki mokrego ręcznika papierowego, które walały się jak niechciane ślady jego chaotycznego sprzątania. Wrzucił je do małego śmietniczka w kącie gabinetu, a jego ruchy były szybkie, niemal gorączkowe, jakby chciał jak najszybciej zatrzeć ślady swojej obecności. Na koniec skłonił się jeszcze raz, zgrabnie, choć z nutą zakłopotania, i zabierając śmietniczek, wyszedł z gabinetu, by go opróżnić. Jego kroki, ciche na wykładzinie korytarza, oddalały się, pozostawiając po sobie tylko delikatny szelest.
Kaito pokręcił głową z lekkim rozbawieniem, choć jego oczy zdradzały zmęczenie. Usiadł w fotelu, który wciąż pachniał nową skórą, i rzucił ręcznik na krawędź biurka, gdzie ten zsunął się z cichym szelestem. Spojrzał na ekran, gdzie Akihito, oparty wygodnie w swoim fotelu, przyglądał mu się z błyskiem w oczach.
– Coś się stało, że dzwonisz? – zapytał Kaito, a jego głos był spokojny, choć podszyty nutą nieufności.
Akihito wzruszył ramionami, a jego usta wykrzywiły się w leniwym uśmiechu.
– Nieszczególnie – odparł. – Ale słyszałem, że u was nie ma nudy.
Kaito westchnął, przeczesując palcami wciąż wilgotne włosy, które lśniły w świetle lampy biurkowej.
– Faktycznie – mruknął. – Co słychać?
Akihito uniósł brew, a jego uśmiech stał się bardziej zadziorny.
– Nie o tym chciałem rozmawiać – powiedział, przechylając głowę. – Mówiłeś ostatnio, że masz trudności ze znalezieniem budynku na siedzibę nowej filii, tak?
Kaito skinął głową, a jego dłoń, wciąż przeczesująca włosy, znieruchomiała. Od niechcenia sięgnął po ręcznik i zawiesił go na karku, jakby ten gest miał pomóc mu zebrać myśli.
– Zamieniam się w słuch – odparł, a jego głos nabrał ostrożnego tonu. – Ale czuję w tym jakiś haczyk.
Akihito zaśmiał się cicho, a dźwięk ten, melodyjny, lecz z nutą chłodu, rozszedł się przez głośniki.
– Za dobrze mnie znasz – przyznał, a potem westchnął, a jego rysy spoważniały. – Znalazłem ci coś odpowiedniego. Budynek jest w dobrej lokalizacji, przestronny, gotowy do adaptacji. Ale… należy do Drake’a.
Twarz Kaito stężała, a jego palce zacisnęły się na ręczniku, aż materiał zaskrzypiał cicho. Imię Drake’a brzmiało jak zgrzyt metalu o szkło. Ich ostatnie spotkanie, choć zakończone kruchym rozejmem, wciąż zostawiało gorzki posmak. Kaito nie miał ochoty na kolejne interesy z tym człowiekiem, a już na pewno nie chciał być od niego zależny w tak wrażliwej kwestii jak nowa siedziba filii. Jego spojrzenie, dotychczas zmęczone, teraz błysnęło nieufnością.
– Drake? – powtórzył, a jego głos był chłodny, niemal ostry. – Poważnie, Aki? Myślisz, że to dobry pomysł?
Akihito wzruszył ramionami, a jego uśmiech, choć wciąż obecny, stał się bardziej powściągliwy.
– Mówię tylko, że budynek jest wart uwagi – odparł. – Ale decyzja należy do ciebie.
Kaito odchylił się w fotelu, a jego palce bębniły niecierpliwie o blat biurka. W gabinecie zapadła cisza, przerywana jedynie cichym szumem laptopa, a napięcie między mężczyznami, choć niewypowiedziane, wisiało w powietrzu jak burzowa chmura.
Lu wszedł do kuchni, a jego kroki, lekkie i niemal bezszelestne, zatrzymały się w progu, gdy zauważył Hiro. Chłopak stał przy blacie, ubrany jedynie do połowy – jego nagie plecy błyszczały od warstwy maści, którą ktoś, zapewne Kaito, nałożył na wciąż lekko zaczerwienioną skórę. Światło poranka, wpadające przez okno, odbijało się od wilgotnej powierzchni, tworząc delikatne refleksy. Lu uniósł brew, a jego spojrzenie, choć ciepłe, było ostrożne.
– Wszystko w porządku? – zapytał, a jego głos, choć miękki, przeciął ciszę jak delikatny powiew.
Hiro podskoczył na dźwięk jego słów, jakby ktoś co najmniej krzyknął mu nad uchem. Jego ramiona zadrgały, ale głowa pozostała spuszczona, jakby bał się spojrzeć Lu w oczy.
– Tak – mruknął cicho, niemal szeptem, a jego głos był lekko zachrypnięty, jakby zdradzał niedawne łzy.
Lu nie naciskał. Jego spojrzenie mimowolnie padło na miskę po wczorajszym popcornie, która schła na blacie. W jej lśniącej powierzchni dostrzegł odbicie twarzy Hiro – zaczerwienione oczy, nabrzmiałe usta z drobnym pęknięciem w kąciku, ślady, które Lu znał aż za dobrze.
Odwrócił wzrok, a jego palce zacisnęły się na krawędzi blatu. Nie zamierzał pocieszać chłopaka. Zbyt dobrze wiedział, jak troska innych w takich chwilach może doprowadzić do szału, jak słowa współczucia, choć szczere, tylko pogłębiają ranę na duszy, sprawiając, że czujesz się jeszcze bardziej żałośnie. Wolał udawać, że nic się nie stało, że ślady na twarzy Hiro to tylko gra światła, a nie dowód na coś, co obaj rozumieli bez słów.
– Wiesz co? – zagaił, a jego ton był lekki, jakby rozmawiali o pogodzie. – Na obiad zrobimy ramen. Zamarynowałem wczoraj jajka i mięso, ale pokażę ci, jak przygotować je samemu.
Hiro uniósł głowę, choć tylko odrobinę, a jego oczy, wciąż błyszczące, zerknęły na Lu z nieśmiałą ciekawością. Lu, nie przerywając, ciągnął dalej, wyciągając z lodówki składniki.
– Myślałem trochę o twoim gotowaniu – powiedział, ustawiając wszystko na blacie. – Jak zostaniesz sam, przyda ci się wsparcie. Pamiętasz ten obiad z moim Panem? Trochę spanikowałeś w kuchni, co?
Hiro przytaknął, a jego policzki lekko się zaróżowiły, a kącik jego ust drgnął, jakby wspomnienie tamtego dnia wciąż wywołało w nim cień niepokoju.
– Porozmawiam z Kaito – kontynuował Lu, obierając imbir z wprawą. – Zaproponuję, żeby zorganizował nam tablety z funkcją wideo. Będziemy mogli do siebie dzwonić i konsultować się w trakcie gotowania. Co ty na to?
Hiro zamrugał, a jego głos, wciąż zachrypnięty, zabrzmiał niepewnie:
– Nie umiałbym czegoś takiego obsługiwać.
Lu zaśmiał się cicho, kręcąc głową.
– To nic trudnego – odparł, a jego ton był ciepły, niemal braterski. – Nauczę cię, zanim wrócę do domu. Poradzisz sobie.
Hiro mruknął coś na znak zgody, a jego ramiona, dotychczas napięte, rozluźniły się odrobinę. Lu, widząc to, zaczął wyciągać kolejne składniki, tłumacząc cierpliwie, jak przygotować bulion.
– Najpierw robimy bazę – powiedział, stawiając garnek na kuchence. – Bulion gotujemy długo, żeby wydobyć smak. Potem zrobimy tare, czyli taką esencję smakową. To ona nadaje ramenowi charakter. Patrz, bierzesz miso, trochę sosu sojowego, mirin…
Jego głos, spokojny i rytmiczny, płynął przez kuchnię, a Hiro słuchał uważnie, wpatrując się w ruchy dłoni Lu, które kroiły cebulkę z precyzją. Na chwilę zapomniał o tym, co wydarzyło się pod prysznicem – o chłodzie wody, o okrutnych dłoniach Kaito, o łzach, które płynęły nieprzerwaną kaskadą, gdy zmuszał go do… Skupił się na zapachu imbiru i bulionu, na cichym szumie kuchenki, na głosie Lu, który prowadził go przez przepis, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.
Reszta dnia w willi Kaito minęła we względnym spokoju, jakby poranne zamieszanie wyczerpało zapas chaosu na ten dzień. Wieczór, miękki i ciepły, przyniósł ukojenie w postaci zapachu dorayaki, którego słodka woń unosiła się w salonie, kojąc nadwyrężone nerwy mieszkańców. Hiro siedział na kanapie, owinięty w puszysty koc, który spływał mu na ramiona jak ochronna peleryna. W dłoniach trzymał dorayaki z nadzieniem z fasoli, a jego zęby zatapiały się w miękkim cieście z cichym chrupnięciem.
Wpatrywał się w ekran telewizora, gdzie leciał film o dinozaurach – ryk velociraptorów i dramatyczna muzyka wypełniały pomieszczenie, choć jego oczy, wciąż lekko podkrążone, zdawały się śledzić akcję bardziej z przyzwyczajenia niż fascynacji.
Obok niego Lu popijał mrożoną herbatę, której słodycz syropu zostawiała delikatny połysk na jego ustach. Siedział z nogą założoną na nogę, kołysząc nią leniwie, a jego palce bawiły się słomką w szklance, wydając cichy, rytmiczny brzdęk lodu. Kaito zajmował drugi koniec kanapy, jego postura była pozornie rozluźniona, ale jedno oko śledziło film, podczas gdy drugie wpatrywało się w ekran telefonu. Jego brwi marszczyły się coraz bardziej, aż niemal zetknęły się nad nosem, tworząc coś na kształt monobrwi. Coś niepokojącego działo się w kraju – wiadomości, które przewijał, zdawały się przyciągać jego uwagę jak magnes.
Nagle Kaito odłożył na wpół zjedzone dorayaki na talerzyk na stole, a jego ruchy były szybkie, niemal gwałtowne. Sięgnął po pilot i przełączył kanał, ignorując cichy jęk Lu, który rozległ się w proteście.
– Serio? – mruknął Lu, a jego głos był pełen urazy. – Czekałem na ten film, a Makoto na bank zapomni go nagrać.
Jego słowa ugrzęzły w gardle, gdy spojrzał na ekran. Wiadomości, na które przełączył Kaito, pokazywały spikera, który z przejęciem relacjonował skandaliczne zachowanie najmłodszego księcia. Obraz w zapętleniu ukazywał Ryunosuke, wychodzącego ze szpitala w asyście ochroniarzy, a obok niego Akihito, którego sylwetka, zwykle pełna gracji, teraz wydawała się napięta. Nagle powstało zamieszanie – ktoś z prasy przedarł się przez kordon ochrony. Nagranie przeskoczyło do momentu, w którym Akihito, z twarzą wykrzywioną złością, jakby popychał paparazzi. Mężczyzna upadł na chodnik, uderzając głową i tracąc przytomność.
Spiker, z ogniem w oczach, relacjonował, że poszkodowanego przewieziono do szpitala, ale jego stan wciąż był nieznany. Dodał, że chyba pojawiło się oficjalne stanowisko najmłodszego księcia, po czym pokazano kolejne nagranie – Akihito, ciągnięty do samochodu przez Ryunosuke i ochroniarzy, wygrażał dziennikarzom, a jego gesty były gwałtowne, niemal wulgarne. Głos spikera, pełen oburzenia, pytał, czy społeczeństwo powinno nadal tolerować wybryki najmłodszego z synów rodziny cesarskiej i kiedy ktoś w końcu zrobi z tym porządek.
Kaito przetarł usta dłonią, a jego oczy, zwykle spokojne, teraz błyszczały od mieszanki szoku i niepokoju. Lu, siedzący obok, odważył się odezwać pierwszy, a jego głos, choć cichy, był pełen przekonania.
– To wygląda na sfabrykowane – powiedział, marszcząc brwi. – Czemu nie pokazali, co się stało między przebiciem się tego gościa przez ochronę a pchnięciem? Może miał broń, może był zbyt nachalny, może to był zwykły wypadek.
Kaito pokręcił głową, a jego spojrzenie, choć wciąż wpatrzone w ekran, było ciężkie.
– Nawet jeśli to był wypadek, to wygląda cholernie źle – mruknął. – Aki nie powinien dać się sprowokować.
Jego palce zacisnęły się na telefonie, który wciąż trzymał w dłoni. Spojrzał na ekran, a jego kciuk zawisł nad ikoną połączenia. Czy powinien zadzwonić do Akihito? Zapytać, co się stało, zanim plotki i media zrobią z tego jeszcze większy skandal? A może lepiej poczekać, aż emocje opadną, a prawda, jak zwykle, znajdzie drogę na powierzchnię? Hiro, wciąż owinięty kocem, zerknął na niego niepewnie, ściskając w dłoniach resztki dorayaki, jakby ciasto mogło uchronić go przed napięciem, które znów zaczęło wypełniać salon.