Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

11.01.2025

74.

Mick biegł w równym tempie, wpatrując się w mały ekran na panelu bieżni, na którym pokazywały się kolejne liczby: dystans, spalone kalorie, czas. Mechaniczne ruchy nóg i rytmiczne odgłosy kroków miały w sobie coś kojącego, pozwalały jego myślom płynąć swobodnie, jakby z każdym krokiem zostawiał za sobą stres ostatnich dni. Nie udało mu się jednak uciec od rozmyślań na uciążliwe tematy.

Minęły trzy dni od spotkania z Miyazakim. Atmosfera w biurze przypominała kocioł, który lada moment mógł eksplodować. Ludzie Drake’a chodzili wściekli, niemal otwarcie wyładowując frustracje na sobie nawzajem, co było dość nietypowe, biorąc pod uwagę ich zwykle przyjacielskie podejście do siebie. Mick wiedział, że powodem tego zamieszania była decyzja Pana, by zaangażować swoich ludzi w pomoc przy organizacji rocznicy ślubu wuja.

W teorii była to zwykła rodzinna przysługa, ale wszyscy wiedzieli, że Drake robił to nie z powodu sentymentów, tylko polityki. Odesłanie własnych ludzi do pracy nad czymś tak nieistotnym, jak przyjęcie, rozjuszyło ich, choć nikt nie śmiał powiedzieć tego na głos. Narastały więc napięcia i spory, co sprawiało, że atmosfera w biurze była wręcz duszna. Przez to cieszył się, że nie spędzi tam dziś ani minuty.

Mick prychnął pod nosem, przypominając sobie żonę głowy yakuzy, Keiko, która regularnie wysyłała wiadomości pełne coraz bardziej absurdalnych zmian koncepcji przyjęcia.

Przydałoby się jeszcze więcej białych róż. Może też jakieś figury z lodu? Tak, koniecznie figury z lodu! – Mick niemal słyszał jej głos w swojej głowie.

Mógłby przysiąc, że jeśli ktoś powinien być epicentrum tej całej frustracji, to właśnie Drake. A jednak Pan, choć w biurze był jak zawsze nieprzejednany i skrajnie surowy, szczególnie wobec niego, zachowywał się inaczej, gdy wracali do apartamentu. Mick zmarszczył brwi, wspominając te chwile.

Drake w biurze i Drake w domu byli dwoma różnymi osobami. W pracy Mick musiał uważać na każdy ruch, każdy oddech. Błąd był równoznaczny z ostrym słowem, lodowatym spojrzeniem, a czasem nawet z naganą wyrażoną w najbardziej upokarzający sposób – uderzeniem z otwartej dłoni w twarz. Ale w domu… Mick westchnął, zwiększając tempo bieżni.

W domu Drake był… ludzki. Właśnie to tak go dezorientowało. Pan w apartamencie zdawał się być niemal ciepły. Wspólne gotowanie – które, choć czasochłonne i nieraz chaotyczne z powodu kontuzjowanej ręki Mick’a – było dziwnie satysfakcjonujące. Drake nie raz go poprawiał, ale robił to bez złości, czasem z ironicznym komentarzem, który jednak bardziej go bawił niż ranił.

Po posiłkach oglądali telewizję albo brali wspólne kąpiele, co było dla niego równie dziwne. Właśnie wtedy powinien być najbardziej czujny, bo spodziewał się, że Drake będzie chciał wykorzystać go do rozładowywania swojej frustracji w jedyny sobie znany sposób – poprzez seks. Ale nic takiego nie miało miejsca. No, prawie nic.

Mick przygryzł wargę, wspominając wczorajszą noc. Zadowalał Drake’a ustami na kanapie, podczas gdy w tle leciała jakaś głupia komedia. Spodziewał się, że Pan, jak zwykle, wciągnie go w coś bardziej intensywnego, ale po wszystkim Drake po prostu dopił drinka, wyłączył telewizor i stwierdził, że jest zmęczony. I ot tak poszli spać.

To było frustrujące. Drake burzył schematy, które Mick znał. Przywykł do jasnych zasad a zamiast tego dostawał coś, co na pierwszy rzut oka przypominało normalność, ale wciąż czuł się pod nią uwieziony, jakby była czymś sztucznym, zwiastując większy wybuch, który wręcz położy go na łopatki.

Podświadomie przyspieszył tempo biegu, jakby chciał uciec przed własnymi myślami. Po chwili musiał jednak zwolnić, gdy puls podskoczył do nieprzyjemnego poziomu. Zatrzymał bieżnię i oparł się o jej uchwyty, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze naprzeciwko.

Czego on właściwie chce? – pomyślał, czując irytację, która z każdą chwilą mieszała się z czymś na kształt niepewności.

Przetarł twarz małym ręcznikiem, czując, jak kropelki potu spływają mu po skroniach. Przewiesił materiał przez kark i wciągnął głęboko powietrze, czując mieszankę zapachu gumowej wykładziny, potu i kurzu, charakterystyczną dla tego miejsca. Wieżowiec należący do Drake’a wciąż go zaskakiwał. Dziś dowiedział się, że mieści się w nim siłownia dla personelu. Nie była to jednak zwykła przestrzeń do ćwiczeń a bardziej przypominała ekskluzywny klub bokserski z pełnowymiarowym ringiem w centrum, workami treningowymi i zestawem maszyn, których nazw Mick nawet nie znał.

Spojrzał w stronę bieżni, na której spędził ostatnie kilkanaście minut i zastanawiał się, czy wrócić na stacjonarny rower, czy może trochę odpocząć. Drake miał dziś wolny dzień i zaproponował, żeby przyszli razem do siłowni. A raczej postawił go przed faktem dokonanym i Mick nie miał żadnego wyboru.

Z racji połamanych palców pozostawały mu głównie ćwiczenia na nogi – bieżnia, rowerek, trochę rozciągania – ale mimo wszystko wolał to niż bezczynne siedzenie w apartamencie, czy w biurze, czując napiętą atmosferę, która zdawała się tam tylko gęstnieć.

Przerwał jednak swoje rozważania, gdy usłyszał narastające zamieszanie. Głosy ludzi w głębi siłowni przybrały na intensywności a grupki zaczęły zbierać się wokół ringu. Mick wyprostował się, marszcząc brwi i ruszył w tamtą stronę, gdy dwóch mężczyzn minęło go, wymieniając pełne ekscytacji uwagi.

- Misaki rozniesie szefa, zobaczysz – rzucił jeden z nich z szerokim uśmiechem.

- No nie wiem. Stawiałbym raczej na szefa – dodał drugi, śmiejąc się pod nosem.

Mick przyspieszył kroku, aż dotarł do zbiorowiska ludzi, którzy otaczali ring niczym gladiatorską arenę. Przecisnął się między nimi, nie zważając na zirytowane pomruki, które do niego kierowano, aż w końcu znalazł się na tyle blisko, by zobaczyć, co się dzieje.

Drake i Misaki stali naprzeciw siebie na ringu, zakładając rękawice do MMA. Mick aż otworzył szeroko oczy, widząc jak Drake uśmiecha się od ucha do ucha, wyglądając, jakby nie mógł doczekać się starcia. Jego rozciągnięta w zadowoleniu twarz zdradzała, że traktował to jako świetną rozrywkę.

- Dawno tego nie robiliśmy – rzucił z lekką nutą wyzwania w głosie.

Misaki, jak zawsze chłodny i opanowany, przytaknął krótko.

- Zobaczymy, czy wciąż jesteś w formie, szefie – powiedział lakonicznie, ale w jego oczach krył się błysk determinacji, gdy zakładał ochraniacz na zęby.

Ktoś z tłumu, najpewniej jeden z ludzi Drake’a, wskoczył na ring i podniósł ręce, uciszając zebranych. Chyba zamierzał sędziować. Widać było, że uwielbiał takie widowiska i zamierzał wycisnąć z tej chwili jak najwięcej.

- Panie i panowie, szanowna widownio! – zaczął donośnie a jego głos odbił się echem w siłowni. – Przed nami starcie dwóch tytanów, których imiona budzą respekt i grozę!

Wskazał teatralnym gestem na narożnik po swojej lewej stronie.

- W lewym narożniku: sam szef, czarna pantera yakuzy, mistrz precyzyjnych cięć i niekwestionowany władca tego terenu… Drake Nakamura!

Tłum zareagował gwizdami i oklaskami a Drake, wciąż ze swoim pewnym siebie uśmiechu, uniósł rękę w geście powitania. Sędzia obrócił się do prawego narożnika, gdzie Misaki stał w gotowości z kamienną twarzą i spojrzeniem pełnym skupienia.

- A w prawym narożniku: zimny jak lód, szybki jak błyskawica, postrach dzielnic Roppongi, człowiek, którego imię stało się legendą… Misaki „Wilk” Imura!

Wiele osób zaczęło skandować jego imię a Misaki jedynie skinął głową, poprawiając ochraniacz na zębach.

- Zasady są proste: czysta walka, zero fauli, aż jeden z was nie będzie w stanie wstać! – ogłosił, rozkładając ręce. – Niech wygra najlepszy!

Uniósł rękę, patrząc na obu zawodników, którzy ustawili się w gotowości.

- Gotowi? – zapytał.

Obaj mężczyźni kiwnęli głowami, ich spojrzenia spotkały się a napięcie w powietrzu zdawało się namacalne.

- Walczcie! – rozbrzmiał głośny okrzyk, a gong rozpoczął starcie, wprawiając tłum w dziką euforię.

Mick patrzył z napięciem, jak Drake i Misaki okrążają się nawzajem. Ruchy obu mężczyzn były płynne i precyzyjne. Drake, mimo luźniejszej postawy, poruszał się z gracją i pewnością siebie, jak drapieżnik obserwujący swoją ofiarę. Misaki, z kolei, był jak stal – nieugięty i opanowany.

Mick poczuł, jak jego serce przyspiesza. Nie wiedział, czy bardziej pod wpływem ekscytacji walką, czy strachu przed tym, co może się wydarzyć. W końcu byli to dwaj najgroźniejsi ludzie, jakich znał a teraz mierzyli się ze sobą na oczach całego personelu. Atmosfera w sali była elektryzująca – każdy wstrzymywał oddech, oczekując na pierwszy ruch.

Pierwszy cios wyprowadził Misaki, błyskawicznie skracając dystans i celując w szczękę Drake’a. Cios był szybki i precyzyjny, jak ostrze katany, ale Drake zrobił półobrót, ledwo uchylając się przed atakiem. W odpowiedzi wyprowadził kontrę – sierpowy, który poszybował w stronę skroni Misaki’ego. Ochroniarz uniósł przedramię, blokując uderzenie, a dźwięk ich zetknięcia odbił się echem w siłowni, w której panowała nienaturalna cisza.

Mick wciągnął powietrze, zszokowany zarówno siłą, jak i prędkością ich ruchów.

Przecież oni naprawdę mogą się tu pozabijać – pomyślał, z sercem łomoczącym mu w piersi.

Sądził, że ta walka będzie jedynie przyjacielskim sparingiem, ale sami walczący mieli chyba inne plany.

Misaki nie dał szefowi chwili wytchnienia. Wyprowadził kolejny cios, tym razem prosty, celując w twarz Drake’a. Brunet cofnął się, uchylając głowę, ale Misaki już miał przygotowaną kolejną kombinację. Lewy prosty, prawy sierp, szybki kopniak w bok. Drake uniknął dwóch pierwszych ciosów, ale kopnięcie trafiło go w żebra.

W tłumie rozległo się westchnienie, ale Drake nawet się nie skrzywił. Zamiast tego uśmiechnął się zaczepnie i wyprowadził szybkie kopnięcie frontalne, zmuszając Misaki’ego do cofnięcia się na bok.

- Nieźle – rzucił z szerokim uśmiechem, nieco niewyraźnie przez ochraniacz na zębach. – Ale to wszystko, co masz?

Misaki nie odpowiedział. Zaatakował ponownie, próbując trafić szefa serią szybkich ciosów w korpus. Drake zablokował dwa z nich, ale trzeci uderzył go w żołądek, co wywołało cichy jęk w tłumie.

Drake jednak nie zamierzał ustępować. Wyczekał odpowiedni moment, aż Misaki odsłonił się w półobrocie i błyskawicznie wystrzelił w powietrze. Uniósł kolano, wyprowadzając kopnięcie z wyskoku. Trafił Misaki’ego wprost w twarz a dźwięk uderzenia przeszył powietrze niczym grzmot.

Tłum zawył w szoku, łącząc się w bólu z ochroniarzem, który zatoczył się do tyłu. Krew trysnęła z jego nosa, tworząc cienką strużkę na jego twarzy. Przez ułamek sekundy wyglądał na zamroczonego, ale jego instynkt przetrwania zadziałał natychmiast. Błyskawicznie uchylił się przed kolejnym ciosem Drake’a, schylił się i wyprowadził niski hak, trafiając szefa w szczękę.

Drake odchylił się na chwilę, tracąc równowagę, ale nie upadł. Przejechał językiem po wewnętrznej stronie policzka i splunął na bok, uśmiechając się dziko.

- Zaczyna robić się ciekawie – powiedział, ruszając na Misaki’ego z serią szybkich ciosów, które ochroniarz zaczął parować z równą wprawą.

Mick stał w tłumie z szeroko otwartymi oczami, czując, jak jego dłonie zaciskają się na barierce przy ringu. Nie wiedział, czy powinien się bać, czy podziwiać. Walka dwóch ludzi, którzy wydawali się wcieleniem siły i precyzji, była jednocześnie przerażająca i hipnotyzująca.

Misaki wydawał się zyskiwać przewagę, wyprowadzając szybkie i precyzyjne ciosy, które znajdowały drogę przez obronę Drake’a. Tłum szumiał z ekscytacji, widząc, jak ochroniarz trafia szefa raz po raz. Drake przyjmował te ciosy niemal ze stoickim spokojem. Czasami unikał, czasami blokował, ale celowo pozwalał niektórym uderzeniom dojść do celu. Mick widział, jak w trakcie jednej z szarż Misaki trafił Pana solidnym ciosem w bok szczęki a ten jedynie odchylił głowę, wciąż trzymając równowagę. Brunet cofnął się, wciągnął głęboko powietrze i uśmiechnął się dziko, jakby wszystko szło zgodnie z jego planem.

Misaki zmarszczył brwi, ale nie zwolnił. Wypuścił kolejną serię uderzeń – prawy prosty, lewy hak, szybkie kopnięcie w bok. Wszystkie wydawały się perfekcyjnie skoordynowane, lecz Drake poruszał się jak w tańcu. Uniknął pierwszych dwóch ciosów i odsunął się o krok, przyjmując kopnięcie, które ledwo go drasnęło, ale pozwoliło mu przytrzymać nogę przeciwnika.

- Mam cię – rzucił prowokacyjnie, jakby cała walka była dla niego tylko zabawą.

Misaki warknął cicho i jedyne co mógł zrobić to osłonić głowę przed kilkoma sierpowymi, które spadły na niego niczym bezlitosny deszcz. Zdołał jednak uwolnić nogę i rzucił się naprzód z kolejną kombinacją. Ale to był moment, na który czekał Drake. W tej jednej sekundzie, gdy ochroniarz był najbardziej odsłonięty, szef wyprowadził błyskawiczny, perfekcyjnie wymierzony sierpowy w prawą skroń przeciwnika.

Cios był tak potężny, że tłum zdawał się wstrzymać oddech. Misaki zatrzymał się w półruchu, jakby na moment cały świat stanął w miejscu. Potem jego ciało osunęło się z głuchym hukiem na deski ringu, jak kłoda przewrócona w lesie. Ochroniarz leżał bez ruchu, nieprzytomny, jakby ktoś wyłączył mu światło.

Tłum eksplodował wiwatami i głośnymi gwizdami. Ludzie klaskali, krzyczeli i śmiali się, wpatrując się w triumfującego Drake’a, który odsunął się krok w tył i rozluźnił pięści. Jednak Mick nie podzielał ich entuzjazmu. Patrzył ze strachem na nieprzytomnego Misaki’ego, przerażony, że mężczyzna mógł odnieść poważne obrażenia. Przełknął ślinę, czując, jak jego serce bije zbyt szybko.

Kilku mężczyzn wbiegło na ring, by zająć się Misaki’m. Jeden z nich klęknął obok i próbował go ocucić, podczas gdy inni zaczęli rozplątywać rękawice na jego dłoniach. Drake wypluł ochraniacz na zęby na podłogę, nie przejmując się smakiem krwi, który czuł w ustach. Podniósł wzrok na wiwatujący tłum i uśmiechnął się drapieżnie, wycierając pot z czoła. Potem spojrzał na Mick’a, który wciąż stał nieruchomo, jakby nie wiedział, co powinien zrobić.

- Co, Mick? – rzucił z lekko zadartą brodą. – Nie kibicowałeś mi? – spytał z kpiną.

Chłopak przełknął ślinę i pokręcił głową, czując, że musi usiąść, zanim jego nogi odmówią mu posłuszeństwa. Opadł ciężko na ławkę, obok torby z rzeczami mężczyzny i otarł spocone czoło ręcznikiem. Wciąż czuł drżenie w nogach po obserwacji brutalnej, choć widowiskowej walki. Westchnął, próbując uspokoić myśli, kiedy nagle rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Zerknął na torbę i zauważył migający ekran, gdyż komórka leżała na samym wierzchu w rozpiętej torbie. Dzwonił pan Akihito.

Odruchowo sięgnął po urządzenie i spojrzał w kierunku ringu, gdzie Drake rozpinał rękawice.

- Sir, dzwoni pan Akihito – powiedział, unosząc telefon.

Drake rzucił spojrzenie w stronę chłopaka i z lekkim zniecierpliwieniem rzucając rękawice na bok.

- Odbierz – rzucił krótko. – Powiedz, że nie mogę teraz podejść

Mick skinął głową, choć niepewność przebijała się przez jego ruchy. Odebrał połączenie i przyłożył telefon do ucha.

- Halo, pan Akihito? Pan Drake jest… zajęty

Z drugiej strony rozległ się znajomy, swobodny głos.

- Och, Mick! A ty co tam robisz? Boksujesz się z Drake’em? – spytał, jakby doskonale wiedział, gdzie się znajdują.

Zapewne Drake powiedział mu jakie ma na dziś plany, gdy rozmawiali rano. Chłopak wykrzywił usta w lekkim grymasie, nie wiedząc, jak odpowiedzieć.

- Nie, ja tylko... towarzyszę – odpowiedział nieporadnie. – W czym mogę pomóc?

- Chciałem tylko zaprosić Drake’a na festiwal śniegu w Sapporo – Akihito oznajmił z entuzjazmem.

Mick zmarszczył brwi, zaskoczony.

- Dzisiaj? – zapytał, zanim zdążył się powstrzymać.

Akihito roześmiał się po drugiej stronie.

- No tak, dzisiaj. Wiem, że ma wolny dzień, więc pomyślałem, że to idealna okazja

Chłopak zmarszczył brwi i spojrzał na Drake’a, który właśnie zbliżał się do ławki. Z ulgą podał mu telefon. Drake przyłożył komórkę do ucha, wycierając ręcznikiem krew z kącika ust.

- No, Aki, co znowu wymyśliłeś? – zapytał tonem, w którym pobrzmiewało rozbawienie.

Po krótkim wyjaśnieniu Drake uniósł brwi.

- Festiwal śniegu? Serio? Mogłeś mnie uprzedzić – zrzędził.

- Spontaniczność jest kluczem do dobrej zabawy – Akihito stwierdził lekko. – Przyda nam się trochę rozrywki. Możesz nawet zabrać Mick’a, skoro już masz go pod ręką – uznał.

Drake zerknął na blondyna, który wyglądał na zdezorientowanego.

- Mick, chcesz z nami jechać? - spytał.

Mick skrzywił się lekko na samą myśl o spędzeniu dnia z Panem i jego przyjacielem.

- Nie czuję się na siłach, sir. Wolałbym zostać w domu – odpowiedział spokojnie.

Drake tylko skinął głową, jakby ta informacja nie robiła mu różnicy.

- Mick nie ma ochoty cię widzieć – stwierdził bez ogródek.

Chłopak zamarł, patrząc na niego w niedowierzaniu.

- To wcale nie tak! – zawołał, kompletnie zażenowany. – Mógłby być pan trochę delikatniejszy!

Drake uśmiechnął się drwiąco, ignorując protesty blondyna. Akihito po drugiej stronie słuchawki wybuchnął śmiechem.

- Mick, złamałeś mi serce – powiedział z udawanym dramatyzmem.

- No widzisz, złamałeś mu serce – Drake przekazał chłopakowi, nie kryjąc rozbawienia sytuacją.

Blondyn zakrył twarz ręką, kręcąc głową z zażenowania.

- W porządku. Pojadę – mruknął w końcu, nie mogąc znieść dalszych żartów tej dwójki.

Drake sprawdził godzinę na zegarku.

- Będziemy na miejscu za trzy godziny – oznajmił Aki’emu, po czym rozłączył się i od razu spojrzał na Mick’a. – Dzwoń na lotnisko. Niech przygotują nam samolot – rozkazał.

Mick westchnął ciężko, ale posłusznie sięgnął po swój telefon, umawiając przelot. Po wykonaniu telefonu obaj udali się pod prysznic a później do apartamentu, by przebrać się w cieplejsze ubrania. Następnie wsiedli do auta i ruszyli prosto na lotnisko.


Śnieżna zamieć przesłaniała widok a wiatr targał ubraniami stojących przy wynajętym aucie mężczyzn. Drake zerknął po raz kolejny na ekran telefonu z irytacją zauważając, że Akihito się spóźnia. Zapiął szczelniej kurtkę i zgrzytnął zębami, czując, jak chłód przenika go do szpiku kości. Nie pojmował jak ktoś mógł lubić tę okropną porę roku jaką była zima.

Mick, zupełnie nie zważając na złość Pana, bawił się z nudów śniegiem, lepiąc małego bałwanka. Postawił go na bagażniku samochodu, dokładając jeszcze maleńkie patyki jako ręce. Kiedy skończył, spojrzał z dumą na swoje dzieło, choć nos zrobiony z kamyka wyglądał bardziej jak krzywy guz.

Drake, dostrzegając ten obrazek, parsknął pod nosem. Szukając zajęcia rozejrzał się wokół. Nagle jego wzrok przyciągnęła łodyga róży, która wystawała spod śniegu niedaleko samochodu. Gałązka była pokryta kolcami a jej listki zamarznięte, lecz pomysł zakiełkował mu w głowie. Sięgnął po trochę śniegu, który zgniótł w kształt walca i uformował na końcu gałązki. Wyjął z kieszeni kartę kredytową i przy jej pomocy stworzył kilka cienkich pasków śniegu, które precyzyjnie przykleił do reszty kwiatka, tworząc delikatne warstwy płatków. Po chwili trzymał w dłoni śliczną, śnieżną różę.

Mick, zauważając co robi Pan, podszedł bliżej. Obserwował proces tworzenia kwiatu z iskierkami w oczach. Kiedy Drake odwrócił się do niego z gotowym dziełem, chłopak niemal się uśmiechnął, czując dziwne ciepło w brzuchu, sądząc, że śnieżny kwiat był przeznaczony dla niego. Pomysł wydawał się irracjonalny, ale serce zabiło mu szybciej. To byłby tak romantyczny gest, gdy stali w tej zawiei a słońce znikało za horyzontem, rzucając wokół bursztynową poświatę, prześwitując między chmurami. Drake zrobił krok w jego stronę a Mick lekko uniósł głowę, czekając na ten niespodziewany gest.

- Ile można czekać? – Drake rzucił z ironią, wymijając go jakby nigdy nic.

Mick odwrócił się i zobaczył, że za jego plecami stoi Akihito w grafitowym, gustownym płaszczu z szarym futerkiem na kołnierzu. Drake wręczył śnieżną różę jemu. Chłopak poczuł, jak policzki zaczynają go palić od wstydu. Dlaczego w ogóle pomyślał, że róża mogła być dla niego? Oczywiste było, że Drake podaruje ją swojemu przyjacielowi. A mimo to, w głębi trzewi czuł nie tylko zażenowanie, ale i ukłucie irytacji. Czy to była zazdrość?

- Wreszcie – powiedział Drake sucho, obserwując jak Aki uśmiecha się z rozbawieniem na widok kwiatu.

- Trochę nam zeszło, bo ktoś nie wiedział, jak się ubrać – stwierdził Akihito z wyraźną nutą kpiny, odsuwając się na bok.

Dopiero wtedy Mick zauważył stojącego za jego plecami Kaito. Chłopak wyglądał na speszonego i niepewnego, ale natychmiast rozpromienił się, gdy został mu wręczony śnieżny kwiatek.

Kaito zarumienił się i uśmiechnął lekko, dziękując cicho. Drake ściągnął brwi, spoglądając na swojego przyjaciela z mieszaniną irytacji i zdziwienia. Nie wiedział, czy bardziej zirytowała go sama obecność Kaito, czy fakt, że róża, którą stworzył, nie trafiła ostatecznie do Akihito, tylko do tego chłopaka.

- Co on tu niby robi? – zapytał ostro, wskazując na Kaito.

Aki uśmiechnął się rozbrajająco, zupełnie ignorując gniew Drake’a.

- Chciałem, żebyście lepiej się poznali. Może nawet zaprzyjaźnili – stwierdził swobodnie.

Drake zmierzył Kaito nieprzychylnym spojrzeniem, prychając z pogardą.

- Wątpię, żebyśmy mieli o czym rozmawiać – uznał.

Kaito odwrócił wzrok, obracając w palcach delikatny kwiatek, a Mick poczuł się, jakby znalazł się w samym środku niezręcznej sceny, w której wcale nie chciał uczestniczyć.

Akihito z uśmiechem pełnym przekory, kompletnie ignorując złość przyjaciela, wręczył mały pilocik. Jego oczy błyszczały rozbawieniem, jakby był gotów na jakieś dziwaczne przedstawienie.

- Zrelaksuj się, Drake. Będziemy się dobrze bawić – powiedział z nonszalancją, jakby to miało rozwiać wszelkie wątpliwości.

Kaito, stojący tuż obok, wyraźnie zbladł. Wyglądał, jakby chciał się zapaść pod ziemię. Jego ręce lekko zadrżały a oczy rozbiegane były jak u zwierzęcia szukającego ucieczki. Mick zauważył to z niepokojem, zupełnie nie rozumiejąc, co mogło spowodować taką reakcję.

Drake spojrzał na pilocik a potem na Kaito. Jego usta wykrzywiły się w złośliwym uśmiechu, jakby doskonale rozumiał aluzję przyjaciela.

- Może jednak będziemy się dobrze bawić – rzucił a jego ton zdradzał rosnącą ciekawość.

Nim ktokolwiek mógł zareagować, przekręcił jedno z pokręteł na urządzeniu. Kaito podskoczył z cichym piskiem, który natychmiast próbował zamaskować, zaciskając wargi. Jego twarz przybrała odcień soczystej czerwieni a dłonie nerwowo przycisnął do bioder, jakby próbował powstrzymać się przed czymś, co tylko on czuł.

Akihito wybuchł śmiechem, klepiąc Drake’a po ramieniu.

- Wiedziałem, że ci się spodoba – rzucił, po czym objął Kaito ramieniem i pociągnął go w stronę festiwalowego zgiełku.

Mick patrzył za nimi, oszołomiony. Jego wzrok skupił się na młodym Yamaguchi, który wyraźnie próbował zebrać się w sobie i zgrywać, że nic się nie stało, choć drżał delikatnie z każdym krokiem. Drake z kolei, chowając pilocik do kieszeni, odwrócił się do Mick’a z lodowatym uśmiechem.

- Trzymaj się blisko – polecił, wskazując mu, żeby ruszył za nim.

Mick skinął głową, posłusznie idąc za Panem, choć jego myśli krążyły wokół dziwnego urządzenia. Czy to możliwe, że pilocik sterował jakąś zabawką, którą Kaito miał w sobie? Wyglądało to na najbardziej logiczne wytłumaczenie. Wszystko, od przerażenia chłopaka, po jego reakcję, gdy Drake użył małego pilota, wskazywało właśnie na to.

Skrzywił się lekko, współczując Kaito. Zastanawiał się jednocześnie, jaką relację musiał mieć z Akihito, skoro ten mógł pozwolić sobie na coś takiego publicznie? Mick mimowolnie zastanawiał się, czy Akihito traktuje go tak samo, jak Drake jego. Myśl ta była równie fascynująca, co przerażająca.


Festiwal śniegu zdawał się rozświetlać noc magią lodowych i śnieżnych rzeźb. Mick, choć początkowo spięty, szybko dał się porwać atmosferze. Otaczały ich gigantyczne konstrukcje, które wprawiały chłopaka w dziecięcy zachwyt. Wśród nich znalazły się figury pokemonów, takich jak Pikachu i Eevee, które były tak dokładne, że wyglądały jakby miały zaraz ożyć. Były też proste formy, jak wielkie serca czy zwierzęta, ale największe wrażenie zrobiła na Mick’u replika świątyni shinto, wyrzeźbiona z taką precyzją, że można było zobaczyć każdy szczegół dachówek i rzeźbionych ornamentów.

- To jest niesamowite – westchnął, wyciągając telefon i robiąc zdjęcia z każdej możliwej perspektywy.

- Wyłącz flesz, geniuszu – upomniał go Drake, rzucając na niego ostre spojrzenie. – Jest zakaz używania

- Okej, okej, przepraszam – Mick szybko zmienił ustawienia telefonu, choć wyraźnie mu się to nie spodobało, ale zasady to zasady.

Kaito, zamiast podziwiać dzieła, był bardziej zajęty trzymaniem się kurczowo ramienia Akihito, jakby tylko to powstrzymywało go przed upadkiem. Jego twarz była zaczerwieniona, oddech ciężki a oczy czasem błagalnie uciekały w stronę Drake’a, który z kolei zdawał się świetnie bawić, ignorując wszelkie niewygody swojego towarzysza.

Przeszli w końcu do części ze stoiskami, gdzie zapach grillowanego mięsa, świeżych ryb i przypraw mieszał się z wonią gorącej czekolady i pieczonych słodkości.

- Chcesz coś? – spytał Drake, przystając przy jednym ze stoisk.

- Może grillowaną kukurydzę – odpowiedział Mick, wyczuwając jej zapach.

Drake wzruszył ramionami.

- To sobie kup. Masz przecież kartę – stwierdził ozięble.

Mick westchnął, przewracając oczami. Liczył, że Pan zapłaci jak zwykle, ale nie zamierzał robić sceny. Wyciągnął kartę i podszedł do stoiska, zamawiając kukurydzę. Kiedy ją odbierał, zerknął na Kaito.

- Chcesz też? – zapytał mimochodem.

- Nie, dzięki – chłopak odpowiedział niemal natychmiast.

Jego oddech był krótki a w oczach malowała się niemal panika. Gdy Drake sięgnął do kieszeni, Kaito aż zgiął się w pół, mocniej ściskając ramię Akihito, jakby to miało go ochronić. Aki, udając, że niczego nie zauważył, wskazał w stronę grupki dzieci, które lepiły małe bałwanki i układały go jeden obok drugiego na śnieżnej platformie.

- Popatrzcie na to. Urocze, prawda? – rzucił z rozbawieniem.

Mick chrupał kukurydzę, patrząc na rzędy małych, nierównych bałwanków. Były dziwaczne i urocze w swojej niedoskonałości. Przypomniał sobie o bałwanku, którego zostawił na bagażniku samochodu.

- Mogłem go wziąć i dołączyć tutaj – wymamrotał bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.

Po chwili dotarli do stoisk z gadżetami. Akihito kupił breloczek z rudym kotkiem i wręczył go Kaito, który podziękował za prezent drżącym głosem. Jego twarz była już intensywnie czerwona a ręce trzęsły mu się niczym w gorączce.

- Przypnij go do telefonu – polecił Akihito, nie zważając zupełnie na stan chłopaka.

Kaito pokiwał głową i zrobił co mu kazano, uśmiechając się lekko, gdy breloczek zawisł na obudowie jego telefonu. Akihito ujął go za podbródek i uniósł jego twarz ku sobie, jakby zamierzał go pocałować, ale w ostatniej chwili odsunął się z figlarnym uśmiechem, wskazując na diabelski młyn.

- A teraz musimy się tym przejechać – obwieścił.

Kaito zbladł.

- Nie... nie mogę... Mam lęk wysokości – przyznał drżącym głosem.

Drake spojrzał na koło młyńskie i uśmiechnął się złośliwie.

- Wspaniały pomysł, Aki. Jedziemy

Mick, nieco zaskoczony, oblizał palce z masła i soli po kukurydzy.

- Też bym chciał spróbować – dodał, starając się brzmieć naturalnie.

Akihito spojrzał na Kaito z rozbawieniem.

- Cóż, mój drogi, zostałeś przegłosowany – oznajmił.

Chłopak przełknął nerwowo ślinę a Mick zerknął na niego z mieszanką współczucia i niepokoju. To miała być... interesująca przejażdżka.

Kabina diabelskiego młyna delikatnie zakołysała się, gdy Mick i Drake usiedli na jej miękkich siedzeniach. Wewnątrz było ciepło, co zachęciło ich do zdjęcia kurtek i powieszenia ich na haczykach. Mick natychmiast przylgnął do szyby, przyklejając nos do chłodnej powierzchni, zachwycony widokiem. Ośnieżone Sapporo rozciągało się w dole, migocząc światłami festiwalu i miasta.

- Spójrz, jakie to piękne! – zawołał, wyciągając telefon i robiąc zdjęcia przez szybę.

Drake siedział na wprost niego, oparty o oparcie kabiny, z wyrazem lekkiego znudzenia. Jego szare oczy jednak dokładnie śledziły każdy ruch Mick'a.

- Wiesz, to przejażdżka dla par – rzucił nagle z kpiącym uśmieszkiem. – Więc może zacznijmy się tak zachowywać

Mick zdążył odwrócić głowę w jego stronę, gdy Drake złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Usta mężczyzny zetknęły się z jego wargami w intensywnym, zaborczym pocałunku. Zaskoczenie Mick’a trwało tylko chwilę. Zaraz poddał się gestowi, czując ciepło męskich dłoni na swojej talii. Drake wyciągnął telefon z ręki blondyna i z wprawą zrobił im zdjęcie na tle panoramicznego widoku miasta.

- Na pamiątkę, skoro tak je lubisz – mruknął z uśmiechem, przerywając pocałunek.

Koło wykonało kilka okrążeń, zanim mogli z niego wysiąść. Gdy zeszli na ziemię, Mick zauważył Kaito i Akihito, którzy właśnie wysiadali ze swojej kabiny. Kaito wyglądał na zgrzanego i wycierał usta nadgarstkiem, unikał spojrzenia Mick’a, jakby zawstydzony. Akihito, przeciwnie, wydawał się całkowicie zadowolony i uśmiechał się szeroko, poprawiając swoją elegancką kurtkę.

- Robi się chłodno – stwierdził, rozcierając dłonie. – Co powiecie na grzane wino?

Drake skinął głową.

- Czemu nie. A chłopakom weź gorącą czekoladę – dodał z złośliwym uśmiechem.

- Nie jestem dzieckiem – Mick i Kaito wybuchnęli jednocześnie, po czym spojrzeli na siebie skonsternowani.

Tego rodzaju jednomyślność była niezwykle rzadkim zjawiskiem. Akihito i Drake roześmiali sięga to głośno.

- Dobra, dobra. W takim razie grzane wino dla wszystkich – powiedział Aki, ruszając w stronę pobliskiego stoiska.

Zostali sami z Kaito a między nimi zapadła niezręczna cisza. Mick przesunął stopą po śniegu, próbując znaleźć coś do powiedzenia.

- Dobrze się bawisz? – zapytał w końcu, przerywając milczenie.

Kaito skinął głową, ale zanim zdążył odpowiedzieć, nagle jęknął i osunął się na kolana. Mick zrobił krok w jego stronę, zaniepokojony, ale jego uwagę przykuł uśmiech Drake’a. Mężczyzna miał dłoń w kieszeni i uśmiechał się sadystycznie.

- Serio? – Mick rzucił z niedowierzaniem, wpatrując się w Pana.

W tym momencie wrócił Akihito z kubkami grzanego wina. Widząc Kaito na kolanach, zaśmiał się lekko, jakby to był zwykły widok.

- Tak wolno się uczysz, Kaito – powiedział z rozbawieniem, pomagając chłopakowi wstać.

- Przepraszamy na chwilę – zwrócił się do Drake’a, odbierając od niego pilocik.

- Proszę bardzo – odparł Drake, chowając ręce w kieszeniach. – Wiedziałem, że chłopak jest za słaby na takie rozrywki – skwitował.

- Jeszcze się wyrobi – stwierdził Aki, po czym zniknął z Kaito w tłumie.

Drake wręczył Mick’owi kubek z winem a sam upił łyk swojego, rozglądając się wokół. Chłopak, próbując rozluźnić atmosferę, zerknął na mężczyznę.

- Co teraz? – zapytał.

Drake wzruszył ramionami.

- Może w coś zagrajmy? – zaproponował.

Mick ożywił się na tę propozycję i zaraz ruszyli do stoisk z grami, gdzie można było spróbować swoich sił w rzucaniu piłkami, strzelaniu do tarczy czy łowieniu plastikowych rybek w małych basenach. Tego wieczoru wydawało się, że nawet Drake potrafił się odprężyć.

Wybrali jedno ze stoisk i mężczyzna z wyrazem skupienia trzymał w rękach plastikową strzelbę, celując do wyświetlanych na ekranie celu tarczy. Elektroniczna gra, choć prosta, wymagała pewnej zręczności i szybkiego refleksu, co Drake’owi nie sprawiało żadnych trudności. Mick stał obok, przyglądając się z fascynacją, jak jego Pan jednym strzałem po drugim zdobywał kolejne punkty. Ostatecznie ekran zamigotał na zielono, sygnalizując zwycięstwo. Operator gry uśmiechnął się i zapytał Drake’a, którą nagrodę chciałby wybrać.

Brunet przez chwilę przyglądał się wystawionym pluszakom, po czym wskazał na niewielkiego, jaskrawożółtego banana z uśmiechniętą twarzą. Mick wybuchnął śmiechem, widząc absurdalność tego wyboru.

- Ale że banan? – zapytał, próbując się opanować.

- Idealnie do ciebie pasuje – odparł Drake, wręczając mu nagrodę z zadziornym uśmiechem. – Jest tak samo zbyt optymistyczny

Mick wciąż się śmiejąc, przytulił banana do piersi.

- Dziękuje, sir. To najlepszy prezent na świecie – dodał z przekąsem, co wywołało krótkie parsknięcie u mężczyzny.

Z dobrym humorem, który najwyraźniej udzielił się obu, przeszli do pobliskiego stoiska z grzanym winem. Każdy z nich wziął po kolejnym kubku gorącego napoju, który nie tylko rozgrzewał w chłodną noc, ale też, dzięki zawartości alkoholu, wprowadzał lekką atmosferę między nimi.

Kiedy Akihito wrócił wreszcie z Kaito, nie umknęło jego uwadze, że Drake i Mick wyglądali na rozbawionych.

- Wygląda na to, że bawicie się lepiej niż my – Aki zauważył z szerokim uśmiechem, wskazując na Mick’a, który nadal ściskał swojego banana.

- A wy co? – rzucił Drake, unosząc brew. – Wyglądacie jakbyście też mieli swoje przygody

Akihito odpowiedział mu szerokim uśmiechem, przyciągając chłopaka do siebie.

- Oczywiście. Przeruchałem go na wylot – odparł ostentacyjnie, po czym zaproponował, by razem przeszli do części z lodowymi rzeźbami.

Te dzieła sztuki były jeszcze bardziej imponujące niż wcześniejsze śnieżne figury. Wysokie lodowe ściany, wykwintne detale i feeria barw świateł, które odbijały się od krystalicznej powierzchni, sprawiały, że każdy przystawał na chwilę w zachwycie. Mick robił kolejne zdjęcia, zafascynowany misternymi detalami.

Potem wszyscy przeszli przez labirynt dmuchanych stworków, które wyglądały jak postacie z filmów studia Ghibli. Wielki Totoro, podświetlany kolorowymi światłami, zdawał się uśmiechać do przechodzących, co wywołało kolejne salwy śmiechu. Mick spojrzał na swojego banana i teatralnie przystawił go do Totoro, wołając głośno, że w końcu znalazł mu przyjaciela.

Wieczór zakończyli na lodowisku. Mick zaskoczył wszystkich swoją zręcznością, śmigając po lodowej tafli z gracją zawodowego łyżwiarza, podczas gdy Drake, ku jego rozbawieniu, poruszał się niepewnie, jakby w każdej chwili mógł wylądować na tyłku. Kaito kurczowo trzymał się Akihito, który cierpliwie pomagał mu utrzymać równowagę, jednocześnie rzucając złośliwe komentarze w stronę przyjaciela.

- Wyglądasz, jakbyś miał się zaraz rozpaść – rzucił z szerokim uśmiechem.

- Lepiej zajmij się swoim chłopakiem, zamiast mnie komentować – odparł Drake, próbując utrzymać równowagę z nieco urażoną miną.

Wszyscy zdawali się czerpać z tego wieczoru jak najwięcej a ich śmiech i rozmowy wypełniały zimowe powietrze. Mimo lekkiej, niemal beztroskiej atmosfery, w głębi serca każdy z nich czuł, że ten wieczór mógł być jednym z ostatnich spokojnych momentów przed nadchodzącymi obchodami rocznicy ślubu wuja Drake’a. Do rocznicy pozostały raptem dwa dni i wszystko mogło wydarzyć się w jej trakcie.

Mick podjechał na łyżwach w stronę Pana, który opierał się o bandę z wyrazem zmęczenia i lekkiej irytacji. Ślizgał się po lodzie z widocznym trudem, przez co coraz bardziej odbiegał od swojego zwyczajowego, pewnego siebie wizerunku. Mick, niesiony alkoholem z grzanego wina i jakąś dziwną, nowo odkrytą odwagą, zatrzymał się przed mężczyzną. Jego serce biło szybciej a chłodny wiatr na policzkach tylko podsycał to uczucie.

- Panie… – zaczął, ale nie skończył.

W jednej chwili nachylił się i wprawił Drake’a w osłupienie, wpijając się w jego usta. Chłopak całkowicie zignorował otaczających ich ludzi, dając się ponieść chwili. Jego ciepłe dłonie spoczęły na klatce piersiowej mężczyzny a oddech wciąż pachniał winem i delikatną nutą czekolady, którą wypili na rozgrzewkę przed łyżwami.

Drake, zaskoczony jego śmiałością, nie odepchnął go jednak. Przeciwnie, w jego oczach błysnęło coś niebezpiecznego a ręce pewnym ruchem objęły Mick’a w talii, przyciągając go bliżej. Oddał pocałunek z taką intensywnością, że chłopak aż poczuł, jak kolana uginają się pod ciężarem jego ciała.

- Co ty robisz? – Drake wymruczał, przerywając pocałunek, ale nie odsuwając go. – Zachowujesz się jak dzieciak na randce – stwierdził prześmiewczo.

Jego usta wygięły się w zadziornym uśmiechu. Mick zarumienił się, ale nie odsunął. Alkohol dodawał mu odwagi, której zwykle brakowało mu w takich chwilach.

- Nie jestem dzieckiem – odparł cicho, patrząc na niego wyzywająco, choć jego spojrzenie zdradzało lekkie zawstydzenie.

Drake przyglądał mu się przez chwilę a potem uśmiechnął się szerzej, zaś wyraz jego twarzy zmienił się w coś bardziej drapieżnego. Odłożył tę chwilę na bok, ale już wiedział, co zrobi później.

- Lepiej przygotuj się, Mick’i – mruknął, gładząc go po biodrze. – W samolocie będziemy mieli sporo czasu, żeby wyjaśnić, co tu zaszło – uprzedził.

Mick zadrżał na te słowa, czując, jak jego twarz oblewa się gorącym rumieńcem. Drake tymczasem oblizał wargi, uśmiechając się do własnych myśli. Nie miał zamiaru zostawiać tego pocałunku bez odpowiedzi.

Gdy wrócili do pozostałej dwójki, Drake wyglądał jakby wciąż układał w głowie dokładny plan, jak spędzi podróż ze swoim chłopcem. Mick próbował ukryć zmieszanie, ale jego rumieniec mówił wszystko. Akihito, widząc ich powrót, uniósł brew w pytającym geście, ale tylko uśmiechnął się pod nosem. Widać obaj mieli swoje plany na podróż do domu. Zadowolony z tego faktu, przyciągnął Kaito do siebie i porwał go do tańca, na lodowej tafli. Chłopak wyglądał na przerażonego, ale jednocześnie uśmiechał się w jego ramionach. Był cały jego i zrobiłby dla niego wszystko.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz