Rozdział z gościnnym udziałem LKialandi i ze specjalną dedykacją dla Ozzy’ego. Masz to swoje krzesło xD
************
Kaito szedł wąskimi, brukowanymi uliczkami Wiednia, gdy miasto dopiero budziło się do życia w delikatnym świetle świtu. Chłodne powietrze kąsało jego policzki, przenikając przez wełniany płaszcz, ale nie było to nieprzyjemne – przeciwnie, ostra rześkość poranka działała jak zimny kompres na jego skołowaną głowę. Jet lag, połączony z nocnymi perturbacjami związanymi z Hiro, sprawił, że sen był krótki i niespokojny, a myśli wciąż krążyły wokół wczorajszej rozmowy z Akihito i tej nieszczęsnej ucieczki chłopaka. Spacer wydawał się jedynym sposobem, by oczyścić umysł przed spotkaniem z Dawidem, które miało nastąpić za kilka godzin.
Niebo nad Wiedniem było jeszcze blade, z lekką, różowawą poświatą na horyzoncie, gdzie słońce leniwie wspinało się ponad dachami kamienic. Ulice, zwykle tętniące życiem, teraz były niemal puste, jeśli nie liczyć pojedynczych przechodniów – starszego mężczyzny w filcowym kapeluszu, prowadzącego rower, czy młodej kobiety w wełnianym płaszczu, spieszącej z torbą pełną świeżych bułek. Kaito czuł, jak chłód poranka przenika przez podeszwy jego wypolerowanych butów, a każdy oddech zamieniał się w delikatną mgiełkę, unoszącą się w powietrzu. To go rozbudzało, przywracało jasność myśli, choć nie do końca rozpraszało poczucie niepokoju, które osiadło w jego piersi jak ciężki kamień.
Dawid zapewne będzie psioczył, że zrezygnował z podstawionego pod hotel samochodu i kierowcy – już i tak narzekał, że wolał zatrzymać się w hotelu, zamiast skorzystać z jego gościnności. Kaito jednak nie chciał się narzucać. Wpadka z umową, która kosztowała go więcej nerwów, niż był skłonny przyznać, i tak wystarczająco go zażenowała. Spacer, choć może niekoniecznie praktyczny, wydawał się lepszym wyborem. Miał w sobie urok – pozwalał chłonąć miasto w jego najczystszej, niezmąconej formie, zanim tłumy turystów zaleją ulice, a hałas zagłuszy subtelne piękno poranka.
Kaito zatrzymał się przed witryną małej kawiarni, której szyld w stylu secesyjnym obiecywał tradycyjną wiedeńską kawę. W środku krzątała się starsza kobieta o siwych włosach upiętych w ciasny kok, układając na ladzie świeżo upieczone rogaliki. Zapach palonych ziaren i ciepłego ciasta wdarł się w jego nozdrza, gdy pchnął drzwi. Kilka minut później trzymał w dłoniach papierowy kubek z parującą kawą, której gorzki aromat mieszał się z delikatną słodyczą wanilii. Ruszył dalej, popijając napój powoli, pozwalając, by ciepło rozlewało się po jego ciele, kontrastując z chłodem poranka.
Uliczki Innere Stadt, historycznego serca Wiednia, miały w sobie coś niemal teatralnego. Kamienice o fasadach zdobionych misternymi sztukateriami zdawały się opowiadać historie minionych wieków. Ich okna, wysokie i smukłe, odbijały pierwsze promienie słońca, a złociste refleksy tańczyły na bruku, tworząc efemeryczne mozaiki. Kaito przystanął na moment przed barokową fontanną, której marmurowe figury, spowite poranną mgłą, wyglądały jak duchy przeszłości. Woda pluskała cicho, a delikatny szum mieszał się z odległym klangiem dzwonów katedry św. Szczepana, której strzelista wieża majaczyła w oddali, przebijając nisko wiszące chmury.
Mimo zmęczenia i lekkiego rozkojarzenia, Kaito czuł, jak miasto go urzeka. Architektura Wiednia miała w sobie harmonię – połączenie majestatycznej powagi z subtelną elegancją, która nie przytłaczała, a raczej koiła. Każdy detal, od rzeźbionych gzymsów po kute balustrady, zdawał się być dziełem sztuki, stworzonym z myślą o tych, którzy mają czas, by je dostrzec. Kaito szedł niespiesznie, mijając zamknięte jeszcze sklepy z antykami i kwiaciarnie, gdzie w oknach pyszniły się pierwsze wiosenne tulipany. Myślał o Hiro – o jego zagubieniu, strachu, o tym, jak bardzo chłopak przypominał mu młodszego siebie, zanim nauczył się panować nad emocjami. Akihito miał rację, rzucając mu w twarz, że poświęca mu za mało czasu. Może to był błąd, może powinien był być bardziej obecny, zamiast zostawiać chłopaka pod opieką innych.
Kawa w jego dłoni zaczynała stygnąć, a chłód poranka stawał się coraz bardziej dotkliwy. Kaito poprawił szalik, otulając szyję ciaśniej, i ruszył w stronę Stephansplatz, gdzie katedra górowała nad placem niczym milczący strażnik. Myśli o Hiro i obowiązkach wobec Dawida wciąż kłębiły się w jego głowie, ale Wiedeń, ze swoim spokojnym, porannym rytmem, pozwalał mu choć na chwilę odetchnąć. Wiedział, że czeka go trudna rozmowa z klientem – i jeszcze trudniejsza z samym sobą – ale na razie pozwolił sobie na ten moment samotności, wśród budzącego się miasta, które zdawało się szeptać, że wszystko, prędzej czy później, znajdzie swoje miejsce.
Kaito, wędrując dalej, zboczył z głównych arterii miasta, kierowany bardziej instynktem niż świadomym zamiarem. Poranne powietrze, wciąż rześkie i przesycone wilgocią, niosło zapach świeżo parzonej kawy i ciepłego pieczywa, ale w tej wąskiej, bocznej uliczce, którą właśnie przemierzał, pojawił się nowy, nieoczekiwany element. Jego kroki zwolniły, gdy jego wzrok padł na witrynę, która w jaskrawy sposób odróżniała się od subtelnej elegancji okolicznych kamienic. Musiał przyznać, że Austriacy traktowali temat seksu z zadziwiającą swobodą, niemal bezceremonialnością, która kontrastowała z dyskrecją, do jakiej przywykł w Japonii.
Witryna sklepu, przed którą stanął, wręcz krzyczała o swojej obecności. Czerwień neonowego szyldu, pulsująca w porannym świetle, była jak wyzywający okrzyk wśród stonowanych fasad. Na szybie widniały zdjęcia kobiety odzianej w lśniącą, czarną skórę, której poza i spojrzenie nie pozostawiały wątpliwości co do charakteru asortymentu. W Japonii sklepy tego typu ukrywały się pod zasłoną subtelności – pudroworóżowe i białe szyldy, dyskretne napisy i pastelowe reklamy niknęły w natłoku miejskich bilbordów. Tutaj jednak wszystko było ostentacyjne, niemal prowokujące, a Kaito, choć zazwyczaj opanowany, poczuł lekką konsternację.
Zaintrygowany, mimo zamkniętych drzwi sklepu, zbliżył się do witryny i zajrzał przez szybę. Wewnątrz, w przytłumionym świetle, dostrzegł półki zastawione akcesoriami, których różnorodność i przeznaczenie nie pozostawiały wiele miejsca na domysły. Kajdanki wyściełane futerkiem, skórzane pejcze, maski i inne zabawki lśniły w równych rzędach, ale to nie one przyciągnęły jego uwagę. Jego spojrzenie zatrzymało się na meblach – nietypowych, zaprojektowanych z myślą o wielbicielach bardziej wyrafinowanych praktyk.
W rogu stał klęcznik, łudząco podobny do tego, który widział w pokoju uciech Akihito, z ciemnym obiciem i solidnymi skórzanymi paskami. Obok niego wznosił się krzyż w kształcie litery X, z metalowymi okuciami i regulowanymi obręczami, które wyglądały na gotowe do unieruchomienia rąk i nóg. Nieco dalej dostrzegł coś na kształt kozła, wyposażonego w podpórki na nogi i skórzane pasy, które miały zapewniać stabilność i ograniczenie ruchów.
Kaito przechylił głowę, gdy jego wzrok padł na najbardziej intrygujący element – nietypowe krzesło stojące na końcu sklepu. Nie było to siedzisko w tradycyjnym rozumieniu; jego oparcie, przechylone pod kątem dziewięćdziesięciu stopni, pozwalało na wygodne ułożenie ciała w pozycji leżącej. Regulowany podgłówek i skórzane pasy zwisające po bokach jasno wskazywały, że krzesło zostało zaprojektowane z myślą o unieruchomieniu partnera, oferując zarówno wygodę, jak i pełną kontrolę. Kaito uniósł brew, a w jego głowie zrodziła się myśl, która była równie praktyczna, co nieoczekiwana.
Odsunął się od witryny, robiąc kilka kroków w tył, i spojrzał na szyld nad wejściem. Wyciągnął telefon, szybko wpisując nazwę sklepu i adres w notatki. Postanowił wrócić tu po spotkaniu z Dawidem, by dowiedzieć się, czy możliwa byłaby wysyłka tych mebli poza Europę. Jeśli nie, być może mógłby poprosić Dawida o przysługę – w końcu firma Kaito miała wkrótce transportować należące do niego dzieła sztuki na wystawę w Japonii. Włączenie kilku takich mebli do przesyłki mogłoby być sprytnym rozwiązaniem, o ile, oczywiście, uda im się dziś podpisać umowę. Kaito poprawił szalik, czując, jak chłodne powietrze znów kąsa jego kark, i ruszył dalej, z lekkim uśmiechem na ustach. Wiedeń, ze swoją mieszanką elegancji i bezczelnej otwartości, najwyraźniej miał mu jeszcze sporo do zaoferowania.
Kaito, po porannej wędrówce uliczkami Wiednia, poczuł, jak głód zaczyna dawać o sobie znać, podgryzając jego żołądek subtelnym, ale uporczywym uczuciem. Skierował kroki ku niewielkiej restauracji, której witryna, skromniejsza niż krzykliwe sklepy mijane wcześniej, obiecywała tradycyjne austriackie śniadanie. W środku unosił się zapach ciepłego chleba i wędlin, a drewniane stoły, nakryte lnianymi obrusami w kratkę, dodawały wnętrzu przytulnego, niemal domowego charakteru. Usiadł przy oknie, skąd mógł obserwować budzącą się ulicę, i zamówił prosty posiłek – jajecznicę z alpejskim serem, chrupiącą bułkę z masłem i sok pomarańczowy.
Gdy talerz znalazł się przed nim, Kaito z przyjemnością zatopił widelec w puszystej jajecznicy, której aromat mieszał się z delikatną nutą ziół. Każdy kęs, połączony z chrupkością ciepłej bułki, zdawał się przywracać mu energię, rozpraszając mgłę zmęczenia wywołaną różnicą czasu i trudami nocy.
Po posiłku, czując się w pełni sił, poprawił szalik i płaszcz, zostawił na stole napiwek i ruszył na piechotę w stronę pałacu, gdzie urzędował Dawid. Wolał być za wcześnie, niż ryzykować spóźnienie – punktualność była jedną z tych cnót, które cenił ponad wszystko.
Droga do pałacu wiodła przez kolejne urokliwe ulice, gdzie poranne słońce odbijało się od pozłacanych detali barokowych fasad. Kaito szedł żwawym krokiem, a chłód, choć wciąż kąsał jego dłonie, nie był już tak dokuczliwy.
Gdy dotarł do bramy pałacu, zauważył lekkie zaskoczenie na twarzach ochrony i służby, którzy najwyraźniej nie spodziewali się gościa przybywającego pieszo. Dawid musiał jednak uprzedzić ich o jego wizycie, bo nikt nie zadawał pytań. Wręcz przeciwnie – w mgnieniu oka zorganizowano elegancki, czarny samochód, by oszczędzić mu spaceru przez rozległe ogrody okalające pałac. Kaito, choć poczuł lekki zawód, że nie będzie mógł przejść się wśród starannie przyciętych żywopłotów i marmurowych fontann, zajął miejsce na tylnym siedzeniu. Przez szybę podziwiał geometryczne rabaty, gdzie wczesnowiosenne kwiaty zaczynały nieśmiało rozkwitać, a alejki wysypane białym żwirem lśniły w porannym świetle.
Po dotarciu do pałacu, uprzejmy kamerdyner w nienagannie skrojonym garniturze przejął jego płaszcz, składając go z precyzją, jakby był dziełem sztuki. Zaprowadził Kaito do niewielkiego, lecz wykwintnego saloniku, którego wystrój emanował dyskretnym przepychem. Ściany zdobione były bladoniebieską tapetą z delikatnym, złotym wzorem, a ciężkie, aksamitne zasłony w kolorze burgunda okalały wysokie okna, przez które wpadały smugi światła. Mahoniowe meble, polerowane do połysku, kontrastowały z miękkim, kremowym dywanem, który tłumił kroki. Kaito zajął miejsce w głębokim fotelu obitym ciemnozielonym pluszem, a kamerdyner, z ukłonem, zaproponował herbatę i kawałek Sachertorte – słynnego wiedeńskiego tortu czekoladowego.
Kaito, choć docenił gest, ograniczył się do herbaty. Jej delikatny, kwiatowy aromat, z nutą bergamotki, działał kojąco, ale słodycze nigdy nie były w jego guście, a śniadanie wciąż przyjemnie ciążyło mu na żołądku. Odstawił filiżankę na spodek z cichym brzękiem i spojrzał na zegarek. Przybył niemal godzinę za wcześnie. Miał nadzieję, że nikt nie weźmie mu tego za złe – w końcu lepiej być zbyt punktualnym niż spóźnionym.
Rozejrzał się po saloniku, doceniając jego wyrafinowany wystrój: od kryształowego żyrandola rzucającego świetlne refleksy na sufit po rzeźbione gzymsy nad kominkiem, w którym trzaskał cichy ogień. Jego wzrok powędrował ku oknu, za którym służba i ogrodnicy uwijali się w codziennych obowiązkach. Widział, jak starszy mężczyzna w słomkowym kapeluszu przycinał krzewy, a młoda kobieta w granatowym fartuchu polerowała mosiężne latarnie wzdłuż alejki.
Ciepło pomieszczenia, połączone z delikatnym trzaskiem ognia i subtelnym zapachem herbaty, otuliło Kaito jak miękki koc. Powieki zaczęły mu ciążyć, a ciało, rozluźnione po śniadaniu i spacerze, poddało się zmęczeniu. Nie zorientował się, kiedy jego głowa opadła na ramię, a oddech stał się równy i głęboki. Fotel, wygodny i zapraszający, pochłonął go w objęcia snu, a pałacowy salonik, z jego cichą elegancją, stał się chwilową przystanią dla jego zmęczonego umysłu.
Od czasu gdy Dawid był w rodzinnej posiadłości minęło znowu kilka miesięcy ale tym razem ściągnęły go tu dwie rzeczy. Po pierwsze Grzesiek umówił się z jego matką na wiosenne pokazy w Szkole Hiszpańskiej, a wolał sam go póki co do Wiednia nie puszczać, a po drugie choć tego nie planował, przez zamieszanie w korespondencji, Kaito miał pojawić się w Austrii osobiście.
Wielkim dyshonorem byłoby więc go nie przyjąć i nie ugościć, zwłaszcza gdy ich współpraca od czasu pamiętnej wystawy w Japonii tak dobrze się układała, co zwiększyło zyski obu stronom. Dodatkowo wiedział też, że traktując uprzejmie Kaito, wyświadcza przysługę Akihito, a to było ważne nie tylko biznesowo, ale też politycznie. Opieprzył więc pracownika wiedeńskiej filii przez którego jego gość musiał w ogóle fatygować się przez pół świata, ale gdzieś wewnętrznie nawet się cieszył, bo dawno nie mieli okazji się zobaczyć.
Mógł przyjąć go w biurze w centrum, ale jednak nie był to zwykły partner biznesowy ale ktoś, kogo mógł nazwać przyjacielem, w dodatku, ktoś, kto wiedział kim na prawdę Rayen jest, zaprosił go więc do pałacu i wydał odpowiednie dyspozycje. Yamaguchi miał pojawić się dopiero w południe, miał więc jeszcze chwilę na domkniecie kilka szczegółów związanych z nowym magazynem, a przynajmniej tak sądził, gdy otrzymał telefon, że jego gość już czeka.
– Ehh, ta japońska punktualność – mruknął pod nosem – a właściwie to nawet nadgorliwość – dodał, a gdy majordomus w słuchawce nic nie odparł, dorzucił zniecierpliwiony. – Dobrze, już jadę.
Po kilkunastu minutach siedział już w aucie i jechał przez miasto w stronę pałacu na obrzeżach. Początkowo planował dojechać do domu jak najszybciej, jednak w drodze stwierdził, że skorzysta z wczesnej wiosny i zajedzie jeszcze do rodzinnej winnicy na Grinzing, po kilka butelek młodego wina. W końcu jakim byłby gospodarzem gdyby nie podarował nic na pamiątkę i nie przesłał pozdrowień dla Aki’ego.
***
Kaito śnił, że unosi się w przestrzeni swojej willi, która wyglądała niemal identycznie jak w rzeczywistości, a jednak coś w niej było nieuchwytnie obce, jak delikatna rysa na szkle, zdradzająca, że to tylko sen. Ściany, choć znajome, zdawały się pulsować subtelnym, niemal niewidocznym światłem, a podłogi, pokryte lśniącym drewnem, uginały się miękko pod jego stopami, jakby stąpał po wodzie. Na granicy świadomości czuł, że to iluzja, ale pozwalał, by sen prowadził go dalej, wciągnięty w jego oniryczną logikę.
Wspinając się po schodach na piętro, usłyszał śmiech Hiro – lekki, czysty, pełen dziecięcej radości, której nie znał u chłopaka w rzeczywistości. Dźwięk ten, ciepły i melodyjny, odbijał się echem w korytarzu, zapraszając go do podążania za nim. Mijając taflę czarnego szkła na ścianie, dostrzegł w niej odbicie Hiro, który przebiegał za jego plecami, z pluszowym szopem w ramionach, a jego sylwetka mignęła jak cień. Kaito odwrócił się gwałtownie, ale korytarz był pusty, tylko śmiech chłopaka rozbrzmiewał gdzieś dalej, jakby wzywał go w głąb domu.
Korytarz, który w rzeczywistości był krótki i prosty, we śnie rozciągał się w nieskończoność, a drzwi, ustawione jedne przy drugich, mnożyły się w jego oczach, tworząc labirynt możliwości. Każdy krok sprawiał, że przestrzeń zdawała się falować, jakby sen igrał z jego percepcją. Kaito zatrzymał się przed jednymi z drzwi, kładąc dłoń na chłodnej klamce. Zawahał się, czując, jak serce bije mu szybciej, jakby przeczuwając, że otwarcie ich zmieni wszystko. Wtem usłyszał tuż przy uchu słodki, niemal figlarny szept Hiro:
– Panie… – Głos był tak bliski, że Kaito zakrył ucho i obejrzał się za siebie, ale nikogo tam nie było.
Po drugiej stronie korytarza jedne z drzwi stały otworem, kusząc miękkim, różowawym światłem, które sączyło się z wnętrza, ciepłe i zapraszające. Nogi Kaito poruszyły się same, jakby przyciągane niewidzialną siłą, i po chwili znalazł się w środku. Pokój, w którym się znalazł, był karykaturalną wersją pomieszczenia, które budował w swojej willi. Ściany mieniły się przesadnie pastelowymi odcieniami różu i błękitu, a poduszki w jaskrawych kolorach i zwiewne materiały z falbankami spływały z sufitu, tworząc wrażenie przesłodzonego chaosu. W centrum stał mebel, który natychmiast przykuł jego uwagę – krzesło, które widział wcześniej na wystawie sexshopu, lecz we śnie pomalowane na biało, z błękitnym zagłówkiem, lśniące w miękkim świetle.
Chichot Hiro znów rozległ się za jego plecami, lekki i nieuchwytny, ale Kaito nie odwrócił się, by szukać jego źródła. Smukłe dłonie chłopaka objęły go delikatnie od tyłu i zaczęły rozpinać jego koszulę, guziczek po guziczku. Gdy materiał opadł z ramion mężczyzny Hiro musnął go opuszkami palców po plecach i wreszcie stanął przed nim. Kaito aż wstrzymał oddech. Chłopak miał na sobie seksowny strój składający się z pasków białej skóry, które zasłaniały newralgiczne miejsca, podkreślając smukłość jego bioder. Białe, wysokie kozaki na wysokich koturnach dodawały mu wzrostu a falbaniaste rękawy, wykończone błękitną lamówką słodyczy.
Chłopak uśmiechnął się do niego uroczo i wykonał piruet, jakby chciał pokazać się w całej swej drobnej okazałości. Kaito wyciągnął rękę, chcąc dotknąć jego policzka, ale w tej samej chwili sylwetka chłopaka rozpłynęła się jak mgła, pozostawiając po sobie jedynie echo śmiechu. Pojawił się jednak pół oddechu później, leżąc na krześle, skrępowany pasami, uśmiechając się figlarnie, a jego piwne oczy błyszczały w świetle, jakby skrywały tajemnicę.
Kaito poczuł jak niewidzialna siła przyciąga go do mebla a dłonie samoistnie wplatają palce w miękkie włosy chłopaka. Hiro nie miał możliwości by się cofnąć, bo nie tylko dłonie Pana ale i zagłówek uniemożliwiały jego i tak ograniczone ruchy. Kaito był już zbyt blisko, zbyt ciepły, zbyt pewny. Powietrze między nimi zgęstniało od czegoś nieuchwytnego – napięcia, pragnienia, może nawet cichej zgody, której nikt z nich nie wypowiedział. A potem usta Kaito dotknęły jego – nie gwałtownie, ale z namysłem, jakby badał grunt.
Hiro zamarł, ale tylko na moment. Ich wargi złączyły się w miękkim, powolnym ruchu, który przypominał bardziej zmysłowe muśnięcie niż pocałunek. Ale potem Kaito sięgnął głębiej. Przesunął dłonią po karku Hiro, zatrzymując go przy sobie, nie dając mu uciec. I kiedy język Kaito dotknął jego własnego – ostrożnie, niemal niepewnie – ciałem Hiro przebiegł dreszcz, uwydatniający gęsią skórkę na jego ramionach.
To było zaskakująco delikatne. Ciepłe. Niepokojące. Ich języki zetknęły się raz jeszcze, śliskie i miękkie, jakby ostrożnie próbowały się rozpoznać, zbadać granice, które przecież i tak już dawno zostały przekroczone. Każdy taki kontakt był jak impuls – przyjemny, ciepły, trochę dziki z nutą posmaku bergamotki. Kaito nie spodziewał się, że to będzie aż tak obezwładniające.
Oddychał nierówno. Czuł gorący oddech Hiro tuż przy swoim policzku, mieszał się z jego własnym, wilgotnym i przyspieszonym. Każdy wdech pachniał nim – zbyt blisko, zbyt realnie. Skórzane pasy zatrzeszczały gdy ciało Hiro napięło się, jakby nie mogło zdecydować, czy powinno się cofnąć, czy może wręcz przeciwnie.
Kaito oderwał się od niego powoli, jakby coś w nim wciąż nie chciało pozwolić na ten ruch. Ich wargi rozdzieliły się z cichym, wilgotnym dźwiękiem, pozostawiając po sobie rozgrzaną pustkę. Hiro jeszcze przez moment tkwił z zamkniętymi oczami, z rozchylonymi ustami, jakby nie zdążył wrócić do rzeczywistości. Nagle jednak otwarł oczy i rozwarł usta, wysuwając zapraszająco język.
Mrowienie rozlało się po podbrzuszu Kaito przyjemną falą, jak elektryczność w mięśniach, zbyt łagodna, by bolała, ale zbyt intensywna, by ją zignorować. To uczucie było znajome, ale w tej nierealnej scenerii zaskakujące. Nie było w nim nic z przelotnych impulsów, które tak łatwo mógłby stłumić. Było głębsze, cichsze, ale tym bardziej uparte. Wypuścił powietrze przez nos, krótko, nerwowo.
Jego ręce same odnalazły drogę do rozporka i wydobyły na świat częściowo wzwiedziony członek. Ujął go w dłoń i ściskając lekko odsunął skórkę napletka, wilgotną od preejakulatu główką muskając najpierw rubinowe wargi chłopaka a potem wysunięty język. Wolną ręką również sięgnął jego ust i wsunął w nie kciuk. Czuł, jak ciepło wypełnia mu dłoń – jak miękkie wnętrze ust Hiro otula jego palec, jak wilgoć tego miejsca miesza się z oddechem, który uciekał spomiędzy rozchylonych warg. Opuszka dotknęła języka a wargi chłopaka zamknęły się na jego palcu niczym rosiczka. Uczucie ssania przeszyło Kaito przyjemnym dreszczem, który poczuł aż w jądrach. Jego dłoń samoistnie zaczęła poruszać się w górę i w dół po twardniejącym członku.
Gdy stał już w pełni a pragnienie zaspokojenia stało się nie do zniesienia obszedł krzesło i dostrzegł, że spod spody wysunęło się niewielkie siedzisko, które umiejscowiło się nad torsem związanego Hiro. Nie był pewien, czy takowe było też w prawdziwym meblu, ale to nie miało teraz znaczenia. Przerzucił nogę przez chłopaka i usiadł wygodnie, mając jego twarz idealnie na wysokości krocza.
Hiro uniósł na niego niepewny wzrok, iskrzący się jednak figlarnie i oblizał zmysłowo górną wargę. Kaito nie był w stanie dłużej czekać. Cofnął nieco biodra, by zrobić miejsce na swój nabrzmiały w erekcji penis i wepchnął go w usta chłopaka. Zagłówek uniemożliwiał Hiro ucieczkę, więc już po chwili krztusił się jego członkiem, przyjmując go głęboko aż po same jądra. Jego piwne oczy napełniły się łzami i pojawiła się w nich panika, ale to tylko jeszcze bardziej nakręciło mężczyznę.
Kaito wsparł się jedną ręką o zagłówek, dla równowagi a jego biodra rozpoczęły rytmiczny taniec w akompaniamencie płaczliwych odgłosów dławienia. Jego klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym rytmie, jakby właśnie skończył forsowny bieg. Czuł, jak oddech pali mu gardło, jak ciepło, które kumulowało się pod skórą, zsunęło się niżej – w dół brzucha, aż tam, gdzie trudno było je zignorować.
Usta chłopaka były gorące i mokre, gardło ciasne niczym dziewiczy tyłek, ale o niebo od niego przyjemniejsze. Gdy zaciskało się na jego żołędzi rozkosz była wręcz obezwładniająca, rozmiękczając mu nogi przemożną błogością doznań. Już po chwili był bliski dojścia. Czuł jak pierwsze skurcze łaskoczą go w jądra. Wstrzymał oddech, spoglądając z góry na rumianą od wysiłku twarz chłopaka. Dreszcz przeszedł mu po plecach, gdy dostrzegł jak pięknie wygląda w tej chwili. Z jego kutasem wypełniającym mu usta, z oczami pełnymi łez, z policzkami czerwonymi od braku oddechu. Był już niemal na granicy, gdy …
***
Dawid cicho pchnął drzwi saloniku, a jego kroki, stłumione przez gruby dywan, niemal nie wydawały dźwięku. Gdy jego wzrok padł na Kaito, rozpartego w pluszowym fotelu z głową opadłą na ramię, uniósł brew w lekkim rozbawieniu. Japończyk, zwykle nienagannie opanowany, wyglądał zaskakująco bezbronnie – filiżanka herbaty stała ledwo tknięta na stoliku obok nienaruszonego tortu, a jego oddech był równy, niemal niesłyszalny.
Dawid uśmiechnął się pod nosem, zauważając, jak poranne światło wpadające przez okno muska jego rysy. Zdecydowanie bardziej uśmiechnął się jednak gdy dostrzegł jak przyjemny sen musiał mieć jego młodszy znajomy, bo eleganckie spodnie od garnituru zdecydowanie nie były w stanie tego ukryć. Aż żal było chłopaka obudzić, jednak niestety czas gonił, a nie wiedział kiedy służba wejdzie zaprosić na obiad, więc uznał, że lepiej ponabijać się z niego samemu.
– Kaaaitooo, słoneczko – szepnął mu z rozbawieniem przy uchu, pochylając się lekko nad fotelem. – Wstawaj jeśli chcesz powtórki tego co właśnie przeżyłeś.
Na reakcje nie musiał długo czekać. Mężczyzna rozchylił powieki i lekko poderwał się prawie go uderzając, na co jednak był przygotowany.
– Hiro! – krzyknął lekko, a potem rozejrzał się i lekko zarumienił, zdając sobie sprawę z tego gdzie jest.
– Nie wiem kim jest ten Hiro – parsknął Dawid – ale mam nadzieję, że podobało mu się co najmniej tak bardzo jak tobie – dodał wskazując na krocze Katio, a ten przybrał barwę dorodnego buraka.
– Ja… to… nie tak… – wymamrotał zakłopotany, zakładając nogę na nogę by ukryć niechciany wzwód, przy czym odchrząknął, przybierając bardziej poważny wyraz twarzy i lekko mrużąc oczy. – Nie dasz mi tego zapomnieć co?
– Pewnie nie tak szybko jakbyś chciał. – Dawid usiadł za biurkiem. – Cóż, czas goni więc zacznijmy od tego co najważniejsze. Wybacz, że musiałeś tu jechać osobiście, kretyn, przez którego to się stało jest już odpowiedzialny za zamiatanie podłogi w magazynie i to pod nadzorem, żeby znowu czegoś nie zjebał. Tutaj – sięgnął po teczkę – masz wszystkie podpisane umowy z drobnym rabatem, żeby wynagrodzić stracony czas.
Kaito zamrugał nieco zaskoczony, ale uśmiech uniósł kącik jego ust.
– Dziękuję, to nie było konieczne. – Przyjął dokumenty lekko się kłaniając.
– Nie wygłupiaj się, to drobiazg. A propo drobiazgów – Dawid wskazał na niewielką, ale elegancką skrzynkę w której było kilka butelek wina. – To dla ciebie i Aki’ego do podziału, tegoroczne zbiory młodego wina, oczywiście nie do kupienia, bo z cesarskich winnic więc dajcie znać jak smakowało.
– Z przyjemnością, myślę, że Aki też się ucieszy – Kaito uśmiechnął się. – A co u Grześka? Liczyłem, że go zobaczę.
– Pojechał z moją matką… eee… Chyba na zakupy bo na występy za wcześnie – Dawi podrapał się po głowie. – Zaprosiłbym cię na pokaz, ale obstawiam, że nie możesz zostać do jutra?
– Niestety nie – odparł Katio z prawdziwym żalem. – Ale pozdrów go ode mnie serdecznie, mam nadzieję, że niedługo znów u nas zagościcie.
– Zapewne, bo Grześ ciągle mi marudzi, że nie zdążył zobaczyć Hokkaido, choć po waszych ekscesach to się zastanawiam.
– Oj przestań, to było tylko kilka butelek sake i jeden samochód, kto by to liczył – parsknął Kaito.
– Jeden samochód, przez który i ja i Aki musieliśmy się potem tłumaczyć Ryunosuke i mało co, a byłby z tego skandal międzynarodowy – przypomniał Dawid.
– Było minęło – Kaito wzruszył beztrosko ramionami, rozbawiony wspomnieniami.
– Fakt, ale na obiad dasz się zaprosić? Tortu, z oryginalnego przepisu, należącego tylko do cesarskiej rodziny nie spróbowałeś jak widzę – rzucił karcącym tonem. – Więc winner schinzla odmówić nie możesz – bardziej stwierdził niż zapytał.
– Skoro tak stawiasz sprawę, to chyba rzeczywiście nie mogę – uśmiechnął się Kaito.
Nie był to długi czas, jednak niekiedy to właśnie momenty decydują o tym jak potoczy się biznes, zwłaszcza warty miliony.
Tymczasem poranek w posiadłości Akihito miał się zgoła inaczej. Dom wypełniał subtelny zapach świeżo parzonej herbaty i smażonego ryżu, unoszący się z przestronnej kuchni, gdzie Hiro poruszał się cicho, niemal bezszelestnie, pomagając Lu w przygotowaniu śniadania. Jego ruchy były skrupulatne, niemal mechaniczne – kroił warzywa z precyzją, jakby każdy ruch miał znaczenie, wykonując polecenia Lu z pełnym skupieniem. „Posiekaj szczypiorek drobniej,” mruknął Lu, zerkając na deskę Hiro, a chłopak natychmiast poprawił chwyt na nożu, dostosowując się bez słowa skargi. Unikał jednak patrzenia na Kaname, który krążył między kuchnią a jadalnią, wynosząc przygotowane potrawy z gracją zawodowego kelnera. Talerze z tamagoyaki i miseczki z zupą miso w jego rękach zdawały się płynąć, a on sam, nieświadomy napięcia, pogwizdywał cicho, jakby poranek był najzwyklejszym dniem.
Ciało Hiro wciąż nosiło wspomnienie nocnej kary – piekące uda, które wciąż pulsowały tępym bólem przy każdym kroku, przypominały mu o konsekwencjach jego ucieczki. Rozmowa z Akihito i Kaito, choć nie była tym, czego się spodziewał, wryła mu się w pamięć równie mocno. Myślał, że jego lęki, związane z przeszłością i ojcem, zostaną wyśmiane lub zlekceważone, że Kaito, jego Pan, będzie krzyczał, zasypując go obelgami, jak to bywało w rodzinnym domu.
Tymczasem Kaito, choć wściekły, nie wpadł w ślepy szał. Jego głos, podniesiony i ostry, drżał nie z nienawiści, lecz z frustracji.
– Czy ty w ogóle pomyślałeś, co mogło się stać? – pytał, mrużąc oczy. – Mogłeś wpaść pod samochód, zgubić się w lesie, albo ochrona mogła cię postrzelić, nie wiedząc, kim jesteś!
Książe, mówił podobnie, tłumacząc cierpliwie, choć z nutą chłodu, jak nierozsądne było jego zachowanie.
Później Akihito przywołał Kaname, którego również zrugał, nakazując mu przeprosić Hiro za słowa, które wywołały panikę. Kaname, z opuszczoną głową, wymamrotał przeprosiny, ale Hiro, zbyt przytłoczony własnymi emocjami, ledwie je zarejestrował. Kara, choć bolesna, była czymś więcej niż tylko fizycznym cierpieniem – była lekcją, której echo wciąż brzmiało w jego głowie. Sen tej nocy był płytki, niespokojny, przerywany wspomnieniami bólu i słów Akihito, które, choć surowe, miały w sobie dziwną troskę. Odpoczynek nie przyniósł ukojenia, a Hiro czuł się, jakby nie zmrużył oka.
Teraz, w kuchni, jego ruchy były ostrożne, jakby bał się naruszyć delikatną równowagę poranka. Lu, zajęty mieszaniem sosu sojowego z mirinem, zerknął na niego z ukosa, zauważając jego milczenie.
– Podaj mi tamten talerz – powiedział, wskazując brodą na półkę, a Hiro posłusznie wykonał polecenie, unikając kontaktu wzrokowego również z nim.
Kaname, wracając z jadalni, rzucił wesołe:
– Gotowe! – i zniknął za drzwiami, niosąc ostatnią porcję jedzenia, którą właśnie nałożył i podał mu Lu.
Hiro poczuł, jak jego ramiona spinają się mimowolnie, ale zmusił się, by skupić się na zadaniu. Lekcja z nocy była jasna – nie mógł pozwolić, by emocje znów wzięły nad nim górę. Nie tutaj, nie w domu Księcia, gdzie każdy błąd zdawał się mieć swoje konsekwencje.
Wszyscy zasiedli do stołu, a Hiro, siadając ostrożnie, skrzywił się, czując szczypanie na udach. Westchnął bezgłośnie, starając się ukryć dyskomfort i wyciągnął rękę po szklankę soku, lecz nim zdążył jej dotknąć, poczuł delikatny, lecz stanowczy uścisk na nadgarstku. Serce niemal mu się zatrzymało. Podniósł wzrok i napotkał spojrzenie Makoto, który pokręcił głową z lekkim, ale wyraźnym ostrzeżeniem. Hiro cofnął rękę, kładąc ją pospiesznie na kolanie, a głowę spuścił, czując, jak gorąco wstydu rozlewa się po jego twarzy. Znów popełnił błąd.
Chwilę później do jadalni wszedł Akihito, jego obecność natychmiast wypełniając przestrzeń aurą władzy. Dopiero gdy zajął miejsce u szczytu stołu, wszyscy zaczęli jeść, a rozmowy, lekkie i swobodne, rozbrzmiały między Makoto, Lu i Kaname. Hiro jednak siedział w milczeniu, wpatrując się w rozstawione półmiski z oczami pełnymi wstrzymywanych łez.
Śniadanie, które przygotował Lu, było jak uczta godna cesarza. W porównaniu z tym, co gotowali w willi Kaito – proste, niemal żałosne potrawy dostosowane do jego ograniczonych umiejętności – ta obfitość i kunszt były przytłaczające. Dysproporcja ta dobiła Hiro, a jego dolna warga zadrżała, zaś ramiona opadły w wyrazie rezygnacji.
Kaname, siedzący po jego drugiej stronie, zauważył to w porę. Sięgnął po półmisek z tamagoyaki i z uśmiechem wrzucił jedną roladkę na talerz Hiro.
– Jajka Lu są najlepsze na lepszy humor – powiedział wesoło, jakby nie pamiętał wczorajszego incydentu.
Hiro pociągnął nosem, zamrugał szybko, próbując odgonić łzy i spojrzał na Kaname z lekkim zdziwieniem. Chłopak, nie zrażony jego milczeniem, uśmiechnął się szerzej i zwrócił się do Akihito:
– Panie, czy mógłbym pokazać Hiro zakątek Księżniczki i jej dzieci? – zapytał swobodnie.
Akihito, przeżuwając w spokoju kęs ryby, spojrzał w stronę okna, za którym ołowiane chmury wisiały ciężko na niebie, zwiastując deszcz. Przełknął, zanim odpowiedział.
– Możecie pójść razem nakarmić koty – powiedział, jego głos był spokojny, lecz rzeczowy. – Ale zabezpieczcie domek, bo zapowiadają burze z porywistym wiatrem. Już raz zdejmowaliśmy go z drzewa.
Kaname pokiwał głową z entuzjazmem, po czym wepchnął do ust kilka kęsów naraz, wyraźnie spiesząc się, by szybciej skończyć swoją porcję i przygotować śniadanie dla kotów. Hiro, ukradkiem ocierając oko nadgarstkiem, zerknął nieśmiało na Akihito, tylko po to, by zorientować się, że ten wpatruje się w niego intensywnie, z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Chłopak podskoczył lekko na krześle, natychmiast kuląc ramiona i skupiając się na talerzu, jakby mógł w nim zniknąć.
Akihito westchnął w duchu, sięgając po szklankę soku. Jego spojrzenie, choć surowe, kryło cień troski. Miał nadzieję, że tym razem wspólne interakcje chłopców nie zakończą się kolejną katastrofą. Poranne światło, przefiltrowane przez ciężkie chmury, rzucało na jadalnię szary poblask, a ciche brzęczenie sztućców i rozmowy pozostałych domowników wypełniały przestrzeń, podczas gdy Hiro, wciąż spięty, próbował odnaleźć się w tej nowej, wymagającej rzeczywistości.
Dzień w posiadłości Akihito upłynął w spokojnym, niemal monotonnym rytmie codziennych obowiązków. Hiro, wciąż onieśmielony nowym otoczeniem, został zaangażowany w proste prace domowe – składanie ręczników, zamiatanie werandy, zmiana pościeli w gościnnych sypialniach. Nie były to zadania wymagające, a ich rutynowość działała kojąco na jego wciąż napięte nerwy. W pralni towarzyszył mu Kaname, którego usta zdawały się nie zamykać nawet na chwilę. Chłopak opowiadał o wszystkim – od tego, jak kiedyś próbował nauczyć kota aportowania, po szczegółowe opisy smaku każdego rodzaju chipsów, jakie kiedykolwiek jadł. Hiro głównie słuchał, kiwając głową, czasem odpowiadając półsłówkami, ale w głębi duszy cieszył się, że Kaname nie wraca do wczorajszego incydentu.
Wieczór nadszedł szybciej, niż Hiro się spodziewał, otulając posiadłość szarawym płaszczem deszczu i wiatru. Siedział na miękkim pufie przy stole w salonie, z ołówkiem w dłoni, kreśląc koślawe znaki, których uczył go Lu. Ten, siedząc na brzegu kanapy, pochylał się nad jego kartkami z cierpliwością nauczyciela, poprawiając delikatnie jego chwyt na ołówku czy wskazując, gdzie linia powinna być bardziej płynna. W fotelu naprzeciwko Makoto, z okularami zsuniętymi na czubek nosa, zatopił się w książce, popijając herbatę, której parujący aromat unosił się w powietrzu. Kaname zaś leżał na boku na kocu przy drzwiach ogrodowych, z poduszką pod pachą i głową wspartą na ręce. Zajadając chipsy, wpatrywał się w szybę, gdzie ulewa kreśliła wodne szlaczki, a porywisty wiatr targał krzewami w ogrodzie.
Cisza panująca w salonie, przerywana jedynie szumem deszczu i chrupaniem chipsów, miała w sobie coś kojącego, niemal domowego. Tę sielankę przerwał jednak Akihito, schodząc z piętra z telefonem przy uchu. Jego kroki, pewne i szybkie, odbiły się echem na drewnianych schodach.
– Hiro – zawołał, a chłopak uniósł na niego spłoszone spojrzenie, niemal podskakując na pufie.
– Kaito dziś nie wróci – oznajmił Akihito, odsuwając na chwilę telefon od ucha. – Przez nawałnicę odwołano wszystkie loty do Japonii. Ale chce cię widzieć, więc chodź na górę.
Hiro spojrzał na rozłożone na stole kartki i ołówki, jakby szukał pretekstu, by zostać, ale Lu, wyczuwając jego wahanie, uśmiechnął się lekko.
– Dokończymy jutro – powiedział, zaczynając zbierać papiery. – Ja to posprzątam.
Hiro stracił wszelkie argumenty. Wstał opieszale, czując, jak serce bije mu szybciej i podążył za Akihito na piętro. Gardło ścisnęło mu się z niepokoju, gdy mężczyzna poprowadził go do pokoju uciech i nakazał w nim zaczekać, mrucząc coś do telefonu.
Hiro stał pośrodku pomieszczenia, mnąc nerwowo brzeg koszulki, a jego spojrzenie błąkało się po znajomych, lecz wciąż onieśmielających sprzętach. Na szczęście Akihito wrócił szybko, niosąc ten sam laptop, co poprzedniego wieczoru. Postawił go na taborecie przy łóżku, wskazał Hiro miejsce, by usiadł, i włączył wideo rozmowę. Gdy na ekranie pojawiła się twarz Kaito, Hiro od razu zrozumiał, w jaki sposób jego Pan chciał go „widzieć”. Akihito zerknął na ekran.
– Dobrze go widzisz i słyszysz? – zapytał, a gdy Kaito potwierdził, skinął głową. – W takim razie zostawiam was. Wołajcie w razie potrzeby.
Z tymi słowami opuścił pokój, zostawiając Hiro sam na sam z ekranem, na którym surowe spojrzenie Kaito zdawało się przenikać go na wylot. Chłopak przełknął ślinę, czując, jak niepokój ściska mu żołądek, ale usiadł prosto na skraju łóżka, gotów na rozmowę.
Kaito siedział w wygodnym fotelu w swoim hotelowym pokoju, a za jego oknami jasne promienie słońca zalewały miasto ciepłym blaskiem, przypominając o różnicy czasu między Tokio a Wiedniem. Jasne światło odbijało się od szklanych wieżowców w oddali, tworząc kontrast z ciemnym drewnem mebli i kremowymi ścianami pokoju. Kaito zmienił pozycję, opierając łokieć na podłokietniku i spojrzał na ekran laptopa z lekkim uśmiechem.
– Jak minął ci dzień, Hiro? – zapytał, a jego głos, choć spokojny, miał w sobie nutę dociekliwości.
Hiro przygryzł dolną wargę, wahając się przez chwilę, zanim odpowiedział cicho:
– Całkiem zwyczajnie, Panie.
Kaito uniósł brew, a jego spojrzenie stało się bardziej przenikliwe.
– Zwyczajnie? Opowiedz mi coś więcej – zachęcił, opierając się wygodniej w fotelu.
Hiro przełknął ślinę, spoglądając na swoje dłonie, które wciąż nerwowo ściskały brzeg koszulki.
– Bawiłem się w ogrodzie z kotami… zanim deszcz zagonił nas z Kaname do domu – zaczął nieśmiało. – Kaname cały czas mówił, ale… to nie było męczące. A Lu… Lu jest bardzo wymagający, kiedy uczy mnie pisać. Każe mi poprawiać każdy znak, aż będzie idealny.
Kaito słuchał z uśmiechem, a jego oczy błyszczały ciepłem, gdy wyobrażał sobie Hiro wśród kotów i próbującego nadążyć za potokiem słów Kaname. Gdy chłopak skończył, Kaito pokiwał głową.
– Cieszę się, że dzień był udany – powiedział, po czym sięgnął po coś poza kadrem i uniósł do kamerki kolorowe opakowanie. – Kupiłem dla ciebie trochę marcepanów w czekoladzie i innych austriackich słodyczy.
Hiro zamrugał zaskoczony, a jego myśli powędrowały do słów Kaname, że Kaito nie lubi słodyczy, ale czasem przynosi je dla innych. Skinął głową, a jego usta uformowały ciche:
– Dziękuję, Panie.
Na chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza, wypełniona jedynie odległym szumem miasta za oknem Kaito. Mężczyzna westchnął, prostując się w fotelu.
– Hiro, wiesz, że dziś nie wrócę do Japonii – zaczął, a jego ton stał się poważniejszy. – Akihito miał wczoraj sporo racji. Poświęcam za mało uwagi twojemu wychowaniu. Dlatego chciałbym dziś poćwiczyć z tobą posłuszeństwo.
Hiro zrobił przestraszoną minę, a jego oczy rozszerzyły się w panice. Kaito zaśmiał się lekko, unosząc dłoń w uspokajającym geście.
– Spokojnie, to nie będzie nic trudnego – zapewnił. – Będę wydawał ci polecenia, i choć nie ma mnie obok, ani nikogo, kto by cię pokierował, liczę, że grzecznie je wykonasz.
Hiro pokiwał powoli głową, wciąż niepewny, a jego ramiona spięły się lekko. Kaito zmrużył oczy, a jego głos, choć łagodny, nabrał nuty upomnienia.
– Odpowiadaj na głos, Hiro. Komunikacja wymaga słów.
Chłopak speszył się, a jego policzki pokrył lekki rumieniec.
– Dobrze, Panie – wymamrotał, spuszczając wzrok.
– Czy wszystko jest jasne? – dopytał Kaito, pochylając się bliżej ekranu.
– Tak, Panie – odpowiedział Hiro, tym razem nieco głośniej.
Kaito wstał, by zasłonić rolety w oknach, bo słońce odbijało się od monitora, rzucając irytujące refleksy. Gdy wrócił do fotela, jego spojrzenie było skupione i zdecydowane.
– Zaczynamy – oznajmił, a jego głos, choć spokojny, niósł w sobie autorytet, który sprawił, że Hiro wyprostował się odruchowo, gotów na to, co miało nadejść.
Siedział sztywno na skraju łóżka, a jego spojrzenie, choć niepewne, było skupione na ekranie laptopa, gdzie Kaito, rozparty w fotelu, wydawał mu polecenia. Pierwsze z nich były proste, niemal banalne, choć Hiro nie do końca rozumiał ich celu. Wykonywał je jednak bez zająknięcia, czując, że każdy ruch jest obserwowany przez surowe oczy Pana.
– Wstań – powiedział Kaito, tonem, który mimo swej łagodności miał w sobie nieodpartą siłę.
Hiro podniósł się natychmiast, prostując ramiona, jakby chciał wyglądać na bardziej opanowanego, niż się czuł.
– Okręć się powoli, pokaż mi, jak się dziś ubrałeś.
Chłopak zawahał się przez ułamek sekundy, ale posłusznie obrócił się wokół własnej osi, pozwalając, by Kaito mógł zobaczyć jego prostą, błękitną koszulkę i luźne bojówki, które wybrał na ten dzień. Materiał koszulki lekko opinał jego wątłe ramiona, a spodnie, nieco za duże, zsuwały się nieznacznie na biodrach.
– Dobrze – mruknął Kaito z lekkim uśmiechem. – Teraz podziękuj pełnym zdaniem za słodycze, które dla ciebie kupiłem.
Hiro przełknął ślinę, a jego głos, choć cichy, był wyraźny.
– Dziękuję, Panie, za marcepany w czekoladzie i... inne słodycze – powiedział, starając się, by słowa brzmiały wyraźnie, choć w jego oczach wciąż czaiła się niepewność.
Kaito skinął głową z aprobatą.
– Włącz dodatkowe światło w pokoju, Hiro. Słabo cię widzę – polecił, wskazując gestem na ekran, jakby chciał podkreślić, że każdy detal ma znaczenie.
Hiro rozejrzał się szybko po pokoju uciech, dostrzegając małą lampkę na komodzie w rogu. Podszedł do niej, wcisnął włącznik, a ciepłe, złociste światło rozlało się po pomieszczeniu, rozpraszając cienie na ścianach. Wrócił na swoje miejsce, czując, jak serce bije mu nieco szybciej.
– Teraz przysuń taboret z laptopem bliżej łóżka – kontynuował Kaito, a jego ton pozostawał spokojny, niemal mentorski.
Hiro posłusznie chwycił drewniany taboret, ostrożnie przesuwając go bliżej łóżka, tak by ekran znalazł się na wprost niego. Upewnił się, że laptop stoi stabilnie, zanim znów usiadł, spoglądając na Kaito z wyczekiwaniem.
Dotąd wszystko wydawało się proste, niemal rutynowe, ale kolejne polecenia, które padły z ust Pana, sprawiły, że niepokój ścisnął mu żołądek. Jego palce, wciąż zaciśnięte na brzegu koszulki, zadrżały lekko, a spojrzenie, dotąd posłuszne, zaczęło błąkać się po pokoju, jakby szukało ucieczki.
– Unieś koszulkę – padło z ekranu.
Hiro zawahał się wyraźnie, ale powoli uniósł materiał, uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. Kaito uśmiechnął się na tę reakcję.
– Dobrze. Teraz przytrzymaj ją zębami i zacznij się dotykać.
Chłopak zamrugał a jego policzki pokryły się rumieńcem wstydu. Mimo to wsunął pognieciony brzeg koszulki w usta, odchylił się nieco w tył, opierając za sobą ręką a drugą położył całą dłonią na klatce piersiowej, wykonując okrężne ruchy jak podczas mycia. Kaito zaśmiał się i pokręcił głową.
– Nie tak głuptasie. Użyj samych opuszków – poinstruował go. – Suń nimi po skórze od podbrzusza w górę i z powrotem.
Hiro zamknął na chwilę oczy, jakby zbierał się w sobie, ale bez słowa wykonał polecenie. Delikatne muśnięcia uwydatniły gęsią skórkę na jego ciele i sprawiły, że przeszedł go lekki dreszcze. Jego Pan na ekranie nie spuszczał go z oczu, uśmiechając się z zadowoleniem.
– Grzeczny chłopiec – pochwalił go nawet. – Rozbierz się – rozkazał, gdy zaczął nieco nudzić się widokiem.
Twarz Hiro momentalnie zbladła a on wypuścił materiał z usta i wyprostował się niczym napięta struna.
– Ale… Tak całkiem? – spytał nieco bezmyślnie, co wywołało kolejną porcję śmiechu jego właściciela.
– Tak, Hiro. Chcę zobaczyć cię nagim – odpowiedział mu bez cienia skrępowania, zupełnie, jakby kazał mu przestawić lampę.
Rozebranie się do bielizny nie było trudne, bo wmawiał sobie, że to jak wtedy u lekarza. Ale do zsunięcia slipek nie potrafił się już przemóc. Stał roztrzęsiony przed laptopem, trzymając za gumkę bielizny, jakby Pan magicznie miał się do niego przeteleportować i zedrzeć je z niego siłą. A przecież był w pokoju całkiem sam.
– Czekam, Hiro – ponaglił go, nieco bardziej stanowczym tonem.
Chłopak wziął kilka rozedrganych oddechów i wreszcie zsunął z bioder też bieliznę, zasłaniając się jednak obiema dłońmi, co chyba nie spodobało się Kaito.
– Jeśli nie zabierzesz rąk zaraz będziesz skakał pajacyki a Akihito nada ci tempo szpicrutą – oznajmił zimnym tonem.
Hiro aż zaskomlał cicho, jakby był bliski szlochu i rzeczywiście jego piwne oczy napełniły się łzami, ale powoli opuścił ręce wzdłuż ciała.
– No proszę, jednak dałeś radę – zakpił nieco Kaito. – Czy robię ci krzywdę? – zapytał.
Chłopak pociągnął cicho nosem i pokręcił przecząco głową.
– Czy coś cię boli? – Pan pytał dalej, otrzymując tę samą odpowiedź. – Czy każę ci zrobić coś trudnego przekraczającego twoje umiejętności?
– Nie… Panie… – Hiro nawet zdołał wyartykułować.
– Znakomicie. W takim razie odwróć się do mnie tyłem, wypnij ten swój słodki tyłeczek i rozsuń pośladki, żebym zobaczył twoją ciasną dziurkę – rozkazał Kaito, głosem który nie krył narastającego w nim podniecenia.
Poranny sen, który nie przyniósł mu spełnienia a jedynie zrodził nowe pragnienia, których ni jak nie mógł spełnić, będąc tak daleko od domu, sprawił, że kupił w sex shopie nie tylko upragnione krzesło, ale całą masę zabawek, których użytku wprost nie mógł się doczekać. Modlił się tylko w duchu by nikt nie pomylił jego prywatnych przesyłek z tymi należącymi do Dawida. Już wyobrażał sobie miny odwiedzających wystawę, gdyby rozstawiono zamiast rzeźb i obrazów meble do bdsm i erotyczne zabawki o wszelkich kształtach i kolorach.
Tymczasem chłopak na ekranie, mimo wyraźnej niechęci, odwrócił się, pochylił jak do ukłonu i nieco nieporadnie chwycił za pośladki, rozciągając je na boki. Kaito aż potarł krocze przez spodnie, zaraz rozpinając rozporek i sprawiając sobie przyjemność własną ręką.
– Zbliż się – rzucił kolejny rozkaz i oblizał spierzchnięte wargi. – I popieść ten smakowity obwarzanek palcem.
Hiro cofnął się o krok a potem kolejny. Starał się być ostrożnym, ale w nerwach źle oszacował przestrzeń. Zanim zorientował się, co się dzieje, jego pięta trąciła taboret. Kaito zobaczył drobne włoski na jego pośladku, gdy niebezpiecznie zbliżył się do kamerki, usłyszał krzyk – zduszony, pełen paniki – a potem trzask. Ekran zamigotał, a połączenie gwałtownie się urwało.
Hiro, z trudem podnosząc się z podłogi, spojrzał na chaos przed sobą. Taboret leżał przewrócony, a ekran laptopa, teraz czarny jak smoła, nie zdradzał żadnych oznak życia. Chłopak sięgnął do urządzenia trzęsącymi się rękoma, wciskając na oślep kilka klawiszy w desperackiej próbie ożywienia maszyny. Nie znał się na technologii – jego wiedza ograniczała się do prostych poleceń, a teraz każdy przycisk wydawał się równie bezużyteczny. Widząc, że ekran pozostaje martwy, zagryzł zgięty palec, a przerażenie ścisnęło mu gardło. Gorące łzy spłynęły po jego policzkach, gdy rozglądał się po pokoju uciech, jakby wśród sprzętów mógł znaleźć cudowne rozwiązanie.
Wstał, przeniósł laptop na łóżko i znów nacisnął kilka klawiszy, ale efekt był ten sam. Z bezradnością, która przygniatała go jak ciężar, odwrócił urządzenie do góry nogami, dotykając obudowy, jakby gdzieś ukrywał się magiczny przycisk, który przywróci wszystko do porządku. Zaniósł się cichym szlochem, upadając na kolana i opierając czoło o brzeg łóżka, a jego drobne ciało drżało od emocji.
Wtem drzwi pokoju otworzyły się gwałtownie, bez żadnego uprzedzenia. Akihito wkroczył do środka z telefonem przy uchu, a jego spojrzenie, zimne jak stal, natychmiast spoczęło na Hiro. Chłopak spojrzał na niego przez ramię, zapominając o własnej nagości, a przerażenie w jego oczach tylko się pogłębiło.
– Tak, nic mu się nie stało – mruknął Akihito do telefonu, jego ton był rzeczowy, choć podszyty irytacją. – Ale laptop do wymiany... Yhym, zajmę się nim i odezwę się rano.
Rozłączył się, wsuwając telefon do kieszeni i podszedł do Hiro, mierząc go wzrokiem, od którego chłopak na chwilę przestał oddychać.
– Zdaje się, mówiłem, żebyś mnie wołał, jeśli coś się stanie – powiedział Akihito, a jego głos, choć spokojny, ciął jak brzytwa.
Hiro zgarbił plecy pod naporem tego spojrzenia, nie znajdując słów, by się wytłumaczyć. Akihito westchnął ciężko, chwytając go za ramię i podnosząc z podłogi z zaskakującą ostrością.
– Chodź – powiedział, prowadząc go przez pokój. – Ukarzę cię nie za wypadek, bo te się zdarzają, ale za próbę zatajenia go.
Hiro, potykając się o własne stopy, nie mając wyboru, podążył za Akihito, a jego myśli, przepełnione strachem i wstydem, kłębiły się w chaosie, podczas gdy blondyn, z chłodną determinacją, pchnął go na dobrze już znany mu klęcznik. Tym razem jednak przypiął go do niego skórzanymi pasami, a zamiast witki wziął do ręki drewniane paddle. Hiro na widok wiosła, szarpnął się desperacko w więzach, ale te trzymały go boleśnie na miejscu. Nie było ucieczki przed gniewem Akihito. Chłopak załkał żałośnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz