Drake i Akihito opuścili biuro, rozmawiając w lekkim tonie, jakby dosłownie kilka minut temu, nie rozważali planu mogącego doprowadzić do śmierci jednego z nich.
- Więc o piętnastej w kawiarni Hanabira? – upewnił się Drake, trzymając ręce w kieszeniach spodni.
- Tak, tylko się nie spóźnij – Akihito odparł z uśmiechem. – Ryu pewnie i tak będzie marudził, że się włóczę bez ochrony
- Akurat w tej kwestii mogę się z nim zgodzić – stwierdził Drake, kręcąc głową.
Obaj przystanęli w tym czasie przy biurku Mick’a. Blondyn pracował przy komputerze, starając się wyglądać na maksymalnie zajętego. Gdy Akihito oparł się o rant blatu, uniósł wzrok na sekundę a ten, widząc jego reakcję, puścił mu zaczepnie oczko. Mick momentalnie spuścił głowę, wracając do swojego zadania, choć rumieniec zdradzał jego lekkie zażenowanie.
Drake odprowadził Akihito do drzwi i zatrzymał go, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Gdyby coś mi się stało… zajmiesz się wszystkim? – zapytał chcąc się ostatecznie upewnić, patrząc na przyjaciela z powagą.
Akihito spochmurniał. Przez chwilę milczał, aż w końcu westchnął cicho.
- Nie będzie takiej potrzeby – odpowiedział, choć jego głos zdradzał lekki niepokój.
Posłał przyjacielowi blady uśmiech i wyszedł, machając niedbale ręką na pożegnanie. Drake przez chwilę wpatrywał się w zamknięte drzwi, po czym skierował się w stronę biura. Jednak zatrzymał się znów przy biurku Mick’a, który wciąż uparcie udawał, że jest bardzo zajęty laptopem. Wyraz twarzy chłopaka zdradzał zaciętość, ale i napięcie.
- Nadal jesteś na mnie zły? – Drake zapytał z lekkim znużeniem w głosie.
Mick drgnął, jakby przyłapany na gorącym uczynku. Przez chwilę walczył ze sobą, gryząc się w język, ale ostatecznie jego rozżalenie wzięło górę. Podniósł wzrok i spojrzał wprost na Pana, bez żadnego strachu.
- Zabraniasz mi ubierać się seksownie przed swoimi ludźmi, ale pieprzenie mnie przed panem Akihito już jest w porządku? – wypalił z pretensją.
Drake uniósł brew, po czym wywrócił oczami.
- To co innego – odparł, jakby to wszystko wyjaśniało.
Mick aż zacisnął na moment zęby, aż żuchwa mu zadrżała.
- Wcale nie! – wybuchł. – Może i jestem twoją własnością, ale nie podrzędną dziwką, żeby robić ze mną takie rzeczy! – wykrzyknął lekko drżącym głosem, choć starał się mówić pewnie.
Twarz mężczyzny stężała, jakby tłumił w sobie narastający gniew. Jednak, ku zaskoczeniu Mick’a, uśmiechnął się kącikiem ust i zaśmiał gardłowym śmiechem.
- Przyznaj się, Mick’i. Było ci dobrze, gdy upokarzałem cię w ten sposób – bardziej stwierdził niż spytał.
Mick naburmuszył się, zaciskając pięści na kolanach. Rzeczywiście doszedł tej nocy więcej razy niż by zliczył, ale nie zmieniało to faktu, że była to jedynie mimowolna reakcja ciała na tak intensywne doznania. Nie jego świadomy wybór.
- To przez to cholerne gówno, które kazał mi Pan wąchać – warknął.
Drake wzruszył ramionami, pochylając się do niego i zniżając głos do przyjemnego pomruku.
- Może po części, ale wiesz dobrze, że to nie wszystko. Nie zadziałałoby tak, gdybyś nie był podniecony całą sytuacją
Mick spojrzał na niego z wściekłością, ale w głębi serca wiedział, że Pan miał rację, co tylko potęgowało jego irytację. Był na straconej pozycji. Czegokolwiek by nie powiedział, Drake i tak obróciłby to przeciw niemu.
- To wszystko? – spytał w końcu zrezygnowanym tonem. – Chciałbym wrócić do pracy…
Drake wyprostował się, wyglądając jakby nad czymś się zastanawiał. Usiadł na brzegu biurka, przez chwilę przyglądając się chłopakowi. Blondyn wpatrywał się w ekran laptopa, jakby chciał się za nim ukryć. Jednak jego bladość i zmęczenie były zbyt oczywiste, by je zignorować.
- Dużo ci jeszcze zostało? – Drake zapytał tonem pozbawionym zwyczajowej surowości.
Mick zerknął na niego zaskoczony pytaniem, przez chwilę wahając się, czy odpowiedzieć szczerze.
- Właściwie to już kończę – przyznał z wahaniem.
Mężczyzna skinął głową.
- W takim razie zostaw to na jutro i idź odpocząć – polecił stanowczo, ale bez cienia gniewu.
Mick uniósł brwi w zdziwieniu. Nie spodziewał się takiej propozycji.
- Serio? – spytał bezwiednie, jakby nie do końca wierzył w to, co usłyszał.
- Serio – potwierdził Drake, tonem, który nie pozostawiał miejsca na dalsze pytania.
- Dziękuje… – chłopak powiedział cicho, czując jednocześnie wdzięczność i ulgę.
Nie spał tej nocy zbyt dobrze i wręcz marzył o drzemce.
- Pan też idzie? – dopytał jeszcze.
- Nie. Wrócę późno, więc nie czekaj na mnie – usłyszał w odpowiedzi, gdy Pan zerkał na zegarek i znikał za drzwiami swojego biura.
Mick pokiwał głową, zamknął laptop i zaczął zbierać swoje rzeczy. Przyszło mu też do głowy, że powinien zrobić jeszcze jedną rzecz przed wyjściem.
Znalezienie Misaki’ego na szczęście nie było takie trudne. Była ograniczona ilość miejsc, w których mógł się obecnie znajdować. Odnalazł go w części wspólnej, gdy rozmawiał z kimś, przygotowując sobie kawę z ekspresu. Nie chciał przerywać mu dyskusji, ale było widać, że ta prędko się nie zakończy a chciałby jak najszybciej się stąd ulotnić. Podszedł więc niepewnie i odchrząknął cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę, co podziałało, bo Misaki spojrzał na niego przez ramię.
- Drake już jest wolny. Możesz do niego iść. A ja już wychodzę – poinformował go, poprawiając pasek torby z laptopem na ramieniu.
Misaki uśmiechnął się do niego lekko.
- Dzięki – odpowiedział, lustrując go z lekkim rozbawieniem w spojrzeniu. – Widzę, że czekoladka ci smakowała – zagadnął.
Mick zmarszczył brwi, zdezorientowany i przetarł kącik ust nadgarstkiem. Na jego skórze rzeczywiście znalazła się odrobina czekolady. Zarumienił się lekko i odchrząknął.
- Była dobra – przyznał nieśmiało, co wywołało cichy śmiech ochroniarza i ciekawość jego rozmówcy.
Mick nie miał jednak ochoty na dalszą rozmowę i bez pożegnania ruszył w stronę windy. Gdy ta zatrzymała się na najwyższym piętrze, wysiadł i skinął ochronie, która jak zawsze czuwała przy drzwiach do apartamentu. Chyba każda ze stron przyzwyczaiła się już do swojej obecności i pojawiła się między nimi pewna rutyna. Krótki kontakt wzrokowy, subtelne skinienie głową na powitanie, nic więcej. Mick był wdzięczny za brak zbędnych pytań i kontroli.
Po wejściu do mieszkania poczuł znajome, lekkie ukłucie obroży na karku, sygnalizujące, że została aktywowana a jego obecność w apartamencie potwierdzona. Spojrzał na panel przy drzwiach, który zmienił kolor na czerwony. Pomyślał z rozżaleniem, że oto pieprzona dioda określa granice jego wolności.
Zdjął buty, porzucając je byle jak i opadł ciężko na kanapę w salonie. Pustka mieszkania była niemal przytłaczająca. Cisza, która kiedyś niosła ukojenie i spokój, teraz jedynie wzmacniała ciężar myśli, których starał się unikać. Praca, choć uciążliwa, była przynajmniej odskocznią, zajmowała jego umysł. Tutaj, w czterech ścianach, pośród absolutnej ciszy, mrok w jego wnętrzu zdawał się rozrastać, wić niczym robactwo.
Mick położył się na boku, objął ramionami i skulił, jakby próbował ochronić się przed własnymi demonami. Rozpacz i bezsilność przygniatały go z każdej strony, jakby były żywymi istotami, które znalazły w nim schronienie.
Drake wrócił do apartamentu późnym wieczorem. Było cicho a w ciemnościach salonu panował idealny spokój. Włączył światło i zobaczył Mick’a śpiącego na kanapie, skulonego w kłębek. Blondyn wyglądał na tak zmęczonego, że nawet nie zauważył, kiedy Pan wrócił. Drake westchnął, zdejmując marynarkę i odłożył na blat kuchennej wyspy kilka pudełek, które przyniósł ze sobą.
Podszedł do kanapy i wsparł się łokciami o jej oparcie, nachylając się nad blondynem. Opuszki jego palców delikatnie musnęły policzek chłopaka. Mick zmarszczył nos, mruknął coś niezrozumiałego i otworzył oczy, zaspany. Usiadł powoli, przecierając twarz dłońmi.
- Ile razy mam ci mówić, że od spania masz łóżko? – rzucił Drake, ale w jego głosie nie było prawdziwej surowości.
- Przepraszam – Mick wydukał, od razu czując się winnym.
Wiedział, że Pan nie lubił, kiedy spał na kanapie. Rozejrzał się nerwowo, szukając zegara na ścianie, a gdy zobaczył godzinę, momentalnie pobladł.
- Zapomniałem o kolacji – wymamrotał z trwogą, zerkając na Drake’a.
Ten jednak nie wydawał się tym w żaden sposób przejęty.
- Nie musisz się tym martwić. Zrób herbatę – poprosił spokojnie, wracając do kuchni i otwierając jedno z przyniesionych pudełek.
Mick skinął głową i pospiesznie wstawił wodę w czajniku, nerwowo spoglądając w stronę Pana. Patrzył, jak wyciąga on z pudełka mały tort ozdobiony truskawkami i delikatnymi wzorami z kremu.
- Talerzyki i widelczyki – polecił nieoczekiwanie a Mick od razu wyciągnął odpowiednie rzeczy z szafki i podał mu je, starając się ukryć niepewność.
Patrzył, jak Pan precyzyjnie kroi ciasto i nakłada po kawałku na dwa talerzyki. Woda w czajniku zaczęła bulgotać, więc Mick przygotował herbatę i podał ją przy kuchennej wyspie. Obaj usiedli na hokerach, w milczeniu delektując się chwilą. Mick długo zbierał się na odwagę, by w końcu wydusić choć słowo.
- Z jakiej to okazji? – spytał.
Drake spojrzał na niego z zaczepnym uśmiechem, podpierając brodę na dłoni.
- Jak to z jakiej? Przecież masz dziś urodziny, Mick’i – oznajmił.
Chłopak zamrugał, wyraźnie zaskoczony. Na jego twarzy odbił się moment zdezorientowania, po czym przypomniał sobie, że rzeczywiście miał urodziny w styczniu. Nigdy nie zwracał na nie większej uwagi a przez wydarzenia ostatnich miesięcy wręcz kompletnie o nich zapominał. Ale Pan miał przecież teczkę pełną jego danych, w tym i daty urodzenia. Fakt, że chciał uczcić ten dzień niemal go wzruszył. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a Drake, widząc to, uniósł brwi w lekkim rozbawieniu.
- Wszystkiego najlepszego – powiedział, sięgając po swój kawałek ciasta.
Mick skinął głową, nie chcąc nic mówić, bo czuł, że głos mógłby mu się złamać. Sięgnął po widelec i spróbował kawałek tortu. Kwaskawość truskawek poza sezonem i słodycz kremu niemal roztopiły się w jego ustach. W tej chwili nie liczyło się nic więcej, poza tym smakołykiem.
Drake wziął z blatu dwa niewielkie pudełeczka i postawił je przed blondynem.
- Otwórz – rzucił z wyraźnym rozbawieniem, widząc ciekawość malującą się na twarzy chłopaka.
Mick z zaskoczeniem, ale i entuzjazmem zaczął rozpakowywać pierwszy prezent. Gdy w końcu odchylił wieczko, jego oczom ukazał się brelok do kluczy z zawieszką w kształcie ptasznika. Obrócił go w palcach, wyraźnie zachwycony.
- To od Akihito – Drake wyjaśnił z krzywym uśmiechem, jakby sam nie mógł się nadziwić, dlaczego ktoś miałby wybierać coś takiego.
- Jest słodki – Mick stwierdził od razu. – Podziękuję mu przy najbliższej okazji – zapewnił.
- Proszę cię, obaj macie okropny gust – Drake burknął, choć w jego głosie było więcej kpiny niż złości.
Mick zaśmiał się cicho, przypominając sobie, jak Akihito puścił mu dziś oczko. Przez chwilę zastanawiał się, czy czekoladka od Misaki’ego również mogła być prezentem urodzinowym, ale zostawił to w spokoju. W końcu sięgnął po drugie pudełko. Tym razem wewnątrz znalazł czarną kartę płatniczą z eleganckimi, srebrnymi numerami. Zmarszczył brwi, spoglądając na nią a potem pytająco na Pana.
- Mówiłem kiedyś, że za posłuszeństwo dostaniesz kartę na kieszonkowe, żebyś nie sępił od Misaki’ego – ten przypomniał mu, opierając łokieć o blat.
Mick uśmiechnął się z rozrzewnieniem, przypominając sobie ich rozrzutność w kasynie.
- Dzięki, Panie. – mruknął. – A ile mam na koncie? Będzie za co się upić? – zapytał, przekrzywiając głowę i figlarnie unosząc brew.
- Sto piętnaście tysięcy jenów (ok. 3k zł) – Drake odpowiedział z nonszalancją. – Co miesiąc będę przelewał ci taką kwotę
Mick wytrzeszczył oczy, nie spodziewając się takiej sumy.
- Co ja mam z tym zrobić? Przecież nigdzie nie wychodzę
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Może czas to zmienić. Albo rób zakupy przez internet – zasugerował.
Chłopak spojrzał na kartę, obracając ją między palcami.
- Może zacznę… – przyznał z lekkim uśmiechem.
Był wyraźnie zadowolony, że Pan dotrzymał obietnicy. Po chwili zauważył jednak pewien problem.
- Nie mam jej gdzie schować. W kieszeni może się złamać albo zgubić – stwierdził.
Drake pstryknął palcami.
- Czyli już wiemy co kupisz w pierwszej kolejności. Portfel
Obaj zaśmiali się cicho, kończąc jeść tort. Atmosfera stała się lekka i przyjemna, niemal normalna w całym tym szaleństwie. Drake dopił herbatę i odstawił pusty kubek.
- Zdjąłem ci dziś godzinę policyjną. Możesz iść spać, kiedy chcesz – oznajmił.
- Dziękuję, Panie – odparł chłopak, chowając resztki tortu do lodówki. – To może przygotuję kąpiel? – zapytał.
Drake uśmiechnął się drapieżnie.
- Chętnie się wykąpię, o ile zrobisz mi w trakcie loda – rzucił bez skrępowania.
Mick prychnął, przymrużając oczy.
- Zawsze musi być jakiś podstęp – burknął, ale gdy spojrzał na talerzyk z kawałkiem truskawki, poczuł ciepło w sercu.
Drake okazał mu dziś tak wiele dobroci. Ogromnym nietaktem byłoby nie odwdzięczyć mu się za to. Rumieniąc się lekko, przygryzł dolną wargę, zamykając zmywarkę i odwracając się do mężczyzny.
- Dobrze… zrobię to – zgodził się nieśmiało.
Nie czekając na odpowiedź, szybko czmychnął do łazienki, by nastawić kąpiel. Ignorując, że za jego plecami rozbrzmiał gardłowy śmiech Drake’a.
Mick siedział przy biurku, usiłując ukryć, jak bardzo bolało go ciało. Każdy ruch wywoływał nieprzyjemne uczucie napięcia w dolnej partii pleców, ale chłopak starał się nie zdradzać swojego dyskomfortu. Wczorajsza kąpiel skończyła się czymś więcej niż tylko niewinnym masażem a poranna pobudka w pokoju zabaw była daleka od przyjemnej. Drake, jak zawsze, wymagał od niego zbyt dużo, ale Mick obiecał sobie, że jakoś to przetrwa, chcąc odwdzięczyć się za prezenty.
Dziś przynajmniej nie musiał z nim nigdzie jechać. Chyba by tego nie przeżył. Zamiast tego zajął się ogarnięciem elektronicznej poczty Pana. Od samego rana spływały na nią dziesiątki dziwacznych maili. Mick wywnioskował z nich, że wuj Drake’a organizował obchody rocznicy ślubu z drugą żoną. Na samą myśl o tej kobiecie, Mick poczuł, jak coś go ściska w żołądku. Widział ją co prawda jedynie raz, ale i tak wydawała mu się sztuczna, arogancka i pełna wyższości. Jednak będąc tylko sekretarzem, mógł jedynie przesyłać wiadomości dalej do odpowiednich osób.
Termin uroczystości był wyjątkowo krótki, co zdawało się być kompletnym absurdem przy tak dużej skali wydarzenia. Mick zachodził w głowę, kto organizował coś takiego na ostatnią chwilę. Po krótkiej analizie uznał, że musiała to być zachcianka owej kobiety. Ludzie Drake’a zostali zmuszeni do wsparcia tej nagłej inicjatywy, co tylko podkreślało, jak bardzo lubiła rządzić wszystkim i wszystkimi.
Westchnął, odpychając te myśli. Skupił się na swojej pracy, przesyłając maile i porządkując kalendarz Pana. Choć był zmęczony, chciał jak najszybciej odbębnić swoje obowiązki i wrócić do apartamentu. Dziś Drake również pozwolił mu odpocząć o ile wywiąże się najpierw ze swoich obowiązków.
Gdy sprawdzał kolejne wiadomości, kątem oka zauważył, jak Misaki przechodzi korytarzem z plikiem dokumentów. Wyglądał na wyjątkowo zajętego, co oznaczało, że przynajmniej przez chwilę nikt nie będzie go rozpraszał. Mick przeciągnął się ostrożnie na krześle, ignorując ból i skupił się na uporządkowaniu kolejnych spraw. W międzyczasie w myślach liczył godziny do powrotu do ciszy i względnego spokoju apartamentu. Dziś myśl o samotności nie napawał go niechęcią. Wręcz przeciwnie. Był pełen euforii, gdy ta chwila wreszcie nadeszła.
W pośpiechu wyłączył i spakował laptop, po czym opuścił biuro, wsiadając do windy. Sięgnął do przycisków i zawahał się. Nim wcisnął którykolwiek z nich obmacał kieszenie, upewniając się, że karta płatnicza, którą dostał wczoraj w prezencie, jest tam, gdzie być powinna. Ten kawałek plastiku był dla niego symbolem. Czymś, co sugerowało, że choć formalnie należał do Pana, to jednak dostał drobny kawałek niezależności. Przecież Drake sam zasugerował, żeby spróbował wyjść na zakupy. Ale czy mógł mieć na myśli realne wyjście do sklepu?
Mick, przygryzając wargi, wcisnął przycisk z numerem zero a winda zaczęła zjeżdżać w dół. Czuł delikatne drżenie podłogi pod stopami a w żołądku coś na kształt lekkiego napięcia. Myśli kłębiły mu się w głowie. Wiedział, że to, co robi, mogło zostać źle odebrane, ale nie mógł oprzeć się pokusie.
Winda zatrzymała się z cichym dzwonkiem na parterze. Drzwi rozsunęły się powoli a Mick spojrzał w stronę wyjścia. Czuł, jak serce bije mu szybciej, gdy tylko drzwi windy rozsunęły się na parterze. Ostatnie metry do wyjścia wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Ochroniarze stali na swoich miejscach, skupieni na rozmowie, nie zwracając uwagi na młodego blondyna, który wysiadał z windy. Był to ostatni ułamek chwili by zawrócić. Jednak Mick poprawił bluzę i ruszył w ich kierunku, starając się nie patrzeć w ich stronę, by nie zwrócić na siebie niepotrzebnej uwagi.
Mijając ochronę, starał się wyglądać jak najbardziej obojętnie, choć w środku niemal kipiał od napięcia. Przechodząc obok, spokojnym krokiem, wręcz czekał na moment, w którym ktoś go zatrzyma, zapyta, gdzie się wybiera. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Nikt nawet na niego nie spojrzał. Przeszedł przez bramki z wykrywaczami metalu a potem przez obrotowe drzwi prowadzące na zewnątrz.
Znalazł się na chodniku przed budynkiem. Lodowate powietrze uderzyło go w twarz, sprawiając, że zadrżał, ale zaraz potem wciągnął je głęboko do płuc. Prawie zapomniał, jak to jest być na zewnątrz bez celu, bez wyznaczonego miejsca docelowego i bez Pana, przy którego nodze należało iść. Stał tak długo, jakby nie dowierzał, że naprawdę mu się udało. Rozejrzał się. Było ciemno a ulice oświetlały latarnie, rzucając długie cienie na pokryte lekkim śniegiem chodniki. Białe, drobne płatki sypały się z nieba, osiadając na jego włosach i bluzie.
Mick stał przez chwilę, chłonąc ten moment. Na zewnątrz czuł się jakby lżejszy, wolniejszy. Przez ostatnie miesiące wychodzenie na zewnątrz było dla niego rzadkością, czymś, co zdarzało się tylko w towarzystwie Pana lub jego ludzi. A teraz? Stał tutaj sam z własnej woli.
Sięgnął do kieszeni, by jeszcze raz dotknąć karty płatniczej, która tkwiła tam, niczym dowód jego odwagi. Pomyślał o tym, jak wczoraj wesoło żartował z Drake’em o zakupach. Teraz naprawdę mógł coś kupić, po raz pierwszy samodzielnie, bez pytania o pozwolenie.
Temperatura była niska, ale Mick’owi wcale to nie przeszkadzało. Było coś wyzwalającego w tym chłodzie, który przenikał go aż do kości. Czuł się… wolny. Przez moment zastanawiał się, co właściwie zamierza zrobić. Nie miał planu, ale to nie miało znaczenia.
Uśmiechnął się sam do siebie i ruszył powoli naprzód. Nie znał okolicy za dobrze, ale nie obchodziło go to. Chciał po prostu iść, poczuć śnieg i mroźny podmuch na twarzy. Znaleźć coś, co przypomni mu, że świat na zewnątrz wciąż istnieje. Zaczerpnąć łyk normalności.
Drake siedział przy niskim stoliku, ze skrzyżowanymi nogami. Zimno podłogi przenikające przez skarpety, gdyż przy wejściu musiał zdjąć buty, zaczynało go irytować. Zielona herbata parowała w ceramicznej filiżance, ale nie była w stanie ogrzać go na tyle, by nie czuł potrzeby zakładania z powrotem butów. Zachodził w głowę, jak ktokolwiek mógł chcieć mieszkać w tak źle zaizolowanym miejscu i marznąć w nim każdej zimy. Jego wuj siedział po drugiej stronie stołu, opierając dłonie na kolanach z wyrazem zamyślenia na twarzy.
- Ten plan ma wiele dziur – staruszek odezwał się w końcu, mrużąc oczy. – Obawiam się, że jeśli cokolwiek pójdzie nie tak, możecie nie tylko stracić twarz, ale i życie
Drake upił łyk herbaty, po czym odłożył filiżankę z cichym stuknięciem. Uśmiechnął się lekko, sztucznie.
- Cóż. Improwizujemy – przyznał. – Ale nie mamy wyjścia. Przynajmniej Keiko powinna być zadowolona z przyjęcia – stwierdził.
Staruszek skinął głową, choć wyraz jego twarzy pozostawał sceptyczny.
- Owszem, Keiko jest przeszczęśliwa. Tyle że… ona wyczuwa pismo nosem. Ta kobieta jest zbyt przebiegła, by uwierzyć, że wszystko jest takie, jak się wydaje
Drake westchnął ciężko, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Nie spodziewałem się po niej niczego innego – przyznał.
Wuj uniósł filiżankę, ale zamiast pić, oparł ją o wargi, jakby szukał odpowiednich słów.
- Zgodziła się uczestniczyć w tym cyrku, pod warunkiem, że zasponsorujesz nam wakacje – wyjaśnił.
Drake odchylił się lekko, czując, jak jego cierpliwość topnieje. Fundowanie wyjazdu tej kobiecie, nawet jeśli miałoby to służyć wyższemu celowi, było dla niego upokarzające. Ale jaki miał niby wybór? Czasem trzeba było schować dumę do kieszeni.
- Niech będzie – mruknął w końcu, niechętnie. – Wakacje to najmniejszy problem
Wtem jego telefon zabrzęczał. Drake uniósł rękę w przepraszającym geście, wyciągając komórkę z kieszeni. Szybko przesunął wzrokiem po powiadomieniu a jego usta zacisnęły się w cienkie linie. Udało mu się jednak zamaskować emocje i odłożyć telefon na stolik z obojętnym wyrazem twarzy.
- Musimy skupić się na tym, jak wywabić mojego oprawcę – powiedział, wracając do rozmowy. – Obchody rocznicy waszego ślubu to idealny moment. Keiko jest wystarczająco kapryśna, by nikt nie podejrzewał, że to przykrywka – wytłumaczył jeszcze raz.
Staruszek pokiwał głową.
- A ochrona w budynku? Nie możesz jej tak po prostu odwołać. To byłoby zbyt podejrzane – zauważył.
Drake uśmiechnął się krzywo.
- Spokojnie. Mamy krótki termin, więc zaangażuję w pomoc część ludzi. To pomoże też rozprzestrzenić się informacji. W dzień przed przyjęciem ogłoszę wszem i wobec, że spóźnię się przez arcyważne spotkanie z Kaito, który będzie chciał renegocjować umowę, przez co możemy stracić miliardy jenów. Akihito już zaaranżował ten teatrzyk
Wuj uniósł brew, choć wciąż nie wyglądał na przekonanego.
- A twoja osobista ochrona? – dopytał.
- To akurat jest łatwiejsze, niż myślisz – odparł Drake. – Pokłócę się z Misakim w biurze i każę mu jechać po tort, który Mick przypadkiem źle zamówi. Obaj dostaną szlaban w ramach kary a ja zyskam wolną przestrzeń
Staruszek spojrzał na niego uważnie, unosząc brew na wzmiankę o chłopaku, ale postanowił tego nie komentować.
- Naomi mogłaby towarzyszyć Keiko, bo wśród moich ludzi cierpimy na permanentny brak kobiet – zaproponował zamiast tego.
Drake pokiwał głową, zadowolony.
- Dodatkowo, żeby ograniczyć ilość służb w mieście wywołamy alarm u Akihito. Ryunosuke już zgodził się zagrać swoją rolę przerażonego o bezpieczeństwo brata Księcia. Wyśle do niego tyle oddziałów, ile tylko zdoła – Drake powiedział z pewnością.
Wuj nie wyglądał jednak na przekonanego.
- Jesteś pewien, że chcesz zostać wabikiem? – spytał ostatni raz.
Drake rzucił szybkie spojrzenie na telefon, zanim znów spojrzał na staruszka.
- Już to ustaliliśmy – odpowiedział z przekąsem. – I nie zamierzam zmieniać zdania
Drake spojrzał na zegar na ścianie i wypił ostatni łyk herbaty. Odłożył filiżankę na stolik i wstał, wygładzając marynarkę.
- Jeśli to wszystko, wuju, to czas mnie trochę goni – powiedział z pozornym spokojem, choć jego ton zdradzał lekkie zniecierpliwienie.
Staruszek skinął głową, prostując się nieco na swoim miejscu.
- Dobrze. Uważaj więc na siebie – podkreślił.
- Oczywiście – Drake odparł lakonicznie, sięgając po telefon i kierując się ku wyjściu.
Jego kroki odbijały się głuchym echem w korytarzu, gdy szybkim tempem zmierzał do drzwi. W korytarzu czekały na niego buty, które w pośpiechu założył, niemal zapominając o kurtce. Gdy wyszedł na zewnątrz, mroźne powietrze uderzyło go w twarz, ale to nie ono spowodowało, że zaciągnął się powietrzem z niespodziewaną irytacją. Telefon w jego dłoni wibrował niestrudzenie a na ekranie widniało powiadomienie z aplikacji, informujące, że obiekt opuścił wyznaczony teren.
Drake zatrzymał się na moment, wpatrując się w tekst na wyświetlaczu. Jego twarz spochmurniała a szczęka się zacisnęła.
- No pięknie, Mick’i – warknął pod nosem.
Odblokował telefon, by sprawdzić szczegóły. Aplikacja wyświetlała dokładny czas i miejsce pobytu chłopaka, więc znalezienie go nie stanowiło żadnego problemu. Ze też był tak głupi, by próbować ucieczki. I to w takiej chwili.
Drake zacisnął palce na urządzeniu i ruszył szybkim, wściekłym krokiem w stronę swojego samochodu. Nie było nawet mowy, żeby puścił mu płazem tak zuchwałą ucieczkę. W głowie układał już plan na jego karę i musiał przyznać, że była ona nad wyraz okrutna, nawet jak na jego standardy. Ale teraz liczyło się tylko jedno. Znalezienie chłopaka, zanim zdąży zrobić coś głupiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz