Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

35.

Mick ledwo nadążał za szybkim krokiem Pana. Ramie bolało go od mocnego uścisku, a w głowie kołatały się myśli o karze, jaką otrzyma za dzisiejszą zabawę i trwonienie jego pieniędzy. Drake zdawał się nie zauważać jego skołowania, pochłonięty wściekłością.

- Ten chuj myśli, że będę bawił się w jego gierki?! – grzmiał na cały głos, nie zważając na to, że mijają ich inne osoby.

- Zarozumiały palant! – wyzywał przez całą drogę. – Nadęty skurwiel z przerostem ego!

Zapanował nad sobą dopiero, gdy weszli do pokoju a Mick potknął się o własne nogi i upadł. Był tak roztrzęsiony, że nie potrafił się podnieść. Drake stał nad nim, nie rozumiejąc co tak właściwie się z nim działo.

- Może będzie lepiej, jeśli zostanę z nim na noc, szefie? – Misaki zaproponował, wskazując na tę kupkę nieszczęścia.

Drake ściągnął brwi. Sugestia, że nie poradzi sobie ze swoją własnością tylko podsyciła w nim gniew.

- Nie, nie będzie. To koniec twojej pracy na dziś – oznajmił władczo i odprawił ochroniarza za drzwi.

Natychmiast po ich zatrzaśnięciu kucnął przy chłopaku. Mick rozszlochał się i chyba usiłował coś powiedzieć, ale spazmy w jakie wpadł nie pozwalały mu na to.

- No już, cicho – Drake usiłował go uspokoić. - Idziemy się umyć. Wstawaj

Mówiąc wsunął mu ręce pod pachy i pozbierał go z podłogi. Musiał prowadzić go do łazienki niczym niepełnosprawnego staruszka, który nie radził sobie bez podpory chodzika. Rozebrał go, usiłując ignorować jego nieustający płacz i zostawił go na chwilę pod prysznicem. Rzucił ich ubranie w kąt łazienki i dołączył do niego, odkręcając ciepłą wodę.

Chłopak przykleił się do ściany kabiny, zapewne w obawie, że go tu przeleci. Nie mógł mieć mu takich obaw za złe. W normalnych warunkach zapewne tak właśnie skończyłby się ten wieczór, ale nie kiedy Mick był na skraju załamania. Pomógł mu się więc umyć, namydlając jego ciało gąbką szybko i sprawnie, żeby nie dać mu poczucia, że celowo chce dotykać go dłużej niż jest to konieczne, albo że jest w tym jakiś seksualny kontekst.

Kiedy skończyli kąpiel wytarł go puchatym ręcznikiem, owinął w za duży szlafrok i posadził na toalecie, gdzie rozczesał mu szczotką mokre włosy. Kiedy lepiej się im przyjrzał musiał przyznać, że fryzjer skrócił je w sam raz. Pozostawały na tyle długie, że bez problemu mógł za nie złapać, ale dostatecznie krótkie, aby nie plątać się niepotrzebnie w palce. Zauważył też, że chłopak się uspokajał. Łzy przestały płynąć mu z oczu jak grochy a oddech się wyrównywał. Atak paniki wyraźnie minął, zwracając mu zdolność jasnego myślenia. Był nawet w stanie cicho podziękować, gdy skończył całe te ablucje.

Drake zaciągnął jeszcze na tyłek bieliznę nim wyprowadził Mick'a do głównego pokoju, gdzie sam usiadł w fotelu, wzdychając ciężko. Był tak cholernie zmęczony tym dniem, ale paradoksalnie, w ogóle nie miał ochoty na sen. Odnosił wrażenie, że jeśli tylko zamknie oczy, to znów stanie się coś nieprzewidywalnego.

Mick nie wiedział co ma ze sobą począć, więc stał tam, gdzie Pan go zostawił. Wiedział, że powinien coś zrobić, żeby złagodzić jego gniew, ale nie wiedział, co byłoby najwłaściwsze. Czy powinien upaść przed nim na kolana i błagać o wybaczenie? W przeszłości przekonał się, że Drake nie lubił, gdy zachowywał się służalczo. Taki objaw pokory mógł tylko znów go rozjuszyć. Więc klęczenie odpadało.

Może więc zaproponuje mu masaż? Natychmiast odsunął ten pomysł. Choi sugerował coś podobnego i jeśli nawiązałby do jego słów mógłby oberwać jeszcze bardziej. Co więc mu pozostało? Musiał zrobić cokolwiek, żeby kara była możliwie jak najmniej dotkliwa. Bo że ją otrzyma, nie miał najmniejszych wątpliwości. Drake przecież nie popuści mu za ten dzień pełen rozrywek. Zerknął na mężczyznę.

Czy gdyby rzeczywiście był na niego o to zły nie zadałby mu bólu od razu? Zamiast tego siedział w fotelu, wpatrując się w przestrzeń, zajęty własnymi myślami. Założenie, że być może wcale nie był na niego o to wściekły było niebezpiecznie kuszące. Ale chyba jednak wolał nastawić się na najgorsze i miło się zaskoczyć, niż rozczarować. Czas więc było działać.

- P-panie... - odezwał się słabym głosem.

Drake łypnął na niego groźnie.

- Nie odzywaj się. Chce chwili spokoju – warknął, dziwnie neutralnym tonem, jakby rzeczywiście był zmęczony.

Mick pochylił głowę i milczał przez kilka minut. Narastające w nim napięcie nie pozwoliło mu jednak być cicho i stać tak bezczynnie.

- Może przygotuje panu drinka i...

- Przestań kombinować i siadaj na dupie! –Pan przerwał mu, uderzając pięścią w podłokietnik.

Mick pisnął i usiadł tam gdzie stał, aż Drake wywrócił oczami. Wstał zirytowany i podszedł do niego gniewnym krokiem. Podniósł go z podłogi i zaciągnął do sypialni. Cisnął nim na zasłane łóżko i chwilę szukał pilota od telewizora. Znalazł go na jednej z szafek.

Położył się obok sparaliżowanego strachem chłopaka i włączył telewizor. Chwilę skakał po kanałach, szukając rodzimych stacji. Znalazł w końcu jedną, na której emitowano stary film dokumentalny o samuraju Musashim Miyamoto i zerknął na Mick'a. Chłopak leżał na boku, plecami do niego, tak jak upadł. Kulił się, wbijając palce w narzutę. Drake westchnął bezgłośnie, znów. Miał wrażenie, że ostatnio nabierał w tym wzdychaniu niezłej wprawy.

- Nie jestem wkurzony na ciebie Mick, tylko na tego skurwiela Jong-hwan. Nie zrobiłeś nic złego – rzucił w przestrzeń, jakby od niechcenia.

Chłopak odwrócił się na brzuch i spojrzał na niego niepewnie. Drake wyciągnął do niego zachęcająco rękę.

- No chodź. Nie uderzę cię – zapewnił.

Mick poruszył się dopiero po chwili, przysuwając do niego odrobinę, jakby bał się, że będzie to wstęp do czegoś znacznie gorszego niż bicie. Drake uniósł się nagle, zniecierpliwiony. Szarpnięciem za, już i tak obolałe ramie, przyciągnął go do siebie. Położył go sobie częściowo na torsie i ogarnął ramieniem, poklepując go uspokajająco po boku.

- Nie powinienem był cię tam zabierać – przyznał.

Nie spodziewał się, że sprawy tak się potoczą, że Mick zareaguje tak histerycznie. Przecież widział już wcześniej tego dupka Choi. Wtedy też był przestraszony, ale nie aż tak. Nie rozumiał co dziś się zmieniło. Może to przez niewielką przestrzeń jaka była w boksie? Albo przez samą atmosferę aukcji? A może jeszcze coś innego. Teraz nie miało to już znaczenia. Musiał zminimalizować konsekwencje swoich decyzji.

Zerknął na chłopaka, który powoli rozluźniał się w jego objęciach. Po chwili zaczął się nawet odrobinę ruszać, żeby ułożyć się trochę wygodniej. Położył ciepłą dłoń na jego torsie a na niej ułożył głowę i w milczeniu oglądali telewizję.

- M-mogę o coś spytać, sir...? – odezwał się szeptem po kilku minutach.

Drake uśmiechnął się kącikiem ust.

- Właśnie to zrobiłeś – stwierdził i pogłaskał chłopaka po głowie. – Śmiało

- Po co... robi pan interesy z tym człowiekiem, skoro tak go pan nienawidzi? – Mick spytał, unosząc się nieznacznie, by móc spojrzeć mu w twarz.

Drake zastanowił się chwilę. Z pewnością nie mógł powiedzieć mu prawdy. Że ten drań był mu po prostu potrzebny. Rodzina Yamaguchi, z którą zawarł ostatnio lukratywny kontrakt, zajmowała się legalnie pośrednictwem w sprzedaży dzieł sztuki. Kontrahent zamawiał u nich jakąś skorupę a na koncie firmy lądowała pokaźna sumka. Obracanie ogromnymi kwotami pozwalało prać niewyobrażalne ilości brudnej forsy, całej masy ludzi z podziemia. Dodatkowo w ładunkach łatwo było przemycać coś jeszcze. Broń, którą handlowała rodzina Nakamura. Oczywiście na papierze Drake jedynie wynajmował im swoje kontenerowce, do przewozu towaru.

W razie wyłapania tego procederu przez służby, wystarczyło umywać ręce. Przecież byli jedynie pośrednikami. Nie zaglądali do przesyłek, przez dbałość o prywatność klientów. Było to dość naiwne, ale był to tylko plan awaryjny. Posiadali całą masę zabezpieczeń, żeby do takiej sytuacji nigdy nie doszło. Tak naprawdę całe ryzyko brała na siebie firma, która sprzedawała im rzekome dzieła sztuki, ale to już inna historia.

Problemem był zbyt mały rynek, jak na ich rosnące potrzeby. Drake co prawda wniósł do tej spółki swój pakiet kontaktów, ale to wciąż było za mało. Musieli więc rozszerzyć swoje wpływy. A co nadawało się do tego lepiej niż skorumpowany milioner z własnym, ciemnym interesem i dostępem do dziesiątek szych z całego świata, z całą masą wstydliwych sekretów, których groźba ujawnienia mogłaby skutecznie skłonić ich do współpracy?

Rozszerzenie terytorium o Koreę było cholernie ryzykowne, ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana! Tylko, że przez to musiał być w dobrych relacjach z tym parszywcem Choi Jong-hwan, żeby niejako wprowadził go w odpowiednie środowisko a w przyszłości może i nawet poparł. Albo chociaż nie przeszkadzał i nie mieszał się do sprawy.

Miał oczywiście jeszcze sporo czasu, bo takich znajomości nie nabywało się z dnia na dzień. Z resztą najpierw musiała uspokoić się sytuacja w Japonii. Zarówno ta z policją jak i z zamachami na kluby zarówno jego jak i jego przyjaciół. Ale warto było zawczasu budować grunt.

- To skomplikowane – odpowiedział w końcu. – Niektóre sprawy są ważniejsze niż moja niechęć do kontrahentów. Gdybym robił interesy tylko z ludźmi, których lubię, albo szanuję to donikąd bym nie zaszedł – skwitował.

Mick mruknął w odpowiedzi, kładąc się z powrotem. Jak najbardziej to rozumiał. Jego ojciec też musiał podlizywać się dupkowi, od którego wynajmował warsztat, nim dorobił się własnego. Czasami po prostu trzeba było zacisnąć zęby. Wszystko w imię lepszej przyszłości.

Dokument o samuraju nie był szczególnie ciekawy, ale Mick oglądał go mimo to. Wsłuchiwał się przy tym w miarowe bicie serca mężczyzny. Kiedy emocje opadły poczuł jak bardzo jest zmęczony.

- Panie... -odezwał się szeptem.

- Co?

- Chyba... powinienem się przyznać, że byliśmy z Misaki'm w Spa i przegrałem całą jego kasę ze służbowej karty w kasynie... - wyznał o dziwo spokojnie, gotowy na wzięcie odpowiedzialności za swoje wybryki.

- Wiem. Dostaje powiadomienie z banku, kiedy z kont dla pracowników wypłacana jest większa kwota – Drake przyznał, bez cienia emocji.

Mick przełknął głośno. Więc Pan wiedział o wszystkim, kiedy tylko zapłacił za odpoczynek w Spa a mimo to nie powstrzymał ich. Na pewno nie był na tyle zajęty, żeby nie móc zadzwonić do ochroniarza, albo chociaż wysłać mu wiadomości, że mają przestać. Uśmiechnął się lekko. Więc Pan po prostu pozwolił mu na odrobinę szaleństwa?

- Dziękuje, sir... - podziękował bezwiednie.

Drake westchnął i poczochrał go po głowie.

- Nie powinieneś tak oskubywać Misaki'ego z forsy – skarcił go łagodnie. – Może sprawie ci własną? Żebyś miał na jakieś duperele. Przydałoby się też kupić ci nowy telefon, bo poprzedni zniszczyłeś – zastanawiał się na głos.

Mick miał ochotę uszczypnąć go boleśnie w sutek, który miał przed oczami, ale powstrzymał się.

- Pan swój dzisiaj też rozwalił –zauważył, nieco naburmuszonym tonem.

Przez chwilę myślał, że przekroczył granice, bo Drake milczał, ale nieoczekiwanie poczuł, jak jego klatka piersiowa drży. Mężczyzna po prostu się śmiał.

- Rzeczywiście – przyznał, przeczesując palcami jego włosy.

Chłopak, nie wierząc w to co się działo aż usiadł. Twarz Drake'a rozpromieniał uśmiech, ale jego oczy wydawały się zmęczone.

- Jestem śpiący – potwierdził jego przypuszczenia. – Ty chyba też, co?

- Yhym – Mick wymruczał na potwierdzenie, kiwając głową.

- Zgaś światło –Pan polecił mu, unosząc się.

Kiedy podszedł do kontaktu Drake zdjął z łóżka narzutę i zrzucił ją na podłogę. Gdy światło zgasło Mick po omacku wrócił do łóżka i położył się na swoim miejscu. Z jakiegoś dziwnego powodu dziś nie przeszkadzało mu, że Pan go objął. Wtulił się nawet w niego sam, nim zamknął oczy. Silne ramiona mężczyzny dawały mu poczucie bezpieczeństwa, którego tak teraz potrzebował.

Pomimo zmęczenia, długo nie potrafił zasnąć. Kiedy już mu się to udawało to budził się po chwili, zaniepokojony hałasami za oknem czy pochrapywaniem Pana, który najwyraźniej nie miał najmniejszych problemów ze snem. W trakcie nocy wyswobodził się z jego objęć i zrobił kilka kursów do toalety. Napił się też po kryjomu nieco alkoholu z barku, mając nadzieje, że to pomoże mu zasnąć. Starał się być przy tym jak najciszej, by nie zbudzić Drake'a. Ostatecznie sen zmorzył go dopiero, gdy za oknem zaczęło jaśnieć.


Pobudka nadeszła zdecydowanie zbyt wcześnie. Nie był pewien co wybudziło jego świadomość. Chyba jakiś ruch na łóżku a potem wściekły okrzyk Pana. Zerwał się do siadu, kiedy kołdra została z niego zdarta i oszołomiony wodził zaspanym wzrokiem wokół, usiłując zrozumieć, co się dzieje.

Dostrzegł, że na podłodze obok łóżka, buka powstała z kołdry miota się opętańczo. Spomiędzy jej warstw nieoczekiwanie wyskoczyła głowa a potem dwie kończyny. Była to ruda czupryna, która zdecydowanie wyróżniała się w półmroku pokoju. Następnie zobaczył piegowate policzki i parę jasnych, piwnych oczu, które pełne były zaskoczenia. Gdyby odcienie obydwu były jaśniejsze, mógłby powiedzieć, że chłopak, który właśnie wygrzebywał się z pościeli, miał typowo skandynawski wygląd. Miał delikatne rysy twarzy i promienną, wręcz anielską cerę, na której rozsiane były piegi, dodające mu uroku i tak typowe dla tej nacji.

Mick otworzył szerzej oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. A może jednak jeszcze spał i to tylko mu się przyśniło? Wściekłe warknięcie Drake'a utwierdziło go jednak w przekonaniu, że to rzeczywistość.

- Kto to? – spytał nieświadomie.

Drake schował w bokserkach mokry, więdnący członek.

- Nie wiem kurwa! Robił mi loda na śpiocha! – poskarżył się, równie wstrząśnięty sytuacją.

Kiedy wszyscy trochę ochłonęli a nieznany chłopak wyswobodził się z pościeli, mogli porozmawiać na spokojnie. Rudzielec wytłumaczył pospiesznie, że przecież został przez Drake'a kupiony wczorajszego wieczoru. Płakał przy tym i przepraszał, za swoje zuchwałe zachowanie. Wiedział, że nie powinien dotykać Pana bez pozwolenia, ale tak mu nakazano. Sądził więc, że Pan sobie tego życzył. Chłopak padł przed nim na twarz i błagał o łagodną karę. Nie chciał przecież nic złego.

- Zamknij się wreszcie! – Drake uciszył go, nie mogąc już dłużej znieść jego lamentów.

Młodzieniec na szczęście natychmiast umilkł, jedynie pociągając cicho nosem. Mężczyzna przeszedł się po pokoju, analizując sytuację. W pierwszej kolejności musiał ustalić, jak intruz w ogóle znalazł się w jego apartamencie. W tym celu poszedł sprawdzić drzwi.

- Nie przekręciłem zamka... - odkrył ze wstrząsem.

Musiał być wczoraj tak wzburzony, że nie zabezpieczył drzwi, gdy wyrzucał stąd Misaki'ego. Zaklął siarczyście. Przecież każdy mógł tu wejść, gdy spali i po prostu poderżnąć im gardła! Był tak cholernie nieodpowiedzialny! Odnalazł też na stole dokumentację rudzielca i umowę jego kupna.

Przypomniał sobie, że w gniewie rzeczywiście wczoraj zalicytował. Czyżby jednak nikt nie przebił jego oferty?! Zaklął po raz kolejny. Chyba za dużo wczoraj wypił i ostro go poniosło. Spojrzał na chłopaka, który wciąż klęczał na dywanie a następnie na Mick'a, który siedział na brzegu łóżka, niepewny jak ma się zachować.

Drake musiał przyznać, że sam nie wiedział co z tym teraz począć. Nie chciał tego chłopaka! Miał iść do Choi i po prostu mu go oddać? Ale już raz odmówił przyjęcia niewolnika, za którego zapłacił. Tego któremu Mick rozkwasił twarz. Potarł twarz z irytacją. Nie mógł oddać mu i tego. Kolejna taka akcja mogła świadczyć o tym, że nie odpowiadają mu jego towary i mogłaby być uznana za zniewagę, albo nawet kpinę. Nie mógł od tak wycofać się z tej transakcji.

Sięgnął po teczkę i przejrzał dokumenty. Znalazł tam dane medyczne, skrócony opis wychowania, spis umiejętności dzieciaka i wiele innych danych. Znów zaklął na głos. Był po prostu skończonym debilem! Co miał z nim niby zrobić? Schować w piwnicy i udawać, że problemu nie ma? Przecież jeśli wróci z nim do kraju to wuj oderżnie mu jaja! A już na pewno zabroni mu kolejnych wycieczek do Seulu, skoro za każdym razem przywoził z niego tak niecodzienne pamiątki.

Usiadł przy stole, jeszcze raz przeglądając papiery. Dzieciak, mimo młodego wyglądu, był w wieku Mick'a. Pochodził ze Szkocji i nosił imię, którego nawet nie potrafił wymówić. Cisnął teczką o blat i pstryknął na rudzielca palcami.

- Podejdź tu – rozkazał mu.

Chłopak natychmiast się poderwał i ułamek sekundy później wylądował u jego stóp. Drake skrzywił się z niesmakiem.

- Jak się nazywasz? – spytał zirytowany.

- Lachlan, Panie... - rudzielec odpowiedział mu drżącym głosem.

Drake usiłował to wypowiedzieć, ale język go od tego rozbolał. Mick próbował mu w tym nieśmiało pomóc, ale zgromił go wściekłym spojrzeniem, żeby się zamknął. Dla Azjatów wypowiedzenie gardłowego „ch", tak charakterystycznego dla języków germańskich, które nie występowało w ich rodzimych dialektach, było niebywale trudne i nienaturalne. Nawet jeśli Drake potrafił posługiwać się kilkoma zachodnimi językami.

- Chuj, będę cię nazywał Rakuran! – oznajmił wreszcie.

Chłopak tylko skinął pokornie głową. Drake zaczesał palcami włosy na tył głowy i zaklął sobie dla kurażu. Jedynym rozwiązaniem problemu, jakie przychodziło mu teraz do głowy, był Kenji...

Wiedział, że przyjaciel go za to zabije, ale co mu pozostało? Wcześniej proponował mu taki prezent z okazji świąt, ale zwyczajnie się z niego nabijał. Nie zamierzał wciskać mu takiej odpowiedzialności siłą. Co więc, jeśli nie zgodzi się go przyjąć?

Uderzył dłonią w blat stołu, aż dwie spłoszone istoty podskoczyły. Jeśli Kenji go nie weźmie to zwyczajnie sprzeda go na organy! Był młody, w kwiecie wieku, w pełnym zdrowiu. Nawet wuj byłby zadowolony z takiego rozwiązania. Przecież był starym prykiem. Pewnie przyda mu się nowa nerka, czy coś. Tak, tak właśnie zdecydował.

Wstał od stołu i przemierzył pokój ciężkim krokiem, w poszukiwaniu paczki fajek. Musiał się uspokoić nim przyjdą tu jego ludzie i będzie musiał wytłumaczyć im obecność kolejnego chłopaczka w swojej sypialni.

- Ja pierdole! – zaklął jeszcze raz. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz