Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

13.10.2024

Bonus I Efekt domina

Witam was w posiadłości pana Akihito. Rozsiądźcie się wygodnie, bo spędzimy tu ze trzy rozdziały. A przynajmniej takie jest pierwotne założenie xD

Cała seria bonusów dedykowana jest wspaniałej Bogini, dzięki której w ogóle powstała <3

************

Kaname był już u Akihito od kilku dni i wciąż próbował odnaleźć się w nowej rzeczywistości, choć z trudem. Dzień zaczynał się wczesnym rankiem, a jednym z jego obowiązków było sprzątanie posiadłości, co robił wspólnie z Lu i Makoto. Dziś z odkurzaczem w rękach, starał się przykładać do pracy, choć przygnębienie i zmęczenie coraz bardziej dawały mu się we znaki. Z każdym ruchem ręki odkurzał kolejny fragment podłogi, modląc się w duchu, by nie popełnić żadnego błędu. Oczami wyobraźni widział, jak trąca nogę jakiegoś mebla a kryształowa karafka, czy inna rzeźba, spada i roztrzaskuje się na podłodze.

Lu, stojąc niedaleko i starannie ścierając kurz z mebli, zerkał na niego niechętnie. Jego wzrok nie dawał Kaname spokoju. Czuł, że jest dla niego jak wróg numer jeden, choć nie wiedział dlaczego. Każde spojrzenie pełne dezaprobaty przypominało mu o tym, że zawodzi. Z drugiej strony Makoto traktował go z pewną dozą ciepła i zrozumienia, próbując wytłumaczyć zasady panujące w tym domu.

Mimo to Kaname wciąż popełniał błędy. Czasem były to drobnostki, jak pozostawienie smugi na mytym oknie, ale czasem nieświadomie łamał zasady, które rządziły domem Akihito. W ośrodku tresury, w którym się wychował, nauczono go innych reguł, a strach przed surowym Panem, którego jeszcze dobrze nie znał, tylko pogłębiał jego niezdarność.

Czasem, chcąc dobrze spełniać swoją rolę, stawał się nadgorliwy, jak na przykład wczoraj. Gdy przygotowywali obiad i zauważył, że Makoto podjadał paprykę, choć według zasad nie powinien, ponieważ spóźnił się na śniadanie. Z obawą o karę, Kaname poskarżył się Panu, myśląc, że postępuje słusznie. Jednak reakcja Akihito była zaskakująca i bolesna. Zamiast ukarać Makoto, to on dostał w twarz. Akihito wytłumaczył mu, że ulegli powinni wspierać się nawzajem, a donoszenie na siebie jest czymś co wywołuje w nim wręcz obrzydzenie. Kontrolowanie uległych było zadaniem Pana.

Kaname czuł się zagubiony. Wszystko wydawało się tak skomplikowane. Nie chciał nikomu zaszkodzić, ale nie rozumiał, dlaczego rzeczy, które wydawały mu się oczywiste, były tu postrzegane jako niewłaściwe. Bał się kolejnych kar i starał się unikać konfliktów, ale presja, by idealnie wypełniać wszystkie polecenia, była przytłaczająca.

Pogrążony w smutku wtaszczył odkurzacz na piętro, stąpając cicho po schodach. Urządzenie nie było specjalnie ciężkie, ale dla jego wątłego ciała każdy wysiłek stanowił wyzwanie. W ośrodku nie karmiono ich najlepiej. Jedzenie było ubogie i niskokaloryczne, żeby nie tyli i rozwijali się jak najwolniej. Wszystko po to, by wyglądali na młodszych niż w rzeczywistości, co miało przyciągnąć potencjalnych nabywców. Przez wiele podobnych zabiegów nie przeszedł jeszcze mutacji, mimo, że od lat powinien mieć ją za sobą. Lekarz, który przebadał go na polecenie Pana, wykrył w jego krwi nienaturalne stężenie żeńskich hormonów. Najpewniej były mu podawane z posiłkami, by zaburzyć procesy rozwojowe. Był to kolejny problem, jaki sprawiał Panu swoją osobą. Jakby anemii i osteoporozy nie było dość.

Odkurzacz był nowoczesny, to też pracował niemal bezgłośnie. Dzięki temu Kaname mógł usłyszeć głosy dobiegające z gabinetu Akihito, gdzie dziś sprzątać miał Makoto. Zaciekawiony odkurzał wyjątkowo długo w jednym miejscu, nasłuchując rozmowy, która toczyła się wewnątrz. Chciał wiedzieć czego dotyczy a słysząc własne imię niemal przykleił się do drzwi.

- ... gdybyś dał mu Panie jeszcze trochę czasu. To dobry chłopak, tylko bardzo przestraszony... – poprosił Makoto. - Jeśli istniałaby taka możliwość... chciałbym zastępować go w posłudze w sypialni, Panie...

Kaname poczuł, jak ściska mu się serce. Mimo ciepła, które Makoto okazywał mu na co dzień, jego propozycja była szokująca. Chciał go chronić, to było oczywiste, ale świadomość, że stara się go również zastąpić, wywoływała w nim mieszane uczucia. Przecież rolą niewolnika było służyć Panu. Dlaczego chciał odebrać mu sens istnienia? Zgoda, bał się panicznie pierwszej nocy z Panem, z racji zerowego doświadczenia w tej kwestii, ale przecież nie mógł uciekać przed tym wiecznie. W końcu i tak zostanie rozdziewiczony. Wolałby mieć to po prostu za sobą.

Z gabinetu dobiegło ciężkie westchnienie Akihito i odgłos zamykanej papierośnicy.

- Ten dzieciak to jakaś porażka – powiedział zimno Pan. – Najchętniej po prostu bym się go pozbył.

Kaname przycisnął rękaw swetra do napełniających się łzami oczu. Nie odważył się jednak ruszyć z miejsca, wstrząśnięty słowami Pana.

- Proszę się jeszcze wstrzymać – Makoto przekonywał go usilnie. – W końcu się zaaklimatyzuje. Pamięta pan jak było na początku z Lu? Kaname przynajmniej nie rzuca przedmiotami – wspomniał z pewną dozą rozbawienia w głosie.

Kaname stał przy drzwiach, czując się, jakby świat walił mu się na głowę. Wiedział, co oznaczałby powrót do ośrodka. Najpierw brutalna kara, za to, że nie spełnił oczekiwań, a jeśliby ją przeżył, odesłanie do burdelu gdzieś za granicą, gdzie czekałby go straszny los. W najlepszym wypadku sprzedaliby go na organy.

Próbując powstrzymać szloch, przygryzł wargę do bólu. Musiał coś zrobić, żeby udowodnić Akihito swoją przydatność. Nie mógł pozwolić, by to skończyło się w ten sposób. Musiał pokazać Panu, że potrafi być użyteczny.

Z nową determinacją wytarł załzawione oczy i wciąż trochę przygnębiony, wrócił do pracy. Odkurzał dalej korytarz, starając się skupić na każdym detalu, aby niczego nie przeoczyć. W jego głowie kłębiły się jednak myśli o tym, jak mógłby udowodnić swoją wartość. Układał plan, który zamierzał wdrożyć jeszcze tego dnia a raczej nocy.


Leżąc już w łóżku wsłuchiwał się w równomierne oddechy pozostałej dwójki chłopaków, którzy już dawno zasnęli. On jednak nie mógł zmrużyć oka. Myśli o rozmowie, którą przypadkowo podsłuchał w ciągu dnia, nie dawały mu spokoju. Pan rozważał pozbycie się go, musiał więc udowodnić, że może być przydatny. Akihito pracował dziś w domu do późna. Była to więc idealna okazja.

Kaname wygrzebał się po cichu z łóżka, starając się nie obudzić współlokatorów. Na paluszkach wyszedł z pokoju, przekradł się przez korytarz, oświetlony małymi lampkami ułożonymi w linie, tuż nad podłogą a następnie po schodach na parter. Mimo bijącego opętańczo serca, udało mu się dotrzeć do kuchni i przygotować porcję ulubionej kawy Pana. Starannie wybrał filiżankę, tę granatową ze srebrnym paseczkiem na brzegu. Mako wspominał coś o tym, że Pan lubi jak jej barwa ładnie komponuje się z biurkiem, przy którym zwykle pracuje.

Już po kilku chwilach stał pod drzwiami gabinetu. Ręce drżały mu ze zdenerwowania, aż kawa kołysała się niebezpiecznie w porcelanie. Musiał złapać kilka głębokich oddechów, by uspokoić się na tyle, by utrzymać naczynie w jednej ręce i zapukać. Ciche szmery, dobiegające z wnętrza, ucichły na chwilę.

- Wejdź – usłyszał za moment zaskoczony głos Akihito.

Wszedł ostrożnie do środka, starając się przywołać na twarz uroczy uśmiech, jakiego nauczono go w ośrodku. Skupiając się na filiżance podszedł do biurka i przyklęknął, spoglądając na Pana z nadzieją.

- Tak ciężko pracujesz Panie. Pomyślałem, że kawa dobrze panu zrobi... – zaczął niepewnie, głosem pełnym nieśmiałej troski.

Jednak Akihito nie wyglądał na zadowolonego. Zamiast wdzięczności, na jego twarzy pojawiło się rozczarowanie i irytacja. Spojrzał na zegarek na ręce a potem na chłopaka, jakby nie mógł zrozumieć tego, co widzi.

- Czy ty w ogóle wiesz, która jest godzina? – zapytał głosem zimnym niczym stal.

Kaname wyraźnie się speszył, czując, że cały jego plan sypie się niczym domek z kart.

- Późna, Panie... - odpowiedział niemal szeptem, opuszczając przy tym głowę.

Akihito parsknął z niedowierzaniem, patrząc na niego z góry.

- Późna? Trwa cisza nocna – zauważył ostrym tonem, pełnym irytacji. – W dodatku przeszkodziłeś mi w pracy.

Chłopak, widząc, że sytuacja wymyka mu się spod kontroli, zaczął się plątać we własnych słowach, usiłując wytłumaczyć, dlaczego zdecydował się przyjść. Nie wiedział jednak, jak znaleźć odpowiednie wyjaśnienie, zdając sobie boleśnie sprawę jak idiotyczny był jego plan.

- Ja... chciałem tylko... przepraszam, Panie... chciałem się wykazać...

Akihito nie zamierzał tego słuchać. Zabrał z jego rąk filiżankę i z zimnym zniecierpliwieniem odstawił ją na bok.

- Idź do pokoju kary. Natychmiast – rozkazał.

Kaname zamarł. Jego serce, które już wcześniej waliło jak młot, teraz prawie stanęło. Spojrzał na Pana z rozpaczą. Chciał coś jeszcze powiedzieć, wyjaśnić, ale łzy napływające do oczu i szloch, który wzbierał w gardle, nie pozwoliły mu wykrztusić słowa. Czuł, jak wszystko co starał się osiągnąć obraca się w nicość.

Ostatecznie pokiwał głową i nie próbując już dyskutować, ruszył do drzwi, wciąż czując ciężar spojrzenia Pana na swoich plecach. Wyszedł z gabinetu i zamknął za sobą drzwi, czując się jak najgorsza ofiara na świecie.

Zgodnie z rozkazem poszedł do pokoju kary. Miał już okazję zajrzeć do środka, gdy Makoto oprowadzał go po posiadłości, ale teraz, kiedy miał tam przebywać pierwszy raz w ramach kary, serce biło mu szybciej niż kiedykolwiek. Gdy wszedł, stanął pod ścianą w wyznaczonym miejscu, gdzie miał czekać na Pana. Drżał cały, nie wiedząc, czego może się spodziewać. Pomieszczenie nie wyglądało szczególnie groźnie. Znajdowało się w nim okrągłe, wielkie łóżko, zapewne do uprawiania seksu. Czarna szafa z przesuwnymi drzwiami, szerokości całego pomieszczenia i sięgająca sufitu. Jak mniemał, wypchana po brzegi, narzędziami do chłosty, czy innymi zabawkami. Klęcznik obity skórą, jakieś fikuśne krzesła i zestawy kajdan. Tak naprawdę nic nadzwyczajnego, jak na przeznaczenie tego pokoju.

Obawa przed karą wypełniała go od stóp do głów. Wiedział, że jak dotąd Akihito był dla niego wyjątkowo łagodny, ale dziś Pan wyglądał na wyczerpanego jego nieposłuszeństwem. Chyba, swoją bezmyślnością, doprowadził go na skraj cierpliwości.

Każdy odgłos, dochodzący z wnętrza domu wydawała mu się spotęgowany, przez ciszę panującą w pokoju. Kiedy w końcu drzwi się otworzyły, niemal podskoczył a serce o mało nie stanęło mu w piersi. Akihito wszedł do środka, obdarzając go zaledwie przelotnym, chłodnym spojrzeniem. Bez słowa złapał go za ramię i pociągnął za sobą do kolejnego pomieszczenia, w którym było nieco chłodniej.

Wewnątrz panowały ciemności a Kaname z trudem łapał oddech, starając się zapanować nad szalejącymi w sobie emocjami. Akihito zapalił wreszcie światło, ukazując mu otaczającą ich przestrzeń w całej okazałości. Ściany wyłożone były lustrami, które odbijały każdy ruch, każdy detal. Pośrodku stała nieduża, biała kanapa, która przywodziła chłopakowi na myśl loże, w której zasiadali jego opiekunowie, by podziwiać krwawe kary wymierzane swoim podopiecznym.

- To właściwy pokój kar – Akihito powiedział spokojnie, ale lód w jego głosie był aż nadto wyczuwalny.

Kaname wpatrywał się w niego z przerażeniem, aż dłonie zaczęły mu drżeć jeszcze mocniej a zimny pot spływał mu po plecach. Pan tymczasem usiadł wygodnie na kanapie, jakby całe to wydarzenie nie miało dla niego większego znaczenia. W jego spojrzeniu nie było ani odrobiny złości, jedynie chłodna kalkulacja.

- Rozbieraj się, na co czekasz – ponaglił chłopaka.

Ciało Kaname zadziałało odruchowo, mimo, że myśli rozmywał strach. Rozebrał się, składając odzież w schludną kostkę, którą odłożył na podłogę. Zgodnie z dalszymi instrukcjami Pana ułożył się na jego kolanach. Był tak spięty, że niemal czuł każdy nerw swojego ciała. Kiedy pierwszy cios skórzanej packi spadł na jego obnażone pośladki, ostry, szczypiący ból był tak zaskakujący, że aż wstrzymał oddech.

- Cisza nocna jest niepodważalna – Akihito zaczął swój wywód ze stoickim spokojem, wymierzając kolejne uderzenia z rytmem godnym pieprzonego metronomu. – Wyjątkiem jest sytuacja zagrażająca życiu. Za jej zakłócenie otrzymasz dwadzieścia klapsów. Czy rozumiesz swoją winę?

- Tak, Panie... przepraszam... - chłopak na jego kolanach zapewniał przez łzy, wbijając mu kościste biodra w udo.

Usiłował uciec przed bólem, co było całkiem zrozumiałe. Na szczęście utrzymywał prawidłową pozycję. Dotykał stopami podłogi i nie próbował wstawać ani wierzgać.

- Nie wolno przerywać mi pracy, chyba, że jest to absolutnie konieczne – Aki mówił dalej, głosem nabierającym coraz więcej surowości. – Za to również otrzymasz dwadzieścia klapsów – oznajmił.

Kolejne uderzenia lądowały na jasnej skórze chłopaka, odznaczając się na niej czerwoną barwą. Wbijał paznokcie w obicie kanapy a jego płacz przechodził w szloch, gdy bezlitosne narzędzie niestrudzenie wymierzało karę.

- Nie wolno opuszczać ci pokoju w czasie ciszy nocnej. Nie wolno ci przeszkadzać mi w pracy – Akihito powtórzył cierpliwie.

- Rozumiem... więcej nie złamie zasad... - Kaname zapewniał gorączkowo, desperacko próbując przekonać Pana, że zrozumiał swoje błędy,

Jednak Aki nie zamierzał przerwać kary, nim nie zostanie w pełni wymierzona. Chłopak musiał zrozumieć, że nieposłuszeństwo zawsze będzie miało swoje konsekwencje, niezależnie od intencji.


Kiedy lanie dobiegło końca, Akihito pozwolił Kaname położyć się obok, skulonemu na kanapie i złożyć głowę na swoich kolanach. Chłopak wciąż łkał cicho, ale ból powoli ustępował, choć upokorzenie pozostało. Pan gładził go delikatnie po głowie, jakby próbował uspokoić płaczące dziecko. Robił to powoli i rytmicznie, dopóki nie przestał szlochać.

- Rozumiesz za co zostałeś ukarany? – Akihito zapytał, kiedy wydawało się, że chłopak w pełni się wyciszył.

Kaname, nadal lekko drżąc, pokiwał głową. Oczy miał zaczerwienione a policzki wciąż wilgotne, ale wydobył z siebie nawet głos.

- Tak, Panie. Za złamanie zasad...

Aki uśmiechnął się, może nawet z nutą zadowolenia, że dzieciak pojął swoje błędy.

- Wydmuchaj nos – polecił, podając mu chusteczkę.

Kaname usiadł i zrobił co mu kazano. Chwilę później mógł również się ubrać, co natychmiast uczynił. Kiedy opuściły go emocje, odczuł jak bardzo zmarzł w lustrzanym pokoju.

- Teraz idź obudzić Makoto i Lu. Mają się tu stawić by odebrać swoją część kary – Pan oznajmił mu obojętnie, jakby informował go o jutrzejszej pogodzie.

Aż wytrzeszczy oczy w zdumieniu. Serce znów roztrzepotało mu się w piersi. Dlaczego mieli zostać ukarani, skoro to on popełnił błąd? Nie mógł pozwolić na to, by cierpieli przez jego lekkomyślność.

- Panie, ale... oni nic nie wiedzieli! To była tylko moja wina... Proszę ich nie karać. Znienawidzą mnie do reszty! – błagał histerycznie, jakby to mogło przekonać Pana do zmiany decyzji.

Akihito pokręcił głową z rozbawieniem, jakby rozumiał naiwność swojego podopiecznego, ale nie zamierzał ustąpić.

- To dobrze, że przejmujesz się, że zostaną ukarani. Może następnym razem przemyślisz konsekwencje swojego zachowania – wyjaśnił oschle.

Odpowiedzialność zbiorowa była jego ulubioną zasadą. Dzięki niej nie musiał cały czas nadzorować swoich zwierzątek, bo pilnowały się nawzajem, chcąc uniknąć bólu za przewiny innych. Kaname powinien już znać tę zasadę, ale widać ich przyswojenie sprawiało mu pewną trudność. Musiał coś na to poradzić. Pchnął go leciutko w plecy i skierował na korytarz.

- Zabierz z sypialni tabliczkę z zasadami. Pójdziesz z nią do mojego gabinetu, usiądziesz przy stoliku i przepiszesz wszystkie punkty trzydzieści razy. Może wówczas zapamiętasz wreszcie ich treść – rozkazał, prowadząc go w stronę sypialni.

Kaname aż opuścił ramiona. Był wyczerpany i marzył o łóżku i odrobinie snu, ale nie odważył się sprzeciwić. Pochylił głowę w geście posłuszeństwa i bez słowa, lecz z pewnym ociąganiem, udał się do sypialni, którą dzielił z pozostałą dwójką zabawek Pana.

Kiedy włączył światło Lu natychmiast zakrył głowę kołdrą.

- Gaś to, do cholery... - wymruczał niewyraźnie z irytacją.

Makoto natomiast usiadł w łóżku, przecierając zaspane oczy. Od razu zauważył zaniepokojony wyraz twarzy najmłodszego. Widząc jego skruszoną postawę, od razu domyślił się, że coś jest nie tak.

- Co się dzieje? – zapytał z wyczuwalną troską.

Sądził, że Kaname może przyśnił się jakiś koszmar albo zdarzyła mu się wstydliwa wpadka i trzeba zmienić pościel w jego łóżku.

- P-pan... każe wam iść do pokoju kary... - chłopak wymamrotał cicho.

Na te słowa Lu wyskoczył z łóżka, wściekły. Jego spojrzenie aż pociemniało od gniewu.

- Co znowu odwaliłeś?! – krzyknął, zbliżając się niebezpiecznie blisko najmłodszego z nich.

Kaname aż się cofnął, pewien, że zostanie uderzony. Osłaniając się rękoma zagryzł wargi, usiłując powstrzymać płacz, którego miał dziś aż nadto. Wszystko co robił kończyło się katastrofą. Czuł, że był tylko ciężarem dla wszystkich.

Makoto, widząc co się dzieje, natychmiast interweniował, kładąc dłoń na ramieniu Lu i tłumią tym samym jego wybuch.

- Uspokój się. Złość w niczym tu nie pomoże – powiedział łagodnie, ale stanowczo. – Pan na nas czeka, musimy iść

Lu wziął kilka głębokich oddechów, by opanować targające nim emocje a potem skinął głową. Nie było sensu ani czasu, kłócić się, jeśli padł rozkaz Pana. Należało go po prostu wykonać. Najchętniej rozkwasiłby temu gówniarzowi nos pięścią, ale pełen irytacji wzrok, który cały czas w niego kierował, musiał wystarczyć.

Już po kilku minutach wszyscy opuścili sypialnię. Kaname, ściskając w rękach tabliczkę z zasadami, skierował się bez słowa do gabinetu, by odbyć dalszą część swojej kary. Wiedział, że to jego wina, że Makoto i Lu musieli cierpieć, ale nie mógł teraz zrobić nic, by to zmienić.

Dwójka chłopaków poszła posłusznie do pokoju wypełnionego lustrami. Kiedy tylko zamknęli za sobą drzwi Akihito powitał ich z zimnym uśmiechem, dzierżąc w ręku palcat o skórzanej końcówce w kształcie serduszka. Jego oczy iskrzyły się od tłumionej potrzeby. Teraz mógł w pełni dać upust wściekłości. Był pewien, że te dwa ciała, które sam uformował, zniosą pełnię jego gniewu.

Makoto nie potrzebował nawet komendy, by rozebrać się i zająć miejsce na klęczniku, który stał już przygotowany, pośrodku pomieszczenia. Lu natomiast wbijał wzrok w podłogę, bezwiednie zaciskając dłonie w pięści. Zanim nadeszła jego kolej, zdążył już rozkrwawić sobie wargę zębami.


Kiedy wszelkie kary zostały już wymierzone Akihito wrócił do swojego gabinetu, by skontrolować postępy Kaname. Chłopak siedział na podłodze, przy niskim stoliku, pochylony nad tabliczką, z której spisywał starannie zasady. Był w połowie zadanej ilości i bardzo przykładał się do zadania. Widząc to mężczyzna wrócił do pracy, tylko co jakiś czas zerkając na młodzieńca, by upewnić się, że wciąż pisze. Ciszę w gabinecie wypełniał szelest papieru i stukot klawiszy laptopa.

Gdy Kaname wreszcie skończył Akihito sprawdził, czy aby nie popełnił jakichś błędów. Jego pismo było nie tylko czytelne, ale wręcz ładne, jakby wiele lat je ćwiczył. Brat przekazał mu co prawda jego dokumentację z ośrodka, ale nie przypominał sobie, by ta umiejętność została tam uwzględniona.

- Dobrze. Możesz iść spać – zezwolił, odkładając kartki na bok.

Chłopak wyraźnie odetchnął z ulgą, choć zmęczenie odbijało się w jego czarnych niczym węgiel oczach.

- Jutrzejszy plan dnia uległ zmianie. To ty przygotujesz śniadanie, bo Makoto i Lu najprawdopodobniej nie będą w stanie – oznajmił zanim wypuścił go z gabinetu.

Kaname tylko skinął głową, nie ośmielając się protestować. Przyjął do wiadomości nowe polecenie, starając się nie pokazać, jak bardzo jest wyczerpany. Oczy piekły go i szczypały i chciał już tylko znaleźć się w łóżku.

Kiedy Pan pozwolił mu się oddalić po cichu wszedł do sypialni, starając się nikogo nie obudzić. Przemył twarz wodą, skorzystał z toalety, po czym padł do łóżka, wtulając policzek w miękką poduszkę. Słyszał ciężki oddech Makoto i ciche postękiwania Lu. Chłopaki na pewno oberwali znacznie gorzej niż on. Ich wyraźne cierpienie tylko pogłębiało jego poczucie winy.

Odwrócił się na plecy i jeszcze długo gapił w sufit, walcząc ze łzami, których wypłakał dziś całe wiadro. Nie przypuszczał, że ludzkie ciało mogło pozbyć się takiej ilości płynów i wciąż funkcjonować. Pomimo zmęczenia sen nie nadchodził.

Dręczyła go wizja jutrzejszych obowiązków, którym może nie umieć sprostać w pojedynkę. Ale była to również idealna okazja, by pokazać się od lepszej strony i zyskać aprobatę Pana. Musiał się starać, musiał pokazać, że jest wart szansy, którą wybłagał dla niego u Pana Makoto. Zasypiał z tymi myślami.

Rano, gdy w ich pokoju rozbrzmiał budzik, tylko Kaname zerwał się z łóżka. Starannie je zasłał, umył się szybko i zbiegł do kuchni, aby przygotować najlepsze śniadanie, na jakie było go stać. Był szalenie zmotywowany, by się wykazać, ale gdy zajrzał do lodówki...

Dopiero półtorej godziny później Lu i Makoto wreszcie wstali. Pierwszy z nich ledwo mógł się ruszać, wyraźnie odczuwając skutki nocnej chłosty. Mako, zanim w ogóle był w stanie funkcjonować, potrzebował zimnego prysznica, żeby choć trochę się rozbudzić.

- Już dawno tak mnie dupa nie bolała... - narzekał, ubierając się powoli. – Chyba się odzwyczaiłem...

- Mnie też boli a Pan leje mnie każdej nocy jak nadstawiam mu tyłek. Tak tylko wspomnę, jakbyś nie pamiętał, że od tygodnia u niego nie byłeś... - Lu odparował z przekąsem, krzywiąc się, gdy wciągał na obite pośladki bieliznę.

Chłopcy wymienili spojrzenia z grymasem bólu na twarzach, aż w końcu obaj wybuchli śmiechem, choć każdy ruch przypominał im o wczorajszym cierpieniu.

- Straszne z nas miękiszony – uznał Mako, zaciskając zęby. – Żeby pokonało nas zwykłe lanie?

Lu pokręcił głową, nadal uśmiechając się, mimo bólu.

- Zwykłe to dostał Kaname. My mieliśmy regularną chłostę, tylko że w pośladki a nie plecy – sprostował.

Rozweseleni zeszli na dół na śniadanie, ale śmiech zamarł im na ustach, gdy zobaczyli, co czekało na stole. Kaname właśnie stawiał na nim dzbanek z herbatą i drugi z sokiem. Oprócz napojów, na stole znajdowały się cztery talerze z jedzeniem, które... Stwierdzenie, że wygląda na skromne i nieapetyczne nie oddawały tego, co zostało zaserwowane w tak ordynarny sposób.

-Co to ma być? – Makoto spytał, wstrząśnięty tym widokiem.

Przecież dzieciak mieszkał już z nimi kilka dni i widział, jak wyglądały posiłki. Czy naprawdę mógł być taką niemotą, by nie potrafił poradzić sobie z tak podstawową czynnością?! Nawet on stracił w tym momencie cierpliwość, zgrzytając zębami.

Nie otrzymał jednak odpowiedzi, ponieważ z piętra zszedł właśnie Pan domu. Chłopcy bez słowa zajęli swoje miejsca, siadając do stołu. Starali się zachować kamienną twarz, ale Lu ledwo tłumił złość, wpatrując się w swój posiłek z pogardą. Makoto wyglądał na kompletnie załamanego, nie dowierzając w to co widzi na talerzu. Kaname zdawał się blednąć z każdą chwilą, jakby doskonale wiedział co źle zrobił i przygotowywał się na najgorsze.

Akihito omiótł spojrzeniem stół. Jego twarz pozostawała spokojna, lecz oczy nie wyrażały ani odrobiny zadowolenia. Wzrok miał zimny niczym lodowiec, gdy zwrócił się do najstarszego ze swojej gromadki.

- Makoto bądź łaskaw wyjaśnić waszemu nowemu koledze, co jest nie tak z tym posiłkiem – polecił cichym głosem pełnym stoicyzmu, nie pozostawiając jednak wątpliwości, że jest to rozkaz.

- Składniki powinny być rozłożone na półmiska. Muszą być różnorodne, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Akceptowalna jest również owsianka z dodatkami, ale nie to... coś... - chłopak wyrecytował niemal na jednym oddechu.

Nie chciał być dla Kaname zbyt brutalny, ale nie mógł nazwać tej mamałygi, którą mieli na talerzach, inaczej. Akihito skinął mu głową w ramach pochwały a swój nowy nabytek wręcz spiorunował srogim spojrzeniem.

- Czy dostrzegasz różnicę? – spytał a w jego głosie nie było śladu współczucia.

Kaname pokiwał głową, nie potrafiąc utrzymać dłużej łez w ryzach. Jego policzki od razu stały się mokre, podczas gdy stał nieruchomo, czując na sobie surowe spojrzenie Pana.

- Dobrze. Lu i Mako, możecie zjeść cokolwiek i zajmijcie się obiadem. Mam ochotę na krewetki i nie życzę sobie podobnych wpadek – oznajmił, wstając.

Bez dalszych słów chwycił Kaname za rękę i wyprowadził go do pokoju kar. Lu odsunął zamaszyście talerz i lekko uderzył czołem o stół, nie kryjąc frustracji.

- Ten dzieciak jest tak zestrachany, że popełnia błędy nawet stojąc – mruknął zirytowany.

Makoto zaśmiał się słabo, trącając pałeczkami dziwną potrawę na swoim talerzu.

- Masz rację, ale przypomnij sobie jakie były twoje początki tutaj – odpowiedział, również odsuwając talerz i z trudem podnosząc się z krzesła.

Zaczął przeglądać szafki i lodówkę w poszukiwaniu składników na obiad. Lu prychnął z rozbawieniem.

- Kiedy to było? – rzucił ironicznie, krzywiąc się przy każdym ruchu.

Mako, zamykając lodówkę, oparł się o nią plecami i spojrzał na przyjaciela z niepokojem.

- Możesz kopać mi grób w ogrodzie... - powiedział sucho. – Zapomniałem zamówić jedzenie – wyznał z niemałym wstrząsem.

Lu spojrzał na niego z zaskoczeniem, po czym obaj zwrócili się w stronę schodów prowadzących na piętro.

- Właśnie obrywa za mnie... - przyznał Mako, wskazując ręką na talerze. – Przygotował to z wczorajszych resztek. Postarał się jak mógł

Drugi z chłopców pokręcił głową, nadal nie wierząc w to, co się działo. Czyżby nieudolność Kaname udzielała się im wszystkim? Akihito był bardzo surowy, jeśli chodziło o kwestie żywieniowe. Nie akceptował marnowania jedzenia w swoim domu, ale lubił jego różnorodność, to też Makoto otrzymał ten przywilej, by co dwa dni zamawiać przez internet świeżą dostawę. Pan dał mu w tej kwestii wolną rękę, co było wyrazem ogromnego zaufania.

Obaj zerwali się z miejsc, na tyle, na ile pozwalały im obite ciała i pobiegli na górę.

Tymczasem Akihito usiadł wygodnie na kanapie w lustrzanym pokoju, obserwując, jak Kaname klęka przed nim nagi z pochyloną głową, łkając żałośnie. Chłopak trząsł się cały, nie mogąc opanować emocji, co dziś wyjątkowo działało mu na nerwy. Wskazał mu miejsce między swoimi nogami, by zbliżył się na tyle aby miał go w zasięgu ręki.

- Zapraszam – odezwał się, żeby chłopak wreszcie się ruszył. – Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał głosem pełnym ironii.

Kaname, kompletnie zagubiony, przysunął się bliżej Pana, starając się domyślić jakiego zachowania się od niego oczekuje. Niepewnie wyciągnął ręce przed siebie, chcąc sięgnąć do rozporka Pana. Akihito zareagował natychmiast. Złapał go boleśnie za włosy i szarpnął jego głowę w górę.

- Nie kazałem ci mnie zaspokajać – syknął mu prosto w twarz wściekły. – Zadałem ci pytanie, odpowiadaj

Chłopak z jękiem wsparł się jego kolana na oślep, by unieść się choć minimalnie i zmniejszyć odczuwany ból. Płacz zawładnął nim już całkiem, aż nie był w stanie wykrztusić składnie nawet słowa.

- Mam na myśli śniadanie – Akihito starał się go naprowadzić. – Skoro sam nie potrafisz się domyślić - dodał z pewnym znudzeniem.

Kaname pociągnął głośno nosem, ale w końcu odzyskał zdolność mówienia.

- Lodówka... była prawie pusta, Panie – wyznał, czując jak uścisk mężczyzny się rozluźnia a jego włosy wreszcie zostają uwolnione.

- A jednak masz trochę rozumu w tej swojej główce – stwierdził Aki, klepiąc go po policzku. – Ubieraj się i znikaj mi z oczu. Mam do porozmawiania z Makoto

Chłopak, nadal cały dygocząc, w pośpiechu wciągnął na siebie ubrania. Kiedy wyprowadził go z pokoju kar w pomieszczeniu z łóżkiem czekał już Makoto. Lu stał niepewnie w progu, starając się unikać wzroku Pana. Widząc ich obu Aki uśmiechnął się zimno.

- Widzę, że nie muszę tłumaczyć sytuacji. Jednak z racji, że sprawa dotyczy przywileju Mako tylko jego zapraszam do lustrzanego pokoju – oznajmił, wskazując chłopakowi otwarte drzwi z tyłu pomieszczenia. – Natomiast ty Lu zajmij się z Kaname obiadem. Za trzy godziny przyjedzie kurier z zakupami

Makoto zerknął przez ramie na Lu, który zacisnął dłoń na framudze drzwi, próbując ukryć ulgę. Nie miał mu tego za złe. Skinął potulnie głową i wraz z Panem zniknął za drzwiami pokoju wypełnionego lustrami.

Pozostała dwójka wróciła do swojej sypialni, gdzie starszy od razu położył się do łóżka, chcąc wykorzystać czas do przyjazdu kuriera na drzemkę. Mimo pozornego spokoju w jego wnętrzu szalały emocje. Odkąd wrócili z wakacji Pan był bardziej drażliwy niż kiedykolwiek a układanie Kaname dodatkowo wystawiało jego cierpliwość na próbę. Aki przypominał chodzącą minę, która w każdej chwili groziła wybuchem. Myśl o tym, co mogło teraz spotkać Mako, przytłaczała go do tego stopnia, że musiał przygryźć brzeg kołdry, by opanować narastający atak paniki. Nie chciał pokazywać Kaname jak jest słaby. Jak rozpada się, gdy nie ma przy nim przyjaciela.

Na szczęście młodszy zdawał się niczego nie dostrzegać. Usiadł na brzegu własnego łóżka i tylko co jakiś czas pociągał nosem. Jego myśli zaprzątało poczucie winy. Może i Makoto przyszedł dobrowolnie przyznać się przed Panem do własnego niedopatrzenia, ale gdyby tego nie zrobił on sam go przecież zdradził. Nie mógł okłamać Akihito, ale mógł powiedzieć choćby, że nie potrafi gotować. To nie byłoby kłamstwem, bo przecież w ośrodku nie przeszedł żadnego kursu kulinarnego. Kiedy teraz się nad tym zastanawiał, to w ogóle mało czego go tam nauczono. Przez to, że trafił tam w wieku zaledwie dwóch lat, zabrany rodzinie przez długi, stał się swego rodzaju maskotką opiekunów. Dzięki temu nie wymagano od niego zbyt wiele i nie przeszedł typowego procesu tresury, ale koniec końców dorósł i po prostu się go pozbyto. A życzliwość, jaką mu okazano skutkowała jedynie tym, że był kompletnie bezużyteczny. Wiedział, że jakąkolwiek cenę za niego zapłacono, nie był jej wart...


Akihito podszedł do klęczącego Makoto, delikatnie przesuwając wierzchem dłoni po jego policzku. Gest ten był złudnie czuły, jakby chciał go uspokoić. Jednak zanim chłopak mógłby pomyśleć, że Pan okaże mu łaskę, nagle chwycił go brutalnie za włosy, odchylając mu głowę do tyłu, aby spojrzeć mu głęboko w oczy. Jego brązowe tęczówki wciąż tliły się czymś, czego Aki nie mógł zignorować.

- Taki sam jak zawsze – powiedział, uśmiechając się ironicznie. – Mimo że wiesz, że zaraz oberwiesz, pomimo czterech lat mojej uwagi, wciąż masz w oczach ten bunt

W jego głosie nie było śladu gniewu, raczej pobudzenie, jakby sama myśl o sprzeciwie chłopaka wprawiała go w ekscytację. Makoto, choć przyzwyczajony do takich zachowań, odruchowo przełknął ślinę, ale nie opuścił spojrzenia. Pan odepchnął go i podszedł do jednej z szafek ukrytych za lustrem, otwierając ją z precyzją, jakby każdy ruch był częścią starannie przemyślanego rytuały. Wyjął z niej długą, purpurową linę a potem wrócił do chłopaka.

- Wciąż nie wiesz, gdzie twoje miejsce

Akihito uniósł brew, patrząc na Mako z wyrazem dezaprobaty. Bez chwili wahania strzelił go w twarz otwartą dłonią, aż odbił mu na policzku cztery palce.

- Dałem ci namiastkę wolności – zaczął mówić, obwiązując mu nadgarstki sznurem. – Mogłeś zamawiać co tam sobie chciałeś, mogłeś mieć wybór, a ty co? Wzgardziłeś moją dobrocią, zdradziłeś zaufanie

Brutalnym szarpnięciem postawił Mako na nogi, upewniając się, że lina dobrze trzyma. Już po chwili chłopak wisiał podwieszony u sufitu za ręce. Jego ciało napięło się od własnego ciężaru, ale uparcie nie zdradzał po sobie żadnych oznak bólu.

- Dam ci czas, żebyś przemyślał swoje zachowanie – Aki oznajmił beznamiętnie.

Wyłączył światło, bez słowa opuszczając pokój i pozostawiając w nim samotnie Mako, pośród ciemności i chłodu. Nie zamierzał znów go chłostać, gdyż w nocy zdrowo już oberwał. Kolejne obrażenia mogły być po prostu niebezpieczne. Tym razem chodziło o coś innego. Chciał, by Makoto zrozumiał i poczuł ciężar swojego niedopatrzenia.

Zaś sam zszedł do kuchni, nie zwracając szczególnej uwagi na katastrofę, która była ich śniadaniem a która wciąż zalegała na stole. Jakby to nie miało teraz żadnego znaczenia. Przygotował sobie kawę i skierował się do swojego gabinetu. Tam, po usadowieniu się przy biurku, włączył laptop i odpalił widok z kamery w lustrzanym pokoju. Chciał mieć Makoto na oku, podczas gdy zajął się pracą.

Dopiero wczesnym wieczorem, gdy zjedli kolację, zdecydował, że czas sprawdzić stan Makoto. Już od progu jego wrażliwe nozdrza zaatakował nieprzyjemny odór uryny. Marszcząc brwi włączył światło, aby ocenić sytuację. Nad podłogą, na której widniała kałuża moczu, wciąż wisiał nagi chłopak. Jego ciało było wyraźnie zmęczone długotrwałym wysiłkiem. Na nadgarstkach miał mnóstwo obtarć, jakby walczył o wolność albo jedynie bezskutecznie próbował zmienić pozycję. Zapewne każdy jego mięsień i staw wręcz płonęły bólem, co widać było po grymasie na zarumienionej twarzy.

Długotrwałe napięcie mięśni musiało zacząć wpływać na pracę jego płuc, przez co miał trudności z oddychaniem. Akihito wiedział, że chłopaka trzeba było już uwolnić, więc ostrożnie poluzował linę. Podtrzymując go opuścił go powoli na podłogę. Makoto nie był w stanie samodzielnie stać, więc pozwolił mu oprzeć się na sobie, aż obaj usiedli na podłodze. Ignorując jego cichy płacz uwolnił mu ręce od liny. Jego wyraz twarzy pozostawał chłodny, choć wewnątrz odczuwał swoiste zadowolenie.

Bez cienia emocji wziął Makoto na ręce i wyniósł do dużej łazienki, która łączyła się z pokojem uciech. Posadził chłopaka na zimnej posadzce i przygotował dla niego kąpiel z dodatkiem lawendowego olejku. Gorąca woda zabarwiła się różowawym odcieniem, gdy zmieszały się z nią inne dodatki, mające pomóc Mako odzyskać równowagę.

Kiedy Akihito ułożył go w wannie obmył mu twarz zimną wodą, chcąc nieco go ocucić. Mimo otwartych oczu chłopak zdawał się być nieobecny, jakby jego umysł wciąż błądził gdzieś daleko, otępiały bólem i zmęczeniem. W końcu jednak zamrugał a jego spojrzenie wróciło do rzeczywistości.

- Panie! – zawołał, wyrwany z tego dziwnego stanu zawieszenia. – To się już nie powtórzy! Nigdy więcej nie zapomnę zamówić zakupów, więc proszę... nie zabieraj mi tego...

Akihito jedynie uśmiechnął się na te słowa, nieco rozbawiony desperacją podopiecznego. Nabrał w dłoń nieco zabarwionej wody i zmoczył mu nią włosy.

- Zastanowię się – mruknął jedynie, sięgając po szampon.

Umył Makoto włosy, jakby nic się nie stało. Gdy skończył nakazał mu pozostać w wannie. Tymczasem sam udał się do pokoju chłopców, by upewnić się, że został należycie posprzątany a pościel w łóżku najstarszego zmieniona. Lubił, gdy w jego domu panował nienaganny porządek.

Wrócił do Makoto, który niemal zasypiał już w kąpieli. Wyciągnął go więc z wanny, wytarł ręcznikiem i ubrał w spodnie od piżamy. Potem wsparł go na swoim ramieniu i zaprowadził do sypialni, otwierając drzwi lekkim kopniakiem z racji zajętych rąk. Chłopak był wyczerpany, ale Aki zadbał o to, by zjadł coś pożywnego przed snem. Ułożył go w łóżku i przyniósł mu malinową herbatę z miodem i miseczkę owsianki z suszonymi owocami.

- Zjedz wszystko – polecił surowo, nim wyszedł.

Dopiero wówczas Lu zerwał się z krzesła i podszedł do przyjaciela. Obejrzał go z każdej strony, szukając nowych obrażeń, ale na szczęście nie znalazł ich prawie wcale. Sięgnął po miseczkę owsianki, gotów go nią nakarmić, ale Mako ani myślał się podnieść. Owinął się kołdrą, jakby chciał odgrodzić się od świata a twarz ukrył w poduszce.

Czuł się potwornie źle, ale nie przez całodniową głodówkę ani ból barków, który wciąż mu towarzyszył. To było coś znacznie głębszego. Był rozczarowany samym sobą. Zawiódł zaufanie Pana, zaniedbał obowiązki. Wizja związanych z tym konsekwencji po prostu go przerażała. Po karze Akihito był względem niego delikatny, ale to zawsze wyglądało w ten sposób, gdy opuszczali pokój pełen luster. Jego troska nie miała w tym momencie żadnego znaczenia.

Makoto słyszał, jak Lu przemawia do niego łagodnie, usiłując nakłonić go do jedzenia. Ale nie miał na to ani sił ani tym bardziej ochoty. Był zdruzgotany i chciałby przestać istnieć. Czuł się, jakby zarówno ciało jak i umysł odmawiały współpracy i nie mógł nic na to poradzić.


Kiedy Akihito zajrzał do pokoju po godzinie, by zabrać brudne naczynia, jego twarz wykrzywił grymas irytacji, gdy zobaczył nietkniętą owsiankę. Lu siedział na swoim łóżku, udając, że czyta książkę a Kaname nerwowo skubał koc, skulony, jakby próbował zniknąć, obawiając się kolejnego wybuchu Pana.

Mężczyzna rzucił gniewne spojrzenie Makoto i zdarł z niego kołdrę bez litości, upuszczając ją na podłogę. Chłopak usiadł zaskoczony i rozespany, jakby został wyrwany z głębokiego snu.

- Nie wyraziłem się dostatecznie jasno? Miałeś zjeść kolację – powiedział ostro Aki a jego głos przeciął ciszę pokoju jak ostrze.

Mako spojrzał na jedzenie, stojące na nocnej szafce, oszołomiony, jakby nie rozumiał, dlaczego Pan znów jest na niego zły. Wyglądał przy tym jak istna kupka nieszczęścia, jakby cały ciężar dzisiejszego dnia zgniótł go swoim ciężarem. Mimo to Akihito dostrzegał w jego brązowych oczach nie tylko smutek. Nawet rozpacz nie zdołała zgasić w nich tego pociągającego płomienia.

Mężczyzna, wzdychając z dezaprobatą, przerzucił go sobie przez ramie, niczym worek kartofli i zaniósł do swojej sypialni.

- To twoja ostatnia szansa – oznajmił mu, sadzając go na łóżku.

Przyniósł zimną owsiankę i herbatę, po czym usiadł w fotelu i odpalił laptopa, którego ulokował sobie na kolanach. Co chwila zerkał na Makoto, zadowolony z faktu, że chłopak wreszcie opornie zaczął jeść.

- Jeszcze jedna wpadka a naprawdę pożałujesz, że się urodziłeś – ostrzegł go beznamiętnym tonem, skupiony na ekranie komputera.

Natomiast w pokoju chłopców atmosfera wcale nie uległa poprawie.

- Czy Pan zamierza znowu ukarać Makoto, kiedy jest w takim stanie? – Kaname spytał z niedowierzaniem, pełen niepokoju.

Lu w odpowiedzi rzucił w niego książką, zirytowany.

- Skąd mam kurwa wiedzieć?! Nie siedzę Panu w głowie! – wykrzyczał, dając upust złości.

Kaname, aż pisnął przerażony, natychmiast przepraszając w jakimś dziwnym odruchu. Zaczekał chwilę, aż współlokator czymś się zajmie i dopiero odważył się wstać, by skierować do łazienki. Jedyne co mógł zrobić to umyć się i po prostu położyć spać. Miał nadzieję, że sen przyniesie zapomnienie. Gdy zniknął za drzwiami Lu ukrył twarz w dłoniach, pozwalając wybrzmieć bezsilności w postaci niemego krzyku. Obaj wiedzieli, że ten dzień był istnym koszmarem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz