Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

29.01.2025

82.

Akihito rozsiadł się wygodnie w loży VIP-ów, nonszalancko opierając się o aksamitne oparcie. W jednej dłoni trzymał szklankę z bursztynowym płynem a drugą leniwie bawił się puklem włosów Kaito, który siedział przy nim i wtulony w jego boku. Spojrzenie mężczyzny ślizgało się po klubie, zatrzymując się na sylwetce Drake’a, który przy barze dyskutował z menadżerem tego przybytku. Gestykulował energicznie, ale oszczędnie rękoma a jego twarz wyrażała wyłącznie irytację. Akihito musiał przyznać, że było to typowe zachowanie jego przyjaciela od kilku dni. Jeśli akurat nie krzyczał na kogoś twarzą w twarz, to robił to przez telefon.

- Jest przerażający – szeptał Kaito wyrwał go z zamyślenia.

Chłopak również wbijał wzrok w Drake’a i przytulał się do niego bardziej, jakby szukał schronienia w jego objęciach. Aki zaśmiał się cicho, unosząc szklankę do ust.

- Tylko na pierwszy rzut oka – odparł, zerkając na chłopaka z figlarnym uśmiechem. – Kiedy lepiej go poznasz, zrozumiesz, że to, co teraz widzisz, to jego łagodniejsza wersja

Kaito aż się wzdrygnął, szeroko otwierając oczy.

- C-co? – wyjąkał, spoglądając na Akihito, jakby ten właśnie powiedział mu, że Drake jada ludzi na śniadanie.

To tylko rozbawiło blondyna jeszcze bardziej. Zaśmiał się w głos, po czym podał chłopakowi swoją szklankę.

- Masz, napij się – powiedział z rozbawieniem. – Może to pomoże ci się rozluźnić

Kaito wziął szklankę, choć wyglądał, jakby nie był pewien, czy powinien.

Po jakimś czasie Drake wrócił do loży i bez słowa opadł na miejsce naprzeciwko nich. Oparł łokcie o blat stolika i potarł twarz dłonią, jakby w ten sposób próbował zetrzeć z siebie całą frustrację tego wieczoru.

- Przepraszam, że tyle to trwało – powiedział w końcu, ale w jego tonie nie było ani grama skruchy. – Mam wrażenie, że wszyscy wzięli sobie dziś za punkt honoru, żeby wyprowadzić mnie z równowagi

Rzucił krótkie, nieprzychylne spojrzenie Kaito, co sprawiło, że ten niemal scalił się z bokiem Akihito, a potem przeniósł wzrok na przyjaciela.

- Ty też nie jesteś wyjątkiem – stwierdził.

Aki uśmiechnął się leniwie i potarł policzkiem głowę Kaito, jakby chciał go uspokoić.

- Mówiłem ci już, że chcę, żebyście się zaprzyjaźnili – przypomniał, spoglądając na Drake’a ze swoim charakterystycznym, kocim uśmiechem.

Drake westchnął ciężko, prostując plecy, by usiąść wygodniej.

- Nie wiem, czy to jest możliwe – mruknął, jakby sam siebie chciał do tego przekonać.

Po chwili pstryknął palcami i przywołał jedną z dziewczyn, które miały tego wieczoru umilać czas klientom.

- Burbon – rzucił krótko, nawet na nią nie patrząc.

Kobieta skinęła głową i odeszła a Drake ponownie przeniósł spojrzenie na Akihito.

- Ile jeszcze mam tu siedzieć, zanim mnie wypuścisz? – zapytał, choć znał odpowiedź.

Aki tylko się uśmiechnął i odbierając drinka od chłopaka, upił łyk, oddając mu z powrotem szklankę.

- Zobaczymy, jak się spiszesz – odpowiedział tajemniczo.

Drake zmrużył oczy i posłał Akihito spojrzenie, które w każdym normalnym człowieku wzbudziłoby instynktowną chęć ucieczki. Jednak Aki jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej, jakby w ogóle nie dostrzegał czającego się w tym spojrzeniu niebezpieczeństwa.

Drake już otwierał usta, żeby coś mu odpowiedzieć, ale w tym momencie wróciła kobieta z jego zamówieniem. Była ubrana w krótką, seksowną sukienkę a jej długie nogi, podkreślone dodatkowo wysokimi szpilkami, z pewnością przyciągały spojrzenia mężczyzn w klubie. Uśmiechnęła się figlarnie, dostrzegając wyraźnie kiepski nastrój Drake’a i bezceremonialnie usiadła obok niego, kładąc mu dłoń na kolanie.

- Ciężki dzień, szefie? – zamruczała niskim, zalotnym głosem. – Może powinnam umilić ci wieczór?

Drake rzucił jej mordercze spojrzenie, ale zaraz potem jego usta wygięły się w coś, co można było uznać za uśmiech – choć był to bardziej wyraz pobłażliwej irytacji niż prawdziwa rozbawiona reakcja.

- Brawo, Anette – powiedział oschle. – Ale zostaw te sztuczki dla klientów

Kobieta udała, że nie rozumie, o co mu chodzi i zamiast odpowiedzieć, wzięła jego szklankę i bez skrupułów upiła solidny łyk burbonu. Drake patrzył na nią bez słowa, jakby analizował, czy bardziej opłaca mu się ją udusić, czy po prostu to zignorować.

W końcu Anette jakby nagle zorientowała się, co zrobiła i wybuchła perlistym śmiechem, zupełnie niewzruszona jego spojrzeniem.

- Ups, przepraszam, szefie – powiedziała, ale w jej oczach nie było nawet cienia skruchy.

Zanim Drake zdążył odpowiedzieć, uwiesiła się na jego ramieniu, nachylając się do jego ucha.

- Zaraz przyniosę ci jeszcze jeden – wyszeptała kusząco, po czym zgrabnie wstała i skierowała się do baru, zostawiając po sobie jedynie delikatny zapach perfum.

Drake wywrócił oczami i sięgnął po papierosa, ale zanim zdążył go odpalić, jego spojrzenie padło na Akihito, który ledwo powstrzymywał się od śmiechu.

- Ani słowa – warknął, wskazując na niego ostrzegawczo palcem.

Aki udał zaskoczenie, unosząc brwi.

- Ależ kochanie, powinieneś być dumny z profesjonalizmu Anette – powiedział, ledwie powstrzymując chichot.

A potem i tak parsknął śmiechem, nie mogąc się dłużej powstrzymywać. Naigrywał się jeszcze długo, rzucając takimi tekstami jak ten, że z Drake’a straszny pies na baby i tym podobne. Brunet przymknął oczy i wypuścił powietrze nosem, jakby liczył do dziesięciu, żeby nie zrobić czegoś, czego by później żałował. Co on by dał, żeby być teraz z Mick’iem w swoim apartamencie, zamiast uczestniczyć całym tym cyrku.

Drake w końcu otrzymał swojego drinka, co odrobinę złagodziło jego ponury nastrój. Zignorował spojrzenie Anette, która najwyraźniej wreszcie zrozumiała, że dziś nie ma ochoty na jej gierki i zajęła się innymi klientami.

Atmosfera w loży VIP-ów zaczęła się nieco rozluźniać. Głośna muzyka, migoczące światła i gwar rozmów wypełniały przestrzeń, ale przy stoliku Akihito wciąż panowała pewna kameralność, jakby ten chaos klubu istniał gdzieś w tle, nie mając realnego wpływu na to, co się tu działo.

- Jak nowy barman? – Aki zapytał nagle, zerkając na bar i upijając łyk drinka, który dzielił z Kaito.

Drake podążył za jego spojrzeniem.

- Masz na myśli tego chłopaka, którego mi poleciłeś?

- Dokładnie tego – potwierdził Akihito, uśmiechając się lekko.

Drake wzruszył ramionami.

- Nie jest zły – przyznał po chwili. – Nieźle wywiązuje się z obowiązków, ale dopiero z czasem okaże się, ile jest wart

Akihito westchnął teatralnie, jakby ta odpowiedź go rozczarowała.

- Starzejesz się – rzucił z udawaną powagą.

Drake spojrzał na niego pytająco, unosząc brew.

- W jakim sensie?

Aki uśmiechnął się znacząco i zamiast odpowiedzieć, zwrócił się do Kaito.

- Co sądzisz? Niezłe z niego ciacho, co?

Kaito, który do tej pory skupiał się na cichym popijaniu zbyt mocnego, jak na jego gusta, alkoholu i unikaniu spojrzenia Drake’a, nagle się speszył.

- Eee... pewnie... będzie podobał się kobietom – wydukał ostrożnie.

Akihito wyraźnie się rozchmurzył.

- Widzisz, Drake? – rzucił z rozbawieniem. – Kaito ma niezłe oko. I w lot łapie moje sugestie

Drake przewrócił oczami i upił łyk burbona.

- No, lotne to one specjalnie nie są – skwitował zgryźliwie.

Kaito zamrugał, nie do końca pewien, czy to była obelga, czy tylko sucha uwaga. To było złośliwe, prawda? Spojrzał niepewnie na Akihito, oczekując jakiejś reakcji. Ku jego zdziwieniu blondyn zaśmiał się, jakby usłyszał świetny żart.

- Ty to jednak masz sposób bycia, kochanie – stwierdził, wciąż rozbawiony.

Kaito jeszcze raz zerknął na Drake’a a potem na Akihito. Nie rozumiał ich relacji. Ale jedno było pewne – choć Drake wydawał się chłodny i nieprzystępny, Akihito najwyraźniej bawiło każde jego słowo.

Chłopak siedział cicho, wtulony w bok Akihito i sączył powoli swojego drinka, czując przyjemne ciepło alkoholu rozchodzące się po ciele. Nie miał nic przeciwko byciu obserwatorem. Wręcz przeciwnie – w tej pozycji czuł się najlepiej. Nie musiał nic mówić, nie musiał się wychylać. Wystarczyło słuchać i uczyć się, jak działają ludzie tacy jak Akihito i Drake.

Początkowa lekkość rozmowy szybko zaczęła się zmieniać. Po chwilowej wesołości, drobnych docinkach i żartach, obaj mężczyźni przeszli do bardziej formalnych tematów, które dla Kaito brzmiały niemal obco.

- Grupa Miyazaki’ego jeszcze się nie uspokoiła? – rzucił Akihito, co jakiś czas częstując się jego napojem.

Drake parsknął pod nosem.

- Oczywiście, że nie. Kilku idiotów zawsze będzie szukało odwetu, nawet jeśli mój wuj dobitnie wytłumaczył im sytuację – odpowiedział, opierając się wygodniej o oparcie kanapy. – Miałem dziś telefon od Otawy. Doszły go słuchy, że ludzie Miyazaki’ego próbują się przegrupować, ale póki nie znajdą nowego lidera, są jak kurczaki bez głów

Kaito zerknął na niego kątem oka. Mimo całej nonszalancji, jaka biła od Drake’a, w jego głosie było coś chłodnego, wyrachowanego.

- I co? Będziecie czekać, aż znajdą sobie nowego szefa? – zapytał Akihito, unosząc brew.

Drake pokręcił głową i uśmiechnął się półgębkiem, ale ten uśmiech nie miał w sobie nic ciepłego.

- Jasne, że nie. Nie pozwolę na eskalacje. Trzeba przyciąć chwasty, zanim się rozrosną – powiedział spokojnie.

Kaito zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy dobrze zrozumiał drugie dno tych słów.

- Mamy na oku kilku najbardziej problematycznych – Drake kontynuował. – Kiedy się ich pozbędziemy, reszta szybko podwinie ogony

- Mhm – Aki skinął głową, jakby rozmawiali o czymś zupełnie zwyczajnym. – Niektórzy mogą chcieć przejść na twoją stronę. Nawet w tak zaciekłych grupach masz zwolenników.

Drake wzruszył ramionami.

- Może i tak. Ale nie chcę w swojej grupie lojalistów Takedy. Musiałbym ciągle patrzeć im na ręce

- Więc?

- Rozważam pozbycie się ich wszystkich, tak na wszelki wypadek – powiedział Drake, jakby oznajmiał, że wyrzuci stary dywan.

Kaito aż się spiął. Mówili o likwidacji ludzi, jakby chodziło o pieprzone porzeczki w przydomowej rabatce. Tu przytniemy, tam wypielimy a tę różyczkę przesadzimy pod płot. Wiedział, że tak to wygląda w tym świecie. Yakuza nie bawiła się w długie negocjacje z kimś, kto stanowił problem. Ale co innego wiedzieć o tym a co innego słyszeć taką rozmowę na żywo – bez emocji, bez cienia wahania.

Upił łyk drinka, czując suchość w ustach. Zastanawiał się, czy on też będzie musiał podejmować tego typu decyzje? Jeśli uda mu się przejąć firmę ojca i wprowadzić ją w pełni na czarny rynek… czy będzie w stanie mówić o czyimś życiu i śmierci tak samo beztrosko, jak Drake i Akihito teraz?

Zerknął na Aki’ego, który wyglądał, jakby to wszystko było dla niego tak naturalne jak oddychanie. Czy on też zyska kiedyś tak zimną maskę i będzie przywdziewał ją odruchowo, jakby jej ciężar nic nie znaczył?

Akihito zerknął na Kaito i od razu dostrzegł jego niepewną minę. Nie zastanawiając się długo, przygarnął go bliżej do siebie a jego twarz momentalnie rozjaśniła się szerokim uśmiechem.

- Chcesz się jeszcze napić? – zapytał lekko, jakby zupełnie ignorując temat, który przed chwilą ich wszystkich wprawił w milczenie.

Kaito otworzył usta, by odpowiedzieć, ale zanim zdążył wydusić choćby słowo, Akihito już przywołał kelnerkę ruchem dłoni i polecił jej donosić im alkohol, jakby mieli bawić się do bladego świtu.

Drake chyba też miał ochotę zmienić temat, bo zamiast kontynuować dyskusję o problemach między grupami yakuzy, sięgnął po paczkę papierosów i wyciągnął jednego, wsuwając jego końcówkę między wargi. Przez chwilę obracał zapalniczkę w palcach, po czym odpalił papierosa i leniwie podał go Akihito.

- Jak Mick sobie radzi? – zapytał, odpalając zaraz drugiego dla siebie.

Aki zaciągnął się głęboko dymem, na moment przymykając oczy, jakby ten gest miał mu pomóc uporządkować myśli i zmienić ich kierunek na inne tory.

- Trochę dramatyzuje, ale nie jest najgorzej – odpowiedział w końcu.

Drake tylko skinął głową, wydmuchując kłąb dymu i wodząc leniwym spojrzeniem po gościach klubu, jakby, mimo pozornego rozluźnienia, wciąż pozostawał czujnym.

- Skoro twoi chłopcy mają dziś wolną chatę, to pozwoliłeś im na małą imprezę? – spytał po chwili.

Kaito zmarszczył lekko brwi, nie do końca rozumiejąc o kim jest mowa. Mimo to nie odezwał się, tylko skupił się na słuchaniu. Akihito zaśmiał się krótko.

- Pozwoliłem im się trochę pobawić, ale w granicach rozsądku – odpowiedział.

Drake uniósł brew i uśmiechnął się cynicznie.

- Wiesz, że Mick i rozsądek nie idą ze sobą w parze, prawda? – zapytał.

Aki machnął ręką, jakby to było zupełnie nieistotne.

- Makoto wszystkiego pilnuje – stwierdził, jakby brał za pewnik, że najstarszy z chłopców ogarnie ewentualne problemy.

Drake pokręcił głową z powątpiewaniem.

- Pokładasz w nim za duże nadzieje – skwitował, zaciągając się papierosem.

Kaito nie wytrzymał z ciekawości.

- Kim jest Makoto? – zapytał, zerkając raz na Drake’a, raz na Akihito.

Aki uśmiechnął się tajemniczo.

- Może kiedyś ich poznasz – odpowiedział, nie zdradzając nic więcej.

Kaito od razu wychwycił „ich” w zdaniu, zdając sobie sprawę z tego, że mowa nie tylko o Makoto i Mick’u, ale i kimś jeszcze. Ale czy Mick nie był członkiem grupy Drake’a? Więc ilu mogło być tych chłopców Akihito?

Dziwnie czuł się z rozważaniem takich rzeczy. Nie pojmował, dlaczego w ogóle drażnił go ten temat. Dlaczego czuł nieprzyjemne ukłucie gdzieś w podbrzuszu. Przecież zapewne była mowa o jakichś pracownikach Aki’ego.

Ale coś w nim protestowało. Co, jeśli jego przypuszczenia były błędne? Jeśli te osoby były kimś więcej? Zacisnął palce na swojej szklance i wziął łyk, starając się odgonić te myśli. To idiotyczne. Nie miał żadnego prawa czuć zazdrości. Nie miał żadnego prawa czuć się wyjątkowym, tylko dlatego, że Akihito właśnie obejmował go wokół bioder i ogrzewał swoim ciepłem.


Tymczasem Makoto kichnął potężnie, wysypując na kuchenkę ziarenka popcornu, którymi nie trafił do garnka.

- Na zdrowie –Lu rzucił przez ramie, przechodząc obok z naręczem butelek z napojami.

Mako wytarł nos rękawem bluzy i pozbierał niesforne ziarenka, wrzucając je do miejsca ich przeznaczenia, czyli garnka wypełnionego cienką warstwą oleju. Gdyby Pan to zobaczył pewnie przetrzepałby mu tyłek. Ale nie było go w posiadłości i nie zapowiadało się, by wrócił na noc.

- Dzięki – mruknął, przykrywając garnek pokrywką i włączając palnik.

Lu postawił napoje na blacie i zaczął przygotowywać koktajle w kolorowych, wysokich szklankach.

- Mam zrobić też dla Mick’a? – zapytał, zerkając na Makoto kątem oka, jakby nie chciał odrywać się od pracy.

Mako zawahał się przez moment, ale w końcu wzruszył ramionami.

- Zrób – powiedział spokojnie. – Jeśli nie zejdzie, to my go wypijemy, a jeśli jednak dołączy… będzie na niego czekał

Lu parsknął cicho i pokręcił głową.

- Jak zawsze jesteś gościnny i milutki – skwitował z lekką niechęcią.

Makoto westchnął, jakby szykował się na kolejną dyskusję.

- Rozumiem, że jego zachowanie może być irytujące, ale on...

Lu przewrócił oczami i dokończył za niego.

- …dużo przeszedł, tak, tak, wszyscy to wiemy – mruknął, nieco zbyt kąśliwie. – Ale to nie zmienia faktu, że bywa po prostu nieznośny. Rzucił w Kaname butem, do cholery!

Jak na zawołanie Kaname wychylił się z kanapy, gdzie właśnie siedział z padem w dłoniach, zażarcie walcząc z hordami zombie w jakiejś postapokaliptycznej grze.

- Już się za to nie gniewam – rzucił beztrosko, nawet na chwilę nie odrywając wzroku od ekranu.

Lu prychnął.

- Cicho tam! Powinieneś się gniewać – odparł z przekąsem, wracając do przygotowywania koktajli.

Mako spojrzał na nich obu z lekkim zmęczeniem i wrócił do potrząsania garnkiem, żeby strzelające ziarenka nie przywarły do dna i się nie spaliły.

- Dajcie temu spokój – poprosił, po chwili przerzucając uprażoną kukurydzę do miski.

Posolił gorący, przepysznie pachnący popcorn i zerknął na Lu.

- Chcecie jeszcze coś słodkiego? – spytał, patrząc na to co już przygotowali i widząc same słone przekąski.

Lu spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- W ogóle możemy? – wolał spytać.

Makoto skinął głową.

- Pan pozwolił – powiedział spokojnie. – Byle Kaname znów nie wymiotował – zaznaczył.

Wywołany chłopak natychmiast zatrzymał grę i odwrócił się w ich stronę z naburmuszoną miną.

- Dziś nie będę! – zaprotestował oburzony.

Lu uśmiechnął się zaczepnie.

- Jeszcze zobaczymy – mruknął, sięgając do szafki. – Mam strzelające cukierki i colę – uprzedził, pokazując saszetkę musujących słodkości.

Makoto momentalnie zgromił go surowo spojrzeniem.

- Nie będę się za was tłumaczył przed Panem – powiedział stanowczo.

Lu westchnął ciężko i uniósł ręce w poddańczym geście.

- Dobra, już dobra… - powiedział pojednawczo, chowając cukierki, ale uśmiechnął się zaczepnie, widząc roziskrzone spojrzenie młodszego. – Nie patrz tak na mnie! Makoto zabronił! – oznajmił, niby to skupiając się w pełni na ozdobieniu szklanek ćwiartkami z pomarańczy i szklanymi słomkami z motylkami.

Wziął koktajle na tacę i przeniósł je na stolik w salonie. Tam nachylił się do Kaname i szepnął mu konspiracyjnie niemal do ucha.

- Jak z twoim brzuchem będzie już w porządku to zrobimy sobie zawody. Kto zje więcej strzelającego proszku, zapijając colą i przeżyje. Może któremuś z nas coca-colowy gejzer wypłuka mózg przez nos!

Kaname aż pisnął z obrzydzeniem, odpychając go lekko.

- Ohyda! Lubię swój mózg mieć w czaszce! – krzyknął z odrazą.

Lu, śmiejąc się, spojrzał na zapauzowany ekran gry, gdzie postać sterowana przez chłopca, strzelała shotgunem prosto w twarz zombiaka a jego mózg rozpryskiwał się wokół.

- A to cię nie brzydzi?! – spytał z niedowierzaniem, wskazując na telewizor oskarżycielsko ręką.

- Ale to gra jest!

Śmiech Lu i Kaname wypełnił salon, gdy zaczęli przekomarzać się na temat zombie i logiki w grach komputerowych. Makoto, układający na półmisku słodycze z wręcz maniakalną precyzją, uniósł spojrzenie znad przekąsek i uśmiechnął się, widząc Mick’a schodzącego po schodach. Jednak zdecydował się do nich dołączyć, co bardzo go ucieszyło. Nie często mieli okazję na takie beztroskie wieczory, a choć Mick nie był tu długo, Makoto liczył, że uda mu się oderwać go od ponurych myśli.

Mick pokonał resztę schodów, rozglądając się po salonie.

- Co tak dobrze pachnie? – zapytał, marszcząc lekko brwi.

Kaname natychmiast podskoczył na kanapie.

-Popcorn! – zawołał entuzjastycznie.

Makoto wskazał na półmisek, który właśnie skończył układać.

- Mamy też żelki, jeśli masz ochotę

Lu, który jeszcze chwilę temu wyglądał na dość rozbawionego, nagle stracił cały humor i bez słowa usiadł na kanapie. Kaname natomiast jakby dostał zastrzyk energii.

- Mick! – zawołał żywo. – Chodź, siadaj! Możesz zagrać ze mną! Bo Lu gra jak noga!

Lu natychmiast się oburzył.

- Wcale nie! To pady mają po prostu za dużo przycisków! – odburknął.

Kaname zaśmiał się kpiąco.

- Yhym, tak sobie tłumacz

Mick uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami.

- Chętnie w coś zagram – przyznał.

Kaname aż podskoczył z radości.

- Super! Dostaliśmy na nowy rok tyle gier! Mamy przygodówki, rpg’i i ściganki, ale ta jest najlepsza! – powiedział podekscytowany, po czym zwolnił pauzę w grze.

I wtedy coś się zmieniło. Uśmiech Mick’a zamarł mu nienaturalnie na ustach, a jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu. Odgłos wystrzałów. Charkot rozrywanych zombie. Jęki i widok eksplodujących czaszek. Fala dźwięków z gry wdarła się do jego umysłu, niczym echo zupełnie innej nocy.

Strzał.

Krew rozbryzgująca się na betonowych ścianach.

Mózg Kaoru w kawałkach.

Najpierw zaczął się cofać, szukając na oślep poręczy schodów. Ale nie mógł jej znaleźć. Nie mógł oderwać wzroku od ekranu, gdzie rozgrywała się brutalna masakra. Lu i Kaname zaśmiali się, żywo komentując rozgrywkę, nie zauważając jego paniki.

Wystrzał. Kolejny. Jeszcze jeden. Okropne rzężenie ginącego zombie.

Mick zakrył uszy dłońmi, zacisnął powieki, a potem nagle… Krzyk. Krótki, przerażony, jakby wyrwał się z głębi jego ciała wbrew jego woli. Lu i Kaname natychmiast zamilkli.

Blondyn wcisnął sobie pięść w usta, chcąc się uciszyć, jego oddech stał się nierówny.

A potem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, odwrócił się i wybiegł na górę, trzaskając drzwiami pierwszego pokoju, który znalazł.

W salonie zapadła niezręczna cisza.

- Co się właśnie stało? – Lu spytał zdezorientowany.

Makoto rzucił mu ostre spojrzenie i uniósł dłoń, gestem nakazując milczenie. Po czym natychmiast pobiegł za Mick’iem. Dziś nie było z nimi Pana, który mógłby go przed tym powstrzymać.

Gabinet Akihito był ostatnim miejscem, w którym spodziewał się znaleźć blondyna, ale tam właśnie był. Mako wszedł do środka i odruchowo włączył górne światło, ale niemal od razu je zgasił, gdy Mick krzyknął zaskoczony jego obecnością.

- To tylko ja – powiedział cicho, przemieszczając się na oślep do biurka, gdzie mógł zaświecić małą lampkę, która dawała minimum światła.

Delikatny blask rozlał się po pomieszczeniu, rzucając cienie na ściany i meble. Teraz mógł dostrzec Mick’a, który kulił się pod regałem z książkami. Był zgarbiony, kolana miał podciągnięte do piersi a całe jego ciało drżało w nieregularnym rytmie.

Makoto nie podszedł bliżej. Zamiast tego usiadł w fotelu Pana, splatając palce na kolanach.

- Zostanę tu, aż się uspokoisz – oznajmił cicho. – Możemy porozmawiać, jeśli chcesz, ale nie będę naciskał

Nie patrzył bezpośrednio na Mick’a, choć kątem oka uważnie go obserwował. Nie chciał, żeby chłopak czuł się osaczony, ale musiał mieć pewność, że nie zrobi sobie niczego głupiego. Blondyn kołysał się lekko, jakby był w transie. Makoto wiedział, że potrzeba czasu. Cichych minut, pełnych powolnych oddechów, bicia zegara gdzieś w tle i odległego szumu wiatru za oknem.

Aż w końcu Mick ukrył twarz między kolanami. Jego oddech się uspokoił. Ciało przestało drżeć. Makoto myślał, że chłopak zasnął i już zamierzał po prostu wyjść, żeby dać mu spokój, gdy nagle usłyszał ciche, niemal drżące słowa.

- Wciąż tu jesteś…?

Mako nie zmienił pozycji, tylko odpowiedział równie cicho.

- Tak…

Między nimi ponownie zapadła cisza, ale tym razem miała w sobie coś innego. Była lżejsza, zwyczajna. Przesycona czymś, czego Makoto nie umiał jeszcze nazwać. A potem Mick odezwał się znowu.

- Zabiłem człowieka… – wyznał jakby bezwiednie.

Makoto nie od razu odpowiedział. Nie dlatego, że był zaskoczony. Bo nie był. Po prostu trawił te słowa, wiedząc, że muszą wybrzmieć w powietrzu, zanim je skomentuje.

- Nie wiem, czemu ci to mówię – dodał Mick, nie podnosząc głowy.

Mako ostrożnie przeniósł wzrok na jego skuloną sylwetkę.

- Pan Drake ci kazał? – zapytał cicho.

Mick drgnął niespokojnie.

- Tak – odpowiedział natychmiast, ale zaraz potem potrząsnął głową. – Nie… sam już nie wiem…

Zacisnął palce na własnych ramionach, mocniej chowając w nich głowę.

- Chciałem zemsty – powiedział powoli. – Ta osoba zasłużyła na karę… Ale czy na śmierć?

Nie podniósł wzroku, ale poczuł ruch. Makoto nie siedział już w fotelu. Był bliżej. Czuł jego ciepło na ramieniu, jego zapach.

Kiedy w końcu uniósł głowę, dostrzegł jedynie ciemność, która spowijała gabinet. A potem usłyszał głos Makoto tuż obok siebie.

- Dla naszych Panów jesteśmy skłonni zrobić zbyt wiele…

Mick milczał. Może to ciemność, może to bliskość Makoto…, ale poczuł potrzebę by mówić. Zwilżył spierzchnięte wargi i przełknął ślinę.

- Ty też…? – zaczął, ale nie dokończył pytania.

Nie musiał. Było zbyt oczywiste dla nich obu.

Makoto westchnął cicho, jakby przez moment ważył słowa, zanim odpowiedział.

- Nie

Mick nie wiedział, czy poczuł ulgę, czy może coś bardziej skomplikowanego.

- Ale życie z panem Akihito nie zawsze jest proste – Mako dodał spokojnym, choć dziwnie ciężkim tonem.

Mick uśmiechnął się kwaśno, co Makoto niemal mógł zobaczyć, mimo że w gabinecie panowała ciemność.

- Czasem – kontynuował, powoli dobierając słowa w całość – odwracanie wzroku jest równie trudne jak odebranie życia – stwierdził.

Ich spojrzenia skrzyżowały się w ciemności. Nie mogli się zobaczyć, ale i tak mieli wrażenie, jakby widzieli więcej, niż byli gotowi przyznać. Mick przypomniał sobie Lachlan’a. Przypomniał sobie tamten cholerny tydzień, kiedy młodszy chłopak trafił do Drake’a. Poczucie, że musi go chronić, że nie może dopuścić, by spotkało go to samo, co jego.

To było tylko kilka dni a wystarczyło, by wykończyć go psychicznie. Nie potrafił sobie wyobrazić, co musiało czuć Makoto, dźwigając podobny ciężar przez lata.

- Podziwiam cię – przyznał cicho.

Makoto parsknął gorzkim śmiechem.

- Nie ma za co

Mick zmarszczył brwi, słysząc coś dziwnego w jego głosie.

- Pomagałem Panu w łamaniu Lu, kiedy do nas trafił – Mako powiedział nagle, bez emocji, ale Mick wyczuł w tych słowach coś znacznie głębszego. – Nie dlatego, że mi kazano. A dlatego, że nie chciałem być tu sam…

Mick zamarł. Makoto uśmiechnął się smutno.

- Nie jestem tak dobry, jak możesz sądzić…

Zapadła cisza.

- Ilekroć patrzę na twarz Lu, odczuwam poczucie winy – dodał szeptem.

To wyznanie nie pomogło żadnemu z nich, ale paradoksalnie sprawiło, że obaj poczuli się nieco lepiej, wiedząc, że tkwią razem w tym samym gównie.

Makoto w końcu podniósł się z podłogi i przeciągnął lekko zdrętwiałe ramiona.

- Zapalę światło – uprzedził.

Mick nie zdążył odpowiedzieć a ciepły blask lampki na biurku rozświetlił gabinet. Przysłonił oczy przedramieniem, czując, jak po ciemności światło niemal kłuje go w źrenice.

Bardziej słyszał niż widział, jak Makoto otwiera kluczykiem szufladę i zaczyna grzebać w stercie opakowań leków. Drobne pstryknięcia plastiku zdradzały, że wydobył blister. Po chwili wyłuskał też z jednego z nich dwie małe tabletki i podał mu jedną. Sam połknął drugą od razu, jakby to była najzwyklejsza rutyna.

- Po tym będzie ci się lepiej spało – wyjaśnił spokojnie.

Mick bez słowa przyjął tabletkę i popił ją własną śliną. Nie protestował, nie dopytywał. Po prostu łyknął i pozwolił Makoto pomóc sobie wstać. Był zmęczony, nie tylko fizycznie.

Nie do końca wiedział, jak, ale zanim się obejrzał, znajdowali się już w pokoju. Mako zaprowadził go do łóżka i pomógł mu się ułożyć.

- W razie czego możesz mnie wołać – zapewnił cicho.

Mick skinął tylko głową i owinął się szczelniej kołdrą. Nie był pewien czy to działanie leku, czy po prostu emocjonalne zmęczenie, ale powieki same mu opadały. Ledwo słyszał, jak Makoto zamyka drzwi, nim pochłonął go sen.

Makoto tymczasem zszedł na dół i niemal od razu usiadł na kanapie, sięgając po swój koktajl. Lu i Kaname oglądali jakąś komedię. Na stoliku leżał porzucony pad a miska popcornu była już w połowie pusta. Lu, który do tej pory zdawał się całkowicie pochłonięty filmem, zerknął na Makoto z ukosa.

- Powinniśmy o czymś wiedzieć? – spytał, jakby od niechcenia.

Makoto uśmiechnął się lekko i pokręcił głową.

- Czasem im mniej się wiesz, tym spokojniej śpisz – powiedział. - Położyłem Mick’a do łóżka a jutro porozmawia o tym z Panem – dodał w kwestii wyjaśnień.

To nie była odpowiedź, której Lu oczekiwał, ale też o nic więcej nie dopytywał. Skinął tylko głową i sięgnął po popcorn. Kaname siedział najbliżej ekranu, ale nawet nie udawał, że skupia się na filmie. Coś wisiało w powietrzu. Coś, czego nie potrafił nazwać. To napięcie nie dawało mu spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz