Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

11.

Mick drżał pozwalając skuć sobie ręce w nadgarstkach skórzanymi kajdanami. Tym razem zostały połączone ze sobą nawzajem, krótkim łańcuchem a ten przypięty do karabińczyka z liną. Sznur był przeciągnięty przez ruchome kółko, umocowane u sufitu i kończył się w rękach Drake'a. Mężczyzna właśnie za niego pociągnął i blondyn zamachał bezradnie nogami, zawisając kilka centymetrów nad podłogą. Cały jego ciężar spoczywał teraz na rękach, przez co miał pewne trudności z nabraniem do płuc powietrza. A może był to efekt budzącej się w nim paniki? Nie był pewien.

Obracając się bezwładnie, zobaczył jak jego pan przywiązuje sznur do metalowego haka, zatopionego w podłodze. Podstawił mu pod nogi drewniany klocek, na którym mógł oprzeć jedynie czubki stóp. Właściwie nie dawało mu to żadnego podparcia, ale przynajmniej przestał się kręcić. Kiedy on walczył o uspokojenie oddechu, Drake wyciągnął z szafy krótki bat o czarno-zielonym oplocie na rękojeści. Machnął nim kilka razy w powietrzu, jak woźnica poganiający konia. Głośne strzały aż zabolały w uszy w zamkniętym pomieszczeniu.

Najwyraźniej zadowolony z efektu, przeszedł wolnym krokiem przez pokój i ustawił się za zwisającym blondynem. Wziął niewielki zamach i smagnął go batem po łydkach. Mick krzyknął, unosząc nogi i przewracając drewniany klocek. Mężczyzna zacmokał, stawiając go w odpowiednim miejscu.

- Nie wierć się - warknął, odrobinę zirytowany. – Jeśli doliczysz do pięćdziesięciu, nie przewracając klocka, kara się skończy - oznajmił, dając dzieciakowi pewną nadzieję.

- Mogę... liczyć po angielsku? - blondyn spytał niepewnie, usiłując spojrzeć na niego ponad ramieniem, ale przez ułożenie rąk mógł jedynie odwrócić nieco głowę.

- Czemu nie. Możesz też podnosić jedną nogę. Warunek jest taki, że druga ma opierać się na klocku a ten ma pozostać na miejscu - doprecyzował.

Z racji dobrego nastroju mógł pozwolić mu na unikanie uderzeń.

- Zaczynamy. Licz - rozkazał, biorąc znów niewielki zamach.

Ale tym razem, nie skończył na pojedynczym ciosie. Smagał łydki chłopaka bez jakiejkolwiek przerwy i choć nie robił tego specjalnie mocno, Mick piszczał, wykrzykując liczby najszybciej jak potrafił, jednocześnie unosząc to jedną, to drugą nogę, by uchronić delikatną skórę przez zranieniem. Końcówka bata była rozszczepiona i nie przecinała skóry, choć mogła dawać takie wrażenie. Nie trzeba było wiele, by drewniana podpórka znów potoczyła się po podłodze.

- Przyłóż się bardziej - zachęcił chłopaka, poprawiając klocek i wracając do chłosty.

Jego łydki pokryły się czerwonymi pręgami, od kostek po zgięcia pod kolanami. Uważał jednak, by większość ciosów skupiała się na bardziej mięsistej części nogi. Skórę bliżej kostek łatwiej mógł uszkodzić a nie chciał zostawiać na nim trwałych śladów. Zaśmiał się, kiedy podpórka znów uciekła spod stóp Mick'a, nim doliczył do trzydziestu. Cierpliwie ją ustawił.

- Już prawie ci się udało. Powiedzmy, że dam ci jeszcze dwie szanse - stwierdził Drake, pozwalając swojemu pieskowi na złapanie oddechu.

Naprężył bat, wyginając go w łuk i wrócił do chłosty. Gdy i ta próba zakończyła się niepowodzeniem zacmokał z przyganą, nie ukrywając jednak rozbawienia. Nawet płacz chłopaka bawił go w tej chwili.

- Co jest Mick'i? Przyłóż się bardziej, masz ostatnią szansę. Przecież jesteś silny. Wierze, że ci się uda - zachęcił go, klepiąc przy tym po, pokrytym żółknącymi siniakami, pośladku.

Mick zacisnął zęby, usiłując stłumić w sobie narastającą wściekłość, ale nigdy nie był dobry w panowaniu nad emocjami.

- W dupie mam twoją wiarę! To kurewsko boli! - krzyknął nim rozum zdołał powstrzymać usta.

W ułamku sekundy zdał sobie sprawę z własnej głupoty. Zachwiał się niebezpiecznie na klocku, ale, jakimś cudem utrzymał równowagę. Cisza, jaka zapanowała w pokoju zabaw, wręcz zmroziła mu krew w żyłach. Usłyszał, jak bat upada na podłogę. Może i dobrze, że wisiał tyłem do swojego oprawcy i nie widział, jak ten zakrywa twarz dłonią, usiłując powstrzymać śmiech. Jego twarz wykrzywiał odrażający, psychopatyczny uśmiech. Ten dzieciak jest idealny. Pomyślał, zachwycony zachowaniem blondyna. Pierwszy raz miał w swoich rękach zabawkę, która, mimo sprowadzenia do roli gówna, nie traciła tej zadziornej iskry. Nawet jeśli przed nim klęczał, jeśli płakał i błagał o przebaczenie, wciąż pozostawała w nim determinacja.

Miał niebywałą ochotę wcisnąć mu butem twarz w podłogę, by pokazać mu, gdzie było jego miejsce. Zamiast tego wyciągnął motylkowy nóż z kieszeni, rozłożył go i zapachnął się w bok. Chłopak upadł bezwładnie na beton, zaskoczony nagłym odcięciem liny. Chciał się podnieść, ale od razu złapał go za obrożę i przeciągnął na drugą stronę pokoju. Rzucił go na obitą skórą ławkę i przypiął do niej szczupłe ręce i nogi, w pozycji jak do seksu na pieska. Wypięty tyłek zachęcał, żeby go spenetrować, ale nie taki miał plan. A przynajmniej nie w tej chwili, bo nabrzmiały członek dopominał się o wolność. Zdjął ze ściany bambusowy kijek i pokazał go blondynowi.

- Straciłeś swoją szansę - Jego głos był niski i wibrujący, groźny.

Nie zamierzał silić się na miły ton. Mick wyraźnie chciał coś odpowiedzieć, ale nie dał mu na to czasu. Uderzył go witką w podeszwę lewej stopy, aż zawył. Tak, ten ból był o wiele gorszy od smagnięć batem. Zapewne czuł go aż w kościach, bo po dziesiątym uderzeniu dławił się łzami i smarkami, błagając z całych sił, by przestał. Jego słowa jednak do niego nie docierały. Co innego krzyki. Te nakręcały jego sadystyczną naturę i odbierały zdrowy rozsądek.

Bił obie stopy chłopaka na przemian, dopóki pot nie spływał mu po plecach z wysiłku. Mick już tylko bełkotał coś niezrozumiale, kręcąc głową na wszystkie strony i wodząc wokół nieświadomym wzrokiem. Drake odrzucił kijek i wyciągnął ze spodni sterczący członek. Stanął za wypiętym blondynem, chwycił go za biodra i wszedł w jego tyłek z impetem. Mick jedynie zacharczał, nie będąc już w stanie krzyczeć. Pchnięcia były tak silne, że cała ławka skrzypiała, przesuwając się o kilka milimetrów, przy każdym z nich. Mężczyzna nie silił się na jakąkolwiek delikatność. Po prostu brał to, co należało do niego. Płynąca z tego rozkosz była upajająca i budziła w nim niemal zwierzęce instynkty. Mick należał do niego, był jego kurwą, jego pierdolonym kundlem. Mógł z nim zrobić wszystko, co tylko by sobie wymarzył. Był jego, tylko jego!

Czując, że jest bliski spełnienia, pochylił się i ugryzł chłopaka w kark, poniżej obroży. Czując w ustach jego krew, doszedł z głośnym warkotem. Kiedy skurcze przyjemności minęły, odsunął się na kilka kroków i podziwiał swoje dzieło. Krew mieszała się ze spermą i ściekała po udach blondyna. Jego łydki przyozdabiały czerwone, nabrzmiałe pręgi. Stopy zaś dopiero zaczynały ukazywać bordowe wykwity, ale już puchły. Czuł niebywałą satysfakcję, na widok odcisku własnych zębów, na karku dzieciaka. Teraz nikt nie będzie miał wątpliwości, do kogo należał.

Schował fiuta w spodniach i odpiął Mick'a od ławki. Nieprzytomnego wziął na ręce i wyniósł z pokoju zabaw. Położył go w łóżku, w świeżej pościeli, w pokoju, który dla niego przeznaczył i starannie go opatrzył. Szczególną uwagę poświęcił ranie na karku. W ludzkich ustach było tak wiele bakterii, że łatwo było o zakażenie a tego chciał uniknąć.

Kiedy skończył, okrył go troskliwie kołdrą i jeszcze chwilę przy nim posiedział, przeczesując mu włosy palcami. Jego twarz, gdy spał, była tak niewinna i urocza, tak krucha. Mógłby zacisnąć palce na tej jego wątłej szyi i bez problemu wydusić z niego życie. Nawet do niej sięgnął, ale natychmiast wstał i wyszedł z pomieszczenia, nim zdążył się zapędzić. W końcu, co to byłaby za rozrywka, gdyby od tak zniszczył doskonałą zabawkę? 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz