Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

1.11.2024

51.

Mick wszedł do pokoju chłopaków Akihito, powłócząc nogami ze zmęczenia, by sprawdzić, czy Misaki się nie kontaktował. Marzył tylko o tym, żeby się przespać, ale wiedział, że nie może sobie na to pozwolić. Za jakąś godzinę miał zjawić się ktoś z laptopami i będzie musiał zabrać się do pracy. Po karze koszmarnie bolały go barki a po kąpieli piekły wysmagane batem boki. Przez kontakt z ciepłą wodą pełną mydlin podrażniona skóra napuchła i trochę się zaogniła, ale Drake mówił, że nic mu nie będzie. Dla pewności jednak zdezynfekował mu wszelkie obtarcia. Natomiast przez ostry seks w wannie i poza nią również, bolało go wszystko poniżej bioder. Naprawdę potrzebowałby się chwilę zdrzemnąć.

W pokoju zastał Kaname, który siedział na łóżku, wyglądając na znudzonego. Nic dziwnego, gdyż z pomieszczenia zniknęły wszelkie książki, gry i inne zabijacze czasu. Z tego co Mick widział na planie dnia, zanim roztrzaskali go z Lu, chłopak miał na co dzień niewiele obowiązków, ale nawet mimo to zapewne nie był przyzwyczajony do takiej bezczynności. Sam dobrze pamiętał, jak męcząca była nuda, gdy przebywał w podziemiach kasyna tego cholernego Choi.

- Jak się czujesz? – spytał, starając się brzmieć swobodnie.

Prawda była jednak taka, że czuł się cholernie winny przez nocne wydarzenia. W końcu to on chciał, żeby Mako wziął alkohol, kiedy zeszli ukradkiem na przyjęcie po przekąski. Miał wówczas na myśli kilka kieliszków szampana, który rozdawali kelnerzy a nie wino z prywatnych zapasów pana Akihito, ale no cóż. Wyszło tak jak wyszło.

- Dobrze, ale nie wypiłem całego – przyznał Kaname, wskazując na wysoką szklankę z resztką odżywczego szejka.

- Okej, to zabiorę to na dół – stwierdził Mick.

Schował komórkę do kieszeni, zabrał szklankę i schodząc po schodach zamieszał jej zawartością. Szejk wyglądał jak szarawa breja i śmierdział kredą i bananem. Nie dziwił się, że Kaname go nie skończył i że w nocy z taką łapczywością rzucił się na zwykłe jedzenie.

Wylał to obrzydlistwo do zlewu a szklankę włożył do zmywarki. Rozglądając się po kuchni dostrzegł, że na blacie wciąż stały filiżanki po kawie ich Panów. Aż wywrócił oczami z irytacji. Że też te lenie nie mogły po sobie posprzątać. Przecież zmywarka stałą dwa kroki dalej. Mick zrobił to sprawnie za nich i przeszedł niepewnie przez salon. Kompletnie nie wiedział co ze sobą począć.

Drake nakazał mu być do dyspozycji Akihito, cokolwiek miało to oznaczać, bo reszta chłopaków była zajęta. Mick miał jednak nadzieję, że pan tego przybytku nie będzie niczego od niego żądał. Nie chciał mieć z nim nic do czynienia, po tym jak mężczyzna widział go upokorzonego podczas kary, w trakcie której świetnie bawił się jego kosztem.

Mick skrzywił się, czując wibracje w kieszeni. Wyciągnął komórkę, uważając by nie urazić tkliwego boku ciała i odczytał wiadomość. Widząc ją westchnął ciężko. Jednak będzie musiał zabrać się do pracy nieco wcześniej, bo Misaki napisał, że Naomi zjawi się u nich za dwadzieścia minut. Miał chociaż dość czasu, żeby przegryźć coś na szybko. Przez całe to poranne zamieszanie nie zjadł śniadania.


Kiedy ułożył już swoje rzeczy w szafie w pokoju chłopaków i przebrał się we własne ciuchy, mógł zająć się przygotowaniem miejsca do pracy, tak jak nakazał mu Drake. Pan wymyślił sobie, że idealnym do tego będzie przeszklona altana, która znajdowała się w głębi ogrodu, na tyłach posiadłości. Mick musiał przyznać, że nie był to najgorszy pomysł, bo tam przynajmniej mogli liczyć na prowizoryczny brak obecności Akihito. Zabrał się więc z zapałem do pracy.

Zaniósł na miejsce kilka poduszek i kocy, żeby było im wygodniej. O temperaturę nie musieli się martwić, bo u sufitu wisiał mały grzejnik, który roztaczał wokół przyjemne ciepełko. Ale na wszelki wypadek przygotował też herbatę w sporym, szklanym imbryku. Korzenny zapach zimowej herbaty z pomarańczą i imbirem natychmiast wypełnił pomieszczenie. Pomyślał nawet, że gdyby zawiesić u góry światełka a na podłodze ustawić kilka większych lampionów, to altana wyglądałaby wręcz magicznie. Może i nawet znalazłby w tym wielkim przybytku coś takiego, ale wolał nie przesadzać. Gdyby tak przystroił to miejsce Drake pewnie by go wyśmiał. No właśnie, powinien zawołać Pana, skoro już skończył.

Przyniósł jeszcze dwie szklane filiżanki z podwójnym dnem, do kompletu z imbrykiem i pojemnik z miodem, który wyglądał jak ul, równie przezroczysty co reszta zastawu. Kiedy jego elementy stały obok siebie a herbata barwiła szkło, przez które plasterki pomarańczy były widoczne, uznał, że zastawa jest bardzo ładna i wygląda na drogą. Raczej nie chciałby jej stłuc. Zanotował sobie z tyłu głowy, żeby na nią uważać.

Poszedł w końcu po Drake'a, który czekał cierpliwie w salonie i wrócił wraz z nim do altany. Pan bez słowa umościł się na ławce i odpalił laptopa, nalewając sobie herbaty w międzyczasie, gdy ten się uruchamiał. Mick zrobił to samo, choć krzywił się i wiercił, nie potrafiąc wygodnie usiąść. Po chwili zorientował się, że Pan podaje mu poduszkę, z iście złośliwym uśmieszkiem.

- Wsadź sobie pod tyłek – rzucił, rozbawiony.

Mick spojrzał na niego z niechęcią i jawnym oskarżeniem. Wszak to on był sprawcą jego obrażeń i tego, że nawet usiąść swobodnie nie mógł. Przyjął jednak poduszkę, w końcu ból był zbyt dotkliwy, by rezygnować z odrobiny wygody.

- No bardzo zabawne – odburknął, widząc jak Pan uśmiecha się drwiąco.

Postanowił zignorować jego zaczepki i zająć się pracą, która wciąż napawała go lękiem. Z trudem radził sobie zastępując przez kilka dni asystenta Pana i mając do pomocy Misaki'ego. Teraz, nie dość, że przejął funkcję Kaoru całkowicie, to jeszcze dorzucono mu drugie tyle obowiązków, gdy otrzymał dostęp do niezbyt legalnej części interesów Drake'a. Im więcej faktur i różnego rodzaju zestawień przeglądał, tym dobitniej dostrzegał jakimi kwotami obracał jego Pan. Te liczby wręcz nie mieściły mu się w głowie. Cieszył się, że jedynie pośredniczył w przekazywaniu Drake'owi wiadomości i w głównej mierze skupiał się na ogarnianiu jego kalendarza. Gdyby miał mieć coś wspólnego z finansami jego organizacji to chyba by osiwiał.

Zerknął na Drake'a, który marszczył brwi nad giełdowymi kursami walut. Niby nigdy nie widział, żeby Pan farbował włosy, ale może? Kiedy wrócą do apartamentu i będzie pomagał pani Chen sprzątać, może zajrzy do jego łazienki, by to sprawdzić?

Natychmiast opuścił głowę i wbił wzrok w monitor, kiedy spojrzały na niego szare tęczówki mężczyzny. Musiał skupić się na pracy a nie myśleć o pierdołach. Ale niedospanie mu w tym nie pomagało.

Upił łyk herbaty i powiódł zmęczonym wzrokiem po ogrodzie. Widział w oddali jak Lu z determinacją zajmuje się porządkowaniem trawnika. Jego ruchy były zdecydowane i pewne, jakby robił to już nie raz. Mimo to nie uchodziło wątpliwości, że jest wykończony. Co kilka chwil przystawał i ocierał pot z czoła. Pomimo zimna pracował w samej bluzie, czerwony na twarzy z wysiłku, gdy pakował zgrabione liście do jutowych worków. Kiedy były pełne wiązał je i układał w zgrabną piramidkę, blisko niewielkiej szopy, w której zapewne znajdowały się ogrodowe narzędzia.

Mick zastanawiał się chwilę, jak mógł radzić sobie Makoto. Akihito z pewnością nie posłałby go do mycia samochodów, gdyby w garażu stały ze dwa. Był ciekaw, ile mogło ich być i jakich były marek. Czy znalazłby wśród nich jakiś zabytkowy model, czy raczej coś nowoczesnego?

- Mick mówię do ciebie! – Drake warknął, uderzając dłonią w stolik.

Chłopak aż podskoczył, odwracając się do Pana.

- Przepraszam, byłem... em... znaczy... - zaplątał się odrobinę, zawstydzony, że został przyłapany na miganiu się od pracy.

Drake tylko pokręcił głową z dezaprobatą i pokazał mu jakiś plik danych, tłumacząc od nowa, co ma z nim zrobić. Mick słuchał go tym razem bardzo uważnie, choć kątem oka wciąż dostrzegał pracującego Lu.


Po dwóch godzinach Mick z trudem utrzymywał głowę w pionie, ta kiwała mu się ze zmęczenia. Dalsza praca była zbyt dużym wyzwaniem tego dnia. Potrzebował kawy albo przynajmniej czegoś słodkiego. Miód w herbacie, którą już dawno wypili, to było jednak zbyt mało. Był już nawet gotów poprosić Pana, by pozwolił mu zrobić sobie małą przerwę.

Ledwo otworzył usta, gdy drzwi altany rozwarły się z cichym stuknięciem a do środka wszedł Akihito, niosąc na małej tacy dwie filiżanki z kawą, której aromat natychmiast go ożywił. Mężczyzna uśmiechał się nieco szyderczo, zatrzymując na nich spojrzenie.

- Jak tam moi pracusie? – zagadnął, siadając obok przyjaciela i patrząc mu przez ramię.

Drake rozciągnął się z leniwym zadowoleniem, prostując plecy i napinając ramiona.

- Już kończymy – odpowiedział, po czym sięgnął po filiżankę z tacy i upił łyk, przymykając oczy z błogim wyrazem twarzy.

Mick, przyglądając się pozostałej filiżance, uznał, że jest przeznaczona dla niego. Już wyciągnął rękę, by po nią sięgnąć, gdy Akihito niespodziewanie chwycił za jej uszko i podniósł do ust, nawet na niego nie patrząc. Mick z trudem zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo. Westchnął głęboko, po czym zamknął laptop z trzaskiem i wstał.

- Ja już skończyłem, sir. Mogę się oddalić? – zapytał, nie kryjąc irytacji w głosie.

Drake zerknął na niego obojętnie, po czym przeniósł wzrok na Akihito.

- Aki, jak tam nasze curry na kolację? – spytał spokojnie.

- Właśnie miałem się za nie zabrać – Akihito odparł z uśmiechem.

Drake spojrzał Mick'owi prosto w oczy, jakby chciał dać mu do zrozumienia, że nie będzie tolerował jego sprzeciwu.

- W takim razie Mick pomoże ci w kuchni – stwierdził zadowolony.

Mick zacisnął wargi, usiłując opanować złość. Naprawdę miał nadzieję, że uda mu się zdrzemnąć przed kolacją a teraz zamiast tego musiał pomóc Akihito w gotowaniu. Wziął komputer pod pachę i ciężkim krokiem poszedł z mężczyzną do budynku. W duchu pytał sam siebie, czy telewizor w pokoju i konsola, były warte takiego poświęcenia z jego strony? Najchętniej rzuciłby w nich obu bluzgami i poszedł na górę spać. Ale wspomnienie porannej kary było wciąż zbyt bolesne, by śmiał się odezwać. Ugryzł się też w język, kiedy Akihito poczochrał mu włosy, pytając, czy to jego naturalny kolor. W odpowiedzi jedynie pokiwał głową, choć chciałby mu powiedzieć, że widać, że jego są farbowane. Ale przełknął tę uszczypliwość.

Bez słowa zabrał się za krojenie warzyw i mięsa, próbując odgonić senność, przez którą samoistnie opadały mu powieki. Trzymał w ręce ostry nóż i musiał się bardzo skupić, żeby nie odciąć sobie palca, zamiast pokroić marchewki. Akihito krzątał się przy garnkach, co chwilę coś mieszając lub dorzucając kolejne przyprawy, których woń aż kręciła Mick'a w nosie.

Mimo jego niechęci praca w kuchni przebiegała całkiem sprawnie, do czasu aż po kilku minutach dołączył do nich Drake. Mężczyzna usiadł wygodnie na kanapie, rozsiadając się na niej niczym król, z nogą wyprostowaną i opartą o stół. Włączył telewizor i wyglądał jakby oczekiwał na obsługę, ale ta się nie pojawiała.

- Mick, zrób mi drinka. Coś lekkiego – niespodziewanie rzucił niedbale.

Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, ale odłożył nóż, wytarł dłonie w ściereczkę i kiedy Pan wskazał mu, gdzie jest barek, przygotował mu słabego drinka z ginem. Postawił go przed nim na stole i prędko wrócił do krojenia mięsa, o które już upominał się Akihito, bo patelnia skwierczała. Kiedy dostał niedbale pokrojone kawałki aż zacmokał, ale wrzucił je na rozgrzany tłuszcz. Mick wiedział, że się nie postarał, ale ciągłe poganianie wcale go do tego nie motywowało.

- Mick, podaj mi jeszcze jedną poduszkę pod plecy. Coś mnie dziś bolą – Drake zawołał na niego nagle.

- To się nazywa starość – Aki parsknął ze śmiechem.

- Raczej nadmiar seksu w wannie – Mick mruknął pod nosem, ale Pan zdawał się go słyszeć.

Spojrzał na niego ostrzegawczo, ale ostatecznie zignorował tę uwagę, zadowolony z poduszki, która zaraz znalazła się za jego plecami. Chłopak przemył deskę i nóż i zajął się krojeniem delikatniejszych warzyw, które miały znaleźć się w curry nieco później. Ale zanim zdążył wrócić do rytmu pracy, Drake znów go zawołał, aż zgrzytnął przez to zębami z irytacji.

- Mick'i, zrób mi popcorn – zażyczył sobie.

To było dla Mick'a już zbyt wiele. Odłożył zamaszyście nóż, wciągając głośno powietrze nosem.

- Niedługo będzie kolacja, sir – zauważył, ledwo kryjąc wzburzenie.

- Właśnie – wtrącił się Akihito – Chciałeś moje curry a zapchasz się przekąską – stwierdził z rozżaleniem.

Drake zaśmiał się krótko, jakby ich zgodność wcale go nie bawiła.

- Widzę, że się świetnie dobraliście. W takim razie herbata wystarczy. Może być ta sama co wcześniej z pomarańczą – powiedział, obserwując Mick'a spod przymrużonych leniwie powiek.

Mick westchnął ciężko, ale nie odpowiedział, tylko przygotował napar i podał go z wyraźnym znużeniem. Drake uśmiechnął się do niego i puścił mu oczko, jakby chciał dodatkowo go sprowokować. Chłopak od razu zrozumiał co tu się odbywało. Zwłaszcza widząc nietkniętego drinka. Pan ewidentnie świetnie bawił się jego kosztem, wiedząc, że będzie starał się jak najlepiej wypełniać obowiązki, chcąc zasłużyć na nagrodę.

- A to chuj! – pomyślał i uśmiechnął się szeroko.

On też potrafił w to grać. Wrócił do kuchni i widząc, że Aki sięga po przyprawę uprzedził go, podając mu ją do ręki. Z szerokim, niemal zbyt uprzejmym uśmiechem, spojrzał mu prosto w twarz, ale natychmiast pochylił lekko głowę, udając odrobinę zawstydzonego, jakby wiedział, że nie powinien tak otwarcie na niego patrzeć.

- To musi być męczące tyle czasu stać przy garach. Może ja pomieszam, proszę pana? – zapytał najsłodszym głosem na jaki było go stać, ale jednocześnie starając się nie brzmieć sztucznie.

Akihito uniósł brew zaskoczony, ale podziękował mu i zagonił z powrotem do krojenia. Mick uporał się z nim prędko i wrzucając na patelnię ostatnie warzywa pochylił się nad nią nieco i powąchał potrawę, oblizując się ze smakiem.

- Ale pysznie pachnie. Widać rękę prawdziwego kucharza – stwierdził. – Może jednak chce pan chwilę odpocząć? – dopytał, jakby autentycznie przejmował się, że Aki może zbytnio się zmęczyć.

Widać było, że rezerwa mężczyzny topniała pod tym nowym, przymilnym zachowaniem Mick'a i po chwili wzruszył ramionami, pozwalając mu podejść bliżej. Mick natychmiast przejął od niego łyżkę i zaczął mieszać na patelni, doglądając jedzenia z taką uwagą, jakby to była najbardziej ekscytująca rzecz na świecie.

- Może dodamy papryki, dla koloru, proszę pana? – zapytał uprzejmie po chwili.

Akihito wyciągnął z szuflady łyżeczkę i nabrał nią nieco potrawy, kosztując.

- Nie, będzie zbyt ostre – stwierdził.

Mick, niewiele myśląc, wyrwał mu z ręki łyżeczkę i zanurzył ją w sosie, wkładając ją zaraz do własnych ust. Chciał wysypać z siebie morze komplementów, ale niesamowity smak zbił go z tropu. Nie spodziewał się, że curry rzeczywiście będzie aż tak smaczne. Widząc wstrząśnięte spojrzenie Akihito, aż się zarumienił. Chyba trochę się zapędził.

- Przepraszam... - mruknął, oddając mężczyźnie łyżeczkę.

Aki przyjął ją, wyglądając na równie zmieszanego i wrzucił ją do zlewu. Odgonił go od patelni i kazał nakryć do stołu. Mick pospiesznie wyciągnął dwa talerze z szafki i rozkładając je na stole spostrzegł spojrzenie Pana. Drake obserwował ich cały ten czas i wyglądał jakby wręcz gotował się od środka. Chłopak od razu wiedział, że przesadził w ich małej zabawie, ale przecież opamiętał się w porę. Może nie zostanie za to ukarany... zbyt surowo?

Drake odpalił papierosa swoją ulubioną zapalniczką i sam wstał, żeby sięgnąć po popielniczkę, która leżała na szafce. Wyszedł z nią do ogrodu i zniknął w ciemności, która zapadła już na zewnątrz. Było widać tylko żar papierosa, który krążył w te i z powrotem, jakby usiłował rozchodzić gniew.

- Nie cierpię lizusostwa – Akihito odezwał się, kiedy zostali sami, ale nie odwrócił się od patelni.

Mick przełknął z trudem i z pewną rezerwą wrócił do kuchni po sztućce.

- Chciałem tylko być miły, proszę pana... Przepraszam, jeśli przesadziłem... - pokajał się, wyciągając łyżki.

Aki zerknął na niego przez ramię oraz na stół.

- Za mało nakryć. Jest nas sześciu. Nie potrafisz liczyć? – zapytał obojętnie.

Mick zakłopotał się i prędko dołożył brakujące talerze. Nie spodziewał się, że wszyscy zasiądą do stołu. Sądził, że to kolacja tylko dla Akihito i Drake'a a on ewentualnie zje później. Przecież Lu i Mako mieli dziś głodówkę a Kaname nie mógł zjeść czegoś tak ciężkiego. Po tej ilości przypraw, która znalazła się w potrawie, chyba by się przekręcił. Mick zastanawiał się, czy Akihito czasem nie każe chłopakom stać i patrzeć, jak oni sami jedzą. Skrzywił się na tę myśl, ale poznał już na tyle sadystyczną stronę tego człowieka, że dopuszczał podobną ewentualność.

Tak jak się spodziewał, niedługo później Aki kazał mu zawołać chłopaków na posiłek i wszyscy usiedli do stołu. Mick rozejrzał się po współtowarzyszach, widząc wyraźnie ich wyczerpanie. Lu, który spędził popołudnie w ogrodzie, miał dłonie pokryte bąblami od grabienia a jego włosy i ubrania przesiąkły zapachem butwiejących liści. Wyglądał na przemarzniętego, ale siedział cicho. Obok niego znajdował się Makoto, który wyglądał jeszcze gorzej. Miał zaczerwienione oczy, jakby przed chwilą płakał. Mick podejrzewał, że to może przez opary jakiegoś środka czyszczącego, jednak nie wykluczał, że coś bardziej osobistego trapiło chłopaka. Mako nie podnosił wzroku, tylko wpatrywał się tępo w talerz.

Jedynie Kaname zdawał się być nieco radośniejszy, ciesząc się z możliwości spędzenia czasu z resztą chłopaków. Jego radość nie trwała jednak długo, bo Aki postawił przed nim szklankę szejka i zgniecionego na papkę banana, jak dla małego dziecka. Mimo tego, Kaname uśmiechał się nieśmiało, najwyraźniej zadowolony, że może być blisko innych.

Gdy Mick spojrzał na ich talerze, poczuł, że coś w nim narasta. Chłopcy dostali dosłownie po jednej łyżce curry, choć na kuchence stało jeszcze pół garnka tej aromatycznej potrawy. Danie im tego żałosnego naparstka jedzenia, było jeszcze okrutniejsze niż sama głodówka. Nie mogli się tym przecież nasycić. Akihito chciał pokazać im jedynie, jaki przysmak tracą, podczas gdy on z przyjacielem i Mick mieli na talerzach kopiaste porcje.

Mick od razu stracił apetyt i jedynie grzebał łyżką w posiłku. Spojrzał w stronę Drake'a, który wcinał curry z apetytem, aż mu się uszy trzęsły, pochłaniając kęs za kęsem, jakby nie zauważał tej jawnej niesprawiedliwości. Widok ten sprawił, że Mick'owi zrobiło się niedobrze. Z trudem zmusił się do wzięcia łyżki do ust, ale po chwili znów odłożył ją na talerz i tylko popijał wodę, której po szklance akurat dostali wszyscy.

Makoto zerknął na niego i ledwo zauważalnie skinął mu głową, jakby chciał zachęcić go do jedzenia. A może wręcz ostrzec, żeby nie próbował wybrzydzać? Mick westchnął bezgłośnie. Jeśli Aki miał takie samo podejście do marnowania jedzenia, jak Drake to był w czarnej dupie. Musiał zmusić się do jedzenia.


Po skończonej kolacji Akihito odstawił swoje sztućce na talerz i zerknął na pozostałych.

- Lu, Makoto, posprzątajcie ze stołu. Mick, zapakuj resztę curry do lodówki – rozkazał, nie pozostawiając miejsca na jakiekolwiek pytania.

Chłopcy natychmiast wstali i zabrali się do pracy. Lu pozbierał talerze i przetarł stół wilgotną ściereczką a Makoto włożył naczynia do zmywarki i ją włączył, gdyż była już pełna. Mick w milczeniu, kompletnie bez humoru, przełożył curry do mniejszych pojemników i schował do lodówki.

Kiedy skończyli Akihito znów się odezwał.

- W porządku. Idę zobaczyć, na jakim etapie jest wasza praca – oznajmił, wstając z krzesła.

Lu natychmiast podniósł wzrok, wyraźnie zestresowany.

- Nie zdążyłem jeszcze wszystkiego skończyć, Panie... Zatrzymałem się na rabatkach z chryzantemami – uprzedził zawczasu.

Akihito tylko skinął głową, po czym przeniósł wzrok na Makoto.

- A ty?

Mako skierował wzrok na podłogę, opuszczając ramiona.

- Nie skończyłem nawet połowy, Panie – przyznał cicho.

Mężczyzna znów tylko skinął głową, jakby te informacje nie zrobiły na nim wrażenia.

- Sprawdzę to i tak – stwierdził krótko.

Mick, zmywając garnek i patelnię w zlewie, przyglądał się, jak Akihito wyszedł do ogrodu, a Lu i Makoto z wyraźnym niepokojem podążyli za nim. Patrzył przez okno, gdy rozmawiali wśród cienistych rabatek, skąpanych w słabym blasku ogrodowych lamp. Ich twarze były niewyraźne, ale postawy mówiły wiele. Chłopcy stali jak na szpilkach, gdy Akihito do nich przemawiał, wskazując na trawnik, jakby wytykał im błędy. Po chwili skłonili się głęboko i wrócili do budynku, bez słowa kierując się do pokoju na piętrze.

Mick wytarł ręce do sucha i korzystając z chwili względnego spokoju, sprawdził na telefonie jutrzejszy rozkład dnia. Podszedł przy tym niespiesznie bliżej kanapy, gdzie zaległ napchany pod korek Drake.

- Sir, czy cokolwiek w jutrzejszym planie wymaga zmiany? – spytał.

Pan spojrzał na niego, przelotnie przeglądając terminarz w swoim telefonie.

- Nie. Po południu jedziemy na spotkanie w Shinjuku, a potem na moment do klubu, który przechodzi generalny remont. Czyli dokładnie tak, jak w planie

Mick skinął głową, starając się ukryć ulgę, że choć na chwilę wyrwą się z tej okropnej posiadłości.

- W takim razie, czy mogę położyć się wcześniej do łóżka, sir? – zaryzykował jeszcze jedno pytanie.

Drake uniósł brew i zlustrował go przeszywającym spojrzeniem, które prędko zmieniło się w lubieżny uśmiech.

- Możesz iść się zdrzemnąć, ale za dwie godziny chcę cię widzieć w pokoju gościnnym. Spędzimy tam noc – zakomunikował.

Mick poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Wiedział doskonale, co to oznaczało. Skinął pospiesznie głową i odwrócił się, kierując w stronę pokoju, gdzie czekała reszta chłopaków. Wiedział, że Pan był na niego zły za te umizgi względem Akihito, podczas gotowania. Nie spodziewał się tylko, że zostanie ukarany tak szybko, podczas gdy wciąż nie doszedł do siebie po poprzedniej reprymendzie. A może jednak nie o to chodziło? Przecież pokój gościnny nie był pomieszczeniem z tymi cholernymi lustrami. Ale nawet jeśli, to tyłek też go bolał...

Tymczasem Akihito wszedł właśnie do salonu, pocierając zziębnięte ramiona i najwyraźniej nie był zadowolony z tego co zdążył usłyszeć.

- Przecież miałeś spać dziś ze mną, kochanie – zauważył, nieco rozżalony.

Drake uśmiechnął się do niego, głaszcząc z zadowoleniem pełny brzuch.

- Jestem za stary, żeby co noc alkoholizować się z tobą, Aki - zażartował.

Akihito naburmuszył się prześmiewczo, splatając ręce na torsie.

- No jasne, mógłbyś dotrzymać mi towarzystwa, ale dupa Mick'a jest ważniejsza. Ten chłopak przewrócił ci w głowie – stwierdził z wyrzutem.

Drake tylko wzruszył ramionami z ironicznym uśmiechem.

- Cóż, ty masz aż trzy dupy, plus swoją własną. Nie dramatyzuj – odpowiedział nieco lekceważąco.

- Ale żadna z nich nie dotrzyma ci kroku przy sake! – Aki oburzył się. – A ja tu ci curry ugotowałem!

Drake uśmiechnął się rozanielony, wciąż czując w ustach ten wyrazisty smak.

- I było zajebiste jak zawsze – pochwalił przyjaciela i poklepał miejsce obok siebie. – No już nie odstawiaj dramy i chodź – zachęcił go.

Akihito prychnął z oburzeniem, ale usiadł, wciąż starając się zachować oburzony wyraz twarzy.

- W takim razie chyba sam zajmę się pracą. Bo co będę niby robił? Spał tak sam w zimnym łóżku? – fuknął jeszcze.

Drake objął go ramieniem, śmiejąc się.

- Jesteś dużym chłopcem Aki-chan. Z pewnością przeżyjesz jedną noc beze mnie – uznał z rozbawieniem.

Przekomarzali się w ten sposób resztę wieczoru, aż czas, jaki wyznaczył Mick'owi na odpoczynek minął i udał się wraz z nim do gościnnego pokoju, który zazwyczaj zajmował, o ile Aki nie zaanektował go do własnej sypialni.


W środku nocy, Drake wiedziony pragnieniem, szedł cicho korytarzem uśpionej posiadłości. A przynajmniej tak powinno być. Gdy przechodził obok gabinetu Akihito, zauważył, że w środku wciąż paliło się światło. Zatrzymał się i zajrzał do środka, widząc przyjaciela pochylonego nad biurkiem, gdy mrużył zmęczone oczy, usiłując odczytać coś z ekranu komputera.

- Aki, dlaczego jeszcze nie śpisz? – spytał z lekkim zaskoczeniem.

Akihito podniósł wzrok i spojrzał na niego smętnie.

- Pracuję, jak widać – odpowiedział cicho.

Drake uniósł brew i pokręcił głową z dezaprobatą.

- Zostaw to i idź spać. Cokolwiek tam robisz, może poczekać do rana – powiedział stanowczo.

Aki posłał mu słaby uśmiech, unosząc lekko kącik ust.

- Pod jednym warunkiem – oznajmił. – Pójdziesz ze mną i zagrzejesz mi łóżko

Drake wywrócił oczami, wiedząc, że Akihito mówił to półżartem, pół na serio.

- Zaraz przyjdę, idź już – odparł, ruszając dalej w stronę kuchni.

Po chwili, dzierżąc butelkę napoczętej wody, skierował się do sypialni Akihito, gdzie ten już czekał na niego, wylegując się wygodnie na łóżku. Drake zgasił światło i położył się obok niego, jakby rzeczywiście mieli pójść spać. Jednak rozmowa była naturalną koleją rzeczy. Aki zagadywał go o różne błahostki, jak nowy personel w odbudowywanym po eksplozji klubie albo wspominał ich wybryki z młodzieńczych lat, gdy mieszkali razem w internacie. Ale czasem jego słowa stawały się rozwlekłe a oczy same mu się zamykały. Nie uchodziło wątpliwości, że po prostu był zmęczony.

Drake rozmawiał z nim półszeptem, do momentu aż wreszcie zasnął. Odczekał jeszcze kilka minut, nim okrył go kołdrą a sam wymknął się ostrożnie i czym prędzej wrócił do gościnnego pokoju. Ledwo przekroczył jego próg, a już usłyszał pełen wyrzutu jęk Mick'a. Chłopak leżał związany na łóżku, z kneblem w ustach i z wibrującą zabawką, ukrytą w jednym z newralgicznych miejsc.

Mężczyzna uśmiechnął się z rozbawieniem i zdjął mu knebel.

- Jak ci tam? – zapytał, widząc, jak Mick rzuca mu mordercze spojrzenie, oddychając ciężko.

- Powiedziałeś, że wychodzisz tylko na chwilę! – blondyn wybuchł, nieudolnie usiłując ukryć fakt, że był już na granicy wytrzymałości.

Drake spojrzał na niego z udawaną troską, głaszcząc go uspokajająco po głowie.

- Już już, nie histeryzuj – powiedział, sięgając po pilocik sterujący zabawką.

Niby to przypadkiem, zamiast wyłączyć wibracje, przekręcił pokrętło na maksymalną moc. Mick wygiął się z piskiem i zdaje się, że doszedł, bo wstrząsały nim drobne skurcze, przez które przypominał miotającą się na lądzie rybę.


Nie potrzeba było jednak wiele czasy, by Akihito się zbudził, czując chłód pustego łoża. Czuł się dziś jakoś nieswojo, przez co nagła samotność napełniła go przygnębieniem. Potrzebował się po prostu do kogoś przytulić, ale widać Drake był zbyt zajęty. Aki westchnął, wstając powoli, po czym poszedł do łazienki, by przemyć twarz zimną wodą. Mógłby wrócić do pracy, ale był tak zmęczony, że mógłby narobić więcej błędów, niż byłoby z tego pożytku.

Postanowił więc znaleźć sobie towarzystwo i udał się do pokoju swoich chłopców. Wszedł do niego bezgłośnie i pierwsze co zauważył, to Kaname, który spał rozwalony na brzegu łóżka, a kołdra leżała na podłogę. Akihito uśmiechnął się delikatnie i starając się nie zbudzić chłopaka, okrył go ostrożnie.

Następnie podszedł do Makoto, który spał zwrócony twarzą do ściany, kurczowo ściskając róg kołdry, jakby bał się, że ktoś mu ją zabierze. Aki często widywał go śpiącego w tej pozycji. Zupełnie jakby chłopak wiecznie odczuwał jakiś bliżej nieokreślony lęk. Delikatnie przeczesał jego włosy, napawając się ich miękkością. Ale to nie jego towarzystwa pragnął.

Ostatecznie Aki skierował się w stronę Lu, który leżał na wznak, zginając jedną nogę w kolanie i opierając ją o ścianę. Chłopak chrapał cichutko. Mężczyzna ujął ostrożnie jego dłoń i obejrzał pęcherze, które powstały przez trzymanie grabi. Pochylił się i ucałował jej wewnętrzną stronę. Sięgnął po koc i owinął nim Lu, delikatnie biorąc go na ręce.

Makoto, półprzytomny, odwrócił się i zobaczył, jak Pan wynosi Lu z pokoju. W jego oczach od razu pojawiły się łzy. Przygryzł wargę, by nie wydać dźwięku i skulił się na łóżku, starając się powstrzymać cichy płacz. Czuł, jak serce bije mu szybko i boleśnie. Pan znów go odtrącił, wybierając kogoś innego. To uczucie było dla niego nieznośnie przygnębiające.

Tymczasem Lu otworzył oczy, czując dziwne kołysanie. Po chwili zorientował się, że znajduje się w powietrzu, niesiony w silnych ramionach Pana. Oszołomiony, instynktownie wtulił się w tors mężczyzny. Akihito uśmiechnął się na to ledwo zauważalnie, przyciągając Lu bliżej siebie, jakby chciał zapewnić, że go nie upuści.

Lu, otwierając szeroko oczy, poczuł, jak wzbiera w nim fala przerażenia. Znajdował się w ramionach Akihito i choć mężczyzna niósł go pewnie, serce chłopaka biło jak oszalałe. Prześladowała go myśl, że Pan może chcieć czegoś, czego nie był teraz w stanie mu dać. Był wycieńczony pracą i głodówką, ledwo trzymał się na nogach a mimo to teraz miał być gotów na kolejne poświęcenie? W jego oczach na chwilę pojawił się niepokój a ciało zesztywniało niczym kamień.

Akihito spojrzał na niego z cichym westchnieniem, najwyraźniej widząc wszystkie te kłębiące się myśli wypisane na jego twarzy. Przewrócił oczami, jakby całkowicie świadomy obaw, które nurtowały chłopaka.

- Nie bój się, Lu – powiedział spokojnie, próbując złagodzić napięcie. – Nie potrzebuję od ciebie niczego poza twoją obecnością.

Lu przełknął ślinę, ale nie do końca uwierzył w te słowa. Nawet gdy Akihito ostrożnie położył go na łóżku, zajął miejsce obok i po prostu przytulił go do siebie, jego serce biło wciąż jak szalone. Mężczyzna delikatnie pogładził go po plecach, chcąc go uspokoić, lecz Lu nadal trwał w swojej sztywnej pozie, niczym kłoda.

- Po prostu śpij. Nie oczekuję od ciebie niczego więcej – Akihito zapewnił go kolejny raz, po dłuższej chwili ciszy.

Lu przytaknął ostrożnie i zamknął oczy, choć nawet na chwilę nie zamierzał zasnąć. Czuł się zagubiony. Nie był pewien, dlaczego właśnie jego Pan wybrał tej nocy, by dzielił z nim łóżko. Dotąd tylko Makoto miał ten przywilej, by zasypiać obok Pana. Lu dobrze pamiętał wszystkie noce, kiedy Aki odprawiał go z powrotem do pokoju albo sam odnosił, jeśli zdążył zasnąć nieświadomie.

Choć oddech Akihito stopniowo stał się miarowy i spokojny, świadcząc o tym, że zapadł w sen, Lu nie potrafił przestać analizować tej sytuacji. Gdy ciepło mężczyzny powoli przywoływało w nim odrobinę spokoju i tak leżał wpatrzony w ciemność pokoju. Wiedział już, że tej nocy nie zmruży oka.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz