Mick pociągnął nosem, wycierając przedramieniem mokrą od łez twarz. Podpierając się drzwi wstał z podłogi i dowlókł się do łazienki. Był obolały i zwyczajnie zmęczony. Chciałby, żeby Drake po prostu dał mu spokój na kilka dni, żeby miał choć cień szansy na pozbieranie się. Na poukładanie emocji i przede wszystkim doprowadzenie do ładu ciała. Niestety nie zanosiło się na to. Zwłaszcza, że miał go mieć przez kilka dni na głowie. Nie miał pojęcia jak to zniesie. Spojrzał właśnie na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał jak wrak człowieka.
A gdyby tak Pan doprowadził go do tak tragicznego stanu, jak wtedy, gdy obił mu stopy? Wtedy po prostu musiałby pozwolić mu odpocząć. Spojrzał na swoje nadgarstki i natychmiast poczuł ból w barku. Nie. Nie zamierzał go więcej prowokować. Miał dość bólu. Kilka dni odpoczynku nie było warte aż takiej ceny. Może więc w drugą stronę? Jeśli będzie wręcz przesadnie posłuszny, to Drake nie będzie go bił? To był jakiś plan. I choć wizja absolutnej uległości względem tego chorego człowieka niemal wywracała mu żołądek do góry nogami, była to jedyna opcja, na którą mógł sobie w tej chwili pozwolić. Zawsze mógł też wrócić do zwykłego zachowania, gdyby posłuszeństwo nie zdało rezultatu.
Wziął szybki prysznic i wycierając włosy zajrzał do szafy. Rzeczywiście kompletnie nic w niej nie zostało a nie miał ochoty spać nago. Pościel była co prawda przyjemna w dotyku, ale czułby się zbyt odsłonięty, zbyt bezbronny. Pstryknął palcami, przez nagłe olśnienie. Oneś w krowie łatki był w koszu na pranie, więc mogła ominąć go ta odzieżowa cenzura. Kiedy pomagał ostatnio pani Chen sam wrzucał je do pralki. Miał później wyjąć pranie z suszarki, ale nie chciało mu się a później już kompletnie o tym zapomniał. Pajacyk musiał więc tam być! Świetnie się złożyło. Do jego godziny policyjnej została niespełna godzina, więcej czasu niż potrzebował. No tak, tylko na dole siedział wściekły Drake, a nawet jeśli nie to i tak będzie musiał minąć jego sypialnię.
Podszedł do drzwi i przystawił do nich ucho. Słyszał jedynie ciszę. Ostrożnie nacisnął klamkę i powoli uchylił drzwi. Zawiasy na szczęście nie skrzypiały, więc go nie zdradziły. Wystawił głowę przez powstałą szczelinę i rozejrzał się. Na dole było ciemno. Światło, które wpadało przez okna nadawało wnętrzu upiornego wyglądu. Zupełnie jakby w każdym mrocznym zakamarku czaiły się potwory. Jeden był tu gdzieś na pewno.
Na paluszkach wyszedł na korytarz. Tu światło dawały ledowe listwy znajdujące się tuż przy podłodze, co było chyba jeszcze gorsze. Ale zgaszone górne lampy oznaczały, że Pan był już w sypialni. Przeszedł obok niej jakby przekradał się obok tykającej bomby i niemal wskoczył do palni. Oparł się plecami o drzwi i odetchnął z ulgą. Udało mu się!
Pajacyk rzeczywiście był w suszarce. Wyglądał na mocno wygnieciony, ale to nie miało znaczenia. Był czysty i wspaniale pachniał, morelowym płynem do płukania. Od razu go na siebie wciągnął a nawet założył kaptur z małymi rogami na głowę. Pozostało mu już tylko wrócić do pokoju. Wziął kilka oddechów, by dodać sobie odwagi. Oby poszło mu tak samo bezproblemowo jak w tę stronę.
Powtórzył tę samą procedurę, najpierw nasłuchiwał, potem uchylił odrobinę drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Czysto. Wysunął się z pralni i zgarbiony niczym jakiś gremlin, przemykał cicho do pokoju. Zachodził w głowę, czy ten korytarz zawsze był taki długi i złowrogi? Kątem oka dostrzegł jakiś ruch.
Zamarł, kiedy drzwi biblioteki się otwarły. Po prostu znieruchomiał pośrodku korytarza. Nie miał gdzie się schować, nie miał dokąd uciekać. Drake pożegnał kogoś, z kim rozmawiał przez telefon i schował urządzenie do tylnej kieszeni spodni. Dopiero po dwóch krokach uniósł wzrok.
- Kurwa...!
Aż podskoczył. Nie spodziewał się nikogo tu spotkać a już na pewno nie wielką, zgarbioną krowę.
- Co ty wyprawiasz?! - spytał, rozumiejąc od razu na co patrzy.
Mick uniósł przestraszone spojrzenie. Jego grzywka uroczo wystawała spod kaptura. Nie odważył się wyprostować a wręcz skulił jeszcze bardziej.
- Ja t-tylko... Nie miałem w czym spać... - wyjaśnił drżącym głosem.
Był gotów na to, że Pan go uderzy, że zacznie na niego wrzeszczeć, albo i nim szarpać. Do pokoju zabaw było raptem kilka kroków. Wręcz pogodził się z tym, że przyjdzie mu spędzić w nim kolejną, straszną noc. Przez wzbierającą w nim rozpacz poczuł łzy pod powiekami. Jego zielone oczy szkliły się od nich. Cisza przedłużała się niemiłosiernie.
Jednak kompletnie nie był gotów na to, co się stało. Twarz mężczyzny wykrzywił szczery, pełen rozbawienia uśmiech a spomiędzy warg wydobyło się parsknięcie, które poniosło za sobą zwyczajny śmiech. Drake przeczesał włosy palcami, zgarniając je bardziej na tył głowy.
- Ale mnie wystraszyłeś. Myślałem, że chłopaki wpuścili tu dla beki cielaka. Nie byłby to najdurniejszy pomysł na jaki wpadli z nudy - wyjaśnił, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Poklepał chłopaka pociesznie po głowie, rozbawiony własną bujną wyobraźnią, ale i jego widokiem w tej słodkiej piżamce. Przecież w pralni na pewno znalazłby jakąś bieliznę, ale wybrał strój krówki. Tę jedną rzecz z nowego asortymentu ubrań, mógł mu akurat zostawić. A może kupi mu też pajacyk z psimi uszkami? To była myśl.
- Zmiataj spać, wstajemy o siódmej. Śniadanie zjemy na mieście - oznajmił, kierując się do swojej sypialni.
W jej progu zerknął jeszcze na wciąż sparaliżowanego strachem blondyna.
- Zostawiłeś telefon na dole - rzucił od tak i zniknął za drzwiami.
Mick wypuścił wstrzymywane powietrze dopiero kiedy usłyszał ich trzask. Kolana mu zadrżały i zorientował się, że ma nogi miękkie jak z waty. Ledwo zarejestrował ostatnie słowa Pana, ale jakoś automatycznie zaczął schodzić na dół. Usiadł w połowie schodów i przez dłuższą chwilę patrzył na własne dłonie, których nie potrafił utrzymać spokojnie na kolanach. Cały trząsł się z odczuwanej ulgi. Drake nie był na niego zły, nie ukarał go za samowolne opuszczenie pokoju, ba, nawet wywołał w nim śmiech swoim zachowaniem.
Odetchnął zbyt głośno, jak na jego przewrażliwione zmysły i zszedł wreszcie do salonu. Po ich kolacji nie został nawet najmniejszy ślad, więc pan musiał posprzątać. Przynajmniej tego nie będzie musiał jutro robić, przypominając sobie boleśnie, co zaszło wieczorem. Przysiadł na brzegu kanapy, rozglądając się niemrawo za komórką. Dotknął mięciutkiego koca, który leżał obok, schludnie poskładany w kostkę. Miał ochotę zabrać go ze sobą, ale chyba nie powinien. Głaskał go więc dopóki obroża nie dała mu ostrzeżenia, że zbliża się godzina snu. Wzdychając zgarnął telefon spod stolika i wrócił do pokoju.
Podłączył komórkę do ładowarki i usiadł przy biurku, przestawiając w niej budzik. Bez większego zainteresowania przeglądał aplikacje, które urządzenie posiadało. W notatniku zapisywał sobie jakieś drobne uwagi, dotyczące przepisów z książki kucharskiej, którą dał mu Drake. W kalendarzu zaznaczał, kiedy przychodziła pani Chen, próbując znaleźć w tym jakiś schemat. Kobieta pojawiała się jednak w różne dni, raz dwa razy w tygodniu, innym razem trzy lub cztery. To chyba zależało od kaprysu jego Pana. Do wiadomości nie miał ochoty zaglądać. Znajdowały się w nich tylko polecenia od mężczyzny. W dostępnych aplikacjach było też radio, ale w pudełku po telefonie nie znalazł słuchawek. Może Drake obawiał się, że zdoła jakoś je przestawić i wezwać pomoc? Parsknął na tę myśl. Zdecydowanie przeceniał jego zdolności.
Ze znużeniem kliknął ikonkę aparatu. Był pewien, że pojawi się jakiś komunikat o blokadzie. Zdziwił się jednak, gdy zobaczył na ekranie swoją własną twarz. No tak, pewnie kiedyś Pan będzie chciał od niego jakichś zbereźnych zdjęć. Wyciągnął rękę przed siebie i uśmiechając się krzywo stuknął w ekran. Zdjęcie zapisało się w albumie. Po namyśle uwiecznił też rany na rękach i krwiak na żebrach, oraz ugryzienie na karku. Jeśli kiedyś zdoła się uwolnić, będzie miał dowody na to, co ten chory człowiek mu robił. Zerknął na terrarium i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Ty też jesteś jego ofiarą - stwierdził, pstrykając zdjęcie ptasznikowi bez jednego odnóża.
Powinien w końcu powiedzieć o tym Panu. A może lepiej było to przemilczeć? Przecież miał go tylko karmić, mógł tego nie zauważyć. Ale jego prawowity właściciel z pewnością to zauważy. Westchnął ciężko, odkładając komórkę na blat. Może jutro, w czasie zakupów będzie na to jakiś dobry moment. W końcu wśród ludzi Drake nie powinien okazywać jak bardzo będzie tym wkurwiony. Zdecyduje jutro. Na razie był zbyt zmęczony, żeby o tym myśleć. Zgasił światło i zagrzebał w pościeli.
- Dobranoc Henry, dobranoc pajączku - mruknął półgłosem, zamykając oczy.
Ciemność pod powiekami kotłowała się w przeróżne obrazy, napełniając jego umysł niechcianymi myślami. Pomimo zmęczenia sen nie nadchodził. Rzucał się wściekle z boku na bok, niczym ryba wyrzucona na brzeg. Nie umiał sprecyzować lęku, który odczuwał. Czyżby obawiał się jutrzejszego dnia? Poza zakupami Pan miał zabrać go na śniadanie w kolejne miejsce pełne ludzi i ciekawskich spojrzeń. Kiedyś coś tak zwyczajnego mu nie przeszkadzało. Jednak po tylu miesiącach izolacji miał ogromny problem z przebywaniem wśród tłumów i na otwartej przestrzeni. Wolałby nigdzie nie jechać, nawet jeśli oznaczałoby to spędzenie kolejnego dnia z Drake'em.
Chyba jednak udało mu się nieco przespać, bo o siódmej obudził go dźwięk budzika. Komórka została na biurku, więc musiał od razu wstać z łóżka, żeby uciszyć irytującą muzyczkę. Wibracje rozbudziły też pająka, który wyczesywał się intensywnie, nie wiedząc co się dzieje.
- Wybacz mały. Ale pobudka, co? - przeprosił, głaszcząc terrarium.
Wolał nie wyciągać go z niego w tak rozjuszonym stanie. Poszedł umyć twarz i zęby i bez ociągania zszedł na dół. Zastał Drake'a w kuchni. Mężczyzna kończył właśnie podłączać nowy ekspres. Gość w kwiatowej kurtce, którego ostatnio podrywał, kręcił się obok, chowając do pudełka po urządzeniu instrukcję i kawałki styropianu.
- Wynieść to, szefie? - spytał, zerkając na Mick'a, ale przezornie odwrócił wzrok.
- Tak, wywal to - odmruknął mu Drake.
Chłopak zatrzymał się przy kanapie, czując się bezpieczniej, gdy mógł się nią nieco osłonić. Kiedy mężczyzna opuścił mieszkanie dopiero podszedł do swojego Pana.
- Zrobić kawę, sir? - spytał usłużnie, trzymając się swojego planu.
Brunet zerknął na niego jedynie, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu na widok jego piżamki.
- Nie. Za chwilę przyjdzie Naomi zrobić ci makijaż. Nie pojedziemy na zakupy, kiedy wyglądasz jak... - wskazał na niego wymownie, nie potrafiąc ująć tego w delikatnych słowach.
- Ofiara pobicia? - chłopak dokończył za niego.
- No właśnie - zgodził się i sam przygotował sobie kawę.
Popijał ją, opierając się lędźwiami o blat i obserwując jak jego podwładna ukrywa pod podkładem i innymi kosmetykami sińce pod oczami Mick'a. Dzieciak trochę się przy tym wiercił, narzekając, że zaraz wpakuje mu pędzelek do oka, ale ostateczny efekt był więcej niż zadowalający. Trzeba było dobrze się przyjrzeć, żeby dostrzec siniaki a twarz chłopaka zyskała nieco kolorków. Dopiero teraz zauważył, jak był blady. Kobieta przyniosła mu też coś zwyczajnego do ubrania i kiedy byli już gotowi całą trójką zjechali windą na parking. Drake uważał, że nie potrzebuje dodatkowej ochrony, ale jego ludzie najwidoczniej dostali inne wytyczne od jego wuja. W odpowiednim czasie będzie musiał podziękować i za to Kenji'emu.
Kobieta prowadziła, Drake siedział na miejscu pasażera, przeglądając coś w telefonie a Mick milczał z tyłu. Przez całą drogę nie odezwał się nawet słowem, obserwując nieco lękliwie świat za szybą. Centrum Tokio było bardziej niż zatłoczone. Miał wrażenie, że ludzie wylewali się każdą dziurą, każdym wyjściem z metra. Zsunął się nieco na siedzeniu i poprawił czapkę z daszkiem, ukrywającą jego jasne włosy. Ze stresu i być może głodu zaczęło mu się robić niedobrze. Maseczka na twarzy, utrudniająca oddychanie, bardzo mu w tym momencie przeszkadzała, ale ani myślał jej ściągać.
Kiedy dojechali na miejsce i wysiadł z auta Pan objął go za ramiona i wprowadził do eleganckiej restauracji. Naomi podążała za nimi krok w krok. Był ciekaw, czy siądzie z nimi do stołu? Czułby się dziwnie, gdyby stała nad nimi, podczas posiłku. Przesadnie uprzejma kelnerka zaprowadziła ich do stolika w głębi sali, w bardziej kameralnej części. Tu mógł się trochę rozluźnić. Usiadł obok Pana na wygodnej kanapie i przeglądał wręczone mu menu. Nie znał się zbyt dobrze na japońskiej kuchni, to też nazwy dań niewiele mu mówiły. Kiedy Drake spytał, na co ma ochotę, nie był w stanie odpowiedzieć. Położył menu na stole i poprosił, żeby sam mu coś wybrał. Wywrócił na to oczami, jakby się zirytował, ale nic na to nie powiedział. Kelnerka wyłoniła się niczym z podziemi, by przyjąć zamówienie.
Kiedy czekali na dania rozglądał się dyskretnie po restauracji. Połączenie nowoczesnego wystroju z typowo japońskimi dodatkami wydawało mu się bardzo eleganckie. Czuł się przez to odrobinę nie na miejscu. Naomi, która stała kilka kroków od nich, czujnie obserwując otoczenie, przynajmniej miała na sobie damski garnitur. Drake też był pod krawatem, jak każdego dnia, choć dziś marynarka nie wyglądała na zbyt oficjalną. Tylko on miał na sobie dżinsy i nieco za dużą bluzę, do tego czapkę na głowie. Czuł się jak istny profan. Drgnął, czując dłoń na udzie.
- Nad czym tak rozmyślasz? Jak nawiać? - pytanie Pana trochę zbiło go z tropu.
Przez jego głos przebijało rozbawienie, ale z nim nigdy nie było nic wiadomo. Ale on sam nieco się zirytował. Czy nie mógł już zwyczajnie obejrzeć restauracji, żeby nie być posądzanym o takie bzdury? Dobra, przy pierwszym spacerze uciekł, ale dziwił mu się? On sam by nie spróbował, będąc na jego miejscu?
- Nad niczym szczególnym... Podoba mi się wystrój... - wyjaśnił wymijająco, ale taka odpowiedź chyba usatysfakcjonowała mężczyznę, bo dał mu spokój.
Zjedli bez pospiechu a nawet wyszli na moment na patio, by Drake mógł zapalić i napić się kolejnej kawy. Mick sączył zieloną herbatę, bardziej ogrzewając o nią dłonie niż delektując się jej smakiem. Była okropna, ale może dlatego, że preferował raczej czarne herbaty.
Kiedy kelnerka przyniosła rachunek jego Pan zapłacił czarną kartą ze złotymi tłoczeniami. Miał wrażenie, że od razu pokazywała jego bogactwo. Gdy wyszli z restauracji jakoś instynktownie przylgnął do jego boku. Nie chciał trzymać go za rękę niczym dziecko, ale czuł się nieco bezpieczniej, gdy był blisko. Drake od razu zrozumiał ten sygnał i objął go wokół bioder. Dla ludzi, którzy ich mijali pewnie wyglądali jak zwyczajna para. Chociaż nie, co on bredził. Jak elegancki mężczyzna i on, zwykły chłopak usiłujący ukryć się przed ciekawskimi spojrzeniami mogli być razem? Wyglądał raczej jak jego utrzymanek, co wcale nie było tak dalekie od prawdy.
Na jego nieszczęście nie wrócili do samochodu a przeszli dwie dzielnice, nim dotarli do ekskluzywnego butiku. Wyglądał jak na filmach. Na wieszakach znajdowało się raptem kilka sztuk odzieży a salon był bardzo przestronny, żeby nie powiedzieć, że pusty. Pracownica natychmiast wyszła zza lady i pokłoniła im się w typowo japońskim powitaniu.
- Madame oczekuje pana, panie Nakamura.
Wskazała im przejście do drugiej części sklepu, która z pewnością nie była dostępna dla zwykłych klientów. Tam w istocie czekała już na nich podstarzała kobieta w wytwornym kimonie. Jej twarz rozpromieniła się uśmiechem, gdy tylko ich zobaczyła. Mick sądził, że będzie nadęta i bardzo oficjalna, aż zgłupiał, kiedy po prostu przytuliła Drake'a jak życzliwa ciotka i spojrzała zaraz na niego.
- To tego szkraba będziemy dziś ubierać? - spytała, bez ogródek zdejmując mu z głowy czapkę i rozpinając bluzę.
Nim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć zagoniła go na niewielkie podwyższenie, przypominające scenę i kazała się rozbierać. Sama zniknęła na chwilę między regałami i wróciła z młodą asystentką, która niosła naręcze ubrań. Mick'a peszyła ich obecność, ale zrobił co mu kazano. Przynajmniej Naomi pozostała w oficjalnej części sklepu i z tego co słyszał, ucinała sobie wesołą pogawędkę z ekspedientką.
Stojąc w samej bieliźnie, usiłował zasłonić się trochę rękoma, by ukryć ślady przemocy. Madame nie wydawała się jednak nimi zainteresowana ani wstrząśnięta. Kto wie, może nie takie rzeczy już widziała? Może Drake przyprowadzał tu swoje dziwki albo jakichś młodzików z ulicy, których werbował do swojej grupy? Nie chciał o tym myśleć, ale nic innego nie odciągało jego uwagi od obecnej sytuacji. Czuł się potwornie źle otoczony z jednej strony lustrami, w których dobitnie widział wszelkie ślady, jakie pozostawiły na nim ostatnie miesiące, a z drugiej wpatrującymi się w niego oczami. Na życzenie kobiety Drake zdjął mu obroże, co niemal wywołało w nim atak paniki. Chwycił go za nadgarstek, jakby chciał, żeby mu ją oddał. Poczuł się nagle kompletnie nagi.
- Oddam ci ją po przymiarkach, nie bój się - brunet zaśmiał się tylko i usiadł w fotelu, częstując się przyniesioną przekąską w postaci malutkich, uroczych ciasteczek.
Mick opuścił głowę i wbił wzrok w podłogę, usiłując uspokoić drżenie ciała. Madame zapytała, czy coś się stało, ale jego Pan wyjaśnił, że cierpi na pewną fobię i bez stałego ucisku na ciele odczuwa niepokój. Mick mało nie prychnął. Co za bzdura. Sam wyrobiłeś we mnie taki odruch. Strachem i bólem. Pomyślał rozgoryczony. Teraz nie czuł się już skrępowany a wściekły. A pełne współczucia spojrzenia kobiet jeszcze bardziej go rozjuszały. Asystentka, która podawała mu kolejne ubrania, starała się go wręcz nie dotykać. Uważała też na każde słowo, usiłując być przesadnie miłą, jakby obcowała z, nie umniejszając nikomu, niedorozwiniętym dzieckiem, które miało rozpłakać się, kiedy tylko przestanie się je klepać po główce. Aż miał ochotę ją uderzyć.
Nie miał pojęcia, jak długo trwały te przymiarki. Nie zwracał nawet szczególnej uwagi na to, w co jest ubierany. Odnotował jedynie, że ciuchy były dobrze dopasowane, niektóre wręcz obcisłe. Z pewnością jednak nie były wyzywające, jak te zamówione przez jego Pana. Cały czas targały nim sprzeczne emocje. Złość i skrępowanie, pewien rodzaj rozpaczy wynikającej z bezsilności w sprawie tak prozaicznej, jaką był wybór ubioru, przeplatały się między sobą, tworząc w jego umyśle istną kakofonię emocji. Uspokoił się dopiero, gdy obroża wróciła na swoje miejsce a on mógł zaciągnąć na głowę kaptur zbyt dużej bluzy. Schował ręce w kieszeni kangurce na brzuchu i przebierał niecierpliwie nogami, gdy Drake płacił, ucinając sobie niekończącą się pogawędkę z paniami. Jego umizgi, które zapewne wynikały z uprzejmości, nie rzeczywistego zainteresowania kobietami, przyprawiały go o mdłości. Dobrze, że miał na twarzy maseczkę i Pan nie widział jego wyrazu twarzy.
Naomi w końcu wróciła z samochodem i zaniosła ich zakupy do bagażnika. Kiedy wsiedli do auta Mick niemal położył się na tylnym siedzeniu. Był potwornie zmęczony tym dniem a dopiero dochodziło południe. Drake odwrócił się na siedzeniu, by na niego spojrzeć.
- Chcesz jechać na lody Mick? - spytał nieco obojętnym tonem.
Uznał, że chłopak zachowuje się dość dobrze, by dać mu małą nagrodę. Nie chciał, żeby wyjścia na miasto zawsze kojarzyły mu się z nieprzyjemnymi rzeczami. Blondyn jednak pokręcił przecząco głową w odpowiedzi. W sumie od rana był dziwnie milczący, jak nie on.
- Jeśli nie masz ochoty przebywać wśród ludzi możemy kupić lody po drodze i zjeść je w mieszkaniu - zaproponował inne rozwiązanie, jednak odpowiedź była ta sama.
To go zastanowiło. Przecież Mick lubił słodycze.
- Sam je kupie, nie będziesz musiał ze mną wchodzić.
- Nie o to chodzi, sir... - odezwał się wreszcie.
- To o co? - dopytywał dalej, usiłując zrozumieć co się z nim działo.
- Nic takiego.
- Mów Mick. Nie czytam ci w myślach. Bark cię jeszcze boli? - zaczynał się irytować, ale starał się tego nie okazywać.
Chłopak usiadł wreszcie prosto i odwrócił twarz w stronę okna.
- Nie bark...
- No to co?
- Nic... Nie chce sprawiać problemów, sir...
- Kurwa, bo zaczynam tracić cierpliwość - podniósł już głos.
Jeśli coś mu dolegało powinien mu o tym powiedzieć od razu. To ukrywanie tego typu rzeczy mogło przysporzyć rzeczywistych problemów.
- Bo... zą... - odpowiedział wreszcie, ale tak cicho, że właściwie zobaczył jedynie ruch jego ust.
-Głośniej - upomniał go.
- Boli mnie ząb...
Drake aż wytrzeszczył oczy.
- I tyle? - spytał zaskoczony.
Naprawdę ukrywał coś tak błahego?
- Dlaczego nie mówiłeś wcześniej? - dopytał, nie potrafiąc zrozumieć jego zachowania.
- Wyrwie mi go pan obcęgami? - Mick spytał z autentycznym strachem.
Przygryzł przy tym rękaw bluzy.
- Co kurwa?
Drake wręcz nie potrafił uwierzyć w to co usłyszał. Nawet Naomi zerknęła na chłopaka w lusterku wstecznym.
- Nie. Zabiorę cię do dentysty. Ale masz pomysły.
Pokręcił głową z niedowierzaniem i odpalił papierosa, uchylając nieco okno po swojej stronie. Sprawdził na telefonie, jak daleko są od kliniki dentystycznej, która otrzymywała od niego hojne wsparcie finansowe, w zamian za przymykanie oka na pewne nieścisłości w dokumentach jego ludzi i na samą ich obecność również. Co prawda wyrobił już Mick'owi fałszywe papiery, ale jego wyglądu nie mógł ukryć od tak. Chociaż może jednak powinien rozważyć przefarbowanie mu włosów i kolorowe soczewki? Przemyśli to później. Kazał Naomi zmienić trasę a blondynowi wygłosił upierdliwą litanię, na temat tego, że ma mu zgłaszać wszelkie tego typu dolegliwości i nie czekać aż rozwiną się w coś poważniejszego. Mick wydawał się go słuchać, ale uparcie milczał.
Mick poczuł, jak miękną mu nogi, na widok dentystycznego fotela. Był zbyt podobny do tego w pokoju zabaw. Drake musiał pchnąć go lekko w plecy, żeby w końcu na nim usiadł. Ale na drżenie rak nie mógł już nic poradzić. Zdjął maseczkę z twarzy, kiedy przyszedł lekarz i powiedział mu, który ząb mu dokucza. Dentysta i tak przejrzał wszystkie a pielęgniarka zapisywała w komputerze ich stan. Chłopak wykręcał sobie palce ze zdenerwowania, a kiedy zobaczył strzykawkę ze znieczuleniem, mało nie zerwał się z fotela. Pan przytrzymał go na miejscu w ostatniej chwili, karcąc go samym spojrzeniem. Mimo srogiego wzroku ujął go za dłoń i mocno za nią ścisnął.
- Close your eyes, Mick - polecił mu półszeptem.
Musiał przyznać, że Pan go tym zaskoczył. Przełknął z wysiłkiem i zamknął oczy, otwierając szeroko usta, jak kazał dentysta. Zastrzyk w podniebienie był bolesny, ale był niczym w porównaniu z tym co przeszedł przez ostatnio tygodnie. Na przykład z igłami pod paznokciami czy rażeniem prądem. Wzdrygnął się na dźwięk uruchamianego wiertła, ale dotyk Pana go uspokajał. Mężczyzna nawet gładził go kciukiem po wierchu dłoni. Nim się obejrzał, było po wszystkim. Przepłukał usta i zszedł z fotela, macając językiem plombę w zębie. Robił przy tym zabawną minę, bo połowa jego twarzy nie mogła się poruszyć, jakby dostał udaru.
- I co, lepiej? - Drake zapytał, gdy jechali wreszcie do domu.
- Tak, ale znieczulenie jeszcze trzyma... - Mick spojrzał na jego odbicie w lusterku. – Dziękuje, sir... - Uznał, że wypadało to powiedzieć, choć Pan jedynie mu na to odmruknął.
Trochę obawiał się, jak przyjdzie mu się za to zrewanżować, ale wolał na razie odsunąć od siebie te rozważania. Kiedy wjechali na podziemny parking zaproponował Naomi, że weźmie część zakupów, ale kobieta zbyła go grzecznym uśmiechem i nie podała mu ani jednej torby. W mieszkaniu odstawiła je na stolik w salonie i zostawiła ich samych.
Mick udawał, że przegląda zakupy, odwlekając w czasie moment, kiedy Drake każe mu paść na kolana i obciągać sobie do wieczora, w podzięce za wszystko co dziś mu podarował. Ale ten tylko siadł na kanapie i zajął się telefonem, włączając przy okazji telewizor.
- Zanieś ciuchy do siebie. Masz pół godziny na odpoczynek. Potem przebierz się w coś wygodnego i wróć tu do mnie - odezwał się w końcu, nie odrywając jednak wzroku od komórki.
Mick westchnął bezgłośnie. Więc pół godziny. Po tym czasie jego tyłek znów zostanie zdewastowany. Pozbierał wszystkie torby i poszedł na górę. Wchodząc po schodach zauważył, że panel przy drzwiach siłowni zmienił kolor na zielony.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz