Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

26.09.2024

01.

Gruby, czerwony dywan, którym wyłożony był korytarz, tłumił ich kroki. Ściany, pokryte ciemnymi panelami, nadawały przejściu niezdefiniowanej grozy. A ciężkie, rzeźbione drzwi na końcu, które najpewniej były ich celem, napawały go przerażeniem.

Ochroniarze, którzy go prowadzili, trzymali go mocno za ramiona, uniemożliwiając ucieczkę. Choć nawet o niej nie myślał, był zbyt skołowany. Dwóch rosłych osiłków w garniturach wpadło tego ranka do jego pokoju w hotelu kasyna i wyciągnęło go z łóżka w samych majtkach i spranej koszulce. Nie pozwolili mu nawet założyć butów, czy choćby skarpetek. Aż do teraz sądził, że musiało zajść jakieś potworne nieporozumienie, ale wtedy zobaczył Kyleb'a. Swojego przyjaciela, który namówił go na ten wyjazd. Miał rozerwaną koszulę i rozkrwawioną wargę. Prowadził go mężczyzna w takim samym ubiorze, jak inni ochroniarze. Chłopak nawet nie uniósł spojrzenia, gdy się zrównali, jakby nie mógł spojrzeć mu w oczy.

- Kal? - zawołał za nim słabo, ale nie otrzymał odpowiedzi.

Wykręcił głowę, by spojrzeć na niego przez ramię.

- Kyleb, coś ty odwalił?!

Szarpnął się desperacko, usiłując dotrzeć do przyjaciela, ale jedyne co zyskał to silne pchnięcie w plecy, przez które mało się nie przewrócił. Umięśnione ręce na powrót zamknęły go w swoich kleszczach a drewniane drzwi stanęły przed nim otworem. Ostre światło oślepiło go na kilka chwil.

Dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły się do jasności dostrzegł, że znajduje się w czymś, przypominającym gabinet. Pod ścianą z prawej stał rząd regałów, pełnych książek i segregatorów. Z lewej kanapa i niski, kawowy stolik. Pośrodku pomieszczenia stało wielkie, szklane biurko na żelaznym stelażu. Na nim włączony laptop i jakieś dokumenty. O mebel opierał się wysoki mężczyzna o typowej, koreańskiej urodzie. Choć zapewne uchodził w swoim kraju za przystojnego. Krzyżował ręce na piersi, by po chwili sięgnąć po odpalonego papierosa i wsunąć go pomiędzy wargi. Zaciągnął się i głośno wypuścił dym, jakby wzdychał.

- Mick, tak? - poczekał, aż chłopak skinie głową. – Dobrze. Wyjaśnię ci teraz sytuację.

Zaciągnął się kolejny raz i zgasił kiepa w kryształowej popielnicy.

- Twój kumpel zaciągnął u mnie dług. Przeszło trzysta czterdzieści milionów won. Pech chciał, że przegrał całą sumę i nie ma jak jej spłacić - obwieścił, przyglądając się swoim paznokciom.

Mick w moment całkowicie pobladł. Jego umysł przeliczył kwotę na dolary, nim zdążył spokojnie to przemyśleć. Więc Kal był winien niemal trzysta tysięcy dolarów. Kurwa! Co za debil! Zaklął w myślach. Przecież potrzebowali całego roku, by odłożyć kasę na ten wyjazd. Na tydzień w Paradise Casino Walkerhill w Seulu i by kolejne dwa podróżować stopem po Południowej Korei i sypiać w przydrożnych motelach. Chyba zabrakłoby im życia, by uzbierać takie pieniądze. Nawet ich rodzice mieliby z tym problem. Nawet jeśli jego ojciec miał zakład z blacharką samochodową i mechaniką. Rodzice Kyleb'a zarabiali nieco lepiej jako radcy prawni, ale i tak...

Naglę naszła go pewna myśl. Czy to właśnie nazywało się oświeceniem? Albo chwytaniem się brzytwy, gdy się tonęło.

- Przegrał ją tutaj? W takim razie cała kwota wróciła do pana kieszeni - zauważył, głosem pełnym przekonania i głupiej nadziei.

Mężczyzna, nie kryjąc rozbawienia, roześmiał się w głos.

- To tak nie działa dzieciaku - skwitował.

Wyjął z paczki kolejnego papierosa i odpalił go zapalniczką na benzynę. Jej klang przez chwilę dźwięczał w ciszy pokoju. Mick myślał gorączkowo, jak wybrnąć z sytuacji. Jego mózg niemal się przegrzewał od natłoku myśli.

- Możemy to odpracować, pomogę - zaproponował.

W moment pojął swój błąd, ale było już za późno. Słowa zostały wypowiedziane. Mężczyzna uśmiechnął się paskudnie, strzepując popiół na podłogę.

- Skoro sam to proponujesz, możesz pomóc kumplowi spłacić dług.

Chłopak pokiwał żarliwie głową.

- Za trzy tygodnie musimy wracać, ale do tego czasu możemy dla pana pracować i oddawać zadłużenie. Potem prześlemy resztę pieniędzy już z domu. Zapewniam, że spłacimy każdego centa - powiedział głosem tak pełnym zapału, że mężczyzna aż uniósł brwi.

Pokręcił przecząco głową i po raz kolejny się zaciągnął, wypuszczając powoli dym, jakby zastanawiał się nad propozycją.

- Ty poważnie nie pojmujesz sytuacji w jakiej się znaleźliście. Termin spłaty długu minął dzisiejszego poranka. Żeby odzyskać choć jego ułamek zamierzam was sprzedać.

- Sprzedać? - Mick powtórzył głucho. – Nie rozumiem...

- Widzę.

Brunet zgasił papierosa w popielniczce i usiadł za biurkiem. Odblokował laptop hasłem i chwilę coś w niego wpisywał.

– Za każdego z was mogę zgarnąć około stu tysięcy dolarów. To wciąż nie pokrywa całej kwoty długu, ale niech już będzie. Mam słabość do takich dzieciaków - stwierdził, puszczając chłopakowi oczko.

Drukarka w rogu pokoju, której ten wcześniej nie zauważył, odezwała się głośnym buczeniem i wypluła z siebie kilka kartek. Mężczyzna podał je jednemu z ochroniarzy, temu z łysą głową.

- Zabierzcie go na dół. Czwórka powinna być wolna. Said został powiadomiony - oznajmił ignorując, że dzieciak zaczął wrzeszczeć, wyzywać go i szarpać się, niczym wściekłe zwierzę.

Rośli mężczyźni również wydawali się niezbyt przejęci. Wykręcili mu jedynie ręce na plecy i wyprowadzili z gabinetu.

Schodami poprowadzili go, wciąż krzyczącego, do piwnic. Temperatura wyraźnie spadła, ale to nie przeszkodziło w rozebraniu go do naga. Zażenowany, usiłował przysłonić rękoma newralgiczne miejsca, ale wówczas oberwał z otwartej dłoni w twarz. Kolejne części podziemnego kompleksu oddzielały żelazne kraty, przywodzące mu na myśl więzienie. Ochroniarze otwierali je specjalnymi kartami.

W pomieszczeniu przypominającym łaźnię, został przypięty łańcuchami do ściany i wykąpany pod strumieniem lodowatej wody o silnym strumieniu, zupełnie, jakby polewali go ze strażackiego węża. Wciąż ociekającego wodą i roztrzęsionego zabrano go do pomieszczenia, przypominającego lekarski gabinet. Tam usiadł na kozetce i wszyscy troje czekali wiele minut, nim zjawił się mężczyzna w średnim wieku, ubrany w biały kitel i ze stetoskopem przewieszonym przez kark. Said, jak wydedukował Mick.

Nie chcąc więcej oberwać, pozwolił się osłuchać a także pobrać sobie krew. Na szczęście igła była sterylna, wyjęta z nowego opakowania. Doktorek zajrzał mu w każdą dziurę, dosłownie. I miał tu na myśli oczy, uszy a także tyłek. To ostatnie było potwornie nieprzyjemne, mimo, że lekarz użył lateksowych rękawiczek i lubrykantu. Przez cały czas rzucał sprośnymi komentarzami, twierdząc, że taki blondynek, o zachodniej urodzie i zielonych oczach, będzie łakomym kąskiem dla bogatych zboków. Jeden z ochroniarzy w końcu go opieprzył, że ma nie straszyć młodego, bo to oni później będą zajmować się jego histerią.

Jednak Mick był od niej daleki. Potrafił stłumić w sobie emocji i, choć przez chwilę, pomyśleć racjonalnie. W obecnej sytuacji należało zachować dalece idący spokój i podporządkować się panującym tu zasadom. Jednocześnie uważnie obserwować otoczenie i wyłapać moment, w którym mógł cokolwiek zdziałać, by się stąd wydostać. Jednak, gdy został zamknięty w pokoju, przypominającym cele, wszelkie emocje, kotłujące się w jego wnętrzu, znalazły ujście.

Pokoik był niewielki i mieściło się w nim jedynie wąskie, żelazne łóżko z materacem i wyświechtanym kocem. Dodatkowo w kącie stał składany stolik, przymocowany do ściany i podobne mu krzesło. W akcie desperacji chwycił je i uderzył nim z całych sił w metalowe drzwi. Głuchy trzask nie wywarł na nikim wrażenia, więc uderzył kolejne dwa razy. Nic.

Zrezygnowany odrzucił je na bok i opadł na materacu. Ukrył twarz w dłoniach, ale łzy nie chciały nadejść, mimo iż czuł się tak potwornie zrozpaczony. Jeszcze raptem kilka dni temu, żegnał swoich rodziców, pełen radości i śmiechu. Będąc przekonanym, że wakacyjny wyjazd z Kyleb'em do Seulu będzie wspaniałą przygodą. Skąd mógł wiedzieć, że skończy się w ten sposób? Że durny Kal, syn sąsiadów, zaciągnie dług u jakiegoś mafiosy, którym szef kasyna z pewnością był? Że obaj skończą w ten sposób?

Nagle wezbrał w nim gniew. Dlaczego niby miał odpowiadać za głupotę przyjaciela?! I jaką w ogóle miał pewność, że Kyleb go nie wystawił? Że jedynie on zostanie sprzedany a Kal wróci do domu? Co jednak wówczas powiedziałby jego rodzinie?

Z zamyślenia wyrwał go szczęk kluczy. Uniósł się na posłaniu i w ciszy obserwował jak jakiś młodzik stawia na stoliku prosty posiłek i szklankę wody, ignorując bałagan jaki wywołał. Gdy został już sam podstawił krzesło do stolika i zasiadł na nim. Zajrzał nieufnie do kanapki, ale w końcu głód wziął górę. Przecież nie jadł nic od rana. Wgryzł się w pyszny, drożdżowy chleb, przełożony serem, szynką i sałatą i popił go wodą, która nie pachniała w dziwny sposób. Obawiał się, że mogą dorzucić mu do jedzenia jakieś narkotyki, ale najwidoczniej tak się nie stało. Dojadł więc spokojnie posiłek i wrócił do łóżka.

Gdy drzwi celi na nowo się otwarły, okrył się dokładniej kocem, wciąż pozostając nagim. Ochroniarz, który go tu przyprowadził, z zadowoleniem zebrał puste naczynia.

- Jeśli będziesz grzeczny nic ci się tutaj nie stanie - oznajmił, kładąc na stoliku bieliznę w jego rozmiarze, krótkie, bawełniane szorty i gładki T-shirt.

- Ubierz się i kładź spać - polecił, wychodząc z małego pomieszczenia.

Mick chwilę wpatrywał się w pozostawione na stole ciuchy. Ubrał się w nie w końcu i na nowo zagrzebał w pościeli. Kamera w kącie pokoju, była aż nadto widoczna. Nie chciałby potem odkryć swoich nagrań na pornhubie, czy innym portalu, typu xvideos z dopiskiem com po kropce ;)

Wzdrygnął się, kiedy ktoś na korytarzu krzyknął „światła", niczym w więzieniu. Naga żarówka, która dyndała na kablu u sufitu nagle zgasła. Rozgrzany żarnik był jeszcze chwilę widoczny, niczym powidok świecy. Po kilku chwilach również on znikł w ciemności.

Mick okrył się szczelniej kocem a nawet przygryzł jego skrawek. Jego oddech zadrżał, pośród ciemności. Na szczęście, dzięki niej, nikt nie mógł dostrzec jego łez. A przynajmniej taką miał nadzieję. Być może, kamera u sufitu, była wyposażona w noktowizor. Nawet jeśli tak było, to miał to gdzieś. Pozwolił ogarnąć się rozpaczy. Bezsilność i strach wzięły jego dusze w posiadanie. Przejmujący szloch był jedynym dźwiękiem w celi.

Gdyby, kilka dni temu, pakując bagaż do samochodu Kal'a i żegnając się czule z rodzicami, miał świadomość, co go spotka... Nigdy nie zgodziłby się na ten wyjazd. Nie potrafił być zły na przyjaciela, choć powinien. W obecnej sytuacji, potrafił jedynie płakać. Czy naprawdę zostanie sprzedany niczym zwierzę? W XXI wieku?! To wydawało mu się niedorzeczne. Może jednak uda mu się porozumieć z brunetem, który zdawał się zarządzać tym miejscem. Może przemówi mu do rozsądku? Zasnął z tak naiwnymi myślami...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz