Mick zbiegł w pośpiechu na parter zatrzymując się dopiero u dołu schodów. Przez to wszystko zapomniał o obecności Lachlan'a i zmieszał się, gdy tylko go zobaczył. Chcąc ukryć zakłopotanie uśmiechnął się do chłopaka, który siedział na brzegu kanapy cały spięty, jakby właśnie został przyłapany na jakimś przestępstwie.
- Czemu nie włączyłeś sobie telewizora? – spytał starając się nadać swojemu głosowi swobodny ton, ale jego oczy uciekały na boki, byle uniknąć wzroku rudzielca.
Rakuran spojrzał na leżący na stoliku pilot, jakby oczekiwał, że martwy przedmiot odpowie za niego.
- P-pan nie wydał mi pozwolenia... - odpowiedział cicho.
Mick westchnął ciężko, zerkając na zegar na ścianie.
- Kolacji też pewnie nie zjadłeś...? – bardziej stwierdził niż spytał. – Wstawaj, przygotujemy coś – zdecydował, odkładając miseczkę po rosole do zmywarki.
Gdy zamykał jej drzwiczki zaklął w myślach, słysząc kroki dochodzące z piętra. Wolałby nie musieć mierzyć się w tym momencie z wkurzonym Drake'iem i wyjaśniać z nim, co właściwie robili razem w łóżku w jego sypialni. Dodatkowo w obecności trzeciej osoby. Jednak mężczyzna wydawał się równie zakłopotany sytuacją co on sam.
Drake, przeczesując włosy palcami, rozejrzał się po apartamencie, jakby chciał rozeznać się w sytuacji. Napotykając spojrzenie Mick'a skrzywił się. Gdy dojrzał rudowłosego chłopaka aż westchnął a zmarszczka na jego czole tylko się pogłębiła.
- Mick do pokoju. Masz odpoczywać – rozkazał tonem nie pozostawiającym miejsca na sprzeciw.
Mimo to chłopak spojrzał wymownie na zegar wskazujący osiemnastą dwadzieścia. Drake też zdawał sobie sprawę z wczesnej pory, ale nie miał ochoty go teraz widzieć. Musiał poukładać sobie w głowie sytuację, jaka wydarzyła się między nimi. Urywki wspomnień z tego popołudnia w ogóle w niczym mu nie pomagały. Pamiętał, że usiadł na kanapie a jego ciało ogarnęła dziwna niemoc. Gdy magicznie znalazł się w łóżku ktoś uporczywie nim potrząsał a następnie łyżka rosołu znalazła się w jego ustach. Gdzieś na pograniczu świadomości była też twarz Mick'a, jego spokojny głos, ciepło, gdy go obejmował. Zapach szamponu...
- Jazda na górę! – podniósł głos, gdy chłopak wciąż stał jak słup soli.
Dopiero to zadziałało. Rzucił jeszcze rudzielcowi pełne niepokoju spojrzenie i zniknął za drzwiami swojego pokoju. Drake odetchnął i usiadł na kanapie, poklepując miejsce obok siebie. Był zmęczony i rozdrażniony, ale musiał wypełnić swoje obowiązki jako Pan. Na szczęście Rakuran od razu zrozumiał nieme polecenie i znalazł się tuż obok. To wywołało uśmiech na jego twarzy. Czasem chciałby, by Mick był tak posłuszny. Niezbyt często, ale mógłby choć udawać, że się stara.
Co do samego rudzielca, musiał wyjaśnić mu kilka rzeczy. Zdawał sobie sprawę, że czynił to trochę po nie w czasie, ale cóż. Dobrze, że w ogóle to robił. Dzieciak i tak był nadmiernie zestresowany ostatnimi wydarzeniami. Nie chciał dodawać mu stresu, gdyby nieoczekiwanie dowiedział się jutrzejszego dnia, co zamierza z nim zrobić.
Mick oparł się plecami o ścianę w pokoju i nasłuchiwał głosów przez uchylone drzwi pokoju. Celowo nie zamknął ich do końca, chcąc mieć jakiś wgląd w sytuację na dole. Nie robił tego bynajmniej z ciekawości a raczej by móc zareagować, gdyby sprawy przybrały nienajlepszy obrót. Nie łudził się, że ich Pan nie skorzysta z okazji by wypróbować niewolnika, za którego zapłacił krocie. W hotelu w Seulu już to zademonstrował, gdy kazał Lachlan'owi zrobić sobie loda.
- Zdejmij koszulkę
Skrzywił się mimowolnie, słysząc polecenie Drake'a. Zakładał co prawda, że właśnie to się stanie, ale... Sam nie wiedział czego oczekiwał. Może tego, że Drake nie okaże się jednak niewyżytym pawianem? Serce zaczęło mu bić szybciej, gdy wyobraził sobie jak rudzielec obnaża się przed Panem bez żadnych oporów. Nieświadomy tego, co może go czekać. A może wręcz za bardzo świadomy i w pełni na to gotów, po miesiącach spędzonych w podziemiach kasyna.
- Zimne? – Drake spytał nieco rozbawionym głosem.
- Odrobinę – Lachlan odpowiedział z typową dla siebie nieśmiałością.
Mick pchnął lekko drzwi i wyjrzał ukradkiem na zewnątrz. Ze zdumieniem odkrył, że Drake po prostu aplikował chłopakowi przepisaną maść. Aż odetchnął z ulgą i skarcił się w myślach, za te niedorzeczne podejrzenia. Po cichutku zamknął drzwi i zsunął się po ścianie, siadając na podłogę. Wciąż słyszał głosy dobiegające z dołu, ale nie rozumiał już słów.
Drake zapewne tłumaczył chłopakowi zasady panujące w domu i wyznaczał mu obowiązki. Mick mimowolnie wrócił wspomnieniami do pierwszych dni pobytu w apartamencie Pana. Był przerażony a jednocześnie zdeterminowany, by uciec stąd za wszelką cenę. A teraz?
Rozejrzał się po pokoju, który nazywał swoim. Pozbierał się z podłogi i poszedł do łazienki. Napełnił wodą kubeczek, w którym stała jego pasta do zębów i szczoteczka. Podlał nią dracenę Henryka, stojącego na parapecie, po czym usiadł przy biurku i zajrzał do pająka. Ptasznik nie wydawał się głodny, ale jemu też polał świeżej wody na spodeczek, który stał w rogu terrarium. Dotknął go, sprawdzając, czy nie będzie miał nic przeciwko jeśli weźmie go na ręce. Pająk zbadał jego palec przednimi odnóżami i sam chętnie wszedł na jego dłoń.
Mick sięgnął po nową komórkę i zrobił włochatemu stworzonku kilka zdjęć, zaskoczony jak dobry aparat posiadał ten telefon. Mógł zrobić niesamowite zbliżenie na żuwaczki ptasznika i policzyć jego cztery pary oczu. Zafascynowany nawet nie usłyszał, gdy ktoś wszedł do pokoju. Aż podskoczył, gdy kątem oka dostrzegł ruch.
- Lachlan! Pukaj stary – skarcił rudzielca, usiłując złapać pająka, który spadł mu na blat biurka.
Rakuran odskoczył z piskiem, gdy ptasznik biegł w jego kierunku. Na szczęście Mick zdążył go chwycić, nim spadł z brzegu biurka i umieścić z powrotem w terrarium. Obaj odetchnęli, choć z różnych powodów.
- Przepraszam, będę pukał – rudowłosy chłopak zapewnił, stawiając na biurku talerzyk z kanapkami i kubek parującej herbaty. – Pan kazał przynieść ci kolację
- Ty to przygotowałeś? – Mick spytał z ciekawością, upewniając się, że wieko terrarium jest dobrze zamknięte.
- Nie. Pan... Ale pomagałem... - Rakuran przyznał nieśmiało, nie spuszczając ostrożnego spojrzenia z ptasznika.
Mick wgryzł się w kanapkę i chwilę przeżuwał.
- Nie lubisz pająków, co? – spytał, widząc jak młodszemu cierpnie skóra na karku.
- Dopóki siedzi zamknięty nie mam z nim problemu... - Rakuran przyznał, wyłamując sobie palce, aż stawy strzeliły.
Wyglądał na bardziej niepewnego i zdenerwowanego niż zazwyczaj. Spojrzenie obydwu powędrowało w stronę drzwi, zza których dobiegł ich odgłos kroków. Zdaje się, że Drake wrócił do swojej sypialni.
- Dostałeś pokój gościnny? – Mick spytał, zapijając posiłek czarną, mocną herbatą z sokiem malinowym.
- Nie, Pan kazał mi spać na kanapie...
Mick uniósł brew, nieco zdziwiony, ale wolał tego nie komentować. Wyczuwał, że chłopak nie ma ochoty stąd wychodzić. Czyżby w obawie przed ich Panem? Ale przecież Drake nie zrobił jak dotąd nic niewłaściwego. A może zaprosił go do pokoju znajdującego się za obitymi skórą drzwiami? Z jakiegoś powodu nie potrafił wyobrazić sobie, by Drake chciał zabrać tam tego delikatnego chłopaka.
- Jadłeś już?- spytał, chcąc przerwać ciszę.
Czuł się nieco dziwnie, gdy Lachlan przyglądał się jak on sam je.
- Tak... - Rakuran odpowiedział cicho, opuszczając wzrok.
Wyraźnie zbierał się na odwagę, by o coś spytać. Mick nie zamierzał go popędzać. Przynajmniej miał czas by dokończyć kolację. Choć atmosfera była dziwna.
- Mick... - rudzielec zaczął niepewnie. – Wiesz coś może o Kenji'm? Tym lekarzu, który badał nas rano?- spytał z pewną nadzieją.
Mick dopił herbatę po czym wzruszył ramionami.
- Niewiele. To przyjaciel naszego Pana i... lubi karaoke – wyznał z uśmiechem, przypominając sobie tamten wieczór, gdy razem śpiewali po pijaku. – Dlaczego o niego pytasz?
Rakuran przygryzł wargi, jakby zastanawiał się, czy wolno mu zdradzić to o czym rozmawiał z Drake'iem.
- Pan powiedział..., że to on docelowo będzie moim właścicielem. O-odda mu mnie jutro rano... - wyznał, jąkając się nieco.
Mick wytrzeszczył oczy w zdumieniu, ale, choć trudno było mu się do tego przyznać, poczuł niebywałą ulgę. Więc Rakuran nie zostanie z nimi na stałe. To była rewelacyjna wiadomość! Bywały dni, że nie miał sił by zadbać o samego siebie. Nie wyobrażał sobie, że musiałby jeszcze pilnować rudzielca, by nie naraził się niczym ich Panu. On sam stąpał nieraz po bardzo cienkim lodzie jego cierpliwości, wciąż badając tak naprawdę grunt i granice, które mógł naginać.
Lachlan przygryzał wargę zaniepokojony swoją przyszłością. Pamiętał dotyk Kenji'ego podczas badania i dreszcze, jakie wywołało w nim jego zachowanie. Mick chciał dodać mu otuchy, powiedzieć, że nie mógł lepiej trafić, ale nim słowa opuściły jego nierozważne usta, ugryzł się w język.
Tak naprawdę nie znał zbyt dobrze Kenji'ego. Może i mieszkał u niego przez kilka dni, ale ich relacje nie wykraczały poza zwykłe tolerowanie swojej obecności na jednym terenie. Nie mógł powiedzieć, że jakkolwiek go zna. Co, jeśli przedstawiłby go w samych superlatywach a rzeczywistość okazałaby się zupełnie inna? Co, jeśli Kenji byłby jeszcze gorszym pojebem i sadystą niż Drake? Nie mógł przecież tego wykluczyć.
A gdyby naopowiadał mu bajek mógłby mieć mu to później za złe. Ostatecznie poklepał chłopaka po ramieniu, nie mogąc dać mu nic więcej.
- W takim razie powinniśmy kłaść się spać. Chodź, pokaże ci skąd wziąć pościel – zaproponował.
Pomógł Rakuran'owi zasłać kanapę, by nie poplamił jej maścią i ewentualnymi wyciekami z ran na plecach, po czym, nim udał się do swojego łóżka, polecił mu, żeby nie myślał o jutrzejszym dniu zbyt wiele. Wiedział, że będzie to trudne, ale przecież i tak nie mieli wpływu na własne życia. Byli tylko zabawkami w cudzych rękach.
Mick siedział przy kuchennej wyspie, powoli popijając kawę, podczas gdy Naomi, siedząca naprzeciwko niego, z pozornym spokojem przeglądała coś na telefonie. Oboje udawali, że nie słyszą podniesionych głosów, które dochodziły zza drzwi sąsiedniego pokoju. Kłótnia między Drake'em a Kenji'm wyraźnie nabierała na sile, ale żadne z nich nie miało zamiaru wtrącać się w sprawy, które ich nie dotyczyły.
Naomi, z kamiennym wyrazem twarzy, powoli upiła łyk herbaty, podczas gdy Mick pogrążył się we własnych myślach, obracając w dłoniach kubek. Wspominał poranek, gdy obudził Rakuran'a, żeby razem przygotowali śniadanie. Chociaż wciąż odczuwał pewne zmęczenie, uznał, że trzeba wrócić do starej rutyny, skoro wrócili już do Japonii. Przygotowanie posiłku poszło zaskakująco szybko. Rakuran zdawał się doskonale adaptować do nowego miejsca, mimo początkowej nieśmiałości. Kiedy miał przed sobą jasny cel, jakim było upichcenie śniadania, działał niezwykle sprawnie.
Kiedy w końcu usiedli razem z Panem do stołu, atmosfera była spokojniejsza niż Mick się spodziewał. Drake, o dziwo, pozwolił im zjeść razem. Jego uwaga była skierowana na nich, ale wydawało się, że jest bardziej rozbawiony niż zirytowany. Mick pamiętał moment, gdy sięgnął po miskę z twarożkiem i nałożył nieco na talerz Rakuran'a. Chłopak spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, jakby chciał zapytać, co robi. Mick odpowiedział mu tylko krótkim, dyskretnym pomrukiem, jakby mówił „nie pytaj, po prostu jedz".
Wspomnienie tamtej chwili wywołało u Mick'a delikatny uśmiech, choć szybko zniknął, gdy do jego uszu dotarł jeszcze głośniejszy huk z pokoju obok. Naomi jedynie wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od ekranu komórki.
- Czasem mam wrażenie, że to ich ulubiony sposób komunikacji – powiedziała cicho, głosem pełnym sarkazmu.
Mick kiwnął głową w milczeniu, zastanawiając się, jak długo ta sytuacja jeszcze potrwa. I czy z rudzielcem na pewno wszystko jest w porządku.
Rakuran stał natomiast pod ścianą, bojąc się nawet wziąć głośniejszy oddech. Nie był już pewien, od czego właściwie zaczęła się sprzeczka jego obecnego i „niedoszłego" Pana. Chyba od tego, że Kenji'emu nie spodobał się nowy dom. W jego mniemaniu był zbyt nowoczesny i zdecydowanie za drogi. Drake uspokajał go, że pokrył część kosztów, po sprzedaży jego starego domu i żeby traktował to jako prezent świąteczny.
Od słowa do słowa Kenji zorientował się, że to Drake wykupił ziemię, na której stał jego rodzinny dom. Z jakiegoś powodu, nie spodobało mu się to. A już żarty Pana, że zamierza zburzyć tę ruderę i postawić tam sklep typu konbini, rozjuszyły lekarza do tego stopnia, że skończyli właśnie w tej sytuacji. Tylko dlaczego on musiał być jej świadkiem? Czy nie mógł zostać w kuchni z Mick'iem?
- Powinieneś okazać choć odrobinę wdzięczności, wiesz?! Zadbałem nawet o osobiste wyposażenie! – Drake uniósł głos, wściekłym gestem wskazując na roztrzęsionego chłopaka, stojącego pod ścianą, jakby został wyznaczony do rozstrzelania.
Rakuran skulił ramiona, nie marząc o niczym innym, jak o tym, by wciągali go we własne spory. Najchętniej uciekłby stąd jak najdalej albo stał się niewidzialny.
- Ja pierdole, Drake! To człowiek! Nie krzesło! Nie możesz mi go po prostu dać! – Kenji nie pozostawał mu dłużny.
- Tak, człowiek, na sprzedaż. Jest znacznie lepszy niż domowa służba. Nie musisz mu płacić a i tak posprząta, ugotuje i jeszcze da ci dupy, jak będziesz miał ochotę!
- Czy tobie się już całkiem mózg odkleił?! Nie chce mieć psa, a co dopiero człowieka! Nie jestem taki ja t...!- Kenji zatrzymał się w porę.
Drake ściągnął brwi a jego postawa nagle nabrała groźnego wyrazu. Wyglądał niczym dzikie zwierzę, gotujące się do ataku.
- Dokończ... - spokój jaki wybrzmiał w jego głosie przyprawił Rakuran'a o dreszcze.
- Nie jestem taki jak ty Drake... - Kenji odpowiedział, spuszczając nieco z tonu.
- Nie? – Drake spytał z kpiącym śmiechem. - W sumie masz rację. Ja nie mam w piwnicy jebanej sali chirurgicznej, w której usuwam ludziom organy, na zlecenie organizacji mojego wuja. A tak przy okazji, tu masz lepszy odpływ, nie będzie się już zapychał flakami. Za to też nie musisz dziękować – powiedział z przekąsem.
Kenji przestąpił nerwowo z nogi na nogę.
- To nie to samo. Ci ludzie spłacają w ten sposób swoje długi. Sami wpakowali się w to bagno. Byli świadomi ryzyka, pożyczając od was kasę. Nie możesz tego ze sobą zrównywać
- Ach tak? To może spytamy rudzielca, jak wpakował się w łapy Choi? Wierzysz, że był grzecznym chłopczykiem, którego spotkało w życiu trochę pecha? – Drake zaproponował, głosem ociekającym fałszywą, słodką naiwnością.
Rakuran pobladł, niemal wtapiając się w ścianę za swoimi plecami, gdy spojrzały na niego dwie pary rozjuszonych gniewem oczu. Jego własne w sekundę napełniły się łzami. Nie chciał tu być, nie chciał brać w tym udziału. Nie chciał opowiadać o swojej przeszłości, którą już dawno pogrzebał, godząc się z rolą, jaka została mu narzucona. Wracanie do przeszłości niosło za sobą tylko więcej bólu.
Myśl o konieczności powrotu do tych chwil, opowiadania o nich, jeszcze raz przeżywania tego koszmaru, sprawiła, że ogarnęła go fala paniki. Nie był gotowy, żeby wspominać to, co się stało. Zaczął drżeć, a jego ciało zareagowało automatycznie, jakby chciało się schować przed napierającą rzeczywistością.
Cofnął się w róg pokoju, skulony, próbując zniknąć z pola widzenia. Gwałtowne oddechy przerodziły się w histeryczny szloch. Łzy płynęły mu po twarzy, a ręce trzęsły się, jakby kompletnie nie miał nad nimi władzy.
- Proszę... — wyszeptał, niemal bezgłośnie, jakby błagając, żeby nie zmuszali go do mówienia.
Kenji, który jeszcze chwilę temu był wściekły, teraz zamarł, widząc stan, w jakim znalazł się rudzielec. Jego twarz złagodniała, a gniew ustąpił miejsca współczuciu. Wiedział, że obaj z Drake'iem posunęli się zbyt daleko.
Powoli podszedł do chłopaka i kucnął przy nim. Nie powinien go w tej chwili dotykać, ale musiał zrobić cokolwiek. Pogłaskał go więc po głowie, szybkimi ruchami i zostawił go w spokoju, dając mu przestrzeń i czas na zapanowanie nad sobą.
Drake przyglądał się temu spektaklowi z pewną dozą odrazy. Wedle jego standardów sytuacja była dość patetyczna, ale może Rakuran pogrywał sobie z jego przyjacielem, usiłując wzbudzić w nim współczucie? Pewnie sam przewidywał, że jeśli Kenji go nie zechce, jego przyszłość zostanie pogrzebana.
- Jeśli go nie chcesz to możesz od razu zabrać go na dół i wypróbować na nim nowe narzędzia – rzucił obojętnie w przestrzeń, jakby to nic nie znaczyło.
Kenji obejrzał się na niego wzburzony, ale ugryzł się w język, nie chcąc jeszcze bardziej zaogniać sytuacji. Przyjrzał się płaczącemu chłopakowi, jeszcze raz rozważając propozycję przyjaciela. Słowa Drake'a nie były tylko czczą groźbą. Ludzie, którzy nie przedstawiali dla jego organizacji żadnej wartości kończyli martwi. Zabijani w ten czy inny sposób.
Kenji starał się uspokoić, choć słowa Drake'a wciąż brzmiały mu w uszach. Jego spojrzenie powróciło do Rakuran'a, który wciąż trząsł się i płakał. Blizny na plecach rudzielca, które widział wcześniej, wróciły do jego myśli. Były równiutkie, niemal eleganckie, jakby ktoś zadał sobie wiele trudu, aby ich kształt i linie były symetryczne. Kenji, mimo swojej złości, poczuł coś dziwnego, coś, czego dawno nie odczuwał. Przyjemne łaskotanie w podbrzuszu.
Starał się przekonać sam siebie, że Rakuran mógłby być miłym dodatkiem do jego życia, wyrywając go nieco z tej rutyny, w którą popadł. Wracałby po pracy do domu, w którym ktoś czekałby na niego z gotową kolacją. Witałby go na progu z autentycznym szczęściem. Myśl ta, chociaż przyjemna, wydawała mu się wręcz absurdalna. Jaką rolę mógłby odgrywać ten chłopak? Prawie jak żona... albo wierny pies...
Z tym ostatnim porównaniem Kenji miał największy problem. Uderzało w jego poczucie moralność. Bo Rakuran, mimo wszystko, był człowiekiem. A on nie mógł tak po prostu traktować go jak narzędzie, jak coś, co mógł wykorzystać, kiedy tylko zechce. Ale Drake, swoim cynicznym i brutalnym podejściem, mącił mu w głowie. Czy tak naprawdę różnili się aż tak bardzo? Kenji starał się przekonać samego siebie, że nie jest jak Drake, ale jego moralne dylematy powoli się rozmywały. Zastąpione wizją przyjemnych chwil, które mógł spędzić razem z Rakuran'em.
Patrząc na przerażonego chłopaka, Kenji westchnął, zdając sobie sprawę, że podświadomie już podjął decyzję.
- Dobrze, zatrzymam dom... I chłopaka także...
Drake uśmiechnął się triumfalnie, skinieniem głowy dając znać rudzielcowi, że świetnie się spisał. Rakuran uniósł właśnie głowę i przetarł zapłakane oczy nadgarstkiem. Dziękując z całych sił nowemu Panu, wtulił się w niego i uśmiechnął ukradkiem do Drake'a. Pan Choi jednak miał rację, że kiedyś przyda mu się gra aktorska, by zmiękczać serca przyszłym Panom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz