Drake przebudził się nagle w środku nocy, słysząc jak Akihito mamrocze przez sen. Od razu sięgnął po lampkę nocną i zapalił światło. Blondyn drżał, zlany potem i aż dzwonił zębami. Włosy kleiły mu się do czoła a policzki były czerwone od wypieków.
- Cholera, Aki – mruknął Drake, siadając na krawędzi łóżka.
Bez zbędnych słów zrzucił kołdrę na podłogę i zaczął delikatnie go rozbierać. Akihito był zbyt osłabiony, by protestować, choć przez sen zmarszczył brwi i mruknął coś niezrozumiałego. Drake tylko westchnął i wziął go na ręce, kierując się do łazienki. Napełnił wannę letnią wodą i usiadł w niej razem z Akim, który oparł się bezwładnie o jego tors. Ciepło wody i chłód wilgotnego ręcznika, którym Drake obcierał jego kark, zdawały się go uspokajać.
Po dłuższej chwili Aki otworzył oczy i spojrzał na przyjaciela z rozbawieniem, choć z trudem wykrzesał z siebie uśmiech.
- Gdyby Ryu nas teraz zobaczył, byłbyś trupem – stwierdził półszeptem.
Drake uniósł brew.
- Dlaczego tylko ja? – zapytał, udając nieco oburzenie.
Akihito zaśmiał się cicho, choć od razu to przerwał, jakby śmiech był ponad jego siły.
- Bo uważa cię za najgorsze zło świata – wyznał, łapiąc dwa głębsze oddechy. – Twierdzi, że masz na mnie zły wpływ
Drake parsknął śmiechem.
- Niech się lepiej zastanowi kto na kogo. Zanim cię poznałem byłem aniołkiem
Aki aż usiadł prosto i spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- W którym wcieleniu? Bo chyba nie w tym – stwierdził. – Przypomnę ci, że to ty namówiłeś mnie na rzucenie studiów
Drake przewrócił oczami.
- Gorączka miesza ci w głowie – stwierdził z rozbawieniem. - Przecież od początku taki był plan. Rok zabawy na kampusie na gównianym kierunku a potem ciężka praca na tych właściwych
- Już nie przesadzaj z tą ciężką pracą, bo wciąż zrywaliśmy się z zajęć, żeby lecieć na kawę do Europy – zauważył Aki.
- Albo na tydzień na Kanary – Drake przypomniał sobie z rozrzewnieniem.
- Prawie roznieśliśmy wtedy z Kenji’m hotel. Cud, że nikt nas nie aresztował
- Bo zapłaciłem za wszystkie szkody!
- Kartą wuja! – Aki przypomniał dobitnie.
- Fakt. Po powrocie miałem istne piekło, bo zobaczył wyciągi z konta…
- To on potrzebował wyciągów, żeby zorientować się, że z konta wyparowały mu ponad trzy miliony jenów? [około 100 tysięcy złotych :)]
Drake uśmiechnął się i jeszcze raz zmoczył ręcznik w zimnej wodzie, żeby umieścić go z powrotem na karku Akihito. Przyciągnął go przy tym do siebie a ten położył głowę na jego torsie. Wciąż był rozpalony.
- Miło powspominać, ale jak się czujesz? – spytał z troską.
- Jak gówno – Aki przyznał, wzdychając.
Drake objął go wokół ramion i przez chwilę po prostu tak siedzieli, wsłuchując się w ciche bulgotanie wody.
Kiedy wyszli z wanny, Drake owinął Aki’ego ręcznikiem, pomógł mu ubrać czyste spodenki i zmienił pościel w łóżku. Podał mu jeszcze jedną dawkę leku i ułożył go wygodnie.
- Spróbuj zasnąć – polecił, kładąc się obok niego.
Akihito niemal natychmiast zmorzył sen, ale Drake pozostawał czujny, na wypadek, gdyby przyjacielowi znów była potrzebna kąpiel albo jeszcze coś innego.
Na szczęście reszta nocy przebiegła już spokojnie. Rano Drake krzątał się po pokoju, szurając butami po podłodze i cicho przekładając coś na biurku. Akihito powoli otworzył oczy, czując lekki ból w mięśniach, ale ogólne samopoczucie było znacznie lepsze. Przeciągnął się leniwie i ziewnął, czym zwrócił uwagę przyjaciela. Drake spojrzał na niego z lekkim uśmiechem.
- Jak się czujesz? – zapytał jak w nocy, zapinając mankiety koszuli.
- Dużo lepiej – Aki zamruczał zadowolony. – Spanie z tobą czyni cuda
Drake nie odpowiedział a posłał mu tylko kpiący uśmiech. Aki , wciąż leżąc, przyglądał się, jak mężczyzna kończy się ubierać. Obserwował, jak zakłada zegarek na nadgarstek, potem sygnet na palec. Na koniec Drake usiadł na brzegu łóżka, sięgając po szklankę z wodą i blister z tabletkami. Podał je Akihito, patrząc na niego wyczekująco.
- Pij, zanim znów coś wymyślisz – mruknął.
Aki usiadł i posłusznie połknął tabletki, popijając wodą. Otarł usta wierzchem dłoni i spojrzał na Drake’a z łobuzerskim błyskiem w oczach.
- Taki z ciebie profesjonalista, że do pełni szczęścia brakuje mi tylko, żebyś miał na sobie strój pielęgniarki – stwierdził całkowicie poważnie.
Drake parsknął śmiechem.
- Jedyny strój pielęgniarki, jaki mam w domu, to ten Mick’a – przyznał, a po chwili namysłu dodał z zaczepnym uśmiechem – Jeśli chcesz mogę kazać mu się w niego przebrać i ci usługiwać
Akihito zastanowił się teatralnie, jakby rzeczywiście rozważał tę opcję.
- Nie, to nie byłoby to samo – odparł w końcu. – Chciałbym zobaczyć ciebie w białej mini i z czepkiem na głowie
Drake pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Kostium jest różowy, geniuszu
Wyobraził sobie tę scenę i zaśmiał się pod nosem.
- Wyglądałbym jak kretyn. Guziki pewnie zmieniałyby się w pociski przy każdym oddechu, a mini ledwo zakryłaby mi tyłek
Akihito usiłował zwizualizować sobie przyjaciela, jak z jego umięśnieniem i wzrostem mógłby wyglądać w stroju przeznaczonym dla Mick’a. Momentalnie roześmiał się w głos, z powrotem padając na poduszki.
- Chce żebyś przyniósł mi tak śniadanko na tacy! Pewnie miałbyś minę w stylu „zabiję cię za każdą uwagę”. To byłoby genialne! – naśmiewał się w najlepsze.
- Widzę, że naprawdę jest z tobą lepiej – Drake stwierdził z niewiele mniejszym rozbawieniem. – Więc zbieraj dupę w troki i idź pod prysznic. Za dwadzieścia minut widzę cię na śniadaniu. Na dole! – dodał dobitnie, żeby przyjaciel nie miał złudzeń, że mógłby spełnić jego fantazję.
Aki spojrzał na niego spod przymrużonych powiek. Jego oczy wciąż błyszczały od śmiechu.
- Ale chcę coś dobrego. Jestem potwornie głodny – zaznaczył.
Drake przewrócił oczami, ale uśmiechnął się pod nosem.
- Mick gotuje. Ja mu się w gary nie wtrącam – oznajmił, unosząc ręce w geście, który oznaczał, że się od tego odcina.
Akihito leniwie podniósł się z łóżka, mrucząc coś pod nosem o wygodach w życiu z takim „pielęgniarzem” i ruszył do łazienki, wyjątkowo zadowolony z ich porannej rozmowy.
Drake zszedł na dół, zatrzymując się na moment na schodach, by przyjrzeć się Mick’owi, który rozpakowywał zakupy. Misaki, jak zwykle punktualny i niezawodny, dostarczył zarówno torby z jedzeniem, jak i tablet, który teraz spoczywał na stoliku w salonie. Drake z zadowoleniem ruszył do kanapy, gdzie ochroniarz już na niego czekał.
- Mam wszystko o co szef prosił – odezwał się, gdy tylko go zobaczył, wstając automatycznie.
Drake od razu sięgnął po urządzenie, przeglądając jego zawartość. Znalazł pełną listę nazwisk osób odpowiedzialnych za wczorajsze zamieszanie z wyemitowaniem materiału o rodzinie cesarskiej i niepochlebne komentarze w stosunku do Ahikito. Kierownik produkcji, znany mu już z powodu nadmiernego pociągu do hazardu. Kamerzysta, nic nieznaczący pionek. Dyrektor operacyjny, który, o ironio, był stałym klientem w jednym z jego burdeli. I jeszcze kilka innych osób. To było zbyt proste. Drake aż parsknął, pełen podziwu dla skrupulatności swojego człowieka. W raporcie znaleźli się nawet dźwiękowcy, którzy tego dnia pracowali w studiu, gdy emitowano materiał.
- Świetna robota – pochwalił go, zaznaczając kilka najważniejszych nazwisk i oddając tablet Misaki’emu.
Tymczasem Mick krzątał się w kuchni. Przygotowywał śniadanie, starając się zrobić wszystko jak najlepiej. Ekspres właśnie skończył parzyć kawę, więc wziął dwie filiżanki i zaniósł je do salonu. Podał je Panu i ochroniarzowi, którzy od razu przerwali rozmowę, by napić się gorącego napoju.
- Dzięki – Misaki mruknął, zerkając na chłopaka.
- Jak zawsze punktualny – dodał Drake z lekkim uśmiechem, ale blondyn ledwo to zarejestrował.
Jego myśli zaprzątała cała masa obaw. Wiedział, że Akihito dołączy do nich przy śniadaniu i świadomość ta tylko potęgowała jego stres. Miał wrażenie, że każde jego działanie będzie podwójnie oceniane. Z jednej strony przez Pana, z drugiej przez samego Aki’ego, którego chłopcy byli wręcz doskonałymi przykładami na to, jak powinien zachowywać się niewolnik.
Mick odetchnął głęboko, starając się uspokoić. Przecież musiał wypaść dobrze. Przede wszystkim by uniknąć ewentualnej kary z rąk Drake’a, ale też dla samego siebie. Chciał udowodnić temu nadętemu bubkowi, że w apartamencie Pana panują równie wysokie standardy a on został należycie wyszkolony, by sprostać wszelkim wymaganiom. Może i było to głupie, ale naprawdę chciał się wykazać. Przecież gotowanie było czymś w czym po prostu był dobry.
Skupiając się na przyrządzeniu śniadania ledwo rejestrował rozmowę toczącą się w salonie.
- Jeśli na resztę nie znajdziemy nic kompromitującego to po prostu coś sfabrykuj. Nie dbam o to – mówił właśnie Drake.
-Prościej byłoby po prostu ich zlikwidować – stwierdził Misaki, bez jakichkolwiek emocji, jakby mówił o czymś zupełnie błahym.
Drake wzruszył ramionami.
- Oczywiście, że tak, ale chce zobaczyć ich na kolanach, błagających o przebaczenie – odpowiedział zimno. – Kiedy zaczną wyprzedawać swoje akcje, żeby się ratować, wykup ich jak najwięcej. Cena nie gra roli
- Dział finansowy nie będzie zachwycony…
- Jeśli ktoś będzie miał obiekcje, przyślij go do mnie – stwierdził Drake, dopijając kawę.
Misaki jeszcze przez chwilę studiował dane na tablecie, marszcząc brwi, w miarę jak zdawał sobie sprawę z tego, ile czeka go dodatkowej pracy.
- Jeśli szef pozwoli zlecę to Naomi – zdecydował w końcu. - Narzeka ostatnio na nadmiar wolnego czasu
Drake tylko machnął ręką.
- Nie mam nic przeciwko i ile będzie zdawać mi raport z postępów – stwierdził.
Misaki wstał i kiwnął głową.
- Oczywiście, szefie
Zanim wyszedł, rzucił jeszcze Mick’owi krótkie spojrzenie, jakby chciał dodać mu otuchy, widząc jaki jest zestresowany. Mick ledwo się uśmiechnął w odpowiedzi, cały czas skupiając się na przygotowywaniu posiłku.
Drake przeniósł się do kuchni i usiadł przy stole. Przyglądał się chłopakowi przez chwilę, aż w końcu odezwał się tonem, który zdaje się miał zabrzmieć zachęcająco.
- Spokojnie, Mick’i. Aki nie gryzie. No, chyba że poprosisz
Mick rzucił mu szybkie spojrzenie z nutką niepokoju i czegoś na wzór rozbawienia. Doceniał tę próbę rozluźnienia atmosfery, ale wolałby, żeby Pan po prostu ruszył swoje szanowne cztery litery i trochę mu pomógł a nie siedział i patrzył. Jego wzrok sam w sobie sprawiał, że drżały mu ręce. A ich niepewność, w połączeniu z niesionymi talerzami, nie wróżyła nic dobrego.
W końcu, gdy wszystko było gotowe a dźwięk kroków na schodach oznajmił, że Akihito schodzi na dół, Mick odetchnął głęboko. Ostatni raz poprawił ułożenie sztućców, uznając, że bardziej prosto nie dało się już ich położyć i po prostu stanął z boku, czekając na komentarz ze strony gościa Pana, jak na wyrok. Starał się przy tym wyglądać pewnie, ale w środku drżał z niepokoju.
Sam nie rozumiał, dlaczego aż tak się przejmuje. Przecież to było tylko śniadanie a Akihito był tutaj gościem. Teoretycznie, jeśli coś mu nie posmakuje, mógłby po prostu kazać mu cmoknąć się w tyłek. Ale... w praktyce? W życiu by tego nie zrobił. Ostatni raz, gdy rzucił się na niego z wyzwiskami, zakończył się tak łagodnie tylko dlatego, że znajdowali się w jego posiadłości. Gdyby to zdarzyło się tutaj, w apartamencie Drake’a? Cóż, nie miałby tyle szczęścia. Pokój zabaw Pana miał swoje specyficzne atrakcje, które z pewnością przypomniałyby mu prędko, gdzie jego miejsce.
Z tych rozmyślań wyrwał go odgłos odsuwanego krzesła. Akihito zszedł na dół w codziennych, wygodnych ciuchach przyjaciela, które niemal idealnie na nim leżały. Mick zacisnął usta, przyglądając się, jak usiadł nonszalancko przy stole i obrzucił jedzenie krytycznym spojrzeniem.
- Siadaj – Drake rzucił do chłopaka po chwili, widząc, że wciąż stoi w miejscu jak kołek.
Mick posłusznie zajął miejsce przy stole, ale czuł się jak intruz. Wziął do ręki grzankę i zaczął ją przeżuwać w nieskończoność, zupełnie bez apetytu. Wodził wzrokiem za Akihito, który jadł spokojnie, jakby kompletnie nie zauważył, ile pracy Mick włożył w przygotowanie jedzenia. Dla niego to było po prostu śniadanie. Zwykły, standardowy posiłek, który oczekiwał, że zawsze będzie na stole. Mick poczuł, jak ogarnia go przygnębienie. Nie żeby spodziewał się pochwały, choć taka byłaby miła, ale kompletny brak reakcji ze strony obydwu mężczyzn sprawiał, że jego wysiłki wydawały się bez znaczenia.
Drake, zauważając przygaszony nastrój chłopaka, spojrzał na niego z ukosa.
- Co jest? Znowu coś przesoliłeś? – spytał zaczepnie.
Mick momentalnie wyprostował się na krześle.
- Nie, skądże, sir! – zaprotestował ożywiony.
Akihito w końcu podniósł wzrok znad swojego talerza.
- Robił takie numery? – spytał z rozbawieniem.
Drake tylko skinął głową, nie podzielając dobrego humoru przyjaciela.
- Lu był bardziej kreatywny – stwierdził swobodnie Aki. – Palił pieczenie, mylił chili z cynamonem a jednego razu mało nie zabił Makoto, dodając do Paelli całą garść szafranu, na którą Mako jest uczulony. Na szczęście wybiłem mu podobne pomysły na przyszłość z głowy
Mick sposępniał jeszcze bardziej.
- Chyba z dupy… - stwierdził w myślach.
Aki dopił kawę, odstawiając filiżankę na spodek.
- Jak na wasze standardy, śniadanie jest całkiem przyzwoite – rzucił w końcu, a Mick aż drgnął na te słowa.
To nie była pochwała, ale też nie była to krytyka. W jakimś stopniu poczuł ulgę, choć nadal miał wrażenie, że jego starania pozostały niedocenione. Drake przez cały posiłek obserwował przyjaciela, dostrzegając w nim oznaki zmęczenia, mimo iż gorączka zdawała się przeminąć na dobre.
- Może odpuściłbyś sobie dzisiaj pracę i odpoczął? – rzucił w końcu mimochodem, ale z wyczuwalną nutą troski.
Aki uniósł brwi, zaskoczony sugestią, po czym westchnął, odkładając widelec na talerz.
- Chciałbym, ale mam napięty grafik. Już i tak wykreśliłem z niego te pieprzone występy rodzinne – przyznał.
Drake wykrzywił usta w półuśmiechu, odpalając papierosa po skończonym posiłku.
- Twój ojciec będzie wściekły – stwierdził obojętnie.
Akihito wzruszył ramionami z lekceważeniem.
- Nie obchodzi mnie to. Z resztą Ryu to jakoś załatwi
Drake uśmiechnął się kącikiem ust, spoglądając na niego z przekąsem.
- Lubisz wykorzystywać swojego brata
Aki również się uśmiechnął, choć w jego spojrzeniu błysnęło coś zimnego.
- Skoro sam się daje, to jego problem. Nawet nie chcę myśleć jakim będzie ojcem. Wystarczy, że dzieciaki zrobią do niego słodkie oczka a on będzie gotów uchylić im nieba – stwierdził z pewną dozą odrazy, jakby uważał wrażliwość brata za słabość.
- Nauczysz ich tego anielskiego spojrzenia? – Drake zapytał z rozbawieniem, jakby sugerował, że przyjaciel miał w tej kwestii niezłą wprawę.
- Oczywiście. Będę wujkiem, który będzie uczył ich życiowych mądrości – przyznał ze śmiechem, po czym wstał od stołu, przeciągając się lekko.
Drake bez pośpiechu dopalał papierosa.
- Więc, co masz na dziś w planach? Może wieczorem znów tu wpadniesz? – zapytał.
Akihito uśmiechnął się słysząc propozycję, ale zaraz pokręcił głową z żalem.
- Chciałbym, ale jeśli znów nie wrócę na noc Makoto chyba odejdzie od zmysłów – przyznał. - A wieczorem mam spotkanie z młodym Yamaguchim, bo chciałeś, żebym postawił go do pionu za te cyrki z umową – przypomniał.
Drake uniósł papierosa w geście podziękowania, uśmiechając się z zadowoleniem, nim zgasił go w popielniczce.
- Doceniam szybką reakcję. Ale odnoszę wrażenie, że Kaito to tylko marionetka. To jego ojciec pociąga za wszystkie sznurki i tu mamy prawdziwy problem. Skoro przeszedł na emeryturę i przekazał swoją funkcję synowi, powinien odsunąć się od kierowania firmą. W praktyce wciąż zasiada w zarządzie i ma ostateczne słowo względem wszystkiego
Akihito zmrużył oczy, przysiadając na podłokietniku kanapy.
- W pewien sposób to rozsądne, że dogląda interesów firmy, którą stworzył. Ile Kaito ma lat? Dwadzieścia trzy czy cztery? Brak doświadczenia może zniszczyć nawet znakomicie prosperującą firmę – przyznał.
- Może i masz rację, ale odnoszę wrażenie, że to młody jest od czarnej roboty i gdy coś pójdzie nie tak, konsekwencje spadną tylko na niego. Brzmi dość znajomo, co? – Drake spytał z zaczepnym uśmiechem.
Akihito aż gwizdnął, splatając ręce na torsie.
- Brzmi jakbyś mu współczuł – zauważył.
Przyjaciel posłał mu wymowne spojrzenie.
- Nie przejmuję się jego losem, ale widzę w nim potencjał. Ma dużą wiedzę i choć brak mu doświadczenia, nie jest za późno, żeby odpowiednio go uformować. Mógłby być przydatny w przyszłości, ale jeśli jego stary dalej będzie się wtrącał, to ten chłopak przepadnie – przyznał całkowicie szczerze.
Aki roześmiał się, przechylając do tyłu na tyle mocno, że upadł na kanapę, leżąc teraz na niej na plecach.
- A jednak Drake Nakamura, wielki cynik, dostrzega w kimś potencjał! Cuda się zdarzają! – naśmiewał się.
Drake wstał od stołu i nachylił się nad Akihito. Uśmiechał się, ale jego szare oczy pozostały bez wyrazu.
- Wrócimy do tematu, kiedy go poznasz – stwierdził po czym spojrzał na chłopaka, który już sprzątał ze stołu, choć sam tak niewiele zjadł. – Mick, kiedy skończysz idź prosto do biura. Odwiozę Akihito do domu i powinienem wrócić przed dziesiątą – zakomunikował.
Mick, zaskoczony, spojrzał na niego niepewnie, ale kiwnął głową.
- Dobrze, sir – odpowiedział, wkładając naczynia do zmywarki.
Akihito usiadł, chwytając się oparcia białej kanapy.
- Odwieźć mnie? Nie ma potrzeby, kochanie. Skoro wczoraj dałem radę tu przyjechać, to dzisiaj mogę wrócić sam – uznał, nieco oburzonym tonem, jakby insynuacja, że nie poradzi sobie z tak błahym zadaniem mu uwłaczała.
Drake rzucił mu spojrzenie pełne zrezygnowanej irytacji, uderzając go lekko pięścią w skroń.
- Prowadziłeś w takim stanie, gdy ledwo stałeś o własnych siłach? – zrzędził. – Życie ci nie miłe? Odwiozę cię osobiście a po południu ktoś dostarczy ci twój samochód. I nie chcę słyszeć żadnej dyskusji – zaznaczył dobitnie.
Aki spojrzał na niego z oburzeniem, ale Drake był nieugięty. Jego stanowczy ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.
- Jak sobie chcesz – burknął Akihito, wyglądając jak dziecko, które właśnie ktoś niesłusznie skarcił.
Drake westchnął ciężko, wywracając z niedowierzaniem oczami i najwyraźniej przygotowując się do dalszej reprymendy. Mick, nie chcąc być świadkiem kolejnej kłótni między Panami, choć ich wymiana zdań była bardziej braterską sprzeczką niż czymkolwiek poważnym, zwiększył obroty i posprzątał kuchnie w oka mgnieniu. Wówczas Drake przełączył panel przy drzwiach na kolor zielony, pozwalając mu opuścić apartament, co ten natychmiast uczynił.
Poczuł ogromną ulgę, gdy mógł wreszcie wyjść na korytarz a potem samodzielnie wsiąść do windy i zjechać kilka pięter w dół, do biura. Na szczęście dziś w firmie panował względny spokój i tylko kilku pracowników było obecnych, co pozwalało mu czuć się swobodniej. Po wczorajszym intensywnym dniu miał nadzieję na chwilę oddechu.
Jednak już na wejściu jego wzrok przyciągnął Kaoru. Chłopak zdawał się być jeszcze bardziej niezdarny niż zwykle, potykając się o własne nogi i niemal upuszczając stos dokumentów, które miał w rękach. Mick westchnął, czując jak narasta w nim zniecierpliwienie.
- Kaoru – rzucił chłodno.
Ten spojrzał na niego ze zwyczajową irytacją, jakby przeszkadzał mu sam fakt, że Mick oddycha w jego pobliżu.
- Czego? – spytał opryskliwie.
- Idź do archiwum – polecił mu Mick, wskazując drzwi prowadzące do jednej z bocznych części budynku. – Tam będziesz bardziej przydatny
Kaoru wyglądał na dotkliwie urażonego, ale, o dziwo, bez słowa skinął głową i zniknął za drzwiami.
Mick odetchnął, wreszcie mając przestrzeń dla siebie. Mimo to czuł, że dzisiejszy dzień jeszcze go czymś zaskoczy.
Usiadł wygodnie przy biurku, zadowolony, że na chwilę ma spokój. Otworzył skrzynkę mailową, gotów przebrnąć przez zgromadzone wiadomości. Od razu zauważył mail od Kaito Yamaguchi z poprawioną wersją umowy. Kliknął w załącznik, szybko przeskanował dokument wzrokiem i z satysfakcją zobaczył, że najważniejsze zmiany, które Drake wynegocjował, zostały uwzględnione.
Kliknął przycisk drukuj i z uwagą obserwował, jak urządzenie zaczyna wypluwać kolejne strony. Monotonny dźwięk nieoczekiwanie przeniósł go w przeszłość, przypominając mu, jak jako mały chłopiec siedział na kolanach mamy, która często przynosiła pracę do domu. Wtedy drukarka buczała i rzęziła podobnie a on wczepiał się małymi rączkami w sweter rodzicielki i patrzył na urządzenie z zachwytem, niczym na coś magicznego, co wyrzucało z siebie mrowie liczb i tabelek, których nie potrafił zrozumieć. Księgowa była w jego dziecięcych oczach czarodziejką, która pisała w tajemnym języku pełnym cyferek.
Kierowany impulsem otworzył przeglądarkę i wpisał adres swojego rodzinnego domu. Wiedział, że szanse na znalezienie na mapach zdjęcia mamy są niemal zerowe, ale i tak przeglądał okolicę, jakby wciąż miał nadzieję zobaczyć jej twarz. Po kilku minutach bezcelowego klikania wyłączył zakładkę. Wiedział, że nie powinien wracać do tego tematu. Jedynie rozdrapywał rany i wpędzał się w melancholię.
Wracając do pracy Mick nie znalazł nic pilnego do zrobienia. Nudził się, a jak wiadomo, nuda bywała twórcą naprawdę złych pomysłów. Otwarł z powrotem wyszukiwarkę i wpisał w niej nazwisko Drake’a.
Zaskoczyło go, jak wiele wyników się pojawiło. Artykuły z gazet, analizy biznesowe i podejrzane strony, które rzucały na jego Pana pewien cień. Sporo z nich dotyczyło głowy rodu Nakamura, wuja Drake’a, ale kilka mówiło o nim bezpośrednio.
„Właściciel lokali w Roppongi”, przeczytał w jednym z nagłówków, choć to akurat wiedział już z dokumentacji biurowej. Burdele i kluby, które cieszyły się wątpliwą renomą, nie były niczym zaskakującym. Znalazł także wzmianki o kilku oskarżeniach o przestępstwa, ale, co go nie dziwiło, nigdy niczego mu nie udowodniono.
Kiedy zagłębił się bardziej, trafił na niewyraźny skan dokumentu przypominającego akta policyjne. Nachylił się do ekranu, skupiony na odczytaniu danych. Przeczytał imię matki Pana. Hanako Asayake. Zaskoczyło go inne nazwisko niż jego. Po namyśle stwierdził, że Drake i jego wuj nie muszą być nawet realnie spokrewnieni, bo rodziny i powiązania w Yakuzie wykraczały poza linie krwi. Kobieta zmarła z powodu zaawansowanej choroby nowotworowej i osierociła syna, gdy ten miał zaledwie pięć lat. Natomiast ojciec widniał jako nieznany.
Mick przewijał strony dalej z zaskoczeniem zauważając, jak wiele szkół Drake zmieniał w młodości. Musiał być trudnym uczniem, choć z tego co widział, skończył studia na kierunku zarządzania i ekonomii. To miało sens, patrząc na to czym obecnie się zajmował.
Mick’a tak pochłonęły te informacje, że nie zauważył, kiedy do pomieszczenia wszedł Misaki. Mężczyzna stanął za jego krzesłem i chwilę obserwował ekran komputera.
- Igrasz ze śmiercią – chłopak usłyszał nagle cichy, chłodny szept tuż nad swoim uchem.
Aż zesztywniał a serce podskoczyło mu do gardła, gdy poczuł jak dłonie ochroniarza spoczywają na jego ramionach z lekkim, ale wyraźnym naciskiem.
- Ja... ja tylko... – zaczął się jąkać, nie wiedząc, jak wyjaśnić swoje zachowanie.
Misaki nachylił się i cofnął jego dłonie znad klawiatury. Przesunął kursor myszy i zamknął okno przeglądarki.
- Lepiej uważaj, Mick – powiedział spokojnym, ale ostrzegawczym tonem. – Niektórzy nie lubią, gdy grzebie się w ich przeszłości
Po tych słowach cofnął się i po prostu wyszedł, jakby zjawił się tu tylko po to, żeby go upomnieć. Chłopak odetchnął z ulgą, gdy drzwi zamknęły się za ochroniarzem, ale poczucie niepokoju pozostało. Misaki nie musiał mówić, że przekroczył granice, on doskonale o tym wiedział.
Mick zamarł, nagle słysząc huk i czując, jak budynek lekko drży. Adrenalina uderzyła mu do głowy a jego pierwszym odruchem było schowanie się pod biurkiem, podobnie jak pozostali pracownicy biura. W Japonii niewielkie trzęsienia ziemi były normą, ale coś w tym odgłosie mu nie pasowało. Huk był za głęboki, zbyt nagły i przeszywający, by przypominał naturalny wstrząs. Całe biuro na moment zamilkło.
Jednak już po chwili do uszu chłopaka zaczęły docierać podniesione głosy i skrawki informacji, więc usiadł z powrotem na krześle. Coś wydarzyło się na podziemnym parkingu. Dźwięk syren straży pożarnej i karetek rozbrzmiał na ulicy a w biurze zapanował chaos. Niektóre osoby próbowały dowiedzieć się czegoś przez telefony, inne po prostu patrzyły na siebie w oszołomieniu, niepewne, co robić.
Niespodziewanie drzwi biura otworzyły się z hukiem, uderzając o ścianę, gdy Drake i Akihito wtoczyli się do środka, otoczeni całą grupą ochroniarzy. Mick spojrzał na swojego Pana i zamarł. Drake miał ranę na skroni, z której spływała krew, brudząc jego twarz i kołnierzyk koszuli. Wyglądał jednak na bardziej rozwścieczonego niż oszołomionego. Akihito, choć przybrudzony i wyraźnie zdezorientowany, wydawał się w lepszym stanie.
Mick, wstrzymując oddech, nasłuchiwał rozmów między ludźmi Drake’a. Z fragmentów zdań wyłapał, że w samochodzie Pana podłożono ładunek wybuchowy.
- Gdybym nie zdecydował się na kierowcę a sam prowadził, obaj już byśmy nie żyli – Drake powiedział, niemal zgrzytając zębami. – Przynajmniej mamy tylko jednego trupa… - stwierdził z goryczą.
- Tylko dlatego, że zablokowałem windę, żeby się podroczyć… - usłyszał głos Akihito, który mówił z napięciem, ale bez cienia paniki.
- Kto miał prowadzić? - zapytała Naomi, i choć jej głos brzmiał chłodno, Mick wyczuł, że była poruszona.
Drake spojrzał na nią z wyraźną irytacją, jakby jej pytanie wytrąciło go z równowagi.
- Taro – powiedział krótko.
Imię nic nie mówiło Mick’owi, ale patrząc na reakcje zebranych, zrozumiał, że był to ktoś, kto miał dla nich znaczenie. Czuł, jak jego żołądek skręca się w supeł na widok napiętych twarzy ochroniarzy i pracowników.
Misaki wyciągnął telefon.
- Wezwę Kenji’ego – oznajmił.
Kilka osób zbiegło na dół, by koordynować pracę służb i upewnić się, że strażacy oraz policja nie zapuszczają się tam, gdzie nie powinni.
Mick czuł, jak jego umysł pracuje na najwyższych obrotach. Zachodził w głowę, jak to możliwe, że budynek wciąż nie został ewakuowany? Przecież w podziemiach płonął samochód a ktoś podłożył tam bombę! Ale nikt nie wyglądał na szczególnie przejętego ewentualnym ryzykiem. Może procedury w Japonii były inne? A może ludzie Drake’a po prostu uznali, że sytuacja jest pod kontrolą i nie ma powodów do paniki, skoro straż pożarna była na miejscu?
Ktoś przyniósł apteczkę i usiłował wstępnie opatrzyć Drake’a, ale ten był tak wściekły, że natychmiast odepchnął tę osobę. Sam sięgnął po duży gazik i przyłożył go sobie do rany na skroni. Nagle wstał, przemierzył biuro szybkim krokiem i kopnął śmietnik, który stał w pobliżu. Pojemnik przeleciał przez cały pokój i wylądował na ścianie, odkształcając się przez siłę uderzenia.
Wszyscy obecni zdawali się wstrzymywać oddechy, gdy Drake zaciskał pięści, wyglądając, jakby gotów był zniszczyć wszystko, co znalazłoby się w zasięgu jego wzroku. Jego wściekłość nie była jedynie wynikiem zamachu na własne życie. Był zły na nieudolność sprawców, którzy swoim działaniem wystawili na ryzyko Akihito. Cesarskiego syna. Tego było za wiele.
Drake rzucił okiem na ścianę, na której skończył metalowy kosz na śmieci, teraz powyginany z zawartością rozsypaną na podłodze. Jego ramiona unosiły się i opadały w rytm ciężkiego oddechu. Wszyscy w pokoju czekali w napięciu, jakby każdy nieopatrzny ruch mógł wywołać kolejny wybuch.
Ciszę przerwał wesoły dźwięk dzwonka komórki. Melodyjka zdawała się wręcz groteskowa w obliczu ciężkiej atmosfery, która wypełniała pomieszczenie. Akihito wyciągnął telefon z kieszeni spodni a jego spojrzenie spoczęło na pękniętym ekranie. Komórka musiała ulec uszkodzeniu, gdy przyjaciel zasłonił go własnym ciałem i powalił na ziemię.
- Kto to? – Drake warknął z wściekłością.
Akihito patrzył na telefon z uniesioną brwią.
- Ryunosuke. Już wie – przyznał lekko ochrypłym głosem, pełnym powagi.
Drake zaklął siarczyście. Ochroniarze wymienili nerwowe spojrzenia, ale nikt nie odważył się odezwać. Akihito, ignorując wybuchy złości przyjaciela, odebrał wreszcie połączenie.
- Tak, Ryu? – zapytał spokojnie, choć wszyscy wiedzieli, że za tym spokojem kryło się napięcie.
Drake obserwował go, jakby próbując wyczytać z wyrazu jego twarzy przebieg rozmowy. Akihito od czasu do czasu kiwał głową, rzucając zdawkowe „hm” i „rozumiem”, ale w końcu uniósł wolną dłoń, gestem sugerując przyjacielowi, żeby się uspokoił.
- Nie, nic mi nie jest – Aki rzucił wreszcie, a jego spojrzenie spotkało się z tym Drake’a. – Nie, nie sądzę, żeby to była polityczna prowokacja…
Drake zacisnął szczęki. Gdyby ktoś postronny patrzył na Akihito, mógłby pomyśleć, że ten rozmawia o czymś tak błahym, jak plany na kolację, a nie niemal udanym zamachu.
- Tak, dam sobie radę… Nie, nie musisz tu przyjeżdżać. Naprawdę Ryu – Akihito westchnął i zakończył rozmowę, wciskając telefon w kieszeń.
- I co? – Drake rzucił do niego chłodno, opierając się biodrem o najbliższe biurko.
- Chce żebym wrócił do pałacu, bo tam jest lepsza ochrona – odparł Akihito, po czym uśmiechnął się ironicznie. – I lepiej, jeśli sam do niego zadzwonisz, zanim wyśle tu pół armii… - dodał.
Drake, słysząc te słowa, westchnął ciężko i spojrzał na swoich ludzi, którzy zamarli jak posągi, czekając na jego rozkazy.
- Misaki, co z policją? – spytał sucho, wycierając krew z rany na skroni, choć gazik już przeciekał.
- Nasi ludzie kontrolują sytuację. Służby jeszcze nie dostały pełnego obrazu, ale nie uda się uniknąć oficjalnego dochodzenia. Strażacy na pewno znajdą ślady ładunku wybuchowego, więc nie da się tego zatuszować wyciekiem paliwa, czy innym wypadkiem – ochroniarz odpowiedział rzeczowo, w pełni opanowany, choć usiłował jednocześnie zdać raport i wciąż pozostać na linii, słuchając informacji przekazywanych mu z parkingu.
Drake znów zaklął.
- Dobrze. Zajmijmy się tym na co mamy wpływ – stwierdził, starając się uspokoić. - Opanujcie sytuację na dole. Im mniej przedostanie się do prasy, tym lepiej. Za godzinę chcę mieć listę osób, które od wczoraj miały dostęp do moich samochodów. Sprawdźcie resztę floty i dwa z nich wyznaczcie do całodobowej obstawy. W najbliższym czasie będę używał tylko ich. Chcę, żeby… - zamilkł, gdy to jego telefon się rozdzwonił.
Wyciągnął go i sprawdził kto dzwonił. Gdy zobaczył, że był to wuj, wyraz jego twarzy stężał. Jakim cudem staruszek dowiedział się o zamachu tak szybko? Czyżby Ryunosuke zdążył już postawić na nogi połowę Japonii, bo jego mały braciszek podrapał sobie kolanko a on jeszcze nie zadzwonił, by za to przepraszać?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz