Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

13.09.2025

30.

Korytarz przed salą sądową był miejscem, gdzie powietrze gęstniało od napięcia, a echo kroków niosące się po marmurowej posadzce brzmiało jak ostrzeżenie przed nadciągającą burzą. Ściany, pokryte bladą boazerią i ozdobione portretami dawnych sędziów o surowych spojrzeniach, zdawały się przyglądać każdemu, kto czekał tu na swój los. Kaito stał oparty o chłodną ścianę, ramiona miał skrzyżowane na piersi, a jego adwokat – pan Matsuda, mężczyzna w średnim wieku o ostrych rysach i siwiejących skroniach – szeptał mu do ucha ostatnie wskazówki. Ich głosy były ciche, ledwie słyszalne wśród szumu innych rozmów i odległego brzęku wind.

– Proszę pamiętać, by zachować spokój – mruknął Matsuda, poprawiając teczkę z dokumentami. – Ojciec będzie próbował pana sprowokować, ale proszę skupić się na faktach, nie uczuciach.

Kaito kiwnął głową, ale jego ciało było napięte jak struna gitary, gotowa pęknąć przy najmniejszym szarpnięciu. Jego ciemne oczy błądziły po korytarzu, szukając zagrożenia, aż nagle zatrzymały się na przeciwległym końcu. Tam, po drugiej stronie, pojawił się Takeshi Yamaguchi – starzec o pooranej zmarszczkami twarzy, zgarbiony, ale wciąż emanujący tą samą zimną arogancją, która kiedyś rządziła całym ich domem. Ojciec rzucił mu tylko jedno spojrzenie – lodowate, pełne pogardy, jak ostrze noża wbijające się w skórę – po czym usiadł na ławce obok swojego prawnika, mężczyzny w eleganckim garniturze o twarzy pokerzysty.

Kaito poczuł, jak całe jego ciało się spina – mięśnie ramion napięły się boleśnie, oddech przyspieszył, a pięści zacisnęły się mimowolnie. Prychnął cicho, z nutą goryczy, która nie umknęła Matsudzie.

– Spokojnie, panie Yamaguchi. Proszę nie dawać mu satysfakcji. – adwokat położył mu dłoń na ramieniu, gestem uspokajającym, choć sam zerknął nerwowo na zegarek na nadgarstku. – Czy pański…

Kaito nie dał mu dokończyć, jego głos był szorstki, przesiąknięty irytacją, która kipiała pod powierzchnią.

– Na pewno zaraz przyjdzie. Dał znać, że utknął w korku.

Mimo słów nie wyglądał na przekonanego. Zmarszczył brwi w mieszance rozdrażnienia i niepewności, jego czoło pokryło się lekkimi bruzdami, jakby coś gryzło go od wewnątrz. Wyciągnął komórkę z kieszeni marynarki i szybko sprawdził wiadomości. Nic. Żadnej nowej informacji. Westchnął cicho, chowając telefon, ale nie zdążył nic powiedzieć – drzwi sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a ze środka wyszła kobieta w ołówkowej garsonce, o surowej twarzy i włosach upiętych w ciasny kok.

– Strony w sprawie Yamaguchi kontra Yamaguchi proszone do sali – oznajmiła suchym, urzędowym tonem, który odbił się echem po korytarzu.

Kaito stał nieruchomo, czekając, aż ojciec podniesie swój starczy tyłek z ławki. Takeshi wstał powoli, nagle chwiejnym i powolnym krokiem, podtrzymując się ramienia swojego prawnika, choć przed chwilą nie miał żadnych problemów z poruszaniem. Jego kroki były teraz ostrożne, jak u schorowanego starca, który ledwie trzyma się na nogach. Kaito prychnął cicho pod nosem, rozpoznając tę grę aktorską, ale oszczędził sobie komentarzy. Tylko zacisnął zęby i ruszył za nimi, wchodząc do sali z podniesioną głową, choć w środku czuł, jak żołądek skręca mu się w supeł.

Sala sądowa była surowa, z drewnianymi ławami i wysokim sufitem, pod którym wisiały lampy rzucające chłodne światło. Sędzia, mężczyzna w średnim wieku o twarzy pooranej zmarszczkami doświadczenia, siedział za podwyższeniem, otoczony protokolantką i asystentem. Kaito zajął swoje miejsce po jednej stronie, naprzeciwko ojca, który usiadł z westchnieniem, wciąż grając rolę kruchego staruszka.

Sędzia uderzył młotkiem w blat, dźwięk rozszedł się echem po sali jak wyrok.

– Otwieram rozprawę w sprawie, w której powodem jest pan Takeshi Yamaguchi, a pozwanym pan Kaito Yamaguchi – wygłosił chłodnym, beznamiętnym tonem, jego głos był jak stal, bez śladu emocji. – Ze względu na szczególne okoliczności i wrażliwy charakter sprawy, wyłączona jest jej jawność, tak jak wnioskowały obie strony. Czy obecni są pełnomocnicy stron?

Adwokaci potwierdzili niemal jednocześnie – Matsuda skinął głową z miejsca Kaito, a prawnik ojca uniósł rękę w formalnym geście. Ale Matsuda nie czekał dłużej. Podszedł do sędziego szybkim krokiem, trzymając w dłoniach teczkę z dokumentami.

– Wysoki Sądzie, składamy pozew wzajemny przeciw panu Takeshi Yamaguchi – oznajmił stanowczo, podsuwając papiery.

Sędzia uniósł brew w geście lekkiego zdziwienia, ale wziął dokumenty i przejrzał je pobieżnie, jego oczy przebiegły po linijkach tekstu.

– Jaki jest powód tego pozwu? – zapytał, z nutą ciekawości w głosie.

– Zniesławienie i działanie na szkodę firmy – odparł Matsuda bez wahania, jego głos był pewny, wyćwiczony latami w salach sądowych.

Sędzia skinął głową powoli, odkładając papiery i skrzętnie ukrywając w nich czek na pokaźną sumkę.

– Zwykle nie praktykuje się czegoś takiego na ostatnią chwilę – przyznał, z lekkim westchnieniem. – Ale sprawy są ze sobą powiązane, więc by oszczędzić czasu nam wszystkim... Czy druga strona zgadza się na połączenie obu spraw?

Takeshi nachylił się do swojego prawnika, ich głowy zetknęły się w cichej dyskusji – szepty były szybkie, napięte, pełne kalkulacji. W końcu starzec kiwnął głową, a jego adwokat potwierdził głośno:

– Zgadzamy się, Wysoki Sądzie.

Sędzia skinął na protokolantkę, która zaczęła notować zmiany w protokole, szybko wpisując coś na laptopie.

– Dopisać do protokołu – polecił. – Zaczynamy właściwą część rozprawy.

Sędzia skinął głową, odkładając na bok wstępne dokumenty, i spojrzał na starszego z rodu Yamaguchi.

– Oddaję głos powodowi – oznajmił chłodno, tonem wyćwiczonym w setkach podobnych spraw. – Proszę przedstawić swoje roszczenia.

Staruszek wstał powoli, podpierając się krawędzi stolika obiema dłońmi, jakby każdy ruch kosztował go ogromny wysiłek. Jego palce drżały teatralnie, a głos, gdy wreszcie się odezwał, był sztucznie chwiejny, przerywany westchnieniami, które miały podkreślać jego wiek i słabość.

– Wysoki Sądzie... mój syn... podstępem, w porozumieniu z ówczesnymi członkami zarządu, zagrabił firmę, którą ja stworzyłem od podstaw – wycedził, patrząc w stronę Kaito z mieszanką oskarżenia i udawanego bólu. – To było moje dzieło życia, a on... on mi je odebrał. Żądam procenta od dochodów firmy jako zadośćuczynienia. To jedyna sprawiedliwość, na jaką zasługuję po tych wszystkich latach.

Sędzia kiwnął głową, nie komentując, tylko przeglądając dokumentację, którą miał przed sobą – stos papierów, pełen wykresów, umów i starych raportów finansowych. Jego oczy przebiegały po linijkach, a po chwili podniósł wzrok.

– Dziękuję. Oddaję głos oskarżonemu – powiedział, wskazując na stronę Kaito.

Ten wstał płynnie, wygładzając marynarkę gestem pełnym opanowania, choć w środku czuł, jak napięcie ściska mu klatkę piersiową. Spojrzał prosto na sędziego, jego głos był wyważony i spokojny, bez śladu emocji, które mogłyby zdradzić wewnętrzną burzę.

– Wysoki Sądzie, poprawiając: jestem również powodem w drugiej sprawie – powiedział rzeczowo, bez podnoszenia tonu.

Sędzia odchrząknął, kiwając głową z lekkim zakłopotaniem.

– W rzeczy samej. Proszę kontynuować.

Kaito skinął lekko, nie spoglądając nawet w stronę starca po drugiej stronie sali.

– Pan Yamaguchi sam przepisał na mnie firmę, nie będąc do tego przez nikogo zmuszonym – zaczął spokojnie, ważąc każde słowo. – Zrobił to, ponieważ nie chciał brać na siebie odpowiedzialności za długi, jakie powstały przez lata jego nieudolnego przywództwa. Zgodnie z dostarczoną dokumentacją udowodniłem, że spłaciłem wszelkie zobowiązania nie tylko firmy, ale również prywatne rodziny, oraz zapewniłem im wsparcie finansowe, przelewając na ich konta znaczną sumę, by zabezpieczyć ich przyszłość. Gdyby pan Yamaguchi chciał sprzedać swoje udziały w chwili przepisania ich na mnie, dostałby dziesięć razy mniejszą kwotę. Tak więc uważam, że zwyczajnie wykupiłem firmę z rąk pana Yamaguchi, choć wcale nie musiałem tego robić. Dodatkowo oskarżam tego człowieka o rozsiewanie kłamliwych plotek na temat zarówno mojej osoby, jak i całej firmy, czym psuje reputację obu, a także przyczynia się do spadku zysków, zniechęcając klientów do korzystania z jej usług. Na co mam dowody w postaci korespondencji mailowej z kilkoma niedoszłymi klientami, którzy wycofali się ze wstępnych umów po kontakcie z nimi pana Yamaguchi – wygłosił, celowo unikając nazywania tego człowieka swoim ojcem.

– Proszę usiąść – nakazał sędzia. – Potwierdzam, że w aktach sprawy są załączone dokumenty, o których mówi pan Kaito, w tym potwierdzenia wpłat na konto pana Takeshi – powiedział, przeglądając papiery. – Przepraszam, że używam imion, ale z racji tego samego nazwiska obejdziemy się w ten sposób bez nieporozumień. Panie Takeshi, proszę wyjaśnić, jaki jest powód tak nagłych roszczeń finansowych?

Do rozmowy włączył się prawnik powoda, wstając z miejsca i poprawiając krawat gestem pełnym profesjonalizmu.

– Wysoki Sądzie, pan Kaito używa w nazwie firmy rodowego nazwiska, co może sugerować, że pan Takeshi wciąż jest częścią zarządu i może to wprowadzać klientów w błąd – wyjaśnił gładko, tonem wyćwiczonym w argumentacji.

Kaito obruszył się, prostując plecy, a jego głos zabrzmiał ostrzej, choć wciąż był kontrolowany.

– To również moje nazwisko, rodowe, jak był pan łaskaw zauważyć.

Jego własny prawnik, Matsuda, zatrzymał go gestem ręki – uniósł dłoń w uspokajającym ruchu, nie pozwalając, by emocje wzięły górę.

– Wysoki Sądzie, tak jak mój klient powiedział, nosi to samo nazwisko, więc ma pełne prawo do jego użycia – dodał spokojnie, spoglądając na mężczyznę w todze.

Takeshi Yamaguchi zerwał się z miejsca z zaskakującą energią, jego twarz poczerwieniała od wzburzenia, a oczy błysnęły zawziętością, która nie pasowała do obrazu schorowanego starca, jakim próbował się mamić.

– Umawialiśmy się inaczej! – wykrzyknął, wskazując drżącym palcem w stronę Kaito. – Choć nie spisaliśmy tego w umowie, ale ustna gwarancja również się liczy! Kaito miał zmienić nazwę firmy i pracować na własny rachunek, nie czerpiąc z renomy, jaką ja sam wyrobiłem przez lata ciężkiej, żmudnej pracy!

Kaito poczuł, jak kąciki ust drgają mu wbrew woli, mało nie parsknął śmiechem, ale opanował się, prostując plecy i patrząc na starca z chłodną ironią.

– Jaką pracę ma pan na myśli? – zapytał spokojnie, choć w tonie czaiła się nuta drwiny. – Kiedy przejąłem firmę, była kolosem na glinianych nogach, bliskim upadku. To ja wyciągnąłem ją z dna na powierzchnię, spłaciłem długi i zbudowałem od podstaw to, co obecnie to przedsiębiorstwo sobą reprezentuje, zmieniając niejako model biznesowy, choć wciąż działamy w tej samej branży.

Takeshi uderzył pięścią w stół z taką siłą, że drewno zatrzeszczało, a echo rozniosło się po sali – zaskakująco mocno jak na kogoś, kto ledwie był w stanie wejść do środka, podpierając się o ramię prawnika. Jego twarz wykrzywiła się w gniewie, a głos uniósł się, drżący od emocji.

– To nie jest celem rozprawy! – warknął. – Nazwa firmy jest moja, ja ją stworzyłem!

Kaito nie wytrzymał, jego oczy błysnęły chłodem, a głos zniżył się do warkotu, pełnego irytacji.

– W takim razie możesz zabrać sobie to nazwisko w cholerę – odparł ostro. – Ze swoich dokumentów również chętnie je wymażę!

Adwokat Matsuda położył mu dłoń na ramieniu, ściskając lekko w geście napomnienia, jakby chciał powstrzymać eskalację. Sędzia uniósł młotek, gotów uderzyć i przywrócić porządek, jego twarz wyrażała narastającą irytację – ale w tym momencie drzwi sali otworzyły się z cichym skrzypnięciem, a do środka wkroczył wysoki blondyn, ubrany w ciemny, schludny garnitur, który podkreślał jego władczą sylwetkę. Akihito poruszał się z elegancją drapieżnika, jego kroki były pewne i ciche, a twarz spokojna, choć oczy błysnęły zimnym blaskiem.

– Przepraszam za spóźnienie – powiedział spokojnie, kłaniając się lekko sędziemu. – Jestem interwenientem ubocznym po stronie Kaito Yamaguchi, większościowym akcjonariuszem Yamaguchi Company oraz partnerem biznesowym Kaito.

Usiadł obok młodzieńca, zajmując miejsce z gracją, a ten wyraźnie odetchnął, jego ramiona rozluźniły się, jakby obecność Akihito zdjęła z niego ciężar, który dźwigał od początku rozprawy. Reszcie obecnych na sali nieco zrzedła mina – prawnik Takeshi’ego zmarszczył brwi w konsternacji, a sam starszy Yamaguchi zbladł, jego twarz straciła rumieńce, oczy rozszerzyły się w mieszance zaskoczenia i lęku.

Sędzia zerknął w dokumenty przed sobą, przeglądając je szybko, po czym podniósł wzrok na nowo przybyłego.

– Pan Akihito Minamoto, jak mniemam? – zapytał, tonem pełnym formalności, choć z nutą zdziwienia.

Aki skinął głową, jego uśmiech był uprzejmy, ale chłodny.

– Tak, Wysoki Sądzie.

Sędzia odchrząknął, prostując się w fotelu, jakby obecność tego mężczyzny zmieniała dynamikę całej sali.

– To niesłychane, żeby członek rodziny cesarskiej osobiście brał udział w tak błahej rozprawie – przyznał, z lekkim wahaniem w głosie.

Akihito uśmiechnął się dość chłodno, jego oczy zmrużyły się lekko, a gestem ręki wskazał na Takeshi’ego, nie patrząc nawet w jego stronę.

– Dla mnie sprawa nie jest błaha, Wysoki Sądzie – odparł spokojnie, tonem przesiąkniętym autorytetem. – Obecny tu człowiek od lat nęka mojego protegowanego, któremu zawierzyłem pokaźną część swojego majątku celem rozbudowy firmy, która pod obecnym przywództwem ma przed sobą bardzo świetlaną przyszłość.

Sędzia znów odchrząknął, pokiwał głową powoli, jakby przetrawiał te słowa, po czym skinął na protokolantkę, by kontynuowała notatki.

– Strony mogą przejść do przesłuchania świadków – stwierdził, uderzając lekko młotkiem dla formalności.

Kaito wiercił się nieco na swoim krześle, usiłując stłumić w sobie gniew, który buzował pod powierzchnią jak lawa gotowa do erupcji. Jego palce zaciskały się na podłokietnikach, a nogi nerwowo podrygiwały pod stołem, choć na twarzy zachowywał maskę obojętności. Ojciec i jego parszywy adwokat wzywali na świadków dawnych członków zarządu – tych samych, którzy kiedyś rządzili firmą pod wodzą Takeshi’ego. Ci, pełni urazy za odebranie im prestiżowych stanowisk, choć otrzymali hojne odprawy, malowali Kaito jako chłopca z dawnych lat: niepewnego, przerażonego obowiązkami, które nieoczekiwanie zrzucił na jego barki ojciec. Tworzyli obraz zahukanego młodzieńca, którego zmanipulowało złe środowisko – zdradliwe podszepty osób, których nie byli w stanie wskazać, choć rzucali oskarżenia w powietrze jak confetti. Zaś Takeshi’ego kreślili jako wzór cnót: troskliwego i opiekuńczego ojca, chcącego zabezpieczyć przyszłość jedynego syna, który był mu tak drogi, że oddał mu wszystko w geście bezgranicznej miłości.

Strona Kaito wezwała natomiast tylko jednego świadka – jego samego. Matsuda zadawał mu bardzo formalne pytania o okoliczności przekazania mu przez ojca firmy, powody wymiany zarządu zaraz po zostaniu prezesem, kwoty zadłużenia spółki i tym podobne szczegóły. Kaito udzielał odpowiedzi, które przećwiczyli wcześniej – precyzyjne, suche, nie mijające się z prawdą w ani jednym słowie, bo wiedział, że ojciec mógłby to wykorzystać jak broń w kontrataku. Jego głos był spokojny, wyważony, oparty na faktach i dokumentach, które leżały przed sędzią w grubych teczkach.

Jednak w pewnym momencie Akihito odezwał się, unosząc lekko dłoń w geście prośby o głos.

– Wysoki Sądzie, czy również mógłbym zadać pytanie? – zapytał spokojnie, jego ton był uprzejmy, ale z nutą nieustępliwości.

Sędzia zmarszczył brwi, nie będąc zbyt chętny do odstępstw od procedury – jego twarz wyrażała lekkie wahanie, jakby rozważał, czy to nie zaburzy rytmu rozprawy. W końcu skinął głową.

– Zgoda, ale tylko jedno, panie Minamoto – przyznał, zerkając na zegar na ścianie.

Akihito wstał płynnie, jego sylwetka w ciemnym garniturze emanowała autorytetem, który wypełniał salę jak niewidzialna aura. Spojrzał prosto na Kaito, a potem na Takeshi’ego, choć jego słowa skierowane były do świadka.

– Kaito, powiedz sędziemu, dlaczego przyjąłeś moją pomoc w kwestiach finansowych, a nie poprosił o nią ojca, który prowadził tę firmę przez lata i miał większe doświadczenie? – zapytał chłodno, bez emocji, jakby to było czysto retoryczne.

Kaito nieznacznie uniósł kącik ust w uśmiechu – przelotnym, niemal mimowolnym – ale zaraz jego twarz straciła jakikolwiek wyraz, a oczy stały się zimne jak dwa lodowce, gdy zwrócił je ku ojcu. Spojrzenie to było jak ostrze, wbijające się w starca bez litości.

– Ojciec nigdy nie był kimś, do kogo mógłbym zwrócić się po pomoc – wyjaśnił spokojnie, pierwszy raz nazywając tego człowieka ojcem, choć słowo to brzmiało jak oskarżenie. – Całe życie słyszałem tylko, że jestem bezwartościowy. Że niczego nie osiągnę. Że wszystko, czego się dotknę, zamieni się w ruinę i trzeba mnie wyręczać na każdym kroku, prowadzić za rączkę jak dziecko we mgle.

Tu zrobił pauzę, jakby układał dalsze słowa w głowie, jego oddech stał się głębszy, bardziej kontrolowany. Wziął wdech i kontynuował, głosem coraz chłodniejszym, bez śladu drżenia.

– Kiedy tonąłem, zamiast wyciągnąć rękę, ojciec jeszcze wpychał mi głowę pod taflę. Całe życie czekałem, aż zobaczy we mnie syna... ale zamiast tego zawsze widział tylko rozczarowanie, czemu dawał wyraz na każdym kroku.

Starzec drgnął na swoim miejscu, jego twarz stężała w grymasie – policzki zbladły, a pięści zacisnęły się pod stołem. Sędzia spojrzał na niego ostrzegawczo, unosząc brew w geście, który mówił: "Nie przerywać", i Takeshi zamilkł, choć jego oczy płonęły gniewem.

Kaito kontynuował, już całkowicie chłodno, jakby recytował fakty z raportu finansowego.

– Akihito uwierzył we mnie tam, gdzie własny ojciec widział tylko ciężar. Dlatego przyjąłem jego pomoc. I nie żałuję tego wyboru.

W sali zapanowała ciężka cisza – gęsta, duszna, jakby powietrze zgęstniało od niewypowiedzianych oskarżeń i wspomnień. Sędzia westchnął cicho, uderzając młotkiem w blat z lekkim stuknięciem.

– Ogłaszam godzinę przerwy – stwierdził, jego głos brzmiał na nieco zmęczony. – Przyda się nam wszystkim.

Kaito wyszedł z sali rozpraw szybkim krokiem, czując, jak napięcie w klatce piersiowej ściska go jak imadło. Korytarz wydawał się dłuższy niż zwykle, echo jego kroków odbijało się od marmurowych ścian, a powietrze było ciężkie od woni papieru i kurzu. Pchnął drzwi toalety, wchodząc do środka, gdzie panowała sterylna cisza przerywana tylko kapaniem wody z kranu. Podszedł do umywalki, odkręcił zimną wodę pełnym strumieniem i przemył twarz, pozwalając, by lodowate krople spływały po skórze, budząc go z tego emocjonalnego zamętu. Woda była jak szok, chłodząc rozpalone policzki i spłukując resztki gniewu, który wciąż tlił się w jego żyłach.

Opierając się ciężko o krawędź umywalki, uniósł wzrok i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na nieco zmęczonego – cienie pod oczami, lekkie zmarszczki napięcia na czole, włosy nieco rozwichrzone od nerwowego przeczesywania palcami. Ale w jego oczach płonął ogień, ten sam, który napędzał go przez lata walki o przetrwanie, o udowodnienie, że nie jest tym bezwartościowym chłopcem, za jakiego go uważano. Płomień determinacji, który nie gasł, nawet w obliczu takich konfrontacji.

Słysząc odgłos otwieranych drzwi, uniósł wzrok w lustrze i uśmiechnął się lekko na widok Akihito, który wszedł do środka z tą swoją charakterystyczną gracją – wysokiego, pewnego siebie blondyna, którego obecność zawsze działała jak kotwica w burzy.

– Dzięki, że przyjechałeś – powiedział cicho Kaito, prostując się i ocierając twarz papierowym ręcznikiem. – Że jesteś tu ze mną. Gdyby nie ty, już dawno sprzedałbym ojcu cios w tę jego zakłamaną facjatę.

Akihito zaśmiał się krótko, podchodząc bliżej – dźwięk ten był gardłowy, rozładowujący napięcie, jak zawsze. Wyciągnął rękę i odgarnął mu czułym gestem pasemko włosów za ucho, jego palce musnęły skórę z delikatnością, która kontrastowała z ich zwykłą dynamiką.

– Przesadzasz – mruknął z lekkim uśmiechem. – Świetnie sobie radzisz, nawet jeśli musisz trzymać się krzesła, żeby nie pobić tego chuja.

Kaito zlustrował go wygłodniałym wzrokiem – od ciemnego garnituru po te chłodne oczy, które zawsze patrzyły na niego z mieszanką pożądania i kontroli. Zwilżył czubkiem języka górną wargę, czując, jak stres przekształca się w coś innego, bardziej pierwotnego.

– Skoro o chujach mowa... – zagadnął prowokacyjnie, chwytając za poły rozpiętej marynarki Akihito.

Pchnął go lekko na ścianę, wspinając się na palcach, by dosięgnąć jego ust – ich ciała zetknęły się z impetem, a Kaito wpijając się w jego wargi, chwycił jednocześnie za krocze blondyna, ściskając przez materiał spodni z chciwą wręcz pewnością.

Akihito objął go wokół bioder, łapiąc zaborczo za pośladki – jego dłonie były mocne, zachłanne, wbijające się w ciało przez tkaninę. Oddał chaotyczny pocałunek, patrząc mu bez skrępowania w oczy, ich spojrzenia splatały się w tej intymnej walce, pełnej głodu i wyzwania.

Kaito dopiero po chwili oderwał się od jego warg, dysząc lekko, i zaczął całować pospiesznie po żuchwie, po szyi – jego usta były gorące, wilgotne, zostawiające ślady na skórze. Rozgorączkowanymi palcami na oślep rozpinając guziki koszuli Akihito, by dostać się do obojczyka, ssąc i gryząc delikatnie, jakby chciał oznaczyć teren.

Akihito z rozbawieniem chwycił go za dłonie, zatrzymując ten pośpiech – jego uścisk był stanowczy, ale nie brutalny.

– Twoja adoracja schlebia mi jak zawsze – powiedział z lekkim śmiechem. – Ale co cię tak nagle napadło?

Kaito oparł czoło o jego tors, wdychając zapach jego skóry – mieszankę drogich perfum i czegoś czysto męskiego. Jego oddech był przyspieszony, ciało napięte od nagromadzonego stresu.

– Nie uprawialiśmy seksu już ponad miesiąc, odkąd kupiłem Hiro – przyznał cicho, ocierając się lekko biodrami o udo Akihito. – A dziś mam tyle stresu...

Aki uśmiechnął się zaczepnie, czując to ocieranie – twardość Kaito przez spodnie, która mówiła więcej niż słowa. Jego dłonie wciąż trzymały biodra młodszego mężczyzny.

– Czego ode mnie oczekujesz? – zapytał, tonem pełnym prowokacji.

Kaito westchnął zniecierpliwiony, unosząc wzrok – jego oczy błyszczały pożądaniem, pomieszanym z frustracją.

– Przecież wiesz...

Blondyn pochylił się do jego ucha, gryząc lekko płatek – delikatny ból, który wysłał dreszcz po kręgosłupie Kaito. Jego oddech musnął skórę, ciepły i intymny.

– Powiedz to na głos – nakazał zaczepnym tonem. – Nie czytam ci w myślach. Jeszcze źle zinterpretuję sygnały – droczył się.

Kaito sapnął, kręcąc biodrami w instynktownym poszukiwaniu tarcia, jego ręce zacisnęły się na koszuli Akihito.

– Przeleć mnie – powiedział bez skrępowania, głosem ochrypłym od pożądania.

Akihito zaśmiał się gardłowo, głęboko – dźwięk ten wibrował w jego klatce piersiowej – i odepchnął go lekko od siebie, choć w jego oczach błyszczały iskry pożądania, zimne i głodne.

– Jesteś suką w rui, że chcesz się pieprzyć w toalecie w sądzie? – zapytał nieco chłodno, ale z tym samym prowokacyjnym uśmiechem.

Kaito poluzował krawat jednym ruchem, odsłaniając szyję, i uśmiechnął się prowokacyjnie, jego oczy zmrużyły się w wyzwaniu.

– Wolę, kiedy mój Książę nazywa mnie niewyżytym króliczkiem.

Akihito znów się zaśmiał, chwytając go nieco boleśnie za włosy na tyle głowy – szarpnięcie było ostre, ale podniecające, ciągnące głowę Kaito do tyłu. Wpił się w jego usta własnymi, pocałunek był brutalny, dominujący, a jednocześnie wpychał go do jednej z kabin, której drzwi zamknął na zasuwkę od wewnątrz z głośnym kliknięciem.

Kaito na oślep odnalazł rozporek w spodniach Akihito, palce drżały mu lekko od podniecenia, ale szybko rozpiął zamek i guzik. Wydobył na wpół wzwiedziony narząd, pieszcząc go obiema dłońmi – ruchy były pewne, rytmiczne. Odciągał napletek powoli, drażniąc kciukiem wilgotny żołądź, krążąc wokół wrażliwej skóry, a potem wędzidełko, zahaczając paznokciem o cewkę z lekkim naciskiem, który wywoływał dreszcze. Członek Akihito twardniał pod jego dotykiem, pulsując w dłoniach, a Kaito czuł, jak własna erekcja napiera na materiał spodni, domagając się uwagi.

Aki, wreszcie w pełni podniecony chwycił młodszego mężczyznę za ramiona i odwrócił go do siebie tyłem nieco brutalnym szarpnięciem, które wysłało dreszcz po kręgosłupie Kaito. Jego ruchy były szybkie, zaborcze, pełne tej dominującej energii, która zawsze rozpalała między nimi iskry. Aki sięgnął do paska spodni Kaito, rozpinając go jednym płynnym ruchem, po czym ściągnął mu spodnie wraz z bielizną w dół, aż do kostek – materiał zaszurał po nogach, odsłaniając nagie pośladki i erekcję Kaito, która drgnęła w chłodnym powietrzu toalety.

Zaczął obszukiwać swoje kieszenie, palce grzebały w wewnętrznej kieszeni marynarki, a Kaito zerknął na niego przez ramię, z lekkim uśmiechem na ustach, choć oczy błyszczały mu podnieceniem.

– Jeśli wyjmiesz lubrykant, to serio jesteś seksoholikiem – stwierdził ze śmiechem w głosie, tonem prowokacyjnym, ale zarazem pełnym czułości.

Aki uśmiechnął się zaczepnie, kąciki ust uniosły mu się w tym charakterystycznym, drapieżnym grymasie, i wyciągnął małą paczuszkę – prezerwatywę. Otworzył ją zębami z głośnym trzaskiem folii, po czym nakładając na swój członek, spojrzał na Kaito z błyskiem w oku. Ten uniósł brew, obserwując go z ciekawością.

– Po co to? – zapytał.

– Chcesz, żeby sperma ciekła ci z tyłka, kiedy wrócimy na salę rozpraw? – Aki odpowiedział pytaniem, jego ton był niski, pełen rozbawionej prowokacji.

Kaito zarumienił się, jego policzki nabrały lekkiego rumieńca, a on odwrócił wzrok na moment, choć uśmiech nie schodził mu z twarzy.

– Wolałbym nie – przyznał cicho.

– No właśnie – Aki odmruknął, kiwając głową z satysfakcją. – Poza tym, właśnie nie mam lubrykantu pod ręką, a nie pieprzyliśmy się dość długo. Nie chciałbym zrobić ci krzywdy.

Kaito napluł sobie na dłoń i zwilżył rowek, palce ślizgały się po wrażliwej skórze, przygotowując się na to, co miało nadejść.

– To wystarczy – stwierdził z pewnością.

Akihito przeszedł lekki dreszcz, jego oczy zmrużyły się z pożądania, i uśmiechnął się szerzej.

– Tylko potem mi nie narzekaj, że boli cię tyłek – uprzedził.

Chwycił go za biodra, palce wbiły się w skórę stanowczo, i otarł się o jego dziurkę – czubek członka drażnił wejście, wilgotny i twardy. Wszedł w niego powolnym, acz nieustępliwym pchnięciem, centymetr po centymetrze, czując opór ciała Kaito, które dostosowywało się do inwazji.

Kaito przygryzł dolną wargę, czując nieodparte rozpychanie, które napełniło go podnieceniem pomieszanym z bólem – ostrym, ale pożądanym, jak dawno zapomniany smak. Wypchnął nawet biodra ku górze, domagając się więcej, jego ciało reagowało instynktownie, zaciskając się wokół intruza.

Aki wycofał się niemal całkowicie, po czym wszedł w niego jeszcze raz, tylko do połowy. Powtórzył ten zabieg kilka razy, by trochę się podrażnić, a jednocześnie by nie zdewastować tyłeczka Kaito nagłą penetracją, dając mu czas na dostosowanie. Ale w końcu poprawił uchwyt na jego biodrach – palce zacisnęły się mocniej – i wypełnił go aż po jądra, wchodząc głęboko, całkowicie.

Kaito przylgnął do jego torsu plecami z głośnym jękiem, który odbił się echem po kabinie – jego ciało drgnęło, a mięśnie napięły się w ekstazie. Akihito mógł już poruszać się w nim w pełni, nadając ich zbliżeniu szybki, wręcz dziki rytm – pchnięcia były mocne, rytmiczne, wypełniające Kaito po brzegi, ich ciała klaskały cicho o siebie. Kiedy jego podopieczny jęczał pod nim bezwstydnie, Aki przesunął mu dłonią po na wpół obnażonym torsie – palce ślizgały się po skórze, drażniąc sutki – i na moment zacisnął palce na jego szyi.

Nie pozbawił go powietrza, ale ta mała oznaka kontroli – lekki nacisk, dominujący – sprawiła, że wnętrze Kaito zacisnęło się na jego przyrodzeniu, sprawiając wrażenie jeszcze ciaśniejszego, gorętszego. Kaito aż wywrócił oczami z przyjemności, jego ciało drżało, a oddech stał się urywany, pełen westchnień.

Aki pieprzył go zawzięcie, rytm przyspieszał, aż nagle wsadził mu dwa palce głęboko w usta – prosto do gardła, tłumiąc jęki. Słyszał, że ktoś otworzył drzwi toalety – odległe skrzypnięcie, kroki na kafelkach. Obaj zastygli w bezruchu, ich ciała napięły się w oczekiwaniu, a Aki szepnął chłopakowi do ucha, głosem niskim i ostrzegawczym.

– Bądź cicho – rozkazał.

Kaito ugryzł go lekko w palce – delikatny nacisk zębów, jakby chciał odpowiedzieć coś w stylu: "no co ty nie powiesz". Ale nie zamierzał bezczynnie czekać, aż intruz sobie pójdzie. Posmakował językiem palców kochanka, czując na nich lekką słoność – smak skóry, potu, podniecenia. Objął je gorącymi wargami i zaczął ssać niczym penisa, język wirował wokół, ssąc i liżąc z lubieżną dokładnością.

Aki uśmiechnął się w ciemności kabiny, jego oczy błysnęły, i poruszył gwałtownie biodrami – pchnięcie było głębokie, niespodziewane. Kaito aż wstrzymał oddech, by nie jęknąć z rozkoszy, jego ciało zadrżało. W tej pozycji członek Akihito niemal przy każdym pchnięciu uderzał w ten czuły punkt w jego wnętrzu – prostatę, wysyłając fale przyjemności, które rozlewały się po całym ciele, sprawiając, że Kaito czuł się na granicy eksplozji.

Na złość im intruz nie wychodził – jego kroki zatrzymały się w pobliżu, a potem drzwi kabiny obok otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Akihito widział jego cień w szczelinie przy podłodze, ciemny zarys sylwetki, który poruszał się leniwie, a potem usłyszał szum strumienia moczu uderzającego o porcelanę. Dźwięk był wyraźny, intymny, przerywający ich napiętą ciszę. Kaito westchnął cicho, w wyrazie frustracji zmieszanej z rozbawieniem, ale nie przestawał obciągać palców Akihito – jego język wirował wokół nich, ssąc jakby to była jedyna rzecz, na której mógł się skupić w tej absurdalnej sytuacji.

Aki nie pozostawał mu dłużny, niespiesznie poruszając biodrami – ruchy były minimalne, ciche, ledwie wyczuwalne, by zachować maksymalną ciszę, ale wystarczające, by podtrzymać to napięcie, to pulsujące podniecenie. Jego członek ślizgał się w ciasnym wnętrzu Kaito, drażniąc ten czuły punkt przy każdym ostrożnym pchnięciu. Po chwili usłyszeli, jak wreszcie niespodziewany gość wychodzi z kabiny – kroki oddaliły się, drzwi toalety zamknęły z głośniejszym trzaskiem, a potem zapadła błogosławiona cisza.

Kaito skrzywił się, wciąż z pełnymi ustami, nieco niewyraźnie zauważając:

– Koleś nie umył rąk.

– To ohydne – dodał cicho Aki, z nutą obrzydzenia w głosie.

Ale nie przeszkodziło mu to w powrocie do przerwanej zabawy – jego dłonie znów zacisnęły się na biodrach Kaito, a ruchy stały się pewniejsze, głębsze. Chwycił go pod kolanem i uniósł mu nogę, zmuszając, by stał na jednej, chwiejąc się lekko, opierając o ścianę dla równowagi. W tej pozycji mógł penetrować go głębiej, członkiem wbijając się pod innym kątem, docierając do miejsc, które sprawiały, że Kaito drżał z ekstazy a jego ciało napinało się niczym struna. Mieli tylko godzinę i tylko jedną prezerwatywę, której nie zamierzał zmarnować. Aki zmieniał tempo na przemian, przyspieszając w dzikich pchnięciach, by zaraz zwolnić, opuszczając ciasne wnętrze Kaito niemal całkowicie i na nowo wypełniając go całą długością swojego kutasa, drażniąc, budując napięcie do granic.

Kaito aż drżał od tych zabiegów, chwytając się bocznych ścianek dla równowagi i by nie sięgnąć swojego członka. Nie chciał kończyć zbyt szybko, więc powstrzymywał się, ale przez to cała kabina trzeszczała lekko pod ich ciężarem, metalowe elementy skrzypiały cicho. Mieli to jednak gdzieś, owładnięci rozkoszą, zapomnieni w tym małym, zamkniętym świecie.

Aki pchnął jeszcze kilka razy, mocniej, głębiej, i doszedł w prezerwatywę – jego ciało zadrżało, a gorący strumień wypełnił lateks. Kaito zaś bezwstydnie wystrzelił na ścianę i sedes przed sobą, biały płyn rozprysnął się w chaotycznych smugach. Jego jęk spełnienia został stłumiony przez palce Akihito. Ale jego Książę nie poprzestał na tym – wbił się w niego jeszcze kilka razy, wyciskając z ich obu jeszcze kilka dreszczy rozkoszy, przedłużając orgazm, aż w końcu nagle posadził go na klozecie, sadzając na zimnej porcelanie.

Zdjął prezerwatywę ostrożnie, a jej zawartość – gorącą, lepką spermę – wylał mu do chętnie rozwartych ust. Nadmiar, który spłynął mu po brodzie, zebrał kciukiem i pozwolił mu go chwilę ssać, patrząc, jak Kaito oblizuje palec z nabożną dokładnością, aż pięknie połknął wszystko, jego gardło poruszyło się przy tym a jabłko Adama podskoczyło.

Niestety nie mogli sprawić sobie jeszcze jednej rundy – czas ich naglił, a w toalecie zaczęło robić się nieco tłoczno. Słyszeli odległe kroki i głosy za drzwiami. Papierem toaletowym wytarli z siebie i ze ścian ślady zbliżenia. Akihito zapiał rozporek, poprawił marynarkę i wyszedł z kabiny jakby nigdy nic, z kompletnie niewzruszonym wyrazem twarzy. Umył ręce pod strumieniem wody, osuszył i opuścił toaletę bez słowa.

Po chwili Kaito również opuścił kabinę, nieco rumiany pod wpływem zaskoczonego spojrzenia jakiegoś mężczyzny w todze, który stał przy umywalce i patrzył na niego z uniesioną brwią. Kaito poczuł gorąco na policzkach, ale nie odezwał się słowem. Pospiesznie umył ręce i dosłownie wybiegł z toalety, trzaskając za sobą drzwiami. Poprawił wiązanie krawatu, wygładził marynarkę i przybrał na twarzy ten obojętny, profesjonalny wyraz – maskę prezesa, gotowego na bitwę. Pora na drugą rundę, ale potyczki z ojcem.


Tymczasem w willi Kaito panowała cisza – ten rodzaj głębokiej, niemal namacalnej ciszy, która osiada na meblach jak cienka warstwa kurzu, gdy dom jest pusty. Promienie popołudniowego słońca wpadały przez wysokie okna salonu, malując złociste smugi na podłodze z ciemnego drewna i oświetlając drobinki pyłu wirujące leniwie w powietrzu. Hiro siedział na podłodze w kuchni, oparty plecami o wyspę kuchenną, z kolanami podciągniętymi pod brodę. W dłoniach trzymał jedną ze swoich książeczek, której okładka była już nieco sfatygowana przez częste przeglądanie. Nie czytał jej naprawdę; słowa rozmazywały mu się przed oczami, a myśli błądziły gdzieś daleko, poza murami willi.

Był sam od rana, odkąd Kaito wyszedł na tę ważną rozprawę – mężczyzna wspomniał o niej tylko przelotnie, z tym swoim chłodnym, skupionym wyrazem twarzy, który zawsze sprawiał, że Hiro czuł się jak intruz w jego świecie.

– Zajmij się sobą – powiedział Kaito, rzucając mu szybkie spojrzenie, zanim zatrzasnął drzwi.

Hiro skinął głową posłusznie, ale gdy warkot silnika samochodu na podjeździe oddalił się i zniknął, poczuł dziwną pustkę. Willa była ogromna, luksusowa, pełna nowoczesnych gadżetów i drogich mebli, ale bez Pana wydawała się zimna, jak muzeum, w którym nie wolno niczego dotykać.

Najpierw posprzątał kuchnię – umył naczynia po śniadaniu, wytarł blaty do połysku, upewnił się, że lodówka jest uporządkowana, a owoce w misie na wyspie ułożone w idealny stosik. Robił to mechanicznie, bez pośpiechu, jakby te proste czynności były kotwicą w chaosie myśli. Potem przeszedł do salonu, poprawiając poduszki na kanapie, układając piloty do telewizora w równym rzędzie. Ale gdy skończył, nie wiedział, co dalej. Telewizor? Nie, hałas tylko by go przytłoczył. Spacer po ogrodzie? Bał się wyjść sam, bez pozwolenia – wspomnienie sprośnych zabaw w lasku w Kioto wciąż paliło go w pamięci jak stara rana.

W końcu usiadł na podłodze w kuchni, gdzie czuł się najbezpieczniej – blisko jedzenia, blisko ciepła piekarnika, który czasem włączał tylko po to, by poczuć zapach pieczonego chleba, jak w dniach, gdy był z nim Lu. Książka była pretekstem; naprawdę myślał o Kaito. O tym, jak mężczyzna zmienił się w ostatnich tygodniach – od brutalnego właściciela do kogoś, kto czasem dotykał go delikatnie, jakby bał się go złamać. Hiro pamiętał ich ostatnie chwile w Kioto, leniwe poranki w domku, gdzie Kaito, w chwilach lepszego nastroju, czytał mu fragmenty gazet, a on słuchał, udając, że rozumie te skomplikowane biznesowe terminy.

Westchnął cicho, odkładając książkę na bok. Wstał, podszedł do lodówki i wyjął jabłko – czerwone, lśniące, idealne. Ugryzł je powoli niemal z namaszczeniem, sok spłynął mu po brodzie, a on otarł go nadgarstkiem. Może upiecze ciasto? Coś prostego z czym nawet on da sobie radę. To mogłoby być miłe powitanie Pana po jego powrocie – zapach świeżego wypieku w powietrzu, kawa czekająca na stole. Hiro uśmiechnął się do siebie, słabo, ale szczerze. Tak, to dobry pomysł. Zacznie od zebrania składników, a myśli same się uspokoją. W końcu, w tym wielkim domu, to jedyne, co mógł zrobić – czekać i być przydatnym.

Poruszał się nieco niepewnie po kuchni, jego drobne kroki były ostrożne, jakby bał się naruszyć idealny porządek szafek i szuflad. Otwierał drzwiczki delikatnie, wyjmując kolejne składniki i rozkładając je na blacie – mąkę w papierowej torebce, kartonik z jajkami, saszetkę proszku do pieczenia, słoiczek z cynamonem, którego zapach uniósł się lekko w powietrzu, i kostkę masła z lodówki, zimną i twardą pod palcami. Układał je w równym rzędzie, jak żołnierzy na paradzie, upewniając się, że nic nie przewróci się i nie narobi bałaganu.

Stanął przy blacie, przygryzając zgięty palec wskazujący, jego brwi zmarszczyły się w skupieniu. Czego jeszcze brakowało? Jabłka – tak, to oczywiste, ale co jeszcze? Cukier? Może rodzynki, jeśli były w spiżarni? Nie był pewien proporcji, choć Lu kiedyś pomógł mu zapisać przepis w jednym z zeszytów – tym małym, z miękką okładką – w jego wyjątkowym sposobie zapisu, na wpół obrazkowym, na wpół pisanym. Lu narysował jajka jako kółka z żółtymi plamami, mąkę jako chmurkę proszku, a jabłka jako uśmiechnięte owoce. Hiro uśmiechnął się na to wspomnienie, ale zaraz westchnął, bo zeszytu nigdzie nie mógł znaleźć. Obawiał się, że zostawił go w Kioto, w tym domku na wzgórzu, albo w ogóle u Pana Akihito, zapakowany w jedną z toreb, które Lu dał mu na pożegnanie.

Wzdychając cicho, spojrzał na tablet leżący na stoliku w salonie – czarny, lśniący prostokąt, który wydawał mu się obcy, jak przedmiot z innego świata. Przysiadł na brzegu kanapy, biorąc go w ręce i przyglądając się swojemu odbiciu w wygaszonym ekranie. Jego twarz wyglądała na zmęczoną, oczy duże i niepewne, włosy opadające na czoło. Gdy wrócili z Panem z Kioto, na szafce przy wejściu czekała na nich mała paczka z liścikiem od pana Akihito. Znajdował się tam tablet, o który poprosił Lu, by Hiro w razie potrzeby mógł się z nim skontaktować i poprosić o poradę czy pomoc. "Na wszelki wypadek" – napisał Akihito eleganckim pismem, a Hiro poczuł wtedy dziwną wdzięczność, choć nie śmiał go od razu użyć.

Chłopak przygryzł dolną wargę i stuknął palcem w ekran, przesuwając po nim niepewnie i kreśląc wzór do odblokowania. Lu pomyślał o wszystkim: ustawił banalne hasło, a na pulpicie znajdowały się tylko dwie aplikacje, bez zbędnych ikon, które mogłyby go przytłoczyć. Jedna z krótkimi filmikami z przepisami i Lu w roli głównej – uśmiechnięty, z mąką na policzku, wyjaśniający krok po kroku i ze śmiechem Kaname w tle, który trzymał aparat. Druga służąca do wideo rozmowy, z prostym interfejsem. Hiro odetchnął z ulgą i uruchomił ją, wybierając z listy kontaktów jedyną pozycję: "Lu". Palec zatrzymał się nad kafelkiem wywołującym połączenie, wahając się przez chwilę, ale w końcu opadł.

Dźwięk wybierania połączenia, jak w telefonie, rozbrzmiał w salonie wyjątkowo głośno, aż Hiro skrzywił się, kuląc ramiona. Ekran zamigotał, a po chwili jego twarz się rozpromieniła, gdy zobaczył uśmiechniętego Lu – chłopaka o ciepłych oczach i starannie ułożonych włosach, który machnął mu radośnie ręką.

– Hiro! – zawołał Lu, jego głos był wesoły, jak zawsze. – Cześć! Widzę, że poradziłeś sobie z tabletem. Brawo!

Hiro zarumienił się lekko, nieprzyzwyczajony do nawet tak małej dozy uznania – jego policzki nabrały koloru, a on spuścił na chwilę wzrok.

– Cześć... Dzwonię, bo nie jestem pewien przepisu na szarlotkę – wyjaśnił cicho, niepewnym głosem. – Ale jeśli przeszkadzam, to poradzę sobie sam.

Lu zaśmiał się życzliwie.

– Właśnie sam zabieram się za tarte z jabłkami – stwierdził z rozbawieniem. – Zróbmy to razem. Masz składniki? – spytał, klaszcząc w dłonie z entuzjazmem.

Hiro wrócił do kuchni, ustawił tablet na blacie, opierając go o misę z owocami, tak by się widzieli – ekran ożył obrazem Lu w jego własnej kuchni, z podobnymi składnikami rozłożonymi wokół. Pod czujnym okiem przyjaciela, słuchając uważnie jego instrukcji – "Teraz rozpuść masło, ale nie za mocno, żeby nie było za gorące dla jajek" – zabrał się do pracy. Mieszał mąkę z proszkiem, ubijał jajka, kroił jabłka w cienkie plasterki, posypując je cynamonem. Kuchnię wypełniły ich rozmowy – Lu opowiadał o swoim dniu, o nowej książce, którą czyta, a Hiro śmiał się cicho z jego żartów, zapominając na chwilę o samotności. Zapach cynamonu i pieczonych jabłek zaczął unosić się w powietrzu, ciepły i kojący, a śmiechy odbijały się echem po pustym domu, czyniąc go na chwilę bardziej żywym.


Kaito poczuł czyjś dotyk na ramieniu – lekki, ale stanowczy – i przebudził się gwałtownie, mrugając oczami w półmroku kabiny samochodu. Zaskoczony, że zasnął, rozejrzał się szybko, orientując, gdzie jest. Szyba była zaparowane od jego oddechu, a za oknem majaczyła znajoma fasada willi, oświetlona delikatnym blaskiem słońca prześwitującego przez chmury. Kierowca, Takeru, odwracał się lekko w fotelu, jego twarz wyrażała dyskretną troskę.

– Już dojechaliśmy, panie Kaito – oznajmił spokojnie, tonem wyćwiczonym latami służby.

Kaito skinął głową, prostując się w siedzeniu. Podziękował mu cicho, głosem jeszcze ochrypłym od snu, i wysiadł z auta, przeciągając się leniwie – ramiona uniósł wysoko, czując, jak napięte mięśnie rozluźniają się z lekkim bólem. Ziewnął krótko, zakrywając usta dłonią. Ten dzień, cała ta sprawa w sądzie – oskarżenia, świadkowie, emocjonalna huśtawka – wykończyły go do tego stopnia, że miarowe kołysanie samochodu zmorzyło go snem, jak dziecko w kołysce. Nie pamiętał nawet, kiedy zamknął oczy.

– Na resztę dnia masz wolne – powiedział do Takeru, opierając się o drzwi auta. – Ale bądź pod telefonem jak zawsze.

Kierowca kiwnął głową z szacunkiem, życzył dobrego popołudnia i wjechał do garażu, zostawiając Kaito samego na podjeździe. Mężczyzna westchnął głęboko, wciągając przyjemnie ciepłe, wiosenne powietrze, i wszedł do willi, przekręcając klucz w zamku. Od progu wyczuł smakowity zapach – maślanej kruszonki, pieczonych jabłek, cynamonu i czegoś słodkiego, co sprawiło, że aż się oblizał, czując, jak ślina napływa mu do ust. Zapach był ciepły, domowy, kontrastujący z surowością dnia.

Zdjął buty w przedpokoju, stawiając je równo przy ścianie, i marynarkę, którą przewiesił sobie przez rękę, czując ulgę bez jej ciężaru na ramionach. Wszedł głębiej, do salonu połączonego z kuchnią, gdzie światło padające z okien rzucało miękkie cienie na meble. Hiro, pochylający się nad zmywarką, zamknął ją z cichym kliknięciem i spojrzał na Pana badawczo – jego piwne oczy przebiegły po twarzy Kaito, szukając oznak irytacji czy zmęczenia. Nie widząc ich, aż odetchnął z ulgą a ramiona opadły mu luźniej.

– Witam, Panie... – przywitał się cicho, głosem nieśmiałym, ale z nutą ciepła. – Może ma Pan ochotę na szarlotkę? Właśnie wyjąłem z pieca.

Kaito aż uniósł brew, zaskoczony nie tylko ciastem – które lśniło na blacie, złociste i parujące lekko – ale też lekkim uśmiechem na twarzy chłopaka, oraz nienagannym porządkiem, jaki panował w kuchni. Blaty błyszczały, narzędzia były umyte i odłożone, a powietrze przesycone aromatem, który budził wspomnienia dzieciństwa, choć w jego przypadku raczej gorzkie.

– Chętnie – odpowiedział po chwili zwłoki, kiwając głową. – Pachnie wspaniale.

Rzucił marynarkę na oparcie fotela, pozwalając, by zsunęła się luźno, i usiadł na kanapie, opierając łokcie na kolanach. Hiro pokiwał głową i wyciągnął dwa talerze oraz widelczyki z szafki – porcelana zadzwoniła delikatnie. Ostrożnie pokroił ciasto, ostrze noża zagłębiało się w kruchą kruszonkę, odsłaniając soczyste jabłka, i spytał jeszcze:

– Życzy sobie Pan kawy?

Kaito skinął głową, rozluźniając krawat jednym palcem.

– Napiłbym się migdałowego cappuccino.

Hiro odmruknął w potwierdzeniu, cicho, ale z entuzjazmem, i nałożył im ciasto – porcje równe, choć jego własna nieco się rozpadła. Wstawił wodę w czajniku, który zagwizdał cicho po chwili, i wyciągnął z szafki opakowanie z kawą, na którą miał ochotę jego Pan. Z tyłu proces przygotowania miał co prawda obrazki – schematyczne rysunki z łyżeczką czy kubkiem – ale Hiro nie był pewien, czy proszek ma już w sobie cukier. Zerknął w stronę salonu, wahając się chwilę, i poszedł zapytać o to Pana, trzymając opakowanie w dłoniach.

Kaito uniósł lekko kącik ust, wyraźnie zadowolony z tego, że chłopak nie kombinował sam, tylko przyszedł poprosić o pomoc – był to gest zaufania, który docenił. Pokazał mu informacje o zawartości cukru na etykiecie, palcem wskazując drobny druk.

– Dolej odrobinę mleka – dodał. – Wtedy kawa będzie delikatniejsza.

Hiro pokiwał głową, notując to w pamięci, i wrócił do kuchni, przygotowując cappuccino według instrukcji – proszek wsypał do kubka, gorąca woda, mleko z lodówki, wszystko wymieszane łyżeczką, aż powstała lekka pianka. Postawił wszystko na tacy – dwa talerze z ciastem, kubek kawy dla Kaito i szklankę ciepłego mleka dla siebie – i przeniósł do salonu, najpierw stawiając ciasto i kawę przed Panem, ostrożnie, by niczego nie rozlać, a dopiero potem swój talerzyk z wypiekiem obok. Odniósł tacę na miejsce w kuchni i usiadł obok Kaito na kanapie, zerkając na niego kątem oka, gdy brał pierwszy kęs.

Mężczyzna wsadził do ust kawałek nadal ciepłego ciasta i aż przymknął oczy – kruszonka rozpadała się pod językiem, chrupiąca i maślana, jabłka były soczyste, z lekką kwaskowatością równoważoną cynamonem, a całość idealnie słodka, nie mdląca. Mruknął z uznaniem, kiwając głową.

– Pyszne – powiedział, otwierając oczy i patrząc na Hiro.

Chłopak zarumienił się, policzki nabrały głębokiego koloru, i zagryzł wargi, żeby ukryć uśmiech – kąciki ust drgnęły mu mimo to. Cieszył się, że Panu smakowało, to ciepłe uczucie rozlało się po jego piersi, jak nagroda za wysiłek.

Kaito sięgnął do niego ręką, by odgarnąć mu włosy ze skroni – gest był prosty, niemal odruchowy, pełen tej codziennej intymności, której brakowało mu w ich relacji. Ale wówczas chłopak drgnął pod wpływem jego dotyku, jak spłoszone zwierzę, które instynktownie cofa się przed zagrożeniem. Kaito westchnął bezgłośnie, czując lekkie ukłucie frustracji, i cofnął rękę, zajmując się już tylko ciastem – wbił widelec w kolejny kawałek, żując powoli, by dać sobie czas na uspokojenie myśli.

Wiedział, że bliskości z Hiro nie zbuduje od tak, z dnia na dzień, ale irytowało go, że po ponad miesiącu – po Kioto, po tych leniwych dniach w domku, po chwilach, gdy wydawało się, że coś się zmienia – chłopak wciąż reagował na jego dotyk w ten sposób, z lękiem w oczach i napięciem w ciele. I chyba już nawet wiedział, co zrobić, by to zmienić. Myśl zakiełkowała w jego umyśle, objawiając się błyskiem w oku i mimowolnym uśmiechem, który przemknął po ustach jak cień. Ale najpierw dojadł w spokoju ciasto – ostatni kęs kruszonki, słodki i chrupiący – i wypił kawę, odstawiając kubek z cichym brzękiem.

Gdy Hiro pozbierał naczynia i zaniósł je do zlewu, Kaito podążył za nim leniwym krokiem, czując, jak zapach jabłek wciąż unosi się w powietrzu. Objął go od tyłu wokół bioder, jego dłonie zacisnęły się lekko, ale stanowczo, a usta zbliżyły do ucha chłopaka.

– Zostaw to – szepnął nisko, oddech musnął skórę Hiro. – Chodź ze mną na górę.

Hiro aż zesztywniał w jego objęciach, ramiona napięły mu się jak struny, ale pokiwał głową – ruch był mechaniczny, posłuszny – i bez sprzeciwu pozwolił zaprowadzić się za rękę na piętro, ich palce były splecione luźno, choć dłoń Kaito była ciepła i pewna. Sądził naiwnie, że Pan może chce, żeby zmienił pościel w jego sypialni, albo coś w tym stylu – prosta czynność, która nie budziła lęku. Widząc jednak, że kierują się do pokoju przyjemności, jak Pan go nazwał, natychmiast się zatrzymał – stopy wrosły mu w podłogę, a serce podskoczyło aż do gardła.

Kaito spojrzał na niego przez ramię, ale zamiast irytacji uśmiechnął się – ciepło, uspokajająco – i objął go ramieniem w talii, przyciągając bliżej.

– Chodź dalej – powiedział łagodnym tonem, kojącym głosem. – Nie ma się czego bać.

Hiro pokręcił głową w panice, oczy rozszerzyły mu się, a usta drgnęły w bezgłośnym proteście, ale co mógł niby zrobić, gdy Pan trzymał go w swoich objęciach, silnych i nieustępliwych. Z szybko bijącym sercem i przyspieszonym oddechem, który sprawiał, że klatka piersiowa unosiła się spazmatycznie, wszedł z nim do pokoju pachnącego nowością – farbą, skórą, lekką nutą czekolady, która wirowała w powietrzu jak obietnica.

Kaito włączył światło, ale przyciemnił je do przyjemnego minimum – żarówki rozbłysły miękkim, złotym blaskiem, rzucając cienie na ściany w pudrowym odcieniu – i oznajmił spokojnie:

– Mam ochotę na nieco przyjemności.

Widząc spłoszone spojrzenie chłopaka, wodzące po sprzętach wokół – po koziołku, krzyżaku, dybach, które lśniły groźnie w półmroku – ujął go za policzki, delikatnie, ale stanowczo zmuszając, by spojrzał mu w oczy.

– Nie zrobię ci krzywdy – zapewnił ciepłym tonem. – Wiem, że ostatnio byłem drażliwy, ale dziś mam naprawdę znakomity humor i będę miał dla ciebie całe morze cierpliwości. Zaczniemy powoli, od czegoś prostego, hm?

Piwne oczy Hiro zaszkliły się lekko – łzy zebrały się w kącikach, ale nie spłynęły – i niepewnie skinął głową, ruch był słaby, jakby naprawdę miał wybór. Przecież słowo Pana było tu prawem, kształtowało jego rzeczywistość. Kaito skwitował to krótkim i zadowolonym „znakomicie”, i odsunął się od niego na dwa kroki, rozkładając ręce na boki, jakby zapraszał do tańca.

– Rozbierz mnie – nakazał, tonem lekkim, ale nieznoszącym sprzeciwu.

Hiro zamrugał zaskoczony, lustrując go od stóp do głowy – od wypolerowanych butów, przez spodnie garniturowe, koszulę z rozluźnionym krawatem, aż po twarz Pana, która wyrażała spokojne oczekiwanie – jakby nie wiedział, od czego ma zacząć, palce drżały mu lekko przy bokach, a umysł wirował w chaosie.

Zbliżył się do Kaito ostrożnie, jak do drapieżnika czającego się w cieniu – jego kroki były małe, pełne wahania, a oczy unikały bezpośredniego spojrzenia na twarz mężczyzny. Trzęsącymi się rękami sięgnął do koszuli Pana, palce drżały przy pierwszym guziku, jakby bał się, że jeden zły ruch wszystko popsuje. Rozpinał je powoli, guzik po guziczku, odsłaniając stopniowo skórę – gładką, ciepłą, z lekkim zarysem mięśni pod nią. Zsuwając koszulę z ramion Kaito, poczuł zapach jego perfum, mieszankę drewna i czegoś ostrego, co sprawiło, że serce podskoczyło mu w piersi. Rozejrzał się wokół, niepewny gdzie ma ją odłożyć – pomieszczenie było nowe, obce, a żaden wieszak nie rzucał się w oczy.

Kaito zabrał mu ją ostrożnie z rąk, ich palce musnęły się przelotnie, i rzucił na najbliższą komodę – materiał zsunął się luźno, bezładnie. Zdejmując przy okazji krawat jednym płynnym ruchem, rozluźnił go i dołączył do koszuli, po czym wrócił do poprzedniej pozycji, stojąc wyprostowany, z rękoma wzdłuż ciała, czekając cierpliwie.

Hiro przełknął z trudem, gardło ścisnęło mu się boleśnie, i zajął się paskiem – metalowa klamra zadzwoniła cicho pod jego palcami, gdy ją odpinał. Spodnie po rozpięciu opadły Panu do kostek, odsłaniając nogi w czarnych bokserkach. Przyklęknął na jedno kolano i rozsznurował buty – sznurówki rozwiązywał powoli, zdejmując je ze stóp Kaito jedną po drugiej, a zaraz za nimi spodnie, składając je starannie, by nie pognieść. Wszystko odłożył na komodę, ustawiając buty równo na podłodze, pod spodem, i zamarł niepewny co dalej, wbijając wzrok w podłogę.

Kaito spojrzał na swoje ciało – na bokserki, które napięły się lekko od podniecenia – i z pewnym rozbawieniem powiedział:

– Masz zdjąć ze mnie wszystko.

Chłopak przygryzł wargę, zęby wbiły się w miękką skórę, i odwlekając najgorszy moment w czasie uklęknął niżej, by zdjąć mu skarpetki – czarne, cienkie – i te dziwne paski, które je trzymały, podwiązki utrzymujące je na miejscu. Odłożył je do reszty ubrań, składając starannie, i opuścił głowę, zawstydzony – policzki paliły go rumieńcem, a ręce zacisnęły się mimowolnie w pięści.

Kaito odetchnął cicho, wymownie poprawił gumkę bokserek, strzelając nią lekko – dźwięk był ostry, prowokujący – ale nie widząc żadnej reakcji, ujął ręce chłopaka delikatnie, choć stanowczo, i nakierował jego dłonie na swoje bokserki. Pomógł mu je z siebie zdjąć, materiał zsunął się po udach, odsłaniając nagiego członka, który drgnął lekko w powietrzu. Hiro momentalnie odwrócił wzrok, gdy tylko zobaczył obnażony narząd Pana – oczy uciekły w bok, na ścianę, na podłogę, wszędzie, byle nie tam. Kaito skinął głową, zadowolony z postępu, i oznajmił spokojnie:

– Teraz ja rozbiorę ciebie.

Zrobił to sprawnie, ale niespiesznie, by nie spłoszyć go jeszcze bardziej – najpierw koszulka, zdjęta przez głowę, odsłaniająca drobny tors; potem spodnie, rozpięte i ściągnięte w dół; bielizna ostatnia, delikatnie, bez szarpania. Gdy obaj stali już nadzy, a Hiro zakrywał się rękoma w newralgicznych miejscach – jedna dłoń na kroczu, druga na piersi – jakby Kaito nie miał okazji zaznajomić się z nimi dogłębnie, mężczyzna rozejrzał się wokół, udając, że zastanawia się, czego użyć. Przesuwał wzrokiem po sprzętach, palce bębniły po udzie, aż w końcu pstryknął palcami z udawanym olśnieniem i wyciągnął na środek pomieszczenia zmodyfikowane krzesło barowe. Było inne od tego, które widział w Wiedniu, ale zajmowało mniej miejsca i wydawało mu się subtelniejsze niż jego rozkładana wersja.

Było ciężkie, dla stabilności, z metalowym stelażem i skórzanymi obiciami – posiadało dwa siedziska: jedno zwyczajne u góry, choć z przymocowaną z przodu obręczą na szyję, a drugie u dołu, ale otwarte, ze stelażem poniżej, gdyby użytkownicy mieli ochotę dodać tam jeszcze jakąś zabawkę, dla urozmaicenia. Ale dziś Kaito nie miał takiej potrzeby.

– To krzesło do zabaw oralnych – wyjaśnił spokojnie, widząc ciekawość pomieszaną z lękiem w oczach Hiro. Dostrzegając w nim niezrozumienie – brwi chłopaka zmarszczyły się lekko – doprecyzował: – Chodzi o zadowalanie partnera ustami.

Hiro skrzywił się, usta wygięły się w grymasie, ale pozwolił podprowadzić się bliżej – krok po kroku, ręka Kaito na jego plecach była delikatna, ale stanowcza. Pan wyjaśnił mu dalej, tonem rzeczowym, jak nauczyciel:

– Usadowię cię na dole i przypnę ci ręce i nogi do nóg krzesła, żebyś z niego nie spadł. Obrożę, która zwisa z przodu, przypnę ci do szyi, byś nie mógł cofnąć głowy. Sam zaś siądę zwyczajnie na krześle, więc będziesz miał mój członek centralnie przed twarzą.

Spytał czy wszystko jest jasne, unosząc brew. Hiro zadygotał, jego ciało drgnęło lekko, i spytał drżącym głosem, ledwie słyszalnym:

– Czy... czy musimy to robić? Boję się tych pasów.

Kaito pogładził go uspokajająco po głowie, palce wsunęły się we włosy, masując lekko skalp.

– Nie będę cię podduszał ani wpychał penisa głęboko do gardła – zapewnił. – To będzie tylko taka niewinna zabawa.

– Po co w takim razie krzesło? – Hiro, wciąż wahając się, spytał cicho. – Nie możemy zrobić tego zwyczajnie na łóżku?

Kaito zaśmiał się, dźwięk był gardłowy, rozbawiony.

– Jesteś dziś wyjątkowo gadatliwy – stwierdził, ale w tonie nie było irytacji, raczej aprobata. – Ale to dobrze. Krępowanie jest wyrazem zaufania do drugiej osoby. Oddajesz mi się w pełni, a ja zapewniam, że nie zrobię ci krzywdy.

Hiro odetchnął kilka razy, głęboko i drżąco, próbując uspokoić szalejące serce – powietrze wchodziło do płuc z wysiłkiem, a klatka piersiowa unosiła się spazmatycznie. Kaito obserwował go chwilę, jego oczy zmrużone były w skupieniu, po czym spytał spokojnie, tonem, który nie dopuszczał zwłoki:

– Możemy zaczynać?

Hiro chciałby pokręcić przecząco głową, desperacko, by uniknąć tego wszystkiego – wizji unieruchomienia, bliskości, która budziła w nim panikę – ale zamiast tego skinął nią z rezygnacją, bojąc się ewentualnej kary, gdyby okazał sprzeciw. Wiedział, że opór mógłby tylko pogorszyć sytuację, zmienić łagodny nastrój Pana w coś ostrzejszego.

Pan przechylił nieco krzesło, stabilizując je jedną ręką, i pomógł mu znaleźć się na niższym siedzisku – jego dłonie były delikatne, ale kierujące, podtrzymując Hiro pod ramiona, by usiadł prawidłowo, centralnie, tak by krzesło się nie chwiało. Pośladki chłopaka wysunęły się przez otwór w siedzisku, eksponując go w sposób, który sprawił, że kolana uparcie trzymał złączone, ściskając uda, ukrywając jakkolwiek własną nagość, choć wiedział, że to daremne.

Mężczyzna uklęknął przy nim i starannie zapiął skórzane kajdanki na nadgarstkach i kostkach – miękki materiał otulił skórę, ale zatrzaski kliknęły stanowczo, unieruchamiając ręce przy nogach krzesła, a stopy na podłodze. Widząc zaciśnięte nogi chłopaka – uda drżące od napięcia –kąciki ust Kaito uniosły się w drapieżnym grymasie, i sięgnął po dodatkowe obręcze z szuflady komody, wyjmując je z cichym szelestem.

Zamocował mu je pod kolanami, metalowe pierścienie zapiął łagodnie, ale stanowczo, rozpierając nogi na boki – opór Hiro był słaby, ustępujący pod naciskiem, aż uda rozsunęły się, eksponując go całkowicie. Policzki chłopaka poczerwieniały, rumieniec rozlał się po twarzy jak farba, a on odwrócił wzrok, patrząc w bok, na ścianę, zawstydzony do granic, czując chłód powietrza na odsłoniętej skórze.

– Chcę, żeby dla ciebie zabawa też była przyjemna, więc coś ci dam – powiedział spokojnie Kaito, wstając i prostując się.

Wyciągnął z innej szafki wibrujący pierścień na penisa i jądra – mały, czarny gadżet z silikonu – i założył mu go sprawnie, palce ślizgały się po wrażliwej skórze, zakładając oczka na odpowiednie miejsca. Zabawka składała się z dwóch silikonowych oczek, a pomiędzy nimi znajdował się wibrujący wałeczek, który przylegał do ciała. Hiro skrzywił się, usta wygiął w grymasie dyskomfortu, ale drgnął z jękiem – cichym, mimowolnym – gdy Kaito włączył najniższe obroty na pilocie i wibracje rozeszły się delikatnie, budząc niechciane podniecenie.

Zadowolony z tej reakcji, Kaito zapiął obrożę na jego szyi – skórzany pasek otulił gardło, a obręcz przymocowana do krzesła unieruchomiła głowę, zmuszając do patrzenia prosto przed siebie. Pogładził go też po głowie, palce wsunęły się we włosy uspokajająco.

– Jeśli się spiszesz i mnie zadowolisz – powiedział cicho – wówczas skończymy dziś na tym.

Chłopak przygryzł wargi – zęby wbiły się w miękką skórę, tłumiąc drżenie – zerkając na niego szklącymi się oczami, łzy zebrały się w kącikach, gotowe spłynąć. Kaito oczami wyobraźni zobaczył, jak te zęby zaciskają mu się na przyrodzeniu – wizja była ostra, nieprzyjemna – i wzdrygnął się lekko, czując dreszcz niepokoju.

– Potrzebujemy czegoś jeszcze – stwierdził szybko – Nie żebym ci nie ufał, ale to wciąż ograniczone zaufanie.

Hiro stracił go na chwilę z oczu – Kaito odszedł w cień pomieszczenia, szperając w szafce – a gdy Pan wrócił, chłopak poczuł, jak robi mu się słabo, krew odpłynęła mu z twarzy a oczy rozszerzyły się w panice na widok przedmiotu w jego rękach. Kaito zaśmiał się cicho, widząc jego strach – dźwięk był gardłowy, rozbawiony – i pokazał mu dokładniej, co trzyma, obracając to w palcach.

– To stalowy rozwieracz oblany silikonem, by nie uszkadzał zębów, na skórzanym pasku – wyjaśnił spokojnie. – Po to, żebyś mnie nie ugryzł. Pokażę ci, jak działa – powiedział, demonstrując zabawkę na sobie.

Wsunął rozwieracz do własnych ust, otwierając nim szczęki, po czym wyjął go szybko. Wytarł go dezynfekującą chusteczką – wilgotny materiał przesunął po stali – i wsadzi mu do ust, najpierw zapinając pasek wokół głowy, a dopiero potem ustawiając odpowiednio rozwieracz, kręcąc mechanizmem, by szczęki chłopaka otwarły się szeroko, ale nie boleśnie.

– Wszystko gra? – spytał, patrząc mu w oczy.

Hiro oddychał szybko i głośno – powietrze świszczało przez rozwarte usta – ale mruknął niewyraźnie, gardłowo, potwierdzając. Kaito skinął głową, zadowolony, i stwierdził:

– W takim razie możemy zaczynać zabawę.

Kaito przerzucił nogę nad głową Hiro z płynną gracją, jego skóra musnęła policzek chłopaka na moment, zanim usiadł na górnym siedzisku krzesła. Pozycja była wygodna, dominująca, z członkiem centralnie przed rozwartymi ustami Hiro. Położył dłonie na jego głowie, palce wsunęły się we włosy delikatnie, głaszcząc je chwilę – masaż był powolny, uspokajający, jakby chciał rozproszyć napięcie, które promieniowało od ciała chłopaka jak fale gorąca.

Hiro zamknął mocno oczy, powieki mu zadrżały, ale po chwili uchylił je niepewnie, patrząc z niedowierzaniem na budzący się członek, którego miał tuż przed twarzą – blisko, zbyt blisko, by uciec wzrokiem. Pan nie wziął prysznica po sądzie, więc czuł w nozdrzach i na języku jego naturalny zapach – nie był szczególnie ostry czy odpychający, ale bardzo wyraźny, pierwotny. Zapach genitaliów, mężczyzny: słony, ciepły, z nutą potu i podniecenia, który wdzierał się do zmysłów z każdym oddechem.

– Wysuń język – Pan rozkazał cicho, głosem niskim i pewnym.

Hiro zrobił to niechętnie – czubek języka wysunął się ostrożnie, drżący – a Pan przysunął bliżej biodra, każąc się lizać. Zaśmiał się cicho, czując przyjemne łaskotanie między jądrami, jakby roztrzepotał mu się tam motyl – delikatne muśnięcia, które wysyłały dreszcze w górę kręgosłupa. Czubek języka chłopaka z trudem go dosięgał, ledwie muskając worek, wilgotny i ciepły, ale Kaito nie spieszył się, pozwalając, by napięcie rosło powoli.

Po chwili uniósł się nieznacznie i korzystając z wolnej ręki ujął jądra – ciężkie, pełne – wsuwając je w rozwarte usta Hiro. Chłopak mógł teraz lizać je po całej powierzchni, smakując je w pełni – słoność skóry, lekki posmak potu, który osadził się po całym dniu. Jego piwne oczy napełniły się łzami, wilgoć zebrała się w kącikach, spływając powoli po policzkach, ale nie było to najgorsze, co mogło go spotkać w tym okropnym pokoju. Starał się nie myśleć o smaku, który czuł na języku – lepki, obcy – ale przez to, że musiał oddychać przez nos, wydawał się on intensywniejszy, wdzierając się do płuc z każdym wdechem.

Odważył się nawet unieść wzrok i zobaczył zadowoloną, zrelaksowaną twarz Pana –półprzymknięte oczy, usta rozchylone w lekkim uśmiechu, palce leniwie przeczesujące mu włosy, jakby to była pieszczota, a nie rozkaz. Gdy znudził się już tą pieszczotą, a jego członek zaczął drgać od wzbierającego w nim podniecenia – nabrzmiały, żylasty, gotowy – usadowił się nieco inaczej, prostując plecy. Ujął w garść swój penis, odciągając napletek z cichym mlaśnięciem, i przesunął wilgotną żołędziom po wargach Hiro, napawając się uczuciem jego ciepłego oddechu w tak wrażliwym miejscu – gorący, wilgotny, prowokujący.

Potarł główką o jego język, by dobrze poczuł jego smak – słony, lekko gorzki preejakulat – i wszedł ostrożnie w jego usta. Były gorące i mokre, a żwawy język natychmiast oplótł się wokół niego, jakby chciał go wypchnąć, instynktownie opierając się inwazji. Kaito uśmiechnął się zaczepnie, trzymając chłopaka za włosy – uścisk był pewny, ale nie brutalny – i zaczął wykonywać posuwiste ruchy, co rusz wsuwając się nieznacznie głębiej, centymetr po centymetrze, testując granice.

Jednak gdy zahaczył o gardło, a Hiro lekko się zakrztusił – gardło zacisnęło się, oddech stał się urywany – wycofał się natychmiast, dając mu chwilę na złapanie tchu.

– Nieźle ci idzie – pochwalił go cicho. – Pamiętaj, oddychaj powoli przez nos.

Chłopak zamknął oczy, starając skupić się na oddechu – wdech przez nos, wydech, powtarzając w myślach – ale penis Pana pęczniał mu w ustach, twardniejąc i zostawiając po sobie posmak preejakulatu, słony i lepki. Jego własne ciało z resztą wcale nie pozostawało bez odpowiedzi – wibracje zabawki co rusz zmieniały swoją częstotliwość i moc, pilot w dłoni Kaito mrugał dyskretnie; raz delikatne pulsowanie, raz ostrzejsze, co sprawiało, że jego własny kutasek budził się do życia, nabrzmiały i wrażliwy, a ciałem wstrząsały pojedyncze dreszcze, niechciane, ale nie do zignorowania.

Kaito otarł kciukami wilgoć z rzęs Hiro – delikatnie, prawie czule, zbierając łzy, które przylgnęły do ciemnych włosków jak krople rosy. Chłopak drgnął pod tym dotykiem, ale mężczyzna nie cofnął rąk, tylko uprzedził cicho, głosem niskim i spokojnym:

– Wsunę się w twoje gardło. Po prostu przełykaj.

Hiro otworzył oczy przestraszony – piwne tęczówki rozszerzyły się w panice, błyszcząc od nowych łez – ale przez obrożę na szyi, która unieruchamiała głowę, i otwarty knebel w ustach, rozwierający szczęki, nie miał nic do gadania. Jego oddech stał się płytki, szybki, a serce łomotało w piersi jak uwięziony ptak. Kaito przytrzymał tył jego głowy obiema dłońmi – uścisk był pewny, kontrolujący – i wszedł głębiej, centymetr po centymetrze, czując opór gardła.

Hiro kaszlnął odruchowo, gardło zacisnęło się spazmatycznie, ale przełknął jak mu kazano – ruch był instynktowny, desperacki – i z zaskoczeniem poczuł, jak penis Pana przeciska się przez jego wąskie gardło, wypełniając je całkowicie, rozciągając. Kaito aż pochylił się do przodu z głośnym sapnięciem, jego ciało zadrżało od fali przyjemności.

– Właśnie tak... Świetnie – mruknął gardłowo.

Wycofał się powoli, dając mu chwilę na złapanie oddechu – powietrze weszło do płuc Hiro ze świstem, gardło paliło lekkim bólem – i powtórzył czynność, wsuwając się znów głębiej. O dziwo chłopak już się nie zakrztusił, jednak spazmatycznie przełykał raz za razem, mięśnie gardła pracowały rytmicznie, masując intruza. Kaito uśmiechnął się, oczy zmrużył w ekstazie, i nadał kołysaniu bioder szybszy rytm. Pchnięcia stały się płynniejsze, głębsze, a dźwięk posuwania gardła Hiro, mlaszczący i mokry, jak wilgotne klaskanie, budził w nim dzikie podniecenie, rozlewające się po ciele jak gorąca fala.

Ale wiedział, że musi się pilnować, by nie dać ponieść się rozkoszy i nie zrobić mu krzywdy, gdy tak pięknie współpracował – chłopak był posłuszny, mimo łez i drżenia. Pozwalał mu więc na oddech co kilka pchnięć, wycofując się całkowicie, ocierał łzy cieknące po policzkach od wysiłku – kciukami, delikatnie, prawie czule – i co jakiś czas sprawiał sobie przyjemność własną ręką, klepiąc go gorącym członkiem po policzku – lekkie uderzenia, wilgotne i ciepłe, zostawiające ślad preejakulatu na skórze – znów wracając do zabawy, do której było przeznaczone to krzesło.

Czując, że wreszcie jest na granicy – napięcie w podbrzuszu stało się nie do zniesienia, członek pulsował boleśnie – przytrzymał głowę Hiro obiema rękoma, palce zacisnęły się we włosach, i wszedł nieco zbyt gwałtownie w jego ciasne gardło. Uczucie tej ciasnoty było niesamowite – gorące, ściskające, idealne. Ignorując odgłosy krztuszenia wepchnął się aż po same jądra i doszedł z głośnym jękiem, który odbił się echem po pokoju, sperma wystrzeliła gorącymi falami prosto w gardło.

Hiro szarpnął się bezsilnie – kajdanki zadzwoniły o metal, ciało napięło się w proteście – i zaskomlał niewyraźnie, gardłowo, gdy sperma zalała mu przełyk i wystrzeliła nosem, nie znajdując innej drogi ujścia, lepka i gorąca, spływając po twarzy. Pan wycofał się powoli, ale wbił w niego na powrót z trzy razy, przedłużając własną przyjemność, wyciskając ostatnie krople, i dopiero pozwolił mu na oddech – członek wysunął się z głośnym mlaśnięciem.

Hiro rozkaszlał się gwałtownie, smarkając jednocześnie nosem – kaszel był mokry, duszący, a w nozdrzach czuł istny żar i ostrą woń spermy, która paliła śluzówkę. Kaito zaraz zszedł z krzesła, jego oddech wciąż był przyspieszony, i wytarł mu twarz chusteczkami – delikatnie, ocierając policzki, nos, usta – pomagając wydmuchać nos i otrzeć zapłakane oczy.

– Przepraszam za tę szczyptę brutalności – powiedział cicho, wciąż ochrypłym od podniecenia głosem. – Ale było mi tak przyjemnie.

Pocałował go w skroń – usta musnęły wilgotną skórę – i zaczął odpinać od krzesła. Zatrzaski kajdanek kliknęły kolejno, uwalniając ręce i nogi, ale dostrzegł, że pomimo wibrującej zabawki, członek Hiro był tylko na wpół stwardniały – nabrzmiały, ale nie w pełni gotowy, drżący od stymulacji, lecz nie od pełnego podniecenia.

Delikatnie odpiął pasek knebla – skóra skrzypnęła cicho, a rozwieracz wysunął się z ust chłopaka z mokrym mlaśnięciem. Hiro sapnął głęboko, szczęki bolały go lekko od napięcia, ale zanim zdążył zamknąć usta, Kaito pomógł mu wydostać się z krzesła. Odpiął obrożę na szyi, kajdanki na nadgarstkach i kostkach, obręcze pod kolanami – zatrzaski kliknęły kolejno, uwalniając ciało. Chłopak wstał na drżących nogach, kolana uginały się pod nim, a wibracje zabawki wciąż drażniły, sprawiając, że biodra drgały mu mimowolnie.

Gdy Hiro sięgnął do krocza, by zdjąć pierścień, Kaito zatrzymał jego ręce – uścisk był stanowczy, ale nie brutalny – i pocałował go w palce, usta musnęły knykcie czule, po czym pociągnął go w stronę łóżka, ich kroki były nierówne, Hiro potykał się lekko. Popchnął go na materac – łóżko ugięło się pod ciężarem chłopaka – i zawisł nad nim, opierając się rękoma po bokach jego głowy.

– Ty też zasłużyłeś na przyjemność – powiedział półszeptem.

Zatopił się w jego ustach smakując własne nasienie. Pocałunek był głęboki, dominujący, smakujący słonym, lepkim posmakiem, który mieszał się z oddechem Hiro i słodyczą szarlotki. Przez chwilę przytrzymywał wijące się pod nim ciało, kładąc mu dłoń na torsie, tłumiąc opór – a gdy to wreszcie skapitulowało zaczął zmysłową grę doznań, pieszcząc go dotykiem. Palce ślizgały się po skórze torsu, drażniąc sutki – lekkie szczypnięcia, okrężne ruchy – i wewnętrznej stronę ud, sunąc w górę, budząc dreszcze, w drodze do celu, jakim było krocze. Nie zdjął jednak zabawki – pilot w dłoni zmienił tryb na nieregularny, wibracje falowały chaotycznie, raz słabe, raz ostre – dodatkowo pieszcząc dłonią członek, ściskając, głaszcząc przez wibrującą silikonową obręcz.

Oderwał się wreszcie od ust chłopaka, chcąc słuchać jego jęków – oddech Hiro stał się urywany, pełen westchnień – ale nie przestawał składać na jego ramieniu i torsie drobnych pocałunków. Hiro wił się pod nim z nieoczekiwanej przyjemności, ciało reagowało falami dreszczy. Był zaskoczony jak intensywnie odpowiada na te pieszczoty, mimo że przecież nigdy nie podniecali go mężczyźni, a przed chwilą został zmuszony do upokarzających i bolesnych rzeczy. Jego umysł walczył z ciałem, ale podniecenie narastało, zdradzieckie, niekontrolowane.

Zaskoczony nagłym, ale nie mocnym ugryzieniem na sutku – zęby Kaito zacisnęły się lekko, ból zmieszał się z rozkoszą – krzyknął cicho, gardłowo, i chwycił włosy Pana, palce wsunęły się w czarne pasma, szarpiąc instynktownie. Ten uśmiechnął się tylko, oczy błysnęły mu rozbawieniem, i wzmocnił pieszczoty – podszczypując też jego drugi sutek, skoro nie musi go już trzymać i miał wolną rękę. Druga oczywiście wciąż zadowalała nieduży penis chłopaka.

– Przestań... proszę... – Hiro zaskomlał płaczliwie, drżącym łamiącym się głosem.

– Dlaczego? Skoro jest ci tak dobrze – Pan spytał cicho, nie przerywając zabawy.

– Boję się... –odpowiadał Hiro, choć łzy spływały mu po policzkach.

Kaito zaśmiał się cicho, ale nie złośliwie – dźwięk był ciepły, uspokajający. Odgarnął mu z czoła wilgotne od potu kosmyki i założył na nim pocałunek.

– Przyjemności nie trzeba się bać – wyjaśnił. – Daj się jej ponieść.

Hiro wygiął plecy w łuk, ciało napięło się jak struna, gdy wibracje znów zmieniły się na silniejsze a fala rozkoszy przetoczyła się przez niego. Cały czerwony na twarzy, jęcząc głośno i bezwstydnie, wreszcie doszedł wprost w rękę Pana. Sperma wystrzeliła gorącymi strumieniami, lepka i biała, pokrywając palce Kaito. Mężczyzna zdjął mu ostrożnie wibrujący krążek i jeszcze chwilę go pieścił – dłoń ślizgała się po wrażliwej skórze, wyciskając ostatnie dreszcze – aż Hiro padł na pościel kompletnie wyczerpany. Ciało miał ciężkie, oddech urywany, oczy półprzymknięte.

Kaito pocałował go w usta z zadowoleniem – ostatni raz, delikatnie – i zlizał z palców jego nasienie, powoli przesuwając język po skórze, smakując słoność, z lekkim mruknięciem aprobaty. Hiro widział jak przez mgłę wyraz jego twarzy, sugerujący, że chyba mu smakowało, bo oczy Pana błyszczały satysfakcją. Wziął głębszy, drżący oddech i pozwolił owładnąć się ciemności, zmęczony, ale z dziwnie lekkim umysłem, jakby ciężar lęku na chwilę ustąpił błogiemu rozluźnieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz