Mick patrzył na swoje odbicie w lustrze jakby miał przed sobą innego człowieka. Jego włosy, dotąd w kolorze blond były teraz ciemno brązowe. Oczy zaś, za sprawą soczewek, które z trudem założył, niemal czarne. Już i tak jasna skóra, w kontraście do ciemnych włosów, wydawała się jeszcze bledsza. Wyglądał tak obco. Czy to w ogóle był jeszcze on? Miał wrażenie, jakby ktoś oderwał część jego tożsamości. Że to co czyniło go sobą zniknęło w chwili, gdy Hatoru nałożył mu farbę na głowę. Że Mick Chambers przestał istnieć. Został tylko Mick'i.
Ale może tak było lepiej? Może ta zmiana pomoże mu odciąć się od przeszłości i pogodzić z obecnym życiem, które, pełne bólu i upokorzeń, stanowiło teraz jego jedyną rzeczywistość. Wciąż miotał się w niej i stawiał opór, który niósł tylko więcej cierpienia. Czy naprawdę było warto walczyć o zachowanie swojego ja? Może o wiele łatwiej byłoby po prostu płynąć z prądem? Poddać się, przestać walczyć.
Wzdrygnął się, słysząc zdrobnienie własnego imienia, wypowiedziane głosem Drake'a. Pan stał w progu łazienki, przyglądając mu się z pewną rezerwą. Jego pospolity wygląd chyba i jemu nie przypadł do gustu. Ale przecież o to właśnie chodziło, prawda? Miał zniknąć w tłumie innych ludzi, stać się niewidzialnym. Drake wziął w palce kosmyk jego włosów i chwile je pocierał.
- No cóż, to tylko na kilka dni – skwitował. –Kiedy wrócimy do Japonii przefarbujemy cię z powrotem na blond – stwierdził, popędzając gestem ręki ochroniarza, żeby żwawiej sprzątał bajzel, którego narobił w ich łazience.
Hatoru wydawał się za to wyjątkowo zadowolony ze swojego dzieła. Z uśmiechem na twarzy zbierał porozrzucane rękawiczki, ubabrane farbą i całą resztę akcesoriów. Zerkał przy tym na pozostałą dwójkę, jakby oczekiwał słów uznania. Nie doczekał się ich jednak.
- Wyglądasz świetnie, naprawdę – odezwał się w końcu sam, widząc niepewne spojrzenie chłopaka, gdy wpatrywał się we własne odbicie.
Drake spojrzał na zegarek, marszcząc brwi. Robiło się późno. Cała ta procedura zmiany wizerunku Mick'a zajęła zbyt wiele czasu. Misaki zapewne czekał już na nich z samochodem.
- Musimy się zbierać – oznajmił stanowczo. – Mam dziś kilka spraw do załatwienia, ale nie będziesz mógł mi przy nich towarzyszyć – poinformował chłopaka i poszedł założyć krawat.
Mimo wszystko chciał mieć Mick'a pod ręką. Przecież całe to farbowanie było po coś. Mogli spędzać wspólnie czas pomiędzy spotkaniami. Uwzględnił to w swoim planie dnia.
- Hatoru, jedziecie z nami. Kiedy będę na spotkaniu zabierzesz młodego na siłownię. Niech się nie obija – oznajmił.
Mick wyjrzał z łazienki, zaskoczony. W sumie nie miał żadnych oczekiwań na ten dzień. Sądził, że będzie się snuł za Panem po jakichś nudnych miejscach, czy coś podobnego.
- Siłownia? – zapytał niepewnie.
Drake uśmiechnął się, ale w jego oczach nie było śladu ciepła.
- Wczoraj ustaliliśmy, że chcesz trenować boks, czyż nie? Więc od czegoś musisz zacząć. Pokazałem ci już podstawowe ćwiczenia
Mick spuścił wzrok na swoje zabandażowane dłonie. Tak, musiał stać się silniejszy. Choćby tylko po to, żeby wklepać Kyleb'owi, kiedy już go dopadnie. A może nawet kiedyś, w dalekiej przyszłości, dzięki nabytym umiejętnością walki, zdoła wydostać się z piekła, w którym tkwił. To było bardzo pobożne życzenie, ale był to cel, do którego mógł dążyć. Cel, który nie pozwalał mu się załamać i popaść w szaleństwo.
-Tak... - odpowiedział po chwili, bez specjalnego przekonania.
- Hatoru pokaże ci sprzęt i nauczy z niego korzystać. Tymczasem rusz dupę i się spakuj. Za pięć minut musimy być na parkingu – Drake ponaglił go dość natarczywie.
Mick jakby nagle się ocknął, ożywiony. Spakował do sportowej torby ciuchy do ćwiczeń, ręcznik i żel pod prysznic. Kiedy mieli wychodzić wrzucił do torby jeszcze sportowe buty i podążył za Panem do samochodu, którym podjechał Misaki. Czarne, lśniące auto czekało na nich na parkingu przed kasynem. Był to luksusowy sedan Genesis G90, idealnie wpisujący się w wymagania Drake'a.
Mick wślizgnął się do środka na tylne siedzenie, wciąż czując się nieswojo w swoim nowym obliczu. Ciemne wnętrze samochodu było luksusowe, skórzane siedzenia pachniały nowością, a wykończenia z drewna dodawały prestiżu. Hatoru zajął miejsce obok niego a Misaki wraz z Drake'm usiedli z przodu. Chłopak w ogóle odnosił wrażenie, że Misaki zajmował się bardziej poważnymi sprawami, jak pilnowanie grafiku Pana i jego samego, w trakcie spotkań. Podczas gdy Hatoru był raczej od brudnej roboty. Im samym narzucone role zdawały się jednak nie przeszkadzać.
Samochód płynnie przemieszczał się przez miasto, mijając nowoczesne wieżowce i tradycyjne koreańskie budowle. Mick przyglądał się wszystkiemu z zainteresowaniem. Kiedy był tu ostatnio nie miał okazji zbyt wiele pozwiedzać, z oczywistych przyczyn. Z jednej strony chciałby to nadrobić, ale z drugiej, chyba nie miał ochoty udawać, że jest turystą na wakacjach. Prawda była taka, że znajdował się tu wbrew swojej woli. Chociaż nie, może nawet nie wbrew, ale z pominięciem jego zdania na ten temat.
Kiedy dojechali na miejsce Drake oznajmił, że mają dwie godziny. Po tym czasie mają znaleźć się w samochodzie, a jeśli jego spotkanie się przedłuży to po prostu mają czekać. Mick tylko skinął głową w odpowiedzi, próbując nie okazywać zbyt wiele emocji. W jego głowie kłębiły się myśli, ale wolał trzymać je dla siebie. Pamiętał ostatnie ćwiczenia z Panem i nieco obawiał się, jak przebiegnie dzisiejszy trening.
O dziwo, Hatoru okazał się o niebo lepszym nauczycielem niż Drake. Miał względem niego całą masę cierpliwości i zwykłej, ludzkiej życzliwości. Najpierw przeprowadził z nim szybką rozgrzewkę a potem pokazał mu, jak ćwiczyć na poszczególnych urządzeniach. Widząc jednak, że Mick jest spięty i nie potrafił skupić się na jego słowach a wciąż rozgląda się nerwowo, przytłoczony ilością ludzi, jaka im towarzyszyła, popatrując na niego ciekawsko, z racji jego niecodziennej urody, postanowił zmienić miejsce. Zagadał do obsługi i za pewną opłatą wynegocjował udostępnienie im nieco bardziej odosobnionego pomieszczenia. Mick poczuł wyraźną ulgę, gdy ukryli się przed tymi wszystkimi, nachalnymi spojrzeniami.
- Lepiej? – Hatoru zapytał z uśmiechem.
W jego głosie nie było słychać ani oceny, ani krytyki. Zdawał się autentycznie przejmować jego stanem. Mick skinął głową, wymuszając w sobie uśmiech. Był mu winien chociaż tyle. Czuł się nieco dziwnie w jego towarzystwie. Wciąż pamiętał, jak wdzięczył się do niego w stroju pokojówki, by wkurwić Drake'a. Wydawało mu się to teraz dziecinne i potwornie go zawstydzało. Ale ochroniarz nie robił mu żadnych aluzji, skupiony na tym, żeby rzeczywiście wyniósł coś z ich treningu.
Poprawiał go cierpliwie, gdy wykonywał poszczególne ćwiczenia. Nie był przy tym złośliwy i okrutny jak jego Pan. Po prostu zwracał mu uwagę na źle wykonywane elementy i wyjaśniał, jak je poprawić. Mick był zdumiony, jak łatwo było mu się uczyć, gdy miał obok siebie kogoś tak życzliwego. Hatoru przypominał mu starszego brata, którego nigdy nie miał. Mężczyzna był typem osoby, którą automatycznie darzyło się zaufaniem. Był szczery i otwarty. Mick nie potrafił zrozumieć, jakim cudem tacy ludzie gromadzili się wokół Drake'a.
Po serii ćwiczeń na maszynach Hatoru zaproponował mu trening na macie. Mick nie był przekonany. Czy nie było za wcześnie, żeby zaznajamiał się z technikami bokserskimi? Przecież powinien najpierw wyrobić sobie jakąkolwiek kondycję. Ale kiedy mężczyzna już zaczął, nie śmiał mu przerywać. Podążając za jego wskazówkami ćwiczył aż do utraty sił. Mięsnie paliły go i rwały, ale był to przyjemny rodzaj bólu. Taki, który udowadniał mu, że wciąż istnieje i żyje.
Kiedy trening się skończył i poszli pod prysznic, Mick z zaskoczeniem zauważył, że Hatoru, mimo widocznego brzuszka, był też dobrze umięśniony. Przypomniał sobie, jak podczas treningu uderzał w trzymane przez niego tarcze, które nie ustępowały pod naporem jego pięści. Czuł wtedy jego siłę, której źródło było teraz doskonale widoczne. Mężczyzna był niczym czołg, niezłomny i groźny, choć jego twarz zdobił jowialny uśmiech.
Mick kątem oka obserwował Hatoru, próbując nie rzucać się w oczy. Zauważył, jak jego mięśnie napinają się pod strumieniem wody i jak swobodnie porusza się w ograniczonej przestrzeni prysznica. Jego ramiona były szerokie a bicepsy dobrze rozwinięte. Z tej perspektywy Mick widział, że Hatoru nie był jedynie ochroniarzem, był prawdziwym wojownikiem.
W pewnej chwili mężczyzna zauważył, że Mick mu się przygląda. Ich spojrzenia spotkały się na krótki moment, który wydawał się ciągnąć wieczność. Mick natychmiast odwrócił wzrok, czując gorąco na twarzy. Był zażenowany, że został przyłapany na gapieniu się na jego nagie ciało. Nie chciał tego, to wyszło jakoś samo z siebie.
- Wiesz, ten trening był całkiem niezły, prawda? – Hatoru zaczął mówić, przerywając krępującą ciszę. – Może następnym razem spróbujemy czegoś innego, bardziej dynamicznego?
Mick skinął głową, nie podnosząc oczu. Czuł się tak potwornie zakłopotany. Hatoru trajkotał dalej, opowiadając o różnych metodach treningowych, sprzęcie i jakichś bzdurnych anegdotach. Jego chyba również zmieszała ta sytuacja a sposobem na rozładowanie emocji stało się mówienie. Mick milczał, usiłując nadążyć za jego gadaniną, ale ilość informacji po prostu go przytłoczyła. W końcu złapał się na tym, że tylko przytakuje z grzeczności, choć nie ma bladego pojęcia o czym jest mowa. Chyba nieświadomie zgodził się w ten sposób na wzięcie kawy w kafejce na parterze budynku, w którym mieściła się siłownia, bo kiedy już się ubrali, zaszli właśnie tam.
Kiedy dotarli do samochodu sytuacja wcale nie miała się lepiej. Hatoru wcinał pączka, bawiąc się pokrętłem radia i szukając idealnej stacji, której nie potrafił znaleźć. Mamrotał coś z pełnymi ustami. Chłopak cieszył się, że może zająć czymś ręce. Obracał w dłoniach kubek mrożonego, malinowego latte z pianką i pociągał je nerwowo przez słomkę. Jego wzrok uciekał co rusz w stronę zegarka na desce rozdzielczej. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie Pan i Misaki wrócą.
Drake wsiadł do samochodu nieskończenie długo później, bo minęło aż pół godziny. Przegonił Hatoru z siedzenia pasażera i zatrzasnął z hukiem drzwi. Chyba spotkanie nie przebiegło po jego myśli. Pan wniósł ze sobą aurę pełną irytacji. Mick jakoś instynktownie skulił się na siedzeniu. Misaki bez słowa odpalił samochód i wywiózł ich w inne rejony miasta. W aucie, przez całą drogę, panowała nienaturalna cisza. Nawet radio zdawało się przycichnąć samo z siebie. Kiedy Mick pociągnął ze słomki ostatni łyk napoju a ta wydała z siebie bulgoczący, nieprzyjemny odgłos, wszystkie oczy skierowały się ku niemu. Przeprosił cicho, z duszą na ramieniu i oparł kubek o kolano, kołysząc nerwowo nogą.
Nie mogli dojechać bezpośrednio do miejsca docelowego, więc zaparkowali samochód w pewnej odległości i resztę drogi pokonali pieszo. Kiedy dotarli do celu Mick natychmiast złapał się kurczowo ręki Drake'a. Neony krzyczały natarczywie z każdej strony i wszędzie było całe mnóstwo ludzi. Znajdowali się w dzielnicy handlowej Myeong-dong. Chłopak rozpoznał ją od razu, bo miała stanowić jedną z atrakcji, w trakcie jego wakacyjnego wyjazdy z Kyleb'em. Niestety nie dotarli tu już.
Drake wydawał się kompletnie nie przejmować otaczającymi ich ludźmi. Szedł przed siebie pewnym krokiem, mając za nic zainteresowane nimi spojrzenia. Mick wiedział, że dla zagraniczniaków wszyscy azjaci wyglądali identycznie, niezależnie z jakiej części kraju pochodzili. Jednak dla rodzimych Koreańczyków, grupka Japończyków i Amerykanin, mimo pospolitego wyglądu, nie mogli nie zwracać na siebie uwagi. Zwłaszcza z aparycją i sposobem bycia Drake'a. Pan przedzierał się przez tłum mając za nic wszelkie formy kultury. Ignorował trącające go ramiona i tym podobne. Misaki wręcz wyłaził ze skóry, żeby zachować choć pozory procedur bezpieczeństwa. Ale co on biedny mógł zdziałać sam w takim tłumie? Hatoru kompletnie nie przejmował się pracą, choć powinien zamykać i zabezpieczać ich pochód.
Zamiast tego dorwał się do maszyny z pluszakami, stojącej przy sklepie ze słodyczami. Chyba uwielbiał te urządzenia, pożerające drobniaki naiwniaków, którzy dali złapać się na słodką obietnicę wygranej. Miał jednak niezłą wprawę. Już przy trzeciej grze udało mu się wyłowić szarą foczkę, której nadał imię tak głupkowate i zabawne, że Mick nie byłby w stanie go powtórzyć.
Pogodne usposobienie Hatoru i jego dobry humor chyba zaczęły udzielać się pozostałej trójce. Mick zdobył się nawet na odwagę, by poprosić Pana o kupno breloczka ze słodką, iście kreskówkową żabką o ogromnych oczach. Użył przy tej prośbie odpowiednich form oraz potulnego, ale nie służalczego tonu. Przez to oblicze Drake'a zdawało się łagodnieć a kącik jego ust uniósł się nawet w nieznacznym uśmiechu. Może nawet on potrzebował chwili oddechu od problemów? Zgodził się kupić mu brelok i nawet przypiął mu go do szlufki spodni. Żabka wesoło kołysała się przy każdym jego kroku.
Kiedy opuścili tę krzykliwą dzielnicę zrobili sobie spacer wzdłuż Cheonggyecheon Stream, zrewitalizowanego strumienia. Mimo, że ścieżki po bokach rzeczki zostały wybetonowane, to nie czuło się w tym miejscu dyskomfortu. Pozostawiono wokół akurat tyle zieleni, że spacer był przyjemny, a uliczna sztuka stonowana i jedynie uzupełniająca krajobraz. Mick żałował, że nie przyszli tu o zmierzchu, kiedy liczne instalacje świetlne byłyby już włączone. Ale może wrócą tu jeszcze w któryś dzień? Nie był tylko pewien, jak długo Drake zamierza gościć w Seulu i czy znajdzie na to czas, ale postanowił go o to poprosić. Mogliby usiąść swobodnie na schodach stanowiących bulwary i patrzeć na ciemną, wręcz czarną wodę, płynącą spokojnie przez kanał, popijając kawę, czy nawet coś wysokoprocentowego.
Przygryzł dolną wargę, zdając sobie sprawę z tego, że spacer przy brzegu rzeki, w cichym otoczeniu, wieczorną porą, z Drake'em, miałby w sobie coś z randki. Absolutnie nie chciał wprowadzać między nich takiej atmosfery! Tym bardziej, że Pan zapewne wyśmiałby go, albo uczynił to wyjście najgorszą randką świata, by tylko mu dokuczyć. Potrząsnął głową, chcąc wybić sobie z niej ten pomysł, czym zwrócił na siebie uwagę Drake'a.
- Głodny? – Pan spytał, zerkając na zegarek.
Wydawał się równie rozluźniony co on sam, więc chłopak skinął głową. Był już głodny po treningu a słodka kawa nie nasyciła go na długo. Nie chciał jednak narzekać czy sprawiać kłopotów, dlatego nic o tym nie mówił.
- Zajedziemy jeszcze do banku i możemy iść na lunch – stwierdził Drake, zerkając na Misaki'ego, który zdawał się znać na pamięć jego rozkład dnia.
- Mamy ponad dwie godziny do spotkania z dyrektorem Min-Jae w Gangnam, więc nie widzę problemu. Możemy również zjeść w tej dzielnicy, żeby mieć pewność, że będziemy na spotkaniu o czasie – stwierdził ochroniarz.
- Bez rezerwacji? – Drake uniósł sceptycznie brew.
- Zaraz to załatwię – Misaki odmruknął, wyjmując komórkę i odnajdując kilka ekskluzywnych miejsc, gdzie mogliby coś zjeść.
Zwolnił nieco kroku i został w tyle, by nie przeszkadzać pozostałym w spacerze. Hatoru przejął natychmiast jego funkcję, co według Mick'a wyglądało jakby ktoś przestawił w nim niewidzialny przełącznik, jak w robocie. Pluszowa foka, którą nosił na ramieniu, powędrowała do kieszeni a jego twarz nabrała powagi i czujności. Chłopak nie miał wątpliwości, że Hatoru był równie dobry co Misaki, w tym co robił. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka tak nie wyglądało.
Wrócili więc do samochodu nieco okrężną drogą, by uniknąć ponownego przedzierania się przez tłum dzielnic handlowych i tak jak uprzedzał Drake, pojechali do banku. Mick został w samochodzie z Hatoru, ale nie czuli już względem siebie porannego skrępowania. Chłopak obracał w palcach breloczek z żabką a postawny ochroniarz głaskał pluszową fokę, którą usadowił sobie na kolanach, jakby była żywym kociakiem.
Restauracja, do której pojechali, była elegancka i nowoczesna, z przeszklonymi ścianami, przez które wpadało mnóstwo naturalnego światła. Mieli szczęście, że Misaki zdołał zarezerwować to miejsce dosłownie na ostatnią chwilę. Ale czego nie zrobi odpowiednia kwota pieniędzy?
Ochroniarze usiedli przy oddzielnym stole, więc Mick mógł mieć poczucie, że jest tu sam na sam z Panem. Jak zwykle czuł się nieco nieswojo w tak eleganckim miejscu, ale postanowił się tym dziś nie przejmować. Sięgnął nonszalancko po podane przez kelnera menu i przejrzał je z ciekawością. Miał ochotę na zwykłego burgera, którego o dziwo znalazł w menu. Mięso, z którego zostanie zrobiony kotlet było jakieś kraftowe, a pod bułką miały znaleźć się też trufle, ale wciąż był to hamburger.
Jednak, kiedy kelner wrócił do nich, by odebrać zamówienie, Mick'a dopadła dziwna trema, granicząca niemal z napadem paniki. Rozchylił usta, by się odezwać, ale głos uwiązł mu w gardle a oddech zgubił rytm. Opuszczał jego płuca, ale mnóstwo wysiłku kosztowało go zaczerpnięcie go na powrót. Szpakowaty mężczyzna, w eleganckim uniformie czekał cierpliwie, patrząc na niego z wyższością, której blisko było do pogardy. Czyżby dostrzegł obrożę na jego szyi? A może postrzegał go jako chłopaka z biedoty, który z desperacją uczepił się starszego, bogatego faceta, który stał się jego sponsorem?
Usta Mick'a drżały, gdy usiłował wypowiedzieć jedno, cholerne słowo: „burger". Ten człowiek musiał wiedzieć, jaka relacja łączy go z Drake'em. Może nie zdawał sobie z niej sprawy w stu procentach, ale na pewno był świadom, że coś tu było nie tak. Patrzył na niego z taką pogardą, z tak dziwnym uśmiechem, jakby Mick... podobał mu się? Może kręciło go jego poniżenie? Obroża na szyi, która była ewidentnym dowodem przynależności do Pana? A przecież Drake nie cierpiał, gdy w ten sposób zwracał na siebie uwagę innych mężczyzn. Tylko co niby miał zrobić w tej sytuacji? W ułamku sekundy stał się tak potwornie bezsilny. Co się z nim w ogóle działo?! Niegdyś był istną duszą towarzystwa, a teraz? Bał się złożyć zamówienie w głupiej restauracji? Bo co? Bo jakiś chuj gapił się na niego, nawet nie pożądliwie, po prostu ze zwykłą, ludzką ciekawością?
Drake, dostrzegając wreszcie jego zmieszanie, spojrzał na kelnera chłodnym wzrokiem, który natychmiast przywołał go do porządku. Kelner wyprostował się przesadnie.
- Dla niego makaron z Pesto i suszonymi pomidorami. Dla mnie stek, krwisty – Drake oznajmił, bez mrugnięcia okiem.
- Życzą sobie panowie czegoś do picia? Mamy znakomite białe wino, rocznik...
- Woda z cytryną wystarczy – Drake przerwał mu stanowczo.
- Oczywiście...
Kelner skinął głową i zniknął, pozostawiając Mick'a z uczuciem ulgi, ale i wstydem, że musiał polegać na Panu w tak prostej sytuacji. Drake wydawał się jednak niezainteresowany jego chwilową słabością, co chłopak odebrał ze szczerą ulgą. Nie zniósłby w tym momencie jego złośliwych przytyków i komentarzy. Jedynie zmartwiony wzrok Misaki'ego wwiercał mu się w duszę, ale ten było mu jakoś łatwiej ignorować. Wystarczyło skupić się na politurze stołu.
Resztę dnia Mick był cichy i przygaszony. Drake zwalał to na zmęczenie i nudę, dlatego posłał go z Hatoru do kina, podczas gdy sam udał się na spotkanie związane z negocjacją pewnego kontraktu. Stan chłopaka zdawał się być nieco lepszy, gdy pojechali na kolację, ale tym razem nawet nie próbował sam zaglądać do menu, pozostawiając decyzję jemu. Drake nie widział w tym nic złego, w końcu to on był tu Panem. To do niego powinny należeć takie decyzje. Pozwalał co prawda Mick'owi je podejmować, od czasu do czasu, ale była to technika, którą postanowił go tresować. Tak samo czyniono z psami. Pozwalano im z rzadka podejmować na spacerach decyzję o kierunku marszu, częściej jednak właściciel narzucał własny. Ale ta sporadyczna możliwość wyboru dawała psom złudne poczucie sprawczości, które paradoksalnie czyniło je bardziej uległymi. Wiedząc, że mogą dokonać wyboru były bardziej skłonne ugiąć się przed rozkazem właściciela. To samo czynił właśnie z Mick'iem, ale nie spodziewał się, że efekty zobaczy tak szybko. Chłopak zdawał się być kompletnie nieświadomy tej techniki i po prostu się jej poddawał. Podobało mu się to.
Po dniu pełnym wrażeń droga powrotna do hotelu wydawała się być spokojna i cicha. Mick siedział przy oknie, wpatrując się w rozmazane światła miasta, które migały za szybą. Drake zajmował miejsce obok, przeglądając coś w swoim telefonie, a ochroniarze dyskretnie wymieniali się uwagami na temat jutrzejszego planu spotkań. Po dotarciu do kasyna prywatna winda zawiozła ich na odpowiednie piętro, do eleganckiego apartamentu.
W miarę jak zbliżali się do drzwi Mick czuł rosnący niepokój. Abstynencja seksualna Pana nie mogła trwać wiecznie i doskonale o tym wiedział. Z resztą sam Drake dał mu tego ranka idealny przedsmak tego, co mogło go czekać, gdy zostaną sami w pokoju. Nakamura wydawał się co prawda być w dobrym nastroju, ale coś w jego uśmiechu sugerowało, że nie zamierza zakończyć ich dnia na zwykłym położeniu się do łóżka, by zgodnie z jego przeznaczeniem, po prostu iść spać.
Kiedy tylko weszli do apartamentu, uprzednio sprawdzonego przez ochroniarzy, Drake natychmiast udał się do łazienki. Mick przysiadł na brzegu fotela i wsłuchiwał się w odgłosy lejącej się wody. Kiedy ucichła włączył telewizor, czując się źle w nagłej ciszy, jaka go otoczyła. Coś wisiało w powietrzu. Wiedział to. Czuł jak włoski na rękach i karku stają mu dęba. Aż podskoczył, gdy Pan wkroczył do pokoju, owinięty w biodrach ręcznikiem.
- Prysznic – rzucił krótko, wskazując głową w stronę łazienki.
Mick poderwał się z miejsca i zamknął we wzmiankowanym pomieszczeniu. Podczas gdy on był zajęty kąpielą Drake przygotowywał akcesoria, które miał zamiar użyć tej nocy. Jego fiut był już w pełni sprawny, o czym przekonał się właśnie pod prysznicem, gdy stanął mu na myśl o tym, co mógłby zrobić tej nocy z chłopakiem. Mógł jutro pospać do późna, więc mieli przed sobą całą, długa, upojną noc. Jak dobrze, że zabrał ze sobą trochę sprzętu.
Rozłożył na pościeli uprzęże, opaskę na oczy, buteleczkę lubrykantu i kilka zabawek, czekając cierpliwie, aż chłopak skończy się myć. Oczywiście przedłużał to jak mógł, ale Drake nie zamierzał go popędzać. Ich zabawa i tak dojdzie do skutku.
Kiedy Mick wreszcie opuścił łazienkę i zobaczył co na niego czekało, aż zamarł. Jego ramiona lekko opadły, jakby tracił napięcie mięśni, godząc się z sytuacją. Zielone oczy, pozbawione tych irytujących soczewek, błysnęły lękiem, ale też czymś w rodzaju ekscytacji. Jego oddech przyspieszył, stając się płytszym a wzrok mimowolnie zsunął się w dół, unikając bezpośredniego kontaktu ze spojrzeniem Pana. Nieświadomie okazywał tak wiele oznak uległości, że Drake'a aż przeszył dreszcz podniecenia.
Gdy ruszył w stronę chłopaka ten zrobił krok w tył, niemal instynktownie, ale zaraz zatrzymał się i zacisnął dłonie, jakby próbował przypomnieć sam sobie o posłuszeństwie. Bezwiednie oblizał usta w nerwowym odruchu. Gdy Drake stał już przy nim mógł dostrzec, jak ten drży. Jak jego grdyka porusza się, gdy przełyka z wysiłkiem. Mick wiedział, że nie ma ucieczki a to co zamierzał z nim zrobić było nieuniknione. Nie stawiał więc oporu, gdy ujął go wyjątkowo delikatnie za dłoń i poprowadził bliżej łóżka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz