Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

17.08.2025

25.

Z góry przepraszam za wszelkie błędy, ale rozdział wyszedł tak długi, że nie chce mi się go poprawiać xD

************

Hiro przeżył ciężką, niespokojną noc, pełną płytkiego snu przerywanego nagłymi przebudzeniami, które wyrywały go z kruchej drzemki jak szarpnięcia niewidzialnej nici. Leżał skulony na samym brzegu łóżka, zwinięty w ciasny kłębek pod kołdrą, jakby próbował stać się jak najmniejszy, niewidzialny w tej ogromnej przestrzeni, którą dzielił z Panem. Bliskość Kaito, nawet po tym, jak chłopak wyplątał się z jego objęć, wisiała nad nim jak ciężka chmura. Ciepła emanacja ciała mężczyzny, jego miarowy oddech, subtelny zapach skóry zmieszany z resztkami olejku i brzoskwiniowego płynu do kąpieli – wszystko to budziło w Hiro nieustanny niepokój, mieszankę lęku i niechcianego napięcia, które nie pozwalało mu całkowicie poddać się objęciom Morfeusza.

Ale to nie tylko niechciana intymność dręczyła jego umysł. Brak budzika w pokoju potęgował stres, bo Pan zażyczył sobie porządnego śniadania, a Hiro, z jego wpojonym posłuszeństwem, nie mógł ryzykować spóźnienia. Co chwilę jego oczy otwierały się w ciemności, serce biło mu szybciej, a myśli wirowały chaotycznie: "Czy już świta? Czy zdążę? Co jeśli znów go rozczaruję?" – te pytania krążyły w jego głowie jak natarczywe muchy, nie dając mu spokoju.

Przebudzał się co jakiś czas, za każdym razem czując, jak ciało protestuje przeciw niewygodnej pozycji – skulony na krawędzi materaca, z ramionami owiniętymi wokół kolan, by maksymalnie oddalić się od ciepła bijącego od Kaito. Ból w dole pleców i karku, pozostałość po wczorajszym masażu i... tym, co nastąpiło później, pulsował tępo, przypominając o fizycznym dyskomforcie, który mieszał się z emocjonalnym zamętem. Hiro mrugał w mroku, nasłuchując ciszy domu, szumu wiatru za oknem, odległego pohukiwania sowy w lesie – wszystko to wydawało się głośniejsze niż zwykle, jakby noc spiskowała przeciwko jego odpoczynkowi. Próbował zmusić się do snu, licząc oddechy, skupiając się na rytmie własnego serca, ale za każdym razem budził się z drgnieniem, zlany lekkim potem, z poczuciem, że minęło zaledwie kilka minut.

Kiedy ocknął się po raz któryś z kolei, zdrętwiały i obolały od leżenia w jednej, jego wzrok powędrował ku oknu, gdzie za zasłonami zaczynało przebijać blade, szarawe światło świtu. Niebo jaśniało delikatnie, malując horyzont subtelnymi smugami różu i złota, a ptaki w ogrodzie rozpoczęły swój poranny koncert, ich trele przecinały ciszę jak delikatne igły. Hiro westchnął bezgłośnie, decydując, że nie ma sensu dłużej walczyć ze snem. Lepiej było wstać teraz, niż ryzykować, że zaśnie zbyt głęboko i przegapi porę na przygotowania.

Odwrócił się powoli na plecy, ostrożnie i rozciągnął z bezgłośnym westchnieniem ulgi – ramiona uniósł nad głowę, palce stóp napiął, czując, jak zastane mięśnie rozluźniają się z lekkim bólem a krew zaczyna krążyć swobodniej.

Bezwiednie spojrzał na śpiącego obok Kaito – mężczyznę pogrążonego w głębokim śnie, z twarzą wygładzoną relaksem, lekko rozchylonymi ustami, klatką piersiową unoszącą się miarowo pod kołdrą – i skrzywił się z niechęcią, grymasem pełnym goryczy i żalu, który przemknął przez jego delikatne rysy jak cień chmury. Wspomnienie wczorajszego wieczoru uderzyło w niego falą obrzydzenia do samego siebie, zmieszanego z lękiem przed Panem. Ten widok, tak spokojny i ludzki, kontrastował boleśnie z brutalnością, której doświadczył, budząc w nim falę emocji, których nie potrafił nazwać. Gniew? Smutek? Bezradność? A może po prostu to wszystko na raz.

Zmęczony, z ciałem wciąż obolałym po tym, co zrobił mu Pan – odczuwając tępy ból w dolnych partiach ciała, przypominający o naruszeniu, o przymusie, który zostawił na nim ślady, nie tylko fizyczne – wstał po cichu z łóżka, sunąc bosymi stopami po chłodnej podłodze, by nie wydać żadnego dźwięku. Zabrał ubrania z garderoby – garść prostych, codziennych rzeczy, które czekały na półce – i skierował się do łazienki na parterze, schodząc po schodach na palcach, jak złodziej w nocy, by nie obudzić Kaito hałasem wody czy trzaskiem drzwi.

W łazience na parterze Hiro wykonał poranną toaletę z mechaniczną precyzją. Umył twarz zimną wodą, by otrzeźwić umysł i wyszorował zęby, próbując zmyć z siebie resztki nocy, choć ból w ciele nie dawał o sobie zapomnieć. Potem obejrzał ubrania, które zabrał: proste, chłopięce rzeczy, które Kaito kazał mu nosić. Styl, który nie podobał mu się wcale, zbyt dziecinny, zbyt uroczy, jakby miał podkreślać jego kruchość i posłuszeństwo. Ale było to lepsze niż kuse, prowokujące ciuszki, które kazano mu nosić w klubie Takenaki. Tamte odsłaniające, upokarzające stroje, które czyniły z niego obiekt pożądania, a nie człowieka. Ale czy to naprawdę tak wiele zmieniało?

Westchnął cicho, godząc się z tym, co ma i wciągnął na siebie dżinsowe spodnie z podwiniętymi na stałe nogawkami, które sięgały mu do połowy łydki, odsłaniając kostki, podkreślając smukłość nóg. Potem koszulkę z buzią misia, miękką i luźną, z tym infantylnym nadrukiem, który budził w nim lekkie zażenowanie. Na koniec jasną, biszkoptową bluzę z kapturem, ciepłą i otulającą, jak kokon, który miał chronić go przed światem.

Chcąc ukryć się przed tym burym, ponurym dniem – za oknem niebo było zachmurzone, a poranne światło szare i przytłumione, jakby natura współczuła jego nastrojowi – zarzucił kaptur na głowę, czując, jak materiał opada miękko na uszy. Ale widząc się w lustrze – bladą twarz otoczoną cieniem, z włochatymi, kocimi uszkami wystającymi z kaptura, które nadawały mu wygląd zagubionego, uroczego zwierzaka – natychmiast go zdjął, rumieniąc się lekko. To było zbyt dziecinne, zbyt upokarzające w tej chwili, gdy próbował zebrać siły na resztę dnia, który przecież dopiero co się zaczynał. Wrzucił to, w czym spał – luźną piżamę przesiąkniętą zapachem nocy – do kosza na pranie, zamykając go cicho i poszedł do kuchni.

Tam, na zegarze wiszącym na ścianie zobaczył, że ledwo wybiła piąta. Mógłby wrócić jeszcze na godzinę do łóżka, pozwolić sobie na chwilę dodatkowego odpoczynku a i tak zdążyłby przygotować śniadanie przed przebudzeniem Pana. Ale wolał nie ryzykować. Lęk przed gniewem Kaito, przed kolejnym rozczarowaniem, był silniejszy niż zmęczenie. Lepie by zaczął teraz, żeby wszystko było idealne i by uniknąć kary. Westchnął cicho, zbierając się w sobie i zabrał się za pracę, otwierając lodówkę pełną świeżych produktów, które wczoraj rozpakował.

Stał tak chwilę przed otwartymi drzwiami lodówki a chłód bijący z jej wnętrza owionął jego twarz jak lodowaty podmuch jesiennego wiatru, niosąc ze sobą mieszankę zapachów – świeżych warzyw, delikatnej ryby i pikantnych marynat – które zamiast uspokoić, tylko spotęgowały wirujący chaos w jego umyśle. Jego serce, dotąd bijące miarowo w rytmie porannej rutyny, nagle przyspieszyło, jakby wyczuło nadciągającą burzę. Klatka piersiowa zacisnęła się w imadle niepokoju a oddech stał się płytki, urywany, jak u kogoś, kto stoi na krawędzi przepaści i patrzy w dół, widząc tylko bezdenną otchłań.

Panika narastała w nim powoli, lecz nieubłaganie, jak fala przypływu zalewająca plażę – początkowo subtelna, ledwie zauważalna, ale szybko nabierająca mocy, aż wypełniła każdą komórkę jego ciała drżeniem, które zaczynało się w opuszkach palców i rozprzestrzeniało w górę, po ramionach, ku szyi, ściskając gardło jak niewidzialna dłoń.

Wzrok Hiro przeskakiwał nerwowo z jednej półki na drugą, chaotycznie, bezładnie, jak spłoszony ptak trzepoczący skrzydłami w ciasnej klatce. Tu mignęło mu zielone awokado, gładkie i kuszące, obok paczka wakame, suszonych alg morskich, których delikatna słoność mogła połączyć się w sałatkę na grzance – wyobraził sobie chrupiącą skórkę chleba, nasączoną oliwą, z plasterkami owocu i posypką z sezamu, coś lekkiego, orzeźwiającego, co mogłoby zadowolić Pana po ciężkiej nocy. Ale nie, jego oczy już uciekały dalej, ku paczce marynowanej ryby, lśniącej w przezroczystym opakowaniu, z nutą octu i imbiru, która idealnie pasowałaby do miseczki parującego ryżu i gęstej zupy miso, bulionu o głębokim smaku umami, z dodatkiem tofu i szczypiorku, tworząc harmonijną symfonię tradycji i prostoty. A może coś bardziej wykwintnego? Szparagi, świeże i jędrne, owinięte cienkimi plastrami boczku, pieczone w piekarniku do chrupkości, z lekkim posmakiem dymu i słodyczy. [Tak serio stwierdzam, że lubię opisywać jedzenie XD]

Wizja ta mignęła mu przed oczami jak błysk, kusząca, lecz przerażająca w swej złożoności, bo co jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli boczek się przypali a szparagi staną zbyt miękkie, papkowate? Gonitwa myśli przyspieszała, wirując w jego głowie jak jesienne liście w wichurze

– Co wybrać? Co zadowoli Pana? Co nie przyniesie mi kary? – pytania kłębiły się, nakładając na siebie, tworząc kakofonię wątpliwości, która zagłuszała wszystko inne, zostawiając go sparaliżowanego, z dłońmi zaciśniętymi na krawędzi drzwi lodówki, aż knykcie pobielały.

W końcu, z ciężkim westchnieniem, które wyrwało się z jego piersi jak stłumiony jęk, Hiro zamknął drzwi lodówki z charakterystycznym kliknięciem, odcinając się od tego przytłaczającego widoku, jakby samo to mogło ujarzmić burzę w jego umyśle. Oparł się plecami o chłodną powierzchnię sprzętu, czując, jak wibracje silnika przenikają przez materiał bluzy i złapał głęboki oddech, wypełniając płuca powietrzem, które smakowało stalą i chłodem. Wdech, wydech, wdech, wydech. Starając się uspokoić rozszalałe serce, które łomotało jak bęben w rytmie paniki.

W tej chwili ciszy, gdy świat na moment zwolnił, wspomnienie słów Lu powróciło do niego jak kojący balsam, echo głosu kucharza, melodyjnego i pewnego siebie, brzmiącego w jego pamięci z ciepłą prostotą.

 Jeśli nie wiesz, co przygotować, albo masz niewiele czasu, postaw na klasykę.

Te słowa, wypowiedziane podczas jednej z tych spokojnych lekcji w kuchni, gdzie Lu cierpliwie pokazywał mu sekrety noża i patelni, działały jak kotwica na burzliwym morzu. Była to bezpieczna opcja, coś, co nie wymagało ryzykownej inwencji, lecz sprawdzonej rutyny. Lu zapewniał go wtedy, że wprawa przyjdzie z czasem, że nauczy się planować posiłki z wyprzedzeniem, by nie marnować jedzenia, by każdy składnik znajdował swoje miejsce w harmonijnej kompozycji dnia. Ale do tego wciąż było mu daleko, Hiro czuł się jak nowicjusz w labiryncie, gdzie każdy wybór mógł prowadzić do pułapki.

Pokiwał głową z rosnącą pewnością, jakby ten prosty gest mógł utwierdzić go w decyzji i znów otworzył lodówkę, tym razem z jasnym celem w oczach – nie chaosem, lecz skupieniem, które powoli wypierało panikę. Wyciągnął kiełbaski, tłuste i aromatyczne, z lekkim posmakiem ziół, jajka o gładkich skorupkach, chłodne w dotyku i garść warzyw na lekką sałatkę – świeże liście sałaty, pomidory rumiane jak policzki po biegu, chrupiący ogórek.

Przygotował naczynia z metodyczną precyzją, której nauczył go Lu: głęboką miseczkę na sałatkę, z delikatnym wzorem na brzegu, płaskie talerze o matowej powierzchni, by podać wszystko w estetycznej oprawie i patelnię o grubym dnie, która równomiernie rozprowadzała ciepło. Był skupiony, ruchy miał pewne, choć wciąż podszyte echem wcześniejszego niepokoju.

Naciął starannie kiełbaski ostrym nożem, tworząc krzyżowe wzory, by puściły tłuszcz i nabrały chrupkości, po czym wrzucił je na rozgrzaną patelnię, gdzie skwierczały melodyjnie, wypełniając powietrze pikantnym aromatem. W międzyczasie pokroił grzyby na cienkie plasterki, ich ziemisty zapach mieszał się z wonią smażonego mięsa, i zmącił jajka w miseczce, mieszając je energicznie widelcem, aż stały się puszystą, złocistą masą, po czym schował je z powrotem do lodówki, by czekały na swoją kolej. Zdjął kiełbaski z ognia, układając je na talerzu, a na ich miejsce wrzucił grzyby na rozgrzany tłuszcz, gdzie syczały i rumieniły się, uwalniając głęboki, leśny aromat.

Parter posiadłości powoli wypełniał się smakowitym zapachem – mieszanką dymnego tłuszczu, świeżej ziemistości grzybów i subtelnej słodyczy pomidorów – który unosił się w powietrzu jak mgła, wnikając w każdy zakamarek, budząc dom do życia delikatnymi falami ciepła i obietnicy. Hiro czuł, jak napięcie opuszcza jego ramiona z każdym kolejnym ruchem, zastępowane przez cichą satysfakcję – to było proste, klasyczne, bezpieczne, a jednak mogło przynieść aprobatę, której tak desperacko pragnął.


Kaito został wyrwany ze snu przez natarczywy jazgot budzika, który rozbrzmiał w sypialni jak świergot ptaka uwięzionego w klatce. Melodyjka była prosta, ale wystarczająco irytująca, by przebić się przez mgłę nocnego odrętwienia. Jego powieki drgnęły leniwie a umysł, wciąż owinięty resztkami snu, próbował zignorować ten dźwięk, lecz on narastał, wwiercając się w uszy z bezlitosną konsekwencją. Z ciężkim westchnieniem, pełnym irytacji, Kaito uniósł się na łokciu, mrużąc oczy w półmroku pomieszczenia, gdzie blade światło dnia sączyło się przez szczeliny zasłon, malując na podłodze delikatne smugi szarości.

Przed snem musiał zostawić telefon na komodzie – przypomniał sobie to nagle, gdy dłoń instynktownie powędrowała w stronę stolika nocnego, znajdując tam tylko pustkę. Z grymasem niezadowolenia na twarzy, który wykrzywił jego usta w cienką linię, wstał z łóżka, czując, jak chłodna podłoga parzy stopy, i podszedł do komody. Tam, wśród cieni rzucanych przez drobne bibeloty, leżała komórka, wibrująca lekko na drewnianej powierzchni. Wyciągnął rękę, chwycił urządzenie i jednym zdecydowanym ruchem wyłączył uporczywą melodyjkę, która zamilkła z nagłym, niemal obrażonym westchnieniem. Cisza, która nastała, była błogosławieństwem, lecz Kaito wciąż czuł echo tego hałasu w głowie, jak odległy szum.

Poczłapał do łazienki, ciężkim, leniwym krokiem, jakby jego ciało wciąż protestowało przeciwko tak wczesnej pobudce. W lustrze ujrzał swoją twarz, nieco zmęczoną po wieczornych wydarzeniach. Odkręcił kran, pozwalając, by strumień zimnej wody spłynął mu na dłonie. Nachylił się, przemył twarz obficie, czując, jak lodowaty chłód przenika skórę, budząc zmysły z resztek senności. Krople spływały po jego policzkach, kapiąc na umywalkę z cichym chlupotem a on przetarł oczy, by wygnać z nich mgłę.

Dopiero wówczas, gdy starł resztki wilgoci ręcznikiem, zorientował się, że czegoś – a raczej kogoś – brakowało w jego łóżku. Pościel po drugiej stronie była wygnieciona, lecz pusta, bez ciepła drobnego ciała, które powinno tam spoczywać.

Mężczyzna uniósł brew w zdziwieniu, wychylając się z łazienki, by rzucić okiem na sypialnię. Światło poranka podkreślało pustkę a powietrze wydawało się chłodniejsze bez obecności Hiro. Jeszcze raz sprawdził godzinę na telefonie – ledwo wybiła szósta, cyfry świeciły bladym blaskiem na ekranie. Gdzie więc był jego chłopiec? Ta myśl, niby drobna, ale natarczywa, zakłuła go jak szpilka niepokoju, mieszając się z irytacją z powodu wczesnej pory.

Ogarnął się dość szybko i sprawnie – umył zęby energicznymi ruchami, przeczesał palcami wilgotne włosy, wciągnął na siebie luźne spodnie i koszulę, nie dbając o idealny wygląd, bo ciekawość pchała go naprzód. Zszedł na parter po schodach, stąpając cicho, by nie zakłócać ciszy domu, która powitała go gdy stanął pośrodku salonu, przerywana jedynie odległym szumem wiatru za oknem. Ale w powietrzu unosił się delikatny zapach jedzenia – subtelny, ciepły aromat smażonego tłuszczu i grzybów, który wślizgiwał się w nozdrza jak obietnica czegoś domowego, zaskakująco kojącego o tej wczesnej porze.

Poszedł więc do części kuchennej a tam zastał niecodzienny widok, który zatrzymał go na moment w pół kroku. Siedząc na wysokim krześle przy kuchennej wyspie, Hiro na wpół leżał na blacie, jego drobna sylwetka skulona była w pozycji świadczącej o wyczerpaniu. Jego ręce były splecione przed sobą jak poduszka a na nich spoczywała głowa ukryta w kapturze bluzy, z uroczymi, futrzastymi uszkami stojącymi na boki, nadającymi mu wygląd zagubionego, śpiącego kociaka. Oddech chłopaka był równy, spokojny, lecz płytki a kaptur rzucał cień na twarz, ukrywając oczy przed światłem.

Kaito podszedł bliżej, cicho, by nie przestraszyć go zbyt gwałtownie i położył dłoń na jego ramieniu. Jego dotyk był lekki, lecz stanowczy, ciepły kontrastujący z chłodem poranka.

– Hiro... – wypowiedział niemal szeptem jego imię.

Momentalnie poczuł, jak ciało pod palcami drgnęło. Chłopak zerwał się do siadu jak oparzony, jego oczy otworzyły się szeroko, mrugając zawzięcie, by wygrać z sennością a wzrok rozglądał się wokół w dezorientacji, jakby nie rozumiał, gdzie jest, ani jak się tu znalazł. Jego twarz była blada a ręce instynktownie zacisnęły się na krawędzi blatu.

– Która godzina? – spytał w panice, drżącym, wysokim i pełnym napięcia głosem, który wykrzywił jego rysy w grymasie niepokoju.

Kaito, równie zaskoczony tym nagłym przebudzeniem, zerknął na zegarek i odparł spokojnie, choć z nutą zdziwienia:

– Szósta trzydzieści.

Hiro westchnął z ulgą, choć wciąż drżał lekko.

– Wciąż mam czas – stwierdził szybko, po czym zeskoczył z krzesła zwinnie, choć nogi ugięły się pod nim na moment od zmęczenia. – Może pan zaczekać w jadalni? Zaraz podam śniadanie – dodał, jego głos nabrał pewności, choć oczy unikały wzroku Kaito, skupione na zadaniu.

Mężczyzna, nieco zbity z tropu tą sceną, pokiwał tylko głową, nie mówiąc nic i usiadł do stołu w jadalni. Siedział tyłem do kuchni, obserwując ogród za oknem, gdzie poranne mgły unosiły się nad trawą a drzewa kołysały się leniwie na wietrze, ich liście szeleściły cicho w symfonii natury. Słyszał stukot garnków i naczyń – brzęk metalu, szelest papieru, syk patelni – dźwięki, które wypełniały przestrzeń jak rytm codzienności, budząc w nim ciekawość pomieszaną z głodem.

Już po chwili poczuł smakowity zapach, gęsty i apetyczny, który wypełnił powietrze falami ciepła a na stół wjechała sałatka z wczesnych, wiosennych warzyw. Świeże liście sałaty, rumiane pomidory, chrupiący ogórek, wszystko skropione lekkim winegretem, lśniące od kropel oliwy. Zaraz dołączyły do niej pięknie przyrumienione kiełbaski, złociste i chrupiące na brzegach, oraz omlet z grzybami – puszysty, aromatyczny, z ziemistym posmakiem leśnych skarbów – i duże grzanki z mlecznego chleba, tostowane do perfekcji, z lekką nutą masła.

Kaito aż zamrugał kompletnie zaskoczony, jego oczy rozszerzyły się na widok tej uczty, tak niespodziewanej o tej porze, a umysł próbował ogarnąć, jak Hiro, ten kruchy chłopak, zdołał stworzyć coś tak harmonijnego, gdy przecież jeszcze ledwo kilka tygodni temu był zdolny co najwyżej wysadzić kuchnie w powietrze, gotując jajka.

Jego dłoń zawisła na moment nad widelcem, wahając się, jakby obawiał się, że to wszystko okaże się iluzją, mirażem zmęczonego umysłu. Wreszcie sięgnął niepewnie po pierwszy kęs. Widelec uniósł plasterek kiełbaski zanurzony w pikantnym sosie a potem dopełnił go kęsem sałatki. Gdy włożył go do ust, eksplozja smaków uderzyła w niego z nieoczekiwaną siłą. Soczystość mięsa, pikantna i aromatyczna, połączyła się z chrupkością warzyw i lekką kwaskowatością winegretu, tworząc symfonię głębi, która rozlała się po podniebieniu jak ciepła fala – zaskakująco bogata, wyważona, z nutami, których nie spodziewałby się po tak prostym daniu.

Hiro, stojący w pobliżu z dłońmi splecionymi nerwowo przed sobą, przyglądał mu się z duszą na ramieniu, jego serce łomotało w piersi jak uwięziony ptak a oczy, pełne napięcia, śledziły każdy grymas na twarzy Pana, obawiając się najmniejszego znaku niezadowolenia, który mógłby przekreślić cały wysiłek, który włożył w to śniadanie. W ciszy, która zawisła między nimi zebrał odwagę i zapytał nieśmiało, głosem drżącym jak liść na wietrze:

– Czy... czy podać kawę czy herbatę, Panie?

Kaito mrugał zaskoczony, wciąż przeżuwając ten pierwszy kęs. Smaki nadal tańczyły mu na języku w harmonijnej feerii, i dopiero gdy przełknął, z lekkim westchnieniem ulgi i zdumienia, był w stanie odpowiedzieć.

– Kawa dobrze mi zrobi, bo chyba wciąż śnię – wymamrotał.

Hiro skinął szybko głową, z ulgą malującą się na bladej twarzy, i bez słowa podszedł do ekspresu, naciskając przyciski z wprawą nabytą w pośpiechu. Maszyna zawarczała cicho, wypełniając powietrze bogatym aromatem świeżo mielonych ziaren a po chwili Hiro postawił przed Panem delikatną filiżankę z parującą kawą, czarną i gęstą, z lekką pianką na powierzchni. Sam usiadł po przeciwległej stronie stołu, na samym brzegu krzesła, jakby gotów do ucieczki i zaczął niepewnie jeść. Pałeczki lekko drżały w jego dłoni, gdy nabierał małe porcje sałatki, jego wzrok unikał kontaktu, skupiony na talerzu.

Kaito nie posiadał się ze zdumienia, jego oczy raz po raz wracały do potraw a każdy kolejny kęs potwierdzał początkowe wrażenie. To nie był zwykły posiłek, lecz coś, co graniczyło z małym arcydziełem prostoty, budzącym w nim mieszankę podziwu i ciekawości wobec tego chłopaka, który wydawał się tak delikatny a jednak zdolny do takich gestów. W ciszy, przerywanej jedynie brzękiem sztućców zjedli śniadanie, Kaito delektując się każdym kęsem, a Hiro jedząc mechanicznie, z napięciem w ramionach.

Gdy Kaito skończył, zabrał ze sobą filiżankę kawy, wciąż ciepłą i aromatyczną, i skierował się do małego gabinetu, do którego wejście znajdowało się w korytarzu prowadzącym do luksusowej łazienki z wanną z hydromasażem. Miał dziś niewiele pracy, ale im szybciej ją odbębni, tym lepiej.

Usiadł więc za biurkiem, otwierając laptopa i zanurzył się w rutynie, którą dobrze znał. Przeglądał raporty z pracy nad najnowszą wystawą, linijki tekstu o aranżacjach i terminach migające na ekranie. Uzupełniał jakieś bzdurne tabelki z danymi finansowymi, klikając mechanicznie w komórki arkusza. Wykonał też kilka formalnych telefonów.

Już po niespełna czterech godzinach był wolny, zegar na ekranie potwierdzał upływ czasu, a on zamknął laptop z westchnieniem ulgi. Porzucił koło niego komórkę, która leżała bezczynnie i poszedł sprawdzić, co robi jego chłopiec.

Kuchnia lśniła czystością, jakby nikt nigdy jej nie używał. Blaty były wypolerowane do połysku, naczynia schowane w szafkach, powietrze przesiąknięte jedynie resztkami aromatów śniadania, które rozpłynęły się w eterze. W salonie cicho grał telewizor, ekran migotał bladym światłem porannego programu, głosy prowadzących szumiały jak odległy szmer strumienia.

Kaito zaniósł filiżankę po kawie do zlewu, spłukując ją szybko pod strumieniem wody. Potem przeszedł do salonu i oparł się o oparcie kanapy, z pewnym rozczuleniem przyglądając się śpiącej sylwetce chłopaka, który znów drzemał, ale tym razem leżąc na wpół na kawowym stoliku. Jego głowa oparta była na skrzyżowanych ramionach, na blacie leżał porzucony długopis a oddech Hiro był równy, lecz płytki, jakby sen był tylko cienką peleryną, która otulała jego ramiona.

Kaito dostrzegł spoczywające obok niego książki – otwarte tomy z prostymi tekstami, strony pokryte ilustracjami i słowami – i zeszyt, pełen niepewnych, pokracznych znaków. Zmarszczył brwi z irytacji, uświadamiając sobie, że Akihito znów odebrał mu sprawczość względem wychowania jego podopiecznego. Oczywiście doceniał, że Książę doradzał mu i prowadził go w tej początkowej fazie posiadania uległego, dzieląc się mądrością i doświadczeniem, ale niemożebnie frustrował go fakt, że odebrał mu sposobność do złapania z nim bliższego kontaktu.

Te intymne momenty nauki, gdy mógłby sam wprowadzać Hiro w świat liter, kształtować jego umysł krok po kroku, budując więź opartą na zależności i zaufaniu. A tak? Lu uprzedził go nawet w tym, przejmując rolę nauczyciela, czyniąc z tych lekcji coś obcego, nie jego własnego. Jasne, nie było nic złego w korzystaniu z pomocy innych, w delegowaniu zadań, by skupić się na esencji relacji, ale chciałby sam o tym decydować, kształtować każdy aspekt życia chłopaka według własnego planu.

Odkrycie zastanej sytuacji budziło w nim gniew, gorący i palący jak żar pod skórą. Przepadła możliwość zabrania Hiro na zakupy, poprowadzenia go za rękę w nowym, budzącym w nim lęk świecie, w którym mógłby stać się jego przewodnikiem, filarem, w którym chłopak szukałby bezpieczeństwa i oparcia, zamiast polegać na obcych. Kaito skrzywił się z irytacją, grymas niezadowolenia wykrzywił jego usta a wzrok utkwił w śpiącej sylwetce, mieszając czułość z goryczą, która osiadła w jego piersi jak ciężki kamień.

Z ciężkim westchnieniem, pełnym rezygnacji, opadł na kanapę obok śpiącego chłopaka. Ruch był gwałtowny, materac ugiął się pod jego ciężarem z głośnym skrzypnięciem sprężyn a powietrze wypełnił subtelny szelest tkaniny. Ten nagły dźwięk i wstrząs wybudziły Hiro z drzemki w jednej chwili. Chłopak poderwał się do siadu, jego drobna sylwetka napięła się jak cięciwa łuku a ręce instynktownie powędrowały do twarzy, by przetrzeć zmęczone oczy. Serce Hiro załomotało w piersi, a wzrok, początkowo zamglony, skupił się na Kaito z mieszanką zaskoczenia i lęku. Jego ciało spięło się momentalnie, ramiona uniosły lekko w obronnym geście, jakby spodziewał się nagany lub czegoś gorszego.

Kaito, obserwując tę reakcję z bliska, pozwolił sobie na uśmiech – subtelny, z pewną rezerwą, który nie sięgał oczu, lecz czaił się w kącikach ust jak cień ironii.

– Obudziłem śpiącą królewnę? – rzucił żartobliwie, głos miał niski i melodyjny, z nutą sarkazmu, który miał rozładować napięcie, choć w rzeczywistości tylko podkreślił dystans między nimi – jak lekki ukłon w stronę bajki, gdzie książę budzi ukochaną, ale tu rzeczywistość była daleka od romantycznej idylli.

Hiro zarumienił się lekko, jego policzki nabrały delikatnego koloru, który wspiął się po szyi jak wstydliwa fala, a oczy uciekły w bok, unikając bezpośredniego spojrzenia.

– Czy... czy Pan czegoś potrzebuje? – zapytał cicho, głosem drżącym jak liść na wietrze, pełnym niepewności i posłuszeństwa, które wpojono mu siłą okoliczności, choć w tej chwili brzmiało to bardziej jak desperacka próba uniknięcia konfrontacji.

Kaito pokręcił głową, sięgając po pilota leżącego na stoliku. Nacisnął przycisk gasząc telewizor, który zamilkł nagle, pozostawiając po sobie stalową ciszę. Klepnął miejsce na kanapie obok siebie – gest był stanowczy, lecz nie brutalny, dłoń opadła na poduszkę z miękkim plaśnięciem – i nakazał spokojnie, lecz bezapelacyjnie:

– Usiądź obok. Musimy porozmawiać, bo wczorajszy wieczór... powiedzieć, że skończył się dość niefortunnie, to nieśmieszny kolokwializm. – Słowa zawisły w powietrzu jak ciężka mgła, niosąc ze sobą echo wczorajszego napięcia, które wciąż wisiało między nimi jak niewidzialna bariera.

Hiro zawahał się na moment, jego ciało napięło się jeszcze bardziej, ale posłuchał, siadając niepewnie na kanapie. Dosłownie na brzegu, w pewnej odległości od Kaito, jakby chciał zostawić sobie przestrzeń do ewentualnej ucieczki, jak spłoszone zwierzę gotowe do skoku w cień. Kolana chłopaka drżały lekko, dłonie zacisnęły się na nich a wzrok utkwił w dywanie pod stopami. Kaito stłumił w sobie westchnienie, czując, jak wzbiera w nim irytacja. Ten dystans, ta ostrożność, były jak mur, który powstawał między nimi krok po kroku. Mimo to zaczął swój monolog.

– Czy wiesz, co wczoraj poszło nie tak? – zapytał, choć w tonie jego głosu nie było oczekiwania na odpowiedź, raczej retoryczne zawieszenie, które miało podkreślić oczywistość błędu.

Hiro tylko pochylił głowę niżej, jego ramiona skuliły się w obronnym geście a wzrok wbił się w blat stolika, gdzie leżały porozkładane książki i zeszyt – strony pełne kolorowych ilustracji i niepewnych bazgrołów, świadectwo jego prób nauki, które teraz wydawały się tak błahe w obliczu tej rozmowy.

Kaito, nie czekając na reakcję, kontynuował, głos miał twardy jak stal, lecz wyważony.

– Posłuszeństwo wobec Pana to podstawa. Nie ważne, jak dziwny będzie rozkaz, jaką niechęć w tobie wywoła. Nie masz się zastanawiać, tylko go wykonać. Kiedy każę ci wstać, masz wstać; kiedy usiąść, masz siadać. To takie proste. – Słowa płynęły jak mantra, powtarzana z przekonaniem kogoś, kto wierzy w ich absolutną prawdę, budując mur zasad, który miał być fundamentem ich relacji.

Hiro skulił ramiona jeszcze mocniej, jego ciało napięło się jak struna a kątem oka zerknął na mężczyznę – spojrzeniem pełnym mieszanki lęku i oporu, które szybko uciekło w bok.

– Polecenia Pana wczoraj wcale nie były proste – szepnął cicho, lecz z nutą odwagi, która wyrwała się spod warstwy posłuszeństwa, jak iskra spod popiołu.

Kaito uśmiechnął się nieco łagodniej, grymas rozluźnił jego twarz, oczy zmrużyły się w wyrazie zrozumienia, choć podszytego pobłażliwością.

– Może rzeczywiście miałem względem ciebie trochę wygórowane oczekiwania – przyznał, zniżając głos do kojącego tonu. – Sądziłem, że byłeś już poddany jakiejś formie nauki, ale zapomniałem, że byłeś tylko pracownikiem klubu. Nie dorastałeś w realiach zniewolenia, pod okiem ludzi zajmujących się zawodowo... handlem ludźmi, jak na przykład Kaname. On ma wręcz wdrukowane w umysł posłuszeństwo.

Hiro uniósł głowę, patrząc na niego otwarcie. Jego oczy pełne były zdumienia i lęku, rozszerzone jak u spłoszonego zwierzęcia, które nagle ujrzało coś nieoczekiwanego. Słowa Kaito brzmiały tak naturalnie, jakby mówił o pogodzie – nie o grupie ludzi zniewalających innych, robiących im pranie mózgu, by nawet nie byli w stanie myśleć, że ich życie mogłoby wyglądać inaczej. Czy Pan chciał zrobić z nim to samo? Zmienić go w bezwolną marionetkę, której sznurki trzymałby w dłoniach, pociągając za nie wedle własnego kaprysu?

Ta myśl uderzyła w Hiro falą zimnego dreszczu, mieszając strach z obrzydzeniem, lecz jednocześnie... Kaname, o którym mówił, nie wyglądał na nieszczęśliwego. Wręcz przeciwnie – był wesoły, przyjazny, pełen energii, tak różny od wyobrażenia Hiro o kimś wychowanym do służby, o kimś, kogo życie było w pełni podporządkowane Panu. To kontrastowało boleśnie z jego własnymi doświadczeniami, budząc w nim wir pytań, których nie miał odwagi zadać głośno, obawiając się usłyszeć odpowiedzi.

Kaito, czując, jak napięcie w powietrzu gęstnieje, sięgnął ręką powoli, by zgarnąć niesforny kosmyk włosów Hiro – ten ciemny lok, który opadł na czoło chłopaka jak zbuntowany cień – i delikatnie założyć mu go za ucho. Gest miał być uspokajający, niemal czuły, jak muśnięcie wiatru, ale Hiro odskoczył instynktownie, jego ciało napięło zdrętwiało, oczy rozszerzyły w szoku, a oddech przyspieszył, jakby dotyk był iskrą grożącą pożarem. Kaito zacisnął pięść w powietrzu, palce zbielały na moment od powstrzymanej frustracji, po czym opuścił rękę wolno, kiwając głową z rezygnacją – ruch był pełen zmęczenia, jakby przyznawał się do porażki w tej subtelnej walce o bliskość.

– Musimy zacząć od podstaw – powiedział spokojnie, lecz z nutą determinacji, która nie pozwalała na sprzeciw. – Przez najbliższe dni będziemy pracować nad twoim posłuszeństwem i przyzwyczajać cię do dotyku.

Słowa brzmiały dość niewinnie, jak plan lekcji w szkole, prosty i logiczny, lecz Hiro poczuł, jak robi mu się słabo. Fala mdłości podeszła mu do gardła a świat na moment zawirował, jakby ziemia usunęła mu się spod nóg. Nie chciał ćwiczyć żadnej z tych rzeczy – wizja powtarzania rozkazów, uczenia się reakcji na dotyk, budziła w nim panikę, jak uwięzienie w pułapce bez wyjścia. Ale czy miał tu coś do powiedzenia? Jego głos uwiązł w gardle a myśli wirowały chaotycznie, pełne bezradności.

Kaito, nie słysząc żadnej odpowiedzi – cisza Hiro wisiała w powietrzu jak ciężka kurtyna – skinął głową z satysfakcją, jakby to milczenie było zgodą.

– Zacznijmy od razu – stwierdził, wstając z kanapy z płynnym ruchem i podchodząc do komody stojącej w rogu salonu.

Drewniany mebel był ciemny i solidny, z szufladami pełnymi tajemnic. Wysunął jedną z nich z cichym szelestem, szukając w niej czegoś z skupieniem, palce przesuwały się po zawartości jak po klawiaturze fortepianu.

Hiro bał się spojrzeć, co Pan wyciągnie – serce łomotało mu w piersi jak bęben, a wzrok uciekał w bok, pełen lęku przed nieznanym – ale ciekawość okazała się silniejsza niż strach. Wyprostował plecy powoli, uniósł głowę, by dojrzeć, co ukrywa szuflada – plątaninę lin, skórzanych pasów i kawałków aksamitnych materiałów, które lśniły subtelnie w świetle dnia, budząc w nim falę niepokoju. Serce mało nie stanęło mu w piersi a w gardle poczuł tworzącą się gulę, suchą i dławiącą. Czy Pan chciał go związać jak prosię, by mógł zrobić z nim cokolwiek tylko przyszłoby mu do głowy?

Nagły dźwięk dzwoneczka, cichy i wręcz słodki, jak melodyjny śmiech dziecka, wyrwał go z tych czarnych myśli, przecinając napięcie jak promień słońca chmurę. Kaito odwrócił się do niego, trzymając w ręce cienką, skórzaną obrożę w kolorze pudrowego różu. Delikatną, z przyczepionym małym dzwoneczkiem, który pobrzękiwał lekko przy każdym ruchu.

Hiro zamrugał bez zrozumienia, oczy rozszerzyły mu się w zdumieniu a myśli zawirowały chaotycznie. To wyglądało na coś nieszkodliwego, może zabawkę dla zwierzaka? Kiedy padło polecenie, by podszedł, zrobił to bezwiednie, niesiony ciekawością. Jego kroki były ciche i ostrożne, jakby zbliżał się do nieznanego stworzenia. Urocza obróżka nie wydawała mu się niczym groźnym – sądził, że Pan nakaże mu pójść z nią do ogrodu i znaleźć w nim kota, podobnego do Księżniczki, która żyła w ogrodzie pana Akihito, majestatyczna i wolna.

Jakie było więc jego zdumienie, gdy obroża wylądowała na jego szyi, w akompaniamencie cichego pobrzękiwania dzwoneczka. Skóra zacisnęła się delikatnie, lecz stanowczo a dźwięk rozbrzmiał jak echo zaskoczenia. Zdziwiony sięgnął do niej rękoma, drżące palce próbowały pozbyć się natrętnego ucisku, lecz Kaito złapał go szybko za dłonie. Uścisk był mocny, lecz nie brutalny, i z uśmiechem satysfakcji na ustach kazał mu jeszcze zaczekać.

Szybko wygrzebał z szuflady opaskę z kocimi uszkami – miękkimi, futrzanymi, w tym samym odcieniu różu – i założył ją na głowę zaskoczonego Hiro. Uszka stanęły dumnie, nadając mu wygląd figlarnego zwierzaka. Mężczyzna zajrzał znów do szuflady i podniósł z niej zatyczkę analną z długim, giętkim kocim ogonkiem. Zerknął na chłopaka i odrzucił ją, wybierając puchaty ogonek, pasujący do uszek, ale na pasku, mocowanym na biodrach. Zapiął go poniżej pasa Hiro, odsuwając się krok w tył i podziwiając swoje dzieło z zadowoloną miną. W jego oczach pojawiło się rozbawienie, jakby ujrzał idealną kompozycję.

Kaito, wciąż stojący przy komodzie, wyciągnął z szuflady smycz – cienką, skórzaną, w tym samym pudrowym odcieniu, co obroża – i przypiął ją z cichym kliknięciem, mówiąc spokojnie, z nutą zadowolenia w głosie:

– Teraz jest idealnie. Możemy pójść na spacer.

Słowa zawisły w powietrzu jak lekka sugestia, lecz Hiro momentalnie wyrwał się z letargu zaskoczenia a ręka instynktownie chwyciła za smycz, szarpiąc ją lekko w wyrazie sprzeciwu. Gest był desperacki, pełen niepokoju, jakby próbował odzyskać kontrolę nad sytuacją. Kaito cmoknął językiem z dezaprobatą.

– Bądź grzecznym kotkiem i po prostu idź ze mną – zganił go lekko. – To nic trudnego – dodał uspokajająco, głos zniżając do kojącego tonu, po czym pociągnął delikatnie smycz, by poprowadzić Hiro wokół stołu.

Chłopak pozwolił na to, choć z oporem widocznym w napiętych ramionach i spuszczonym wzroku, wciąż nie puszczając smyczy, jakby trzymał się jej jak ostatniej deski ratunku.

– Kotów nie prowadzi się na smyczy – wymamrotał cicho, rozedrganym głosem pełnym wątpliwości, które wykrzywiły jego twarz w grymasie niechęci.

Kaito poczuł ukłucie irytacji, fala ciepła wspięła mu się po szyi, lecz obiecał sobie być cierpliwym – westchnął głęboko, uspokajając oddech.

– To tylko taka zabawa, ale jeśli wolisz, mam też psią wersję tych dodatków. Ale obroża ma ćwieki a smycz to ciężki łańcuch – wyjaśnił.

Słowa miały być alternatywą, lecz w uszach Hiro brzmiały jak groźba, budząc wizje czegoś cięższego, bardziej restrykcyjnego. Aż skrzywił się na myśl o kolejnych przebierankach – wyobraźnia podsunęła mu obraz obroży z ćwiekami jak kolczatki, której kolce wbijałyby się w skórę, nie pozostawiając miejsca na choćby cień sprzeciwu. Obroża, którą miał na szyi, była przynajmniej delikatna, nie raniła skóry, otulała jak miękki materiał. Powoli puścił smycz, jego ramiona opadły lekko w wyrazie kapitulacji, jakby ciężar rezygnacji przygniótł go do ziemi.

Krążył za Kaito po salonie z policzkami czerwonymi od wstydu i wzrokiem wbitym w podłogę. Jego kroki były ciche i niepewne, ale samo zadanie nie było niczym trudnym – po prostu podążanie, krok za krokiem, w rytmie, który narzucał mężczyzna. Nawet kiedy po czasie Pan nakazał mu poruszać się na czworaka, nie zważając na to, że może zniszczyć nowe spodnie, które miał na sobie, Hiro dostosował się z oporem, czując, jak zmęczenie miesza się z upokorzeniem.

Problem pojawił się natomiast, gdy mężczyzna zmienił kierunek i otworzył przesuwne drzwi prowadzące do ogrodu. Świeże powietrze wdarło się do środka, niosąc zapach trawy i wilgotnej ziemi. Hiro zatrzymał się jak wryty, zaparł rękoma o framugę, jego palce zacisnęły się na drewnie jak kotwice a ciało napięło się w proteście. Kaito zatrzymał się, czując opór, i spojrzał na niego z irytacją, marszcząc brwi w gniewnej linii.

– Przestań histeryzować i po prostu wyjdź na trawnik – rozkazał.

Hiro zacisnął mocniej dłonie na drzwiach.

– A jeśli ktoś nas zobaczy? – słowa wyrwały się z jego gardła pełne lęku a tęczówki rozbłysły paniką, jakby świat poza domem pełen był niewidzialnych oczu.

Kaito zaśmiał się gorzko po czym kucnął przy nim, chwytając go boleśnie za żuchwę – uścisk był mocny a palce wbiły się w skórę, zmuszając Hiro do spojrzenia mu w oczy.

– Jeśli natychmiast nie wykonasz polecenia, to sam wyciągnę cię na zewnątrz, ale bez ubrań i z ogonkiem na zatyczce w dupie – zagroził niskim, przeszywającym pomrukiem.


Po kilku minutach bezowocnej szarpaniny Hiro z oporem, ale bez wyboru, opadł na czworaka, kolana ugięły się pod nim z cichym plaśnięciem na trawę, a dłonie zanurzyły w miękkiej, wilgotnej murawie. Natychmiast poczuł, jak chłód i rosa przesiąkają przez cienki materiał spodni, wilgoć wdziera się w tkaninę jak natarczywy intruz, sprawiając, że nogi i dłonie zdrętwiały mu od zimna.

Jego ciało drżało niekontrolowanie – nie tylko od przenikliwego chłodu, który gryzł skórę jak tysiąc drobnych igieł, ani od poczucia upokorzenia, które paliło go od środka, czyniąc z niego marionetkę w tej groteskowej zabawie. Głównym winowajcą był ten obcy obiekt, który Kaito wcisnął w niego chwilę wcześniej, w ramach kary za wahanie przy framudze drzwi.

Zabawka – wibrujące jajeczko z wypustkami niczym zabawkowy jeżyk – tkwiła głęboko w jego wnętrzu, rozciągając mięśnie w sposób, który muskał granice bólu, a jednocześnie budził niechciane, zdradzieckie iskry rozkoszy. Każde drgnięcie, każde napięcie ciała powodowało, że urządzenie przesuwało się lekko, wysyłając fale wibracji, które rezonowały przez jego miednicę, zmuszając mięśnie do mimowolnych skurczów.

Hiro zacisnął zęby, starając się stłumić jęk, który cisnął mu się na usta, wdzięczny w głębi duszy, że skończyło się tylko na tym – na tej intymnej karze, która pozwoliła mu zachować ubranie. Przynajmniej materiał bluzy i spodni osłaniał jego skórę przed ciekawskimi spojrzeniami, choć wilgoć trawy szybko czyniła z nich ciężki, przylegający balast.

Ale w tej chwili, pełznąc na czworakach po ogrodzie, Hiro nie mógł powstrzymać gorzkiej myśli: może lepiej byłoby, gdyby Pan pozbawił go odzieży? Nagie ciało, wystawione na kaprysy wiosennego chłodu, z pewnością zmusiłoby Kaito do szybszego zakończenia tej farsy. Temperatura na zewnątrz była bezlitosna – wiatr smagał skórę jak bicz a rosa na trawie lśniła jak szron, grożąc hipotermią po zaledwie kilku minutach ekspozycji.

A tak? Spacer ciągnął się w nieskończoność, bez celu, bez sensu, jedynie po to, by podkreślić dominację Pana i całkowitą uległość Hiro. Krążyli po ogrodzie w leniwych, meandrycznych pętlach, mijając krzewy budzące się z zimowego letargu – ich nagie gałęzie, pokryte pierwszymi pączkami, kołysały się leniwie na wietrze, jakby drwiły z jego poniżenia. Wypielęgnowane rabatki z kwiatami, gdzie tulipany i hiacynty dopiero przebijały się przez glebę delikatnymi, zielonymi kiełkami, migały mu przed oczami jak barwne plamy w szarej rzeczywistości. Hiro czuł, jak wilgotna ziemia brudzi mu dłonie a trawa pozostawia zielone smugi na kolanach, lecz to wszystko bladło w porównaniu z wewnętrznym zamętem.

Policzki chłopaka, początkowo płonące szkarłatem wstydu, nieco ostygły pod wpływem chłodnego wiatru, który muskał je jak łagodna, acz bezlitosna dłoń – przynosząc ulgę, lecz nie ukojenie. Ale uszy nie przestawały się czerwienić, płonąc żarem upokorzenia, jakby same chciały zdradzić światu jego hańbę. Hiro zwolnił tempo, gdy kolejna fala wibracji przeszyła jego ciało dreszczem niechcianej rozkoszy – zabawka ożyła mocniej, wysyłając impulsy, które zmuszały jego biodra do mimowolnego drgnięcia.

Smycz napięła się natychmiast, korygując jego tempo z ostrym szarpnięciem, które przeszyło szyję bolesnym napięciem. Z ust Hiro wyrwał się cichy jęk, stłumiony, lecz pełen desperacji, gdy Kaito, z zadowoloną miną na twarzy, sięgnął do kieszeni po pilota sterującego urządzeniem. Jedno naciśnięcie i tryb zmienił się na pulsowanie, narastające i słabnące w powolnych interwałach, jak rytmiczny oddech drapieżnika. Każda fala rosła stopniowo, wypełniając jego wnętrze ciepłem i napięciem, by potem opaść, pozostawiając po sobie echo tęsknoty za ulgą, która nigdy nie nadchodziła.

Po chwili spaceru – choć "spacer" był tu eufemizmem dla tej parodii poddania – Hiro nie wytrzymał. Zatrzymał się gwałtownie, garbiąc plecy w łuk bólu i rozkoszy, przysiadając na piętach z dłońmi przyciśniętymi do brzucha, jakby mógł w ten sposób stłumić burzę w swoim wnętrzu. Wilgotna trawa chłodziła jego uda, ale to nie przynosiło ulgi – wibracje pulsowały nieubłaganie, zmuszając mięśnie do skurczów, które graniczyły z agonią.

Kaito zerknął na niego z góry, jego sylwetka rzucała długi cień na trawę, i szarpnął za smycz ostrzej, niż dotąd, zmuszając Hiro do podążenia za nim w kierunku niskiej bramki, która oddzielała uporządkowany ogród od dzikiego lasku za posiadłością. Drewniana furtka, pokryta mchem i pajęczynami, skrzypnęła złowrogo pod dotykiem Pana, otwierając drogę do gęstwiny drzew, gdzie cienie splatały się w labirynt tajemnic.

Hiro niemal zaskomlał cicho, dźwięk wyrwał się z jego gardła jak żałosny szloch, patrząc na Kaito z niemą prośbą w rozszerzonych, błyszczących od łez oczach. Błaganiem o litość, o zakończenie tej tortury. Ale Pan tylko wykrzywił twarz w grymasie niechęci, jego spojrzenie było twarde jak stal, i pociągnął smycz ponownie, zmuszając chłopaka do posłuszeństwa. Hiro, z ciężkim sercem, podążył za nim, rozglądając się nieco nerwowo po otoczeniu.

Liście szeleściły im nad głowami a odległe pohukiwanie ptaków brzmiało jak drwina losu. Nie rozumiał, jak Pan mógł być tak lekkomyślny, tak beztroski w swojej dominacji. Czy jemu też nie powinno zależeć na dyskrecji, na ukryciu tych perwersyjnych praktyk przed oczami świata? Nakrycie na czymś takim – na prowadzeniu człowieka na smyczy, ubranego w kocie akcesoria, z zabawką w ciele – z pewnością zaszkodziłoby nie tylko jego życiu prywatnemu, ale przede wszystkim zawodowemu. Kaito, jako członek Yakuzy, ryzykował reputację, sojusze, może nawet bezpieczeństwo, wystawiając się na potencjalne szantaże lub plotki w tym bezlitosnym świecie cieni i władzy.

Hiro stwierdził cierpko, w głębi duszy, że za dużo o tym myśli – te rozważania wirowały w jego umyśle jak jesienne liście w wichurze, niepotrzebnie obciążając i tak zmęczony umysł. Przecież to nie była jego odpowiedzialność, nie jego rola, by martwić się o konsekwencje. On miał tylko wykonywać polecenia, być posłusznym cieniem, marionetką w rękach Pana. To Kaito będzie ponosił konsekwencje swoich decyzji – czy to w postaci skandalu, czy gniewu przełożonych. Hiro mógł jedynie pełznąć naprzód, na czworakach przez las, z wilgocią przesiąkającą ubranie i wibracjami torturującymi ciało, modląc się w duchu, by ta lekcja posłuszeństwa dobiegła końca, zanim jego wola całkowicie się załamie.

Kaito kroczył leniwie przez gęstwinę lasku, gdzie korony drzew splatały się w zielony baldachim. Smycz w jego dłoni napięta była akurat na tyle, by utrzymać Hiro w ryzach posłuszeństwa a chłopak pełzał grzecznie tuż przy jego nodze, na czworakach, z głową pochyloną w geście całkowitego poddania. Satysfakcja rozlewała się po ciele Kaito falami zadowolenia, jak nektar w żyłach, gdy obserwował, jak drobna sylwetka Hiro drży przy każdym kroku – nie tylko od wilgotnego chłodu, który sączył się z ziemi, ale i od nerwowego napięcia, które czyniło z niego skuloną, drżącą istotę.

Chłopak podskakiwał niemal na każdy najmniejszy szelest: trzask gałązki pod stopą Kaito, szmer liści muskanych wiatrem czy odległe pohukiwanie ptaka w koronach drzew – wszystko to wyrywało z niego ciche westchnienie lęku, jakby las był pełen niewidzialnych oczu, gotowych wychwycić ich perwersyjną zabawę.

Uśmiech złośliwości wykrzywił usta Kaito w drapieżnym grymasie, gdy zerknął w dół na swojego kociaka. On doskonale wiedział, że żadna niepożądana dusza nie zakłóci ich intymności. Spora część tego lasku stanowiła jego prywatną własność, ogrodzoną wysokim, dyskretnym płotem oplecionym bluszczem i kolczastymi pnączami, które skutecznie odstraszały intruzów. Było to azyl dla jego fantazji, sanktuarium, gdzie mógł oddawać się kaprysom bez obawy o konsekwencje. Ale ta wizja – Hiro przerażony, z oczami rozszerzonymi od paniki, wyobrażający sobie przypadkowych świadków ich upokarzającego spektaklu – podniecała Kaito do granic, budząc w nim falę pożądania, która pulsowała w lędźwiach jak ukryty ogień. Uległość chłopaka, ta krucha, drżąca pokora, była jak najsłodszy afrodyzjak, karmiąca jego dominację i czyniąca z tej chwili symfonię władzy i poddania.

Wtem Hiro uniósł na niego niepewne spojrzenie, jego oczy – duże, błyszczące od drobnych łez – pełne były błagania, jak u zagubionego stworzenia w pułapce.

– Jest mi zimno, Panie – wyszeptał cicho, nieco roztrzęsionym głosem, przerywanym przez mimowolne dreszcze, które wstrząsały jego ciałem. – Czy moglibyśmy już wracać? – dodał, a w tych słowach czaiła się desperacja, mieszanka fizycznego dyskomfortu i emocjonalnego wyczerpania.

Kaito pokręcił głową z pewną dezaprobatą, jego brwi zmarszczyły się surowo a dłoń powędrowała do opaski z uszkami na głowie chłopaka, poprawiając ją delikatnie, lecz stanowczo, by futrzane dodatki stały dumnie, podkreślając groteskową transformację.

– Od kiedy to kotki używają ludzkiej mowy? – zapytał tonem pełnym fałszywej troski, z nutą drwiny, która przebijała się przez słowa jak ostrze noża.

Hiro ściągnął brwi w uroczym wyrazie niezrozumienia, jego czoło zmarszczyło się w delikatne fałdy a w oczach zamigotało zakłopotanie – mieszanka dziecięcej naiwności i rosnącego oporu, który jednak nie śmiał przerodzić się w bunt. Kaito, delektując się tą chwilą, rozejrzał się po otoczeniu, gdzie pnie drzew stały jak milczący strażnicy a mech porastał ziemię miękkim, zielonym dywanem.

Przysiadł na pniu zwalonego drzewa, którego kora, szorstka i wilgotna od rosy, skrzypnęła pod jego ciężarem. Klepnął się po nodze przywołującym gestem, jak właściciel wzywający swego pupila.

– Jeśli czegoś ode mnie chcesz, powinieneś się łasić jak prawdziwy kociak – wyjaśnił spokojnie, lecz z tonem nie znoszącym sprzeciwu, jego oczy błyszczały wyzwaniem a w głosie czaiła się obietnica nagrody lub kary.

Hiro zacisnął wargi w cienkie, blade linie, jego twarz wykrzywiła się w grymasie wewnętrznego konfliktu. Upokorzenie paliło go od środka jak rozżarzony węgiel, lecz wizja powrotu do ciepła domu, nawet jeśli oznaczałaby kontynuację tej hańby, była zbyt kusząca, by się opierać. Naprawdę chciał już uciec od tego chłodu, od wibrującej zabawki w swoim wnętrzu, której tryb pracy Pan wciąż zmieniał pilotem ukrytym w kieszeni, wysyłając fale niechcianej rozkoszy, które mieszały ból z zdradzieckim podnieceniem.

Z westchnieniem rezygnacji przysunął się bliżej nóg mężczyzny, jego ciało drżało od zimna i napięcia. Początkowo ocierał się o nie niezgrabnie, z oporem widocznym w sztywnych ruchach – policzek musnął materiał spodni, ramiona otarły się o uda – lecz wibrująca zabawka, pulsująca w rytm kaprysów Kaito, wystarczająco go zmotywowała, budząc w nim falę mimowolnego poddania. Wygiął plecy w lekki łuk, jak kot w ekstazie, i zaczął wić się zmysłowo między nogami Pana, jego biodra falowały w rytmicznym tańcu a dłonie delikatnie muskały łydki, tworząc iluzję zwierzęcej czułości podszytej desperacją.

Kaito z zadowoleniem pogłaskał go po głowie, palce wplotły się w miękkie włosy, masując skórę z leniwą czułością, która kontrastowała z jego dominującą postawą. Delektował się tym widokiem – Hiro wijącym się u jego stóp, z uszkami drżącymi lekko na wietrze, ogonkiem kołyszącym się za nim jak fałszywy dodatek do tej perwersyjnej sceny.

Gdy jednak zabawa zaczęła go nużyć, pociągnął lekko za smycz, zmuszając chłopaka do uniesienia głowy, po czym ujął jego twarz w obie dłonie – ciepłe, stanowcze – i liznął czubek nosa wilgotnym, prowokującym muśnięciem języka.

– Grzeczny kociak – wymruczał z aprobatą, głos miał niski i gardłowy, pełen satysfakcji. – Teraz dostaniesz mleczko w nagrodę.

Puścił go nagle a jego ręce powędrowały do rozporka, rozpinając go z powolną, celową precyzją. Wydobył ze spodni nabrzmiały narząd, który pulsował w powietrzu jak symbol jego władzy, sztywny i gotowy. Hiro zamrugał na jego widok, oczy rozszerzyły mu się w szoku pomieszanym z pewną fascynacją, a policzki na powrót przyozdobiły rumieńce – gorące, szkarłatne plamy, które rozlały się po bladej skórze jak wino na śniegu, podkreślając jego uroczy wygląd.

Niepewność owijała ciasno Hiro, jak wilgoć mchu na którym klęczał, a bojaźliwość czaiła się w każdym drżeniu mięśni, czyniąc z niego kruchą istotę na skraju kapitulacji. Zbyt dobrze pamiętał wczorajszą karę – tę falę bólu i upokorzenia, która przetoczyła się przez jego ciało, gdy ośmielił się sprzeciwić podobnemu rozkazowi. Wspomnienie paliło go od środka, przypominając, że opór prowadzi jedynie do bólu. Nie zamierzał powtarzać tego błędu. Posłuszeństwo było jedyną tarczą przed burzą gniewu Kaito, jedyną drogą do przetrwania w tej perwersyjnej grze.

Z westchnieniem rezygnacji, ciężkim jak ołowiana kotwica, wytarł pobrudzone ziemią dłonie o materiał spodni – wilgotna gleba i trawa zostawiły na nich lepkie, zielonkawe smugi, które teraz rozmazywały się na tkaninie. Kolana ugięły się pod nim z cichym szelestem, gdy ulokował się między nogami Pana, w tej intymnej przestrzeni, gdzie zapach lasu mieszał się z subtelnym, charakterystycznym aromatem męskości. Lekko słonawym, budzącym w nim mieszankę obrzydzenia i niezrozumiałej ciekawości.

Ostrożnie położył ręce na udach Kaito, dla stabilności, palce zacisnęły się lekko na napiętych mięśniach, jakby szukały oparcia w tej burzy emocji. Chwile patrzył na członka, hipnotyzowany jego nabrzmiałymi żyłami i gładką skórą, czując, jak zapach wdziera się w nozdrza, prowokując falę mdłości i wahania. W końcu przemógł się, przełykając gulę w gardle – opór ustąpił miejsca desperackiej determinacji.

Otarł się policzkiem o gorącą skórę penisa, gestem nieśmiałym i delikatnym, jak bawiący się kociak testujący granice nowej zabawki. Czubkiem języka liznął wędzidełko, zaczepnie, ledwie muskając wrażliwe miejsce – dotyk był efemeryczny, jak muśnięcie motyla, budzący dreszcz w ciele Pana. Kaito drgnął mimowolnie, jego biodra napięły się w nagłym impulsie a dłoń opadła na głowę Hiro, ciężka i ciepła, lecz na tym poprzestał, nie popychając dalej, nie żądając więcej.

Hiro odetchnął lekko, ulga rozlała się po nim jak ciepła fala, rozluźniając spięte ramiona. Polizał członka po całej długości, język sunął wolno, tworząc mokrą ścieżkę, eksplorując kontury i smakując słoną nutę skóry, po czym zamknął główkę w swoich wilgotnych, gorących ustach. Wargi otoczyły ją miękko, jak aksamitna pochwa miecza, ssąc delikatnie.

Skrzywił się ledwie zauważalnie, czując smak Pana – gorzkawy, intensywny, mieszankę słoności i męskiego potu, który wypełnił jego podniebienie jak nieproszony gość. Pochylił głowę głębiej, żołądź przesunął się po języku, ślizgając po wilgotnej powierzchni, muskając gardło lekkim naciskiem, który groził zakrztuszeniem. Hiro wycofał się w porę, cofając głowę z cichym westchnieniem, zapobiegając dławieniu – powietrze wypełniło płuca ulgą, lecz zadanie trwało.

Znów otarł się twarzą o penis, policzek musnął gorącą skórę a język liznął go kilka razy w losowe miejsca – tu u podstawy, tam wzdłuż żyły, gesty były chaotyczne i niepewne, jak eksperymenty przestraszonego nowicjusza. Kaito uśmiechnął się, rozbawiony taką formą pieszczot, jego oczy błysnęły iskrami ironii a usta wykrzywiły w leniwym grymasie zadowolenia – ta młodzieńcza niezdarność budziła w nim mieszankę czułości i pożądania.

Jednak gdy Hiro, w swojej nieostrożności, poczuł jądra pod językiem i delikatnie uszczypnął je zębami – ugryzienie nie było mocne, ot ledwie uszczypnięcie, jak figlarny żart kociaka – Kaito aż się wyprostował, jego ciało napięło się a dreszcz strachu o swoje klejnoty przeszył go falą zimnego potu. Szarpnął Hiro za włosy, odciągając go gwałtownie od krocza – palce zacisnęły się w kosmykach z siłą, która przyniosła chwilowy ból. Chłopak jęknął cicho, dźwięk był żałosny i stłumiony, pełen zaskoczenia i lęku, po czym popatrzył na Pana z oczami rozszerzonymi od przerażenia, jak u zwierzęcia złapanego w pułapkę. Kaito westchnął ciężko, irytacja mieszała się z ulgą, i puścił go powoli.

– Uważaj z zębami – pouczył go surowym, lecz opanowanym tonem.

Hiro pokiwał żarliwie głową po czym wrócił do przerwanej czynności, skupiając się już tylko na lizaniu i ssaniu. Jego język wirował delikatnie, usta zaciskały się rytmicznie, tworząc wilgotną, ciepłą jaskinię rozkoszy. Kaito uspokoił się stopniowo, napięcie opuściło jego mięśnie jak odpływająca fala, i przymknął oczy, oddając się przyjemności. Ciepło rozlewało się po jego ciele, budząc w nim błogie westchnienia a las wokół nich zdawał się milknąć, stając się niemym świadkiem tej intymnej chwili.

Hiro pracował niestrudzenie ustami, jego wargi zaciskały się rytmicznie wokół nabrzmiałego członka Pana, ssąc go z determinacją, która mieszała się z wewnętrznym chaosem lęku i rezygnacji. Język wirował delikatnie, zbierając ślinę, która spływała w leniwych strużkach, czyniąc całą czynność wilgotną i śliską jak letni deszcz na rozgrzanym kamieniu. Każde pchnięcie głowy w dół było aktem poddania, każde cofnięcie – chwilą ulgi, lecz chłopak nie śmiał przerwać, napędzany wspomnieniem wczorajszego bólu, który czaił się w jego umyśle jak cień drapieżnika.

Kaito dość szybko poczuł, jak napięcie w lędźwiach narasta, jak fala gorąca wspina się po kręgosłupie, pulsując w rytm serca, które biło coraz szybciej, coraz głośniej. Zacisnął palce na jego włosach, splatając je w mocnym uścisku, który graniczył z bólem, lecz dla Pana był jedynie kotwicą w morzu rozkoszy. Jego westchnienia stały się głośniejsze, głębsze, zmieniając w gardłowe pomruki, które rezonowały w ciszy lasku jak odległy grom.

– Wystaw język – rozkazał ochrypłym głosem, pełnym napięcia, a Hiro, z sercem łomoczącym w piersi, posłuchał natychmiast, wysuwając wilgotny, różowy język na zewnątrz.

Kaito aż wstał z pnia zwalonego drzewa, jego sylwetka napięta się. Trzymał Hiro blisko siebie, dłonią wplecioną we włosy, by chłopak nie mógł uciec od tej intymnej bliskości. Drugą ręką ujął własnego członka, poruszając nią energicznie, w szybkich, rytmicznych pociągnięciach po mokrej od śliny Hiro powierzchni – skóra ślizgała się gładko, wilgotna i ciepła, budząc fale dreszczy, które wstrząsały jego ciałem. Dysząc ciężko, z oddechem urywanym jak po biegu, przystawił żołądź do ust chłopaka, czując na niej jego ciepły, drżący oddech, który muskał wrażliwą skórę jak delikatny powiew wiatru niosący obietnicę deszczu.

Gdy Hiro musnął go, świadomie lub też nie – jego język drgnął instynktownie, dotykając wędzidełka lekkim, prowokującym muśnięciem – Kaito wstrząsnął ostatni dreszcz, fala ekstazy przetoczyła się przez niego jak lawina, napięta i niepowstrzymana. Doszedł z gardłowym jękiem, wystrzeliwując spermę wprost w gardło chłopaka. Gorący, lepki strumień wypełniły usta Hiro, spływając po języku w słonej, gęstej fali, która smakowała gorzkością i męską esencją, budząc w nim falę obrzydzenia.

Hiro instynktownie zamknął oczy, powieki zacisnęły się mocno, jakby mógł w ten sposób uciec od rzeczywistości, i chciał odwrócić głowę, odruchowo próbując uniknąć tego natarczywego napełnienia, lecz silna ręka Pana trzymała go w miejscu, palce zaciskały się na żuchwie jak imadło, nie pozwalając na najmniejszy ruch. Smak spermy wypełnił jego usta całkowicie, gęsty i natarczywy, sprawiając, że żołądek zrobił salto – wirujące mdłości wspięły się po przełyku, grożąc erupcją, lecz chłopak walczył, zaciskając gardło, by stłumić odruch.

Kaito jeszcze chwilę trzepał sobie przed jego twarzą, dłoń poruszała się wolniej, wyciskając ostatnie krople z więdniejącego członka, po czym tym mięknącym, lecz wciąż ciepłym narządem rozsmarował mu na języku ostatnie kropelki spermy. Gest był leniwy, dominujący, jak malarz kończący arcydzieło na płótnie. Ciałem Hiro szarpnął odruch wymiotny, gardło zacisnęło się konwulsyjnie a żołądek skręcił w bolesnym skurczu, lecz chłopak wciągnął powietrze nosem, by nie splunąć wszystkim na ziemię.

Kaito uśmiechnął się złośliwie, widząc tę walkę – oczy Pana błysnęły drapieżnym rozbawieniem, jak u kota bawiącego się z myszą – i zamknął mu usta dłonią, palce przycisnęły wargi w stanowczym geście.

– Połknij – rozkazał.

Hiro otwarł oczy pełne łez i niemej prośby o litość, patrząc na niego błagalnie. Jego tęczówki lśniły wilgocią, jak krople rosy na liściach – lecz twarz Pana pozostała niewzruszona, twarda jak skała, bez cienia współczucia.

Chłopak chciał mieć to już za sobą. Im dłużej trzymał to wszystko w ustach, tym okropny smak tylko bardziej narastał. Walcząc z samym sobą – z protestującym żołądkiem, który skręcał się w węzeł, z mdłościami wspinającymi się po gardle – Hiro w końcu przełknął to, co miał w ustach, gorzkie, lepkie nasienie spłynęło w dół przełyku w bolesnym, dławiącym akcie. Po jego policzkach spłynęły pojedyncze łzy, lśniące ścieżki na bladej skórze, niosące echo upokorzenia i bezradności. Jego ciałem znów szarpnął odruch wymiotny, gardło zacisnęło się konwulsyjnie, lecz pustka w ustach przyniosła ulgę, choć krótkotrwałą.

Dysząc z szeroko otwartymi ustami uniósł głowę, by pokazać Panu, że naprawdę to zrobił – wystawił lekko język, demonstrując, że jego usta są puste – i chwycił przy tym brzegu nogawki jego spodni. Kaito uśmiechnął się z zadowoleniem, które rozluźniło jego twarz i pogłaskał go po głowie. Jego palce sunęły po włosach z leniwą czułością, jak właściciel głaszczący wiernego pupila.

– Byłeś tak grzeczny, że pozwolę ci teraz wybrać sobie jakąś nagrodę – stwierdził miękkim głosem, lecz podszytym lekką ironią.

Obietnica wisiała w powietrzu jak słodki owoc. Hiro nie trzeba było dwa razy powtarzać – oczy chłopaka rozbłysły nagłą nadzieją, przerywając mgłę łez – i od razu spytał drżącym głosem, pełnym desperacji:

– Czy może Pan wyjąć mi tę piekielną zabawkę z pupy?

Kaito zaśmiał się głośno, dźwięk rozniósł się po lesie jak echo drwiny, i schował opadnięty członek z powrotem w spodnie, zapinając rozporek z powolną precyzją. Usiadł znów na pniu a jego sylwetka rozluźniła się w pozie władcy, gotowego do dalszej zabawy. W jego oczach czaił się błysk, który obiecywał, że nagroda nie przyjdzie bez ceny.

Kaito sięgnął do kieszeni spodni z leniwą powolnością. Nacisnął przycisk wyłączając wibrującą zabawkę, która do tej pory dręczyła wnętrze Hiro nieustannymi impulsami rozkoszy i dyskomfortu. Ciało chłopaka rozluźniło się wyraźnie, jakby napięte struny w jego mięśniach wreszcie pękły – ramiona opadły bezwładnie, plecy wyprostowały się w łagodnym łuku ulgi a oddech, dotąd urywany i płytki, wyrwał się z piersi w głębokim, przeciągłym westchnieniu, niosącym echo wyzwolenia od tortury. Hiro zamknął na moment oczy, chłonąc tę błogą ciszę w swoim wnętrzu, gdzie echo wibracji jeszcze rezonowało słabo, jak odległy grzmot po burzy, lecz wreszcie ustępowało miejsca spokoju.

Kaito, obserwując tę transformację z zadowoloną miną, kazał mu wstać – głos Pana był spokojny, lecz nie znoszący sprzeciwu. Hiro podniósł się niepewnie z klęczek, kolana drżały mu lekko od zmęczenia a jego sylwetka zachwiała się na moment, jakby ciało wciąż pamiętało ciężar upokorzenia. Rozejrzał się wokół nerwowo, jego oczy przemknęły po gęstwinie lasku – po splątanych gałęziach, dywanie z mchu i cieniach rzucanych przez pnie drzew – chcąc upewnić się, że nikt nie czai się w tej zielonej otchłani, że żadne ciekawskie spojrzenie nie wychwyci jego nagości. Las zdawał się pusty, lecz dla chłopaka każdy szelest liści był potencjalnym świadkiem, budzącym falę paranoi.

Rozpiął niepewnie rozporek, palce drżały mu na suwaku, i zsunął z siebie spodnie wraz z bielizną – materiał zjechał po udach w powolnym, szeleszczącym ruchu, odsłaniając bladą skórę naznaczoną wilgotnymi plamami od trawy. Natychmiast zaciągnął bluzę w dół, próbując ukryć nabrzmiałą erekcję, która zdradzała niechciane podniecenie, pulsujące pod wpływem wcześniejszych tortur.

Kaito przywołał go ruchem ręki – gest był stanowczy, jak skinienie władcy wzywającego poddanego – a gdy Hiro podszedł, krocząc ostrożnie po miękkiej ziemi, Pan pomógł mu położyć się sobie na kolanach. Chłopak ułożył się niechętnie, jego brzuch opadł na uda Kaito a pośladki uniosły się w powietrzu, wystawione na chłodny powiew wiatru, który muskał skórę jak lodowate palce.

Kaito chwilę gładził jego pośladki, dłonie sunęły po krągłych kształtach z leniwą czułością, naciskając je jak antystresowe gniotki – palce wgniatały się w miękką tkankę, deformując ją lekko, by zaraz puścić, budząc w Hiro mieszankę dyskomfortu i mimowolnego dreszczu.

– Nie chciałbyś, żebym najpierw ci ulżył? – spytał Kaito z nutą drwiny w głosie, a jego udo trąciło nabrzmiałego członka chłopaka, muskając go prowokująco, jak przypadkowy, lecz celowy dotyk.

Hiro podskoczył lekko, jego ciało napięło się w zaskoczeniu a policzki zapłonęły szkarłatem zażenowania.

– Nie potrzebuję niczego takiego – wymamrotał cicho, głosem pełnym wstydu i oporu.

– No dobrze – Kaito stwierdził z westchnieniem. – Rozluźnij się – jego ton był pobłażliwy, lecz podszyty niecierpliwością.

Chwycił za sznureczek wystający mu z tyłeczka i pociągnął delikatnie, testując opór. Hiro jęknął cicho, jego gardło zacisnęło się w stłumionym dźwięku, a uda zacisnęły instynktownie, mięśnie napięły się w obronnym skurczu, blokując zabawkę w środku. Kaito westchnął z irytacją, a brwi zmarszczyły mu się w wyrazie dezaprobaty.

– Miałeś się rozluźnić, a nie spinać. Jak mam wyjąć ci tę zabawkę?

Hiro przeprosił cicho, ledwie słyszalny głosem, pełnym skruchy i lęku, po czym rozsunął nogi, odwodząc kolana na boki, odsłaniając intymność w całej okazałości. Kaito znów pociągnął zabawkę, lecz ta ledwie przeciskała się przez opór mięśni chłopaka, mimo że była przecież niewielkich rozmiarów – gładka i kompaktowa, lecz teraz uwięziona w ciasnym uścisku ciała, które nie chciało puścić.

Zniecierpliwiony szarpnął mocniej, gest był gwałtowny, pełen frustracji – lecz to był ogromny błąd. Sznureczek pękł z cichym trzaskiem, jak napięta nić pod nożycami, i został mu w ręce, wisząc bezużytecznie, podczas gdy zabawka nie wyszła, tkwiąc głęboko w środku.

– O kurwa – Kaito zaklął zaskoczony, słowo wyrwało się z jego ust jak grom, echo rozniosło się po lesie, budząc ptaki w koronach drzew.

Hiro uniósł się nieznacznie, opierając na łokciach, i spojrzał przez ramię z rozszerzonymi oczami.

– Co się stało? – spytał z niepokojem.

Kaito pokazał mu urwany sznureczek, cienki i żałosny w jego dłoni.

– Urwałem go– przyznał z nutą konsternacji

Hiro wytrzeszczył oczy, panika rozlała się po jego twarzy jak atrament w wodzie.

– Jak to teraz wyjmiemy? – jego głos drżał od lęku, wizja uwięzionej zabawki budziła w nim falę mdłości i bezradności.

Kaito spojrzał na jego pośladki skonsternowany, brwi zmarszczyły się w linii skupienia, po czym stwierdził:

– Jakoś sobie poradzimy – jego ton był uspokajający, lecz podszyty niepewnością.

Oblizał dwa palce wolno, wilgotny język sunął po skórze, czyniąc je śliskimi, i powoli wsadził je w ciasny pierścień chłopaka. Mięśnie ustąpiły z oporem, zaciskając się wokół intruzów, a palce gmerały w ciepłym wnętrzu, szukając zguby. Hiro jęknął przeciągle, dźwięk wibrował w powietrzu jak żałosna melodia, pochylił się niżej, chwytając kostki Pana zdecydowanie zbyt mocno. Palce wbijały się w skórę, zostawiając białe ślady.

– Przyj – Kaito rozkazał mu. – Jak przy porodzie – dodał z pewnym rozbawieniem.

Ale Hiro wcale nie było do śmiechu. Zaparł się czubkami butów o trawę, ziemia ugięła się pod naciskiem, i napiął mięśnie, usiłując wypchnąć zabawkę. Jego ciało zadrżało od napięcia, jak łuk naprężony tuż przed wystrzałem.

Kaito wyczuł ją pod palcami, gładką i nieustępliwą, lecz poczuł też coś innego – mokry od preejakulatu członek Hiro na swoim udzie. Śliski i gorący ślad zdradzał niezaprzecalne podniecenie chłopaka. Zabawka była już blisko wyjścia, lecz przytrzymał ją i docisnął do ścianki odbytu, tej skierowanej w stronę podbrzusza, przesuwając głębiej, szukając ukrytego punktu. Gdy trafił na niego – wrażliwe skupisko nerwów – Hiro potwierdził jego przypuszczenia kolejnym jękiem.

Kaito uśmiechnął się drapieżnie, sięgając po pilocik. Satysfakcja rozlała się po jego twarzy w zaczepnym uśmiechu. Chłopak wygiął się na jego kolanach z krzykiem zaskoczenia, fala obezwładniającej przyjemności przeszyła go niczym piorun – wibracje ożyły na nowo, pulsując w rytmie, który mieszał ekstazę z agonią. Jego ciało drżało konwulsyjnie, a las wokół nich zdawał się wirować w szaleńczym tańcu.

Kaito, z satysfakcją obserwując reakcje chłopaka, poruszał palcami we wnętrzu Hiro, by utrzymać przedmiot we właściwym miejscu. Hiro wierzgnął kilka razy nogami, nawet ugryzł go w łydkę w chwili desperacji, ale nie był w stanie uciec z kolan Pana. Jego ciało drżało od napięcia, biodra unosiły się i opadały w chaotycznym rytmie, szukając ulgi przed przytłaczającym doznaniem.

– Panie! – zawołał płaczliwym, rozemocjonowanym głosem, w tym samym momencie, w którym jego ciałem wstrząsnął ostatni dreszcz, wywołany nagłym orgazmem.

Kaito wyłączył urządzenie a ciało Hiro zwiotczało na jego kolanach, unosząc się jednak i opadając w rytmie przyspieszonego oddechu, jakby fale zmęczenia przetaczały się przez niego jak morski przypływ. Teraz, gdy mięśnie się rozluźniły, Kaito bez problemu wydobył jajeczko i jeszcze długo gładził chłopaka po plecach i pośladkach, dając mu czas, by się uspokoił. Jego dłonie sunęły po skórze w kojących, rytmicznych ruchach, jak delikatny wiatr muskający liście w lesie.

Jednak gdy ciało Hiro pokryła gęsia skórka od chłodu dnia, mężczyzna podciągnął mu spodnie i pomógł wstać, podtrzymując go pod ramiona z troską wymieszaną z władczym gestem. Twarz Hiro była cała czerwona nie tylko ze wstydu, ale też wysiłku, a piwne oczy szkliły się od łez i zaskoczenia, jak krople rosy na jesiennych liściach.

– Dasz radę iść? – Kaito spytał z troską.

Hiro pokiwał powoli głową, lecz już po paru krokach upadł, kolana ugięły się pod nim jak pod ciężarem niewidzialnego brzemienia. Kaito chciał wziąć go na ręce, lecz chłopak stanął na czworaka i resztę drogi pokonał w ten sposób, idąc przy nodze Pana z opuszczoną głową, powoli i chwiejnie. Puchaty ogonek zwisał mu smętnie między nogami, opaska z kocimi uszkami przepadła gdzieś w trawie, a zabarwione zielenią spodnie nadawały się już tylko do wyrzucenia, pokryte smugami ziemi.

Kiedy dotarli do domu, Kaito zdjął mu obrożę i pas z ogonkiem, po czym, widząc, jak Hiro słania się na nogach jak trzcinka na wietrze, wziął go na ręce, niosąc jak kruche trofeum. Zabrał go do łazienki, tej samej co wczoraj wieczorem, gdzie powietrze wypełniał delikatny zapach mydła i pary. Przygotował kąpiel, woda parowała leniwie z wanny, niosąc obietnicę ciepła i oczyszczenia, a wkrótce znaleźli się w niej obaj, zanurzeni po szyje w kojącej pianie.

Hiro był zbyt zmęczony, by stawiać opór – ciało miał ciężkie od wyczerpania, umysł otępiały – więc pozwolił posadzić się między nogami Pana i oparł się o niego plecami, opierając głowę na torsie Kaito w geście rezygnacji. Pan leniwie obmywał jego tors ciepłą wodą, dłonie sunęły po skórze w powolnych, okrężnych ruchach, zmywając ślady dnia. Hiro jeszcze chwilę walczył ze zmęczeniem, powieki drżały mu w oporze, lecz wreszcie opadły, a umysł spowiła ciemność.


Hiro dryfował w objęciach snu, gdzie rzeczywistość mieszała się z mglistymi marzeniami o cieple i spokoju, gdy nagle jego nozdrza wypełnił smakowity zapach – aromatyczny, gęsty bukiet przypraw, mięsa i warzyw, który wślizgnął się w jego podświadomość jak delikatny, kusząco łagodny szept. Zapach był tak żywy, tak namacalny, że wyrywał go stopniowo z otchłani senności, budząc zmysły krok po kroku.

Otworzył oczy leniwie, mrugając powiekami, by wygnać resztki mgły, i zorientował się, że leży na kanapie w salonie, owinięty puchatym kocem o miękkiej, pluszowej fakturze, która otulała go jak ochronny kokon przed chłodem pomieszczenia. Koc był ciężki, ciepły, z frędzlami muskającymi podłogę a jego pastelowy odcień kontrastował z ciemnym obiciem mebla.

Usiadł powoli, prostując plecy z nieznacznym grymasem bólu – ostry, tępy dyskomfort w lędźwiach przeszył go jak igła, przypominając o wcześniejszych wysiłkach ciała, które nie zdążyło jeszcze w pełni się zregenerować. Odchrząknął cicho, czując suchość w gardle, jakby piasek osiadł na strunach głosowych, a język przykleił się do podniebienia po długim, wyczerpującym śnie. Przetarł twarz dłonią, próbując otrząsnąć się z resztek letargu, gdy z kuchni dobiegł głos Kaito – spokojny, lecz stanowczy, niosący nutę codziennej rutyny.

– Dobrze, że już się obudziłeś. Pora na obiad – oznajmił.

Hiro obejrzał się za siebie z zaskoczeniem, oczy rozszerzyły mu się lekko, gdy ujrzał Pana niosącego dwa talerze, parujące delikatnie w powietrzu, wypełnione kolorowymi porcjami jedzenia. Kaito podszedł z gracją, siadając na fotelu naprzeciwko i rozstawił talerze na niskim stoliku kawowym, gdzie czekały już sztućce – oraz szklanki z sokiem. Widząc zdumioną minę chłopaka – brwi uniesione w łuk niedowierzania, usta lekko rozchylone – Kaito uśmiechnął się pod nosem.

– To wyjątek, że jemy tutaj. Nie zawsze muszę być takim formalistą – wyjaśnił.

Hiro spojrzał na swój talerz, analizując zawartość – kawałki mięsa w gęstym sosie, warzywa lśniące od oliwy, ryż parujący delikatnie – i zrozumiał, że Pan nie ugotował tego a jedynie podgrzał gotowe dania, których nie zjedli wczoraj na kolację, by się nie zmarnowały.

Chłopak poskładał starannie koc, układając go obok siebie na kanapie w schludny kwadrat, by nie zajmował miejsca, i zabrał się do jedzenia, nabierając widelcem małe porcje, przeżuwając je mechanicznie, choć smak był zaskakująco dobry, bogaty w nuty przypraw, które łagodziły jego suchość w gardle.

Po dłuższej chwili ciszy, przerywanej jedynie brzękiem sztućców, Kaito odłożył widelec i spytał spokojnie, tonem pełnym troski wymieszanej z ciekawością:

– Chcesz porozmawiać o tym, co zaszło?

Hiro skulił się instynktownie, ramiona opadły mu niżej a plecy wygięły w łuk, jakby chciał schować się w sobie. Pokręcił przy tym głową na nie, ruch był szybki i zdecydowany. Jednocześnie dziwnie długo przeżuwał to, co miał w ustach – kęs mięsa zdawał się rosnąć mu w gardle, dając mu pretekst do milczenia. Kaito westchnął lekko, lecz milczenie chłopaka go nie zraziło.

– Dobrze, ale chcę, żebyś wiedział, że nie ma nic złego w podnieceniu, czy jeśli będziesz czerpał z naszych zabaw przyjemność. To naturalne – uznał.

Hiro pokiwał szybko głową, po czym sięgnął po szklankę z sokiem, wypijając całą zawartość małymi, powolnymi łykami – słodki, owocowy płyn spływał po jego gardle jak balsam, dając mu wymówkę, by nie odpowiadać, by wypełnić ciszę czymś innym niż słowa. Odkładając pustą szklankę na stolik, odchrząknął cicho, dźwięk był suchy i niepewny, jakby jego gardło wciąż protestowało. Kaito westchnął ponownie, tym razem z rezygnacją, i dał mu spokój, kończąc posiłek w milczeniu, które wisiało między nimi jak ciężka kurtyna.

Po posiłku Kaito usiadł z nim na kanapie, bliskość Pana była namacalna, lecz nie natarczywa, i kazał mu czytać jedną z książeczek, które dostał od Akihito – prostych, ilustrowanych czytanek z dużymi literami i kolorowymi obrazkami, mających pomóc w nauce. Hiro stresował się tym bardziej niż powinien. Jego serce biło szybciej, dłonie drżały lekko, trzymając książkę, lecz zaczął czytać powoli i cicho, zacinając się na niektórych słowach. Sylaby plątały mu się na języku, znaki hiragany i katakany zdawały się tańczyć przed oczami. Wówczas Kaito zerkał na tekst, pochylając się bliżej i podpowiadał mu cierpliwie, lub tłumaczył, jak przeczytać poszczególne znaki. Głos Pana był zaskakująco spokojny, jak nauczyciela prowadzącego ucznia przez labirynt liter.

Wieczór spędzili w równie dziwnej, przynajmniej dla Hiro, atmosferze. Pan pomógł mu przygotować kolację, krojąc warzywa z precyzją i mieszając składniki w garnku. Po jej zjedzeniu oglądali telewizję, siedząc obok siebie na kanapie, ekran migotał kolorami programów, które wypełniały ciszę. Aż przyszła pora na sen. Wzięli wspólnie szybki prysznic na piętrze, woda spływała po ich ciałach w ciepłych strumieniach, a oni myli sobie nawzajem ciała w ramach "ćwiczenia bliskości", jak stwierdził to Pan. Gesty były delikatne, mydło sunęło po skórze w okrężnych ruchach, lecz ku zaskoczeniu i uldze Hiro, do niczego więcej nie doszło a jego granice pozostały nienaruszone.

Kiedy położyli się do łóżka, Hiro mimowolnie wtulił się w Kaito drżąc lekko. Wczoraj tego nie czuł, rozgrzany strachem, ale dziś chłód nocy wdzierał się pod jego skórę mimo rozpalonego kąpielą ciała. Kaito okrył ich kołdrą, ciężką i ciepłą, otulającą ich ramiona jak ochronny płaszcze. Z zadowoleniem wtulił nos w miękkie włosy chłopaka, wdychając delikatny zapach szamponu. Jego kociak był tak przyjemnie cieplutki, jak żywy kominek w zimowej nocy, budząc w nim falę satysfakcji i zaborczej czułości. Właśnie tak powinno być od samego początku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz