Drake przebudził się mlaszcząc z niesmakiem. Wypity w nocy alkohol wciąż z niego nie wywietrzał. Chciał zmienić pozycję, ale ćmiący ból w skroniach uniemożliwił mu to. Pozostał więc na plecach i powiódł wokół samymi oczami. Pokój był skąpany w półmroku, ale wydawał mu się znajomy, więc uznał, że musi znajdować się we własnym łóżku. Krzywiąc się odwrócił głowę w bok w poszukiwaniu butelki z wodą, którą zwykle stawiał gdzieś w pobliżu, wiedząc, że może jej potrzebować po podobnych libacjach.
W gardle czuł istną suszę, ale zbawiennej cieczy nigdzie nie było. Dojrzał za to blond kosmyki, wystające spod kołdry. Z uśmiechem sięgnął do miękkich pukli i bawił się nimi chwilę, nim wziął je w garść i przyciągnął ich właściciela do siebie. Bez namysłu wepchnął jego głowę pod kołdrę, wolną ręką zsuwając bieliznę z bioder.
- Mick’i zrób mi porannego… – wymruczał niewyraźnie.
Nic nie działało na niego lepiej niż odrobina seksu o poranku, jednak nim jeszcze skończył zdanie, zrozumiał, że coś jest nie tak. Zamiast przestraszonego, posłusznego ruchu chłopaka, poczuł nagły opór a potem zirytowany pomruk. Zamarł na chwilę i odrzucił kołdrę, unosząc się na łokciu. Wpatrywał się w zdumioną, rozespaną twarz Akihito, który wyglądał, jakby kompletnie nie rozumiał, dlaczego przed jego nosem ktoś bezceremonialnie macha czymś, czego absolutnie nie powinien widzieć o poranku.
Po kilku sekundach zaskoczenia, Aki uniósł brew oraz kącik ust w zaczepnym, leniwym uśmiechu. Przytknął policzek do wyprężonego narządu, tuż przed swoją twarzą i łasił się do niego niczym kociak.
- Twoja adoracja mi schlebia, kochanie, ale ostrzegam, że mam takiego kaca, że prędzej puszcze ci tu pawia, niż wezmę twojego fistaszka do ust – zażartował sennie.
Drake natychmiast go puścił, w jednej chwili orientując się w sytuacji i ledwo tłumiąc śmiech zażenowania.
- Zapomniałem, że piłem wczoraj z tobą – Drake powiedział pod nosem, usiłując usiąść, ale pokój zakołysał się niebezpiecznie.
Akihito przeciągnął się z westchnieniem i korzystając z okazji, przysunął się bliżej, układając się wygodnie na jego udzie.
- Zostań tak chwilę – mruknął, przymykając oczy. – Zrobiło się ciepło i całkiem mi tu dobrze
Drake jednak szybko zrzucił go z siebie, wciągając na tyłek bokserki.
- Zapomnij. Która godzina? – spytał, sięgając po komórkę.
- Czy to ważne?
Aki przeciągnął się, ziewając. Leżał teraz w poprzek łóżka, spychając kołdrę na podłogę, ale wyraźnie dobrze czuł się w tej pozycji. Drake spojrzał na wyświetlacz komórki i zmarszczył brwi.
- Jest po dziewiątej. Powinienem być w biurze – mruknął, przecierając twarz dłonią.
Akihito podparł się na łokciu, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Naprawdę zaplanowałeś sobie pracę na dziś? Myślałem, że zostaniesz u mnie na kilka dni – wyznał z pewnym żalem.
Drake westchnął ciężko, wstając z łóżka i sięgając po resztę swoich rzeczy.
- Mam nieszczególny okres, Aki. Nie mogę sobie pozwolić na kolejny urlop
Akihito przewrócił oczami. Doskonale wiedział o wszystkich jego kłopotach, bo osobiście łagodził napiętą sytuację ze służbami porządkowymi i zbierał pokłosie decyzji przywódcy yakuzy, który wbrew jego zaleceniom zdecydował się usunąć głównego komendanta z tego świata.
- Pracoholik – rzucił z udawanym wyrzutem.
Drake skrzywił się i prychnął.
- Nie każdy miał szczęście urodzić się w rodzinie cesarskiej i może całymi dniami gnić bezczynnie w łóżku – odgryzł się.
Aki, udając oburzenie, wstał i wskazał na niego teatralnie.
- Znaj sobie miejsce, niewdzięczniku – powiedział tonem, jakby właśnie obwieszczał mu wyrok.
Następnie ruszył w stronę łazienki, jednak po chwili nie wytrzymał i zaśmiał się, choć okupił to nasileniem bólu głowy. Drake odprowadził go rozbawionym spojrzeniem, po czym sięgnął po telefon i wybrał numer do Mick’a. Ostatnie na co miał ochotę, to znów widzieć ten pierdolnik w pokoju chłopaków przyjaciela. W nocy dość się naoglądali, sprawdzając na nagraniach z kamer, kto wykradł wino ze spiżarki i jak właściwie doszło do zniszczeń. Okazało się to znacznie ciekawsze niż filmy. Mogli też obejrzeć nagrania z przyjęcia i podyskutować na temat gości. Ustalili pobieżnie, na kogo należało uważać a kogo można było zignorować. Pośmiali się też z tych wszystkich pompatycznych buców, ale to inna kwestia.
Zirytowany cisnął komórkę na komodę. Mick nie odbierał a przecież miał pewność, że zabierał ze sobą telefon. Znalazł w kieszeni spodni pilot, sterujący jego obrożą i przydusił długo jeden z przycisków. Wysłał mu sms’a o treści „KAWA! 10 MINUT!”, po czym dołączył do przyjaciela w łazience, chcąc się odświeżyć. Zimny prysznic był tym, czego najbardziej w tej chwili potrzebował. Zmywając z siebie odór wypalonych w nocy papierosów i wypitego alkoholu, który zdawał się wyciekać z niego każdym porem skóry, wreszcie poczuł się jak człowiek.
Odświeżony i przebrany w czyste ubrania, które pożyczył od Aki’ego, sprawdził swój kalendarz na najbliższe dni, rozważając czy może nie skorzystać z propozycji przyjaciela. Przecież mógł kazać Misaki’emu przywieźć sobie i Mick’owi laptopy do pracy i jakąś odzież. Sam pobyt w posiadłości Akihito, gdzie panował surowy rygor, mógł też służyć jego chłopaczkowi, który zdawał się rozbestwiać od kiedy otrzymał namiastkę przywilei.
Tymczasem Mick ocknął się nagle, słysząc jakiś przytłumiony dźwięk dobiegający z daleka. Szybko ogarnął wzrokiem ciemne wnętrze pokoju, chcąc zorientować się, gdzie się znajduje. W pierwszej chwili przeraził się, że zasnął, choć obiecał sobie czuwać nad Kaname. Na szczęście dzieciak spał spokojnie tam, gdzie go zostawił, oddychając miarowo a jego twarz odzyskała normalne kolory. Po wczorajszych ekscesach nie było żadnego śladu. No może poza lekko podkrążonymi oczami.
Mick poczuł ulgę, ale jedynie na sekundę. Gdy tylko podniósł się, by poprawić się na wąskim łóżku, na którym ledwo mieścili się razem, poczuł nieprzyjemny ucisk na szyi i usłyszał ciche kliknięcie. W tej samej chwili obroża zareagowała. Prąd uderzył go tak gwałtownie, że nie zdążył nawet krzyknąć. Całe jego ciało spięło się boleśnie, jakby ktoś brutalnie wykręcał każdy mięsień, skręcając go w supeł. Raziło go tak długo, że czas zaczął się rozmywać. Liczył tylko uderzenia serca, które zdawały się rozsadzać mu klatkę piersiową.
W końcu impuls odpuścił, równie gwałtownie jak się pojawił. Mick zwalił się na podłogę, próbując złapać oddech. Ledwie doszedł do siebie, kiedy nagły, znajomy dźwięk przychodzącej wiadomości zabrzęczał mu w uszach. Z trudem podniósł się na czworaka i podszedł do futonu, gdzie pod poduszką porzucił wczoraj komórkę. Widząc wiadomość od Pana i nieodebrane połączenie, skrzywił się z obawą. Po nocnych wydarzeniach wolał nie złościć go bardziej, choć na to chyba było już za późno, zważywszy, że Drake użył obroży.
Mick zbiegł na dół, niemal potykając się na ostatnich schodach w pośpiechu. Zaskoczył go nieco widok idealnie posprzątanego salonu, w którym nie widział najmniejszej oznaki, że minionego wieczoru odbyło się tu wystawne przyjęcie. Obsługa, która została do niego zatrudniona, świetnie się spisała. Ale nie miał czasu się nad tym rozwodzić.
W kuchni zaczął gorączkowo przeszukiwać szafki, otwierając jedną po drugiej. Szukając kawy zauważył, że nigdzie nie ma resztek jedzenia z urodzin Pana domu. Nie żeby szukał ich celowo, żeby przegryźć coś na szybko w razie, gdyby Drake chciał ukarać go podobną głodówką, na którą zostali skazani niewolnicy Akihito. Zupełnie nie to było jego celem! Był tylko ciekaw… Dlatego zajrzał nawet do kubła na śmieci, który okazał się pusty.
W końcu dał temu spokój i znalazł kawę. Od razu rzucił się na nią, ale jego entuzjazm osłabł na widok monstrualnego ekspresu stojącego na blacie. Maszyna wyglądała na wielofunkcyjne urządzenie, niczym te z których korzystano w profesjonalnych kawiarniach.
Wziął głęboki oddech, próbując przypomnieć sobie jedne z wakacji, gdy pracował dorywczo w podobnym miejscu. Przeklinał sam siebie, że nie przykładał się wówczas dostatecznie do szkolenia i teraz stał bezradnie przed maszyną, czując się, jakby miał właśnie uruchomić statek kosmiczny. Wcisnął niepewnie kilka guzików, ale wyświetlacz pozostał ciemny. Sprawdził nawet, czy to ustrojstwo w ogóle jest podłączone do prądu, ale było.
Rozejrzał się bezradnie, zastanawiając, jak inaczej może przygotować tę cholerną kawę, ale wiedział, że zwykłe zalanie zmielonych ziaren wrzątkiem po prostu nie przejdzie. Napięcie narastało i jego ręce zaczęły lekko drżeć, gdy usłyszał kroki dobiegające z korytarza. Odwrócił się i zobaczył Lu i Makoto. Obaj chłopcy trzęśli się z zimna i pocierali ramiona, by rozgrzać zdrętwiałe od chłodu mięśnie. Ich skóra była blada, a oddechy urywane, bo dopiero co weszli do ciepłego pomieszczenia z zimnego garażu.
- Pan już wstał? – Mako zapytał od razu, dzwoniąc zębami i drepcząc w miejscu na rozgrzewkę.
- Nie wiem. Drake kazał mi zrobić kawę, ale nie mam pojęcia jak użyć tego cholerstwa – Mick odpowiedział, wskazując oskarżycielsko na monstrualny ekspres.
Makoto uniósł brwi, oceniając sytuację. Zmęczenie jeszcze nie do końca z niego zeszło, ale szybko przejął inicjatywę.
- Czyli wstał. Trzeba zrobić dwie. Pokaże ci jak – zaoferował się i od razu przeszedł do działania. - Lu, przygotuj szejka dla Kaname – dodał, uruchamiając urządzenie.
- Jasne. Zrobimy też śniadanie? – chłopak o bursztynowych oczach również włączył się do pracy.
Mick stał odrętwiały obok i jedyne co mógł zrobić to obserwować, jak chłopcy są świetnie zorganizowani. Działali szybko i sprawnie a jemu zrobiło się głupio, że nie potrafił poradzić sobie sam z czymś tak błahym jak kawa.
- Nie wiem. Zwykle mamy względnie wolne po urodzinach Pana, ale po wczorajszym… - Mako zastanawiał się, podstawiając pod ekspres filiżanki.
Urządzenie charczało groźnie, wypluwając z siebie czarny płyn, którego aromat wypełnił całą kuchnię. Mick też by się go chętnie napił, zwłaszcza, że spał ledwo kilka godzin, ale wiedział, że nie ma na to szans.
- Pan mógł dorzucić nam obowiązków, ale nie ma jak tego sprawdzić bo ekran z planem poszedł w diabły – Lu dokończył za przyjaciela, mieszając energicznie szejka dla najmłodszego z nich.
Mick chciał zaoferować, że może pójdzie go obudzić, czując się jak piąte koło u wozu, ale wówczas usłyszeli kroki i głosy dobiegające z piętra. Makoto natychmiast postawił filiżanki na blacie i razem z Lu stanęli niemal na baczność, tuż przy schodach. Mick tak zestresował się ich oficjalnym zachowaniem, że niewiele myśląc ustawił się obok nich. Musiał przyznać, że tworzyli iście dziwaczny komitet powitalny dla swoich Panów.
Lu chował dłonie w rękawach bluzy, chcąc je zdaje się ogrzać. Natomiast twarz Mako czerwieniała im dłużej przebywał w ciepłym pomieszczeniu. Mimo to chłopcy stali wyprostowani, wyglądając schludnie a wręcz elegancko w codziennych, podomowych ciuchach. Mick spojrzał na siebie i uświadomił sobie, że ma na sobie przymałe, pożyczone dresy a włosy stoją mu swawolnie w każdą stronę, bo dopiero co wyskoczył z łóżka. Nie zdążył nawet umyć twarzy, na której odbijała się dobitnie, nieprzespana noc. Na tle tej idealnej dwójki musiał wyglądać jak obraz nędzy i rozpaczy. Niczym zapomniany, pomarszczony kartofel, który nieoczekiwanie wytoczył się spod zlewu, machając wesoło wyrośniętymi korzonkami . Miał ochotę zapaść się pod ziemie, gdy mężczyźni zeszli po schodach i zdawać by się mogło, że zatrzymają się przy nich.
Aż wstrzymał oddech, gdy minęli ich bez słowa i jakby nigdy nic, zajęli się piciem kawy. Makoto na moment pochylił głowę, przymykając oczy, jakby zabolała go obojętność Pana.
Drake upił łyk mocnej kawy, rozkoszując się jej gorzkim smakiem, który, choć nie łagodził kaca, przynajmniej go rozbudzał. Westchnął z przyjemnością i zerknął na przyjaciela, który wyglądał na niezbyt chętnego do jakiejkolwiek aktywności. W ramach jakiegoś przedziwnego protestu, przeciw rozpoczęciu dnia, do którego niejako go zmusił, po prysznicu nie ubrał się całkowicie a założył tylko spodnie.
Kac ewidentnie dawał mu się we znaki, bo mocny zapach kawy wywołał grymas obrzydzenia na jego twarzy. Mimo to przystawił filiżankę do ust i zdaje się upił łyk. Odstawił ją natychmiast na spodek, jakby pełna była błota a nie wyśmienitej kawy.
- Jak możesz to pić? – spytał z niedowierzaniem. – Potrzebuje soku pomarańczowego – stękając wyciągnął karafkę soku z lodówki, nalał go do wysokiej szklanki i wypił duszkiem.
Dlaczego, mimo że to za każdym razem kończyło się w ten sam sposób, wciąż łudził się, że będzie w stanie dotrzymać Drake’owi kroku przy butelce. Picie z nim było niczym picie z samym diabłem. Na drugi dzień wyglądał niczym bóg a on zdychał jak jakiś męczennik.
- Miałeś zrobić mi curry, pamiętasz? – ten szatan w ludzkiej skórze odezwał się właśnie, gdy dopijał kolejną szklankę zbawiennego napoju.
- Chyba oszalałeś, jeśli sądzisz, że w tym stanie cokolwiek ugotuję – Aki wydusił z siebie, zziajany pospiesznym piciem.
Drake wywrócił oczami, uśmiechając się nieco złośliwie.
- Zawsze jakieś wymówki – stwierdził, zerkając na zegarek. – Cóż, za godzinę mam ważne spotkanie, więc dokończę kawę i będziemy się zbierać – oznajmił obojętnie.
Mick drgnął niespokojnie, zastanawiając się o jakim spotkaniu Pan mógł mówić, bo o ile pamięć go nie myliła, nie miał na dziś żadnego w planach.
- Szantażysta – Akihito mruknął pod nosem. – Dobrze już, ale zrobię je na kolację, żebyś za szybko mi nie uciekł – dodał, uśmiechając się szeroko.
Drake pokiwał głową, wyglądając na całkiem zadowolonego.
- W takim razie mogę odwołać moje arcyważne spotkanie – zdecydował.
Akihito westchnął cierpiętniczo.
- Czego ja nie zrobię dla mojego ukochanego mafiosy – stwierdził żartobliwie i po raz pierwszy spojrzał na stojącą z boku, milczącą trójkę.
- A wy co? Macie zamiar tak stać jak kołki? Idźcie się doprowadzić do porządku. Macie pół godziny i chcę was tu wszystkich widzieć, całą czwórkę – oznajmił, nagle wyjątkowo szorstkim tonem.
- A ty Mick, skontaktuj się z Misaki’m. Powiedz mu, że w najbliższym czasie nie pojawimy się w biurze. Niech ktoś przywiezie nam laptopy i odzież na zmianę – Drake dodał swoje trzy grosze.
Mick wyglądał na zaskoczonego tą decyzją, ale nie protestując skinął głową i poszedł na górę za resztą chłopaków. Nawet jeśli pozostanie w posiadłości Akihito jawiło mu się jak największy koszmar, to oznaczało to jednocześnie, że jego ewentualna kara zostanie odwleczona w czasie a to był powód do radości.
W pokoju na piętrze obudził delikatnie Kaname i chłopak razem z Lu i Makoto poszedł pod prysznic. Lu wręcz nie mógł się go doczekać, wiedząc, że gorąca woda pozwoli mu się wreszcie porządnie rozgrzać, po nocy spędzonej w garażu. Mick rozumiał ich brak skrępowania przed sobą nawzajem, ale sam wolał pozostać w pokoju i zadzwonić do Misaki’ego w oczekiwaniu na zwolnienie się łazienki.
Ochroniarz odebrał niemal natychmiast i nie wydawał się zaskoczony poleceniem Drake'a. Uprzedził, że dostarczenie rzeczy chwilę zajmie, bo nie ma aktualnie nikogo pod ręką, ale do piętnastej kogoś wyśle. Mick podziękował mu i rozłączył się, sprawdzając jeszcze dla pewności kalendarz. Na dziś rzeczywiście nie mieli żadnych spotkań a i w reszcie tygodnia nie było ich zbyt wiele. Może Pan zaplanował już wcześniej, że zostaną tu na dłużej? Ale jeśli tak, to dlaczego nie zabrali ze sobą żadnych rzeczy? Może uznał, że nie wypadało wpakować się od razu z bagażami, nim nie zostało się oficjalnie zaproszonym? Pewnie tak właśnie było.
Odrywając wzrok od komórki dostrzegł nagiego Makoto, który przeszedł przez pokój bez jakiegokolwiek skrępowania i jakby nigdy nic szukał ubrań w szafce. Lu zaraz do niego dołączył, ale przynajmniej przepasał się ręcznikiem biodrach. Kaname wyjrzał z łazienki, również nagusieńki, ze szczoteczką w ustach, prosząc, żeby wyciągnęli mu „tę błękitną bluzę z różowym misiem”.
Mick nie wiedział, gdzie podziać oczy, dlatego wlepił je w podłogę. Dziękował wszelkim bogom, że Kaname prędko skończył myć zęby i mógł wreszcie zamknąć się w bezpiecznej łazience, bez widoku obcych siusiaków. Doprowadził się tam prędko do ładu i ubrał we wczorajsze ubrania. Choć bieliznę musiał pożyczyć od Mako to wreszcie czuł, że należycie się prezentuje i nie odstaje od reszty. Do czasu aż wrócił do pokoju.
Chłopaki wykorzystywali wyznaczony im czas do maksimum. Sprzątali pobieżnie pokój, słali łóżka, zmieniając przy okazji pościel i wietrzyli pomieszczenie. Mick dopiero teraz zdał sobie sprawę z istnienia okna, które znajdowało się nad łóżkiem najstarszego z chłopaków. Makoto, widząc jego wyraz twarzy wyjaśnił mu, że okno jest zasłonięte roletą w ciągu dnia, bo to jedna z długotrwałych kar, które dostali za pewien wybryk na wakacjach, na które Pan łaskawie ich ze sobą zabrał. Lu dodał, że z tego samego powodu Pan odłączył im kablówkę. Teraz ekran leżał rozbity, ale był to w istocie zwykły telewizor, na którym mogli przed snem coś obejrzeć. Obecnie służył tylko jako wyświetlacz do planu dnia.
Mick uświadomił sobie jak chłopaki mieli przesrane w tym domu a jednocześnie, że mimo surowości ich Pana i wszystkich tych reguł, wcale nie byli tak posłuszni jak mogłoby się wydawać, że będą. Bo inaczej skąd wszystkie te kary? Był ciekaw, czy rzeczywiście wynikały z ich niesforności, czy może nadgorliwości Akihito. Ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wyznaczony czas niemal upłynął i musieli wracać na dół.
Kiedy zeszli do kuchni, znajdujący się w niej mężczyźni, zdążyli już skończyć delektować się kawą i byli pochłonięci jakąś beztroską dyskusją. Nie przerwali jej na ich widok a Akihito włożył filiżanki do zmywarki. Bez pośpiechu opłukał dłonie w zlewie i wytarł je do sucha w ściereczkę. Dopiero wówczas zwrócił się do nich a raczej tylko do Kaname.
- Jak się czujesz? – zapytał na wstępie.
- Trochę drapie mnie w gardle, ale czuje się dobrze, Panie – chłopak odpowiedział cicho.
- Dobrze. W takim razie powiedz mi, co się wydarzyło wczorajszego wieczoru? – Aki zażądał, bez cienia życzliwości w głosie.
Chłopak zerknął niepewnie na pozostałych, jakby szukał ich wsparcia, nie wiedząc co powinien zdradzić a co lepiej było przemilczeć. Czy w ogóle mógł cokolwiek przemilczeć?
- Patrz na mnie, kiedy rozmawiamy, Kaname – Aki natychmiast upomniał go surowo. – I lepiej, żebyś mówił prawdę.
Kaname przełknął ślinę z trudem i spojrzał Panu w twarz, ledwo potrafiąc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. W ośrodku, gdzie dorastał, absolutnie zabronione było patrzenie tak otwarcie na opiekunów, przez co wciąż miał z tym ogromny problem.
- Kiedy wczoraj wróciłem do pokoju, chłopcy jedli przekąski z przyjęcia i pili wino. Mako poczęstował mnie trochę jedzeniem, ale wina nie pozwolili mi się napić. Potem graliśmy w planszówkę i… zrobiło mi się niedobrze…
- Resztę już znam – Akihito przerwał mu, przenosząc uwagę na Makoto. – Dlaczego pozwoliłeś mu cokolwiek zjeść?
Makoto wyraźnie spiął się na dźwięk lodowatego tonu Pana, ale starał się zachować należycie.
- Chciałem, żeby też mógł się cieszyć tym wieczorem, Panie – wyznał skruszonym głosem. – Nie sądziłem, że to może mu tak zaszkodzić, bo jadał już z nami zwykłe posiłki
Akihito westchnął, masując skroń z wyraźną irytacją.
- Owszem, Kaname jadł z nami – powiedział cierpko. – ale to ja wydzielałem mu porcje i decydowałem, co znajdzie się na jego talerzu. – Zamilkł na chwilę, bębniąc palcami o blat i mierząc ich zimnym spojrzeniem.
- Ale mniejsza już o to. Teraz chcę usłyszeć, kto wykradł wino ze spiżarki. A jeśli ktoś z was spróbuje mnie okłamać, wszyscy dostaniecie po sto batów – Aki ostrzegł ich groźnie.
Makoto natychmiast, bez cienia zawahania, zrobił krok do przodu, nie zostawiając czasu na reakcję nikomu więcej.
- To byłem ja, Panie – powiedział stanowczo, choć w jego głosie słychać było napięcie. – Proszę, by pozwolił mi pan wziąć całą odpowiedzialność na siebie. Reszta nie powinna cierpieć przez moją głupotę – poprosił z całych sił.
Akihito przyglądał mu się przez chwilę, a potem uśmiechnął się z przekąsem, krzyżując ramiona na piersi.
- Ależ oczywiście Makoto, że za kradzież wina odpowiesz jedynie ty – odparł tonem wręcz ociekającym ironią, która wykrzywiła jego ustaw paskudnym uśmiechu. – Lu zostanie ukarany za bójkę z Mick’iem i zniszczenie mojego sprzętu, a Kaname za zjedzenie tego syfu z przyjęcia, mimo że wie, że mu nie wolno
Makoto opuścił ramiona z rezygnacją, zaciskając wargi, by stłumić narastające w sobie chęć sprzeciwu, która mogła wprawić w ruch nierozsądny język. Nie chciał pogarszać ich, już i tak złej, sytuacji.
- Skoro to mamy już wyjaśnione – Akihito kontynuował chłodnym tonem. – odbieram wam wszystkie gry i książki. Macie zbyt wiele swobody, skoro wpadacie na tak kretyńskie pomysły – oznajmił.
Ta kara szczególnie zabolała Kaname, który wyglądał na autentycznie zasmuconego. Mick zauważył, jak chłopak walczy, by nie okazać emocji, ale jego oczy zdradzały żal dziecka, które właśnie dowiedziało się, że Mikołaj nie istnieje i gwiazdki nie będzie. Akihito jednak kompletnie zignorował jego reakcję.
- Kaname, pozbierasz wszystko do pudeł i zaniesiesz do garażu – mówił dalej, tonem, który nie pozostawiał miejsca na sprzeciw. – Kiedy skończysz nie wolno ci się ruszać z pokoju. Lu będzie przynosił ci szejki odżywcze i pilnował, żebyś pił dużo płynów. A w międzyczasie… Lu, ty zajmiesz się dziś grabieniem liści w ogrodzie.
Wymieniony z imienia chłopak uniósł wzrok z zaskoczeniem wypisanym na twarzy. Ogród wokół posiadłości był ogromny i zgrabienie wszystkich opadłych liści zajmie mu wieczność. Zwykle robił to ogrodnik i jego dwaj pomocniczy. Jak więc miał poradzić sobie z tym zadaniem sam? Przecież to zajmie mu całą wieczność a Pan z pewnością przyczepi się do każdego cholernego liścia, który znajdzie na swoim wypielęgnowanym trawniku.
Akihito nie zatrzymał się jednak nawet na chwilę.
- Makoto – rzucił twardo – wypolerujesz na błysk wszystkie samochody. Nie chcę na nich widzieć nawet najmniejszej smugi – rozkazał, spoglądając po wszystkich.
- Czy ktoś ma coś do dodania? – spytał dla pewności.
W pokoju zapadła cisza. Mick, który przez cały wywód Akihito próbował gryźć się w język, poczuł, że nie może już dłużej milczeć, mimo iż wiedział, że najpewniej napyta sobie biedy.
- To nie w porządku… - powiedział cicho.
Drake natychmiast wyprostował się i rzucił mu karcące spojrzenie.
- Milcz, Mick – syknął ostrzegawczo, ale Aki uniósł rękę, by go zatrzymać.
- Nie, w porządku, Drake – powiedział spokojnie, wpatrując się w blondyna z ciekawością. – Chcę usłyszeć, co ma do powiedzenia
Mick przełknął z trudem ślinę, czując na sobie wzrok wszystkich. Zdał sobie sprawę, że nie ma już odwrotu.
- Ja… tylko… uważam, że to niesprawiedliwe – zaczął niepewnie, starając się złożyć myśli w całość. – Rozumiem, że wszyscy złamaliśmy zasady, ale oni naprawdę tylko… tylko chcieli się trochę pobawić. Świętować pana urodziny. A to wszystko co się stało to wina… no, wina tego wina. Nikt z nas nie struł celowo Kaname i nie zniszczył umyślnie pańskiego sprzętu…
Akihito patrzył na Mick’a z uniesionymi brwiami, przez chwilę wyglądając, jakby naprawdę rozważał jego słowa. W oczach chłopaka pojawił się cień nadziei, że może pan domu zmieni zdanie, może nawet złagodzi kary. Jednak Aki pokręcił tylko głową z dezaprobatą.
- Czy to wino samo wskoczyło wam do pokoju i wlało się do gardeł? – zapytał z chłodnym uśmiechem. – Tylko ze względu na to, że był to szczególny wieczór, kary są aż tak łagodne. – uświadomił mu.
Mick zacisnął zęby i dał ponieść się złości.
- Łagodne? – wybuchł. – Pan uważa, że to łagodne? Lu i Makoto spędzili całą noc w zimnym garażu, a teraz chce pan wysłać jednego do ogrodu, a drugiego z powrotem do tego garażu. Do ciężkiej, fizycznej pracy, po której nawet nie będą mogli posilić się ciepłym obiadem! A Kaname, który najmniej zawinił i najbardziej ucierpiał, będzie skazany na nudę i samotność przez cały dzień w cholernej ciemnicy, bo nawet okno im pan odebrał. Powinniśmy ponieść konsekwencje, zgoda. Ale to co pan proponuje to nie kara a zwykłe okrucieństwo – wyrzucił z siebie wszystko.
Lu, Makoto i Kaname zamarli w bezruchu, słysząc jego słowa. Wpatrywali się w niego, zszokowani, że nie tylko miał czelność się odezwać, ale też wprost skrytykował decyzję ich Pana, nie przebierając w słowach. Wyglądali, jakby patrzyli na kogoś, kto właśnie rzucił się w paszczę lwa, nie rozumiejąc, że czekała go pewna śmierć.
Akihito uśmiechnął się kpiąco z niedowierzaniem spoglądając na Drake’a.
- Pozwalasz mu na co dzień na taką zuchwałość? – zapytał z czymś na wzór zimnego rozbawienia w głosie.
Drake zmrużył oczy a jego szare tęczówki roziskrzyły się od tłumionego gniewu i rozczarowania.
- Zwykle wie na ile może sobie pozwolić i nie przekracza granic – przyznał.
- Gdyby należał do mnie… - Aki zaśmiał się, kręcąc głową. – Rozpuściłeś go do granic przyzwoitości
Drake wstał z wysokiego krzesła, aż chłopak skulił się przed nim, wiedząc, że pozwolił sobie na zbyt wiele. Poczuł się zbyt pewnie w posiadłości przyjaciela Pana, gdzie nie wisiało nad nim widmo pokoju za drzwiami obitymi skórą, pachnącego trawą cytrynową.
- Widać odrobina swobody, którą ostatnio dostał, przewróciła mu w głowie – stwierdził Drake, obserwując Mick’a, jakby coś rozważał. – Aki, mogę wypożyczyć twój lustrzany pokój? Zdaje się, że trzeba mu przypomnieć, gdzie jego miejsce – zapytał z wyraźnie wyczuwalną groźbą w głosie.
Akihito gestem wskazał schody, wykrzywiając usta w szyderczym uśmiechu.
- Jest cały do twojej dyspozycji, kochany – odpowiedział nieco prześmiewczo.
Drake tylko skinął głową, chwytając przestraszonego Mick’a za ramię, pociągnął go za sobą na górę. Chłopak był tak zaskoczony obrotem spraw, że nawet nie pomyślał o sprzeciwie. Za to Lu i Kaname, na pstryknięcie palców Pana, rozeszli się do swoich zajęć.
Makoto został w kuchni, spoglądając niepewnie na Akihito, gdy reszta wyszła. Zauważył, że Pan przygląda mu się z irytacją.
- Dlaczego nie bierzesz się do pracy? – zapytał go surowym tonem.
Makoto wyprostował się sztywno.
- Panie... Ja... – zawahał się, po czym spojrzał w podłogę. – Nie zamierzam błagać o wybaczenie, ale czy mogę przeprosić?
Akihito zmrużył oczy, jakby oceniał jego słowa, po czym skinął głową, przyzwalając.
- Przeprosiny nigdy nie zaszkodzą – odpowiedział, choć jego ton pozostał obojętny.
Makoto osunął się przed nim na kolana, ledwie powstrzymując łzy. Czuł, że tu właśnie powinien się znajdować, przy nodze Pana. Miejsce to kurczyło się i zdawało się coraz bardziej wymykać mu z rąk.
– Panie... nie wiem, co się ze mną ostatnio dzieje – wyjąkał, wpatrując się w buty mężczyzny. – Przepraszam za swoje zachowanie. Wiem, że tylko ciągle cię zawodzę Panie, ale będę bardziej się starał – zapewnił żarliwie.
Akihito przyglądał się mu chłodno. Wiedział, co tak naprawdę dręczyło Makoto. Ten chłopak potrzebował jego uwagi tak samo jak tlenu, niezależnie od tego, czy była to czułość, czy kara. Tyko jego zainteresowanie utwierdzało go w przekonaniu, że wciąż jest potrzebny, że wciąż jest chciany. Z każdą nową osobą pojawiającą się w domu, czuł się coraz mniej pewnie. Tak było, kiedy pojawił się Lu, a teraz, z przybyciem Kaname, sytuacja się powtarzała. Makoto znów lękał się, że zostanie zastąpiony.
Uśmiech Akihito stał się okrutny, gdy chłopak ośmielił się dotknąć nogawki jego spodni, szukając jakiekolwiek bliskości. Odepchnął go stopą z wyrazem odrazy.
- Wystarczy. Teraz zejdź mi z oczu – syknął lodowatym tonem.
Makoto, trzęsąc się lekko od duszącego go szlochu, który z całych sił powstrzymywał, podniósł się z trudem z kolan i poszedł bez słowa po kurtkę. Czuł wstyd i upokorzenie, które paliły go od środka, ale przede wszystkim przejmujący smutek. Był tak przygnębiony, że nie robiła na nim wrażenia nawet niska temperatura, panujące w garażu. Machinalnie przygotował sobie wszystkie środki i narzędzia i zabrał się do pracy.
Każde dotknięcie zimnej karoserii sprawiało, że serce ściskało mu się jeszcze bardziej. Wszystko, co kochał, wydawało się od niego oddalać, a pojawienie się Kaname tylko potęgowało jego lęki. W głębi duszy wiedział, że Akihito nie żywi do Kaname szczególnej czułości. Traktował go raczej jak uszkodzoną zabawkę, którą trzeba było naprawić i ukształtować według własnych upodobań. Przecież nawet go jeszcze nie przeleciał. Ale sama jego obecność była niczym drzazga, wbijająca się głębiej przy każdym dniu, gdy widział, jak Pan inwestuje w niego swoją uwagę i cenny czas.
A teraz jeszcze ten cały Mick z niewyparzoną gębą i kompletnym brakiem manier, miał z nimi zostać na bliżej nieokreślony czas. Jakby pilnowanie Lu i Kaname nie było już wystarczająco trudne i męczące. Ten chłopak był przecież kompletnie poza jakąkolwiek kontrolą. Przypominał mu w sumie nieco Lu, gdy teoretycznie był już ułożony, ale wciąż zdarzało mu się pokazywać pazurki. Westchnął ciężko, przypominając sobie dni, kiedy Pan miał tylko ich dwóch. Nie chciał mówić tego na głos, ale tęsknił za tamtym czasem.
Pociągając nosem odrzucił na bok te dołujące myśli i skupił się na pracy. Wiedział, że Pan celowo dał im niemożliwe do wykonania zajęcia, ale mimo to chciał dać z siebie wszystko.
Natomiast Akihito z zadowolonym uśmiechem, przygotował sobie popcorn z mikrofali i szklankę soku pomarańczowego, którym popił tabletki na ból głowy. Drake powinien być już gotowy ze swoim chłopaczkiem, więc skierował się do lustrzanego pokoju. Przedstawienie czas zacząć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz