Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

30.11.2024

61.

Mick obudził się w pokoju zabaw, zdezorientowany i trochę zamroczony. Otworzył oczy, ale nie rozpoznawał otoczenia, które oświetlała mała lampka, stojąca w rogu. W półmroku wszystko wydawało się obce. Dopiero po chwili dotarło do niego, gdzie się znajduje a charakterystyczny zapach trawy cytrynowej przypomniał mu, że to właśnie to miejsce. Skrzywił się, zakrywając dłonią nos.

Próbował się poruszyć, ale poczuł, że opiera się plecami o coś twardego i ciepłego. Obrócił głowę i przez ramię zerknął na Drake’a, który leżał tuż za nim, ciasno obejmując go w pasie. Odetchnął ciężko i spróbował się unieść, ale natychmiast tego pożałował. Ból rozlał się po jego ciele, przypominając o intensywnej nocy z Panem. W dodatku uświadomił sobie coś jeszcze bardziej krępującego. Drake wciąż w nim był.

Zarumienił się próbując wyswobodzić się z jego objęć z większą determinacją, ale odniósł skutek przeciwny do zamierzonego. Mężczyzna przytulił go mocniej, mamrocząc coś niewyraźnie przez sen.

- Serio? – Mick wyszeptał do siebie, z irytacją opadając z powrotem na poduszkę.

Dłuższą chwilę wpatrywał się w ścianę, próbując zgadnąć, która może być godzina. W pokoju zabaw nie było okien, więc równie dobrze mógł być środek nocy albo południe. I był to pewien problem, bo na rano mieli zaplanowane ważne spotkanie.

- Mam to w dupie – mruknął pod nosem, zerkając na twarz Pana. – Jeśli przegapimy to spotkanie to będzie twoja wina

Niespodziewanie Drake uśmiechnął się leniwie i otworzył jedno oko.

- W dupie to ty aktualnie masz coś innego, Mick’i – powiedział z charakterystycznym dla siebie, rozbawionym tonem.

Mick poczuł jak gorąc wstydu uderza go w twarz, ale szybko zasłonił głowę skrawkiem kołdry, próbując się opanować.

- Myślałem, że pan śpi… – burknął, unikając jego spojrzenia.

- Spałem – odparł Drake, przeciągając się, choć wciąż nie puścił blondyna. – ale twoje marudzenie mnie obudziło – dodał, wtulając nos w jego włosy.

Mick przewrócił oczami.

- O ósmej mamy spotkanie, sir

Drake uśmiechnął się szerzej, całując go po karku.

- Mamy jeszcze całe mnóstwo czasu. Ale skoro tak cię to martwi to chodźmy się ogarnąć, zanim znów zaczniesz prosić o jeszcze jedną rundę

Mick poczerwieniał jeszcze bardziej, ale szybko wygrzebał się z pościeli, tym razem z pomocą Drake’a, który w końcu go puścił. Nie omieszkał jednak odprowadzić go pełnym rozbawienia spojrzeniem, gdy kuśtykał do swojego pokoju. Choć Pan nie powiedział już ani słowa, jego wyraz twarzy mówił wszystko. Był z siebie dumny i doskonale wiedział, jak wczorajsza noc na niego wpłynęła.

Gdy Mick zamknął za sobą drzwi, odetchnął ciężko i skierował się prosto pod prysznic. Odkręcił wodę i wszedł pod ciepły strumień, pozwalając, by obmywał jego ciało. Przez chwilę stał nieruchomo, próbując pozbierać myśli, ale wspomnienia z minionej nocy uderzyły go z pełną mocą.

Katastrofa z pianą, pocałunki Drake’a, jego zachłanne dłonie, które nie znały granic i ten moment, gdy zamiast pomóc Pan wepchnął go do wanny pełnej piany. Woda była ledwie dodatkiem, ale Mick nawet nie miał szans protestować. Seks przeplatał się z myciem ich ciał a każda chwila wydawała się intensywniejsza od poprzedniej. Nie rozumiał tylko, jakim cudem skończyli w pokoju zabaw?

Zastanawiając się nad tym zmywał z siebie ślady tej nocy. Tylko siniaki na biodrach, od mocnego chwytu Drake’a, pozostały. Tej pamiątki nie zmyje żaden prysznic.

Pan chyba sam zaproponował, by przenieśli się tam, skoro było im tak dobrze i chciał dalej przeprowadzać proces odczarowywanie tego miejsca, by nie kojarzyło się Mick'owi wyłącznie z karą. Może dlatego podążył za nim bez wahania i pozwolił napoić się czymś, co w smaku przypominało miodówkę, ale zapewne było afrodyzjakiem.

Mick jęknął pod prysznicem, gdy przypomniał sobie jego słodki smak i to co wydarzyło się później. Wspomnienia wypełniały jego głowę ledwo urywkami scen. Widział zmiętą pościel, skórzane uprzęże, które zostawiły ślady na jego ciele, głęboki głos Drake’a, szepczący mu komendy do ucha. I jego umięśniony tors, o który się opierał, gdy go ujeżdżał.

Chłopak aż zawył z zażenowania, opierając się czołem o zimne kafelki. Przypomniał sobie, jak był chętny, jak bardzo mu się podobało. W tej chwili miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale jedyne co mógł zrobić, to skulić się pod strumieniem wody i kląć na głos, przezywając na samego siebie. Jednak mimo wszystko nie potrafił zaprzeczyć, że wczorajsza noc była niezapomniana. Nawet jeśli przysporzyła mu teraz takiego poczucia wstydu, że nie odezwał się podczas śniadania słowem i milczał przez całą drogę na spotkanie.


Spotkanie odbywało się w eleganckiej, choć boleśnie nudnej sali konferencyjnej w siedzibie firmy rodziny Yamaguchi. Jedyny syn głowy rodu, Kaito, wyglądał jakby bardziej pasował do akademickiej auli niż do świata przestępczych interesów. Jego spojrzenie uciekało od Drake’a a dłonie nerwowo poprawiały mankiety drogiej, ale wyraźnie niewygodnej marynarki.

Mick, stojąc z boku i odpowiadając głównie za podawanie dokumentów, od razu zauważył, że chłopak jest przytłoczony sytuacją. Zanim jednak zdążył coś więcej pomyśleć, Drake rozpoczął rozmowę.

- Panie Yamaguchi, przestudiowałem kontrakt i muszę powiedzieć, że jest... fascynujący – zaczął chłodnym tonem, od którego młodzieniec aż zadrżał. – Fascynujący w swojej bezczelności

Kaito uniósł głowę, zmieszany.

- Bez... bezczelności? – zapytał cicho, jego głos ledwo przebijał się przez ciszę, panującą w przestronnej sali.

Drake uśmiechnął się oszczędnie, ale w jego oczach nie było ani krzty rozbawienia. Wziął do ręki teczkę podaną przez jego blondynka i wyciągnął z niej oficjalną wersję umowy, którą miały zawrzeć między sobą ich firmy.

- Proszę mi wyjaśnić, dlaczego miałbym zgodzić się na kontrakt, który przerzuca całą odpowiedzialność na moją firmę? Dlaczego miałbym brać na siebie koszty ewentualnych uszkodzeń towaru?

Kaito zaczął nerwowo przeglądać dokumenty przed sobą, jakby nie znał dostatecznie dobrze ich treści.

- To... to standardowy zapis – odpowiedział w końcu. – Oczekujemy, że firma logistyczna bierze na siebie pełną odpowiedzialność za przewożony towar

Drake pochylił się do przodu, opierając łokcie na stole.

- Sugeruje pan więc, że moi pracownicy nie będą należycie obchodzić się z przesyłkami?

- Nie, skądże. To jedynie środki ostrożności, które nasi pracownicy są zobowiązani….

- Nie jestem jednym z waszych podwładnych, panie Yamaguchi – Drake przerwał mu stanowczo. – Rozumiem, że ta umowa to jedynie zasłona dymna, ale żądam zmiany tego punktu i współdzielenia odpowiedzialności. A skoro o tym mowa…

Wyciągnął z teczki drugi, znacznie grubszy plik kartek, w którym każda strona nosiła ślady czerwonego długopisu, którym nanosił poprawki i komentarze na marginesach. Była to mniej oficjalna część umowy.

- Dlaczego według tego zapisu – mówiąc wskazał stronę i podpunkt, o który chodziło. – umywacie ręce, jeśli służby znajdą w przesyłkach dodatkowy ładunek? – spytał z zimną powagą.

Kaito przełknął z trudem i w pośpiechu przekartkował umowę, blednąc.

- Koszty i zyski również nie zostały podzielone zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami – Drake zauważył ze spokojem. – To moje centra przeładunkowe są obarczone największym ryzykiem, ale wasz zysk znacząco przewyższa pierwotny plan, choć wkład macie nikły, użyczając jedynie swojej platformy sprzedażowej i linii przesyłu

Kaito zaczął się pocić.

- Jeśli chcecie, żebym ryzykował własnym nazwiskiem za te marne ochłapy, nie widzę przyszłości dla naszej współpracy – Drake oznajmił zimno.

Chłopak usiłował ukryć drżenie rąk, opierając je o blat stołu, gdy w pospiechu przeglądał kontrakt. Jego zapisy były kompletnie inne niż te, które sam sporządził, nim oddał go do końcowego zatwierdzenia firmowemu prawnikowi, który podlegał bezpośrednio jego ojcu. Teraz mógł jedynie wyrzucać sobie własną naiwność i to, że nie sprawdził ostatecznej wersji, nim przekazał ją klientowi.

- Rozumiem pańskie zastrzeżenia, panie Nakamura, ale proszę zrozumieć, że również wiele ryzykujemy wchodząc we współpracę z tego typu… światkiem. Czterdzieści procent od przychodów pańskiego przedsięwzięcia nie jest wygórowaną ceną – usiłował wybrnąć z sytuacji.

Drake zmarszczył brwi, słysząc to.

- Mam inne zdanie na ten temat – oznajmił. – Procent od przychodu oznacza, że wszelkie koszty transakcji pozostają po mojej stronie. A zapisy umowy zobowiązują mnie do wzięcia na siebie pełni odpowiedzialności karnej, jeśli służby prześwietlą ładunki. Ten kontrakt to nieśmieszny żart – stwierdził, odchylając się na krześle.

Mick patrzył na Kaito z wyczekiwaniem, ciekam, jak ten odbije piłeczkę, ale od razu zorientował się, że chłopak już się poddał. Brakowało mu siły przebicia, charakteru, jakiejkolwiek stanowczości. Jeszcze chwilę kartkował bezradnie umowę.

- Rozumiem pańskie rozgoryczenie, ale… ojciec oczekuje…

- A ja oczekuję oferty, którą ustaliliśmy poprzednim razem – Drake znów przerwał mu stanowczo. – Podział odpowiedzialności pół na pół. Zmniejszenie waszego udziału w zyskach do dwudziestu procent. I wyraźny zapis w kontrakcie, że wasza firma zapewni wsparcie prawne w przypadku odkrycia transportu szczególnych towarów – oznajmił.

Kaito spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Dwadzieścia procent? To... to zbyt mało...

Drake uniósł brew.

- To uczciwa cena za udostępnienie kontaktów i ukrycie pośród nich naszych klientów. Jeśli warunki wam nie odpowiadają dalej handlujcie tym gównem, które nazywacie sztuką. Może za kilka dekad spłacicie długi w które popadła wasza rodzinka

Zapadła ciężka cisza. Kaito spuścił głowę, wyraźnie niezdolny do podjęcia decyzji. Mick patrzył na niego z mieszanymi uczuciami. Było jasne, że młody Yamaguchi nie nadawał się do negocjacji i został rzucony na głęboką wodę przez ojca.

- Panie Nakamura... ja... muszę skonsultować te zmiany z zarządem… i ojcem… Zechce pan zaczekać kilka minut? – młodzieniec powiedział w końcu, głosem niemal błagalnym.

Drake skinął głową z pozorną uprzejmością.

- Proszę, konsultujcie. Ale nie zwlekajcie z odpowiedzią. Moja cierpliwość ma swoje granice – oznajmił.

Kaito zebrał dokumenty trzęsącymi się rękami i szybko opuścił salę konferencyjną. Mick odprowadził go wzrokiem, zanim spojrzał na Drake’a, który wyciągnął telefon i zaczął przeglądać wiadomości, jakby nic się nie stało.

- Naprawdę musiał go pan tak przycisnąć? – zapytał cicho, nie kryjąc nuty współczucia.

Drake uniósł wzrok a jego spojrzenie było chłodne, ale bez gniewu.

- To biznes, Mick. Jeśli ten chłopaczek nie jest w stanie udźwignąć ciężaru swojego nazwiska, powinien siedzieć w domu i grać na konsoli – stwierdził obojętnie.

Mick westchnął, ale nic już nie powiedział. Wiedział, że Pan miał rację. W tym świecie nie było miejsca na słabość. Ale patrząc na Kaito nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ten delikatny chłopak zasługiwał na coś więcej niż bycie marionetką swojego ojca.

Mimo tych myśli siedział w milczeniu, nerwowo kręcąc filiżanką kawy, którą przyniosła sekretarka by umilić im oczekiwanie. W przeciwieństwie do niego, Drake wydawał się spokojny i zrelaksowany. Siedział odchylony w fotelu, z kawą w ręku, a jego wyraz twarzy zdradzał jedynie pewność siebie.

Po kilkunastu minutach czekania drzwi sali konferencyjnej otworzyły się ponownie. Kaito wrócił, ale tym razem w towarzystwie swojego ojca, Takeshi’ego Yamaguchi, który był patriarchą rodziny, z reputacją budzącą szacunek i strach w równym stopniu.

Na widok starszego mężczyzny Mick automatycznie się skulił. Człowiek ten miał surowy wyraz twarzy a jego spojrzenie było chłodne i przenikliwe. Przy nim Kaito wyglądał jeszcze bardziej żałośnie, niemal jak cień człowieka.

- Panie Nakamura – zaczął Takeshi, kłaniając się lekko z formalnym szacunkiem. – Pozwoli pan, że przeproszę za niedopatrzenia mojego syna

Drake uniósł brew, wciąż trzymając filiżankę przy ustach, ale nie powiedział ani słowa, czekając na rozwinięcie myśli.

- Liczę, że nie poczuł się pan urażony naszą propozycją. W żadnym razie nie było to naszym celem - kontynuował Takeshi, głosem pełnym opanowania. – Zgadzam się, że zaoferowaliśmy zbyt mało i doceniam, że zwrócił nam pan na to uwagę. Mam nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia, które zadowoli obie strony

Drake odłożył filiżankę na spodek z niemal teatralną powolnością i spojrzał na rozmówcę.

- Słucham więc. Co pan proponuje?

Takeshi usiadł naprzeciw niego a Kaito zajął miejsce obok ojca, unikając spojrzenia Drake’a.

- Rozważyliśmy pańskie warunki i przyznajemy, że podział odpowiedzialności jest rozsądny – powiedział starzec. – Możemy zgodzić się na równy podział kosztów i odpowiedzialności za logistykę, jak również na pełne pokrycie ewentualnych strat wynikających z uszkodzenia towaru

- A wasz udział w zyskach? – zapytał Drake, krzyżując ramiona.

Takeshi zmrużył oczy, ale szybko odzyskał kontrolę nad wyrazem twarzy.

- Zgodzimy się na czterdzieści procent od dochodu – oznajmił polubownie.

- Trzydzieści – odparł Drake bez mrugnięcia okiem.

- Czterdzieści to minimum na jakie jesteśmy skłonni się zgodzić, przy zmianie pozostałych warunków, które nie spełniały pańskich oczekiwań – oznajmił Takeshi.

- To wciąż zbyt wiele, biorąc pod uwagę ryzyko i koszty, jakie poniesie moja firma. Pieniądze to jedno, ale to moje nazwisko znajdzie się w dokumentach przewozowych. To ja będę musiał wyjaśniać ewentualne opóźnienia lub pytania ze strony służb

Takeshi odchylił się lekko w fotelu a jego spojrzenie stało się bardziej ostre.

- W takim razie proponuję trzydzieści pięć procent i zapis o dodatkowej rekompensacie dla pana w przypadku wykrycia towarów niezgodnych z deklaracją

Drake uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach wciąż była czujność.

- Mówiłem trzydzieści i podział odpowiedzialności karnej po równo na obie strony – Drake uparcie trwał przy swoim.

Takeshi przez chwilę milczał, analizując sytuację. Mick widział jak żyłka przechodząca przez jego skroń pulsuje.

- W porządku. Mój syn przygotuje poprawioną wersję kontraktu – powiedział w końcu.

Drake skinął głową a wyraz jego twarzy sugerował względne zadowolenie, nie dając specjalnie poznać po sobie, że właśnie osiągnął to, czego chciał.

- Dobrze. Cieszę się, że udało nam się dojść do porozumienia – skwitował.

Takeshi wstał i skłonił się lekko.

- Panie Nakamura, to była przyjemność

Drake również się podniósł, choć jego gesty były mniej formalne, czym wyraźnie rozsierdził starca, nieprzyzwyczajonego do takiej nonszalancji rozmówców.

- Oby nasza współpraca była równie owocna, jak dzisiejsze negocjacje – Drake zakpił sobie z niego jeszcze.

Kaito zerknął na Mick’a, który odwzajemnił spojrzenie z mieszaniną współczucia i ulgi, że rozmowa dobiegła końca. Gdy Yamaguchi opuścili salę Drake rozsiadł się wygodnie, sięgając po filiżankę z kawą.

- Teraz rozumiesz, Mick? Jeśli choć raz okażesz słabość, ten świat zje cię żywcem – wyjaśnił, upijając łyk aromatycznego naparu.

Blondyn tylko pokiwał głową, ale w głębi duszy wciąż myślał o młodym Kaito, który wyglądał, jakby panicznie bał się rodzica i tego co usłyszy od niego po zakończeniu spotkania. Przez chwilę nawet było mu go żal, nim uświadomił sobie, że cała ich rodzina uczestniczyła w handlu bronią, która niosła tylko śmierć. W Ameryce nielegalny obrót bronią palną zabijał rokrocznie ponad trzynaście tysięcy osób i były to jedynie oficjalne statystyki sprzed kilku lat. W rzeczywistości obecnie ofiar mogło być nawet trzysta szesnaście dziennie. Dziennie…

Mick wpatrywał się w czarny płyn w filiżance, przypominając sobie jak kiedyś z przejęciem oglądał z rodzicami relację z pościgu za zorganizowaną grupą przestępczą, która porwała samochód, w którym była rodzina z dwójką dzieci. W wyniku strzelaniny zginął jeden z przewożonych chłopców, zaledwie kilkuletnich oraz dwoje policjantów i jeden z napastników. Kara, która została wymierzona sprawcom, była wręcz żałośnie niska, w obliczu krzywd, które wyrządzili.


Wieczór w apartamencie upływał spokojnie, choć Mick odczuwał lekką melancholię. Po całym dniu spędzonym u boku Pana marzył tylko o tym, by położyć się spać. Niestety, Drake zażyczył sobie kolacji, więc musiał zmobilizować resztki energii, by przygotować posiłek. Kawę, którą mężczyzna mu podał, wypił bez słowa. I choć ta nieco go ożywiła, humor nadal miał kiepski.

- Panie, o której zaczną się obchody w Tōdai-ji? – zapytał, gdy pozmywał po jedzeniu i nie potrafił znaleźć sobie miejsca.

Drake odpalił papierosa i zaciągnął się spokojnie, siadając na kanapie.

- Już się odbyły. Rano – odparł. – Ale nagrałem całą relację. Chcesz obejrzeć?

Mick pokiwał głową a po chwili namysłu odważył się zadać jeszcze jedno pytanie.

- Czy moglibyśmy zjeść przy tym lody?

Drake uśmiechnął się lekko, zaciągając się ponownie.

- Dobrze się dziś spisałeś, Mick. Zasłużyłeś na trochę słodyczy – stwierdził.

Chłopak, nie kryjąc zadowolenia, szybko przygotował dwie miseczki z lodami i zasiadł obok Pana na kanapie. Drake włączył telewizor a na ekranie zaczęła się transmisja.

Tym razem reportaż skupiał się na całej rodzinie cesarskiej, pokazując ich uroczysty pochód w drodze do świątyni. Wszyscy członkowie rodziny nosili tradycyjne, wytworne kimona z wyraźnie widocznymi kwiatami chryzantemy, symbolizującej cesarską władzę. Mick nie mógł jednak oderwać wzroku od Akihito, który, jak zawsze, odstawał od reszty. Jego czarne kimono ze srebrnymi dodatkami, które imitowały smocze łuski, wyglądało oszałamiająco. Zamiast emblematów cesarskich, na jego stroju dominował motyw trujących kwiatów lycoris. Płaszcz z futrzanymi rękawami i naramiennikiem w kształcie smoczej czaszki dodawały mu aury buntownika. Przy pasie Akihito miał przypasany miecz z tsubą ozdobioną wizerunkiem, jakże by inaczej, smoka, co sprawiało, że wyglądał bardziej jak wojownik niż cesarski syn.

- Zawsze musi się wyróżniać – Drake mruknął z lekkim uśmiechem, zauważając zainteresowanie Mick’a.

Spiker w studiu również nie omieszkał skomentować stroju najmłodszego syna pary cesarskiej. Mówił o jego trudnym charakterze i o tym, jak zwiódł pokładane w nim oczekiwania. By podkreślić swoje słowa, zaprezentowano fragment, w którym Akihito kłócił się z Ryunosuke, najstarszym z rodzeństwa.

Mick patrzył, jak Aki gestykulował rękami a na jego twarzy malowała się złość. Nagle odwrócił się wprost do kamery, posyłając jej gniewne spojrzenie, po czym odszedł, niemal wytrącając mikrofon dziennikarzowi, który do nich podbiegł. Ryunosuke natomiast pozostał niewzruszony. Jego zimny, wyrachowany wzrok przyprawił Mick’a o dreszcz. Jednym gestem przywołał ochronę, która szybko pozbyła się natrętnego dziennikarza i odebrała kamerzyście sprzęt.

Obraz nagle przeskoczył do wywiadu z Ryunosuke. Najstarszy syn cesarza siedział przed kamerą, uśmiechając się ciepło do dziennikarki. Jego odpowiedzi były elokwentne i pełne klasy a spojrzenie sprawiało, że kobieta widocznie się rumieniła.

Mick zerknął na Drake’a.

- Naprawdę są braćmi? – zapytał z niedowierzaniem.

Drake spojrzał na niego kątem oka. Uśmiech, który miał wcześniej na twarzy, zmienił się w maskę powagi i obojętności, choć jego oczy płonęły gniewem.

- Tak, choć Aki jest przedstawiany jako czarna owca. Ryunosuke od dziecka był uczony jak odgrywać rolę posłusznego syna – wyjaśnił, choć jego słowa zupełnie nie brzmiały jak komplement.

Mick zamilkł, przyglądając się ponownie Akihito na ekranie, w zatrzymanym kadrze. Zastanawiał się, co musiało dziać się w głowie tego człowieka, który tak bardzo odcinał się od swojej rodziny a jednocześnie pozostawał jej nieodłączną częścią.

Drake przeglądał w tym czasie wiadomości na telefonie. Wszystkie plotkarskie serwisy trąbiły o kłótni cesarskich synów w świątyni. Zdjęcia i nagrania przedstawiały Akihito w pełnym gniewie a Ryunosuke w chłodnej, niemal prowokacyjnej pozie. Drake aż zacisnął szczęki, widząc tytuły typu; "Bratobójcza wojna w rodzinie cesarskiej?" czy "Akihito – czarna owca dworu?". Niewiele myśląc, wybrał numer do Misaki’ego.

- Podesłałem ci nagranie. Znajdź mi nazwisko i adres osoby, która nagrała ten materiał i idioty, który pozwolił, by został wyemitowany. Chce je mieć jutro rano – warknął, nie dając ochroniarzowi szansy na odpowiedź, po czym rozłączył się jednym ruchem palca.

Spojrzał na Mick’a wymownie. Chłopak, doskonale znając zwyczaje Pana, nie odważył się protestować. Odruchowo odgarnął włosy za ucho, po czym uklęknął między jego nogami i zabrał się za zaspokajanie go ustami, którego ten najwyraźniej oczekiwał, jako remedium na gniew.

W tym samym czasie Akihito wślizgnął się do budynku należącego do Drake’a. Ochrona próbowała go zatrzymać, ale ich próby spełzły na niczym.

- Spierdalać – blondyn rzucił do nich bezceremonialnie, zbyt zmęczony, by silić się na cokolwiek więcej.

Bramki wykrywające metal zapiszczały, ale nikt nie odważył się podejść bliżej. Gdy Aki wsiadł do pustej windy oparł się o ścianę i osunął się na podłogę. Dyszał ciężko, próbując złapać oddech a jednocześnie walczył z ogarniającym go osłabieniem.

Kiedy dotarł do apartamentu przyjaciela, nie miał siły na grzeczności. Zaczął walić pięścią w drzwi, nie przestając, aż te się otwarły. Drake ledwie zdążył się pozbierać i zapiąć spodnie, gdy w jego ramiona dosłownie wpadł Akihito.

- Co jest, do cholery? – spytał, zaskoczony, próbując przytrzymać blondyna, by nie upadł na podłogę. – Aki, jesteś pijany? – spytał z niedowierzaniem.

Akihito zaśmiał się słabo, opierając głowę o jego ramię.

- Upiłem się z tęsknoty za tobą, kochanie – wymamrotał z przekąsem.

Drake uniósł brew. Nie wyczuwał od niego woni alkoholu a jego ciało było wyraźnie rozpalone.

- Masz gorączkę – mruknął, biorąc Aki’ego na ręce, jakby ten nic nie ważył. – Mick! Przynieś lód! – zawołał przez ramię, kierując się do swojej sypialni, gdzie położył Akihito na łóżku i wyciągnął telefon, wybierając numer do Kenji’ego.

- Kenji, Aki mi tu umiera – powiedział, bez zbędnych wstępów.

Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy, zanim lekarz odezwał się rzeczowym tonem.

- Jakie objawy? – zapytał na wstępie.

- Gorączka. Wysoka. Przelewa mi się przez ręce i mamrocze – odpowiedział Drake, nie kryjąc pewnej irytacji.

Kenji westchnął ciężko, słysząc to.

- Daj mu paracetamol i płyny. Tyle chyba potrafisz? – zapytał z podobnym poziomem irytacji w głosie. – Nie zawracaj mi głowy o tej godzinie podobnymi bzdurami. Jeśli do rana gorączka nie spadnie wtedy zadzwoń – oznajmił, rozłączając się, nim Drake zdążył zareagować.

- Skurwiel – warknął pod nosem, ale zrobił co lekarz mu kazał.

Rozpiął górną część garderoby Akihito, która wylądowała na jego ramieniu i podłączył go do kroplówki z płynami. W tym czasie Mick przyszedł z lodem owiniętym w ściereczkę.

- Proszę, sir – powiedział, podając mu przygotowany okład.

Drake wziął lód, kładąc go na głowie Akihito. Zmarszczył brwi, przyglądając się jego bladej, spoconej twarzy z czerwonymi wykwitami, świadczącymi o podniesionej temperaturze ciała. Mick milczał, niepewny, czy Pan oczekuje od niego jakiejkolwiek reakcji. W końcu otrzymał jednak polecenie, by ugotować rosół.

Drake krzątał się po kuchni, co chwile zerkając na zegarek i klnąc pod nosem. Mick, oszołomiony całą sytuacją, niemal automatycznie zabrał się za gotowanie. Gdyby to była normalna sytuacja, może nawet próbowałby zaprotestować, ale teraz wolał po prostu robić co mu kazano. Problem polegał na tym, że w lodówce było niewiele produktów spożywczych, więc skończyło się na zupie z rosołowej kostki. Mick łudził się, że Pan niczego nie zauważy i by zamaskować kiepski smak wrzucił do zupy makaron.

Drake wciąż krążył po salonie niczym zaszczute zwierzę, co chwilę zaglądając do sypialni, by upewnić się, że Akihito wciąż oddycha.

- To najlepsze, co mogłem zrobić, sir – Mick powiedział, starając się, by jego głos zabrzmiał pewnie, gdy rosół był gotowy.

Drake spróbował zupy i skrzywił się lekko, ale nie skomentował jej smaku. Napełnił miseczkę bulionem i ruszył na górę do sypialni. Leki chyba zaczęły działać, bo Akihito zdążył się już przebudzić. Leżał oparty o zagłówek, z zarumienionymi od gorączki policzkami, ale na tyle przytomny, by spróbować usiąść.

- Dobra Aki, otwieraj usta – powiedział Drake, siadając obok niego na łóżku i podając mu pierwszą łyżkę.

Akihito wykrzywił usta w grymasie zdradzającym niesmak, ale posłusznie przełknął.

- Dlaczego nie wróciłeś do domu? – Drake spytał po chwili. – Makoto by się tobą zajął

Aki uśmiechnął się blado, choć w jego oczach błysnęła znana złośliwość.

- Moi chłopcy nie powinni widzieć mnie tak słabym i bezsilnym… – powiedział z trudem.

Drake przewrócił oczami. Pojmował rozumowanie przyjaciela, ale jednocześnie nie pochwalał go.

- Jesteś idiotą – skomentował, podając mu kolejną łyżkę. – Jedz i kładź się spać – polecił.

Akihito westchnął, ale zrobił, co mu kazano, nie mając siły się sprzeczać. Zmęczył pół miski kiepskiej zupy i położył się. Drake okrył go kołdrą, kiedy nagle usłyszeli hałas dobiegający z dołu. Drake natychmiast zerwał się na równe nogi, sięgając po broń z sejfu, który znajdował się w jego sypialni.

- Leż i nigdzie nie łaź – rzucił do Akihito, zanim wybiegł z pomieszczenia.

Zbiegając po schodach zamarł na widok stojącego w drzwiach Ryunosuke. Mężczyzna wyglądał na wściekłego a za jego plecami stał tabun ochroniarzy z dołu, z minami pełnymi bezradności. Wyglądali, jakby próbowali powiedzieć: Jak niby mieliśmy zatrzymać tego człowieka?

Ryunosuke zmierzył Drake’a lodowatym spojrzeniem, które jeszcze bardziej stężało, gdy zobaczył koszulę Akihito zwisającą z jego ramienia.

- Gdzie on jest? Co mu zrobiłeś?! – warknął, rzucając się na Drake’a i chwytając go za gardło, by przyszpilić do ściany.

Drake nie wyrywał się, zamiast tego spojrzał na napastnika ze spokojem.

- A skąd pomysł, że w ogóle tu jest? – zapytał chłodno.

- Nie pojawił się na rodzinnej kolacji. A to jest jego koszula – Ryunosuke powiedział wściekle, wskazując na materiał, który właśnie zsunął się z ramienia Drake’a i wylądował na podłodze.

Mimo wyraźnie przegranej pozycji, Drake uśmiechnął się złośliwie.

- Nawet gdybym wiedział, gdzie jest, myślisz, że powiedziałbym to tobie? –zapytał z przekąsem.

Zanim Ryunosuke zdążył odpowiedzieć, usłyszeli ochrypły głos dobiegający z góry.

- Ryu, zostaw mojego Drake’a w spokoju! – Akihito ledwo stał, podpierając się balustrady, ale w jego głosie można było usłyszeć wyraźną złość.

Ryunosuke spojrzał na niego z wyraźną ulgą.

- Wszystko w porządku, Aki? – zapytał a w jego głosie pojawił się cień troski.

Blondyn uśmiechnął się ironicznie.

- Drake zdążył przelecieć mnie pięć razy i zamówiliśmy sobie męską dziwkę, którą zamierzam zaspokajać ustami do bladego świtu – powiedział z przekąsem.

Ryu skrzywił się z odrazą, ale z widoczną ulgą puścił Drake’a. Tymczasem Mick, słysząc krzyki, uchylił ciekawsko drzwi swojego pokoju. Widząc rozgrywającą się scenę, szybko je zamknął, nie chcąc zwracać na siebie uwagi. Musiał jednak przyznać, że miło było widzieć, jak ktoś pomiatał jego Panem.

Ryunosuke wbiegł na piętro i podszedł do młodszego brata, ale ten odepchnął go gniewnie.

- Wypierdalaj, Ryu. Nikt cię tu nie zapraszał – warknął ze złością.

Ryunosuke wyglądał na zranionego, ale nie naciskał. Zszedł na dół i spojrzał na Drake’a znacząco.

- Dbaj o niego – powiedział z naciskiem, który sugerował, że miał na myśli coś więcej niż opiekę w obecnej chorobie.

Drake skinął głową z szacunkiem, a gdy Ryu opuścił apartament, wszedł na górę, by pomóc Akihito wrócić do łóżka.

- Idziemy, Aki-chan. Dość tej brawury, bo zaraz się przewrócisz…

Drake delikatnie położył przyjaciela na łóżku, poprawiając poduszki pod jego głową. Sięgnął po kroplówkę, która leżała obok i ostrożnie podłączył ją z powrotem.

- Więc? O co poszło tym razem? – zapytał, nie patrząc na Akihito, lecz zajmując się wenflonem.

Aki uśmiechnął się blado, wciąż wyglądając na wyczerpanego.

- A jak myślisz? – odpowiedział pytaniem, ale nie czekał na reakcję – O ciebie, oczywiście. Jak zwykle – przyznał.

Drake westchnął ciężko i w końcu spojrzał na blondyna.

- Jesteś taki niemądry, Aki – stwierdził z czymś nadzór żalu.

Akihito ledwie utrzymywał uniesione powieki. Zsunął się niżej na poduszki i wtulił się w bok Drake’a, szukając ciepła.

- Nigdy nie porzucę tego stanowiska – wyszeptał z trudem. – Bo jak inaczej mógłbym cię chronić?

Drake zasyczał przez zaciśnięte zęby, uciszając go, jakby te słowa zabolały go bardziej niż cokolwiek innego.

- Nie gadaj głupot. Po prostu śpij – powiedział cicho, jednocześnie głaszcząc Akihito po głowie uspokajającym gestem.

Leżał obok niego, wpatrując się w sufit i nie mógł przestać myśleć o tym, co się wydarzyło. Ryunosuke był jedynym członkiem rodziny cesarskiej, który otwarcie sprzeciwiał się roli Akihito w podziemiu. Drake doskonale wiedział, że Ryu chciał odciągnąć brata od tej pracy, uważając ją za przekleństwo rodziny. Ale Aki uparcie przy niej trwał, jakby przekonany, że to jego obowiązek.

Drake skrzywił się na tę myśl. Nigdy nie prosił przyjaciela o takie wsparcie ani o ryzykowanie życia. Mimo to dobrze było mieć go po swojej stronie. W świecie, w którym lojalność była rzadkością, Aki był pewnym punktem, nawet jeśli zbyt często działał impulsywnie. Drake spojrzał na śpiącego przyjaciela, który teraz oddychał spokojniej a gorączka zdawała się stopniowo odpuszczać.

- Idiota – mruknął pod nosem, choć w jego głosie było więcej troski niż złości.

Westchnął ciężko i otulił Akihito szczelniej kołdrą, pozwalając sobie na krótką chwilę odpoczynku. Jeszcze wiele mieli do omówienia, ale to mogło poczekać. Teraz najważniejsze było, by Aki doszedł do siebie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz