Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

13.01.2025

75.

Na lotnisku mroźny wiatr hulał po pustych płytach postojowych, niosąc ze sobą zapach paliwa lotniczego. Drake i Akihito stali obok siebie, rozmawiając jeszcze chwilę, zanim mieli się rozdzielić. Mick i Kaito stali nieco dalej, przyglądając się temu z dystansem, jakby nie chcieli zakłócać ich pożegnania. Wymieniali między sobą ciche uwagi, ekscytując się festiwalem, który dla obu okazał się świetną zabawą.

- Zobaczmy się jeszcze, zanim zacznie się cała akcja – Akihito poprosił, obejmując przyjaciela.

Jego ton był spokojny, ale wyraźnie podszyty niepokojem i troską. Drake zaśmiał się cicho, odwzajemniając uścisk.

- Aki, za bardzo się przejmujesz – stwierdził z lekką kpiną w głosie, ale w jego oczach błysnęło coś bardziej serdecznego.

Akihito odsunął się, krzyżując ramiona na torsie.

- Przejmuję się wystarczająco. I może ty też powinieneś – polecił z pewną dozą irytacji w głosie.

Drake wzruszył ramionami, zbywając uwagę przyjaciela.

- Będę uważał – zapewnił.

Akihito przewrócił oczami, ale odpuścił dalsze komentarze. Spojrzał na Mick’a, który udawał, że wcale ich nie podsłuchuje, bawiąc się końcówką pluszowego banana.

- Jak bawiłeś się z Kaito? – Akihito zapytał, wracając spojrzeniem do Drake’a.

- Ujdzie – odpowiedział tamten, choć kącik jego ust uniósł się w półuśmiechu, zdradzając, że nie było tak źle, jak sądził, że będzie.

Akihito ucieszył się i spojrzał na chłopaka, który stał nieopodal.

- Więc pobawimy się nim jeszcze – powiedział do siebie, jakby oceniając własny wybór.

Następnie jeszcze raz uścisnął Drake’a na pożegnanie i ruszył w stronę swojego samolotu.

- Wpadnij do mnie jutro, kochanie! – zawołał na odchodne.

- Ryu mnie ukatrupi, jeśli cię narażę, więc zapomnij, skarbie! – Drake odpowiedział mu, unosząc rękę i machając nią na pożegnanie.

Akihito jedynie wywrócił oczami i pchnął lekko Kaito w ramię, by wsiadł pierwszy do samolotu, co chłopak natychmiast uczynił. Wyglądał przy tym na nieco zmęczonego i zmarzniętego, ale starał się nie pokazywać tego po sobie.

- Jak tam samopoczucie? – Akihito zapytał z lekkim uśmiechem, gdy zajęli swoje miejsca.

- Jest w porządku – Kaito odpowiedział cicho, choć wypieki na jego policzkach zdradzały jak bardzo był przemarznięty od zabaw na śniegu.

Akihito pochylił się ku niemu, jakby chciał zapewnić chłopakowi choć odrobinę bliskości i pocałował go czule w skroń.

- To na zachętę – powiedział ciepłym tonem, kładąc dłoń na jego policzku i delikatnie go głaszcząc. – Wiesz, co masz zrobić jutro? – zapytał z niegasnącą wesołością, choć jego spojrzenie stało się nieco bardziej chłodne. Zupełnie, jakby patrzył na jednego ze swoich chłopców, którym wydał niemal niemożliwe do wykonania polecenie.

Kaito speszył się wyraźnie, wbijając wzrok w swoje dłonie.

- Wiem, ale… boję się. Co, jeśli zarząd jednak się rozłamie? – zapytał z widocznym niepokojem w głosie.

Akihito uśmiechnął się pokrzepiająco i zmusił Kaito, by spojrzał mu w oczy.

- To zaledwie pierwszy krok, ale wierzę w ciebie. Dasz sobie radę. Musisz być silny, bo stawka jest wysoka. A jeśli ci się uda, obiecuję, że dostaniesz miłą nagrodę – zapewnił.

Kaito zarumienił się, czując, jak serce bije mu szybciej.

- Postaram się, Książę – wyszeptał, czując, jak jego niepokój ustępuje miejsca determinacji.

Akihito odchylił się na oparcie fotela, zadowolony z odpowiedzi. Wiedział, że z Kaito może wiele osiągnąć, jeśli tylko chłopak w pełni uwierzy w swoje możliwości. Prowadzenie go było niczym balansowanie na rozchwianej linie, ale Aki lubił wyzwania i nie zamierzał odpuszczać.


Tymczasem Mick wszedł do luksusowego wnętrza prywatnego odrzutowca i niemal natychmiast skierował się do barku. Festiwal śniegu wprawił go w świetny nastrój a kilka kubków grzanego wina dodatkowo rozluźniło. Chciał podtrzymać ten stan, ale zanim zdążył odkręcić butelkę, Drake pojawił się za jego plecami i zabrał mu ją z rąk.

- Wystarczy ci na dzisiaj – powiedział z pozorną wesołością, ale w jego głosie zabrzmiała nutka stanowczości.

Mick skrzywił się i westchnął teatralnie, ale nie odpowiedział. Zamiast tego powlókł się na swoje miejsce, usiadł i zapiał pasy. Silniki samolotu już wibrowały, przygotowując się do startu a maszyna kołowała na płycie lotniska, ustawiając się do startu. Drake usiadł obok niego, uśmiechając się lekko, jakby coś go bawiło.

- Zmarzłeś? – zapytał, opierając się wygodnie i zapinając pasy.

Mick uniósł na niego spojrzenie, zamierzając odpowiedzieć, że nie, ale słowa zatrzymały się w jego gardle.

- Owszem – przyznał w końcu, zerkając na okno. – Chciałem rozgrzać się tamtym whisky – przyznał z lekkim rozżaleniem.

Drake uśmiechnął się zaczepnie i pochylił lekko w jego stronę.

- Jak tylko będziemy mogli odpiąć pasy, to sam cię rozgrzeję – powiedział z lekką nutą dwuznaczności, kładąc dłoń na udzie chłopaka.

Mick zamarł na chwilę, spoglądając na tę dłoń. Jego oddech przyspieszył ledwie zauważalnie a myśli rozbiegły się w różne strony. Nie był pewien, czy czuł się bardziej podekscytowany czy zaniepokojony tym gestem. Co prawda irytował go fakt, że przez cały wieczór Pan poświęcał uwagę Akihito i Kaito a nie jemu, ale jego nagłe zainteresowanie, które w oczywisty sposób mogło zaprowadzić ich do pokoju zabaw, budziło w nim pewien lęk. Mimo wszystko, chyba właśnie tego oczekiwał. Musiał przyznać, że sam zaczynał gubić się we własnych odczuciach.

Może właśnie dlatego, w przypływie zazdrości i desperacji o uwagę Pana, pocałował go na łyżwach? Teraz, wspominając to, zastanawiał się, czy nie był to błąd. Jego wzrok przesunął się na okno, przez które mógł obserwować start maszyny. Budynki lotniska stopniowo malały, ustępując miejsca rozświetlonym ulicom Sapporo, które z tej perspektywy wyglądały jak mozaika z milionów migoczących punkcików.

Samolot wznosił się coraz wyżej a Mick niemal zapadał się w sobie, czując jak grzane wino buzuje mu w żyłach, wywołując nietypowe pragnienie. Zerknął na Drake’a i położył dłoń na jego, wyczuwając ciepło skóry pod palcami, choć spojrzenie szarych oczu mężczyzny pozostawało chłodne. Dlaczego tak bardzo zależało mu na uwadze Pana? Mick odchylił głowę na oparcie fotela i zamknął oczy, starając się zrozumieć własne emocje.

Gdy samolot osiągnął wysokość przelotową, drzwi kabiny otworzyły się a stewardessa pojawiła się w progu z profesjonalnym uśmiechem na twarzy.

- Czy życzą sobie panowie czegoś do picia? – zapytała uprzejmie, patrząc to na Drake’a, to na Mick’a.

- Nie potrzeba – Drake odpowiedział uprzejmym, lecz stanowczym tonem. – Proszę również zadbać, by nikt nie przeszkadzał nam aż do lądowaniu – polecił.

Kobieta skinęła głową z wyuczonym uśmiechem.

- Oczywiście, proszę pana. – odparła, po czym zamknęła drzwi, oddzielające kabinę od kokpitu, zapewniając pasażerom pełną prywatność.

Mick poczuł, jak jego żołądek zaciska się w nieprzyjemnym oczekiwaniu. Przełknął głośno a dźwięk ten zdawał się rezonować w cichym wnętrzu kabiny. Drake odwrócił się do niego, wyciągając rękę i chwytając go za żuchwę.

- No dobra, Mick’i – odezwał się niskim i spokojnym głosem, co wcale nie działało uspokajająco. – Teraz możemy porozmawiać. Powiedz mi, lubisz się całować? – spytał niby to niewinnie.

Mick ściągnął brwi i posłał mu zacięte spojrzenie.

- Wolę to od bicia po twarzy – odpowiedział szybo, głosem pełnym przekory.

Drake prychnął, odchylając lekko głowę, jakby odpowiedź go rozbawiła.

- Doprawdy? – spytał, gdy uśmiech zamarł mu na ustach a spojrzenie stało się bardziej przenikliwe. – Ja akurat lubię cię bić – przyznał swobodnie.

Mick momentalnie odtrącił jego dłoń i uniósł dumnie podbródek.

- Bo to jedyny sposób, żebyś czuł władzę? – zapytał nim zdążył pomyśleć.

W oczach Drake’a pojawił się błysk gniewu, ale uśmiech wciąż był przyklejony do jego twarzy. Zanim chłopak zdążył zareagować, Pan chwycił go za gardło, przyszpilając go do fotela z siłą, która momentalnie pozbawiła go jakiegokolwiek zuchwałego wyrazu twarzy.

- Znów się zapominasz, Mick’i – Drake syknął lodowato. – Nie każ mi przypominać ci, kim jesteś – zagroził.

Blondyn złapał jego rękę, próbując poluzować uścisk, choć z jego spojrzenia wciąż biła złość i buta.

- A może powinieneś sobie przypomnieć, że ludzie nie są twoimi pieprzonymi zabawkami! – wycedził z trudem.

Drake nachylił się bliżej, niemal stykając ze sobą ich czoła.

- Ty jesteś dokładnie tym, czym chcę, żebyś był – powiedział cicho z zimną pewnością. – A jeśli ci się to nie podoba, to spróbuj mnie powstrzymać, Mick’i – zaproponował z niebezpiecznym błyskiem w oczach.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. Drake z triumfem i wyższością, zaś Mick z pełnymi wściekłości, zielonymi oczami, które jednak powoli odpuszczały, gdy napięcie w kabinie rosło do granic wytrzymałości. Ciało chłopaka zaczęło lekko drżeć, jakby samo instynktownie korzyło się przed siłą mężczyzny, który właśnie pokazywał mu, gdzie jest jego miejsce. Odwaga, którą jeszcze chwilę temu wzmacniał alkohol, zdawała się ulatywać jak ciepły oddech w chłodnym powietrzu. Mick poczuł, jak jego serce bije szybciej, gdy szept wyrwał się z jego ust.

- Panie... – wymówił niemal błagalnie.

Drake westchnął głęboko, jakby miał dość jego krnąbrności, po czym bez słowa nachylił się i wpijając się zachłannie w jego usta, przejął nad nim pełną kontrolę.

Mick aż jęknął zaskoczony, ale nie odepchnął go. Przeciwnie, przeszył go dreszcz przyjemności, który zmroził go na moment, by zaraz rozlać się gorącem po całym ciele. Dłoń Drake’a puściła jego szyję, lecz wciąż czuł na niej echo tej siły, jakby ślad władzy, którą Pan miał nad nim, pozostał wyryty w jego skórze.

Blondyn, czując, jak jego myśli topnieją w odmętach emocji, objął Pana, oddając pocałunek z zapałem. Ich języki splotły się w namiętnym, dzikim, niecierpliwym tańcu. W tym wszystkim był chaos, który wciągał ich obu coraz głębiej, jak burzliwe morze.

Drake pachniał męskimi, ostrymi perfumami, lecz zapach ten nie przytłaczał. Mick zdziwił się, że dopiero teraz go poczuł. Być może przez ciepło panujące w samolocie, które zintensyfikowało woń? Albo przez bliskość, której tak desperacko dziś pragnął? To nie miało już znaczenia.

Poczuł, jak chłodna dłoń Pana wkrada się pod jego ubranie i sunie po boku, dotykając nagiej skóry. Mężczyzna błądził palcami po jego ciele, badając je z niepokojącą dokładnością. Mick drgnął, gdy Drake przesunął dłonią wzdłuż jego pleców, wywołując dreszcze, które rozeszły się po całym jego ciele. Usta mężczyzny zdawały się coraz bardziej zachłanne, coraz bardziej chciwe a pocałunek zyskiwał na intensywności. Mick czuł się, jakby cały świat przestał istnieć. Był tylko Drake, jego siła, jego zapach, jego dotyk i ta pierwotna potrzeba, która zdawała się pochłaniać ich obu.

Nie wiedział już, co jest bardziej przytłaczające – dzikość tego momentu, czy fakt, że jego własne ciało tak ulegle na to odpowiadało. Czuł, jak jego myśli ulatują niczym para w ciepłym powietrzu, rozmywając się pod wpływem intensywnych doznań. Dłonie Drake’a błądziły po jego ciele z wprawą jakby każda linia, każdy splot mięśni był mu doskonale znany. Każdy dotyk, każdy nacisk dłoni mężczyzny wywoływał w nim nowe fale ciepła, które zdawały się zalewać jego umysł, czyniąc go niezdolnym do racjonalnego myślenia.

Drake zdjął bluzę i koszulkę chłopaka jednym płynnym ruchem, ukazując skórę, która błyszczała delikatnie w miękkim świetle kabiny. Przyglądał mu się przez chwilę z nieodgadnionym uśmiechem na ustach. Palce przesuwały się wolno po jego obojczykach, po torsie, jakby delektował się każdą reakcją, każdym drgnięciem, które Mick nieświadomie czynił.

- Właśnie takim cię lubię – Drake mruknął, pochylając się bliżej, by złożyć na jego szyi kilka zachłannych pocałunków, które zostawiły czerwone ślady przy obroży. – Wyszczekany... ale wciąż uległy…

Jego głos był niski, niemal wibrujący a każda sylaba niosła z sobą coś władczego, co sprawiało, że Mick czuł się jeszcze bardziej bezbronny.

Chłopak odchylił głowę, pozwalając Panu na więcej, mimo że wstyd i przyjemność walczyły w nim o dominację. Jego ciało zdradzało jednak wszystko – jak bardzo tego chciał, jak bardzo potrzebował być właśnie tutaj w tym momencie, zdając się na łaskę Pana.

Drake był zachwycony. Każda reakcja Mick’a – drżenie, przyspieszony oddech, subtelne westchnienia – podsycały jego własną satysfakcję. W tej formie chłopak był dokładnie taki, jakim go chciał. Mógł być krnąbrny, pyskaty, ale w tym momencie był uległy, idealny. Drake wodził palcami po jego bokach, po biodrach, przyciągając go bliżej siebie, by mógł poczuć każdy centymetr jego ciała.

Z każdym kolejnym gestem przyjemność stawała się coraz bardziej intensywna, bardziej zniewalająca. Mick nie mógł już nad sobą panować – był niczym marionetka w jego rękach, oddając mu się bez zastrzeżeń.

Drake patrzył na niego z góry, spojrzeniem pełnym triumfu. Cieszyła go każda chwila, która była dowodem jego niezaprzeczalnej dominacji. Stworzył zabawkę, której tak pragnął. Mick opierał się, ale jego sprzeciw miał granice, po przekroczeniu których chłopak pękał i pięknie się mu poddawał, dzięki czemu mógł rzeźbić go wedle własnego uznania.

Nie mogąc dłużej się powstrzymywać Drake odwrócił chłopaka i ustawił go na czworaka na siedzeniu. Mick zerknął na niego przez ramie z pewną dozą niepokoju, ale pozwolił rozpiąć i zsunąć z siebie spodnie. Mężczyzna rozpiął pasek własnych, to samo zrobił z rozporkiem i wydobył nabrzmiały już narząd.

Mick skrzywił się, czując wilgoć między pośladkami, gdy Pan splunął na dłoń, jak miał w zwyczaju i nawilżył jego wejście. Wygiął jednak plecy w łuk, gdy pokaźnych rozmiarów członek, zaatakował jego wnętrze, wypełniając je bez cienia litości.

Drake chwycił blondyna jedną ręką za biodro, przytrzymując go w miejscu, zaś drugą objął go wokół klatki piersiowej i niestrudzenie pieścił jego sutek, ściskając go między dwoma palcami. Całował i gryzł przy tym jego szyję i ramię, w które ostatecznie się wgryzł.

Mick był całkowicie oszołomiony przyjemnością, która mieszała się z bólem. Jednak pieszczoty, którym poddawał go Pan, prędko odegnały dyskomfort. Być może nawet zapomniał się zbytnio, bo mężczyzna zaczął upominać go, by był ciszej, jeśli nie chce, by usłyszała ich załoga. Nie żeby jemu samemu robiło to jakąś różnicę.

Blondyn jednak spłonął rumieńcem, uświadamiając sobie, że nie są tu sami i ugryzł się w przedramię, starając się uciszyć własne jęki. To jednak nie zdało się na wiele, bo Drake ściągnął pasek ze spodni, owinął mu go wokół szyi niczym obrożę i pociągnął. Mick momentalnie stracił dech, sięgając do prowizorycznej smyczy i usiłując nieporadnie ją poluzować. Jego starania odniosły jednak efekt odwrotny do zamierzonego, gdyż Drake pociągnął go mocniej, wymuszając na nim stanięcie na kolanach w wysokim klęku.

Mężczyzna aż wywrócił oczy w głąb czaszki, czując jak odbyt chłopaka zaciska się na jego członku. Płynąca z tego przyjemność była wręcz upajająca. Kilka pchnięć później, gdy Mick zsunął się jedną nogą z fotela, uderzając kolanem o podłogę, Drake aż zgiął się w pół, przekraczając ten magiczny zakręt jelita w ciele chłopaka. Instynktownie przycisnął go do siedzenia, wbijając kciuki w lędźwiowy odcinek jego kręgosłupa.

Mick, odzyskując w tym momencie oddech, wydał z siebie gardłowy pomruk, wypinając się mocniej i pochłaniając zachłannie penis Pana. Drake wbił się w niego boleśniej jeszcze kilka razy, nim blondyn poczuł rozlewające się w swoim wnętrzu ciepło. Sądząc, że Pan właśnie doszedł, podparł się o podłokietnik i spróbował się podnieść. Jednak mocny uścisk na karku przytrzymał go w miejscu. Ciepło wewnątrz nie przestawało płynąc.

Dopiero po chwili Mick zorientował się, że to co czuje wcale nie jest spermą. Pan właśnie oddawał mocz w jego tyłku. Chłopak szarpnął się, chcąc się uwolnić, ale Drake zareagował natychmiast. Odnalazł koniec paska, owinął go sobie wokół dłoni i brutalnym szarpnięciem wydusił z chłopaka charknięcie obwieszczające panikę, w którą wpadł, znów nie mogąc złapać oddechu. Młodzieńcze ciało wiło się pod nim niczym piskorz, szukając wolności, której jednak nie odnalazło.

Drake wypróżnił się spokojnie do ostatniej kropli i znów zaczął poruszać we wnętrzu blondyna, rozbawiony chlupoczącym odgłosem, który wydawał jego własny mocz, wewnątrz jelit chłopaka. Odrobina płynów pociekła mu po udach, ale Mick zacisnął zwieracze, powstrzymując wypływ większej ilości i przyprawiając Drake’a o zawrót głowy. Mężczyzna odnosił wrażenie, że posuwa dziewiczy tyłek, wnętrze chłopak było tak ciasne i gorące.

- Wołaj mnie – zażądał, chwytając Mick’a za żuchwę i wychylając jego głowę w tył, by na moment wpić się w jego rozedrgane usta.

- D-Drake… - blondyn wystękał z trudem, trzymając się oparcia fotela, by nie spaść na podłogę. – Drake! – zawołał głośno, nie zważając już na obecność obsługi.

Imię Pana brzmiało w jego ustach niczym coś zbereźnego, ale powtarzał je raz za razem, gdy mężczyzna wbijał się w niego aż po same jądra, obdarowując pieszczotami i pocałunkami jego ciało, aż obaj znaleźli spełnienie w tym brutalnym akcie.


Drake wyniósł Mick’a na rękach z samolotu, czując, jak jego ciało staje się coraz cięższe w jego ramionach. Nieprzytomny chłopak zwisał bezwładnie w jego objęciach a jego głowa opadała mu na ramię, jakby wtulał się w niego instynktownie. Drake z trudem otworzył drzwi samochodu i delikatnie położył Mick’a na tylnym siedzeniu. Wsiadł również i zamknął drzwi z trzaskiem.

Hatoru, siedzący za kierownicą, odwrócił się, unosząc jedną brew, gdy dojrzał stan blondyna.

- Co z nim? - spytał głosem pełnym ciekawości, ale i typowego dla siebie rozbawienia.

Drake westchnął, spoglądając na Mick’a i przeczesując kosmyki jego jasnych włosów palcami.

- Przesadził z grzanym winem — powiedział, próbując ukryć lekką frustrację w głosie.

Hatoru zaśmiał się w głos.

- Każdy by się znieczulił po nadzorowaniu przyjęcia Keiko – stwierdził prześmiewczo.

Drake skinął głową w milczeniu, zgadzając się z ochroniarzem. Nawinął przy tym pukiel blond włosów na palec i uśmiechnął się mimowolnie, gdy ruszyli w drogę do apartamentu.

Gdy Mick spał, wyglądał niczym dziecko. Niewinny i kruchy. Jego twarz była spokojna, wolna od trosk i problemów, które zwykle go trapiły. Pomimo tej pozornej delikatności, Drake dobrze wiedział, ile chłopak był w stanie znieść. Pokazał mu to już nie raz i mimo, iż mężczyzna zaspokoił się w samolocie, poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu.

Uśmiechnął się lekko, gdy poczuł jego głowę na swoich kolanach, gdy Mick przylgnął do niego instynktownie, szukając ciepła. Drake spojrzał w okno, czując dziwną ekscytację. Uznał, że kiedy dotrą do apartamentu, spróbuje ocucić chłopaka i, nawet jeśli to mu się nie uda, zabierze go do pokoju zabaw. Przytomny, czy nie, miał ochotę jeszcze raz go przelecieć.


Rano budzik zadzwonił o zwykłej porze, ale Mick wcale nie zareagował na jego dźwięk. Leżał w łóżku z twarzą ukrytą w poduszce, ignorując nawet ciepłe światło wpadające do pokoju przez okno, co wskazywało naprawdę późną porę.

Dopiero, gdy minęła ósma, drzwi do jego pokoju gwałtownie otworzyły się a Drake wszedł do środka ciężkim krokiem.

- Mick! — zawołał ostrym głosem, zdzierając kołdrę z chłopka. — Gdzie śniadanie?!

Widząc blade oblicze blondyna, leżącego w pościeli, natychmiast spuścił z tonu. Odgarnął mu włosy z czoła i dotknął go własnym, sprawdzając w ten sposób jego temperaturę. Czując bijące od niego ciepło natychmiast się wyprostował i sięgnął po komórkę, wybierając numer. Mick uchylił lekko powieki, zerkając na niego zaczerwienionymi oczami i na nowo odpłynął.

Ocknął się znów dopiero, gdy poczuł w gardle drewniany patyczek, który wywołał w nim lekki odruch wymiotny. Powoli powiódł wokół nieprzytomnym spojrzeniem i dostrzegł rudowłosego Lachlan’a. Obok niego stał Kenji, który wyciągał z uszu stetoskop i sięgał jego ręki, by sprawdzić mu tętno.

Choć ostatnio ta dwójka zdawał się mieć własne problemy, dzisiaj wydawali się być w idealnej harmonii. Lachlan, jak zawsze, wyglądał na pełnego energii, ale jego wzrok nie pozostawiał żadnych wątpliwości – był zaniepokojony stanem Mick’a. Z kolei Kenji zachowywał spokój i pełen profesjonalizm.

Mick leżał nieruchomo, wyraźnie bez sił. Lekarz, po szybkim zbadaniu go, spojrzał na Drake’a, marszcząc brwi. Po chwili namysłu odwrócił blondyna i zajrzał w jego odbyt, znając preferencje i zapędy przyjaciela.

- Wydaje mi się, że to nic poważnego. Mick po prostu potrzebuje odpoczynku – powiedział wreszcie, a potem spojrzał na Drake’a znacząco, odciągając go nieco w kąt pokoju. – Powinieneś zwrócić większą uwagę na higienę po stosunku. Rzadko, ale zdarza się, że sperma dostaje się do krwioobiegu przez otarcia, co może wywołać reakcję immunologiczną organizmu – wyjaśnił.

Drake skrzywił się na tę informacje. Przecież niemal za każdym razem dbał o to, by umyć chłopaka, gdy ten tracił przytomność po ich zabawach. Nie inaczej było też tym razem. Ale może jednak nie zrobił tego dostatecznie dokładnie?

- Czy to właśnie się stało? – zapytał, ale Kenji wzruszył ramionami.

- Trudno powiedzieć na pewno, musiałbym zrobić dodatkowe badania – przyznał, zbierając swoje narzędzia. – Na razie przepiszę mu antybiotyk i coś na wzmocnienie. Daj mu kilka dni odpoczynku – zalecił.

Ku zdziwieniu Kenji’ego, Drake nawet nie protestował. Jego oczy nie były pełne gniewu, jak to zwykle bywało, a wręcz przeciwnie. Wydawał się pełen ulgi. Przez te kilka dni Mick będzie w domu, co oznaczało, że nie będzie musiał wymyślać kolejnych wymówek, by zatrzymać go w apartamencie, gdy w kolejnych dniach odbędzie się akcja, mająca wywabić z ukrycia jego wroga.

Drake odprowadził do drzwi przyjaciela i jego chłopca, po czym wrócił do własnego, przysiadając na brzegu jego łóżka. Przetarł mu czoło zwilżoną szmatką, którą zamoczył w zimnej wodzie, wykręcił i pozostawił na jego głowie, mimo, że ten otrzymał dożylnie lek przeciwgorączkowy.

- Naprawdę lubisz przysparzać mi problemów, co? – powiedział cicho, choć bez gniewu.

W jego głosie pobrzmiewała nuta zmęczenia, ale i troski. Ciszę w pokoju przerwało ciche westchnienie Mick’a, który przewrócił się na bok i wciągnął kołdrę pod brodę, jakby szukał większego komfortu. Drake uśmiechnął się lekko pod nosem i podniósł z łóżka.

- Śpij, Mick’i – rzucił półgłosem, choć wiedział, że chłopak go nie usłyszy.

Zgasił nocną lampkę, zostawiając jedynie przygaszone światło na korytarzu wpadające zza lekko uchylonych drzwi. Zamknął je za sobą cicho i ruszył do swojego gabinetu, gdzie czekały na niego plany do przeanalizowania. Jutrzejszy dzień miał być długi, ale chociaż Mick był teraz bezpieczny i nie musiał już szukać wymówek, by odsunąć go od siebie, w dniu akcji.

Drake wszedł do gabinetu, połączonego z małą biblioteką, przymykając za sobą drzwi. Chłód przestronnego pokoju zdawał się być sprzymierzeńcem jego zamglonych myśli. Zrzucił marynarkę na fotel i podszedł do okna, wpatrując się w miasto, rozświetlone blaskiem poranka i gasnących neonów. W jego głowie kłębiły się pytania, których nie miał ochoty sobie zadawać a które mimo to z uporem nawracały.

Dlaczego tak martwił się o Mick’a?

Chłopak był przecież jedną z wielu zabawek, które przewinęły się przez jego życie. Ładną twarzą, która miała słuchać, wykonywać polecenia i dostarczać mu rozrywki i uciech, kiedy tego chciał. Tak było na początku. Ale teraz… Drake zacisnął szczęki, niechętnie przypominając sobie moment, w którym poczuł istną furię, gdy człowiek Matsumoto uderzył Mick’a.

Przecież to była tylko kolejna chwila w grze pełnej pozorów. Zwykły incydent. A jednak coś w tym widoku wzburzyło go tak głęboko, że zareagował instynktownie, bez cienia kalkulacji, wywołując Naomi. Pokazał w ten sposób swoją słabość, odsłonił się.

Zacisnął pięści, opierając się dłońmi o parapet. Czy to możliwe, że Mick znaczył dla niego więcej, niż był gotów przyznać? Przecież to było absurdalne!

To tylko dziwka – pomyślał. – Zwykła zabawka. Jeśli coś pójdzie nie tak, mogę mieć kolejną - usiłował przekonać samego siebie.

Ale w głębi duszy wiedział, że to kłamstwo. Przed oczami stanął mu obraz twarzy chłopaka z wypiekami na policzkach, leżącego w łóżku i z trudem łapiącego oddech. Usłyszał jego słodki głos, wołający jego imię w ekstazie, gdy brał go w samolocie.

Drake zamknął oczy, próbując znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Mick? Było w nim coś więcej, coś, co sprawiało, że nie potrafił przestać o nim myśleć. Jego wyszczekana buzia, która irytowała, ale jednocześnie intrygowała. Zdolność do przetrwania i to, jak łatwo adaptował się do nowej rzeczywistości, mimo brutalnych zasad, które mu narzucono. A może to, jak czasami patrzył na niego – z mieszaniną strachu, podziwu i pożądania – sprawiało, że mężczyzna czuł się… potrzebny?

Drake przymknął oczy i wypuścił powoli wstrzymywane powietrze, odwracając wzrok od widoku za oknem. Skupił go natomiast na własnym odbiciu, widzianym w szklanych drzwiczkach sekretarzyka.

Przywiązanie to słabość - przypomniał sobie słowa wuja, które słyszał wielokrotnie. – W naszym świecie nie ma miejsca na emocje, jeśli chcesz przetrwać

Ta mantra, której uczono go od najmłodszych lat, wciąż pobrzmiewała w jego głowie niczym wyrok. Przywiązanie prowadziło do błędów, błędy prowadziły do porażek a porażki w ich świecie oznaczały śmierć. To było proste równanie, którego Drake trzymał się przez całe życie. I choć nie mógł zaprzeczyć jego logice, to teraz coś zaczynało go w nim uwierać.

Jeśli Mick rzeczywiście stał się dla niego kimś więcej niż tylko zabawką, czy to czyniło go słabym? Przecież miał w swoim życiu znacznie ważniejsze od niego osoby, jak choćby Akihito i Kenji. Miał przyjaciół, za których oddałby życie, gdyby było trzeba. Czy kiedykolwiek rozważał ich opuszczenie, byle tylko zachować własną pozycję?

Nie, bo wiedział, że bez nich to wszystko nie miałoby sensu. W ich półświatku zawsze istniało ryzyko. Śmierć czaiła się za każdym rogiem a zdrada była tak powszechna jak deszcz w porze monsunowej. Każdy z nich był tego w pełni świadomy a mimo to decydowali się na lojalność wobec siebie nawzajem.

Więc dlaczego Mick?

Drake wrócił do pokoju chłopaka i stanął przy jego łóżku. Mick leżał w nim, blady i spokojny, z równomiernym, ale wciąż nieco płytkim oddechem. Wyglądał niczym porzucona lalka, ale w tej pozornej bezbronności było coś, co przyciągało Drake’a bardziej niż chciałby przyznać.

- Wszyscy wieszają psy na przywiązaniu – mruknął pod nosem, spoglądając na chłopaka. – Ale jeśli jest ono motywacją, by walczyć… czy to naprawdę słabość?

Słowa zabrzmiały w ciszy pokoju puste i nieprzekonujące. Drake poczuł, jak narasta w nim niepokój. Jeśli przywiązał się do Mick’a, to musiał to zaakceptować. Ale jeśli zaakceptuje, to co dalej? Czy stanie się tym przysłowiowym ojcem z memów, który nie chciał w domu psa, ale gdy ten się pojawił, to został się jego najlepszym przyjacielem?

Nie miał odpowiedzi. Ale wiedział jedno – nie mógł pozwolić, by chłopak stał się pionkiem w grze, którą jutro mieli rozegrać. Mick mógł być jego słabością, ale był też jego własnością. A Drake nigdy nie pozwalał, by ktoś bezkarnie zniszczył coś, co do niego należało. I tym razem nie mogło być inaczej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz