Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

02.

Następnego dnia obudził go potworny hałas. Ktoś uderzał w metalowe drzwi i głośno wrzeszczał „pobudka". Chociaż, czy rzeczywiście minęła już noc? Odnosił wrażenie, że ledwo co zamknął, zmęczone płaczem, oczy a już brutalnie nakazano mu je otworzyć. Skronie ćmiły nieznośnym pulsowaniem a całe ciało bolało go od niewygodnej pryczy. Nie mógł nazwać tego niczym innym. Po początkowej wygodzie, odkrył, że materac był wyleżany i przez całą noc czuł pod żebrami stelaż tego niby łóżka.

Usiadł powoli, z ramionami wciąż okrytymi dziurawym kocem i spojrzał niemrawo na wizjer w drzwiach, który właśnie został otwarty. Ciekawskie oko zajrzało do środka, upewniając się o jego obecności i zasuwa została zamknięta. Potarł piekące oczy palcami i głośno ziewnął. Nie udało mu się wymyślić przez noc żadnej strategii. Musiał wydostać się z piwnic... lochów, więzienia, jakkolwiek to nazwać. Dopiero wówczas mógł w ogóle zacząć planować ucieczkę.

- Ucieczkę... - wyszeptał i roześmiał się nieco histerycznie.

Czy takowa była w ogóle możliwa? Nawet jeśli jakimś cudem przedostałby się na wyższe piętra to co dalej? Korytarze były naszpikowane kamerami a wszędzie szwendała się ochrona. Tym bardziej w pobliżu głównych drzwi. Nie, tamto wyjście z całą pewnością odpadało. Musiał znaleźć jakiś poboczny korytarz. Łatwiej powiedzieć niż zrobić.

Skorzystał z toalety i zjadł przyniesiony posiłek. Dziś była to kupka ryżu, zupa ze skrawkami mięsa i jakieś fermentowane warzywa, przypominające kimchi. Nie skupiał się na smaku. Po prostu wrzucał jedzenie do ust, przeżuwał i połykał. Musiał zachować siły. Miał tylko nadzieję, że jego oprawcom nie przyjdzie do głowy, by podrzucić mu w posiłku jakiś otumaniający lek. Usiłował o tym nie myśleć, przełykając.

Po długim czasie jakiś ochroniarz wszedł do jego celi. Nie opierał się, gdy zakuwał go w kajdanki i wyprowadzał z niej. Ani gdy prowadził go długim korytarzem, upstrzonym metalowymi drzwiami, jak w prawdziwym więzieniu. Pokonali kilka krat, oddzielających poszczególne segmenty tego osobliwego miejsca, by dotrzeć do pomieszczeń przypominającym biura i gabinety zabiegowe. W tym pierwszym został usadzony na krześle, przed biurkiem z ekranem komputera. Mężczyzna pouczył go, by był grzeczny i wyszedł.

Mick chwilę bawił się kajdankami, usiłując wyswobodzić z nich ręce. Zaklął w końcu pod nosem. Na filmach wyglądało to tak prosto. Główny bohater wyłamywał sobie kciuk albo w ogóle, odgryzał kończynę, pokonywał całe zastępy przeciwników, ratując przy tym swoją ukochaną i uciekał w akompaniamencie wybuchów. Rzeczywistość jak zwykle okazała się niewspółmierna.

Wzdychając z rezygnacją rozejrzał się po pomieszczeniu. Przypominało coś pomiędzy gabinetem psychiatry, z kozetką pod jedną ze ścian, a biurem prawnika. Przechylając głowę był w stanie odczytać tytuły książek na regale. Z tego co widział znajdowały się tam zarówno rodzime, koreańskie wydania jak i te anglojęzyczne. Tytuły były czysto prawnicze, kilka bardziej specjalistycznych, niektórych tytułów nie potrafił rozszyfrować.

Podskoczył na krześle, gdy drzwi pokoju stanęły otworem a w nich pojawiła się wysoka, szczupła kobieta o długich, czarnych włosach puszczonych luzem. Zasiadła za biurkiem i odgarnęła za ucho niesforny kosmyk. Poprawiła okrągłe szkła, oprawione w cienkie druty, na nosie i odpaliła komputer. Urządzenie zabrzęczało w panującej w pomieszczeniu ciszy. Zdawała się nie zauważyć Mick'a, więc chłopak mógł się jej przyjrzeć. W czarnym golfie wyglądała na groźną. Z pewnością nie była rodzimą Koreanką. Jej oczy były bardziej okrągłe a kości policzkowe wyraziste, twarz pociągła. Kolczyk w dolnej wardze przyciągał uwagę. Kobieta zahaczyła o niego językiem, wyciągnęła z szuflady biurka brązową teczkę i rzuciła ją na blat biurka z głośnym trzaskiem. Blondyn znów podskoczył.

- Mick Chambers, zamieszkały w Phoenix w Arizonie. Lat dwadzieścia jeden? - spytała głosem tak wypranym z uczuć, że aż poczuł dreszcz na karku.

Jakoś głupio zakładał, że kobieta w takim miejscu, może być jego przepustką na wolność. Chyba jednak się mylił. Ale jej akcent potwierdził jego przypuszczenia. Z pewnością miała zagraniczne korzenie. Nie doczekawszy się odpowiedzi otwarła teczkę, wyjęła z niej kolorowy kawałek plastiku i rzuciła go przed nim. Mick wpatrywał się bezmyślnie w swoje zdjęcie, na którym wyglądał przesadnie poważnie. Musieli przeszukać jego rzeczy, skoro leżał przed nim jego własny dowód osobisty.

- Wiem, że to fałszywka. Do rozmowy, skąd to masz jeszcze wrócimy. Teraz chciałabym żebyś podał prawdziwe dane i powiedział o sobie coś więcej.

Mówiąc zsunęła okulary na czubek nosa i spojrzała na niego spod równo przyciętej grzywki. Chłopak odważył się unieść nieznacznie głowę, ale wciąż milczał.

- Możesz powiedzieć cokolwiek. Jakie masz hobby, czy potrafisz gotować, znasz inne języki poza angielskim i koreańskim...? - próbowała go zachęcić.

Po chwili ciszy poprawiła okulary i przeczytała coś na monitorze. Jej oczy wyraźnie wodziły po tekście.

- W porządku. Skoro nie współpracujesz muszę cię uświadomić, że właśnie usiłuję ustalić profil kupca, któremu zostaniesz sprzedany. Jeśli nie masz żadnych zdolności, jesteś dla nas bezwartościowym gównem i trafisz do burdelu. Każda dobra cecha podnosi twój status. Możesz nawet zostać kupiony na asystenta, choć nie nastawiałabym się na to na twoim miejscu - mówiła cały czas tym samym, beznamiętnym głosem.

Odłożyła okulary na biurko, splotła na nim dłonie i spojrzała na niego wyczekująco.

- Ostatnia szansa - oznajmiła.

Mick poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Co mu pozostało?

- D-dane... - zająknął się – są prawdziwe. Tylko data urodzenia... Mam dziewiętnaście lat. Studiuję na pierwszym roku medycyny i... - Chwilę bawił się swoimi palcami, zastanawiając się co powinien jeszcze powiedzieć. – Znam biegle japoński i zacząłem uczyć się Hindi, bo dużo podróżujemy z rodziną po Azji...

Przygryzł dolną wargę. Tak skupiał się na własnej tragedii, że nie pomyślał wcześniej o rodzicach. Będą go szukać dopiero za miesiąc, kiedy nie wrócą z Kyleb'em z wycieczki? A może zorientują się szybciej, gdy nie będzie dawał znaków życia? Czy mama się załamie a starsza od niego siostra wróci do rodzinnego domu, by wspierać ją i ojca? Patrick, mąż Isabelle, pewnie będzie jej oparciem, ale na jak długo? Ile sam wytrzyma? Pewnie w końcu się rozwiodą i rodzice nie doczekają się wnuków...

Ale dziwne myśli przychodziły mu teraz do głowy. W międzyczasie kobieta zapisała informacje w komputerze i uśmiechnęła się nieznacznie.

- Widzisz, nie było tak źle Mick. Potrafisz zając się mieszkaniem? Posprzątać, ugotować coś prostego? A może przeszedłeś jakiś kurs baristy czy masażu?

Blondyn przełknął głośno i pokręcił przecząco głową.

- Potrafię sprzątać i trochę gotować. Nie mam żadnych kursów...

- W porządku, teraz wyjaśnij mi kwestię dowodu. Skąd go masz? Po jakości wykonania zakładam, że nie nabyłeś go w naszym kraju.

- Nie. Zrobił mi go kuzyn kolegi. Żebym mógł kupować alkohol u nas w mieście... - chłopak przyznał z pewnym zażenowaniem.

Kobieta znów chwilę klikała w klawiaturę. Zamknęła teczkę, w której schowała fałszywkę i skierowała się do wyjścia. W drzwiach zamieniła kilka słów z czekającym ochroniarzem i odeszła a chłopak wrócił do izolatki. Po drodze myślało tym, że dobrze zrobił, pozostawiając prawdziwe dane na podrabianym dowodzie. Może policji będzie łatwiej go znaleźć, gdy jego nazwisko będzie widniało w hotelowej ewidencji? Bo tego, jak i nagrań, nie mogli przecież od tak wymazać... prawda?

Gdy wrócił do celi a adrenalina minionego dnia i nieoczekiwanego spotkania opadła, poczuł się potwornie znużony. Brak zajęcia w małej przestrzeni też zaczął dawać mu się we znaki. Jedynym urozmaiceniem był posiłek, przyniesiony przez tego samego, zahukanego chłopaka co minionego dnia. Gdy próbował do niego zagadać ochroniarz natychmiast go uciszył, grożąc pałką, przywieszoną na pasku. Więc po zjedzeniu zajął się liczeniem pęknięć w ścianie i na suficie. Chyba nawet przy tym przysnął. Obudził go zgrzyt zamka.


Znów został zabrany do bardziej przystępnej części podziemnego kompleksu. Ale tym razem do pokoju bardziej po lewej. Ten przypominał upiorny zakład krawiecki połączony z gabinetem szkolnej pielęgniarki. W kącie dostrzegł staromodną wagę z wysuwanym sztylem do mierzenia wzrostu. Zaraz z resztą został na niej postawiony, przez gderliwego staruszka, który również zdjął z niego szczegółowe wymiary. Spięte ręce nieco przeszkadzały, ale pilnujący ich ochroniarz nie zgodził się na ich zdjęcie. Wydawał się niezbyt lubić staruszka. Mick musiał przyznać, że niski mężczyzna o wyraźnej siwiźnie, był tu pierwszą życzliwą osobą. Pytał go na przykład, czy nie jest mu zbyt chłodno, gdy kazał rozebrać mu się do bielizny. Albo czy nie łaskocze go krawieckim metrem. Uważał też, by zanadto go nie dotykać. Blondyn był mu za to nieomal wdzięczny. Nawet, jeśli jego polecenia stawały się coraz bardziej absurdalne.

Chciał, na przykład, by przestawił krzesło spod jednej ściany pod drugą. Albo podał mu długopis z biurka. By zdjął skarpetkę, położył ją sobie na głowie i podskoczył na jednej nodze. Jakkolwiek głupio by to nie wyglądało, zrobił to. Dopiero, gdy mężczyzna kazał mu uklęknąć zatrzymał się w pół ruchu. On sprawdza moje zachowanie i reakcje. Uświadomił sobie od razu. Kątem oka dostrzegł, że ochroniarz robi krok w ich stronę, jednak staruszek zatrzymał go gestem uniesionej ręki.

- Uklęknij chłopcze. Nic ci się nie stanie - niemal poprosił.

Mick poczuł, jak drżą mu nogi. Wiedział, że jeśli tego nie zrobi to ochroniarz mu w tym pomoże. Opuścił się więc najpierw na jedno a potem na drugie kolano, pochylając nieco głowę. Czuł, jak czerwienieje mu twarz a rumieniec wpełza aż na kark. Pozycja wydawała mu się dziwnie intymna. Może dlatego, że miał na sobie jedynie bokserki?

Nagły dotyk we włosach aż go sparaliżował. Starzec przeczesał mu je palcami z dziwnym wyrazem twarzy.

- Więc tu pojawia się sprzeciw, to jest twój limit. Okazanie uległości. Dobrze, będzie trzeba nad tym popracować - oznajmił, nie przestając go głaskać.

Mick miał poczucie, że ten dotyk zaczyna go palić. Odgiął się nieco w bok, usiłując przed nim uciec. Wtedy drzwi pomieszczenia wydały z siebie ciche piknięcie, zamek ustąpił a w progu stanął właściciel kasyna. Widząc zastaną scenę uśmiechnął się z perfidną satysfakcją. Lekceważącym gestem odprawił strażnika.

- No proszę. Widzę, że nasz chłopczyk spokorniał przez noc - zauważył, wyraźnie tłumiąc śmiech.

Mick skulił ramiona, usiłując powstrzymać ich drżenie, wywołane wzbierającą w nim furią. Czuł się w tym momencie tak potwornie upokorzony a dłoń, wciąż spoczywająca na jego głowie, absolutnie nie pomagała. Aż zgrzytną zębami, gdy mężczyzna w dopasowanym, drogim, garniturze stanął tuż przed nim.

Blondyn, mimo iż wiedział, że było to szalenie nierozważne, odcharknął plwocinę i splunął nią prosto w twarz właściciela. Ten jedynie lekko się wzdrygnął. Powoli wyjął chusteczkę z kieszeni, otarł policzek, westchnął i zamachnął się gwałtownie. Mick aż upadł na podłogę od siarczystego policzka, który został mu wymierzony. Staruszek krzyknął piskliwie i zasłonił go samym sobą.

- Szefie tak się nie godzi! Psuje pan doskonały towar! Za Amerykanina o takiej urodzie dostaniemy niezłą sumkę. Nawet, jeśli brakuje mu nieco manier - Mówiąc przytulił chłopaka do piersi. – Co innego ten jego piegowaty koleżka. Tamtego można bić. I tak nic z niego nie będzie.

Mick był nieco skołowany. Czy oni mówili o Kyleb'ie? Miał wrażenie, że tylko oparcie w rękach siwowłosego mężczyzny chroni go przed upadkiem. W ustach czuł metaliczny posmak krwi. Mężczyzna w garniturze jedynie prychnął. Odsunął swojego podwładnego i złapał chłopaka brutalnie za podbródek, wykręcając mu twarz w swoją stronę. Obejrzał ją oceniająco z każdej strony i odepchnął go.

- Są już jego wyniki? - spytał jakby był zirytowany.

- Tak. Dzieciak jest czysty i na nic nie choruje.

- Chce go widzieć u siebie o czwartej. Zajmę się jego manierami - oznajmił, wychodząc.

Starzec pokręcił głową z rezygnacją.

- Doigrałeś się. I po co ci to było? - spytał z żalem, wycierając mu ostrożnie krew ściekającą z kącika ust.

Mick zastanawiał się nad tym samym, gdy o wyznaczonej porze został doprowadzony do wytwornego, nowoczesnego salonu. Biały marmur na podłodze idealnie komponował się z jasnymi meblami. Okazałe rośliny w wielkich donicach nieco go zaskoczyły, ale musiał przyznać, że pięknie dopełniały całości. Dodatków z matowego złota było niewiele, ale od razu rzuciły mu się w oczy. Były idealnie dobrane pod ramy wielkich obrazów z szarawymi abstrakcjami, wiszącymi na ścianach. Gdyby nie brak okien, mógłby uznać to miejsce za wytworny salonik w pałacu jakiegoś bogacza. I gdyby nie dziwna, drewniana konstrukcja, stojąca pośrodku. Było to coś w rodzaju tapicerowanego skórą klęcznika z metalowymi obejmami.

Zaznajomił się z nim bliżej, gdy strażnik, mimo jego usilnych sprzeciwów, wpiął go w niego. Ręce i nogi miał unieruchomione. Szarpał się, aż obejmy dzwoniły i skrzypiały, jednak nie ustąpiły. Właściciel całego tego przybytku stanął przed nim i wierzchem dłoni pogłaskał go po policzku.

- Witam cię na pierwszej lekcji uległości. Odbędziemy ich całkiem sporo, patrząc na twoje zachowanie.

Mężczyzna roześmiał się, cofając rękę, by uchronić ją przed ugryzieniem. Zmarszczył groźnie brwi i zamachnął się otwartą dłonią. Głowa chłopaka odskoczyła pod siłą uderzenia. Usta właściciela wciąż wykrzywiały się w uśmiechu, ale oczy pełne były lodowatego wyrachowania. Bez pośpiechu odpiął sprzączkę paska i wyciągnął go ze szlufek spodni. Złożył w pół. Naprężył. Zwolnił. Skóra trzasnęła, gdy powtórzył ten ruch szybciej i z większą siłą.

- Tematem dzisiejszej lekcji będzie wpojenie ci twojego nowego miejsca w naszej wesołej społeczności. Zdajesz się wciąż nie rozumieć sytuacji w jakiej się znalazłeś.

- Pierdol się! - Mick krzyknął, nie potrafiąc powstrzymać rodzącej się w jego wnętrzu histerii.

Mimo iż wiedział, że i tak się nie uwolni, wciąż się szarpał. Raz nawet udało mu się, na ułamek sekundy, unieść drewniany stelaż ponad podłogę. Cóż jednak z tego, skoro wciąż w nim tkwił?

- Do tego również dojdziemy - skwitował właściciel kasyna. Zdjął marynarkę i rzucił ją na skórzaną, białą kanapę. Rozpiął mankiety koszuli i podwinął rękawy aż do łokci. Poluzował krawat. Dzierżąc w uścisku pas wziął zamach. Pierwszy cios spadł z ręki, nie był specjalnie silny. Mimo to chłopak krzyknął, zaskoczony. Mężczyzna powtórzył to wielokrotnie, trafiając w miękką tkankę pośladków, które odsłonił, opuszczając spodenki i bieliznę chłopaka do jego kolan.

Dopiero przy dwudziestym uderzeniu dodał skręt bioder. Mick zawył i wierzgnął. Tak, to była odpowiednia siła. Nim mężczyzna się spostrzegł dzieciak zalał się łzami, skomląc i błagając na wszelkie sposoby, by przestał go bić. Dał mu nawet złudną nadzieję, że tak właśnie będzie. Odpiął go bowiem z klęcznika i pozwolił z niego wstać. Ochroniarz zareagował jednak szybciej niż zdążył wydać mu polecenie. Przytrzymał chłopaka za kark, wciskając jego twarz w pięknie tkany dywan. Mężczyzna, tknięty nagłą zachcianką, pozwolił go jednak uwolnić, zabronił mu jednak wstawać z klęczek. Uprzedził, że wówczas wyciągnie bat, który będzie rozcinał skórę przy każdym razie. Blondyn aż pobladł, słysząc to. Skóra na jego pośladkach i udach była już niemal bordowa. Pokiwał więc panicznie głową i pozostał na czworakach.

- Możesz jedynie uciekać - zdecydował po namyśle właściciel i uniósł pas. Mick cofnął się na ten widok i instynktownie odsunął się o kilka kroków. Zamach i tak go dosięgnął. Tak jak i kilka kolejnych, przy akompaniamencie szaleńczego śmiechu mężczyzny. Wydawał się on czerpać niebywałą radość z gonitwy po pokoju. Ochroniarz jedynie pilnował, by chłopak nie zbliżył się do drzwi.

Kiedy blondyn padł w końcu bez sił, umięśniony mężczyzna z łysą głową, zawlókł go na powrót do klęcznika i przypiął do niego stabilnie. Następny cios wyraźnie go otrzeźwił. Mick powiódł wokół zdezorientowanym spojrzeniem.

- Nie... - jęknął płaczliwie, orientują się, gdzie jest.

Machinalnie szarpał lewą ręką, uwięzioną w metalowych okuciach.

- O! Kontaktujesz? To posłuchaj.

Mężczyzna w rozkompletowanym garniturze rozpiął dwa guziki koszuli przy szyi, nieco zziajany fizycznym wysiłkiem.

- Właściwie mógłbym sprzedać cię na organy, jesteś młody i zdrowy. Ale nie chcę tego robić. Za to splunięcie mi w twarz znajdę ci najbardziej obleśnego, wyuzdanego pana o potrzebach rażących w ludzką naturę - oznajmił, śmiejąc się przy ostatnich słowach.
Chwycił chłopaka za włosy i wykręcił mu głowę w tył. Prychnął, ciskając nią.

- Jednak nie słyszysz. Szkoda - stwierdził, na widok jego nieprzytomnych, choć wciąż otwartych, zielonych oczu.

Usta poruszyły się, ale przez chwilę nie wydobył się spomiędzy nich żaden dźwięk.

- B-błagam... już nie... - wyszeptały drżące wargi.

Właściciel uśmiechnął się obłąkańczo. To on rozdawał tu karty. Żadne skomlenie bezwartościowego niewolnika nie mogło popsuć jego rozrywki. Ściśnięty w dłoni pas aż zaskrzypiał. Zamachnął się i zadał cios, upajając się wrzaskami chłopaka. Nabrzmiała skóra ustąpiła, rozchodząc się w miejscu zetknięcia z nią skórzanego narzędzia. W połowie uda, pod lewym pośladkiem. Pojawiła się krew, ale to nie powstrzymało razów, spadających na delikatną skórę.

Dopiero, kiedy miał ich dość, pogłaskał chłopaka czule po policzku, ścierając z niego, wciąż napływające, łzy.

- Może i zapomnę o całym zajściu, jeśli mnie udobruchasz - stwierdził rozpinając rozporek.

Chłopak załkał żałośnie. Mimo bólu, wciąż kontaktował na tyle, by zrozumieć, co oznaczał ten gest. Uchylił usta i wysunął posłusznie język. Mężczyzna chwycił go brutalnie za włosy i przyciągnął jego twarz bliżej swojego obnażonego krocza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz