Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

25.12.2024

69.

Kenji wybrał numer przyjaciela i odczekał kilka sygnałów, nim usłyszał jego głos.

- I co? – Drake spytał od razu.

- Akihito ma się dobrze – Kenji odpowiedział mu równie szybko, nie bawiąc się we wstępy. – Kazał ci przekazać, że mamy przestać męczyć go natrętnymi telefonami, bo jest zajęty… Hm… Nie powiedział tego wprost, ale przerwałem mu uprawianie seksu… - przyznał z pewną konsternacją.

W słuchawce zapadła chwila ciszy. Drake wyraźnie próbował przetrawić te słowa.

- Seksu? – powtórzył z zaskoczeniem. – Przecież Aki chciał, żeby gdzieś z nim wyjść. Czyli jednak został w domu i dobrze się bawi z chłopcami?

- Wygląda na to, że tak – Kenji odparł z lekkim rozbawieniem.

Usłyszał jak jego przyjaciel odetchnął wyraźną ulgą a nawet zaśmiał się cicho.

- Dzięki za informację. Słuchaj, mogę wieczorem wpaść do kliniki z Mick’iem? Chciałbym żebyś rzucić okiem na jego palce. Niby je nastawiłem, ale wolałbym, żeby profesjonalista je obejrzał

Kenji zmarszczył brwi i potarł skroń, czując nadchodzący ból głowy.

- Co tym razem mu zrobiłeś? – zapytał, choć w jego głosie nie było ciekawości, tylko znużenie. – Chociaż nie, nawet nie chcę wiedzieć – przyznał od razu, wzdychając.

- To tylko trzy palce. Nic wielkiego – stwierdził Drake. – Chociaż… Jedno złamanie otwarte, ale nie było problemu z szyciem – wytłumaczył się.

- Oszczędź mi szczegółów… - poprosił Kenji. – Dzisiaj nie ma mnie w klinice, więc przyjedźcie jutro rano. Jeśli mocno go boli mogę wystawić receptę elektroniczną – zaproponował.

- Nie trzeba, zostało mi sporo tabletek po postrzale

- Kurwa Drake, ile razy ci mówiłem, że nie możesz dawać innym leków przepisanych tobie. A co, jeśli Mick ma choroby serca?

- Mam jego dokumentacje medyczną, tak ci tylko przypomnę. Nie choruje na serce

- Yhym a tą dokumentację sporządził Koreańczyk, który dyplom medyczny zapewne kupił na bazarze

Kenji nie mógł tego słyszeć, ale był pewien, że Drake właśnie wywracał oczami. Słyszał to w tonie jego głosu.

- Nie przesadzaj, nic mu nie będzie od kilku tabletek. Będziemy jutro koło ósmej. Jeszcze raz dzięki za skontaktowanie się z Akim. Cześć – wygłosił Drake i rozłączył się.

Kenji rzucił komórkę na stolik i opadł ciężko na kanapę, przeczesując dłonią włosy. Zawsze wychodził z podziwu nad zdolnościami przyjaciela do wyprowadzania go z równowagi. Zerknął w stronę rudowłosego chłopaka, który siedział na Pufce, po drugiej stronie stolika i obierał gruszkę małym nożykiem.

Lachlan, zapewne czując na sobie jego spojrzenie, uniósł wzrok i uśmiechnął się lekko. Poznał Kenji’ego już na tyle dobrze, by wiedzieć, że za tą fasadą wiecznego wkurwienia krył się naprawdę ciepły i troskliwy facet, który po prostu martwił się o innych, zwykle słabszych.

- Ma pan… - zaczął nieśmiało, ale zaraz się zreflektował. – Masz ochotę? – zapytał, odkrawając plasterek owocu i wyciągając go w kierunku mężczyzny.

Kenji spojrzał na niego z niechęcią, unosząc brew.

- Wolałbym piwo – odpowiedział, wzruszając ramionami.

Lachlan zaśmiał się cicho, odkładając plasterek gruszki na talerzyk.

- Mam je przynieść? – spytał.

- Nie, mogę iść po nie sam. Ale napije się raczej wieczorem – stwierdził Kenji, sprawdzając godzinę na zegarku.

Rudzielec pokiwał głową i wsunął do ust kawałek soczystego owocu. Chwilę przeżuwał, zbierając się na odwagę, by się odezwać. Niby wiedział, że Kenji nie był jak inni Panowie, ale i tak nie potrafił przywyknąć do tego, że w jego domu jest traktowany jakby był mu równy. Przez miesiące a może i lata spędzone w podziemiach kasyna Choi, takie pojmowanie świata wprost nie mieściło mu się w głowie.

- Mógłbyś… - zaczął niepewnie. – Czasem zjeść coś zdrowego. Zwłaszcza zimą witaminy są potrzebne. Sam mi tak mówiłeś, kiedy wybrzydzałem przy surówkach – powiedział, opuszczając wzrok i kuląc lekko ramiona, jakby oczekiwał, że zostanie uderzony za zbytnią śmiałość.

Kenji jednak parsknął krótkim śmiechem, pochylił się nad stołem i zabrał mu z palców plasterek gruszki, zjadając go ze smakiem.

- Zadowolony? – spytał z rozbawieniem, oblizując palce z soku.

Lachlan uśmiechnął się szeroko i pokiwał głową. Jednak wyraz ten zniknął równie szybko co się pojawił, gdy w domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Kenji, dotychczas zrelaksowany na kanapie, wstał bez słowa. Jego wyraz twarzy zmienił się na zimny i nieprzenikniony. Ruszył do drzwi, zostawiając rudzielca samego w salonie.

Chłopak podążył za nim wzrokiem, trzymając w dłoni plasterek gruszki, który nagle przestał wydawać się apetyczny. Kenji otworzył drzwi, wpuszczając do środka grupę ludzi. Dwoje mężczyzn ubranych w neutralne, niepozorne ciuchy wlekło osobę z twarzą zmasakrowaną tak bardzo, że trudno było dostrzec rysy. Szli w milczeniu a za nimi weszła kolejna dwójka, równie zwyczajnie wyglądających osób.

Słowa, które wymienili, były krótkie i mrukliwe, niemal niezrozumiałe. Bez zbędnych wyjaśnień skierowali się w stronę piwnicy, Kenji zamknął za nimi drzwi i podążył za grupą. Mijając salon, rzucił Lachlan’owi szybkie spojrzenie, które jasno mówiło, że ma nie rzucać się w oczy.

Rudzielec poczuł, jak jego gardło ściska nieprzyjemne uczucie a żołądek zawiązuje się w supeł. Przeniósł wzrok na gruszkę w swojej dłoni. Chociaż była słodka, soczysta i jeszcze chwilę temu wydawała mu się idealną przekąską, teraz kompletnie stracił na nią ochotę.

Wiedział, co działo się w piwnicy. Kenji był szczery od samego początku. Chciał uniknąć nieporozumień i niewygodnych pytań. Już pierwszego dnia, gdy tylko postawił stopę w tym domu, Pan powiedział mu bez ogródek, że pozyskuje organy dla przestępczego półświatka i od czasu do czasu będą mieć nieciekawych gości. Sala operacyjna znajdowała się właśnie w piwnicy. Kenji nie pozwalał mu tam schodzić ani tym bardziej, pomagać w sprzątaniu po zabiegach.

Lachlan cenił tę szczerość, ale nie zmieniało to faktu, że nie lubił, gdy Kenji schodził na dół. Zawsze wracał inny. Jego wzrok był albo chłodny i pusty, jakby odcinał się od wszystkiego, co ludzkie, albo przeciwnie, rozpalony dziwną, intensywną potrzebą, której nigdy nie rozumiał.

W tym pierwszym przypadku obojętność Pana była przygnębiająca. Lachlan robił wszystko, by poprawić mu nastrój. Starał się go rozśmieszyć, zaprosić do wspólnego oglądania filmów lub po prostu usiąść obok i być. Niestety, te próby często kończyły się irytacją Kenji’ego, który zazwyczaj ucinał rozmowy krótkim: Daj mi spokój albo: Idź do siebie.

W drugim przypadku Lachlan czuł się nieswojo. Kenji, w tym dziwnie intensywnym stanie, był niemal przerażający. Wtedy wolał schować się w swoim pokoju, czekając, aż Panu po prostu przejdzie.

Właśnie. Miał tu swój własny kąt z wygodnym łóżkiem, biurkiem, szafą i regałem pełnym książek, które Kenji kupował mu zawsze, gdy tylko o jakiejś wspomniał. Lachlan uśmiechnął się mimowolnie na tę myśl. Uwielbiał czytać i czuł, że znalazł tutaj coś, czego wcześniej mu brakowało. Miejsce, w którym był bezpieczny, gdzie spotkało go tak wiele dobroci.

Rozmyślając o tym podjął decyzję, że kiedy Pan skończy swoją pracę, zajmie się nim najlepiej, jak potrafi. Nawet jeśli będzie w tym swoim dziwnym stanie. A zacznie od przygotowania kolacji. Przecież takie zabiegi, które nie raz trwały nawet kilka godzin, musiały być wyczerpujące.

Zjadł gruszkę w kilku pośpiesznych gryzach, nie chcąc, żeby się zmarnowała, po czym zabrał talerzyk do kuchni, gdzie zajął się przygotowaniem posiłku. Pamiętał też, że Kenji miał ochotę napić się wieczorem piwa, więc zawczasu postawił na stole szklankę, by o nim nie zapomnieć.


Tymczasem Kenji pochylał się nad pobitym mężczyzną, którego twarz była niemal nie do rozpoznania. Na jego czole pojawiła się głęboka zmarszczka a spojrzenie pełne irytacji wyraźnie sygnalizowało niezadowolenie. Westchnął ciężko i rzucił pod nosem serię soczystych przekleństw.

- Ile razy mam wam to powtarzać? – warknął, patrząc na grupkę mężczyzn stojących z tyłu. – Gdzie mam wyciąć tę pieprzoną rogówkę, skoro jedno oko jest kompletnie zapuchnięte a drugie zalane krwią? Myślicie, że jestem magikiem? Czy chirurgiem cudotwórcą?

Dwaj mężczyźni, którzy wlekli ofiarę, spojrzeli na siebie skonsternowani. Jeden z nich, wyraźnie zestresowany, próbował wytłumaczyć sytuację.

- Przepraszamy, Panie Kenji. Dopiero po... siłowej sugestii dowiedzieliśmy się, co jest aktualnie potrzebne – przyznał.

Kenji rzucił mu chłodne spojrzenie, po czym odwrócił się i zaczął oglądać drugie oko, w którym popękały naczynka, nie szczędząc kolejnego ciężkiego westchnięcia.

- Siłowa sugestia, ładnie powiedziane – mruknął. – Przypomnę wam, że ostatnio było to samo. Skopaliście gościa po brzuchu a potem chcieliście żebym wyciął mu nerkę i wątrobę. Jak go otwarłem to z organów wewnętrznych nie było co zbierać. Zamiast świeżej nerki mieliśmy trupa do uprzątnięcia

Lider grupy, stojący trochę z boku, spuścił wzrok, ale po chwili wyprostował się i przeprosił.

- Zrozumiano, Panie Kenji. Pouczę swoich ludzi, żeby przykładali do tego większą uwagę. Obiecuję, że to się nie powtórzy – powiedział z mocą.

Kenji parsknął, nawet na niego nie patrząc.

- Już to słyszałem – rzucił z ironią. – Za każdym razem to samo gadanie, ale efektów brak. Następnym razem wyrzucę was na zbity pysk. I to dosłownie – zagroził.

Przyjrzał się jeszcze raz zapuchniętemu oku mężczyzny, ledwo co mogąc rozchylić powieki.

- Dobra, trudno – stwierdził w końcu, rozmasowując kark. – Usunę powieki i zrobię to, co mogę. Jak zwykle ratuję wam tyłki

Odwrócił się do grupy, wskazując drzwi prowadzące do drugiego pomieszczenia.

- Czekajcie tam. Drzwi na prawo. Zrobiliśmy z tego poczekalnię, więc usiądźcie, napijcie się kawy, cokolwiek. Ale nie kręćcie mi się po sali zabiegowej

Mężczyźni wymienili spojrzenia a potem, nie próbując protestować, skierowali się do drugiego pomieszczenia. Kenji odprowadził ich zirytowanym wzrokiem, po czym wrócił do stołu operacyjnego.

Jego wzrok prześlizgnął się po wyposażeniu, które tak dobrze znał. Musiał przyznać, że Drake zrobił mu przysługę, kupując ten dom i pamiętając o jego wiecznych narzekaniach, że członkowie yakuzy zawsze pałętali mu się po mieszkaniu podczas operacji.

Teraz piwnica była jego azylem i miejscem pracy, choć nie można było powiedzieć, że było to miejsce komfortowe dla każdego. Poza nowoczesną salą operacyjną i umywalnią wyposażoną w sterylizatory i niezbędne przybory, była też poczekalnia. Znajdowały się tam fotele, stolik i ekspres do kawy. Wszystko po to, by zająć tych goryli i trzymać ich z dala od Kenji’ego w czasie jego pracy.

Lekarz westchnął ostatni raz, zakładając rękawiczki i przygotowując narzędzia oraz usypiając pacjenta, który i tak był nieprzytomny. Nie chciał jednak, żeby ocknął mu się w trakcie tak delikatnej operacji. Jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż czuł irytację, która tylko narastała, gdy spoglądał na zmasakrowanego człowieka na stole.

Kiedyś rzucę to w cholerę – pomyślał, choć wiedział, że były to jedynie puste słowa.

Odejście z yakuzy było równoznaczne z wyrokiem śmierci. I nie miało tu znaczenia, że przyjaźnił się z siostrzeńcem głowy klanu. Z resztą, Drake też by mu tego nie darował. W końcu wyciągnął go z więzienia właśnie po to, żeby dla nich pracował. Ich przyjaźń miała tu jedynie promil znaczenia, ale nie miał mu tego za złe.

Kenji przebrał się w sterylną odzież, umył dokładnie ręce i założył rękawiczki, sprawdzając jeszcze ostatni raz, czy na wózku zabiegowym ma wszystko co było mu potrzebne. Podał pobitemu środek znieczulający. Przez ułamek chwili pomyślał, że przydałby mu się anestezjolog, albo chociaż pielęgniarka. Albo w ogóle druga para rąk do pomocy. Przez myśl przeszedł mu Lachlan, ale natychmiast odrzucił te rozważania. Nie chciał wplątywać chłopaka w to bagno.

Stanął przy stole operacyjnym i włączył wiszące nad nim lampy. Zimne, ostre światło wypełniło pomieszczenie, uwydatniając makabrycznie pokiereszowaną twarz jego pacjenta. Rysy twarzy były ledwo widoczne pod krwią i opuchlizną, ale Kenji nie potrzebował dokładnego obrazu, by wiedzieć, co robić. Wykonywał takie zabiegi setki razy, dzięki czemu jego ruchy były mechaniczne, niemal bezwiedne a mimo to precyzyjne.

Zaczął od dezynfekcji skóry wokół oczu, choć wiedział, że dla mężczyzny, który znalazł się tu z powodów dalekich od medycznych, higiena nie była priorytetem.

Zwykły pacjent chciałby zachować wzrok, ale temu tutaj to już raczej wszystko jedno – pomyślał z chłodnym dystansem.

Pierwszym krokiem było usunięcie powiek, co było szybkim zadaniem. Skalpel ciął cienką skórę bez oporu, oddzielając ją od tkanek. Kenji pracował tak, jakby kroił coś zupełnie martwego, bo w jego oczach ten człowiek już dawno stracił status osoby.

- Gałka i tak nie będzie chroniona. Muszę ją usunąć – mruknął do siebie, sięgając po narzędzia do enukleacji.

Zacisnął zęby, próbując ignorować cichy oddech mężczyzny. Nie lubił, kiedy dłużnicy byli świadomi podczas takich zabiegów, ale ich wierzyciele rzadko przejmowali się dawkowaniem środków przeciwbólowych czy uspokajających. Do szewskiej pasji doprowadzało go tłumaczenie się z wydatków z tym związanych i wyjaśnienia, że znieczulenie jest niezbędne. Co by zrobił, gdyby jegomość z otwartą jamą brzuszną nagle mu się obudził i zobaczył własne flaki na stole? Ale jego szefom wiecznie było drogo, gdy przychodziło do płacenia za jego usługi.

Kenji doliczał sobie co prawda pokaźny procent, poza kosztem zużytych materiałów, ale było to jego prawo do cholery. W końcu to on brał na siebie odpowiedzialność i musiał myśleć o wszystkim. Nawet o tym, co stanie się z pozostałościami. Tak jak w tym przypadku. Otwarta błona w gałce ocznej i brak powieki prowadziłoby do wylania się oka. Gdyby przyszył na oczodół płat skóry, by go zamknąć, doszłoby do zakażenia a to oznaczało problemy dla wszystkich.

- Jeśli umrze, jak do cholery ściągną z niego resztę forsy? – narzekał, nie przerywając pracy.

Gałka oczna została odłączona od mięśni i nerwu wzrokowego przy pomocy specjalistycznych nożyczek i kleszczyków. Praca była szybka, ale dokładna. Teraz Kenji mógł przejść do właściwej procedury. Odłożył narzędzia na metalową tackę i sięgnął po te bardziej precyzyjne, okulistyczne. Przeniósł się z okiem na niewielki stoliczek i zabrał za usunięcie rogówki. Musiał przyznać, że było to dziecinnie proste, gdy gałka nie siedziała w oczodole.

Cichy brzęk narzędzi odbijał się echem od sterylnych ścian sali operacyjnej. Był to dźwięk, który Kenji znał tak dobrze, że niemal go nie zauważał. W kilka chwil wyciął rogówkę i umieścił ją w specjalnie przeznaczonym do tego pojemniczku, wypełnionym płynem, by przetrwała podróż do biorcy.

Kiedy tę część zabiegu miał już z głowy, odchylił się na krześle, na którym siedział i rozprostował kręgosłup z cichym jękiem. Chyba robił się za stary na tę robotę. Zauważał, że coraz szybciej się męczył. Ta pomoc rzeczywiście by mu się przydała, ale nie zniósłby obecności innej osoby w swojej sali operacyjnej. Z resztą, wplątywanie w to kolejnej osoby było zwyczajnie ryzykowne.

Odetchnął sobie chwilę i wrócił do nieprzytomnego mężczyzny. Zajął się dokładnym oczyszczeniem oczodołu, starając się ograniczyć ryzyko infekcji. W jego pracy nawet najmniejsze niedopatrzenie mogło mieć poważne konsekwencje a on wolał unikać niepotrzebnych komplikacji.

Kiedy oczodół był czysty zaszył sprawnie rany po powiekach. Mając w dłoniach igłę i nić, po chwili namysłu opatrzył pacjentowi też resztę twarzy. Zwykle tego nie robił, ale dziś miał akurat taki kaprys. Nawet nastawił mu złamany nos i wsadził w nozdrza sączki. Może, w innych okolicznościach, gość byłby mu nawet za to wdzięczny.

Po zakończeniu operacji Kenji zdjął rękawiczki i rzucił je na brudny wózek obok, który przeznaczony był na użyte narzędzia, waciki i tym podobne. Jednym słowem na wszystko co powinno zostać zutylizowane bądź ponownie wysterylizowane.

Spojrzał na mężczyznę leżącego na stole.

- Przeżyjesz tylko dlatego, że ktoś ma z ciebie jeszcze jakąś korzyść – powiedział półszeptem, wyłączając lampy nad stołem operacyjnym.

Podał mężczyźnie kroplówkę z płynami, by wypłukać z jego organizmu środek znieczulający i poszedł się umyć, próbując oczyścić umysł. Wiedział, że ludzie czekający w poczekalni nazywali go chirurgiem, który zawsze dostarczał to, czego od niego oczekiwano. Ale czasami, gdy kończył, czuł się bardziej jak rzeźnik niż lekarz.


Kenji odprowadził gości do drzwi. Zanim wyszli, wygłosił im jeszcze krótką reprymendę, oświadczając dobitnie, że nie będzie tolerował więcej błędów takich jak dziś. Kiedy w końcu zamknął drzwi za ich plecami, oparł się o nie czołem i westchnął głęboko. Operacja, choć rutynowa, pozostawiła go zmęczonym a irytujące niedogodności jeszcze bardziej nadwątliły jego cierpliwość. Przymknął oczy na chwilę, pozwalając sobie na moment ciszy i spokoju.

Dopiero gdy wciągnął w płuca smakowity zapach unoszący się w powietrzu, zmarszczył brwi. Głód przypomniał o sobie boleśnie a aromat sprawił, że poczuł lekkie ukłucie ciekawości. Wyprostował się i ruszył w stronę kuchni, zastanawiając się, co też ten rudzielec znów wymyślił.

Stanął w progu i przez chwilę przyglądał się Lachlan’owi, który pochylał się nad piekarnikiem. Chłopak z uwagą dźgał pieczeń widelcem, sprawdzając jej miękkość. Na jego twarzy malowało się coś pomiędzy skupieniem a odrobiną niepewności. Kenji mimowolnie się uśmiechnął, widząc tę scenę.

Zwykle po skończeniu swoich szemranych obowiązków wracał do pustego, zimnego domu, pełnego niechcianych wspomnień. Teraz jednak, po przeprowadzce, nie tylko otoczenie się zmieniło. Miał wrażenie, że coś w nim samym również zyskało nowe, niewielkie, ale odczuwalne światło. Może to obecność rudzielca miała na niego taki wpływ?

- Co tak pysznie pachnie? – zapytał w końcu, przerywając ciszę.

Lachlan aż podskoczył, zaskoczony jego obecnością. Oblał się delikatnym rumieńcem, jakby został przyłapany na czymś niewłaściwym.

- Chciałem zrobić pieczeń jagnięcą, ale... mieliśmy tylko wieprzowinę – zaczął tłumaczyć się nieco nieskładnie, nerwowo bawiąc się widelcem. – Nie wiem, jak to się stało, ale chyba ją trochę przeciągnąłem... wyszła twarda – dodał, przygryzając dolną wargę.

Kenji podszedł bliżej, unosząc brew.

- Daj zobaczyć – powiedział, sięgając po widelec i sam nakłuwając mięso.

Przyjrzał się pieczeni i sprawdził jej strukturę, po czym rzucił chłopakowi lekko zrezygnowane spojrzenie.

- No, nie będę kłamał, trochę przeciągnąłeś. Ale pachnie świetnie, więc i tak ją zjemy. Jestem cholernie głodny – przyznał.

Lachlan rozpromienił się, jakby te słowa rozmyły jego wcześniejsze obawy.

- Naprawdę? – zapytał a jego oczy zalśniły radością. – W takim razie proszę, usiądź do stołu a ja podam kolację

Kenji pokręcił głową, spoglądając na niego z lekkim pobłażaniem.

- Daj spokój, jakoś radziłem sobie sam do tej pory. Korona mi z głowy nie spadnie, jeśli pomogę ci nakryć do stołu – stwierdził.

Lachlan znów się speszył, spuszczając wzrok.

- Chcę sprawić pa… ci przyjemność – powiedział cicho, ale z determinacją. – Wiem, że jesteś zmęczony

Kenji przyglądał mu się przez chwilę a potem westchnął, poddając się.

- W porządku – odparł, siadając przy stole. – Ale lepiej się postaraj, bo będę oceniał, jak w restauracji – rzucił żartobliwie.

Lachlan zaśmiał się cicho, ciesząc się z przyzwolenia. Zabrał się do nakładania potraw z nową energią, najwyraźniej dumny, że może obsługiwać Pana.


Po skończonej kolacji Kenji rozsiadł się wygodnie na kanapie, poklepując się po brzuchu z wyraźną satysfakcją.

- Zaraz pęknę – powiedział.

Lachlan, który właśnie postawił przed nim wysoką szklankę z piwem, usiadł na swojej ulubionej pufie obok stolika.

- Cieszę się, że ci smakowało – odparł z uśmiechem. – Następnym razem postaram się nie przesuszyć mięsa - zaraz dodał z odrobiną zażenowania.

Kenji spojrzał na niego a w jego oczach pojawiła się nuta ciepła.

- Następnym razem pokażę ci, jak zrobić dobrą pieczeń – powiedział, unosząc szklankę z piwem do ust. – Mięso najlepiej zamarynować dzień wcześniej i zostawić na noc w lodówce. Wtedy zawsze wychodzi idealne

Rudzielec pokiwał głową, uważnie słuchając, choć jego wzrok przesunął się na szklankę w dłoni mężczyzny. Skrzywił się przy tym lekko.

- Nie wiem, jak możesz to pić – powiedział z nieskrywanym obrzydzeniem. – Piwo jest gorzkie i w ogóle śmierdzi – stwierdził.

Kenji zaśmiał się szczerze, odstawiając szklankę na stolik.

- Do niektórych smaków trzeba dorosnąć – odpowiedział z nutą rozbawienia. – Ale jeśli wolisz coś słodszego to w barku stoi likier pistacjowy- zaproponował.

Lachlan uniósł brwi, zastanawiając się przez chwilę. Raczej nie miał doświadczenia z alkoholem. Sylwestra u Pana Akihito źle wspominał, bo po szampanie miał kaca, choć wypił go niewiele. Ale uznał, że skoro mają dziś wolny dzień to czemu nie.

Podniósł się z pufy, podszedł do barku i wyciągnął mały kieliszek na krótkiej stopce. Wlał do niego porcję pistacjowego likieru a potem wrócił na kanapę. Usiadł obok Pana i lekko stuknął swoim kieliszkiem w jego szklankę z piwem.

- Na zdrowie – rzucił z uśmiechem.

Kenji uniósł brew, ale odwzajemnił gest, stukając szklanką w kieliszek chłopaka. Oboje upili swoich trunków a Lachlan zamlaskał, jakby próbował dokładniej zrozumieć smak likieru.

- Smakuje ci? – Kenji zapytał, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.

Lachlan skinął głową z entuzjazmem.

- Bardzo! – zawołał, upijając kolejny mały łyk. – Jest słodki i kremowy, idealny – zachwycał się.

Kenji uśmiechnął się, opierając głowę na oparciu kanapy.

- No to dobrze – mruknął. – Wiesz, z takim towarzystwem nawet wolny dzień może być całkiem znośny – przyznał po chwili.

Lachlan spojrzał na niego z wyraźnym zadowoleniem, czując, że jego drobny gest poprawił nastrój Pana.

Wieczór mijał im w zaskakująco beztroskiej atmosferze. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, od mało istotnych spraw codziennych po zabawne sytuacje, które wspólnie przeżyli. Telewizor lecący w tle, emitował jakiś teleturniej, którego prowadzący wydawał się bardziej zabawny niż powinien, co mogło być efektem alkoholu, który mącił ich umysły. Śmiech Lachlan’a wypełniał salon a Kenji, choć bardziej powściągliwy, również co chwilę uśmiechał się pod nosem.

Jednak, kiedy zegar wskazał godzinę, o której zwykle zaczynali przygotowania do spania, mężczyzna spojrzał na Lachlan’a.

- Idź się umyć – powiedział, odkładając pustą szklankę po piwie na stolik. – I przynieś olejek

Chłopak skinął głową, wstając z kanapy. Wiedział, że to część ich wieczornego rytuału, choć nie przepadał za nim. Udał się do łazienki, wziął szybki prysznic a potem sięgnął po buteleczkę olejku stojącą na półce. Przebrał się w swoją piżamę, prostą, bawełnianą koszulkę i krótkie spodenki i wrócił do salonu.

Kenji czekał na kanapie, nalewając sobie nową porcję trunku. Lachlan podał mu olejek bez słowa a potem usiadł obok. Z westchnieniem zdjął koszulkę, odsłaniając swoje plecy. Kenji, jak zwykle, zatrzymał na nich wzrok trochę za długo. Przejechał spojrzeniem po zroszonej bliznami skórze, jakby oceniając ich stan.

- Rany ładnie się zagoiły – odezwał się w końcu.

Rudowłosy tylko skinął głową, nie odwracając się. Słyszał, jak Pan wylewa na dłonie olejek i rozciera go, zanim dotknie jego pleców. Chłodne, gładkie dłonie zaczęły wcierać preparat w jego skórę, wykonując powolne, dokładne ruchy.

Pan powtarzał mu, że muszą nawilżać jego blizny, bo w innym razie mogą pojawić się twarde zrosty, które w dłuższej perspektywie będą utrudniać mu poruszanie się.

Lachlan westchnął bezgłośnie. Wierzył w to, co mówił Kenji. Przecież nie miał powodu, by go okłamywać. Mimo to nie mógł pozbyć się uczucia niepokoju. Wiedział doskonale, że Pana podniecał widok śladów przemocy na jego skórze.

Kenji nie jest jak pan Choi – przypomniał sobie, próbując się uspokoić. – Nigdy nie dał mi powodu, by myśleć, że chce ode mnie czegoś więcej – powtarzał.

To prawda, Kenji nigdy nie próbował wykorzystać go w żaden sposób. Wręcz przeciwnie, w chwilach, gdy sam, nauczony przez tresurę Choi, próbował inicjować cielesne zbliżenia, Kenji wściekał się i wyrzucał go z pokoju, czasem niemal na granicy furii.

Mimo to, kiedy dłonie Pana dotykały jego pleców nadzwyczaj długo, czuł się po prostu niezręcznie. Czasem miał wrażenie, że Kenji nie robi tego wyłącznie z medycznej konieczności.

Może to tylko moja wyobraźnia? – zastanawiał się, zaciskając dłonie na materiale spodni.

Kenji nie odzywał się przez cały proces, skupiając się na swoim zadaniu. W jego ruchach była dokładność, niemal pedantyczna troska. Gdy wreszcie skończył, odsunął się i oparł o kanapę, przecierając dłonie szmatką.

- Gotowe – powiedział krótko a jego głos znów przybrał neutralny ton. – Możesz się ubrać

Lachlan szybko wciągnął koszulkę i usiadł prosto, cicho dziękując. Kenji rzucił mu krótkie spojrzenie, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zrezygnował. Obaj w ciszy wpatrzyli się w telewizor, w którym właśnie zaczynał się kolejny teleturniej. Jednak poprzednia wesołość już ich opuściła i raczej nie zamierzała powrócić.

Lachlan zerkał ukradkiem na Kenji’ego, próbując skupić się na teleturnieju, ale jego myśli błądziły gdzieś daleko. Obserwował, jak Pan siedzi na kanapie, wyciągnięty wygodnie, ze swobodnym spojrzeniem wbitym w ekran.

Czemu nie mogę być taki jak on? – pomyślał z lekkim wyrzutem do samego siebie.

Nie chciał się do tego przyznać, ale życie, które prowadził u Choi, zostawiło po sobie ślady nie tylko na jego ciele, ale i w głowie. Tresura w tamtym miejscu sprawiła, że jego ciało bywało nadmiernie pobudzone, niezależnie od tego, czy tego chciał, czy nie. Ostatnimi dniami budził się każdego ranka z nieznośnym napięciem i postawionym namiotem w spodniach.

Wpojony mu zakaz masturbacji, którego Choi pilnował z sadystyczną precyzją, wciąż tkwił w nim głęboko. Nawet teraz w nowym domu, gdzie miał o wiele więcej swobody, coś w środku powstrzymywało go przed spuszczeniem sobie z krzyża. Zimne prysznice, które brał regularnie, pomagały tylko na chwilę, ale nie przynosiły prawdziwej ulgi.

Lachlan wciągnął głęboko powietrze, próbując odepchnąć te myśli. Wiedział, że jest tylko jeden sposób, by ulżyć sobie w tej sytuacji a polegał on na poproszeniu o to Pana. Jednak równie dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź. Kenji miał swoje zasady i nigdy nie dotknąłby go w ten sposób.

Chłopak westchnął cicho i wsunął dłonie między kolana, zaciskając uda, jakby to mogło pomóc mu się uspokoić. Skierował wzrok z powrotem na telewizor, próbując zrozumieć, o co chodziło w emitowanym teleturnieju. Mimo to jego myśli wciąż uciekały w stronę nabrzmiewającego problemu.

Na plecach wciąż czuł delikatne mrowienie i ciepło, które pozostawiły dłonie Kenji’ego. Miał wrażenie, że skóra tam, gdzie dotykał go Pan, jest bardziej wrażliwa, bardziej żywa. Zacisnął dłonie mocniej między kolanami, próbując odegnać rosnące napięcie, którego nie potrafił już znieść.

W końcu, jakby w desperackim geście, odwrócił się w stronę Pana. Zamrugał, zamierając w bezruchu, bo Kenji właśnie wyciągał dłoń w jego stronę, najwyraźniej zauważając jego zmagania. Obaj zastygli na chwilę a w pokoju zapadła niezręczna cisza. Kenji cofnął rękę i odchrząknął cicho.

- Chyba powinniśmy już kłaść się spać – powiedział spokojnie, choć w jego głosie pobrzmiewała nuta napięcia.

Lachlan przytaknął cicho, spuszczając wzrok. Ale zanim mężczyzna wstał z kanapy, niespodziewanie rzucił się na niego, siadając mu okrakiem na kolanach. Nim Pan zdołał zareagować, złączył ich usta w nieporadnym, chaotycznym pocałunku.

Kenji instynktownie objął go wokół talii, oddając pocałunek, ale zaraz poczuł, jak chłopak drży. Natychmiast go odsunął, łapiąc delikatnie za jego ramiona.

- Przestań – powiedział cicho, ale stanowczo. – Nie zmuszaj się. Ile razy mamy wałkować tę samą rozmowę?

- Nie zmuszam się! – Lachlan wykrzyknął, patrząc na niego żarliwie. – Sam tego chcę!

Kenji spojrzał na niego z widocznym sceptycyzmem.

- Na pewno? – rzucił chłodno. – Dlatego trzęsiesz się jak galareta?

Lachlan zamarł a potem opuścił głowę. Jego ciało rozluźniło się, jakby całkiem się poddało i po chwili zsunął się z kolan mężczyzny.

- Przepraszam – wyszeptał, unikając jego spojrzenia.

Kenji przyglądał mu się przez chwilę w milczeniu. W końcu westchnął ciężko, przeciągając dłonią po twarzy.

- Lachlan – zaczął, tonem znacznie łagodniejszym. – Ja po prostu nie chcę zrobić ci krzywdy

Rudzielec nieśmiało uniósł wzrok. Jego oczy były wilgotne, ale w spojrzeniu czaiła się szczerość.

- Ufam ci – powiedział cicho, ledwo słyszalnie. – Możesz zrobić ze mną, co chcesz…

Słowa te sprawiły, że Kenji zesztywniał. Jego oczy zwęziły się a szczęka drgnęła lekko, zdradzając tłumioną złość.

- I właśnie o to mi chodzi! – warknął, unosząc głos. – Nie możesz mi ufać, Lachlan. Tak naprawdę mnie nie znasz. Wpojono ci chore posłuszeństwo i tyle. Nie chcę, żebyś szedł ze mną do łóżka, bo tak cię nauczono

Lachlan uśmiechnął się smutno, choć w jego oczach pojawiła się oszczędna radość.

- I właśnie dlatego ci ufam – powiedział miękko. – Inny Pan już dawno wziąłby to, czego chce. Nie przejmowałby się tym, co czuję

Słowa te uderzyły Kenji’ego jak cios. Zacisnął zęby, odwracając na chwilę wzrok a potem warknął pod nosem coś niezrozumiałego. Zanim rudowłosy zdążył zareagować, chwycił go za nadgarstek i pociągnął w kierunku swojej sypialni.

- Chodź – mężczyzna rzucił krótko a jego ton nie pozostawiał miejsca na sprzeciw.

Chłopak podążył za nim bez cienia sprzeciwu. Kenji wprowadził go do swojej sypialni i wskazał na łóżko.

- Usiądź tutaj – polecił krótko. – Zaczekaj chwilę – jego ton był spokojny, choć wciąż nosił w sobie cień stanowczości.

Rudzielec posłusznie usiadł na brzegu łóżka, nerwowo splatając dłonie na kolanach. Mężczyzna wyszedł z pokoju i udał się do łazienki. Szum wody świadczył o tym, że myje się w pośpiechu. Już po kilku minutach wrócił, owinięty jedynie ręcznikiem przewieszonym przez biodra. Wilgotne włosy opadały mu na czoło a krople wody wciąż błyszczały na jego ramionach.

Stanął przed Lachlan’em, przyglądając mu się uważnie. W jego spojrzeniu nie było śladu gniewu, jedynie ostrożność i wyczekiwanie.

- Rozmyśliłeś się? – zapytał, jego głos był spokojny, ale miał w sobie coś, co sprawiało, że pytanie zabrzmiało niemal jak wyzwanie.

Lachlan spuścił wzrok, zaciskając uda mocniej, jakby próbował ukryć swoją erekcję. Po chwili, z widocznym zażenowaniem, rozluźnił się i odsłonił swoje napięcie.

- Nie – odpowiedział cicho, głosem drżącym od wstydu.

Kenji zaśmiał się cicho, ale w jego śmiechu nie było kpiny. Ujął delikatnie podbródek chłopaka, zmuszając go, by spojrzał mu w oczy.

- Jeśli w jakimkolwiek momencie poczujesz się zagrożony, albo coś cię zaboli, masz mi natychmiast o tym powiedzieć. Rozumiesz?

Lachlan skinął głową, ale jego ruch był niepewny, co nie uszło uwadze Kenji’ego. Mężczyzna westchnął i wywrócił oczami, odchylając głowę do tyłu.

- W tej kwestii jednak nie mogę ci ufać – mruknął. – Więc zrobimy to inaczej

Położył się na łóżku, kładąc głowę na splecionych ze sobą dłoniach i spojrzał na chłopaka z wyczekiwaniem. Jego postawa była swobodna, niemal prowokacyjna, ale w jego spojrzeniu czaiła się zachęta a nie rozkaz.

- Co mam robić? – Lachlan zapytał, wyraźnie nie rozumiejąc, co Pan miał na myśli. Jego głos brzmiał niepewnie, niemal na zagubiony.

Kenji uśmiechnął się lekko.

- Wszystko, na co masz ochotę – odparł. – Ja będę tylko leżał. Zostawiam ci wolną rękę. Jeśli chcesz, możesz mnie nawet związać, jeśli to sprawi, że poczujesz się bezpieczniej

Lachlan wytrzeszczył oczy a jego twarz wyrażała czyste zdumienie.

- Co? – wyjąkał, niemal zapominając, jak się oddycha. – Ale… Panie…

Kenji uniósł brew, spoglądając na niego z lekkim rozbawieniem, przymykając oko na tytuł, którego nie znosił w jego ustach.

- Nigdy nie przyszło ci do głowy, że jakiś Pan może oddać kontrolę swojemu niewolnikowi? – zapytał z nutą ironii, celowo prześmiewczo wypowiadając tytuły, którymi zapewne powinni się nazywać. – Może właśnie tego potrzebujesz, Lachlan. Odrobiny władzy. Spróbuj. Nie ugryzę

Chłopak przez chwilę wpatrywał się w niego, jakby nie wierzył własnym uszom. Nigdy wcześniej nie spotkał się z czymś takim. W głowie miał mętlik, ale w spojrzeniu Kenji’ego nie dostrzegał żadnej pułapki, jedynie wyraźną cierpliwość i otwartość.

Lachlan przygryzł wargę, czując, jak stres ściska mu gardło. W głowie próbował odtworzyć lekcje u pana Choi, przypominając sobie wszystko, co było związane z zaspokajaniem biernego Pana.

To nie może być trudne – myślał, powtarzając sobie, że wystarczy podążać za wyuczonymi nawykami, skupić się na przyjemności Kenji’ego, wyłączając swoje własne emocje.

Ale czy Pan naprawdę mógł chcieć właśnie tego? Ta myśl wywołała w nim chwilowe zawahanie. Nie. Kenji wielokrotnie pokazał mu, że różni się od wszystkiego, czego nauczył się u Choi. Nie wymagał od niego bezwarunkowego posłuszeństwa, nie dążył do kontrolowania go w każdy możliwy sposób. I choć rudzielec nadal nie mógł wyrwać się z więzów przeszłości, to wiedział, że musi wreszcie przełamać ten mur.

Pamiętał, jak wyglądało jego życie przed utratą wolności. W tamtym świecie seks nie był aktem pełnym przemocy, a czymś, co niosło wzajemną przyjemność.

Choi wypaczył mi wszystko – pomyślał z goryczą.

Ale Kenji… Kenji chciał czegoś innego. Chciał dać mu przyjemność. Dać ją im obu.

Lachlan wziął głęboki oddech i niepewnie wspiął się na łóżko na czworakach. Powoli usiadł na udach mężczyzny, czując, jak jego serce wali jak oszalałe. Patrzył na ciało pod sobą, pozwalając sobie na chwilę, by przyjrzeć się każdemu szczegółowi. Kenji nie był muskularnym kulturystą, ale jego mięśnie były wyraźnie zarysowane, zdradzając siłę, która tkwiła w jego ramionach i torsie.

Z wahaniem przesunął opuszkami palców po klatce piersiowej mężczyzny, odkrywając gładkość skóry i twardość mięśni pod nią. Jego dłonie zatrzymały się na brzegu ręcznika. Zadrżał, ale po chwili wahania zsunął materiał, odsłaniając resztę ciała Kenji’ego.

Zamarł na chwilę, czując, jak oddech mu przyspiesza a myśli wirują w głowie niczym tornado. W zwyczajnych okolicznościach po prostu przeszedłby do tego, co znał. Zaspokojenia Pana ustami. Ale to nie były normalne warunki. Albo może właśnie były normalne? Kenji chciał czegoś innego. Chciał, by Lachlan skupił się także na sobie. By sprawił przyjemność im obu.

W tym momencie rudowłosy zaczął rozumieć, że intymność to coś więcej niż spełnianie czyichś oczekiwań. To odkrywanie siebie nawzajem, dzielenie się chwilą, w której obie strony są równie ważne.

Kenji obserwował go, pozwalając na każdy ruch. W jego spojrzeniu nie było cienia nacisku, tylko cierpliwość i akceptacja. Lachlan wiedział, że Kenji nie oczekiwał niczego, że był moment to, w którym to on miał decydować, co się wydarzy.

I po raz pierwszy od dawna poczuł się na prawdę wolny.

Rudzielec, wiedziony instynktem, przesunął się wyżej i ujął oba ich członki, poruszając na nich niepewnie dłonią. W pierwszej chwili nie poczuł nic szczególnego, traktując tę czynność jako coś machinalnego. Jednak słysząc westchnienie mężczyzny, pełne zadowolenia, aż zadrżał, czując mrowienie w podbrzuszu.

Kenji wpatrywał się w jego rumianą twarz z nieodpartym pożądaniem, ale, tak jak obiecał, nie ruszył się nawet o milimetr. Lachlan spojrzał na ich lśniące od preejakulatu penisy. Miał nieodpartą ochotę zasmakowania jednego z nich. Nie dlatego, że ktoś mu kazał. Po prostu szczerze tego chciał.

Pochylił się więc i musnął wargami usta Kenji’ego. Ten odwzajemnił krótki pocałunek i odchylił głowę w tył, gdy usta chłopaka przeniosły się na jego szyję. Lachlan obdarowywał go gorącymi pocałunkami, wilgocią tworząc ścieżkę ku jego przyrodzeniu.

Kenji, odruchowo wczesał palce we włosy chłopaka, czując jego ciepłe usta na swoim członku. Jednak od razu cofnął rękę, zaciskając palce na pościeli. Nie chciał, żeby Lachlan czuł się do tego przymuszany. Musiał jednak przyznać, że chłopak wyczyniał takie cuda językiem, że nie trzeba było wiele czasu, by doszedł do granic wytrzymałości.

Gdy był już bliski dojścia a jego pulsujący penis, był tego najlepszym dowodem, Lachlan nieoczekiwanie szarpnął go boleśnie za jądra i wyprostował plecy, oblizując lubieżnie usta. Kenji aż usiadł, zaskoczony obrotem spraw. Chłopak zaśmiał się, widząc jego minę i popchnął go lekko w tors, kładąc na powrót.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę – poprosił gorączkowym szeptem, ocierając się pośladkami o jego nabrzmiałe krocze.

Złączył ich usta w chaotycznym pocałunku, ale nagle coś się zmieniło. W jednej chwili ciepło i intymność chwili ustąpiły miejsca nieproszonej fali wspomnień. Przebłyski z przeszłości uderzyły go niczym lodowata woda. Oczyma wyobraźni znów był w podziemiach kasyna Choi, gdzie wszystko było inne. Zimne, mroczne, bezosobowe i wyprane z uczuć.

Zamrugał gwałtownie, jakby chciał odgonić te obrazy, ale one wciąż powracały. Przesycone były szorstkimi głosami, ostrymi rozkazami i brutalnym dotykiem, który nigdy nie dawał mu wyboru. W jego głowie znów rozbrzmiało echo kroków na pustych korytarzach i metaliczny zgrzyt zamykanych drzwi cel. Pamiętał, jak chłodne były te pomieszczenia, jak każdy gest, każde słowo było wypełnione okrucieństwem i wymuszoną uległością.

W jego głowie pojawiła się scena: jasne światło nad jego głową, zimna powierzchnia stołu pod plecami, ciężar ciała, które go przygniatało i ten okropny, pozbawiony emocji głos. To był tylko ułamek sekundy, ale wystarczył, by poczuł, jak serce mu przyspiesza a gardło ściska się w panice.

Był już bliski rozpaść się na kawałeczki, gdy niespodziewanie objęły go ciepłe ramiona, przytrzymując jego istnienie w całości. Lachlan zamrugał, wracając do rzeczywistości. Odetchnął głęboko, próbując się uspokoić. Kenji nie pytał, po prostu głaskał go po głowie, długimi, powolnymi pociągnięciami.

- Przepraszam – chłopak wyszeptał w końcu, spuszczając wzrok, jakby bał się, że mężczyzna dostrzeże w jego oczach to, co widział w wyobraźni.

Twarz Kenji’ego była spokojna, choć w spojrzeniu pojawiła się nuta zaniepokojenia.

- Lachlan – powiedział cicho, ale poważnie. – Jesteś tutaj. Ze mną. Nikt cię nie skrzywdzi. Jeśli nie jesteś gotowy, możemy po prostu przestać. Nic się nie stanie – zapewnił.

Te słowa przebiły się przez mgłę wspomnień, jak promień światła przedzierający się przez ciemne chmury. Rudzielec spojrzał na niego i kiwnął lekko głową, czując, jak ciepło powoli wypiera zimno strachu. Jednak obok niego pojawił się pewien rodzaj gniewu. Chłopak wściekał się sam na siebie. Przecież chciał tego a Kenji dawał mu przestrzeń do własnego wyboru, do spełnienia własnych potrzeb i fantazji.

Miał dość bycia marionetką w cudzych rękach. Dość poddawania się woli innych. Nadszedł czas by sam o sobie decydował.

Wyplątał się z objęć bezpiecznych ramion Kenji’ego i z determinacją spojrzał mu w twarz. Miał przed sobą mężczyznę, który zwrócił mu wolność, który z całych sił starał się wspierać go w nowej drodze, wskazując subtelnie kierunek, który wydawał mu się najlepszym wyborem. Nie narzucał mu go. Nie zmuszał do uległości. Byli sobie całkowicie równi.

Lachlan pchnął go stanowczo i oblizał dwa palce. Nie czekając na jego reakcję sięgnął między jego nogi i odnalazł ciasny pierścień odbytu. Nazbyt dobrze wiedział, czym mogły skończyć się takie zabawy, bez wcześniejszego przygotowania. Nawilżył więc wejście mężczyzny, nim wepchnął w nie palec.

Ruchy chłopaka nagle nabrały pewności. Jego dłonie, wcześniej nieśmiałe i drżące, teraz dotykały Kenji’ego z niespodziewaną śmiałością. Rudzielec pochylił się nad nim a jego spojrzenie było skupione, pełne determinacji, jakiej Kenji się nie spodziewał. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy to naprawdę ten sam dzieciak, który chwilę wcześniej wyglądał, jakby miał ochotę uciec.

Lachlan nie powiedział ani słowa, ale jego ciało mówiło wszystko. Jego ruchy były coraz bardziej odważne a spojrzenie coraz intensywniejsze. Kenji uniósł mimowolnie brwi a jego usta drgnęły, jakby miał coś powiedzieć, ale słowa uwięzły mu w gardle. Zamiast tego obserwował, jak rudzielec przejmuje inicjatywę w sposób, który zupełnie nie przypominał wcześniejszej uległości. To był ktoś nowy. Ktoś, kto próbował odnaleźć siebie.

- Lachlan – odezwał się w końcu, ale jego głos był bardziej zduszony niż by chciał.

Możliwe, że kolejny palec, który zagłębił się w jego odbycie, miał z tym coś wspólnego. Chłopak spojrzał na niego a w jego oczach Kenji dostrzegł coś, co przyprawiło go o elektryzujący dreszcz. To nie był strach ani niepewność. To była chęć. Prawdziwe, szczere pożądanie. Jak mógł mu tego odmówić?

Kenji, przyzwyczajony do kontrolowania sytuacji, teraz leżał pod nim, zdając sobie sprawę, że to Lachlan podejmował decyzje. To była nowość, coś, czego nie spodziewał się doświadczyć w ich relacji tak szybko. Mimo to nie przerwał, nie odsunął się. Pozwolił chłopakowi działać, chcąc zobaczyć, dokąd ten nowy zapał ich zaprowadzi.

Nieoczekiwany prąd przeszył całe jego ciało, od czubka głowy aż po koniuszki palców stóp. Rudzielec najprawdopodobniej odnalazł właśnie jego czuły punkt i niestrudzenie korzystał z nowej wiedzy, stymulując intensywnie to miejsce. Kenji zaparł stopy o pościel, unosząc bezwiednie biodra, jakby chciał uciec od tej przyjemności. Jednak Lachlan chwycił go za członek i szybkimi ruchami dłoni niemal przyszpilił go do łóżka.

Kenji nie wiedział już, czy odczuwa ból, upokorzenie, czy przyjemność. Emocje mieszały się w nim, tworząc kakofonię rozkoszy. Nie potrafił pojąć, kiedy znaleźli się w tym punkcie. Przecież dopiero co siedzieli na kanapie, oglądając głupie programy w telewizji.

Zachłanny pocałunek zamknął jego usta, tłumiąc w nim kolejne jęki przyjemności i słowa sprzeciwu, które jednak nie przedostawały się przez jego ściśnięte szokiem gardło. Z jednej strony nie chciał powstrzymać zapału tego chłopca, który jeszcze kilka minut temu drżał niczym listek na wietrze, przerażony perspektywą ich seksu a teraz tak śmiało sobie z nim poczynał, wręcz pożerając go wzrokiem płonącym od pożądania. Z drugiej jednak, perspektywa bycia na dole, trochę go przerażała. Ale co szkodziło mu spróbować?

Alkohol, który krążył w żyłach ich obu, zdawał się dodawać im śmiałości. Kenji rozluźnił się ostatecznie i rozchylił zachęcająco nogi. Twarz Lachlan’a była rumiana niczym dojrzałe jabłuszko, ale wstyd nie mógł go powstrzymać. Ujął swój penis i wprowadził go w gorące wnętrze mężczyzny.

- O kurwa – wymsknęło się Kenji’emu, gdy poczuł w odbycie obce ciało, którego zdecydowanie nie powinno w nim być.

Mimo, że chłopak wypieścił go należycie, to mięśnie zwieracza i tak zacisnęły się instynktownie. Widząc jednak, że rudzielec krzywi się z bólu, Kenji zmusił się, by rozluźnić odbyt, wyrzucając sobie, że nawet w tej kompilacji mógł przecież wyrządzić mu krzywdę.

Lachlan sapnął a ich oczy spotkały się na moment. Chłopak uśmiechnął się i poruszył biodrami, wykradając kolejny, pełen namiętności pocałunek. Twarz mężczyzny, wykrzywiona w przedziwnej przyjemności, pobudzała go do granic.


Kenji leżał na łóżku, wpatrując się z otępieniem w sufit. Jego ciało było dziwnie rozdarte. Z jednej strony czuł ból, gdyż nadwyrężony tyłek nieprzyjemnie przypominał o aktywności, do której nie był przyzwyczajony. Z drugiej strony, jego jądra pulsowały od przyjemności, jakiej dawno nie doświadczył. Zupełnie jakby jego ciało nie potrafiło się zdecydować, co powinno teraz czuć.

Umysł Kenji’ego znajdował się w równie dziwnym stanie. Chaos myśli kłębił się w jego głowie a on próbował go uporządkować. Lachlan, ten niepewny rudzielec, nagle przejął kontrolę w sposób, którego nigdy by się po nim nie spodziewał. A jednak… chyba nie miał nic przeciwko temu.

Spojrzał na leżącego obok chłopaka. Lachlan spał głęboko. Jego oddech był spokojny a ciało zupełnie rozluźnione. Kenji przyglądał mu się przez chwilę, zastanawiając się, czy to alkohol, czy może emocje i zmęczenie sprawiły, że tak szybko odpłynął. W każdym razie, cokolwiek to było, rudzielec wyglądał teraz niczym dziecko. Niewinnie, spokojnie, jakby świat nie miał dla niego żadnych zmartwień.

Kenji przesunął dłonią po jego ramieniu, czując ciepło skóry pod palcami. Głaskał go powoli, aż sam poczuł, że zaczyna mu być zimno. Z westchnieniem usiadł, krzywiąc się nieco na ból, który przeszył jego dolną część pleców. Sięgnął po zmiętą kołdrę, leżącą na podłodze i niedbale okrył nią ich obu.

Nie chciał na razie myśleć o tym, co się wydarzyło.

To nie na moją głowę – pomyślał.

Jutrzejszy poranek mógł przynieść niewygodne pytania, wątpliwości i potrzebę rozmowy, na którą teraz nie miał siły. Obawiał się, że wszystko, co zbudowali tej nocy, mogłoby się rozsypać, jeśli nie podejdzie do tego ostrożnie. Ale były to rozważania na jutro. Teraz był zbyt zmęczony.

Lachlan poruszył się nagle, mrucząc coś niezrozumiale przez sen. Ułożył się wygodniej, wtulając twarz w ramię Kenji’ego. Mężczyzna uśmiechnął się, czując delikatne ciepło tego gestu. Pochylił się i pocałował chłopaka w skroń, zatrzymując się na moment, by wciągnąć w płuca zapach jego włosów.

- Może jednak poranek nie będzie taki zły – mruknął cicho, zanim pozwolił, by zmęczenie w końcu pokonało i jego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz