Mick czuł, że leży na czymś miękkim, ale otwarcie oczu stanowiło poważne wyzwanie. Światło raziło go tak bardzo, że zasłonił przedramieniem twarz. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że irytujący odgłos, który słyszy gdzieś w tle to pstrykanie palcami, które zdaje się miało zwrócić jego uwagę. Opuścił więc rękę i spróbował rozejrzeć się przez mocno zmrużone powieki.
Przez mglistą otoczkę dostrzegł przestraszone spojrzenie Rakuran'a. Chłopak miał zarumienione policzki, jak wtedy, gdy Drake ulokował go między swoimi nogami i zażądał fellatio. Tuż obok stał Misaki a widząc, że Mick się ocknął, nachylił się do niego i mimo jego słabego sprzeciwu, zajrzał mu w oczy, sprawdzając reakcję źrenic. Mick'a oślepił nagły nadmiar światła, aż poczuł jakby ktoś wbijał mu igły w mózg.
- Nie jest źle – głos mężczyzny, choć spokojny, wybrzmiał w jego uszach niczym donośny krzyk. – Ma lekkie wstrząśnienie
Mick chciał odwrócić się na bok, by uciec od uporczywego hałasu, ale ciało nie chciało go słuchać. Udało mu się jedynie unieść i opuścić bezwładnie rękę. Musiał zamknąć na moment oczy, bo cały pokój zaczął wirować.
- Lekkie? Przecież ledwo kontaktuje! – Drake uniósł się, wzburzony.
Widząc jednak reakcje chłopaka ściszył głos i przygasił światło pokrętłem na ścianie. Misaki uśmiechnął się kącikiem ust co natychmiast ukrył, by nie drażnić szefa. Bawiła go nieco jego postawa. Drake starał się zachować fasadę spokoju i obojętności, ale nie uchodziło wątpliwości, że autentycznie martwił się o stan Mick'a. Już samo to, że wezwał go, by pomógł mu przy chłopaku, dobitnie o tym świadczyło.
- Dojdzie do siebie. Nasi ludzie bywają w gorszym stanie po ulicznych bójkach – skwitował, pełen pewności.
Drake przeczesał włosy palcami i spojrzał na Mick'a, który wykrzywiał twarz w bolesnym grymasie. Był blady a na jego nosie pozostało nieco śladów po krwi, która dopiero co przestała wyciekać. Rakuran wyniósł właśnie miseczkę z zimną wodą i pokrwawionym ręcznikiem. Jednak, jeśli Misaki zapewniał, że jego życiu nic nie zagrażało, postanowił dać temu wiarę. W końcu, jakby to wyglądało, gdyby mimo zapewnień ochroniarza zapakował chłopaka do samochodu i zawiózł do szpitala? Nie mówiąc już nawet o tym, ile dodatkowych problemów mógłby tym spowodować.
- Co się... stało...? – Mick wyszeptał, nie otwierając oczu.
- Umywalka w drugiej łazience przecieka. Ujechałeś na mokrej podłodze, kiedy wybiegłeś z pokoju. Tak rąbnąłeś o kafelki, że byłem pewien, że roztrzaskałeś sobie czaszkę – Drake wyjaśnił z mieszanką irytacji i zmęczenia w głosie.
Mick był w stanie tylko odmruknąć w odpowiedzi. Obawiał się, że jeśli odezwie się głośniej w istocie jego głowa eksploduje, albo wyrzyga wnętrzności. Robiło mu się potwornie niedobrze a uczucie nieważkości tylko narastało. Chłodny kompres, który poczuł na czole, tylko odrobinę pomagał.
Przełknął z wysiłkiem gorycz, którą czuł w przełyku i spróbował przypomnieć sobie ten wieczór. Obrazy niechętnie wyłaniały się z mroków jego niepamięci. Droczył się z Panem, masował mu napięty kark a Rakuran podał mu drinka. Potem Drake przyciągnął rudzielca i wyciągnął fiuta ze spodni. Rzeczywiście wybiegł wtedy do łazienki. Poczuł zimno na stopach, gdy dywan zmienił się w kafelki. Jednak nie pamiętał momentu upadku ani kilku chwil, które po nim nastąpiły. Uchylił jedno oko i znów widział nad sobą Rakuran'a, który odwracał okład na jego czole na chłodniejszą stronę.
- Jutro obejrzy go Kenji – usłyszał głos Pana. – A tymczasem, możemy już kurwa iść spać? Bez kolejnych niespodzianek? – spytał ze złością.
- A co z nim? – spytał Misaki.
Musiał przy tym wskazać na rudowłosego chłopaka, bo ten skulił się i oklapł, czując się znów jak piąte koło u wozu, jakby wszystkim przeszkadzała jego obecność, choć tak się starał być użytecznym. Drake wydał z siebie ciężkie westchnienie.
- Zabierz go do was. Macie tam kanapę, tak? Tu musiałby spać na podłodze – zdecydował.
Mick znów zamknął oczy i tylko wsłuchiwał się w odgłosy, gdy Rakuran wyciągał z szafki coś do przebrania i wraz z ochroniarzem opuszczali apartament. Chwilę potem poczuł, jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem, kompres znika a jego włosy są delikatnie przeczesywane palcami.
- Nie strasz mnie tak więcej młody... - głos Pana nabrał nieoczekiwanej łagodności, zdradzając poziom jego zaniepokojenia.
Mick zerknął na niego z niedowierzaniem. Drake naprawdę wyglądał na zmartwionego.
- Pójdę się umyć, a ty nie ruszaj się stąd – polecił mu i zniknął z jego pola widzenia, pozostawiając po sobie wirujący szaleńczo pokój.
Mick odwrócił głowę w bok, oddychając głęboko, by stłumić nudności. Jego mózg pracował w zwolnionym tempie, gubiąc gdzieś skrawki chwil. Słyszał lejącą się wodę, nagle stuknięcie drzwiczek szafki, poczuł w ustach zimny płyn, którym go napojono i dostrzegł, że pokój spowiła ciemność a nieoczekiwanie kładł już głowę na ramieniu Drake'a, gdy ten okrywał ich kołdrą.
Usiłował zasnąć, wiedząc, że odpoczynek pomoże mu dojść do siebie, ale jego własny umysł go sabotował, podsuwając mu mieszankę obrazów. Zlepek rzeczywistych wspomnień i wizji, które sam sobie wykreował, podczas chwilowej utraty świadomości. Mimo tego przedziwnego kolarzu Mick zaczął rozróżniać co było prawdą a co nie.
Pamiętał już jak zaskoczyła go woda na podłodze. Jak poczuł ból przy upadku. Krzyki Rakuran'a, który wołał Pana. Drake pewnie posłał go do łazienki, żeby sprawdził co się stało. Nim nadszedł Misaki Pan dotykał go z niebywałą ostrożnością, sprawdzając, czy w ogóle żyje. Odwrócił go też na bok, gdy zakrztusił się krwią, spływającą mu do gardła z zatok.
Więc wszystko inne musiało być tylko snem. Pan nie zgwałcił go na stole, na oczach przerażonego Rakuran'a, którego chwilę wcześniej sponiewierał. Mick nigdy nie stanął w obronie chłopaka, powstrzymując Drake'a przed biciem go.
Wyobraził sobie zapłakaną twarz rudzielca, który kulił się na podłodze. Który patrzył na niego z przerażeniem, ale i wdzięcznością, że przyjął na siebie ból zamiast niego. Czy Mick rzeczywiście byłby zdolny do takiego czynu, znając teraz możliwe konsekwencje? Przygryzł wargi. Znał odpowiedź i nie chciał pozwolić jej wybrzmieć nawet wewnątrz własnego umysłu...
Nie...
Zapewne zatrzasnąłby drzwi i zasłonił uszy dłońmi, by nie słyszeć krzyków chłopaka. Chciałby za wszelką cenę uniknąć cierpienia, którego Drake sprawiał mu dostatecznie wiele. Absolutnie nie czuł się z tą świadomością dobrze, ale czy można było go winić? Już i tak czuł duszący go wstyd. Wstyd za to, że jego instynkt przetrwania przewyższał moralny obowiązek ochrony kogoś słabszego.
Rozważanie tego dalej nie miało sensu, ale nie potrafił przestać. Każda kolejna myśl przypominała mu o jego własnej słabości i o tym, jak łatwo mógłby się złamać pod presją. Był już na granicy wytrzymałości, mimo, że z zewnątrz zapewne nie wyglądało to w ten sposób, gdy wciąż potrafił pyskować Drake'owi. Powrót do Seulu uświadomił mu jak niewiele warte jest w tym świecie ludzkie życie. Jego życie. Drugi człowiek stawał się jedynie towarem, zabawką w rękach bogatych skurwieli. A o jego wartości decydowała jedynie cena, jaką ktoś chciał za niego dać.
Zsunął się z ramienia Pana i odwrócił do niego plecami. W ciemności widział miejsce, gdzie powinien znajdować się sejf, ale szanse na wyciągnięcie z niego broni i oddanie strzału były śmiesznie niskie. Nie był w stanie nawet unieść głowy, nie odczuwając okropnych nudności, nie mówiąc już o wstaniu z łóżka. Rano mieli wracać do Japonii a tam nie będzie już szansy na ratunek. Zamknął oczy i wreszcie odpłynął do krainy snów.
Kolejnego poranka czuł się zdecydowanie lepiej, choć wciąż odczuwał w głowie tępe pulsowanie. Przynajmniej zawroty i nudności zniknęły. Zdołał nawet zjeść lekkie śniadanie, ale mimo to Drake postanowił towarzyszyć mu pod prysznicem. Tak dla bezpieczeństwa. Mick nie miał sił się z nim sprzeczać, ale ku jego zdziwieniu, rzeczywiście Pan tylko asekurował go podczas kąpieli.
Już godzinę później znajdowali się na pokładzie prywatnego samolotu rodziny Nakamura, który komfortem mógł konkurować z najlepszymi hotelami. Oczywiście po drodze nie obyło się bez małego postoju, żeby Mick mógł opróżnić żołądek wprost na chodnik. Wczorajszy upadek nie chciał pozwolić o sobie zapomnieć. Ochroniarze dali mu jakiś lek na chorobę lokomocyjną, który wywoływał w nim pewną senność, ale przynosił też ulgę.
W samolocie Mick zajął miejsce przy oknie i z zainteresowaniem śledził krajobraz, gdy wznosili się w powietrze. Niestety na większej wysokości widok zasłoniły mu chmury. Odwrócił się więc do Rakuran'a, który siedział obok niego i uwolnił dłoń z jego uścisku. Rudzielec tak bał się lotu, których nie odbył zbyt wiele, że wczepił się w niego jak pijawka.
Do ich jakże wesołej gromadki dołączyła też Naomi. Wysoka, o długich, spiętych obecnie w koński ogon, ciemnych włosach i chłodnej aparycji. Mick zastanawiał się, czy może kobieta nie była siostrą Misaki'ego. Widział w niej to samo zdystansowanie do wykonywanej pracy. A może po prostu widziała już tak wiele, żyjąc w przestępczym światku, że straciła wrażliwość? Nie miał ochoty tego rozważać.
Gdy tylko samolot osiągnął wysokość przelotową, podeszła do Drake'a z niewielką torbą.
- Przywiozłam nowe telefony, szefie - oznajmiła, wyciągając dwa eleganckie pudełka.
Drake odebrał jedno z nich, drugie podając Mick'owi. Chłopak od razu wydostał komórkę z opakowania, nieco podekscytowany prezentem, którego jednak się spodziewał, ale dopiero po powrocie do kraju. Jego entuzjazm jednak szybko przygasł. Drake musiał kazać zabezpieczyć go zawczasu. Tak jak i w poprzednim urządzeniu i tu nie mógł korzystać z większości opcji. Zsunął się nieco w fotelu i beznamiętnie grzebał w opcjach, ustawiając budzik i inne drobiazgi, takie jak tapeta, według swoich preferencji.
Po kilkunastu minutach przed oczami zaczęły mu tańczyć dziwne mroczki a ból wracał do skroni. Zanim zdążył zareagować, Drake wyciągnął rękę i zabrał mu telefon sprzed nosa. Chyba zauważył, jak mruży oczy, usiłując odczytać tekst.
- Po wstrząsie mózgu nie powinieneś tak męczyć oczu. Oddam ci go później – oznajmił, chowając jego telefon do kieszeni.
Mick westchnął, ale musiał przyznać mu rację. Zerknął jednak na zestresowanego rudzielca i naszła go pewna myśl. Przez zniszczenie poprzedniego telefonu stracił wszystkie zdjęcia. I te przykre, jak ślady na swoim ciele, które zostawiał na nim Pan, które miały być dowodami, jeśli kiedyś zdoła się uwolnić. Ale i te wesołe, gdy posadził sobie pająka na ramieniu a ten usiłował wspiąć się po jego policzku, łaskocząc go włochatymi odnóżami.
- Sir...? – zagadnął. – Możemy zrobić sobie z Lachlan'em zdjęcie? Na pamiątkę – spytał, nie spodziewając się jednak pozytywnej odpowiedzi.
Drake uniósł brew, ale po chwili wzruszył ramionami i wyciągnął telefon z powrotem.
- Dobrze, ale tylko jedno. Nie chcę później słuchać narzekań, że kręci ci się w głowie – mruknął, wstając ze swojego miejsca, żeby aparat objął ich obu.
Mick przesunął się bliżej Rakuran'a, obejmując go przyjaźnie ramieniem. Rudzielcowi oczy rozszerzyły się ze zdziwienia a na policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Wyglądał na kompletnie zaskoczonego taką bliskością, nie wiedząc, jak się zachować. Mick uśmiechnął się szeroko do obiektywu, podczas gdy Rakuran patrzył niepewnie, z lekko otwartymi ustami.
- Uśmiech! – polecił Drake, celując aparatem w ich kierunku.
Rakuran próbował się dostosować, ale jego mina pozostała komicznie zdumiona, co tylko dodało uroku całemu zdjęciu. Drake pstryknął jednak kilka fotek, po czym zerknął na ekran, oceniając efekty.
- Wyszedłeś jak przestraszony królik - skomentował z rozbawieniem, pokazując zdjęcie chłopakom.
Mick zaśmiał się, spoglądając na ekran i klepiąc rudowłosego po ramieniu. Wymruczał pod nosem coś w stylu „mogło być gorzej" i zawołał stewardessę, prosząc ją, żeby podała im coś do picia. Rakuran'a wciąż zaskakiwała swoboda, z jaką Mick zachowywał się w obecności ich Pana, ale odrobina śmiechu i jemu pomogła się nieco rozluźnić. Odważył się nawet spojrzeć w stronę Drake'a, który właśnie zabrał im komórkę.
- Dobra, wystarczy tych czułości. Mick ma odpoczywać – rozkazał, pomagając chłopakowi rozłożyć fotel, by mógł się wygodnie położyć.
Mick wywrócił oczami, co było straszliwym błędem. Momentalnie pobladł i zasłaniając dłonią usta, wybiegł do toalety. Drake zawołał za nim kąśliwie, ale nie wydawał się być autentycznie zły. Pokręcił tylko głową z dezaprobatą i wrócił na swoje miejsce, zajmując się dokumentami, które przywiozła ze sobą Naomi. Ta kobieta chciała go wykończyć. Liczył na przyjemny lot a nie zderzenie z pracą, którą zostawił w Japonii, licząc na to, że sama magicznie się wykona.
Po wylądowaniu, Drake i jego grupa szybko przesiedli się do czarnej limuzyny, która czekała na nich na płycie lotniska. Mick przespał część lotu, przez co czuł się nieco otępiały. A może to leki na chorobę lokomocyjną tak na niego działały? Nie był pewien.
Po około półgodzinnej jeździe, samochód zatrzymał się przed nowoczesną kliniką, należącą do Kenji'ego. Przychodnia wyglądała na opuszczoną, bez śladu jakiegokolwiek personelu a tym bardziej pacjentów. Wewnątrz było cicho, a jedynym dźwiękiem było echo ich kroków na jasnej posadzce. Kenji wyjrzał z jednego z gabinetów, słysząc ich przybycie. Jego brwi były ściągnięte w wyrazie niezadowolenia.
- Jak zwykle musisz mi zawracać dupę w wolny dzień. Nie mogę w spokoju skończyć się pakować? – narzekał, choć w jego głosie można było wyczuć lekką nutę przyjacielskiej ironii.
Drake posłał mu kwaśny uśmiech, wyraźnie nie mając ochoty na przekomarzania.
- A skoro o tym; jak mój nowy dom? – Kenji spytał, przepuszczając ich w drzwiach.
- Zadbałem o wyposażenie – Drake odpowiedział, zerkając na Rakuran'a, ale nie zdradzając, że chłopak stanie się jego częścią. – Maksymalnie za dwa dni będziesz mógł się wprowadzać – oznajmił, siadając ciężko na wolnym krześle pod ścianą.
Lekarz tylko skinął głową i wskazał Mick'owi kozetkę, zajmując się jego badaniem. Wiedział już o jego wstrząsie mózgu, gdyż Drake zdążył streścić mu sytuację przez telefon. Mick nie protestował, gdy świecił mu w oczy specjalnym przyrządem, wciąż czując lekki ból w skroniach.
- Jest nieźle, ale powinien odpoczywać przez kilka dni. Żadnego wysiłku fizycznego i stresu, za to dużo płynów – skwitował i rozejrzał się po reszcie towarzystwa.
Jego spojrzenie skupiło się na rudowłosym chłopaku, który stał na uboczu i nerwowo przygryzał wargi. O nim też mówił mu Drake. Wskazał na niego i pokiwał palcem, żeby zamienił się z Mick'iem na kozetce.
- Ciebie jeszcze zdaje się nie znam. Jak ci na imię? – zapytał, zmieniając rękawiczki na nowe.
- To Rakuran – Drake odpowiedział za niego, gdyż chłopak wbił spłoszone spojrzenie we własne kolana.
- Lachlan – poprawił go Mick, na co mężczyzna ściągnął brwi.
- Rakuran, kurwa – oznajmił dobitnie, zakładając ręce na torsie.
- Zdejmij koszulkę, chłopcze - Kenji wybrnął dyplomatycznie z sytuacji.
Pomógł mu się rozebrać, od razu zauważając, że materiał jest miejscami mokry od osocza. Kiedy koszulka opadła Kenji zamarł na moment, widząc plecy chłopaka. Normalnie posądziłby o jego stan Drake'a, ale przyjaciel mówił mu, że kupił go już w takim stanie.
Lekarz oblizał dyskretnie górną wargę i zabrał się do odkażania poranionej skóry. Starał się zachować profesjonalizm i opanowanie, ale sam zdawał sobie sprawę z tego, że zdecydowanie zbyt długo to trwało. Miał tylko nadzieję, że nikt nie dostrzeże niezdrowego blasku w jego oczach, gdy przesunął palcami po wypukłościach na plecach chłopaka. Wąskie, eleganckie wręcz blizny, przykryte zasinieniami i podbiegłymi krwią pręgami wywoływały drżenie w jego klatce piersiowej. Przez krótką chwilę zapomniał o wszystkim, co go otaczało, pochłonięty widokiem przed sobą.
Rakuran zadrżał lekko, czując się nieswojo. Dotyk lekarza był staranny i precyzyjny, gdy delikatnie nanosił maść na jego zranienia, lecz jednocześnie miał w sobie coś niemal niestosownego. Drake obserwował ich z boku, uśmiechając się ironicznie. Kenji wpadł w pułapkę, nawet nie zdając sobie z niej sprawy.
Kiedy skończył opatrywać rudzielca, zamrugał zaskoczony, jakby wybudził się z przyjemnego marzenia. Odchrząknął nieco skrępowany, że pozwolił aż tak ponieść się fantazji i zdjął rękawiczki, ubabrane w maści.
- Tu niewiele mogę zrobić. Niech odsłania plecy, żeby rany wyschły a wieczorem aplikuj mu maść zmniejszającą obrzęk. Za kilka dni możesz przyjechać z nim na kontrolę. Jeśli plecy będą dalej puchnąć albo rany się zaczerwienią, czy pojawi się gorączka, natychmiast mnie zawiadom. To oznacza infekcję – wyartykułował, wracając do swojego codziennego profesjonalizmu.
Kiedy Rakuran zszedł z kozetki Kenji poklepał ją, spoglądając na Drake'a.
- To teraz ty? – spytał.
Drake uniósł brew, nie rozumiejąc.
- Ja? – zapytał zaskoczony.
Kenji podszedł do niego ze skanerem temperatury. Było mu wszystko jedno, czy pacjent siedział na krześle, czy na kozetce.
- Masz wypieki na twarzy, mokre czoło i szkliste oczy. Będzie czterdzieści stopni jak nic – wyjaśnił, nakierowując urządzenie na czoło przyjaciela.
Już po chwili wyświetlacz potwierdził jego podejrzenia.
- Trzydzieści dziewięć i osiem – mruknął, pokazując mu wynik. – Niewiele brakowało
Drake ściągnął brwi, wyraźnie zaskoczony, ale jednocześnie zirytowany. Nie miał teraz czasu by chorować. Z resztą, wcale nie czuł się źle. Może tylko był trochę zmęczony, ale to było normalne po długim locie i przeżyciach ostatnich dni.
- Przepracowujesz się – Kenji podjął swoją tyradę. – Tyle razy mówiłem ci, że potrzebujesz wakacji. Nic dziwnego, że twój organizm w końcu się zbuntował. Bierzesz na barki zbyt wiele obowiązków
Pieprzył wesoło, zanim Drake zdążył zareagować. Coś trudno mu było zebrać myśli, by uraczyć przyjaciela jakąś złośliwą odpowiedzią.
- Co ty robisz? – spytał, gdy Kenji chwycił go za ramię i zrobił mu zastrzyk, nie pytając o zgodę.
Kiedy w ogóle wziął do ręki strzykawkę i uniósł mu rękaw koszulki? Może jednak rzeczywiście powinien odpocząć?
- Zbijam ci gorączkę, geniuszu – odpowiedział mu, z nutą sarkazmu w głosie.
- Jesteś nadopiekuńczy, jakbyś był moją matką – prychnął Drake, pocierając ramię, gdy igła z niego zniknęła.
Kenji spojrzał na pozostałą dwójkę i westchnął ciężko.
- Ktoś musi się wami wszystkimi zaopiekować – stwierdził z pełną powagą, mając gdzieś uszczypliwe komentarze przyjaciela.
Naomi, która stała z boku, natychmiast podniosła ręce w obronnym geście.
- Ja kończę robotę o piętnastej. Mogę, co najwyżej, zrobić im zakupy – oznajmiła stanowczo, ratując własną dupę przed nadgodzinami.
Drake zaśmiał się krótko, chociaż zmęczenie i gorączka dawały mu się we znaki.
- Poradzimy sobie, na miłość boską – odparł, choć głos miał słabszy niż zwykle. — Nie przesadzaj, Kenji. To tylko gorączka
Mężczyzna spojrzał na niego z powątpiewaniem, ale wiedział, że nie miał szans z uporem Drake'a.
- No dobra, ale jeśli temperatura nie spadnie do dwóch godzin, to dzwoń do mnie. Albo nie! Mick, ty zadzwoń. On jest zbyt nieodpowiedzialny – oznajmił.
Mick podrapał się nieco zakłopotany po głowie, widząc złość malującą się na twarzy Pana.
- Ale... z mojego telefonu się nie da... - przyznał z pewnym skrępowaniem.
- Ja pierdole, to ja będę dzwonił co godzinę. Podaj mi numer – Kenji aż wyrzucił ręce w powietrze, zdenerwowany.
- Nie znam numeru... - Mick niemal wyszeptał.
Kenji potarł twarz z irytacją. Dlaczego z nimi nigdy nic nie mogło być proste?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz