Mick ugniatał ciasto na dyniowe gnocchi, pogrążony we własnych myślach. Nie wiedzieć czemu, przed oczami wciąż stawała mu roześmiana twarz Kyleb'a. Zastanawiał się, co słychać u jego przyjaciela. Czy został sprzedany, tak jak on? A może wciąż tkwił w podziemiach kasyna, ruchany przez ochroniarzy w każdą dziurę. Może sprzedali go na organy albo do burdelu? Jakakolwiek z tych opcji się spełniła miał nadzieję, że Kyleb cierpi, tak jak on. To co wczoraj zrobił mu Drake było potworne, sadystyczne, nieludzkie. Może i z początku, nie potrafił nienawidzić Kyleb'a, za to co się stało, ale w miarę upływu czasu... To przez jego głupotę skończył w ten sposób. Choć nawet dobrze się nie znali, jak stwierdził po czasie. Wiedział o nim tylko tyle, że był wesoły, lubił się wygłupiać a spędzany z nim czas był po prostu zabawny.
Prychnął na tę myśl i wstawił dyniowe kluseczki do lodówki. Posprzątał kuchnię i podszedł do okna. Oparł czoło o szybę i obserwował samochody na ulicy, oraz idących po chodniku ludzi. Ciekawiło go, czy byli oni świadomi, że handel ludźmi ma się świetnie w ich czasach. Pewnie na co dzień żaden z nich o tym nie myślał. On też nie pomyślałby, że coś takiego może mieć miejsce.
Rozejrzał się po salonie, usiłując dostrzec ukryte kamery, ale były tak dobrze zamaskowane, że nie był w stanie ich odnaleźć. Pewnie były też zamontowane w jego pokoju, do którego właśnie poszedł. Położył się na zasłanym łóżku, ale po chwili namysłu usiadł. Bał się, że może zasnąć i nie obudzić się na czas. Czując ogarniające go zmęczenie wziął z regału pierwszy lepszy tytuł i usiadł z nim na podłodze, by nie było mu zbyt wygodnie. Przerzucił kilka stron i zaczął czytać. Litery tworzyły słowa a te zdania, ale nie potrafił skupić się na tyle, by zrozumieć ich sens.
Przebudził się leżąc zwinięty na dywanie przy łóżku, niczym kot. W panice zerwał się na równe nogi i zbiegł na dół. Odetchnął widząc, że Drake'a jeszcze nie ma w apartamencie. Zegar wskazywał szesnastą, więc przespał prawie cały dzień. Ta informacja nieco go zaskoczyła. Przecież nie był aż tak zmęczony, ale widać jego ciało uważało inaczej. Nie roztrząsając tego dłużej zabrał się za kolację. Miał tylko nadzieję, że starczy mu czasu na uduszenie mięsa. Jak dobrze, że gnocchi przygotował wcześniej.
Kiedy wybiła osiemnasta stawiał na stole talerze z posiłkiem, gdy Drake wrócił. Jak zwykle rzucił marynarkę niedbale na bok i bez słowa usiadł do stołu. Jedynie nieznacznym skinięciem głowy dał blondynowi znać, że może dołączyć do kolacji, w trakcie której zerkał na niego co kilka chwil. Drake w końcu się uśmiechnął
- Tak się we mnie wpatrujesz, że zaczynam mieć obawy, czy nie zatrułeś jedzenia - stwierdził ze śmiechem.
Chłopak natychmiast wyprostował się jak struna.
- Nic tam nie dodałem. Znaczy, przyprawy, zioła, sól... Nic szkodliwego.
Jego tłumaczenie jeszcze bardziej go rozbawiło. Kiedy zjadł odpalił papierosa i zaciągając się nim obserwował, jak Mick zmywa, kołysząc się lekko w rytm cichej muzyki, która dobiegała z telewizora. Strzepnął popiół do popielniczki i przesunął wzrokiem po jego smukłych, długich nogach, zatrzymując się na dłużej przy biodrach o ładnym, nieco kobiecym kształcie. Wstał cicho i złapał go za nie a zaskoczony dzieciak aż podskoczył z sykiem, kalecząc się właśnie mytym nożem. Drake spojrzał mu przez ramie cmokając.
- Aleś ty płochliwy
Sięgnął do kranu i zakręcił go, wrzucając do zlewu niedopałek. Odwrócił Mick'a przodem do siebie i wziął w usta jego skaleczony palec. Wyraz zaskoczenia na jego twarzy był dość zabawny. A rodząca się w zielonych oczach panika, gdy pociągnął go przez salon, budziła w nim wręcz zwierzęce pożądanie. Chłopak chyba myślał, że zabierze go na górę, ale zaciągnął go do pokoju kąpielowego.
- Rozbieraj się - rozkazał, samemu zdejmując koszulę. - Wiesz, jak to działa? - spytał pokazując na wannę z jacuzzi.
Mick zmarszczył brwi jakby to pytanie go uraziło.
- Jak wanna? - bardziej stwierdził niż spytał.
Nakazał mu więc nastawić kąpiel co też zaraz uczynił. Odnalazł na boku jacuzzi panel z przyciskami i po chwili namysłu wcisnął jeden z nich. Woda w wannie zabulgotała. Parsknął krótkim śmiechem, gdy chłopak założył ręce na tors i rzucił mu triumfalne spojrzenie. Musiał przyznać, że ten dzieciak wprawiał go dziś w wyśmienity nastrój.
- No brawo, potrafisz wcisnąć guzik - zakpił. - To teraz wskakuj - Skinął głową na kąpiel.
Mick momentalnie się speszył. Do tej pory pozostawił na sobie bokserki. Zsunął je teraz niechętnie i zasłaniając dłońmi genitalia wszedł do gorącej wody. Drake dołączył do niego z głośnym pomrukiem zadowolenia. Rozsiadł się wygodnie, rozkładając ręce na brzegu pokaźnej wanny i odchylając głowę w tył, przy czym zamknął oczy. Był w pełni rozluźniony, czego nie można było powiedzieć o Mick'u.
On siedział jak na szpilkach i usiłował udawać, że nie czuje stopy mężczyzny, muskającej jego łydkę i kolano. Zmuszającej go do rozchylenia nóg. Znosił to pewien czas, ale gdy dotyk przeniósł się na udo i musnął jego mosznę aż się poderwał. Brunet zerknął na niego jednym okiem, mogąc podziwiać jego ociekające wodą ciało. Oblizał górną wargę
- Umyj mnie, tam jest żel - zażyczył sobie, wskazał żel niedbałym machnięciem ręki.
Mick zmarszczył brwi, wiedząc, dokąd to będzie prowadziło.
- Przecież ma pan ręce - zaoponował.
- Zapominasz się młody - Drake skarcił go, nagle zimnym tonem, z jego twarzy zniknęła też wesołość.
Blondyn poczuł zimno na karku, mimo parnej atmosfery. Nie chciał powtórki z wczorajszego wieczoru, więc sięgnął po butelkę bez słowa. Wylał jej zawartość na dłonie, spienił i zaczął od ramion mężczyzny. Usiłował dotykać go przy tym jak najmniej, ale ten, bez ogródek, posadził go sobie okrakiem na kolanach. Kiedy namydlił mu już cały tors ten chwyciło za rękę i oplótł jego palce wokół swojego nabrzmiałego członka.
- Tutaj też - rozkazał, poruszając jego ręką, by dać mu do zrozumienia, że nie mycia oczekuje.
Mick wiedział to aż za dobrze. Krzywiąc się odwrócił z zawstydzeniem wzrok. W kasynie był gwałcony tyle razy, że w końcu przestał liczyć, ale wspólna kąpiel była zupełnie inna, bardziej intymna. Ale jaki miał niby wybór? Jego pan życzył sobie takich pieszczot, więc po prostu poruszał ręką na jego członku. Przygryzł dolną wargę starając się udawać, że nie czuje, jak są przy tym ściskane jego pośladki, niczym piłeczki antystresowe.
Jęknął jednak cicho, gdy Drake objął go w pasie, przysuwając go jeszcze bliżej i chwycił oba ich penisy. Nieoczekiwana masturbacja sprawiła, że jego ciało wpadło w lekkie drżenie. Przeklął w myślach właściciela kasyna. To przez jego chore lekcje tak reagował. I nie chodziło tu absolutnie o odczuwanie jakiejkolwiek przyjemności. Miał reagować ku uciesze swojego pana. Nawet jeśli tego nie chciał, jego ciało poddawało się pieszczotom. Nawet nie próbował oponować, czując wkradające się w jego tyłek palce.
Drake zdawał się dobrze wiedzieć co robi. Od razu odmazał prostatę chłopaka i namolnie ją stymulował. Nie trzeba było wiele by blondyn doszedł w jego dłoni, prężąc plecy w spazmie orgazmu. W tej krótkiej chwili był tak bezbronny, że mógłby zrobić z nim wszystko, nawet utopić w tej wannie. Jednak tylko uniósł jego biodra i nadział na swojego sterczącego członka. Nagła penetracja tak zaskoczyła Mick'a, że stracił równowagę i poleciał do tyłu, wpadając do wody. Drake wyciągnął go z niej, opierając o brzeg wanny i nie dając mu chwili wytchnienia zaczął się w nim energicznie poruszać. Sam nie zamierzał się długo powstrzymywać i już po kilku pchnięciach doszedł w jego wnętrzu z głośnym sapnięciem.
Odgarnął mokre włosy z czoła chłopaka gestem, który można by nazwać wręcz czułym. Jego zaczerwieniona z wysiłku twarz i szklące się oczy, sprawiały, że wyglądał cholernie pociągająco. Pochylił się nad jego rozchylonymi ustami, by się w nie wpić, gdy nagle rozległ się dzwonek jego telefonu. Zaklął pod nosem i puścił blondyna, wychylając się z jacuzzi, by sięgnąć po uciążliwe urządzenie leżące na szafce, obok umywalki. Kiedy w końcu go dosięgnął muzyka ucichła. Odblokował ekran, chcąc sprawdzić, kto zakłóca jego spokój, ale wtedy ktoś zaczął dobijać się do drzwi apartamentu, pukając w nie szaleńczo, jakby się paliło. Tego było już za wiele.
Drake wyszedł z wanny, porywając ręcznik z wieszaka. Owinął się nim w biodrach i poszedł otworzyć, wściekłym, ciężkim krokiem. Mick pomyślał, że ten kto stoi za drzwiami najpewniej zginie. Mimo tych ponurych myśli cieszył się z chwili oddechu. Przewiesił ręce przez brzeg wanny i nasłuchiwał głosów płynących z salonu, przez uchylone drzwi łazienki.
- Ktoś wysadził klub w Roppongi, ten od Murataki. Na szczęście dostali wcześniej cynk i skończyło się na kilku rannych - zrelacjonował nieznany mu osobnik. Jego głos brzmiał młodo.
- Grupa Saito? - spytał Drake głosem przesiąkniętym wściekłością.
- Nie, nikt się do tego nie przyznaje...
- Wuj już wie?
- Tak, pojechał osobiście na miejsce, chociaż wszyscy mu odradzali.
- Uparty jak zawsze. Od kogo był ten cynk?
- Jakiś anonim, chłopaki ustalają do kogo należy numer, ale to potrwa.
- A bomba? Coś profesjonalnego?
- Nie, chałupnicza robota.
- Czyli nie do namierzenia... Informuj mnie na bieżąco i miejcie oko na nasze lokale.
- Jasne szefie, posłałem już dodatkowych ludzi. Za godzinę dostaniemy zeznania świadków i wstępne ustalenia służb.
Drzwi trzasnęły głośno a szybkie kroki rozbrzmiały na drewnianej podłodze. Mick chyba jeszcze nigdy nie czuł takiego przerażenia, jak gdy zobaczył w progu swojego pana. Drake nie wyglądał jak wcześniej, w ogóle nie przypominał ludzkiej istoty. Jego oczy były ciemne od gniewu a twarz wykrzywiał okrutny, zacięty wyraz. Wyglądał niczym polujące zwierzę.
Nie mógł powstrzymać krzyku, który wyrwał mu się z ust, kiedy mężczyzna dopadł do niego dosłownie w kilku krokach. Chwycił go za obrożę i wyciągnął z wanny. Mick poślizgnął się na mokrych kafelkach i upadł na jedno kolano. Zabolało, ale od razu się podniósł, szarpnięty w górę, aż stracił dech. Usiłował nadążyć za mężczyzną, ale nogi straszliwie mu się plątały. Ledwo dał rade wejść po schodach.
- Błagam nie! - zaskomlał żałośnie, gdy zobaczył, dokąd zmierzają, ale Drake nic nie robił sobie z jego błagań.
Zdążył tylko pomyśleć, że nienawidzi zapachu trawy cytrynowej, nim został ciśnięty na betonową podłogę w purpurowym pokoju. Od razu dostrzegł, że straszliwe krzesło stało teraz w rogu pomieszczenia, wraz z innymi dziwnymi meblami. Mężczyzna wyciągnął spomiędzy nich metalowy stelaż w kształcie litery H. Z jego końców zwisały kajdany na krótkich łańcuchach. Rzucił go na podłogę pośrodku pokoju.
- Do nogi - warknął.
Mick nie zamierzał sprawdzać dziś jego cierpliwości. Natychmiast podszedł na czworaka we wskazane miejsce. Jego kostki i nadgarstki zostały unieruchomione w skórzanych obejmach, czemu starał się nie przeciwstawiać, choć zdrowy rozsądek nakazywał inaczej. Drake dokręcił jeszcze do stelaża podpórkę, na wysokości jego klatki piersiowej. Wyregulował jej wysokość tak, by mógł się na niej oprzeć a przez to pozostać w pozycji na czworaka.
Kiedy brunet się podnosił ręcznik spadł mu z bioder, ale nie przejął się tym. Zdjął ze ściany skórzane paddle w kształcie prostokąta, z wycięciem w środku, zapewniającym zmniejszenie oporu powietrza. Zamachnął się nim z dwa razy na próbę i wrócił do chłopaka.
- Jak masz się do mnie zwracać? - spytał lodowatym tonem.
Mick z trudem przełknął ślinę. Wiedział, że to nie o sposób w jaki się do niego zwracał chodziło. Zdarzyło się po prostu coś, po czym jego pan potrzebował się wyładować. Nie rozumiał tylko, po co szukał pretekstu. Jeśli chciał go zbić, mógł przecież po prostu to zrobić. Powód nie był ważny.
- Panie, lub sir...- odpowiedział jednak cicho, drżącym głosem. Nie potrafił oderwać wzroku od narzędzia.
- Właśnie tak. A skoro o tym zapominasz zaraz wryjemy ci to w mózg.
Drake zamachnął się, uderzając w jego pośladki. Krzyknął zaskoczony siłą ciosu, skóra zapiekła.
- Po każdym uderzeniu mówisz „dziękuje, panie". Zrozumiałeś?
- T-tak, pa-aaa...! - słowo przerodziło się w krzyk, gdy oberwał kolejny raz. – Dziękuje, panie... - wyszeptał z trudem.
- Głośniej!
Spadło kolejne uderzenie, aż zaparło mu dech. Biodra cofnęły się instynktownie, ale nie miał, jak uciec, przypięty do stelaża.
- Dziękuje, panie! - tym razem wykrzyczał.
Drake nadawał chłoście tak szybkie tempo, że ledwo był w stanie złapać oddech między krzykami a podziękowaniem.
Mężczyzna dyszał wyrzucając z siebie wściekłość z każdym kolejnym ciosem. Ktoś śmiał zaatakować jego przyjaciela, szefa innej grupy, z którym łączyły go też wspólne interesy. I to na ich terenie! Ktoś był naprawdę cholernie odważny albo głupi. Kiedy dostanie tę osobę w swoje ręce rozerwie ją na kawałeczki. Wziął kolejny zamach i opuszczając rękę skręcił biodra. Jego niewolnik zawył i najwyraźniej zemdlał, bo w pokoju zapadła cisza. Drake chwycił go za włosy i uniósł mu głowę. Tak, dzieciaka odcięło. Zaklął siarczyście. Nie mógł się nawet porządnie na nim wyładować. Będzie musiał popracować nad jego wytrzymałością.
Poszedł po wiadro, nalał do niego zimnej wody i chlusnął nią na chłopaka. Ten natychmiast spazmatycznie zaczerpnął powietrza, odzyskując świadomość. Szarpnął ręce w kajdanach i wyjęczał coś niezrozumiale, chyba po angielsku. Spiął się cały, kiedy klepnął go dłonią w purpurowy pośladek. Ścisnął go mocno, wyduszając z blondyna płaczliwy jęk. Uklęknął za nim, rozchylił mu pośladki i splunął między nie. Wszedł w niego gładko po same jądra, wbijając boleśnie palce w wąskie biodra.
Mick nie potrafił powstrzymać płaczu. Pośladki płonęły żywym ogniem a uderzenia bioder Drake'a jeszcze wzmagały ból. Pochylił głowę dostrzegając z niedowierzaniem, że właśnie się posikał. Mężczyzna też musiał to zauważyć, bo szarpnął go za jądra, aż skręciło go w żołądku.
- Poważnie się zeszczałeś?! - spytał z przekąsem, gryząc go w płatek ucha.
- P-prze-praszam, panie...
- Skoro tak lubisz złoty deszcz to zaraz ci go dam - Drake zagroził, ale pieprzył go jeszcze dobre dziesięć minut, nim w końcu doszedł.
Dopiero wtedy stanął przed nim i chwytając go za włosy, nakierował wiotczejący członek na jego usta. Gorący mocz zalał twarz blondyna.
- Otwieraj usta! - rozkazał wpychając penis między jego zaciśnięte wargi.
Mick szarpnął się, ale niewiele mógł zrobić. Czując na języku słonawy smak uryny poczuł skurcz w brzuchu i zwymiotował. Oberwał za to otwartą dłonią w twarz, aż zobaczył wszystkie gwiazdy. Pokój przez chwilę się kołysał, nim wylądowało na nim kolejne wiadro lodowatej wody.
Z obawą śledził dalsze poczynania swojego pana. Mężczyzna rozwinął ogrodowy wąż i zmył z podłogi nieczystości, które spłynęły do studzienki pośrodku pomieszczenia. Dopiero wtedy odpiął jego kończyny od stelaża i zrzucił go z niego kopnięciem w bok. Mick zwinął się w kłębek osłaniając rękoma obolałe żebra.
- Wypierdalaj do pokoju - warknął jego pan.
Blondynowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Podniósł się z trudem i na chwiejnych nogach wyszedł z purpurowego pokoju. Na korytarzu mało nie upadł. Dotarł do pokoju podpierając się ściany. Padł na zasłane łóżko i natychmiast odpłynął. Ból budził go jednak wielokrotnie, ale uparcie leżał i usiłował dalej spać.
Dopiero gdy za oknem zaczęło świtać, spróbował się podnieść. Z wysiłkiem doczłapał do łazienki i wziął zimny prysznic, by ulżyć sponiewieranemu ciału. Z trudem powstrzymał łzy, kiedy założył bokserki na obite, nabrzmiałe pośladki. Zrezygnował ze spodni a jedynie założył koszulkę i wyjrzał na korytarz, zachowując maksimum ostrożności. W apartamencie panowała wręcz grobowa cisza, jakby nikogo poza nim w nim nie było. Zszedł więc na boso do kuchni i zajął się przygotowaniem śniadania. Liczył, że uda mu się je podać do stołu i schować się z powrotem w pokoju. Choć przecież pan i tak mógłby go tam znaleźć, albo po prostu zawołać. Wolał go jednak unikać na tyle, na ile było to możliwe. Więc, gdy Drake, po niedługim czasie, zszedł do kuchni, zapinając guziki koszuli, aż zesztywniał.
- Dzień dobry, sir... - przywitał się, pokornie opuszczając głowę.
Brunet siadł do stołu. Wyglądał na rozespanego a podkrążone oczy zdradzały, że nie spał zbyt długo.
- Kawa - burknął zapinając spinki do mankietów.
Wyciągnął telefon z kieszeni i potarł twarz widząc, ile otrzymał wiadomości przez te kilka godzin, gdy usiłował spać. Wstępny raport strażaków, po oględzinach baru. Listę podejrzanych, sporządzoną przez policję i tę od samego Murataki, zawierającą ludzi z półświatka. Poza wybuchem przez noc pojawił się jeszcze jedne problem. Dzięki wzmożonej ochronie wykryli, że ktoś sprzedawał mete w jednym z jego klubów. Będzie musiał rozmówić się ze swoimi ludźmi. Jak w ogóle mogli do tego dopuścić? Jak bardzo musieli mieć wyjebane na własne obowiązki, że pod ich nosem kwitł handel narkotykami?
Czując zapach świeżej kawy sięgnął po filiżankę i upił z niej łyk. Była wyśmienita, mocna, taka jak lubił. Od razu rozbudzała jego umysł i ciało. A skoro o ciele mowa... Zerknął na Mick'a, który właśnie kończył szykować śniadanie. Uśmiechnął się kącikiem ust, gdy dostrzegł bordowe ślady na jego udach. Ładnie go wczoraj oznaczył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz