Mick przebudził się czując, że leży na szorstkim kocu, na czymś twardym. Coś nie pozwalało mu rozprostować rąk ani nóg, ale nie miał sił z tym walczyć. Chwilę przeżuwał coś co tkwiło mu w ustach. Czuł się dziwnie skołowany, ale nie jak po alkoholu. Nie bolała go głowa ani nie chciało mu się desperacko pić. Za to kleiły mu się powieki a myśli były ociężałe i chaotyczne. Potrzebował kilku minut i masy mrugania, żeby ostatecznie się wybudzić z tego dziwnego snu pozbawionego snów.
Dopiero, gdy obraz się wyostrzył, zdał sobie sprawę, że znajduje się w sporych rozmiarów klatce. Usta zatykał mu silikonowy knebel w kształcie walca a kończyny krępowały skórzane kajdany. Te na nadgarstkach były połączone łańcuchem z obrożą. Natomiast kostki zostały połączone z obejmami na udach. Łańcuchy były na tyle krótkie, że nie był w stanie do końca rozprostować kończyn, ale jednocześnie na tyle długie, że mógł wstać na czworaka, pochylony niezgrabnie w przód. Kiedy właśnie to zrobił zahaczył o pręty klatki opaską z psimi uszkami, która nieco się przekrzywiła. W tyłku zaś poczuł dildo ze sterczącym ogonkiem. Wymamrotał coś niezrozumiale i podskoczył na odgłos stawianego w pobliżu krzesła. Rozejrzał się, jeszcze bardziej zdezorientowany i zrozumiał, że jest w pokoju zabaw.
Drake usiadł okrakiem na krześle odwróconym w drugą stronę. Przełożył ręce przez oparcie i stukał o nie, trzymaną w dłoni szpicrutą. Długo się nie odzywał, dając chłopakowi czas na dojście do siebie i zrozumienie swojej sytuacji. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji a szare oczy wręcz przewiercały spojrzeniem na wylot.
- Piesek się obudził? - spytał z kpiną a szpicrutą dosięgnął zapadki w klatce i otwarł jej drzwiczki. – Wyłaź - rozkazał, z pewną satysfakcją obserwując, jak Mick usiłuje wyczołgać się ze swojego więzienia.
Kiedy w końcu mu się to udało przywołał go do siebie gestem ręki, jakby wabił psa. Chłopak zbliżył się nieco, ale wciąż pozostał w, w jego mniemaniu, bezpiecznej odległości. Drake westchnął teatralnie i pociągnął go za włosy, by znalazł się tuż u jego stóp.
- Przedstawię ci teraz twoją nową sytuację Mick'i - zaczął swój monolog, poprawiając opaskę na jego głowie, jedno z uszek uroczo oklapło. – Skoro nie doceniłeś tego co chciałem ci dać, będziesz żył jak pies, którym jesteś. Niewdzięczny kundel nie zasługuje na dobroć swojego pana - Słowa przeszły w warkot, gdy odepchnął od siebie chłopaka.
Ten upadł na bok i usiłował odsunąć się jak najdalej, gdy mężczyzna wstał. Skulił się z jękiem, gdy smagnięcie szpicrutą dosięgło jego, wciąż nie do końca wygojonych, pośladków.
- Za chwilę zdejmę ci knebel, żebyś mógł coś zjeść. Jeśli usłyszę z twoich ust choćby jedno słowo wsadzę ci w gardło elektryczną pałkę. Wolno ci tylko szczekać. Zrozumiałeś? - Drake spytał, stojąc nad dzieciakiem, z jedną ręką opartą o biodro.
Mick natychmiast pokiwał energicznie głową. Jego oczy były rozszerzone do granic możliwości i wypełnione przerażeniem. Mężczyzna kucnął przy nim i odpiął knebel. Chwilę przyglądał mu się z uwagą, czekając na złamanie zakazu, które jednak nie nastąpiło. Zadowolony podszedł do jednej z szafek i otwarł stojącą na niej puszkę.
Mick od razu poczuł zapach psiej karmy, ale do ostatnich sekund łudził się, że jego pan tego nie zrobi, że może jednak się pomylił i był to jakiś rodzaj pasztetu. Kiedy jednak, tuż przed jego twarzą, pojawiła się metalowa miska, wypełniona do połowy mielonką dla zwierząt, złudzenia pękły niczym mydlana bańka. Kawałki szarawej galarety nadawały całości obrzydliwego wyglądu.
- Na co czekasz? Jedz - wydany ostrym tonem rozkaz nie był w stanie zmusić go do choćby poruszenia się.
Usiłował oddychać przez usta i powstrzymać napływ żółci do gardła. W życiu nie będzie w stanie się do tego zmusić, no chyba, że Drake przystawi mu pistolet do skroni. Złapał go właśnie za włosy i przycisnął jego twarz bliżej miski. Ohydny zapach wdarł mu się w nozdrza, wywołując skurcz w żołądku.
- Jeśli się zrzygasz, to też będziesz musiał to zjeść - brunet uprzedził, widząc jak chłopakiem zaczynają targać torsje.
Mick spojrzał na niego błagalnie, tymi pięknymi, zielonymi oczami, jednak pozostał niewzruszony. Nie widząc postępów nabrał w palce nieco mielonki i wepchnął mu ją do ust. Blondyn szarpał się desperacko, ale zamknął mu usta i nos. Dopiero gdy przełknął pozwolił mu znów oddychać. Dzieciak zaskomlał żałośnie i beknął dwa razy. Przy trzecim zawartość jego żołądka znalazła się w misce i częściowo na podłodze.
- Widzę, że jednak brakowało ci przyprawy. Cudownie - zakpił niby rozbawionym tonem.
Chwycił go za kark i wcisnął jego twarz w wymiociny, przewracając przy okazji miskę.
- Zlizuj - rozkazał bez cienia litości, nie wzruszony jego łzami.
Chłopak szarpał się, ale był kompletnie bezsilny. Jego pan zmienił uchwyt i zamachnął się szpicrutą. Jej świst przeciął powietrze a pokój wypełniły jego krzyki. Jednak nie trzeba było broni, wystarczyło około ośmiu uderzeń, by zaczął zlizywać z podłogi swój posiłek. Drake cały czas go trzymał, a kiedy tracił zapał albo znów zbierało go na mdłości, popędzał go kolejnymi ciosami. Mick usiłował nie skupiać się na tym co robi ani na smaku. Wymiociny były oślizgłe, gorzkie od żółci i piekły go w gardło. Psia karma była w tym wszystkim wręcz ambrozją. Smakowała jak niedoprawiona mielonka z mięsnych resztek. Jej zapach był zdecydowanie gorszy niż smak. Pomyślał nawet, że oszczędziłby sobie tego wszystkiego, gdyby po prostu zjadł ją od razu.
Kiedy wreszcie skończył, był cały zlany potem, jak po wielkim wysiłku a pośladki i uda paliły od wymierzonych razów. Drake wytarł mu twarz mokrymi chusteczkami a nawet dał mu miskę z wodą. Od razu przepłukał nią usta z wdzięcznością i wypił wszystko do ostatniej kropli. Mimo to obrzydliwy smak w ustach pozostał. Założony z powrotem knebel w niczym nie pomagał.
Mężczyzna umył ręce w zlewie w kącie i przypiął do obroży swojego pupila smycz. Szarpiąc za nią wyciągnął go na korytarz. Chłopak ledwo nadążał za jego szybkimi krokami, obcierając sobie kolana na betonowej podłodze i na panelach w korytarzu. Zejście po schodach, w tej pozycji, było niemożliwe, więc chwycił go w pasie, naciskając na pełny brzuch i zniósł po nich. Jednak resztę drogi do windy Mick musiał pokonać już sam. Opierał się nieco przed wyjściem z mieszkania, ale zachęcił go do tego solidnym kopniakiem w żebra, aż zaskomlał. Młody pewnie myślał, że zabierze go na ulicę, ale chyba musiałby być zdrowo porąbany, żeby to zrobić. Oczywistym było, że zaraz przypałętałyby się służby czy inni ciekawscy, gdyby wyszedł na spacerek z gołym chłopakiem na smyczy. Na szczęście miał inne rozwiązanie, a był nim ogród na dachu. Tylko on miał do niego dostęp, nie licząc oczywiście ogrodnika. Wieżowiec był też najwyższy w okolicy, więc nikt nie powinien ich tam widzieć.
Mick był kompletnie zaskoczony tym co zobaczył. Dach wyglądał jak niewielki, urokliwy skwerek. Żwirowe ścieżki, kilka ławek, krzewów i kwiatów. Nawet cholerne, miniaturowe drzewa. Drake przyciągnął go właśnie do jednego z nich.
- Załatw się. Do wieczora nie będziesz miał na to szansy - polecił mu.
Kiedy, zbyt zszokowany, nie wykonał jego rozkazu oberwał szpicrutą w krocze, aż się skulił. Pan zmusił go do uniesienia nogi, kilkoma kolejnymi uderzeniami w udo. Zsikał się raczej z bólu niż rzeczywistej potrzeby, ale najwyraźniej brunetowi było wszystko jedno. Przeszedł z nim jeszcze po całym ogrodzie, upajając się jego upodleniem i wrócili do apartamentu. Do pokoju zabaw i do klatki, w której znów został zamknięty.
- Wrócę wieczorem, piesku - zakomunikował, zdejmując mu knebel, żeby nie udławił się w czasie jego nieobecności i po prostu wyszedł.
Mick policzył do stu, nim zaczął się wściekle rzucać, usiłując wyswobodzić z więzów. Jednak kajdany na nadgarstkach nie posiadały tradycyjnego zapięcia i nie był w stanie ich zdjąć nawet zębami. A kiedy za bardzo się rozszalał silny impuls z obroży niemal odebrał mu świadomość. Domyślił się, że było to ostrzeżenie od Drake'a, który obserwował go przez wszechobecne kamery. Padł na bok i jedyne co mu pozostało to płakać z bezsilności.
Wieczór nadszedł szybciej niż mógł przypuszczać. Stawy bolały go od niemożności zmiany pozycji i zamknięcia w niewielkiej przestrzeni. Oczy piekły od długiego płaczu. Z tego samego powodu bolała go też głowa. Słyszał, jak Drake krząta się po apartamencie. Pewnie przygotował sobie kolację i wziął kąpiel, podczas gdy on, marzył jedynie o umyciu zębów. Po porannym posiłku jego oddech był... Cóż, nazwanie go nieświeżym było ogromnym niedopowiedzeniem. Przez to, nawet żołądek, niespecjalnie dopominał się o jedzenie. Więc kiedy mężczyzna wreszcie do niego przyszedł, wyciągnął go z klatki a scena z poranka się powtórzyła, gdyż stanęła przed nim miska pełna psiego żarcia, nie miał sił jej tknąć. Tym razem z zupełnie innych powodów. Wpatrywał się długo w miskę, oczami pełnymi rozpaczy. Uniósł nieznacznie głowę i zerknął na swojego pana. Ten dzierżył w ręku elektryczną pałkę i już do niego podchodził. Nim go jednak poraził, wetknął twarz w miskę i zaczął wyjadać z niej karmę. Tym razem udało mu się zjeść wszystko, bez przykrych fikołków żołądka.
Drake był wyraźnie zadowolony z tak szybkich postępów chłopaka. I tak jak rano, zabrał go do ogrodu na dachu. Mimo chłodnego wieczoru, przez który dzieciak aż cały dygotał, krążył z nim między krzewami, powolnym tempem.
- Załatwisz się w końcu? - spytał w pewnym momencie.
Uśmiechnął się złośliwie, kiedy dzieciak spojrzał na niego pytająco. Oddał już co prawda mocz, ale nie o to mu przecież chodziło. Chcąc dać mu do zrozumienia, o czym mówi, szarpnięciem wyjął mu z tyłka ogoniaste dildo. Mick jęknął z protestem co spotkało się z jego krótkim śmiechem.
- Oddam ci go jak skończysz, nie martw się - oznajmił, rzucając zabawkę na wypielęgnowany trawnik.
Wiedział, że chłopak będzie miał trudności z wykonaniem polecenia, więc zawczasu, wyciągnął z kieszeni niewielką, plastikową ampułkę ze środkiem przeczyszczającym. Nim młody zdążył zareagować, włożył mu w odbyt otwartą końcówkę i nacisnął tłok. Lek wypełnił jego jelita a on pociągnął go na jeszcze jedną rundkę po ogrodzie, by zaczął działać.
Mick usiłował zaciskać zwieracze, ale wlewka działała bardzo szybko. Wręcz słyszał, jak kotłuje mu się w jelitach. Próbował prosić pana o zabranie go do toalety, ale knebel zniekształcał słowa w niezrozumiały bełkot a u bruneta wywoływał jedynie okrutny śmiech. Zaciągnął go na trawę, gdzie wielokrotnie poraził pałką w brzuch, zmuszając do defekacji.
- Grzeczny piesek - pochwalił go i poganiając kopnięciami, zagonił do windy, którą zjechali do apartamentu.
Mick ledwo zdołał wspiąć się na czworaka po schodach i dowlec do pokoju zabaw. Tam padł pośrodku pomieszczenia bez sił i nie protestował, kiedy mężczyzna mył go zimną wodą z węża. Po wszystkim, wciąż mokry, wgramolił się do klatki i poczuł się wręcz wdzięczny za koc, na którym mógł się położyć i zasnąć, otoczony ciemnością, gdyż Drake zgasił światło, wychodząc.
Noc okazała się jednak istnym koszmarem. W nogach pojawiły się skurcze, które boleśnie wybudzały go z płytkiego snu, nieniosącego odpoczynku. Drake zastał go rano zapłakanego i wijącego się w klatce niczym piskorz. Kiedy otwarł drzwiczki, chłopak zrobił coś tak nieoczekiwanego, że wybuchł głośnym śmiechem. Zaczął głośno szczekać, by dać mu znać, że o coś prosi, wiedząc jednocześnie, że jeśli użyje do tego słów, zostanie boleśnie ukarany. Brunet nie spodziewał się, że młody rzeczywiście zacznie się komunikować w ten sposób. Musiał być zdesperowany. Widząc jego podkulone nogi i zaciśnięte palce u stóp, domyślił się, o co mogło chodzić. I tak zamierzał go dziś oswobodzić, bo długotrwałe unieruchomienie sprzyjało zakrzepom. Co prawda, przemycał mu w jedzeniu środki, które miały temu zapobiegać, ale przecież jego piesek o tym nie wiedział. Zerknął na zegarek na nadgarstku. Miał niewiele czasu, ale wystarczająco, by trochę się z nim zabawić.
- No już, cicho - uspokoił go, zakładając mu na głowę opaskę z uroczymi uszkami, która najwyraźniej spadła przez noc.
- Uwolnię cię, jeśli uda ci się coś zrobić. Wychodź.
Mówiąc odsunął się od klatki i sięgnął po elektryczną pałkę.
Usiadł na krześle i przywołał czołgającego się z wysiłkiem blondyna, klepnięciem w udo.
- Grzeczny piesek.
Pogłaskał go zachęcająco po głowie.
Sprawdził czy pałka działa. Jej charakterystyczny odgłos strzelania wywołał drżenie w jego piesku, a może wstrząsał nim kolejny skurcz łydki? Nie był pewien.
- Jeśli dotkniesz jej trzy razy językiem, zdejmę ci kajdanki.
Obnażył zęby w sadystycznym uśmiechu.
Mick mrugał zawzięcie, usiłując odgonić wzbierające w oczach łzy. Przekonał się już, jak bolesne było porażenie przez tę cholerną rzecz w okolice tułowia. A co dopiero w język. Odsunął się instynktownie, gdy pałka znalazła się przed jego twarzą. Dopiero potężny skurcz w udzie przekonał go ostatecznie, że zrobi wszystko, byle móc wyprostować wreszcie kończyny. Nie dając sobie czasu na myślenie, wystawił język i dotknął nim elektrod. Wstrząs odrzucił go w tył, aż upadł. Na szczęście Drake nie przytrzymywał mu głowy, by mu to uniemożliwić. Porażenie było więc krótkie, ale poczuł je aż w gardle. Po drugim razie rozkaszlał się i przez chwilę miał problemy z oddychaniem. Brunet dał mu jednak czas na dojście do siebie, mimo, że celowo przedłużał ostatnie uderzenie.
- Dalej Mick'i, został jeszcze jeden raz - zachęcił go łagodnym tonem, nieadekwatnym do swojego okrucieństwa.
Blondyn podniósł się nieco, by dosięgnąć elektrod, ale nie potrafił zmusić ciała do dalszego ruchu. Mózg włączył już system obronny, wiedząc jakiego bólu się spodziewać. Równie dobrze, mógłby mu kazać dotknąć rozgrzanego żelazka. Po prostu nie był w stanie tego zrobić.
- Liczę do dziesięciu. Raz... dwa... trzy... - mężczyzna zaczął odliczać, co wcale nie pomagało.
Mick spazmatycznie łapał oddech. Stopa lewej nogi wygięła się w nienaturalny sposób, pod wpływem skurczu w łydce. Zawarczał, potrzebując wydać z siebie jakikolwiek odgłos i otwierając szeroko usta, dotknął pałki środkową częścią języka, nim Drake doliczył do dziesięciu. Było to dobre posunięcie, bo prąd rozszedł się po większej powierzchni, choć, jednocześnie dotarł głębiej. Jego tchawica zacisnęła się na kilka dobrych sekund, nim znów mógł zacząć oddychać. Upadł zmęczony na podłogę, tłumiąc w sobie histeryczny śmiech. Udało mu się!
Poczuł niewyobrażalną ulgę, gdy wreszcie brunet rozpiął jego nogi i ostrożnie je rozprostował. Rozmasowywał je chwilę, przywracając w nich należyte krążenie i rozruszał zastane stawy. Było to jednocześnie bolesne i przyjemne. To samo zrobił z rękami a nawet pozwolił mu chwilę poleżeć i odzyskać pewną równowagę.
- Mimo, że zdjąłem ci kajdanki nic się nie zmienia. Wciąż wolno ci się poruszać, jedynie na czworaka - oznajmił Drake.
Mick nie mógł się powstrzymać i szczeknął wesoło. Z entuzjazmem zjadł swoje śniadanie i wrócił do klatki. Była na tyle duża, że mógł w niej usiąść z wyprostowanymi nogami.
Dopiero, kiedy został sam a emocje nieco opadły, uświadomił sobie, jak się zachowywał. Wystarczyła noc pełna bólu, by udawał zwierze i płaszczył się u nóg pana. Zrobiłby wszystko, co ten by mu kazał, byle ból zniknął. Ukrył twarz w roztrzęsionych dłoniach. Co oni zrobili z jego psychiką?
Z płytkiej drzemki wybudził go odgłos otwieranych drzwi. Musiał nastać wieczór, bo Drake przyniósł mu posiłek. Mielonka była tym razem nieco inna, ale i tak ją zjadł. Na spacerze załatwił się tam, gdzie pan mu kazał, choć i tym razem potrzebował pomocy medykamentów. Natomiast obeszło się już bez innych środków przymusu, choć Drake zabrał ze sobą szpicrutę. Mick po prostu nie miał już sił, by dalej się opierać. Był potwornie zmęczony tym wszystkim i bał się, jakie jeszcze przedziwne kary mógł wymyślić chory umysł mężczyzny.
Po lodowatej kąpieli siedział więc przed nim grzecznie i wpatrywał się w jego buty. Drake uniósł mu głowę szpicrutą, ale wciąż odwracał od niego wzrok, by go nie sprowokować.
- Podobały ci się ostatnie dni? - pytanie, które padło z ust bruneta, kompletnie go zaskoczyło.
Nie tylko knebel w ustach utrudniał mu odpowiedź. Obawiał się, że jeśli nie spodoba się ona mężczyźnie, może odczuć jego gniew na własnej skórze.
- To proste pytanie Mick'i - ponaglił go, stukając niecierpliwie stopą o podłogę.
Chłopak przełknął z trudem i pokręcił przecząco głową.
- Tak myślałem. Od jutra wrócimy do poprzedniego układu. Ale jeśli jeszcze raz spróbujesz uciec, wracasz do klatki. Tym razem na stałe - obwieścił, wytrącając blondyna z równowagi.
Mick nie mógł uwierzyć, że było to tak proste. Że pan po prostu pozwoli mu stąd wyjść i wrócić do względnej normalności. Rozmasował nieco szczękę, gdy zdjął mu knebel.
- Teraz wolno ci mówić. Masz mi coś do powiedzenia? - Drake spytał, uśmiechając się znacząco.
Założył przy tym nogę na nogę, rozsiadając się wygodniej na swoim tronie. Z satysfakcją patrzył, jak chłopak pada przed nim na twarz i wręcz histerycznie, przeprasza za swój występek i dziękuje za okazaną mu łaskę. Gdy przyczołgał się jednak zbyt blisko i chciał dotknąć jego buta, odepchnął go nogą z pewnym obrzydzeniem.
- Dobrze już, zamknij się - warknął, gdy zbytnio się rozszlochał.
Sięgnął po szpicrutę i sprawdził jej giętkość.
- Teraz możemy przejść do właściwej kary - stwierdził z chłodnym spokojem.
Za to twarz Mick'a wyrażała więcej niż tysiąc słów. Pobladła, poczerwieniała i znów odpłynęła z niej krew. Chłopak wyglądał, jakby był bliski omdlenia. Najwyraźniej sądził, że te dwa dni udawania psa są jego karą. Ależ cudownie się pomylił...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz