Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

36.

Mick owinął się szczelniej szlafrokiem, siedząc przy stoliku, gdy przyszli ochroniarze. Niespiesznie jadł śniadanie, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Wiedział, że w takich momentach lepiej było się nie mieszać, ale nie potrafił ukryć złośliwego uśmiechu, pełnego satysfakcji, gdy obserwował, jak Drake zmaga się z konsekwencjami swoich działań. Hatoru i Misaki byli wyraźnie skonsternowani sytuacją, choć ten drugi od razu przeszedł do rzeczy, po prostu przyjmując informację do wiadomości. Ustalali właśnie dzisiejszy rozkład dnia. Z powodu pomyłki Kaoru musieli przeorganizować cały dzień.

- Nie mam na dziś zaplanowanych żadnych spotkań. Mieliśmy spędzić z Mick'iem dzień w kasynie – Drake zastanawiał się na głos.

Mick od razu wyprostował się, słysząc to. Oczy aż mu się zaświeciły na myśl o jeszcze jednym dniu pełnym rozrywki. Pan jednak ściągnął brwi, widząc jego reakcję.

- Ty się już dość nagrałeś – przypomniał mu ostrym tonem, co natychmiast zgasiło jego zapał.

- Spędzenie dnia w pokoju może wyglądać podejrzanie – zauważył przytomnie Misaki, nie potrafiąc oderwać wzroku od nowego chłopaka, który stał przed nimi.

Garbił przesadnie plecy, jakby chciał się ukryć przed światem a jego oczy pełne były wstrzymywanych łez. Trząsł się na każdy uniesiony głos Drake'a. Jednocześnie w jego postawie było coś sztywnego, jakby pewne ruchy były dla niego trudne albo sprawiały mu ból.

Misaki odchrząknął i wrócił myślami na ziemię. Przez roztargnienie przestał słuchać szefa.

- Jest jeszcze ten – Drake wskazał na rudzielca. – Nie może z nami iść ani zostać tu samemu

Mick również był niemym obserwatorem sytuacji. Widział jak Lachlan, a raczej Rakuran, jak przechrzcił go Drake, wbija wzrok w buty mężczyzn. Zapewne czuł się winny samego faktu, że w ogóle śmiał istnieć i sprawiać tak duży kłopot swojemu Panu, choć ten sam go przecież kupił.

Jego postawa budziła w nim mieszane uczucia. Było mu go żal, to jasne. W końcu obaj trafili do tutejszych piwnic i przemocą odebrano im część człowieczeństwa. Jednocześnie czuł nad nim pewną wyższość, jakby był lepszy. On nie dał się tak do końca zgnieść i uczynić z siebie perfekcyjnej zabawki, która nie potrafiła okazać nawet cienia niechęci czy sprzeciwu. Wiedział, że taka postawa nie była w porządku. Nie miał pełnego obrazu sytuacji. Może Rakuran spędził w podziemiach kasyna znacznie więcej czasu niż on? Może był delikatniejszy i gorzej znosił ból i upokorzenie? Może marzenie o wolności nie miało dla niego znaczenia, bo nie miał dokąd wracać?

Mick nie znał odpowiedzi na żadne z tych pytań a mimo to z taką łatwością go oceniał. Jednak sam widok Rakuran'a, skulonego, ze łzami w oczach, wywoływał w nim coś na kształt współczucia. Rozumiał jego strach, ten sam, który dręczył go przez wiele ostatnich nocy. Drake kupił go pod wpływem impulsu i jego przyszłość była jedną wielką niewiadomą.

Wbił wzrok w talerz z jedzeniem, usiłując ignorować jeszcze jedną myśl, która brzęczała mu natrętnie przy uchu, niczym uciążliwa mucha. Było w tym chłopaku coś, co go drażniło. A może nie w nim samym a w tym, jak był traktowany?

Drake, choć zwykle chłodny i okrutny, zaskakująco cierpliwie wyjaśnił Rakuran'owi całą sytuację. Zamiast wrzucić go brutalnie do nowego życia, jak zrobił to z nim, siłą wciskając go do bagażnika i wywożąc do innego kraju. Ta nierówność go złościła. Zazdrość tliła się w jego sercu niczym mały, ale nieustępliwy ogień. Wiedział, że to uczucie jest irracjonalne, ale nie mógł nic na to poradzić. Płomień wzbierał w nim i musiał dać temu ujście, inaczej by eksplodował.

Gdy Pan kazał rudzielcowi dołączyć do śniadania, coś w nim pękło. Posłał chłopakowi gniewne spojrzenie, jakby cała sytuacja była jego winą, choć, jak i on, nie miał tu nic do powiedzenia. Mimo wszystko gniew Mick'a skupił się właśnie na nim, bo na Panie nie mógł się przecież wyładować.

Gdy Rakuran nalał sobie herbaty i zmierzał filiżanką w kierunku ust, szturchnął go łokciem w bok. Tak naprawdę chciał go tylko nastraszyć, dać mu do zrozumienia, że nie ma tu dla niego miejsca. Że Drake ma już swojego niewolnika i nie potrzeba mu kolejnego. Jego zaborcze myśli były niepoważne, ale rodziły się samoistnie, niczym chwasty w ogrodzie.

Spodziewał się, że chłopak rozleje herbatę na stole a nie, że obleje się wrzątkiem a sama filiżanka upadnie bezgłośnie na dywan. Choć musiał przyznać, że poczuł iskierkę triumfu, to jednak zaraz przygniotło go poczucie winy. Nie chciał, żeby naprawdę cierpiał. Dlatego jego reakcja wręcz nim wstrząsnęła.

Sądził, że Rakuran zerwie się z krzesła z krzykiem, ale on tylko zacisnął usta, tłumiąc w sobie okrzyk zaskoczenia i ból jaki po nim przyszedł. Zamarł na moment, patrząc z rozpaczą na swoje mokre ubranie. Nie wiedząc co zrobić sięgnął po serwetkę i usiłował wytrzeć się ukradkiem, jednocześnie odklejając parzący materiał od skóry.

To Mick wstał energicznie, zwracając na nich tym samym uwagę reszty towarzystwa. Nim ktokolwiek zdążył zareagować chwycił chłopaka za nadgarstek i wyprowadził go do sypialni, mrucząc pod nosem, że da mu coś ze swoich ciuchów na przebranie. Zamknął za nimi drzwi, czując jak gniew gdzieś ulatuje a miast niego pojawiają się bardziej ludzkie emocje. Współczucie i żal.

- Przepraszam... - tylko tyle był w stanie z siebie wydusić, gdy odwrócił się i spojrzał rudzielcowi prosto w pełne strachu oczy.

Chłopakowi drżały ręce, był wyraźnie zdezorientowany i wystraszony. Ale w jego spojrzeniu było coś jeszcze, coś znacznie głębszego. Może była to ta sama rozpacz, niemoc, która nawiedzała i jego? Która odbierała mu chęć istnienia. Pan wyciągnął go częściowo z jej otchłani, ale temu chłopakowi nie miał kto pomóc, gdy tkwił wciąż w tym potwornym miejscu, pod butem właściciela całego tego horroru.

- Zdejmij ciuchy – Mick polecił łagodnie. – Pokaż, mocno się oparzyłeś? – spytał, wciągając rękę, by pomóc mu zdjąć mokrą koszulkę.

Rakuran odskoczył od niego, trzymając się kurczowo za miejsce, które najmocniej ucierpiało w kontakcie z gorącą herbatą.

- Nie, nie trzeba... – zaczął szeptem, próbując przekonać Mick'a, ale ten już działał.

Podszedł bliżej, delikatnie, ale stanowczo, łapiąc za mokry materiał.

- Nie wygłupiaj się, tylko to ściągaj, zanim się pogorszy – odezwał się nieco ostrzejszym tonem, co ostatecznie poskutkowało.

Rozebrał rudzielca do bielizny i ocenił szkody. Jego skóra była zaczerwieniona, ale nie wyglądało to tak źle jak się obawiał. Polecił mu, by polał oparzenia zimną wodą i nawet chciał pójść z nim do łazienki, by upewnić się, że rzeczywiście to zrobi. Jednak, gdy pchnął go lekko w kierunku drzwi a ten odwrócił się do niego tyłem, aż zamarł.

Na widok jego pleców, przeoranych poprzecznymi, krwawymi pręgami, zrobiło mu się słabo. Niektóre rany zdawały się być wciąż wilgotne, jakby zadano je ledwo kilka godzin temu. Chłopak chciał uciec przed jego spojrzeniem, ale przytrzymał go w miejscu.

- Kto ci to zrobił? – spytał bezwiednie i od razu roześmiał się okropnym, gorzkim śmiechem.

Przecież doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Nazbyt dobrze widział w tym rękę tego skurwiela Choi. Jego precyzję w wymierzaniu chłosty, tak, by ciosy spadały zgrabnie jeden przy drugim. Użył do tego bambusowej witki, bo skóra nie była poprzecinana, jak po kontakcie z jego ulubioną, teleskopową szpicrutą. Której również nie szczędził rudzielcowi, czego świadectwem były blizny, przysłonięte nieco świeżymi ranami. Nie opatrzył go również, bo plecy były nabrzmiałe i zaognione.

- Musimy powiedzieć Drake'owi... - wymruczał pod nosem, ale na tyle głośno, że Rakuran go usłyszał.

Na te słowa drgnął gwałtownie i złapał go za rękę, usiłując zatrzymać. Z jego oczu niemal zniknął cały blask, zastąpiony panicznym strachem, który mało nie odbierał mu tchu. Potrząsnął głową, wbijając desperacko paznokcie w jego skórę.

- Proszę... – jego głos był tak cichy, że Mick ledwie go usłyszał. — Proszę, nie mów Panu. To... to nie było nic złego. Ja... byłem posłuszny, naprawdę. To tylko... przypomnienie, żebym pamiętał, jak powinienem się zachowywać. Zostałem kupiony przez bardzo ważnego dla pana Choi klienta... proszę...

Rakuran wydawał się być coraz bardziej zdesperowany, jego głos drżał, a oczy szkliły się od łez. Mick poczuł, jak serce ściska mu się w piersi. Wiedział, że chłopak próbuje go przekonać, żeby niczego nie mówił Drake'owi. Zniszczyli go do tego stopnia, że aż bał się prosić o choć ułamek troski. Tym bardziej nie mógł tego tak zostawić. Była mu potrzebna pomoc lekarska albo chociaż butelka mocnego alkoholu, żeby oczyścić rany.

Jego niechęć do informowania o swoim stanie Pana wzbudziła w nim gniew. Co by nie mówić o Drake'u, zawsze o niego dbał. Spojrzał na swoje obtarte nadgarstki, z których zniknęły już bandaże. Nawet przy tak drobnych zranieniach otrzymywał opiekę. Był pewien, że Pan należycie zrozumie sytuację i nie uzna ran chłopaka za jego winę. To przecież było absurdalne!

- On musi wiedzieć – uznał stanowczo, wyrywając rękę z uścisku rudzielca.

- Nie, proszę...! Jeśli Pan to zobaczy... To nie była kara, tylko... przypomnienie. Nie mów mu, proszę... – chłopak wołał za nim uniesionym szeptem, gubiąc się już we własnych słowach.

Mick zagryzł zęby i ignorując rozpaczliwe nawoływanie wyszedł z sypialni.

Rakuran czuł, jakby ziemia usuwała mu się spod nóg, gdy tylko drzwi otworzyły się na powrót, a do sypialni wszedł Drake. Jego krok był ciężki, a twarz przepełniona gniewem, co sprawiło, że chłopak prawie się przewrócił, cofając instynktownie pod ścianę. Strach wypełniał każdą komórkę jego ciała, a serce biło tak mocno, że zagłuszało wszelkie inne dźwięki. Ledwo rozumiał słowa Pana.

- Nie dość, że zapłaciłem za niego krocie to jeszcze jest uszkodzony?! – mężczyzna grzmiał, pełen złości.

Odwrócił go do siebie tyłem i trzymając za kark, przyparł do ściany. Wyjął z kieszeni telefon i zrobił kilka zdjęć jego rozoranym plecom. Wysłał je, wraz z pełnym jadu sms'em, do nieznanego mu nadawcy, choć domyślał się, że był nim właściciel kasyna. Rakuran miał wrażenie, że zaraz straci przytomność, kiedy Drake go puścił. Powoli osunął się na podłogę, a w jego oczach migotały łzy. Złość wyparowała z postawy Pana w jeden moment a jego twarz zobojętniała.

- Polewaj plecy zimną wodą – polecił mu chłodnym tonem.

Mick stał obok, zaskoczony taką reakcją. Spodziewał się, że Drake jakkolwiek opatrzy chłopaka, nie łudząc się, że zabierze go do lekarza. W tym kraju pewnie nie miał żadnego znajomego doktorka, jak Kenji, któremu mógł ufać w tego typu przypadkach. Ale mimo to...

Dlaczego? – Mick chciał to powiedzieć na głos, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Tylko jedno wytłumaczenie przyszło mu do głowy. Drake planował oddać Rakuran'a! Najgorszy koszmar chłopaka właśnie miał się spełnić i to z jego winy. Nie mógł na to pozwolić! Choi przecież by go zabił, ale najpierw torturami odebrałby mu te resztki chęci istnienia, aż sam zacząłby błagać o śmierć. Był gotów zrobić wszystko, byle tylko przekonać Pana. Już otwierał usta, gdy Drake spojrzał na niego tymi zimnymi, szarymi oczami.

- Szykuj się. Idziemy na siłownie – rzucił obojętnie.

Mick był zdumiony. To nie był moment na ćwiczenia, to była chwila, w której Rakuran potrzebował pomocy. Dlaczego nikt tego nie rozumiał? Nawet Misaki nie reagował. Tylko na twarzy Hatoru odbijał się wyraz pewnej troski, ale ten również milczał.

- Ale... - Mick zaczął niepewnie, próbując protestować.

- Chciałeś ćwiczyć, prawda? – Drake przerwał mu, nieco ostrzejszym tonem, w którym czaiło się ostrzeżenie.

– Wracając kupimy jakieś pamiątki – uśmiechnął się sztucznie. – I ciuchy dla Rakuran'a. Nie będzie przecież chodził w twoich

Mick poczuł, jak zdezorientowanie przeplata się ze złością. Czy nikogo nie obchodził stan chłopaka?! Jedno w tym wszystkim było pocieszające. Kupno ubrań oznaczało, że rudzielec miał z nimi zostać. Przynajmniej przez jakiś czas. Ta myśl nieco go uspokoiła.

Gdy Drake opuścił sypialnie, obwieszczając, że Hatoru zostanie z chłopakiem, kucnął przy nim i przytulił go delikatnie, na krótki moment.

- Wszystko będzie dobrze, obiecuje. Hatoru jest miłym gościem. Poproś, żeby polał rany wódką z barku. W razie czego nalejcie do butelki wody. Stłukę ją jak wrócimy, żeby Pan się nie zorientował – powiedział ściszonym głosem, nim zostawił roztrzęsionego chłopaka samego w sypialni.

Ubrał się, spakował na siłownię i zawieszając torbę na ramieniu opuścił apartament z Drake'em i Misaki'm. Perspektywa spędzenia całego dnia w towarzystwie Pana napawała go niechęcią. W normalnych okolicznościach może i mógłby cieszyć się obecnością ulubionego ochroniarza, ale po porannych rewelacjach czuł się rozżalony i okropnie zmęczony.

Po opuszczaniu apartamentu udali się do podziemnego parkingu, który przywodził na myśl niepokojące wspomnienia. Mick nazbyt dobrze pamiętał niosące się tu echo i odgłos alarmu samochodu. Ciasnotę bagażnika i ten słodkawy zapach, gdy Pan spryskał go środkiem nasennym. Te wspomnienia obudziły w nim irytację i potęgowały jego podły nastrój. Zaś zachowanie Drake'a, który usiadł z nim na tylnej kanapie, tylko jeszcze bardziej go rozsierdziło.

Mężczyzna toczył sms'ową przepychankę z właścicielem kasyna a jednocześnie oglądał zdjęcia Rakuran'a. Uśmiech, który pojawił się na jego ustach, przyprawił Mick'a o dreszcze. Wyglądało to, jakby Pan czerpał satysfakcję z widoku zmasakrowanych pleców chłopaka, ale Mick nie wiedział, co tak naprawdę działo się w jego głowie.

Drake w rzeczywistości myślał o czymś zupełnie innym. Rany rudzielca były idealnym pretekstem, by przedstawić go Kenji'emu. Miał już opracowany idealny plan. Jutro rano mieli wracaj do Japonii i prosto z lotniska będą mogli pojechać do kliniki, by opatrzyć chłopaka. Być może Kenji zainteresuje się jego bliznami, które przecież tak lubił. Może, gdy zastanie go w swoim nowym domu, zgodzi się go zatrzymać.

Trochę dużo było tych wszystkich może, ale był dobrej myśli. Pozostawała jeszcze kwestia domu na obrzeżach Tokio, który kupił już z dwa miesiące temu. Wiedział, że wcześniej czy później przyjaciel zechce sprzedać tę ruderę, w której dorastał. Zamierzał podarować mu nowe lokum w ramach premii, za ostatnie niedogodności, jakie przysparzali mu jego ludzie. Musiał zawiadomić któregoś z nich, żeby sprawdzili czy wszystkie meble są już na miejscu i czy system zabezpieczeń, podobny do tego w jego apartamencie, działał prawidłowo.

Przez myśl przeszło mu, by posłać tam Kaoru, by na własnej skórze przetestował działanie elektrycznej obroży, ale pewnie dochodził jeszcze do siebie po rozmowie z wujem. Zlecił to więc Naomi, najbardziej kompetentnej osobie zaraz po Misaki'm.

Kwota, która właśnie wpłynęła na jego konto, w ramach zadośćuczynienia ze strony Choi, za sprzedanie mu uszkodzonego towaru, sprawiła, że uśmiechnął się triumfalnie. Tym razem to on wygrał potyczkę z tym chujem. Ten dzień nie mógł być lepszy.

Od razu przelał całą sumę na osobny rachunek, który miał stanowić część wyprawki dla Rakuran'a. Przecież nie chciał obciążać przyjaciela dodatkowymi kosztami. Przygarnięcie chłopaka wiązało się już z dostatecznymi problemami.

Dla Mick'a wszystkie te myśli były jednak zupełnie nieznane, a widok zadowolonego z siebie Drake'a, przeglądającego zdjęcia, wzbudzał w nim tylko większą niechęć i frustrację. Może jednak dobrze, że jechali na siłownie? Będzie mógł wyładować się tam fizycznie. Może ból mięśni i zmęczenie przyniosą mu pewną ulgę?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz