Mick odetchnął z ulgą, gdy późnym popołudniem wrócili do apartamentu. Ten dzień był dla niego niekończącą się torturą i marzył tylko o tym, by jak najszybciej się skończył. Ponad dwie godziny ćwiczeń z Drake'em na siłowni okazały się prawdziwą drogą przez mękę. Chociaż Pan bardziej skupiał się na sparingu z Misaki'm, Mick i tak odczuwał nieustanną presję z jego strony. Ochroniarz wyraźnie dawał Panu fory, zapewne ze względu na niedawny postrzał w ramię, ale mimo to ich walka i tak była wręcz imponująca, przyciągając masę uwagi.
Potem przyszła pora na zakupy, które zdawały się ciągnąć w nieskończoność. Miał wrażenie, że Drake czerpał sadystyczną satysfakcję z jego udręki, gdy z każdym krokiem czuł się coraz gorzej w tłumie ludzi. Być może podobało mu się, że trzymał się go kurczowo za rękę, jak dziecko szukające poczucia bezpieczeństwa u rodzica. Pan celowo przedłużał ten cyrk a biedny Misaki musiał dźwigać ich zakupy, choć wielokrotnie podkreślał, że to znacznie ogranicza jego umiejętności w razie ataku. Drake jednak bagatelizował jego obawy.
Obiad zjedli już w nieco spokojniejszej atmosferze, w kameralnej restauracji na uboczu. Kelnerka, starsza pani o ciepłym uśmiechu, dorzuciła Mick'owi w gratisie mały lodowy pucharek na deser, co na chwilę poprawiło mu humor. Drake co prawda skomentował to dość uszczypliwie, że jeśli będzie jadł tyle słodyczy, to urośnie mu tyłek, ale udało mu się puścić tę uwagę mimo uszu.
Gdy znaleźli się już w pokoju, odebrał od ochroniarza zakupy i zaniósł je do sypialni. Rozglądał się przy tym nieco zaniepokojony. Nigdzie nie było śladu Rakuran'a i Hatoru. Wrócił więc do części salonowej apartamentu, zabierając ze sobą jedyną torbę zawierającą przekąski i stawiając ją na stoliku spojrzał pytająco na Misaki'ego. Mężczyzna posłał mu uspokajający uśmiech nim wysłał sms'a.
Już po chwili w drzwiach stanęła jego zguba. Hatoru obejmował rudzielca wokół ramion jedną ręką, choć ten wydawał się wyraźnie speszony tym nadmiarem czułości.
- Ten dzieciak mnie ograł, dasz wiarę?! – mężczyzna zawołał do Misaki'ego od progu.
Z krótkiej wymiany zdań między ochroniarzami Mick dowiedział się, że Hatoru zabrał ze sobą konsolę do gier i urządzili sobie z chłopakiem mały turniej. Mężczyźni przekomarzali się chwilę, co odrobinę rozładowało napiętą atmosferę. Zdaje się, że tego typu rozrywki były ich specjalnością. W sumie nie dziwił się temu. Pewnie często wyjeżdżali z Drake'em w delegacje i dzielili ze sobą pokój. Musieli jakoś zabijać wspólnie czas.
- Misaki – Pan przerwał ich sielankę, otwierając opakowanie pikantnych ciasteczek. – upewnij się, że wszystko jest gotowe do jutrzejszego lotu. Nie chce żadnych niespodzianek – wydał polecenie.
- Oczywiście, szefie – Misaki skinął głową.
Kiedy opuścił pokój Drake wyraźnie chciał dodać coś jeszcze, ale jego uwagę odwrócił dzwoniący telefon. Widząc na wyświetlaczu imię wuja, zmarszczył brwi, zaskoczony niespodziewanym połączeniem. Mieli się dziś ze sobą nie kontaktować, chyba, że znów coś się wydarzyłoby. Miał serdecznie dość wszelkich niespodzianek. Szybko zerknął na pozostałą trójkę w pokoju, po czym rzucił do Hatoru, żeby zaczekał. Porwał ciastka wychodząc do sypialni, by móc swobodnie rozmawiać.
Mick poczuł dziwny niepokój. Było coś w wyrazie twarzy Drake'a, co wskazywało, że rozmowa może nie być przyjemna. Skupił się jednak na chłopaku, który został wreszcie uwolniony od ciążącego mu ramienia.
- Jak plecy? – spytał półszeptem.
- Dobrze... - Rakuran odpowiedział mu nieco speszony, odwracając wzrok, jakby chciał ukryć kłamstwo.
- Przestań udawać. Masz krew na koszulce. Użyłeś wódki? – Mick spytał nieco ostrzejszym tonem, choć wcale nie zamierzał takiego użyć.
- Tak... Pan Hatoru użył alkoholu ze swojego apartamentu...
- Pan Hatoru...? – spytał ze zdziwieniem.
- Cały czas powtarzam mu, żeby przestał mnie tak nazywać – ochroniarz przyznał, kręcąc głową. - Czuje się staro. Powiedz Mick, jestem stary? – spytał z rozpaczą.
Mick ledwo powstrzymywał się od rozbawionego uśmiechu. Odchrząknął jedynie i wzruszył bezradnie ramionami.
- Zależy jak na to spojrzeć...
Słysząc uniesiony głos Pana, spojrzał w stronę sypialni. Kiedy Drake do niej wyszedł, nie zamknął drzwi do końca, zostawiając wąską szczelinę, przez którą mógł co jakiś czas dostrzec fragment jego sylwetki. Jego krok był wyraźnie cięższy niż zwykle, a postawa zdradzała niespotykaną na co dzień pokorę. W jego oczach, mimo próby zachowania neutralnego wyrazu twarzy, Mick dostrzegł coś, co wydało mu się nietypowe... zmartwienie.
Drake, który zazwyczaj emanował pewnością siebie i władczością, teraz wydawał się przytłoczony. Jego ramiona były lekko zgarbione, a głowa opuszczona, jakby waga tej rozmowy z każdym słowem ciążyła mu coraz bardziej. W trakcie jego wyraz twarzy stopniowo stawał się coraz bardziej napięty, jakby każde słowo, które słyszał, tylko pogłębiało jego niepokój.
Mick nie słyszał słów, ale ton głosu Drake'a był wyraźnie podniesiony, co zdradzało emocje, które ten zazwyczaj tak dobrze ukrywał. Przez chwilę, w tej krótkiej migawce, Mick zdał sobie sprawę, że Drake mógł nie być tak niezniszczalny, jak mu się do tej pory wydawało. Coś musiało być naprawdę nie w porządku, skoro ten silny, zdeterminowany człowiek nagle wyglądał na tak przytłoczonego.
- Z kim Drake rozmawia? – spytał w końcu, wiedziony ciekawością.
Hatoru zerknął w stronę szefa i znów na niego, kręcąc głową. Zupełnie jakby pytanie było nie na miejscu. Zwłaszcza, że nie byli tu sami.
- Z ojcem – odpowiedział mimo to.
Mick ściągnął brwi, nie znając słowa jakiego mężczyzna użył. W wolnym tłumaczeniu chyba oznaczałoby szefa, ale jego wydźwięk wydawał mu się być poważniejszy. (pamiętacie, że oni cały czas nawijają po japońsku? xD)
- Biologicznie to wuj szefa. Jest liderem naszej grupy. – Hatoru wyjaśnił, widząc niezrozumienie na jego twarzy.
Po kilku minutach Drake wrócił do salonu, odłożył telefon na stół i wziął głęboki oddech, próbując opanować gniew. Jego twarz była napięta, a oczy błyszczały złością, pod którą starał się ukryć przed resztą zgoła inne uczucie. W końcu spojrzał na Hatoru, któremu wyraźnie udzielił się niepokój.
- Wuj miał zawał... - Drake od razu zdetonował „bombę" którą ze sobą przyniósł. – Służbom odpierdoliło po śmierci ich szefa. Pobili go podczas przesłuchania! Masz pojęcie?! Celowo zwlekali z wezwaniem pogotowia! Jeszcze nigdy nie grali tak ostro. Zwykle trzymali się swoich uprawnień – wycedził przez zaciśnięte zęby, przeczesując włosy nerwowym gestem.
- Co z ojcem? – Hatoru zapytał przejęty.
- A jak myślisz? – Drake odpowiedział z uśmiechem, który nie obejmował jego zimnych oczu. – Tego skurwiela nic nie złamie. Jego stan jest dobry. Lekarze mówią, że góra za cztery dni zostanie wypisany – oznajmił pocierając usta, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Nasi prawnicy nie zostawią na nich suchej nitki – stwierdził z chłodną satysfakcją, odsuwając od siebie gniew. – Dali nam właśnie takiego asa w rękaw, że to aż śmieszne
Hatoru nie wydawał się podzielać jego entuzjazmu, ale mimo to skinął głową. Drake spojrzał na zegarek.
- Na dzisiaj to chyba tyle. Nie będziemy już nigdzie wychodzić. Kolację zjemy w pokoju – stwierdził, odsyłając w ten sposób ochroniarza do drugiego apartamentu.
Hatoru wychodząc rzucił jeszcze zmartwione spojrzenie dwójce chłopaków, co Mick odebrał jako ostrzeżenie. Nie powinien dziś drażnić Drake'a, bo mogłoby się to bardzo źle skończyć.
Pan usiadł właśnie ciężko w fotelu. Choć złość nadal była widoczna na jego twarzy, tym razem dostrzegł w niej coś jeszcze. Zmęczenie i cień niepokoju, które były tak nietypowe. Zwykle, gdy był wściekły, przypominał bombę z opóźnionym zapłonem, gotową do wybuchu w każdej chwili. Teraz jednak coś się zmieniło. Mick poczuł, że za tą fasadą kryje się głębsze uczucie, może nawet strach.
Czy ten człowiek mógł być dla niego aż tak ważny? Mick przez chwilę zastanawiał się, ile tak naprawdę wiedział o Drake'u? Z powodu krzywd, jakie od niego zaznał, nie potrafił postrzegać go inaczej niż jako zimnego sadystę. Ale, jak widać, nawet ktoś taki potrafił zwyczajnie martwić się o członka rodziny. Czy właśnie o tym mógł mówić mu kiedyś Misaki? Że Drake, ze względu na swoją pozycję, nie może okazywać słabości? Czy to obejmowało również tak proste emocje?
Pewnie tak. Gdyby jego wrogowie zobaczyli, jak rozbiła go sprawa z wujem mogliby obrać za cel jego najbliższych, by ostatecznie go zniszczyć albo ugiąć do swojej woli. Łatwiej i bezpieczniej było więc trzymać wszystkich na dystans. W pewien sposób uznał to za przykre. Drake nigdy nie mógł zbudować normalnej relacji, zawsze mając z tyłu głowy poczucie zagrożenia.
Pogrążony w tych myślach aż podskoczył, gdy Pan nagle klasnął w dłonie.
- Zamierzacie tak stać cały wieczór? – spytał swoim zwyczajowym tonem.
Mick prychnął, uśmiechając się zaczepnie. Nim zdążył pomyśleć, stał już pośrodku pola minowego, gdy słowa same wyskoczyły mu z ust.
- Och nie, sir. Zaraz przygotujemy ci drinka i jebniemy masażyk – zadrwił.
Skąd mu się to wzięło? Nie miał pojęcia. Chyba ten dzień spaczył jego instynkt samozachowawczy. A może po prostu przerastał go ciągły kontakt z Panem? Nie był do tego przyzwyczajony. Zazwyczaj Drake większość dnia spędzał w pracy i musiał użerać się z nim jedynie wieczorami. Ale czy naprawdę nie umiał ugryźć się w ten cholerny język?
Drake wychylił się z fotela, ściągając brwi w gniewnym wyrazie, który pojawił się chyba tylko dla zasady, bo jego usta wykrzywił lekki, szczery uśmiech.
- Świetny pomysł Mick'i, akurat bolą mnie barki – stwierdził.
Chłopak rozłożył bezradnie ręce i choć wiedział, że igra z ogniem, nie mógł się powstrzymać.
- Przykro mi, sir, ale brakuje mi do tego zdolności. Zdaje się, że na dole mają profesjonalne masażystki, które zrobią to o niebo lepiej – uznał, udając pełen zmartwienia ton.
- Polecasz? A może któraś wpadła ci w oko? – Drake spytał zaczepnie, najwyraźniej świetnie się bawiąc.
- Niespecjalnie. Mam inne gusta – Mick odparł, nieco naburmuszonym tonem.
Kpiący śmiech Pana był naprawdę irytujący.
- Już ja wiem jakie masz gusta. Rusz dupę i rozmasuj mi kark – rozkazał, udając z kolei zniecierpliwienie. – Ty też byś się na coś przydał – rzucił do Rakuran'a.
Chłopak natychmiast podbiegł do barku i zajął się przygotowywaniem drinka. Był wstrząśnięty tym co widział. Zachowanie Mick'a wprost nie mieściło mu się w głowie. Okazywał Panu taki brak szacunku, że powinien zostać wychłostany na klęczniku. Reakcja Pana też była zaskakująca, bo najwyraźniej nie zamierzał go nawet upominać. Mało tego, sam prowokował go do dalszej słownej przepychanki.
Rakuran poczuł, jakby cały jego świat chwiał się w posadach. Wszystkie zasady, które wpajano mu przemocą przez ostatnie miesiące wydawały się nie mieć tu żadnego zastosowania. Z niedowierzaniem obserwował, jak Mick wywraca oczami i z cierpiętniczym jękiem zabiera się za masowanie barków mężczyzny, nie przestając mu dogryzać. Jego zachowanie oburzało go i wstrząsało nim dogłębnie. Czy rzeczywiście mogli zostać wyszkoleni w tym samym ośrodku? Jak pan Choi mógł sprzedać tak wadliwy towar i to ważnemu klientowi?
Przygryzł na moment wargę i dokończył mieszać drinka z rumem. Zabrał z barku podkładkę i podał Drake'owi napój, przyklękając obok fotela na jedno kolano, jak go uczono. Nie powinien górować nad Panem, gdy ten siedział.
- Proszę, Panie... - niemal wyszeptał, by nie zakłócać jego spokoju.
- Lizus – Mick syknął z wyższością, ale w jego oczach tańczyły rozbawione iskierki.
Rakuran jednak ich nie widział. Nie odważył się unieść spojrzenia a nawet przygarbił nieco ramiona i przysunął się bliżej fotela, przysiadając na piętach, gdy Pan położył mu dłoń na głowie i zaczął przyjemnie głaskać.
- Mógłbyś się od niego czegoś nauczyć – stwierdził Drake, przeczesując rude włosy palcami. – Czasem miło mieć dla odmiany posłusznego pieska
Mick jedynie prychnął w odpowiedzi, nie przestając ugniatać jego napiętych barków. Pan chyba naprawdę potrzebował tego masażu i sprawiał mu nim pewną przyjemność. Drake wypił drinka kilkoma łykami i odstawił szklankę na stolik, by rozsiąść się wygodniej. Odchylił przy tym głowę i obserwował go z zaczepnym uśmiechem.
- Kiedy skończysz możesz mi też obciągnąć, na rozluźnienie – rozkazał, nie przejmując się w ogóle obecnością drugiego chłopaka.
Mick aż wytrzeszczył oczy, bo on był dla odmiany wyjątkowo świadom tego faktu.
- Nie jesteśmy sami... - zwrócił na to uwagę Pana, skinieniem głowy wskazując na Rakuran'a.
- Mam to gdzieś – Drake stwierdził bez ogródek.
- Ale ja nie mam! – Mick aż uniósł głos w oburzeniu.
Mężczyzna wyprostował się i nieco obrócił w jego stronę. Ich niewinna rozgrywka w przekomarzanie, była zabawna, ale Mick zaczynał przekraczać pewne granice i stawał się autentycznie irytujący. Zerknął na klęczącego obok chłopaka i wyszczerzył zęby w nieprzyjemnym uśmiechu. Po cóż miał się z nim właściwie użerać, skoro miał, dosłownie, pod ręką chętną dziwkę.
- Skoro tak, to Rakuran zrobi mi loda. Pewnie nawet podziękuje, że może mi possać, co? – mówiąc pociągnął rudzielca lekko za ucho, by znalazł się między jego nogami.
- Tak, Panie... - chłopak odpowiedział nieco speszony.
Robił to już wiele razy, w podziemiach kasyna. Nawet z widownią. Ale wciąż nie potrafił do tego przywyknąć. Oblizał jednak wargi i sięgnął do spodni Pana, by rozpiąć mu rozporek. Mick aż się cofnął, wykrzywiając twarz w obrzydzeniu.
- Kto jest moim małym obciągaczem? No kto? – Drake tarmosił chłopaka za włosy, mówiąc do niego w infantylny sposób, jakby rzeczywiście bawił się z pieskiem.
- J-ja... - Rakuran odpowiedział, rumieniąc się ze wstydu jak piwonia.
Wydobył nabrzmiewający narząd Pana i chwile pieścił go ręką, nim wziął go w usta.
- Nie będę na to patrzył – Mick odezwał się po chwili, gdy mlaśnięcia i odgłosy dławienia wypełniły pokój.
Wyszedł czym prędzej do łazienki i zamknął się w niej. Opadł ciężko na krawędź wanny, próbując uspokoić galopujące myśli. Czuł się jak po ucieczce z jakiegoś dziwacznego pola walki, która była tak nierówna, że jedyną strategią mógł być taktyczny odwrót.
Po co prowokował Drake'a? Teraz Rakuran zbierał tego pokłosie. Wiedział, że chłopak nie sprzeciwiłby się tak czy siak, nawet gdyby Pan zechciał go przelecieć na stole. I jasne, Drake mógł to zrobić nawet bez wpływu jego złośliwych komentarzy, ale i tak czuł się winny sytuacji. Rakuran był słaby, delikatny. Powinien był go chronić. Czuł się, jakby zawiódł młodszego brata i pchnął go wprost w paszczę bestii. On miał już w tej kwestii doświadczenie, wiedział czego może się spodziewać. W pewien sposób brutalność Drake'a przestała robić na nim wrażenie. Szokujący był raczej jej brak albo wszelka czułość, jak ostatniej nocy. Rakuran nie miał pojęcia z kim ma do czynienia...
Mick zamknął oczy, starając się zapanować nad emocjami. Próbował zrozumieć, co właściwie czuł. Złość? Obrzydzenie? A może coś bardziej skomplikowanego? Obrazy Drake'a i Rakuran'a nie chciały opuścić jego głowy. Widział tę całą scenę jak w zwolnionym tempie. Poniżającego się chłopaka i Pana, który najwyraźniej bawił się sytuacją.
Czy nie powinien się raczej cieszyć, że to nie on klęczał teraz między nogami mężczyzny z członkiem w ustach? Przemył twarz zimną wodą i oparł się o umywalkę. Był rozdarty między chęcią ukrycia się, z dala od Drake'a, przewidując jak skończy się zabawa trwająca w salonie, a poczuciem irracjonalnej odpowiedzialności za rudzielca.
Podszedł do drzwi i uchylił je cicho, zerkając do pokoju przez powstałą szczelinę. Rakuran wciąż klęczał przed Panem, starając się jak najlepiej wykonać rozkaz, ale Mick od razu zauważył, że po prostu sobie nie radził. Jego ruchy były niepewne, ręce drżały lekko, a drobne łzy spływały mu po policzkach, gdy Pan odmawiał mu tlenu. Drake, nie zważając na to, z coraz większą siłą przyciskał jego głowę do swojego krocza, zmuszając go do szybszych i głębszych ruchów. Widać było, że tracił cierpliwość, a irytacja maluje się na jego twarzy.
Mick czuł, że sytuacja zmierzała w złym kierunku. On, będąc na miejscu rudzielca, zaciskałby pięści na spodniach i walczył sam ze sobą, żeby nie odgryźć mu tej parszywej kuśki. Patrzyłby Panu wyzywająco w oczy, z czego ten pewnie byłby zadowolony i prędzej by skończył. Pewnie też trochę by się krztusił, ale nie wpadałby w taką panikę. Nie zacząłby szlochać, jak Rakuran właśnie, gdy mało nie udławił się nasieniem mężczyzny, które wystrzeliło mu nosem, nie mogąc znaleźć innego ujścia. W powstrzymywanym odruchu wymiotnym wypluł wszystko wprost na spodnie Drake'a.
Mick aż wstrzymał oddech, gdy Pan uniósł dłoń i zdzielił jej kantem chłopaka prosto w twarz. Rakuran poleciał do tyłu, jakby usiłował wstać z klęczek i stracił równowagę. Upadając uderzył plecami w nogę stołu i zawył z bólu. Drake wstał z fotela, podciągając brudne spodnie i zamachnął się nogą, by kopnąć sprawcę całego tego bałaganu. Nie obchodził go kompletnie jego stan i krwawy wykwit, który pojawił się na koszulce, gdy chłopak odwrócił się na bok, osłaniając głowę rękoma przed zmierzającym w niego ciosem.
Drake zachwiał się i odsunął od niego na kilka kroków, gdy Mick złapał go za rękę i pociągnął. Jego spojrzenie pełne było zaskoczenia, jakby sam nie dowierzał temu, co właśnie zrobił.
- Sir, proszę... - wykrztusił, lecz zamilkł, puszczając go jak oparzony.
Zamrugał, jakby odganiał ostatnie wątpliwości i uśmiechnął się zalotnie, nieudolnie ukrywając jak drżą mu ręce.
- I miałbym się niby od niego uczyć? - spytał z drwiną, pokazując na skulonego na podłodze, zawodzącego rudzielca.
Mick poczuł, jak miękną mu nogi, gdy Pan chwycił go za koszulę i niemal uniósł, aż musiał stanąć na palcach.
- Chcesz zająć jego miejsce?! – Drake warknął mu prosto w twarz.
Mick zaśmiał się nieco nerwowo.
- Miałbym płakać przed panem na podłodze, sir? Nie wolałby pan zerżnąć mnie na blacie? - spytał prowokacyjnie.
Jak powiedział tak też się stało. Drake cisnął go na stół i zerwał z niego spodnie. Jego gniew nie był spowodowany jedynie zachowaniem jego zabawek. Chodziło o cały ten pieprzony wyjazd. Nic nie szło zgodnie z planem! A teraz jeszcze stan wuja. Miał dosyć. Musiał się jakoś wyładować. A ta rozmiękła klucha, która leżała na dywanie, kompletnie się do tego nie nadawała. Rudowłosy chłopak był jak cukrowy rybik. Zginąłby od byle dotyku.
Chwycił Mick'a za kark i wszedł w niego jednym pchnięciem. Chłopak wydał z siebie stłumiony jęk i wypiął do niego chętnie, choć jego mięśnie stawiały opór. Właśnie tego potrzebował. Na Mick'u mógł użyć więcej siły i nie bać się, że rozsypie mu się jak figurka z porcelany.
W międzyczasie Rakuran wypełzł z trudem spod stołu i odczołgał się pod samą ścianę. Mick uśmiechnął się do niego lekko i poruszając ustami przekazał mu bezgłośnie „ jest w porządku".
Mick nie żałował podjętej decyzji, mimo bólu, który rozchodził się po całym jego kręgosłupie. Drake mógł go bić, mógł go okaleczać i gwałcić, byle tylko trzymał się z dala od rudzielca. On był w stanie to znieść, Rakuran nie. Ten chłopak został tu złamany i nie miał sił by dłużej walczyć. Może też nie miał po co. Więc Mick zdecydował, że będzie silny za nich obu. Cokolwiek Drake chciał z nim uczynić, przetrwa to, wiedząc, że w ten sposób oszczędzi cierpienia komuś innemu.
Nie było w tym żadnego głupiego heroizmu. Po prostu w świecie, który na każdym kroku podważał jego moralność, chciał poczuć, że nie wydarto z niego jeszcze ostatnich okruchów człowieczeństwa. Że mimo brutalności, której doświadczał, wciąż był zdolny do przejawów empatii.
Zamknął oczy, zaciskając palce na brzegu stołu, który skrzypiał pod nim żałośnie. Ból był niczym. W końcu przeminie. Tak jak łzy Rakuran'a obeschną. Tak jak ostatnie promienie słońca znikną na horyzoncie a pokój wypełni ciemność. Wystarczyło przetrwać jeszcze trochę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz