Drake pomylił się dwukrotnie, nim wpisał odpowiedni kod i dostał się do własnego apartamentu. Był wykończony całonocną imprezą i jedyne o czym marzył to sen. Jednak, gdy tylko przekroczył próg mieszkania, poczuł lekki zapach spalenizny. Ale kuchnia nie nosiła żadnych śladów ewentualnego pożaru. Postanowił to zignorować i po prostu skierować się do sypialni. Przechodząc koło kanapy zatrzymał się i zajrzał przez oparcie. Zmarszczył brwi widząc skulonego chłopaka, który spał w najlepsze, obśliniając pilot, który przytulał do twarzy. Telewizor musiał wyłączyć się automatycznie dawno temu. Mrużąc z irytacji oczy, bez cienia litości, zepchnął blondyna na podłogę.
- Do cholery, od spania masz łóżko! Nawet z tej namiastki swobody, którą ci dałem, nie potrafisz korzystać?! - uniósł się, samemu nie rozumiejąc do końca, dlaczego.
Może wciąż przemawiał przez niego wypity alkohol? Mick podniósł się z trudem i obrzucił go zaspanym spojrzeniem. Wydawał się mocno zdezorientowany.
- Przepraszam, sir - wymruczał, zerkając na zegar na ścianie. – Zrobię kawy... - zaproponował, od razu kierując się do kuchni.
Mężczyzna odprowadził go nieco zdziwionym wzrokiem. Usiadł na kanapie i rozwiązał krawat, rzucając go na niski stolik. Skrzywił się, kiedy została postawiona przed nim filiżanka a blondyn wrócił bez słowa do kuchni i zajął się przygotowywaniem śniadania.
- To ostatni raz, kiedy ci folguje - oznajmił, upijając czarny płyn.
Nie słysząc odpowiedzi odstawił głośno filiżankę na spodek. Od kiedy to Mick przestał mu pyskować albo chociaż dyskutować i sprzeciwiać się jego decyzjom? Był dziwnie osowiały. Przecież nie mógł go złamać zwykłym nadmiarem seksu. A może? Czy, mimo wszystko, mógł być aż tak kruchy? A może coś kombinował i chciał w ten sposób uśpić jego czujność?
- Życzy pan sobie twarogu do śniadania, sir? - Pytanie, zadanie w służalczy sposób, wywołało w nim pełne pogardy prychnięcie.
- Nie, nie życzę sobie śniadania w ogóle. Jadłem na mieście - oznajmił dopijając kawę.
Kątem oka widział, jak blondyn waha się chwilę, ale w końcu chowa składniki z powrotem do lodówki.
- Czy w takim razie, mogę udać się do pokoju, sir? - spytał, pochylając pokornie głowę.
W Drake'u aż zawrzało. Miał ochotę złapać go za włosy i rozkwasić mu nos na najbliższej ścianie. Jednak jedynym objawem jego wściekłości było mimowolne drgnięcie górnej wargi.
- Znikaj mi z oczu - rozkazał przez zaciśnięte zęby.
Kiedy chłopak pobiegł na górę podążył za nim, jednak udał się do gabinetu. Odpalił tam laptop i przejrzał monitoring. Być może wydarzyło się coś, co miało wpływ na zachowanie Mick'a. Katastrofa z ciastem nie wydała mu się jednak specjalnie istotna, choć wyjaśniała unoszący się w apartamencie zapach. Blondyn pewien czas płakał w kuchni a następnie przeniósł się na kanapę i bezmyślnie skakał po kanałach aż zasnął. Nic nadzwyczajnego.
Masując opuszkami palców skroń zamknął laptop. Nie uchodziło wątpliwości, że życie niewolnika nie było usłane różami i dzieciak po prostu mógł miewać załamania. Niemniej, nie miał w tej chwili siły, żeby to roztrząsać. Po południu miał ważne spotkanie i potrzebował się przespać choć kilka godzin. Wziął więc szybki prysznic i położył do łóżka.
Po przebudzeniu czuł się o niebo lepiej, mimo, że opróżnił całą butelkę wody, stojącą przy łóżku. Schodząc na dół dostrzegł swojego zwierzaczka w kuchni. Objął go wokół bioder i ucałował z głośnym pomrukiem, za uchem. Mick zachichotał uroczo, wtulając się w niego plecami, ale nie przerwał mieszania drewnianą łyżką w makutrze. Ucierał w niej czekoladowe ciasto, które wypełniało kuchnie rumowym aromatem, który do niego dodał.
- Wyspałeś się, misiaczku? - blondyn spytał, brudząc mu nos surowym ciastem, które zaraz zlizał.
Drake przyparł go do blatu i zatopił się w jego ustach, chcąc zasmakować tej samej słodyczy.
- Powiedzmy, że tak - odpowiedział dopiero, kiedy oderwali się od siebie. – Z jakiej to okazji? – spytał.
Wskazał przy tym skinięciem głowy na przygotowaną na blacie formę, wysmarowaną masłem i obsypaną mąką. Rzadko zdarzało się, żeby Mick piekł ciasta. Chłopak wzruszył lekko ramionami.
- Miałem na nie ochotę - przyznał beztrosko.
Drake nabrał palcem nieco roztopionej czekolady z brzegu miseczki. Ubrudził nią wargi blondyna i wsunął palec pomiędzy nie, rozprowadzając czekoladę po jego języku. Słodkie rumieńce na jego policzkach były wręcz rozbrajające, a kiedy zassał mu się na palcu, samokontrola poszła w las.
- Teraz to ja mam ochotę, ale na ciebie - wymruczał łapiąc go zaborczo za pośladki.
Mick pisnął zabawnie, ale poddał się pocałunkowi. Pozwolił też posadzić się na blacie, nie żeby właściwie miał jakiś wybór. Zaprotestował dopiero, kiedy zaczął rozpinać mu spodnie. Z trudem wyswobodził się z jego objęć i zdzielił go drewnianą łyżką w rękę, kiedy próbował go jeszcze zatrzymać.
- Muszę wstawić ciasto - wytłumaczył się, zapinając rozporek.
Przelał ciasto do formy i usiłując ignorować łakomy wzrok mężczyzny, wstawił je do piekarnika.
- Wolałbym pożreć ciebie. Ostatnio nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu, ciągle tylko praca - brunet poskarżył się.
Zaczekał aż śmiercionośne narzędzie, w postaci drewnianej łyżki, zniknie z zasięgu Mick'a i znów objął go wokół bioder. Tym razem nie pozwolił mu się wyrwać a każde słowa sprzeciwu gasił namiętnymi pocałunkami. Kiedy blondyn w końcu skapitulował i wtulił się w jego tors, pogładził go po włosach.
- Może wezmę jutro dzień wolny i pojedziemy nad to jezioro, które tak lubisz. Tylko my dwoje. Co ty na to? - zaproponował.
Blondyn łypnął na niego jednym okiem.
- I żadnych telefonów i nagłych wezwań? - dopytał podejrzliwie.
- Nawet nie wezmę ze sobą komórki - Mick uśmiechnął się wesoło, słysząc zapewnienie.
Powinien już wiedzieć, że takie reakcje w towarzystwie mężczyzny, były po prostu niebezpieczne. Jego biodra zostały przyparte do brzegu blatu i nawet przez dżinsy poczuł jak nabrzmiały członek ociera mu się o pośladki. Mruknął nieco zaskoczony, ale wszelkie niedogodności rekompensowały gorące pocałunki, którymi została zasypana jego szyja.
Drake jednym, gwałtownym ruchem zrzucił z blatu zawadzające naczynia. Brudna miska zatańczyła na podłodze z głośnym brzękiem. Miał ochotę przelecieć chłopaka tu i teraz, na kuchennej wyspie. Gra wstępna może i była nieco brutalna, ale nie chciał dłużej czekać. Rozbierał go w pośpiechu, co chwile odnajdując wargami jego słodkie usta. Podgryzając go w sutek poczuł jego palce, wplatające mu się we włosy i usłyszał słodki, rozbrajający jęk. Uniósł się na chwilę by zobaczyć tę uroczą twarzyczkę, zalaną czerwienią i nieśmiały, choć rozpalony wzrok. Spojrzenie tych zielonych oczu rozkładało go na łopatki. Sprawiało, że chciał go całego jedynie dla siebie. Chciał ukryć go przed światem i trzymać w ramionach. Zacisnąć dłonie na jego długiej, smukłej szyi i wydusić z niego życie, jeśli miałby od niego odejść. Słodki zapach czekolady, wypełniający całą kuchnię, nabrał nieco goryczy. Oparł czoło o klatkę piersiową chłopaka, wzdychając ciężko.
- Kociaczku, chyba ciasto się pali - zauważył, czując coraz intensywniejszy swąd spalenizny.
Otwarł gwałtownie oczy, które natychmiast zmrużył, porażony jasnością dnia, wkradającą się bezlitośnie przez świetlik w suficie. Krzykliwy odgłos budzika niemal rozsadzał mu czaszkę. Sięgnął po niego po omacku i ledwo dał radę go wyłączyć. Rzucił nim przez pokój, zirytowany. Piekielne urządzenie roztrzaskało się o drzwi i w kawałkach rozsypało na podłodze.
Palcem wskazującym i kciukiem przetarł oczy, wzdychając. Skąd wziął się tak absurdalny sen? On i Mick jako, co właściwie, para? Parsknął śmiechem z niechęcią zwlekając się z łóżka. Chyba musiał zacząć uważać na to z kim i co pije. Może wrzucili mu coś do drinka? Przeciągnął się i skierował do łazienki. Zimny prysznic od razu pomógł mu się rozbudzić. Dochodziło południe, miał więc jeszcze z dwie godziny do spotkania. Założył na siebie tylko bieliznę i spodnie i zszedł na dół, rozczesując palcami mokre włosy.
Mick krzątał się po kuchni, skupiony nad przygotowywaniem obiadu, przez co ledwo go zauważył. Skinął mu głową na powitanie dopiero, gdy usiadł na wysokim hockerze, przy kuchennej wyspie. Bez słowa podał mu kawę i kawałek cholernego, czekoladowego ciasta. Drake zaśmiał się krótko, na ten widok, ale nie odpowiedział nic, na pytające spojrzenie chłopaka. Kiedy dopił kawę pomógł mu jednak przy obiedzie. Blondyn wybrał bowiem niełatwy przepis, z książki kucharskiej, którą mu kupił. Drake wolał więc sam zakasać rękawy, by oszczędzić kuchni kolejnych katastrof. I by zjeść przed spotkaniem coś więcej niż kanapkę z automatu, czy inne gotowe danie.
Przez cały ten czas Mick wydawał mu się być spięty a już na pewno uważał na każde słowo i gest. Jego zachowanie naprawdę działało mu już na nerwy. Zaczął nawet myśleć, czy dzieciak nie chce po prostu o coś poprosić, że jest tak posłuszny. Jednak zjedli posiłek w milczeniu i kiedy po nim posprzątał, od razu uciekł na górę. Wieczorem będzie musiał postawić go do pionu, ale nie wiedział jeszcze jak to zrobić. No bo co, miał mu wprost powiedzieć, że ma się sprzeciwiać i pyskować, bo to go w nim kręci? Wywracając oczami zarzucił na ramie marynarkę i wyszedł z apartamentu. Nie mógł się spóźnić na spotkanie.
Kiedy Drake wrócił do apartamentu dochodziła dziewiąta wieczór. Był tak wykończony, że nawet nie silił się na ściągnięcie butów. Negocjacje nie poszły tak gładko, jak zakładał. Dodatkowo wciąż nie mogli znaleźć odpowiedzialnego za wysadzenie klubu i podłożenie bomby w jego samochodzie. Mieli co prawda kilku podejrzanych, ale bez jasnych dowodów mieli związane ręce. Nikt nie chciał ryzykować wojny między grupami o czym Wuj przypominał mu na każdym kroku. Był już zmęczony tymi wszystkimi domniemaniami. Równie dobrze mogli wróżyć z fusów.
Opadł ciężko na kanapę, rzucając marynarkę na jej poręcz i potarł zmęczone oczy. Dopiero zdał sobie sprawę z tego, że w apartamencie było zbyt cicho. Co prawda kolacja czekała na niego na blacie w kuchni, ale nie miał na nią ochoty.
- Mick! - zawołał dość głośno, by chłopak usłyszał, ale mimo to nie wyszedł z pokoju.
Sprawdził lokalizator na komórce, który wskazywał, że jest na górze. Wyciągnął więc z kieszeni pilocik i nacisnął jeden z guzików, ten wywołujący krótkie, słabe porażenie, służące do przywołania. Raz, drugi i trzeci. I nic. Coraz bardziej wściekły nadusił kolejny przycisk. Tym razem usłyszał krzyk i blondyn w mgnieniu oka zbiegł po schodach. Jego oczy były zaczerwienione a twarz odrobinę napuchnięta. Chyba znów płakał.
- Wołałem cię - warknął ignorując jego stan.
- Przepraszam, już spałem, sir... - Mick wyjaśnił kuląc ramiona i nieco pochylając głowę.
- Znów ta posłuszna postawa - Drake prychnął z pogardą i uśmiechając się złośliwie, rozpiął rozporek. - Skoro chcesz się bawić w ten sposób, niech będzie.
Rozsunął nogi, klepiąc się po wewnętrznej stronie uda, jakby przywoływał do siebie psa. Blondyn przyglądał się temu, ale nie drgnął nawet o milimetr. Chyba nie do końca rozumiał o co mu chodzi.
- Klękasz i bierzesz do ust Mick'i - rozkazał, z satysfakcją dostrzegając, jak jego dolna warga drży.
Mimo to uklęknął nieco niechętnie między jego nogami i zabrał się do dzieła. Drake westchnął zadowolony i chwytając chłopaka za włosy, narzucił mu odpowiednie tempo. Odchylił głowę na oparcie kanapy i przymknął oczy, rozkoszując się doznaniami. Tak, potrzebował tego rozluźnienia bardziej niż sam przypuszczał.
Spuścił się dość szybko, wycierając główkę członka o policzek chłopaka. Nie pozwolił mu jeszcze wstać, zastanawiając się, czy może nie ma ochoty na drugą rundę. Mick położył mu głowę na udzie i pozwalał się głaskać po głowie, niczym słodki szczeniaczek. To porównanie nieco rozbawiło mężczyznę. Choć wolałby mieć między nogami wściekłego kociaka, któremu trzeba było spiłować pazurki. Niestety nie zanosiło się na to. Blondyn był zbyt zmęczony, jakby wymagał od niego nie wiadomo czego. Widząc, że przysypia chwycił go za obrożę i pociągnął w górę, ciskając nim nagle na stolik. Chłopak jęknął, łapiąc się jego brzegu i kuląc niczym spłoszona mysz.
- Spieprzaj na górę, jeśli masz zamiar spać - Drake warknął, kopiąc go na odchodne, gdy zbierał się z podłogi.
Gdy zniknął za drzwiami pokoju ten schował członek w spodnie i włączył telewizor. Nie wiedzieć czemu, przypomniał mu się dzisiejszy sen. Prychnął ze śmiechem. I oni niby mieliby się w sobie zakochać? Co za bzdury.
Odchylił się na kanapie, zerkając w stronę kuchni. Tak, teraz nabrał apetytu. Podgrzał kolację i zjadł ją na stojąco, przy blacie. W międzyczasie przeglądał na telefonie stronę z seksownymi ubraniami. Sen podsunął mu bowiem pewną ciekawą wizję. Chciałby zobaczyć Mick'a krzątającego się po kuchni w fartuszku. Tylko i wyłącznie w uroczym, falbaniastym fartuszku. Mógłby przełożyć go przez blat i przelecieć tę jego chudą, ale krągłą dupkę.
Oczywiście poza fartuszkiem w wirtualnym koszyku znalazła się cała masa innych strojów. Musiał przyznać, że nieco się przy tym zapędził. Ale co mógł poradzić na to, że każdy kolejny zestaw podobał mu się coraz bardziej? Kiedy wrócił na kanapę, ze szklanką whisky i zobaczył kwotę do zapłaty, aż uniósł brew. Przejrzał koszyk jeszcze raz, tym razem na spokojnie i usunął z niego kilka pozycji. Zastanawiał się przy tym, dlaczego widział Mick'a w stroju żaby albo w krowim pajacyku? Po namyśle przywrócił biały pajacyk w brązowe łatki i z kapturkiem z rogami, szczerząc się jak głupi. Był ciekaw miny chłopaka, kiedy każe mu w nim spać. Wybrał ekspresową przesyłkę i zapłacił za zakupy. Została ponad godzina do północy, więc paczka powinna dotrzeć przed południem. Zadowolony wypalił jeszcze papierosa i poszedł spać.
Budzik dzwonił uparcie już od kilku minut, ale Mick nie miał ochoty wstawać. Ledwo zmusił się do tego, by sięgnąć po komórkę i wyłączyć uciążliwy alarm. Odwrócił się w stronę okna i długo obserwował krople deszczu, spływające po szybie. Parszywa pogoda również nie zachęcała do wygrzebania się z ciepłego łóżka. Przeniósł spojrzenie na biurko i usiadł gwałtownie. Jakim cudem pokrywa terrarium była uchylona? Czyżby nie domknął jej wczoraj, gdy karmił pająka? Mogło tak być. W tym czasie Drake go wołał a on uparcie to ignorował, aż poraził go boleśnie prądem. Kiedy wrócił później do pokoju od razu padł do łóżka, nawet nie włączał światła.
- O kurwa. O kurwa! - krzycząc spanikowany, wyskoczył z łóżka i zaczął przekopywać pokój w poszukiwaniu ptasznika.
Zajrzał pod łóżko, odsunął biurko i szafę. W łazience przewrócił kosz z praniem i zajrzał za toaletę. Nigdzie nie było po nim śladu. Zdenerwowany przygryzł zgięty palec wskazujący. Czy wieczorem zamykał drzwi z pokoju? Obecnie były zamknięte a panel świecił się na zielono. Wyszedł na korytarz, patrząc cały czas pod nogi, by nie rozdeptać biednego stworzenia. Wyjrzał przez balustradę, ale wydawało mu się mało prawdopodobne, żeby pająk zjechał na pajęczynie na dół. Raczej powinien być wciąż na piętrze. Sprawdził w donicy kwiatu, stojącego przy schodach, ale tam również go nie było. Pozostało sprawdzić resztę korytarza, gdyż nie sądził, że ptasznik mógł dostać się do któregoś z pokoi, bo wszystkie były wczoraj zamknięte. Prawda?
Tymczasem Drake, niczego nieświadomy, drapiąc się po kroczu i ziewając, wszedł do swojej prywatnej łazienki, która znajdowała się na tyłach sypialni. Uniósł klapę toalety i wyciągnął z bokserek członka celem wysikania się. Westchnął z ulgą, gdy mocz popłynął wartkim strumieniem. Ziewnął jeszcze raz i zerknął w dół. Coś połaskotało go po bosej stopie. Był zbyt zaspany, żeby jego mózg od razu przetworzył to co widział. Zrozumienie przyszło o ułamek sekundy za późno. Paskudna, ośmionożna, włochata bestia wspinała mu się już po kostce. Z wrzaskiem wypadł z łazienki, mało nie ujeżdżając na mokrych, od własnego moczu, kafelkach.
Mick stał w progu jego sypialni, blady jak kartka papieru i mógł jedynie obserwować tę katastrofę. Rozochocony, poszukiwaniem zbereźnych ubranek, Drake musiał zapomnieć domknąć drzwi pokoju.
- Zatłukę cię! - wrzasnął wściekły.
Doskoczył do chłopaka i popchnął go na ścianę. Przyparł boleśnie przedramieniem nieco go podduszając.
- Co mówiłem o wypuszczaniu tego paskudztwa?! - krzyknął mu prosto w twarz.
Nie czekał jednak na odpowiedź. Chwycił go za ramie i wrzucił go swojej sypialni. Dopiero kiedy Mick zaczął rzucać się niczym ryba wyciągnięta na brzeg, przypomniał sobie o elektrycznym systemie zabezpieczeń. Wywrócił oczami i sięgnął po komórkę, która, na całe szczęście, leżała na komodzie, blisko drzwi. Wyłączył obrożę i podniósł dzieciaka za włosy, ciskając go w głąb pomieszczenia.
- Zabieraj go stąd! - rozkazał.
Mick rozejrzał się chaotycznie wokół, ale na szczęście od razu dostrzegł pajączka ukrytego pod nocną szafką. Skrzywił się widząc, że odpadło mu jedno z odnóży, ale wolał na razie nie mówić o tym swojemu panu. Wziął go ostrożnie na ręce i pospiesznie zaniósł do terrarium. Upewnił się, że jest zamknięte i już chciał biec do kuchni, by zająć się śniadaniem, ale Drake zastąpił mu drogę. Bez słowa chwycił go za obrożę i zaciągnął do pokojona końcu korytarza. Zapach trawy cytrynowej wywołał w nim mdłości, ale może był to po prostu efekt pustego żołądka, upominającego się o posiłek?
- Zostań.
Podskoczył na odgłos zamykanych drzwi. Chwycił brzeg koszulki i miął ją w palcach, zastanawiając się z przerażeniem, jakie tym razem tortury będą go czekać. Czuł, jak serce łomocze mu w piersi. Odwrócił się, kiedy brunet wrócił, ciągnąc za sobą wielki, czarny kufer. Postawił go na środku pomieszczenia i uniósł wieko. Zawiasy cicho skrzypnęły.
- Wchodzisz do środka - rozkaz wydany beznamiętnym tonem przypomniał mu moment, kiedy został kupiony i miał wejść do bagażnika.
Kufer był jednak znacznie od niego mniejszy. Mimo wszystko udało mu się w nim położyć na boku, podkulając mocno nogi i ręce. Odważył się unieść spojrzenie i zobaczyć wykrzywioną złością twarz mężczyzny. Pisnął cicho, gdy wieko opadło z trzaskiem. Drake zapiął kłódkę i kilka razy kopnął w pudło ze wściekłością, aż to przesunęło się, zgrzytając o podłogę.
- Może teraz zapamiętasz, żeby zamykać to jebane terrarium! - krzyknął jeszcze na odchodne i Mick mógł usłyszeć, jak opuszcza pokój zabaw.
Żeby nie marnować tlenu starał się oddychać powoli i płytko, co wcale nie było łatwe. Choć kufer nie mógł być aż tak szczelny. Widział prześwity światła w szczelinie pokrywy. Wiedział jednak, że jeśli wpadnie w panikę mógłby się w nim udusić mimo to.
Tymczasem Drake poszedł wziąć prysznic i ogarnąć nieco łazienkę. Przy śniadaniu zastanawiał się, czy zostawiać dzieciaka w kufrze na dłużej. Sam fakt, że zostawił go samego na górze, był niebezpieczny. Podejrzał na komórce widok z kamery, dopijając kawę. Kufer stał nieruchomo tak jak go zostawił, ale czego mógłby się spodziewać? Że będzie tańczyć po pokoju?
- Pieprzyć to. Najwyżej zdechnie - stwierdził na głos i wyszedł z apartamentu.
Już dawno nikt go tak nie wkurzył.
Mimo porannej pewności w południe nie potrafił skupić się na pracy. Cały czas zerkał w monitoring. Może tym razem posunął się jednak za daleko? A co, jeśli Mick naprawdę tego nie przeżyje? Rozmyślał o tym cały dzień. W pewnym momencie chciał nawet posłać do apartamentu swojego asystenta, żeby wypuścił blondyna ze skrzyni, ale jakby to wyglądało? Kaoru o nim wiedział, w końcu kupował mu ubrania, ale wolał nie pokazywać mu pokoju zabaw. Mimo wszystko musiał jakoś dotrwać do wieczoru.
Ostatecznie odwołał ostatnie spotkanie i wrócił do mieszkania po osiemnastej. Mick spędził w skrzyni jedenaście godzin. Nie zwlekając zabrał z kuchni butelkę wody i poszedł na górę. Otwierał pokój zabaw z duszą na ramieniu. Odetchnął niemal natychmiast, słysząc płacz i żałosne skomlenie, dobiegające ze skrzyni. Zdjął z niego kłódkę i powoli uniósł wieko. Od razu uderzył go smród uryny. Mick był cały zasmarkany i patrzył na niego skołowanym wzrokiem. Jego kończyny były mocno zesztywniałe, więc musiał pomóc mu się wydostać i rozruszać. Przez poranną przygodę z pająkiem dzieciak zapewne nie zdążył się załatwić po przebudzeniu, dlatego zlał się w spodnie.
- Cudownie i kufer do wyrzucenia - burknął pod nosem, ale mógł winić tylko siebie.
Kazał chłopakowi napić się wody i iść się umyć a sam zajął się sprzątaniem.
Mick z trudem dowlókł się do pokoju i wszedł pod prysznic. Gorąca woda rozbudziła jego członki, przywracając im względną sprawność. Był potwornie głodny, ale nie miał ochoty schodzić na dół. Musiał pomyśleć na przyszłość o chowaniu jakichś przekąsek w pokoju. Tylko czy ten dupek, który każe nazywać się panem, mu na to pozwoli? Przecież nie uwierzy, że chipsy są dla pająka. Pewnie teraz każe mu przygotować kolacje. Było jeszcze dość wcześnie.
Zmarnowany oparł czoło o zimne kafelki. To zawsze mu pomagało. Zamknięcie w kufrze było strasznym przeżyciem. Chyba wolałby spędzić dwa dni związany w klatce, jak niedawno. W niej przynajmniej mógł zmienić pozycję. W skrzyni nie miał na to szans, przez co potwornie bolało go biodro i bark. Rozmasowanie ich nic nie dało. Obroża niespodziewanie go uszczypnęła, więc chyba Drake go ponaglał.
- Och pierdol się - warknął pod nosem, na tyle cicho, żeby nie usłyszał, jeśli czekał już na niego w pokoju.
Na szczęście tak nie było. Otwarł szafę, chcąc się ubrać, ale półki okazały się puste. Zdziwiony zajrzał do szuflad z bielizną, ale one również świeciły pustką.
- Co jest? - spytał sam siebie.
Owinął się ręcznikiem w biodrach i niepewnie zszedł na dół. Drake siedział na kanapie, rozpakowując jakieś kolorowe szmatki, które przewieszał przez poręcz.
- Sir, gdzie zniknęły moje ubrania? - zapytał, choć zdawał się już znać odpowiedź.
Paskudny uśmiech mężczyzny, który zakręcił stringami na palcu, aż zacisnął mu żołądek.
- Kupiłem ci nowe - oznajmił wskazując na porozkładane... cóż, nazwanie tego ubraniami było bardzo umowne.
Dopiero kiedy się przyjrzał pojął, czym były kolorowe szmatki. Podniósł nawet jedną z kusych spódniczek i spojrzał na swojego pana z niedowierzaniem.
- Nie będę tego nosił! - oburzył się natychmiast.
Drake zaśmiał się, rzucając mu różowe, koronkowe majteczki.
- Wcale ci nie karzę. Albo ubierzesz się w to co ci dam, albo możesz chodzić nago. Twój wybór. - stwierdził mężczyzna, rozkładając na stoliku czarną sukienkę z białym, koronkowym podszyciem, przypominającą strój służącej taniego pornola.
Mick zagryzł zęby, powstrzymując potok przekleństw, który wręcz cisnął mu się na usta. Miotał się przez chwilę, ale w końcu skapitulował. Powarkując wściekle i mrucząc coś pod nosem w rodzimym języku, zrzucił ręcznik na podłogę i ubrał się w strój pokojówki, pod czujnym okiem Drake'a.
Mężczyzna świetnie się bawił, obserwując jak usiłuje ułożyć przyrodzenie w damskich majteczkach, w których jego słodka dupcia wyglądała jak dorodne jabłuszko. Przy sukience musiał mu nieco pomóc, bo składała się z kilku części a zamek był z tyłu. Kiedy skończyli ocenił ich dzieło i zagwizdał z aprobatą. Mick, niemal bordowy na twarzy, z gniewu i wstydu, zaciągał spódniczkę, usiłując bardziej się zakryć. Zdzielił go po rękach, żeby nie ponaciągał materiału.
- Teraz możesz zająć się kolacją. Kiedy zjemy urządzimy sobie rewie mody - oznajmił, wręcz pożerając go wzrokiem.
Blondyn miał serdecznie dość. Był zmęczony, obolały, głodny i kompletnie nie było mu w tym momencie do śmiechu.
- Pierdol się! - warknął wściekle, kompletnie się zapominając.
W tej chwili miał gdzieś konsekwencje. Chciał zedrzeć z siebie ten niedorzeczny strój, ale Drake złapał go za obrożę i przyciągnął, wbijając paznokcie w jego umęczone pośladki.
- Och, takie brzydkie słowa z ust słodkiej służącej? Nieładnie - mruknął mu tuż przy uchu. – Będzie trzeba popracować nad twoim brakiem szacunku.
Ugryzł go nieco boleśnie w małżowinę i odepchnął, wyciągając z kieszeni pilocik sterujący obrożą. Mimo własnych słów nie wydawał się rozgniewany a wręcz przeciwnie. Jego ciemne oczy wręcz błyszczały od pożądania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz