Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

17.11.2024

56.

- Ty chuju! – wrzasnął a jego głos odbił się echem po rezydencji.

Akihito uniósł wzrok, zaskoczony, gdy Mick pokonał ostatnie stopnie schodów i wpadł do kuchni jak burza. Szklanka w dłoni blondyna zatrzymała się w połowie drogi do jego ust a Drake zmarszczył brwi, przyglądając się całej scenie z nieskrywaną ciekawością.

- Słucham? – Akihito odezwał się, sądząc, iż to on został określony tym jakże soczystym epitetem, skoro Mick niemal biegł w jego stronę.

- Jak mogłeś?! – chłopak krzyczał, pokonując salon w oka mgnieniu.

Jego głos drżał od emocji, a twarz płonęła gniewem.

- Kaname to tylko dziecko! Jesteś pieprzonym, chorym sadystą!

Drake spojrzał na Mick'a z rozbawieniem, nieco zaskoczony jego zachowaniem. Widok blondyna, który w gniewie rzucał się na Akihito z oskarżeniami, był niemal komiczny. Ten młody, impulsywny chłopak miał w sobie więcej odwagi niż można by przypuszczać, lub może po prostu brakowało mu instynktu samozachowawczego. Obstawałby przy tym drugim. A przecież dopiero co karał go za nadmierne mielenie ozorem. Nie poczuwał się jednak do odpowiedzialności, by jakkolwiek interweniować. Chciał zobaczyć przedstawienie.

Przeniósł wzrok na przyjaciela, jakby spodziewał się reakcji, która zapewne będzie równie brutalna, co szybka. Tymczasem Akihito tylko postawił szklankę na blacie i spojrzał na Mick'a z lodowatym spokojem, jakby jego wybuch nie robił na nim żadnego wrażenia, a wręcz go nudził.

- Skończyłeś? – zapytał cicho, głosem tak spokojnym, że aż groźnym.

- Jeszcze nie! – Mick podszedł jeszcze bliżej, unosząc dłoń, jakby chciał wskazać go palcem, ale jego ręka opadła w geście frustracji. – Kaname nie zasłużył na to, jak go potraktowałeś! To nie jest zabawka, którą możesz niszczyć, jak rozkapryszony bachor!

Akihito zrobił krok w jego stronę a atmosfera w kuchni nagle zgęstniała. Jego oczy, dotąd pełne obojętności, zwęziły się niebezpiecznie. Drake żałował, że popcorn wciąż kręcił się w mikrofali i strzelał niczym małe petardy, podsycając akcję.

- Zabawne, że to mówisz – Aki odezwał się cicho, ale w jego głosie czaiło się ostrze. – Zdaje się, że nie jesteś w pozycji, żeby oceniać, co mogę, a czego nie mogę robić ze swoimi zabawkami.

Mick poczuł dreszcz przebiegający po plecach, ale nie zamierzał się wycofać.

- Nie zamierzam siedzieć cicho, kiedy widzę takie rzeczy! – stwierdził stanowczo. – Potraktował go pan tak bestialsko, podczas gdy on świata poza panem nie widzi i zrobiłby dla pana wszystko!

Akihito uśmiechnął się sardonicznie, opierając rękę o biodro w nonszalanckiej pozie.

- Prawidłowo. Właśnie tak działają dobrze wytresowani niewolnicy. Ale skąd możesz to wiedzieć? Widzę, że w twoim przypadku popełniono całą masę podstawowych błędów – stwierdził z kpiną, rzucając Drake'owi znaczące spojrzenie.

Ten wstał z krzesła i wzruszył ramionami, nie czując się tym przytykiem urażony. Jakby nigdy nic otwarł mikrofalę i wyrzucił na blat parującą torebkę z popcornem.

- Jeszcze nad nim pracuje, Aki – stwierdził lekko, jakby mówił o naprawie sprzętu domowego.

Akihito pokręcił głową niedowierzaniem.

- Mimo wszystko, jego bezczelność jest... - zastanowił się. – Nie potrafię zdecydować czy bardziej irytująca, czy fascynująca. Niemniej powinieneś nauczyć go, kiedy zamilknąć – stwierdził głosem, w którym pobrzmiewał śmiech.

Drake otwarł torebkę i uśmiechnął się do niego, kiwając głową.

- Aż nie wiadomo, czy odwaga, czy głupota, co? – skwitował.

Mick zacisnął dłonie w pięści, czując się kompletnie zlekceważony, gdy tak rozmawiali między sobą, jakby jego w ogóle tu nie było. Jakby nie stał przed Akihito, piorunując go morderczym spojrzeniem. Czuł, jak gniew opuszcza jego ciało a na jego miejsce wlewa się obezwładniająca bezsilność. Opuścił ręce, jego ramiona opadły, a on sam jakby zapadł się w sobie. Chwycił się za włosy za boku głowy, śmiejąc się nieco histerycznie.

- Co jest z wami wszystkimi nie tak?! Jesteśmy ludźmi, do cholery! Ludźmi!

Akihito spojrzał na niego a rozbawienie na jego twarzy tylko się pogłębiło. Stanął prosto, jakby chciał podkreślić swoją przewagę nad chłopakiem, który ledwo mógł zebrać myśli.

- Oczywiście, że jesteście ludźmi – powiedział spokojnie, niemal ciepło, co tylko potęgowało jego drwinę. – Właśnie dlatego posiadanie was na własność jest tak ekscytujące – uznał beztrosko.

- Prosiłbym jednak, żebyś w moim domu choć starał się zachowywać należycie – dodał. – Nawet jeśli Drake pozwala ci na co dzień na tę uroczą zadziorność

Drake, który zdążył już zjeść kilka ziarenek uprażonego popcornu, uśmiechnął się.

- Czyżby podobał ci się jego cięty język? – spytał.

Akihito odwzajemnił uśmiech, wzruszając ramionami.

- Co mam poradzić? – westchnął teatralnie. – Mam słabość do małych pyskaczy

Przeniósł wzrok na szklankę z wodą, stojącą na blacie, jakby wspomnienia nagle zalały jego myśli.

- Makoto i Lu byli tacy na początku – powiedział z rozrzewnieniem. – Przyjemnie było ich łamać. Obserwować, jak stopniowo pokornieli, aż wreszcie klęczeli mi u stóp, błagając o ułamek mojej uwagi

Akihito spojrzał na Mick'a z ledwo zauważalnym, wyzywającym uśmiechem, który sugerował, że te słowa miały zwiastować jego rychłą przyszłość. Mick poczuł, jak jego serce znowu zaczęło bić szybciej a gniew wrócił z pełną mocą.

- Ty chory pojebie! – wykrzyczał i bez namysłu rzucił się na Akihito z uniesionymi pięściami, gotów uderzyć.

Zdążył tylko zobaczyć jak uśmiech na ustach Akihito staje się jeszcze szerszy, zanim coś gwałtownie go zatrzymało. Nagle poczuł ucisk na szyi a oddech uwiązł mu w gardle. Zaskoczony szukał po omacku przeszkody i spojrzał w bok.

Drake stał tuż obok niego a jego dłoń mocno zaciskała się mu na krtani. Szare oczy mężczyzny pojaśniały od furii a jego uśmiech zniknął, ustępując miejsca wyrazowi zimnego gniewu.

- Wystarczy – warknął a jego głos przypominał niski, ostrzegawczy pomruk.

Mick próbował coś powiedzieć, ale uścisk Pana był zbyt mocny, by mógł wykrztusić choć słowo. Jego wzrok spotkał spojrzenie Drake'a. Lodowate, stanowcze i przede wszystkim, nieznoszące sprzeciwu.

Drake odwrócił głowę w stronę Akihito, który stał oparty o blat, wyglądając na całkowicie rozbawionego sytuacją.

- Wybacz, Aki – powiedział, starając się zachować spokój. – Mój chłopak ma czasem problem z utrzymaniem swoich emocji na wodzy. Obiecuję, że odpowiednio go zdyscyplinuje

Akihito wzruszył ramionami, podnosząc szklankę z blatu i upijając łyk wody.

- Doprawdy, Drake, masz z nim ręce pełne roboty – skomentował z lekkim uśmiechem.

Drake puścił w końcu gardło Mick'a, który osunął się na kolana, chwytając powietrze jak tonący. Jego dłonie wciąż trzęsły się od adrenaliny a gniew, choć teraz przyćmiony, wciąż tlił się gdzieś w głębi jego piersi.

- Wstawaj – Drake rozkazał głosem pozbawionym jakiejkolwiek czułości. – Idziemy na górę

Mick uniósł głowę i choć jego spojrzenie nadal pełne było buntu, posłusznie wstał, wiedząc, że nie ma wyboru. Dalszy sprzeciw mógł tylko pogorszyć jego sytuację. Pan wskazał mu kierunek a on, z twarzą płonącą od wstydu i złości, ruszył z powrotem po schodach.

Drake poprowadził Mick'a przez posiadłość Akihito z chłodnym spokojem, kierując ich kroki do pokoju uciech. Chłopak milczał, zaciskając szczęki, ale jego serce biło jak oszalałe. Gdy weszli do przestronnego pomieszczenia wypełnionego lustrami, nie czekał na polecenie. Zdjął ubranie i został w samej bieliźnie. Przerabiali to już zbyt wiele razy, żeby nie wiedział, co ma robić.

Drake, nie okazując najmniejszej emocji, wskazał na podłogę.

- Klękaj – rozkazał.

Mick posłusznie uklęknął a jego spojrzenie, choć pełne złości, zaczynało zdradzać również obawę. Drake wyciągnął z szafki dwa metalowe przedmioty i przystąpił do zakładania ich na stopy chłopaka. Były to dziwne, ciężkie nakładki, które mocował skórzanymi paskami. Mick przyglądał się im zdezorientowany, zastanawiając się, do czego mogą służyć, ale odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewał.

- Wstań – polecił Pan.

Mick posłuchał, ale gdy tylko spróbował przenieść ciężar na stopy, z metalowych nakładek wysunęły się cienkie igły, wbijając się boleśnie w podeszwy. Krzyknął z zaskoczenia i bólu, odruchowo wracając do pozycji klęczącej. Spojrzał na Pana z niedowierzaniem, łapiąc krótkie, urywane oddechy.

Drake uśmiechnął się chłodno, wyraźnie zadowolony.

- Na kolanach, jak powinno być – stwierdził z satysfakcją.

Bez dalszych komentarzy przeszedł za Mick'a i zaczął wiązać mu ręce na plecach, używając podobnych, skórzanych pasów. Każdy ruch był precyzyjny, ale Mick czuł, jak zaczyna ogarniać go panika. Wiedział, co się szykuje. Kiedy Drake podciągnął jego związane ręce do góry, mocując go na haku u sufitu liną, aż barki znalazły się w nienaturalnym położeniu, wspomnienia pewnej nocy wróciły z pełną mocą. Przypomniał sobie, jak Pan wybił mu bark a on mógł tylko krzyczeć, dopóki jego świadomość się nie wyłączyła. Teraz skronie oblał mu pot a oddech przyspieszył.

- Panie... proszę... – wyszeptał cicho, ale Drake go zignorował.

Po chwili zniknął na moment, by wrócić z urządzeniem, które Mick już znał. Tym razem nie było elektrod. Drake miał ze sobą pasy z wbudowanymi, metalowymi elementami, na które nakleił żelowe nakładki. Owinął je wokół nóg, rąk i klatki piersiowej chłopaka, a nawet podpiął pod sprzęt jego obrożę. Działał z niemal mechaniczną precyzją aż Mick jęknął, widząc znajomy sprzęt.

- Znowu to? – wychrypiał, głosem pełnym niepokoju.

Drake uśmiechnął się chłodno, patrząc na niego z góry.

- Ostatnio to była jedynie mała reprymenda – stwierdził lekko. – Teraz otrzymasz prawidłową karę. I nikt nam nie przeszkodzi

Mick poczuł, jak zimny dreszcz przebiega mu po karku. Jego oddech stał się płytki a barki napięły się od niewygodnej pozycji. Czuł każdy pas, który wbijał się w jego skórę.

Drake ustawił wysokie napięcie na urządzeniu i z pilotem w ręku usiadł wygodnie na kanapie. Jego ruchy były spokojne, niemal eleganckie, co tylko potęgowało uczucie grozy w Mick'u.

- Posłuchaj mnie teraz uważnie – Drake zaczął spokojnym, niemal czułym tonem. – Uniesienie ręki na Akihito było przekroczeniem wszelkich granic. Najwyraźniej pozwoliłem ci na zbyt wiele i zapomniałeś, kim właściwie tu jesteś

Mick słuchał go, ale jego wzrok wciąż był przyklejony do pilota, który Pan trzymał w dłoni. Każdy przycisk zdawał się wołać o uwagę a chłopak nie potrafił oderwać od niego oczu. Serce waliło mu jak młot a ciało napinało się w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić.

- Jesteś tylko niewolnikiem, Mick. Narzędziem – kontynuował Drake. – Zaczynasz zapominać o swojej pozycji, bo dałem ci zbyt wiele przywilejów. Na szczęście możemy to szybko naprawić

Mężczyzna nacisnął przycisk na pilocie a ciało Mick'a momentalnie wygięło się w łuk, gdy przez jego mięśnie przebiegł prąd. Chłopak wydał z siebie zduszony krzyk i było to jedyne na co mógł sobie pozwolić.

- Zaczynamy – Drake powiedział cicho, z obojętnym wyrazem twarzy obserwując reakcję chłopaka.

Po kilku dłużących się chwilach nacisnął przycisk na pilocie, wyłączając przepływ prądu. Mick opadł ciężko na podłogę a jego oddech był urywany i nierówny. Pot ściekał mu z czoła a ciało trzęsło się z bólu i zmęczenia. Próbował złapać oddech, ale każdy wdech był jak palące ostrze wbijające mu się w płuca.

- Uklęknij i pocałuj mój but – Drake rozkazał chłodno, podnosząc się leniwie z kanapy.

Mick usiłował unieść głowę, ale jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Był zbyt oszołomiony siłą uderzenia, by zareagować natychmiast.

Drake bez zwłoki złapał za linę i podciągnął Mick'a z powrotem w powietrze, ignorując jego słaby jęk. Znów włączył prąd, tym razem na zaledwie kilka sekund, ale wystarczająco długo, by ciało chłopaka odczuło przeszywający ból.

Kiedy napięcie ustało, Drake zwolnił linę, a Mick opadł na kolana.

- Powtarzam, uklęknij i pocałuj mój but – polecił spokojnie, podsuwając czubek swojego skórzanego, eleganckiego obuwia tuż przed jego twarz.

Mick z trudem ułożył się w klęku, bo jego ciało drżało a oddech wciąż był ciężki. Ale spojrzał na Pana z zaciętą miną, odmawiając wykonania drugiej części polecenia. Drake uniósł brew, przyglądając mu się z lodowatą obojętnością.

- Cóż, mamy całą noc – skomentował beznamiętnie.

Choć wiedział, że Akihito czeka na niego w sypialni, bo obiecał mu wspólny seans filmowy, czasu było jeszcze dość. Noc była długa a lekcja wymagała cierpliwości. Bez słowa podwiesił Micka z powrotem, ignorując jego słabe protesty.

Gdy ponownie włączył prąd, blondyn nie krzyczał już tak głośno. Jego ciało było zbyt zmęczone, by szamotać się z równą siłą jak wcześniej, ale ból nie stracił na intensywności.

Tym razem, gdy prąd przestał płynąć i lina została zwolniona, Mick nawet nie próbował się podnieść. Rzucił Panu spojrzenie pełne gniewu, które spotkało się jedynie z chłodnym uśmiechem. Drake bez słowa ponownie włączył urządzenie.

Potrzeba było trzech powtórzeń tego samego procesu, zanim chłopak wreszcie skapitulował. Gdy lina znów została zwolniona, zdołał ustawić się w usłużnym klęku. Jego ciało trzęsło się, a każdy ruch wydawał się wymagać nadludzkiego wysiłku. Jednak [pochylił się nad butem Pana i z wyraźnym oporem malującym się na twarzy, złożył na nim lekki pocałunek.

Drake uśmiechnął się z zadowoleniem.

- Dobrze – powiedział spokojnie, pochylając się, by pogłaskać Mick'a po głowie.

Ten zadrżał pod jego dotykiem, ale nie powiedział nic. Myślał, że to koniec, ale Drake ponownie uniósł linę, podwieszając go w powietrzu.

- Panie, proszę... zrobiłem co kazałeś! – wykrzyknął głosem pełnym panicznego błagania.

Drake spojrzał na niego z niemal czułym uśmiechem.

- Owszem, ale lekcje należy powtarzać, aż dobrze się zakorzeni – odpowiedział spokojnie.

Mick popatrzył na niego pełnymi przerażenia oczami, ale to nie powstrzymało Pana przed ponownym włączeniem prądu.

Każda runda była bardziej wyniszczająca od poprzedniej. W końcu Mick nie był już w stanie sam się podnieść. Leżał na podłodze, drżąc, gdy Drake podstawiał mu but.

- Całuj – rozkazał chłodno.

Mick, wiedząc, że nie ma wyboru, posłusznie wykonywał polecenie. Każdy pocałunek był jednak pełen wewnętrznej walki, tłumieniem gniewu, który wciąż tlił się gdzieś w głębi jego zmęczonej duszy. Drake dostrzegał to, więc lekcja była kontynuowana. Noc była długa, a jego blondynek miał jeszcze wiele do nauczenia.


Makoto przewracał się z boku na bok, wciąż nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. Kołdra była za ciepła, poduszka zbyt płaska, a myśli krążyły jak niespokojne ptaki.

- Cholera, Mako, śpij wreszcie – rzucił w końcu Lu, który leżał obok, wpatrując się w sufit.

Makoto westchnął, kolejny raz odrzucając kołdrę na bok.

- Nie potrafię – odpowiedział, masując skroń.

Lu zamilkł na chwilę, nasłuchując czegoś.

- Słyszysz to? – zapytał w końcu, odwracając głowę w stronę przyjaciela.

- Jak mógłbym nie słyszeć? – Makoto przewrócił się na plecy.

Pokój uciech był wyizolowany, ale nie całkowicie dźwiękoszczelny. Ich sypialnia znajdowała się dostatecznie blisko, by mogli wyraźnie słyszeć stłumione krzyki Mick'a i powtarzający się głuchy rumor.

Lu w końcu odwrócił się gniewnie do ściany, próbując zignorować hałasy.

- Mick był głupi – rzucił ostro. – Teraz ponosi tego konsekwencje

Makoto nic mu na to nie odpowiedział. Krzyki nagle ustały, a nastała cisza zdawała się być o wiele gorsza od dźwięków, które słyszeli wcześniej. Było w niej coś złowrogiego, jakby zwiastowała coś jeszcze bardziej niepokojącego.

Po kilku minutach ciszę przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Obaj podskoczyli, gdy do pokoju wszedł Drake. Mężczyzna w milczeniu położył nieprzytomnego Mick'a na futonie, delikatnie okrył go kołdrą, a następnie, nie wypowiadając ani słowa, wyszedł. Makoto nasłuchiwał jego kroków, odliczając w myślach sekundy.

- Poszedł – rzucił cicho, gdy ich dźwięk ucichł całkowicie.

Obaj z Lu zerwali się z łóżek i podeszli do Mick'a. Makoto przykucnął obok niego, przyglądając się jego nieruchomej sylwetce.

- Jest nieprzytomny – stwierdził, dotykając jego policzka.

Jego wzrok przesunął się niżej, na ślady po elektrodach widoczne na ciele blondyna. Zmarszczył brwi i spojrzał na Lu.

- Mamy coś na oparzenia? – spytał naiwnie.

- Wodę? – Lu odparł z ironią, unosząc brew.

Makoto westchnął z frustracją. Dotknął brzegu jednej z ran i poczuł pod palcami lepką substancję.

- Pan Drake jednak coś mu zaaplikował – powiedział z ulgą.

Lu wzruszył ramionami.

- Skoro nie możemy mu bardziej pomóc, to może wrócimy do łóżek? – zapytał, ziewając.

Makoto spojrzał na niego z niedowierzaniem.

- A zaśniesz po tym?

Lu pokręcił głową i nic więcej nie powiedział. Obaj spojrzeli na Kaname, który na szczęście spał głęboko, zupełnie nieświadomy tego, co się działo. Tak było lepiej. Przeszedł dziś już dostatecznie dużo.

Lu wstał z podłogi i zaczął chodzić po pokoju, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca.

- Jutro kończy się nasza kara na roletę i telewizję. Myślisz, że będziemy mogli odsłonić okno? – spytał po chwili, chcąc odwrócić ich uwagę od nieprzytomnego kolegi.

Makoto delikatnie okrył Mick'a kołdrą, jakby chciał zapewnić mu choć odrobinę komfortu.

- W obecnych okolicznościach lepiej będzie spytać Pana o pozwolenie – odpowiedział cicho. – A teraz powinniśmy choć spróbować się przespać. Jutro Pan idzie na spotkanie z przedstawicielami podziemnego światka. Na pewno wróci w podłym nastroju, więc musimy być w pełni sił, żeby sprostać każdej jego zachciance – stwierdził.

Lu zrezygnowany wrócił do łóżka, ale, tak jak przypuszczali, nie potrafił zasnąć. Słysząc, jak Makoto także wierci się na swoim posłaniu, zgadywał, że on również. Noc była długa a obaj wiedzieli, że spokój w ich pokoju był tylko złudzeniem.


Drake siedział w wielkiej sali narad, nonszalancko gasząc papierosa w popielniczce. Przez chwilę patrzył na żar, który zgasł w kontakcie z chłodnym szkłem a potem leniwie rozejrzał się po zgromadzonych. Widział kilka znajomych twarzy i parę nowych. Wiedział, że ostatnio w ich strukturach doszło do przetasowań, ale brakowało mu czasu, i ochoty, by zapoznać się ze szczegółami. Nowi przywódcy interesowali go jedynie o tyle, o ile wpływali na jego pozycję.

Misaki, jego zaufany ochroniarz, odpalił mu kolejnego papierosa i podał go z wprawą kogoś, kto robił to setki razy. Drake wziął głęboki wdech, zaciągając się tytoniowym dymem. Dzisiejszego ranka Mick czuł się na tyle źle, że nie warto było nawet rozważać zabierania go na spotkanie. Oficjalnie nie należał też jeszcze do rodziny, więc jego obecność tutaj mogłaby wywołać niewłaściwe wrażenie.

Drake spojrzał na zegarek. Akihito spóźniał się zaledwie kilka minut, ale w tym towarzystwie to wystarczyło, by wytrącić wszystkich z równowagi. Rozmowy, które jeszcze przed chwilą prowadzone były szeptem, powoli stawały się głośniejsze a atmosfera w sali gęstniała.

Drake zerknął na wuja, siedzącego po jego lewej stronie. Staruszek wyglądał zaskakująco dobrze jak na kogoś, kto niedawno przeszedł zawał. Szpital wypisał go ledwie kilka dni temu a jednak wydawał się silniejszy niż można było się spodziewać. To trochę go uspokajało, choć nie na tyle, by odpędzić natarczywe myśli o przyszłości ich organizacji. Każdy w tej sali tylko czekał na śmierć staruszka, by przejąć jego schedę.

Zaciągnął się papierosem, rozmyślając o problemach, które spędzały mu sen z powiek. Nie tylko przyszłość rodziny była dla niego źródłem stresu. Wczorajszy incydent z Mick'iem sprawił, że Akihito był w wyjątkowo parszywym nastroju. Po kilku drinkach nie omieszkał mu tego wypomnieć. Narzekał na bezczelność chłopaka, ale przede wszystkim na to, że nie mógł sam nacieszyć się jego karą. Żadne zapewnienia, ani to, że Mick rano chodził jak w zegarku i zginął kark przed nimi dwoma, nie poprawiły mu humoru.

Dzisiejsze zebranie miało dotyczyć poszerzenia wpływów przez odłam Drake'a poprzez interesy z rodziną Yamaguchi. Była to wystarczająco poważna inicjatywa, by wymagała akceptacji cesarskiej rodziny. Drake zerknął w stronę drzwi, licząc, że Aki wreszcie się pojawi.

Kiedy w końcu drzwi sali otworzyły się, wszyscy wstali niemal jednocześnie a rozmowy ucichły, jak nożem uciął. Do sali wszedł Akihito a jego kroki odbijały się echem od ścian. Zmierzył zebranych zimnym, poważnym spojrzeniem z nutą odrazy, jakby patrzył na robactwo, które wiło się przed nim, próbując uniknąć jego buta, niosącego niechybną śmierć.

Drake, jak reszta, w milczeniu wpatrywał się w Akihito, czekając, aż zajmie swoje miejsce. Dopiero gdy blondyn usiadł, reszta zgromadzonych podążyła za jego przykładem, znów zasiadając przy długim stole.

Atmosfera stała się jeszcze cięższa, ale Drake ledwie to zauważył. Jego myśli nadal krążyły wokół przeszłych i nadchodzących problemów, a Akihito, choć dominujący, wydawał się być tylko jednym z wielu elementów tej skomplikowanej układanki.

Spotkanie rozpoczęło się od zwyczajowych formalności i omówienia błahych spraw, które jednak wymagały czasu i uwagi. Aki rozwiązywał drobne spory a nawet małostkowe zatargi, które niepotrzebnie angażowały zasoby i wywoływały napięcia między rodami. W pewnym momencie kłótnia między dwoma przywódcami rozgorzała na tyle, że mało nie doszło do szczeniackiej bójki.

Akihito, opierając łokcie na stole, przemówił chłodnym, zdecydowanym tonem, który natychmiast uciszył zgromadzonych. Jego osąd był ostry jak brzytwa, bez miejsca na wątpliwości. W kilku słowach zakończył spór, nie pozostawiając żadnego pola do dalszej dyskusji. Obaj kłócący się mężczyźni przytaknęli z oporem, wycofując się na swoich miejscach.

Gdy te kwestie zostały już rozwiązane, Akihito przeszedł do bardziej istotnych tematów. Przeglądając swoje notatki, wyjaśnił, że chciał raz na zawsze uciszyć pewne plotki, które zaczęły krążyć w ich kręgach. Choć, jak sam stwierdził, było śmieszne, że w ogóle musiał to robić.

- Wydałem pozwolenie na pozbycie się komendanta głównego policji – przyznał bez ogródek. – Z człowiekiem tym nie dało się dojść do porozumienia. Jego mianowanie było efektem politycznych koneksji, na które nie mieliśmy wpływu, więc trzeba było rozwiązać problem inaczej – wyjaśnił.

Drake z trudem ukrył swoje zaskoczenie. Doskonale wiedział, że przyjaciel kłamał. Cała akcja była samowolnym posunięciem jego wuja, który właśnie dyskretnie skinął mu głową. Akihito odwzajemnił gest z niemal niezauważalnym uśmiechem.

Drake zacisnął szczęki, czując, jak narasta w nim niepokój. Od kiedy Akihito miał przed nim tajemnice? Zwłaszcza takie, które dotyczyły jego własnej rodziny? To nie wróżyło nic dobrego.

Kolejny temat na liście dotyczył amerykańskiej metamfetaminy, która zaczęła pojawiać się na ich rynku. Jeden z uczestników zebrania zabrał głos, informując, że odnaleziono już źródło problemu i wkrótce zostanie ono całkowicie zlikwidowane. Akihito wydawał się zadowolony tą odpowiedzią, a jego spojrzenie złagodniało na chwilę, zanim przeszedł do kolejnego punktu.

Jego wzrok spoczął na Drake'u, a powaga w oczach była niezaprzeczalna.

- Przejdźmy do negocjacji prowadzonych przez rodzinę Nakamura – powiedział.

Wśród zgromadzonych zawrzała dyskusja. Jedni uważali, że rodzina Nakamura zyskuje zbyt dużą swobodę i wymyka się spod kontroli. Inni twierdzili, że ekspansja na Koreę to ruch zbyt śmiały, obarczony ryzykiem i mogący przynieść więcej szkód niż korzyści. Kolejni przekonywali, że obecna sytuacja w Japonii jest zbyt niestabilna, by myśleć o jakiejkolwiek ekspansji.

Akihito wysłuchał wszystkich uwag z pozornym zainteresowaniem, ale Drake widział figlarne ogniki w jego oczach. Wiedział, że przyjaciel z przyjemnością odmówi mu zgody, choćby w ramach drobnego pstryczka w nos, mającego pohamować jego zapędy.

Rozszerzenie rynku na Koreę, szczególnie w sektorze handlu bronią, rzeczywiście wiązało się z ryzykiem. Naruszenie obcego terenu, czy brak pełnej kontroli nad nowymi klientami, to wszystko budziło poważne wątpliwości. Jednak Drake nie wszedłby w ten temat bez odpowiedniego przygotowania.

Wraz z młodym Yamaguchi 'm sporządził szczegółowy plan, uwzględniając wszelkie możliwe ewentualności. Relacje z kilkoma przedstawicielami koreańskiego półświatka były już nawiązywane. Potrzeba było tylko odrobiny dobrej woli z obu stron, by osiągnąć porozumienie, które przyniosłoby korzyści wszystkim zaangażowanym.

Drake odetchnął cicho, przygotowując się na kolejną falę pytań i argumentów. Musiał przekonać Akihito, że ryzyko jest warte podjęcia, choć wiedział, że to nie będzie łatwe zadanie. Aki'ego zawsze bawiło wystawianie jego cierpliwości na próbę. I o ile zwykle podzielał jego humor w tym temacie, tak, teraz gdy losy jego grupy wisiały na włosku, nie potrafił nawet się uśmiechnąć.


W sali narad zrobiło się cicho. Reszta zgromadzonych rozeszła się, pozostawiając tylko Drake'a i Akihito. Ten ostatni zbierał swoje notatki, spokojny i skupiony, jakby cała intensywność spotkania była nic nieznaczącą błahostką.

Drake wciąż siedział przy stole, wpatrując się w jego połyskliwą powierzchnie, ale jego myśli były gdzieś indziej, a wyraz twarzy zdradzał zamyślenie. Coś ciężkiego, co leżało mu na sercu.

Akihito zauważył to i podszedł bliżej, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
- Wracasz ze mną do domu? – zapytał, nachylając się nieco, żeby spojrzeć mu w oczy.

Drake ocknął się z zamyślenia i spojrzał na niego, wzdychając głęboko.
- Muszę jeszcze jechać do klubu – powiedział, przeciągając słowa. – Szef budowy ma jakąś dramę o jakość betonu

Akihito zaśmiał się cicho, prostując się.
- Zawsze coś – stwierdził z rozbawieniem, obracając się, jakby chciał odejść.

Drake jednak chwycił go za nadgarstek, zatrzymując w miejscu. Akihito uniósł brwi, zaskoczony, ale jego spojrzenie szybko złagodniało, kiedy zobaczył powagę na twarzy przyjaciela.

- Dlaczego się zgodziłeś? – Drake zapytał, głosem cichym niemal jak szept. – Ten interes w Korei jest tak niestabilny. Może spowodować nowe konflikty w organizacji. Nie dość ci dotychczasowych problemów? Wysadzanie klubów, strzelaniny na ulicach, śmierć komendanta. Jak długo jeszcze zdołasz to tuszować?

Akihito uśmiechnął się, jego spojrzenie nabrało czułości i ciepła. Było w nim coś, co przypominało rozczulenie, jakby Drake był kimś, kogo należało chronić. Kto był tego wart.

- Drake, kochanie – powiedział miękko, niemal pieszczotliwie. – Nigdy nie zaszkodziłbym twoim interesom, nawet jeśli jakieś kwestie by nas poróżniły

Jego słowa były spokojne, ale pełne pewności, a jego dłoń delikatnie spoczęła na dłoni Drake'a, która wciąż trzymała jego nadgarstek.

Drake poczuł jak napięcie w ramionach nieco ustąpiło pod wpływem tych słów, choć jego wzrok wciąż był pełen wątpliwości.

- To nie uspokaja mnie tak, jak myślisz – mruknął w końcu, puszczając nadgarstek Akihito.

Aki wyprostował się, wciąż z tym samym spokojnym uśmiechem.

- Mimo wszystko – powiedział cicho. – wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć

Drake tylko pokiwał głową, nie patrząc na niego. Akihito odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając przyjaciela z jego myślami. Wiedząc, że poruszone dziś kwestie nie zostaną tak szybko zamknięte. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz