Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

41.

Mick siedział obok Drake'a w samochodzie, wpatrując się w zmieniający się krajobraz za szybą, ale jego myśli krążyły wokół czegoś zupełnie innego. Z każdą mijającą minutą narastał w nim niepokój. Powrót do apartamentu i perspektywa zostania sam na sam z Drake'iem napawały go dziwnym, trudnym do zdefiniowania lękiem. Nie chodziło nawet o to, że Pan mógł zrobić z nim, co tylko by chciał, bo przecież mógłby to zrobić nawet przy obecności Rakuran'a. Ale zostanie samemu z Drake'em, bez jakiejkolwiek formy buforu, takiego jak obecność innej osoby, budziło w nim obawy.

Mick zawsze czuł się bardziej spięty, kiedy byli we dwóch. Drake miał nad nim władzę, której nie mógł się w pełni przeciwstawić, a bycie samemu sprawiało, że ta przewaga wydawała się jeszcze bardziej przytłaczająca. Każde słowo, każdy gest wydawał się wtedy niczym stąpanie po polu minowym. Napady gniewu Pana były tak nieprzewidywalne. Głowa wciąż nieco go ćmiła i nie miał ochoty mierzyć się dziś z jego humorami.

Czuł, jak narasta w nim poczucie bezsilności. Wiedział, że nie może tak naprawdę uciec od swojego losu. Może, gdyby to było inne życie, inna rzeczywistość, miałby wybór. Ale tutaj, w tej grze, wybory należały do Drake'a, a on był tylko figurą na szachownicy. Chyba już całkiem się z tym pogodził.

Rozmyślając zsunął się nieco z siedzenia, opierając skroń o drzwi auta i przymykając oczy, jakby morzył go sen. Wyprostował się jednak natychmiast, gdy wjechali w podziemny parking znajdujący się pod ogromnym szpitalem. Nie bardzo rozumiał, dlaczego przyjechali akurat tutaj. Czyżby mieli załatwić jeszcze coś dla Kenji'ego?

- M-mam też iść, sir? – spytał, widząc, że Drake opuszcza samochód.

Mężczyzna ściągnął brwi. Mick wychwycił ten ułamek sekundy zwłoki, który świadczył o jego niepewności w podjęciu decyzji, co było do niego niepodobne.

- Chodź – zezwolił mu.

Mick wysiadł z drugiej strony i podreptał grzecznie za Panem do windy, która zabrała ich na czwarte piętro tego kompleksu. Nim drzwi się otwarły Drake spojrzał na niego surowym wzrokiem.

- Nie odzywasz się i trzymasz wzrok nisko – rozkazał.

Chłopak zamarł, czując, jak fala niepokoju przemyka przez jego ciało. Pan rzadko bywał tak spięty, a skoro nawet on wydawał się podenerwowany, to coś zdecydowanie było nie tak. Natychmiast kiwnął więc głową, nie chcąc prowokować żadnych niepotrzebnych reakcji.

Gdy tylko wysiedli z windy, Mick od razu zrozumiał, gdzie się znaleźli. Korytarz był pełen członków yakuzy i to nie tego typu, których znał z otoczenia Drake'a, ale prawdziwych zabijaków, którzy przerażali go samym wyglądem. Ich intensywne spojrzenia, wytatuowane ciała i wyuczona czujność, były nieporównywalne do czegokolwiek, czego wcześniej doświadczył.

Jego serce przyspieszyło, a strach stał się fizyczną, lepką substancją, która otuliła go całego. Nieświadomie niemal przylgnął do pleców Pana, czyniąc z niego żywą tarczę, która miała ochronić go przed tymi górami mięsa, które patrzyły na niego niczym na nędzny paproch na dywanie. Jednak przed Drake'iem z szacunkiem ustępowali z drogi, by ostatecznie wpuścić ich do jednej z prywatnych, jak domyślił się Mick, sal.

Gdy drzwi zatrzasnęły się za jego plecami, odcinając mu jedyną drogę ucieczki, poczuł ucisk w klatce piersiowej, jakby ledwo mógł oddychać. Jego wzrok odruchowo trzymał się podłogi, zgodnie z rozkazem Pana. Mimo to widział niewyraźnie obraz osoby siedzącej w łóżku, którą otaczało kilku ochroniarzy i chuderlawy mężczyzna w garniturze, z okularami na nosie. Widząc Drake'a zabrał on tablet z kolan hospitalizowanego i stanął z boku, gotów wrócić do przerwanej czynności w każdej chwili.

Mick nie był jednak w stanie powstrzymać ciekawości. Zaryzykował jeden szybki rzut okiem na nieznajomego mężczyznę. Chociaż spojrzenie trwało sekundę, ten widok niemal odebrał mu oddech. To, co zobaczył, było na pozór niegroźne. Ot starzec z wątłym, pomarszczonym ciałem, okryty białą, szpitalną pościelą. Jednak coś w jego twarzy uderzyło go niczym fizyczny cios prosto w żołądek.

To były oczy. Oczy, które miały w sobie coś przeraźliwie znajomego. Szare, surowe, jakby wyprane z jakichkolwiek emocji, patrzyły w sposób, który mroził krew w żyłach. Przypominały mu te Drake'a, ale były jeszcze bardziej przejmujące, puste, oceniające, pełne zimnej, nieubłaganej władzy.

Mick poczuł, jak jego nogi zaczynają się trząść, a w klatce piersiowej narasta uczucie paraliżującego strachu. To nie był zwykły starzec. To ktoś, kogo moc i wpływy przewyższały wszystko, co do tej pory widział. Mężczyzna nie musiał nawet unosić głosu, by miał ochotę paść przed nim na kolana w jakimś instynktownym odruchu. Miał wrażenie, że tylko obecność Pana wciąż utrzymuje jego ciało w pionie. A może był to też lęk, który dosłownie go sparaliżował?

Staruszek wydał z siebie prychnięcie pełne pogardy.

- I po co cały ten cyrk? Nie musiałeś przyjeżdżać – odezwał się suchym głosem, pełnym niezadowolenia.

Drake napiął się wyraźnie na te słowa.

- Nie ufam Yutace – odpowiedział zerkając na mężczyznę w okularach, który wydawał się kompletnie niewzruszony sytuacją.

Starzec westchnął od niechcenia.

- Jak widzisz żyje i mam się dobrze. Wypiszą mnie do wieczora – odparował, wychylając się nieco z łóżka, by spojrzeć na chłopaka stojącego cicho pod drzwiami.

Zlustrował go od stóp do głów i pokiwał głową.

- Widzę, że zatrudniłeś nowego asystenta. To dobrze. Ten cały Kaoru od początku mi się nie podobał – stwierdził z aprobatą.

Drake zerknął przez ramie, krzywiąc się nieco, jakby zapomniał o obecności Mick'a.

- To tylko moja dziwka, wuju – oznajmił bez skrępowania.

Starzec uniósł posiwiałą brew.

- Masz fatalny gust, ale to nie moja sprawa, kogo bierzesz do łóżka – stwierdził z pewną dozą odrazy.

(tak, wiem, że w prawdziwej yakuzie relacje homoseksualne nie są dobrze widziane, ale to mój świat i moja opowieść xD)

Mick poczuł, jak palą go policzki, ale nie śmiał odezwać się nawet słowem. Czuł się jak mała myszka pośród stada szakali, które mogło rozszarpać go na kawałeczki, gdyby tylko wykonał nieopatrzny ruch. Starał się nawet nie słuchać dalszej wymiany zdań między mężczyznami, w obawie, że któryś z ochroniarzy uzna to za niewłaściwe.


Rozluźnił się dopiero, gdy wrócili do windy. Był tak skupiony na samym sobie, że nawet nie zorientował się, że Drake stał się dziwnie milczący. Znaczy, bardziej niż zwykle. Jakby głęboko nad czymś rozmyślał.

Gdy wsiedli na tylne siedzenie samochodu i wyjechali z parkingu odpalił terminarz na komórce i wcisnął mu ją w ręce.

- Potrafisz z tego korzystać? – spytał.

Mick spojrzał na telefon widząc, że w terminarzu znajdowało się mnóstwo wpisów. Jego palce drżały lekko, gdy przesuwał ekran, przeglądając zawartość. Po chwili skinął niepewnie głową.

- Myślę, że tak – odpowiedział.

Pan spojrzał na niego uważnie, jakby oceniał, na ile faktycznie mógł być pomocny.

- No to powiedz mi, czy mam na dzisiaj jakieś spotkania? – zapytał z pozorną obojętnością.

Mick włączył rozkład dnia, przygryzając ze zdenerwowania dolną wargę. Po chwili namysłu odpowiedział.

- Na czternastą ma pan spotkanie z... - przystanął na chwilę, mając pewne trudności z odczytaniem nazwiska, które widniało w kalendarzu – panem Moarai? – spytał.

Znaki kanji używane przy zapisie imion i nazwisk zawsze sprawiały mu najwięcej trudności. Drake kiwnął głową z aprobatą, jakby był zadowolony, że chłopak szybko opanował obsługę terminarza.

- Dobrze. Znajdź adres, pod który mamy jechać – polecił spokojnie.

Mick przeszukał szczegóły spotkania i po chwili odczytał adres. Zmrużył oczy, gdy zauważył dodatkową notatkę pod miejscem, w którym miało się odbyć.

- Trzeba zabrać zestawienie finansowe za zeszły miesiąc – dodał nieco niepewnie.

Drake zerknął jednym okiem na ekran i kiwnął głową.

- Mam je w biurze. Pojedziemy po nie po drodze. Jeśli będziesz potrzebował innych adresów, są w osobnej aplikacji – wyjaśnił po czym odebrał Mick'owi telefon i sam zaczął przeglądać resztę planu na dziś.

Po chwili zmarszczył brwi, zatrzymując wzrok na jednym z wpisów. O dwudziestej miał zjeść kolację z pewną kobietą, której wręcz nie trawił. Druga żona wuja, która uważała się za pępek świata. Za każdym razem, gdy ją widział, miał ochotę napluć jej w tę upudrowaną twarz. Nienawidził jej od dziecka i to z wzajemnością. Ale wuj uparcie oczekiwał, że poprawią swoje relacje.

- Odwołaj tę kolację – rozkazał chłopakowi.

Mick spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami, zaskoczony. Kompletnie nie rozumiał, co się właściwie działo.

- Dlaczego mam to robić? – zapytał nieco piskliwym głosem.

Drake spojrzał na niego kątem oka, jakby przez chwilę rozważał, czy powinien odpowiedzieć.

- Sprawdzam coś – przyznał. - Powiedz jej, że dzwonisz w moim imieniu i że nie zdołam dotrzeć na czas. Odezwę się jutro osobiście, żeby ustalić nowy, dogodny termin – zakończył, wyraźnie zniecierpliwiony, oddając Mick'owi telefon z wybranym już numerem.

Mick przełknął ślinę z trudem, ale zebrał się w sobie i wykonał polecenie. Kiedy po drugiej stronie telefonu rozległ się sygnał, serce waliło mu jak młot. W myślach przestudiował wszystkie grzecznościowe formuły języka japońskiego, których musiał użyć w takiej sytuacji. A nawet upewnił się zawczasu, z kim właściwie będzie rozmawiać.

Wybrał słowa z ogromną starannością, wiedząc, że w Japonii formy grzecznościowe i szacunek są kluczowe w takich rozmowach, szczególnie w środowisku, w jakim obracał się Drake. Nie miał zamiaru popełnić najmniejszego błędu.

Ostatecznie zadanie okazało się łatwiejsze niż mógł sądzić. Rozmowa automatycznie, lub też nie, została przekierowana do sekretarki, która okazała się bardzo formalna, ale jednocześnie sympatyczna z głosu. Przyjęła informację i po prostu się rozłączyła.

Mick odetchnął z ulgą i oddał komórkę Panu. Mężczyzna przejął urządzenie i zaznaczył kolację w terminarzu na inny kolor, co sugerowało jej unieważnienie. Milczał kilka chwil, jakby coś rozważał, po czym odwrócił się bardziej w jego stronę.

- Kaoru nie wróci do pracy przez co najmniej tydzień – oznajmił, jakby to było coś błahego. – Chce więc żebyś mi pomagał. Oczywiście nie zrzucę na ciebie wszystkiego. Naomi i Misaki dopilnują większości spraw. Ty na razie zajmiesz się organizacją mojego kalendarza

Mick zamarł, wstrząśnięty tą wiadomością. Nigdy nie wyobrażał sobie, że Drake mógłby w ogóle brać pod uwagę, by powierzyć mu takie obowiązki. Czy to nie dawałoby mu zbyt dużej swobody? Zbyt wielu okazji do kontaktu z „światem na zewnątrz" i możliwości poinformowania kogokolwiek o swojej sytuacji? Nie wiązało się z pewną dozą zaufania, jaką musiał go darzyć?

- Ja? – zapytał bezmyślnie, nie potrafiąc wyjść z szoku.

Drake, widząc jego zaskoczenie, bezceremonialnie wywrócił oczami.

- A wolisz zostawać sam w apartamencie? Nie będę miał czasu w najbliższych dniach, żeby się tobą zajmować – wyjaśnił, głosem nabierającym pewnych nut irytacji.

Mick wyobraził sobie, jak wyglądałyby te dni. Cichy apartament, w którym czas dłużył się w nieskończoność. Mógłby gnić bezczynnie przed telewizorem albo krzątać się po kuchni w oczekiwaniu, zastanawiając się, czy Pan wróci późnym wieczorem na kolację. Jeśli nie, jadłby ją samemu i kładł się spać w ogromnym, pustym mieszkaniu, za towarzystwo mając jedynie okaleczonego pająka i roślinkę na parapecie.

Samotność była przytłaczająca, a ciągłe nerwy związane z oczekiwaniem na jego powrót były niemal gorsze niż obecność samego Pana.

- Chyba... wolę pomóc, sir – zdecydował w końcu. – Tylko że nigdy nie pracowałem przy czymś takim. Nie wiem, czy sobie poradzę... - wolał uprzedzić zawczasu.

- Pokaże ci wszystko wieczorem, kiedy pojedziemy do biura. Tymczasem daj mi swój telefon, wgram ci kopię mojego kalendarza – Drake uspokoił go, wyciągając do niego rękę w oczekiwaniu.

Mick natychmiast wydobył komórkę z kieszeni bluzy i podał ją Panu. Ciche piknięcia powiadomień i terkot kół na drodze, były jedynym dźwiękiem, który towarzyszył im podczas dalszej jazdy.

Gdy dojechali do budynku należącego do Drake'a i on i Naomi wysiedli, by udać się po potrzebne dokumenty, Mick został w zamkniętym aucie, na parkingu. Z pewnym roztargnieniem przeglądał terminarz, aplikację ze spisem adresów i numerów telefonu poszczególnych kontrahentów oraz inne dane, jakie udostępnił mu Pan. Zastanawiał się przy tym, jak będą wyglądać najbliższe dni. Z każdą minutą czuł coraz większą presję, ale i ogromną szansę na jakiekolwiek zmiany.

Jego uwagę przyciągnął jednak wpis na ostatni dzień tygodnia. Napis głosił „odbiór pająka". Marszcząc brwi stuknął w szczegóły, ale notatka była pusta. Czy to oznaczało, że pozna właściciela tego stawonoga, którego Drake rozdeptał w kuchni, gdy chciał sobie z niego odrobinę pożartować?

Wyłączając aplikację zawiesił się na zdjęciu, które ustawił sobie zeszłego wieczoru na tapecie. Uroczy pyszczek włochatego stworzenia wpatrywał się w niego czterema parami oczu. Czy nie powinien uprzedzić Pana, że nowy pająk stracił odnóże, gdy urządził mu ludzkie rodeo po swojej sypialni? Jeśli jego prawowity właściciel to zobaczy, z całą pewnością nie da się nabrać na to, że jest to ten sam pająk, którego oddał mu po opiekę.

Słysząc głos Drake'a, który rozmawiał o czymś, idąc przez parking z Naomi, wyłączył komórkę i wbił wzrok w swoje kolana. Zapadł się też nieco w siedzeniu, jakby próbował zniknąć. Dobrze wiedział, że jeśli go zdenerwuje, może pożegnać się z rolą asystenta i znów zostanie uwięziony w apartamencie, z którego nie sposób było uciec.

Zdecydował, że poczeka jeszcze chwilę nim wyjawi Panu tę rewelację. Przecież mieli czas do końca tygodnia, żeby zakupić nowego ptasznika. Nie paliło się a w kalendarzu widział kilka okienek, które mogli wykorzystać na zakupy. W najgorszym razie poślą po niego któregoś z ludzi Drake'a.

- Po drodze zahaczymy o tę kawiarnię w śródmieściu. Mam ochotę na kawę i coś słodkiego – oznajmił mężczyzna, wsiadając do samochodu.

Mick uśmiechnął się na myśl o przekąsce, wypierając z głowy problemy, których nie był w stanie w tej chwili rozwiązać.

- Jak wypije jeszcze jedną to serce mi eksploduje – uprzedził.

Drake uśmiechnął się nieco zaczepnie.

- A kto powiedział, że ty cokolwiek dostaniesz? – spytał uszczypliwie.

Mick naburmuszył się zabawnie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz