Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

19.

Kiedy było już po wszystkim Mick wciągnął na tyłek szorty i spróbował zatamować krwawienie z nosa koszulką. Łzy wciąż ciekły mu po policzkach, mieszając się z krwią a całe jego ciało drżało. Jeśli dotąd uważał, że seks z Panem był bolesny i nieprzyjemny, to teraz diametralnie zmienił zdanie. Przekonał się, że mogło być sto razy gorzej.

- Masz mi coś do powiedzenia? - spytał Drake, chowając kutasa w spodniach i rzucając mu kuchenną ścierkę, by otarł twarz

Chłopak zagryzł zęby i wytarł się niedbale. Bluzka nadawała się już tylko do wyrzucenia, ale nie interesowało go to. Nos cholernie bolał, ale raczej nie był złamany, inaczej nie mógłby przez niego tak swobodnie oddychać, prawda? Nie był do końca pewien, ale strumień krwi się zmniejszał. Przyłożył jeszcze ściereczkę i osunął się na kolana, wpatrując w bose stopy mężczyzny, który najwyraźniej oczekiwał jakiejś odpowiedzi.

- Przepraszam za moje bezwstydne zachowanie, Panie. Nie miałem na celu kusić tego mężczyzny. Wiem, że należę wyłącznie do pana i tylko panu wolno mi się oddać, sir... - wygłosił machinalnie, nie zastanawiając się zbytnio nad znaczeniem wypowiedzi.

To były tylko słowa. W podziemiach kasyna nauczył się je ignorować, kiedy kazano mu wypowiadać znacznie bardziej upokarzające wyznania i inne peany na temat męskich narządów płciowych.

Czując dłoń mężczyzny na głowie uniósł spojrzenie. Drake uśmiechał się do niego miło i przeczesywał mu włosy palcami. To uczucie było zaskakująco przyjemne i pozwoliło mu się ostatecznie uspokoić, choć nie odegnało bólu, ani tego paskudnego odczucia, gdy sperma zaczęła wyciekać mu z tyłka.

- Grzeczny piesek - pochwalił go.

Jak zwykle musiał wszystko zjebać. W Mick'u na nowo wezbrała wściekłość. Odtrącił jego rękę i natychmiast wstał, rzucając ścierkę do zlewu.

- Nie jestem psem - warknął zirytowany i poszedł na górę, by zmyć z siebie jego dotyk.

Drake nawet go nie zatrzymywał. Czy rzeczywiście nie chciał tego robić, czy o wiele bardziej zajmujący okazał się dzwoniący telefon, to nie miało znaczenia. Mick cieszył się, że może umyć się w spokoju. Gorąca woda, jak zwykle, niosła pewne ukojenie. Specjalnie przedłużał kąpiel, ale Pan go nie wzywał.

Kiedy skończył postanowił ubrać się w najbardziej wyuzdany sposób jaki tylko zdoła. A jeśli ktoś jeszcze przyjdzie dziś do Drake'a to odpierdoli mu taki taniec godowy, że jego Pan aż obsra się z wkurwu. Przynajmniej będzie miał rzetelne podstawy, żeby go ukarać a nie jakieś swoje wymysły i urojenia. Nie żeby Mick celowo chciał zostać ukaranym, ale denerwowało go niesamowicie, że Pan nie potrafił przyznać wprost, że ma ochotę zadać mu ból a zamiast tego szukał dziwnych pretekstów.

Usiadł na klęczkach przy szafie i najpierw przegrzebał szufladę z bielizną. Znalazł czerwone, otwarte stringi z uroczą, drobną kokardką. Skrzywił się, zakładając ten zlepek pasków. Nie mógł nazwać tego majtkami, gdy jego penis był całkowicie widoczny. Pasek między pośladkami, rozdwajający się tuż pod jądrami, nieco go uwierał, ale uznał, że zdoła do tego przywyknąć. Do kompletu dobrał białe podkolanówki z podobnymi kokardkami i plisowaną spódniczkę w czarno białą kratkę, na tyle krótką, że odsłaniała mu tyłek, gdy choć odrobinę się pochylał. Z górną częścią garderoby miał więcej problemów, aż zaczął wątpić, czy w ogóle dobrze robi. Ale kiedy powiedział już A to wypadało dodać B i całą resztę jebanego alfabetu. Drake nazywał go dziwką, więc dziwkę dostanie. Znalazł w końcu białą, skórzaną uprząż, która chyba miała być stanikiem, ale jej twórca wypruł miseczki a na plecach zamocował małe, anielskie skrzydełka.

- Niezła groteska - skomentował na głos i zapiął na sobie to dziwne coś.

Żeby dopełnić strój zapożyczył obroże z ćwiekami i naszyjnikami z kostiumu „korpo pieska", jak nazwał go Drake. Na lewy nadgarstek założył mankiet ze sztampowego stroju króliczka playboya a na prawym owinął cienki, czarny pasek z innej kreacji. Nie zapiął go a wsunął w jedną z pętli, przez co koniec nieco zwisał.

Obejrzał się krytycznie w lustrze, zamontowanym w wewnętrznej stronie drzwi szafy. Chwilę wdzięczył się sam do siebie, przygryzając wargi, by nabrały żywszego koloru. Posłał słodkiego buziaka do własnego odbicia, cmokając i dmuchając w dwa palce, puszczając jednocześnie oczko.

- Chciałeś dziwki, proszę bardzo - skwitował i roztrzepał mokre włosy, by wyglądać jakby dopiero co wstał z łóżka.

Sprawdził przy tym nos, ruszając nim lekko na boki i ściskając jego nasadę. Zabolało, ale kości zdawały się być całe. Pewnie już wieczorem będzie wyglądał jakby stoczył walkę bokserską. Wzdychając podgryzał jeszcze chwilę wargi, by były soczyście czerwone i z udawanym entuzjazmem zbiegł na dół.

Mężczyzna rozmawiał przez telefon, ale widząc go przerwał i podążył za nim zaskoczonym spojrzeniem. Odchrząknął i wrócił do rozmowy, jednak jego spojrzenie co chwila wędrowało w stronę blondyna. Wyraźnie nie potrafił się skupić. Mick tymczasem wytarł blat z własnej krwi i wypłukał ściereczkę, nucąc jakąś k-popową piosenkę, którą usłyszał niedawno w telewizji. Świadomie kołysał przy tym biodrami lub wypinał się przesadnie, gdy sięgał po mrożone warzywa z najniższej szuflady zamrażalki. Nie patrzył na swojego Pana, ale słyszał, jak ten kończy rozmowę i odkłada telefon na stolik. Usłyszał też jego kroki i otwierając opakowanie odwrócił się w porę, by spojrzeć mu prosto w twarz. Uśmiechnął się uroczo i oparł ręce o blat za sobą. Drake taksował go zirytowanym wzrokiem.

- Co to ma być? - spytał wskazując na niego.

Mick udał zaskoczenie, dotykając opuszkami palców dolnej wargi i mrugając bezmyślnie.

- Nie podobam się panu? Przecież sam pan chciał, żebym się tak ubierał, sir - odpowiedział najsłodszym, zmartwionym głosem na jaki było go stać.

Brunet ściągnął brwi, ale co właściwie miał powiedzieć? To była prawda, sam kazał mu w tym chodzić. Uchylił usta, jakby jednak chciał zaprzeczyć, ale ostatecznie zamknął je i wrócił na kanapę, gniewnie przerzucając kanały. Mick zachichotał bezgłośnie i zajął się warzywami.

Kiedy trochę je podsmażył, w swoim autorskim sosie, nabił kawałek fasolki szparagowej na widelec i dmuchając na warzywko podszedł do mężczyzny. Uklęknął jednym kolanem na kanapie, przez co spódniczka odsłoniła to i owo i wpakował mu widelec w usta.

- Smakuje panu, sir? - spytał tym samym, przesłodzonym tonem, opierając się jedną ręką o ramię Pana.

Ten przeżuł i przełknął, kompletnie zbaraniały. Nie był mu w stanie nawet odpowiedzieć. Blondyn powiódł palcem po jego klatce piersiowej, przygryzając lekko dolną wargę. Chwycił go nagle mocno za udo.

- Wiem, że mężczyźni wolą nieco ostrzejsze potrawy - akcentując słowo zacisnął palce na członku, który ukrywał się w nogawce.

Drake drgnął a przez jego twarz przebiegł bolesny grymas. Oj tak, pieprzenie na sucho i dla jego fiuta nie pozostało obojętne i Mick doskonale o tym wiedział. Uniósł spojrzenie wprost na oczy Pana i oblizał figlarnie górną wargę. Widział jak krtań mężczyzny się porusza, gdy przełykał.

- Może być... - odpowiedział tylko.

Chłopak pokiwał grzecznie głową i wrócił do kuchni, by zająć się mięsem. Gdy je kroił poczuł ciepłe ręce, które wkradły się pod spódniczkę, zatrzymując się na jego biodrach. Odgiął się nieco w tył by przylgnąć plecami do torsu mężczyzny, nie przejmował się przy tym zgnieceniem skrzydełek. Odchylił też głowę i uśmiechnął się uroczo, znów imitując ten bezmózgi wyraz twarzy, który widywał u większości modelek i, jak i one, wydął nieco usta.

- Przeszkadza mi pan, sir. Jeszcze się skaleczę - poskarżył się, jakby autentycznie go to martwiło, choć od razu odłożył nóż na deskę.

Drake wręcz pożerał go wzrokiem, ale na jego twarzy gościła pewna konsternacja. Nagła zmiana w zachowaniu chłopaka nie była normalna. Chwycił go za podbródek i uniósł go odrobinę, by móc wpić się w te słodkie, rubinowe usteczka. Mick nie protestował przed tym, jak zazwyczaj, a wręcz oddał zachłannie pocałunek. Odwrócił się do niego przodem i zarzucił mu ręce na kark, mrucząc niczym zadowolony kociak. Czuł jak jedna z dłoni wędruje po jego torsie, odnajduje brzeg jego spodni i ciągnie za nie, nagle chwytając go boleśnie za krocze. Po porannym kopniaku w jaja i agresywnym seksie, te strefy były tkliwe, przez co aż zgiął się w pół, odpychając dzieciaka od siebie. Mick uśmiechnął się złośliwie.

- Wybacz Panie, ale warzywa się przypalą - przeprosił przepychając się między szafkami a nim i przemieszał zawartość patelni, zdejmując ją z palnika.

Na jego oko warzywa wciąż były surowe i już chciał zwrócić młodemu na to uwagę, ale rozległ się irytujący dźwięk dzwonka do drzwi. Otwarł je niechętnie, wpuszczając intruza do środka. A okazał się nim Hatoru, otyły mężczyzna w kolorowej kurtce, która niezmiennie godziła w jego poczucie estetyki. Już tyle razy mówił mu, że powinien ubierać się poważniej, zważywszy na ich profesję, ale ten, nawet w garniturze, dodawał jakieś idiotyczne drobiazgi. Klamrę do paska w kształcie buldoga albo krawat w bakłażany czy skarpetki z różowymi cipkami. Ostatecznie poddał się w kwestii naprawiania jego spaczonego gustu i przystał na jego własną inwencje, odnośnie stroju. Z dwojga złego wolał już tę cholerną, krzykliwą kurtkę.

- Co tu robisz? Akira nie miał cię zmienić? - spytał, sprawdzając godzinę na zegarku na ręce.

Mężczyzna pokiwał głową.

- Tak, ale zatruł się kalmarami u pana Wonga - wytłumaczył się.

Odruchowo przeskanował czujnym spojrzeniem mieszkanie, choć przecież czatował pod drzwiami cały ten czas i wiedział, że nie znajdzie w nim żadnego intruza. Drake wywrócił oczami.

- Ile razy trzeba wam powtarzać, żebyście nie jedli tego syfu. Już lepiej iść do KFC - stwierdził zerkając na swojego dzieciaka.

Mick uśmiechał się uroczo, dziwnym trafem znajdując się coraz bliżej, ilekroć na niego spoglądał.

- Spłacił chociaż ratę? - dopytał.

Hatoru podrapał się po głowie.

- W tym problem, że nie. Akira dał się omamić żarciem i jakąś rzewną historyjką. Mam jechać to załatwić? Naomi zostanie na kilka godzin sama - zaproponował.

Drake chwilę się zastanawiał.

- Jedź, ale później idź się przespać. Poradzi sobie bez ciebie do wieczora. Jak widać, nikt mnie nie morduje - mówiąc rozłożył ręce, jakby chciał zaakcentować taki stan rzeczy.

Blondwłosy chłopak stał już przy skraju blatu, ale wyraźnie się wahał. Czym innym było pogrywanie sobie z Panem, gdy byli w apartamencie tylko we dwoje, a czym innym wciągnięcie w ich małą rozgrywkę kogoś mu obcego. Jego policzki pokryły się lekkim rumieńcem, którego nawet nie musiał udawać, gdy wyszedł zza kuchennej wyspy, która choć trochę go zasłaniała. Stwierdził, że raz kozie śmierć. Najwyżej Drake go wybatoży. Uśmiechając się niewinnie podszedł do grubaska swawolnym krokiem.

- Może zanim pan pojedzie podam kawę? Musi być pan zmęczony całą noc tak ofiarnie trwając pod drzwiami szefa i pilnując jego bezpieczeństwa - zaproponował uwieszając mu się na ramieniu i kołysząc biodrami.

Nawinął na palec sznurek od kaptura kwiecistej kurtki i puścił mu zalotnie oczko. Hatoru wyglądał na cokolwiek zmieszanego a głupkowaty uśmieszek na jego ustach tylko to potwierdzał. Zdecydowanie był wielbicielem kobiecych wdzięków, ale ten chłopak, w kusej spódniczce, był zadziwiająco pociągający. Aż poczuł mrowienie w kroku, które jednak natychmiast zniknęło, zastąpione czystym strachem. Gdyby wzrok mógł zabijać szef właśnie ukatrupiłby go na miejscu. Natychmiast zrzucił z siebie ręce blondyna.

- Nie, dzięki, nie trzeba - odmówił. – Odezwę się za godzinę szefie - poinformował i czym prędzej ewakuował się z apartamentu.

Mick zdążył zobaczyć zaskoczoną kobiecą twarz, gdy drzwi się za nim zamykały. Spodziewał się, że od razu zostanie uderzony, ale minęło kilka jego drżących oddechów a on wciąż nie zwijał się z bólu. Cisza też była niepokojąca. Odwrócił się niepewnie, ale uśmiechał się triumfalnie, choć chyba właśnie wygrał tylko wpierdol.

Drake aż trząsł się ze złości. Nie uderzył go jeszcze chyba tylko dlatego, że usiłował się uspokoić. W obecnym stanie, gdyby uniósł na niego rękę, najpewniej po prostu by go zabił. Chłopak zerkał w stronę kuchni, jakby szukał drogi ucieczki, ale jedynie upewniał się, że wyłączył palnik na kuchence. Zapewne nie wróci tu zbyt szybko. Jego Pan wreszcie zrobił krok w jego stronę, co zauważył ledwo kątem oka.

Drake złapał chłopaka za obrożę i cisnął nim w stronę salonu. W ręce zostały mu kawałki łańcuszków z naszyjników, które zrzucił na podłogę. Mick upadł, ale pozbierał się natychmiast i wręcz schował za kanapą, jakby to mogło mu w czymkolwiek pomóc. Mężczyzna zaśmiał się kpiąco.

- Chcesz się pobawić w berka, kotku? - spytał głosem ociekającym lodem.

Sięgnął po komórkę ze stolika i odnalazł aplikację sterującą systemem zabezpieczeń i obrożą chłopaka. Panele przy wszystkich drzwiach, poza wyjściowymi, zmieniły kolor na zielony.

- Dam ci dwie sekundy forów. Masz dostęp do wszystkich pomieszczeń.

Przerażający uśmiech, który wykwitł na jego ustach obnażył zadbane zęby. Mick przełknął z wysiłkiem. W jego piersi rodziła się panika.

- Uciekaj! - Komenda była niczym wystrzał.

Jego nogi zerwały się do ucieczki, nim jeszcze zdążył o niej pomyśleć. Potknął się na schodach i ich połowę pokonał na czworaka. Drake był tuż za nim, gdy z krzykiem przewrócił donicę z kwiatami, by jakkolwiek go spowolnić. Mężczyzna był jak dzikie zwierzę owładnięte istnym szałem, jego żałosne próby nie robiły na nim żadnego wrażenia. Gdzie niby miał się przed nim ukryć, skoro nie mógł opuścić apartamentu? Minął pokój zabaw, pod którym ujechał na drewnianej podłodze i boleśnie upadł na biodro. Nie zważając na ból podniósł się i został szarpnięty za skrzydła do tyłu. Szarpał się jednak tak zawzięcie, że pierzasta ozdoba została w rękach jego dręczyciela. Słyszał tylko jak strzelają szwy. W panice dopadł klamki najbliższych drzwi i wpadł do gościnnej sypialni. To była pułapka, nie miał już dokąd uciekać. Drzwi huknęły o ścianę, aż sam krzyknął. Drake wpadł do pokoju, dysząc z wysiłku, ale uśmiech nie opuszczał jego twarzy.

- I co, to tyle? - spytał z okrutnym śmiechem.

Blondyn cofnął się aż pod samo okno, niemal kuląc pod parapetem.

- Ja... przepraszam, panie... - zaskomlał żałośnie.

Drake prychnął z pogardą.

- Tym razem tak łatwo się nie wyłgasz - warknął przez zaciśnięte zęby.

Przypominał wściekłego psa, brakowało tylko piany toczącej się z ust. Mick w ostatniej chwili zasłonił głowę rękoma w desperackiej próbie ochrony. Potężny kopniak trafił go prosto w żebra, aż zwinął się na podłodze w kłębek. Brunet, przez brak sprawności w jednej ręce, stracił równowagę i musiał oprzeć się o parapet, by móc dalej go kopać. Wymierzał kolejne ciosy, aż dzieciak przestał wreszcie krzyczeć. Wtedy chwycił go za włosy i siłą zaciągnął do pokoju zabaw. Z pewnym znużeniem obserwował jak podniósł się z podłogi, trzymając za bolący bok i ostatkiem sił zaczął szarpać klamkę. Drzwi były już jednak zamknięte.

- Mamy powtórkę z rozrywki? - spytał z kpiną, przypominając sobie, jak zachowywał się podobnie, gdy pierwszy raz pokazał mu pokój zabaw.

Mick spojrzał na niego przez ramie z przerażeniem. Nawet jeśli czuł się pokonany i tak chciał jeszcze walczyć.

- Chodź. Tu. - rozkazał wskazując miejsce przed sobą.

Sięgnął po jakieś urządzenie a z sufitu zjechało zblocze, przez które przewlókł linę. Chłopak nie ruszył się z miejsca.

- No dobrze, sam tego chciałeś - stwierdził z ostentacyjnym westchnieniem.

Poszedł po niego i trzymając go mocno za ramie podprowadził we wskazane miejsce. Kopniakiem pod kolanem powalił go na betonową podłogę i przyciskając go nieco kolanem w plecy, obwiązał mu na nich nadgarstki liną, zaciskając ją celowo zbyt mocno. Mick jęknął cicho i spojrzał na niego błagalnie.

- Panie, proszę. To był idiotyczny błąd. Przepraszam! - usiłował go jeszcze przebłagać, ale jedyne co zyskał to cios w twarz.

- Dobrze ci radzę, zamknij się - Drake ostrzegł go i zapiął mu na obroży smycz z łańcucha.

Jej drugi koniec umocował w zapięciu zamontowanym w podłodze, skracając jej długość na tyle, że Mick ledwo potrafił utrzymać równowagę. Dla pewności sprawdził czy karabińczyki dobrze trzymają. Otrzepał ręce, wstając. Zrzucił z ramienia temblak, który i tak odpiął się podczas gonitwy. Poruszał ramieniem, sprawdzając czy ręka da radę bez wsparcia. Było w porządku, choć trochę bolało.

- Miałeś kiedyś wybity bark? - spytał od niechcenia, obserwując jak zblocze podjeżdża do sufity na przemysłowej wyciągarce.

Chłopak pokręcił przecząco głową, biorąc sobie do serca zakaz odzywania się. Drake uśmiechnął się na to, owijając linę wokół zdrowej ręki. Napiął ją do momentu, aż związane nadgarstki chłopaka uniosły się nieco. Chyba zrozumiał, co za chwilę się wydarzy, bo spojrzał na niego z tak przepięknym strachem w tych cudnych, zielonych oczach, że aż poczuł pulsowanie w nabrzmiewającym w spodniach narządzie.

Lina zaskrzypiała, napięta gwałtownym szarpnięciem, łańcuch zagrzechotał a pomieszczenie wypełnił wręcz nieludzki krzyk. Drake roześmiał się psychopatycznie, jeszcze mocniej ciągnąc za sznur.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz