Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

8.12.2024

63.

Mick odetchnął, gdy drzwi apartamentu zamknęły się za jego plecami. Potarł twarz dłońmi, starając się uspokoić rozszalałe myśli. W mieszkaniu panowała cisza, którą zakłócało jedynie ciche brzęczenie lodówki w kuchni i odległe szmery rozmów ochrony stojącej na korytarzu. Mick poczuł, jak napięcie, które towarzyszyło mu przez cały dzień, powoli opada.

Nim Pan odprawił go na górę w asyście swoich ludzi, musiał przełożyć wszelkie jego spotkania z dziś. Potem wraz z Misaki'm zgromadzili i posegregowali wszystkie dokumenty i informacje na temat ostatnich zdarzeń. Wysadzania klubów, sprzedaży w nich narkotyków, postrzelenia Drake'a itp. Chcieli również zgrać zapisy z monitoringu, ale wówczas odkryli, że część została skasowana. Od razu zrozumieli co to znaczy. Gdyby napastnik pochodził z zewnątrz łatwiej byłoby mu fizycznie uszkodzić kamery. Nagrania zostały jednak skasowane bezpośrednio w centrum ochrony, co oznaczało, że wśród ludzi Drake'a była wtyka.

Przez tę wiedzę, gdy Mick był odprowadzany do apartamentu, łypał na ochroniarzy podejrzliwie. Każdy mógł być wrogiem jego Pana, a fakt, że nie posiadali żadnego punktu zaczepienia, by ustalić kto mógł dopuścić się tego, lub do czego w ogóle dąży, przerażał go. Widział jak ta informacja, przekazana dyskretnie przez Misaki'ego, wstrząsa Drake'iem. Otaczał się zaufanymi ludźmi i wprost niedowierzał, że ktoś mógłby go zdradzić.

Mick przeszedł przez kuchnie i napełnił szklankę wodą, drżącymi rękoma przykładając ją do ust. Zdrada była najgorszym rodzajem zagrożenia. To, że ktoś, kto miał stać na straży bezpieczeństwa Drake'a, mógł działać przeciwko niemu, przyprawiało go o dreszcze. Nie mógł pozbyć się myśli, że być może codziennie mijał tę osobę w korytarzu, nieświadomie witając się z kimś, kto planował zgubę jego Pana.

Odstawił głośno szklankę na blat i przeczesał włosy palcami. Musiał się czymś zająć, żeby przestać o tym myśleć. Przebrał się w sportowy strój i przeszedł do domowej siłowni. Zrobił szybką rozgrzewkę i postanowił wyładować się na worku. Czuł, jak z każdym uderzeniem myśli powoli się wyciszają a ciało odzyskuje energię. Jednak nawet tu czuł na sobie niewidzialny ciężar. Gdy odwracał się do okna widział ludzi Drake'a patrolujących dachy pobliskich budynków. Przejęli się bardziej niż wtedy, gdy ich szef został postrzelony. Mick, choć odrobinę bezpieczniejszy w otoczeniu tylu ochroniarzy, czuł się jednocześnie jak w klatce. Jakby obroży na szyi nie było dość, to jeszcze miał poczucie, że wlepiają się w niego dziesiątki oczu a strażnicy za drzwiami nasłuchują każdego jego kroku. Mimo to, dokończył trening.

Dał sobie ostro w kość, by umysł otępiło zmęczenie. Biorąc prysznic zastanawiał się, czy Pan wróci dziś na noc, czy może jednak spędzi ją z Akihito, by dopilnować jego bezpieczeństwa. Obaj pojechali na spotkanie z Ryunosuke i z głową Yakuzy, wujem Drake'a. Nawet jeśli zamach skierowany był w młodego Nakamura to przypadkowe wplątanie w to Akihito nie mogło pozostać bez reakcji rodziny cesarskiej. Mick cieszył się, że nie musiał w tym uczestniczyć.

Wytarł się do sucha i ubrał, a następnie skierował do kuchni. Uznał, że gotowanie pozwoli mu zabić czas, bo dochodziła ledwo piętnasta. Stwierdził, że lepiej było też mieć przygotowany obiad, gdyby Pan zdecydował się jednak wrócić. W obecnych okolicznościach nie chciał narażać się na jego złość.

Kiedy kroił warzywa, jego myśli mimowolnie przywołały obraz Ryunosuke. Mimo że widział go na żywo tylko raz i to przez ułamek chwili, jego przenikliwe, chłodne spojrzenie utkwiło mu w pamięci. Był inny niż Akihito. Ryu miał w sobie coś niezwykle nieugiętego, co budziło respekt, ale i lęk. Potrafił uśmiechać się ciepło do kamer, by z dala od publiczności być w stanie rozszarpać kogoś gołymi rękami, w obronie swojego brata. Mick wzdrygnął się na myśl, że ten mężczyzna mógłby kiedyś skierować swój gniew w jego stronę. Starłby go w proch ledwo jednym skinieniem palca.

Kiedy obiad był gotowy zjadł go bez apetytu, samotnie. Odłożył drugą porcje do lodówki i zabrał za sprzątanie. Kiedy odkładał pojedynczy talerz do zmywarki, poczuł dziwną pustkę. Niby nic wielkiego się nie działo, ale gdzieś w środku wzbierało w nim napięcie, którego nie potrafił nazwać.

Przeciągnął się i rzucił na kanapę, sięgając po pilota. Przeglądając kanały, natrafił na dokument. Kobieta na ekranie opowiadała swoją przerażającą historię. Żyła z mordercą, który nie tylko ją zastraszał i kontrolował, ale zmuszał do udziału w makabrycznych zbrodniach. Mick odłożył pilot, zafascynowany jej opowieścią, choć była tak ciężka, że czuł narastający dyskomfort.

Kobieta mówiła o tym, jak początkowo sądziła, że nie ma innego wyboru, jak tylko spełniać jego żądania.

Byłam jak zahipnotyzowana – powiedziała, a jej głos zdradzał od żalu i rozpaczy. – Nie potrafiłam uwierzyć, że to robię, ale jednocześnie wiedziałam, że nie mogę przestać

Mick wpatrywał się w ekran, czując jakby pytanie, które narodziło się w jego głowie, narasta wraz z każdą sekundą. Jak daleko on sam mógłby posunąć się dla swojego Pana? Czy gdyby Drake kazał mu kogoś zabić, byłby w stanie to zrobić?

Serce zaczęło mu szybciej bić. Zamyślił się, próbując zwizualizować sobie taką sytuację. Dokument przerwały reklamy a wesoła muzyka, towarzysząca prezentacji kolorowego napoju, tylko wzmogła ciężar tego wyobrażenia. Wiedział, że nie miałby wyboru. Gdyby się sprzeciwił, Drake mógłby razić go obrożą tak długo, aż by się ugiął albo wyzionął ducha. Ale czy rzeczywiście dałby radę? Może Pan wręczyłby mu chociaż pistolet? Przecież był zbyt słaby, by kogoś udusić albo pobić na śmierć. Ta myśl sprawiła, że poczuł gorycz w ustach.

- To absurdalne – powiedział nagle na głos i podniósł się do siadu, parskając nerwowym śmiechem.

Próbował się uspokoić, powtarzając sobie, że to tylko irracjonalne rozważania. Przecież miał być uciechą swojego Pana, nie narzędziem do zabijania. Do takich rzeczy Drake miał innych.

Misaki wyglądał na takiego, który nie jedno życie miał już na swoim sumieniu. Naomi pewnie nawet nie mrugnęłaby powieką, gdyby tylko padł rozkaz. Był trochę ciekaw jak sprawa miała się z Hatoru. Był zabawny, sympatyczny i sprawiał wrażenie lojalnego, jak ktoś, kto dorastał w środowisku, gdzie honor i przyjaźń były najważniejsze. Czy i on byłby w stanie zabić na rozkaz Drake'a?

Mick potrząsnął głową, starając się wyrzucić te myśli z głowy. To przecież nie miało znaczenia. Powrócił spojrzeniem do telewizora, bo reklamy właśnie się skończyły. Wywiad z kobietą trwał a jej słowa znów go przyciągnęły. Opowiadała o tym, jak czuła się współwinna, mimo że też była ofiarą tego człowieka. Była manipulowana i zastraszana, ale sąd uznał, że wiedziała, co robi. Jej wyraz twarzy zdradzał głębokie poczucie winy, które pewnie nigdy jej nie opuści, o czym też sama zaraz powiedziała. Nadmieniła też, że rodzina wyparła się jej, mimo, że po jej zniknięciu byli bardzo zaangażowani w jej poszukiwania.

Mick patrzył tępo w ekran, gdzie właśnie opisywano kolejne zbrodnie mordercy, ale dźwięki programu były dla niego tylko białym szumem. Obrazy, które widział, nie docierały do jego świadomości. Podkulił kolana pod brodę i objął je ramionami, jakby chciał się ochronić przed własnymi myślami.

Zastanawiał się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby udało mu się wrócić do rodziny. Wyobraził sobie moment, w którym przekracza próg ich domu, widząc ich twarze pełne zaskoczenia, ulgi, może nawet łez. Ale zaraz potem przyszły inne obrazy. Przesłuchania w ciasnych, słabo oświetlonych pokojach, przypominających cele w podziemiach kasyna Choi. Policjanci zasypujący go setkami pytań. „Kto ci to zrobił? Jak to się zaczęło? Co dokładnie się wydarzyło?"

Musiałby opowiedzieć im wszystko. Szczegóły, które starał się zakopać gdzieś głęboko w sobie. Musiałby przedstawić winę Kyleb'a, spojrzeć w oczy jego rodzicom, gdy tłumaczyłby, co się stało. Czy w ogóle by mu uwierzono? A co, jeśli nie? Przecież Kyleb był wzorowym uczniem, dobrym dzieckiem. A Mick? Przeprowadzali się tak wiele razy, że nie był w stanie nawiązać trwałych przyjaźni. W szkole uchodził za wesołego odludka. Czy ktoś stanąłby po jego stronie? Czy potrafiłby opisać to, co przeżył, bez drżenia w głosie, bez łez?

I media... Nie miał złudzeń, że zainteresowałyby się sprawą. Byłby twarzą makabrycznej historii, którą ludzie pochłanialiby z wypiekami na twarzy. Musiałby odtwarzać ten koszmar raz za razem, przed dziennikarzami, przed sądem, przed kamerami. Każdy szczegół byłby analizowany i wyciągany na światło dzienne, podważany. Już zawsze byłby postrzegany jako ofiara straszliwej zbrodni.

Nie mógł znieść myśli o tym, jak obcy ludzie przystawaliby na ulicy, by powiedzieć mu, jak bardzo mu współczują. Słyszałby ich ciche szepty, widział spojrzenia pełne litości i poczułby na sobie ciężar ich uwagi. Niezależnie od tego, jak bardzo by się starał, jego życie zawsze byłoby definiowane przez to, co mu się przytrafiło. Zawsze byłby tym chłopakiem. Ofiarą.

Obejmując nogi mocniej, schował twarz między kolanami. Życie, o którym marzył, daleko od Drake'a i wszystkiego, co teraz przeżywał, wydawało się równie straszne, co to, w czym tkwił. Wolność, którą wyobrażał sobie w najgłębszych snach, nagle straciła swój blask. Czy on w ogóle wiedział jeszcze jak być wolnym?


Napięcie panujące w pokoju było tak ciężkie i duszące, że Drake niemal je widział. Wpatrywał się w politurę stołu, wodząc wzrokiem po delikatnych refleksach światła odbijających się od idealnie gładkiej powierzchni. W popielniczce dopalały się dwa papierosy, a dym unosił się leniwie, tworząc szary obłoczek. Ani on, ani Akihito po nie nie sięgali.

Wreszcie Drake uniósł spojrzenie na Ryunosuke, który kontynuował swój monolog.

- ... nieudolność twoich ludzi jest zatrważająca, Drake – mówił, opierając się nonszalancko na oparciu krzesła. – Minęły miesiące a wy wciąż nie znaleźliście sprawców całego tego bałaganu. A śmieć, który ośmielił się targnąć na życie cesarskiego syna, wciąż jest na wolności. Nie macie nawet jednej poszlaki kim mógł być – grzmiał.

Akihito westchnął głośno, jakby miał już dość tej rozmowy.

- Ryu, ile razy mam ci powtarzać? – powiedział znużonym tonem, zerkając na brata. – To nie ja byłem celem ataku a Drake. Znajdowałem się tam przypadkiem

Ryunosuke spojrzał na niego chłodno.

- Przypadek czy nie, ktoś musiał wiedzieć, że tam jesteś – odparł lodowato. – Poza tym, ochrona w budynku Drake'a... – jego spojrzenie przesunęło się na bruneta – ...jest żałosna. Nie wywiązują się ze swoich obowiązków

Drake zacisnął szczękę a jego palce drgnęły na stole, jakby z trudem powstrzymywał się przed gwałtowną reakcją. Oczy błyszczały mu gniewem, ale nie powiedział ani słowa. Rozmowę przerwał starszy Nakamura, siedzący obok Ryunosuke. Jego twarz, pomarszczona od lat doświadczeń, zdradzała mieszankę spokoju i stanowczości.

- Ubolewam, że taka sytuacja w ogóle miała miejsce – zaczął, zniżając głos do cichego, ale pełnego autorytetu tonu. – Zapewniam Książe, że dołożymy wszelkich starań, aby znaleźć winnych

Ryunosuke przewrócił oczami.

- Mieliście już swoją szansę – rzucił oschle. – Teraz sprawą zajmą się moi ludzie. Życzę sobie pełnej współpracy z waszej strony

Drake podniósł głowę, a jego głos zabrzmiał niczym ostrze przecinające ciszę.

- Nie wpuszczę obcych do mojego budynku!

Słowa zawisły w powietrzu, ciężkie jak ołów. Akihito, siedzący obok, położył dłoń na jego dłoni. Jego spojrzenie było chłodne, ale jednoznaczne. Mówiło, żeby lepiej zamilkł. Po chwili ciszy Akihito spojrzał na Ryunosuke z uśmiechem, który bardziej drażnił niż łagodził sytuację.

- Braciszku, zrozum, że Drake nie jest przyzwyczajony do dzielenia się kontrolą. Ale jeśli to pomoże rozwikłać sprawę, znajdziemy kompromis – powiedział miękko, ale z wyczuwalną nutą wyrachowania.

Ryunosuke uśmiechnął się zimno.

- Kompromis? – powtórzył, wyraźnie rozbawiony. – Chyba żartujesz. Moi ludzie przejmują śledztwo. Jeśli Drake'owi to nie odpowiada, mogę zwrócić się bezpośrednio do Rady Klanów, żeby został do tego zmuszony

Starszy Nakamura uniósł rękę w uspokajającym geście.

- To nie będzie konieczne – powiedział spokojnie. – Myślę, że wszyscy chcemy tego samego: znalezienia sprawcy i zaprowadzenia porządku

Drake wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, wyraźnie walcząc ze sobą.

- Moi ludzie mają wszystko pod kontrolą – powiedział twardo, zerkając na Akihito, jakby szukał wsparcia.

- To nie wygląda na kontrolę – wtrącił Ryunosuke, jego głos był jak zimny wiatr w ciemną noc.

Akihito odchylił się na krześle, rozpinając jeden guzik koszuli, jakby próbował rozładować napięcie.

- Jeśli to pomoże, pozwolimy twoim ludziom działać pod nadzorem Drake'a – zaproponował. – W końcu to jego teren

Ryunosuke przez chwilę patrzył na niego, jakby rozważał tę propozycję.

- Zgoda – powiedział w końcu. – Ale nie będę tolerował opóźnień ani niedbalstwa. Codziennie na moim biurku ma lądować raport z postępów w sprawie. A ty Aki masz mieć zapewnioną ochronę i nie chcę słyszeć żadnego sprzeciwu – oznajmił.

Drake odwrócił wzrok, wracając spojrzeniem do politury stołu. Dym z papierosów w popielniczce unosił się leniwie, jakby sama rozmowa była ogniem, który wciąż się tlił. Spotkanie trwało dalej, ale on już wiedział, że ta współpraca była niczym obnażenie gardła przed wilkiem. Ale jaki miał wybór?


Kiedy drzwi za Ryunosuke i starszym Nakamurą zamknęły się z cichym trzaskiem, Drake i Akihito zostali w sali sami. Przez chwilę siedzieli w ciszy, a Drake patrzył na miejsce, gdzie wcześniej siedział następca cesarskiego tronu, jakby rozważał coś ważnego. W końcu przerwał milczenie.

- Odwieźć cię do domu? – spytał spokojnym głosem, choć wciąż nieco napiętym po spotkaniu.

Akihito przeciągnął się i oparł łokcie na stole, patrząc na bruneta z lekkością, której ten zazdrościł mu od lat.

- Muszę jechać na spotkanie z Yamaguchi'm – odpowiedział, rozpinając mankiety koszuli. – Ale chciałbym się przedtem przebrać

Drake skrzywił się, wstając z miejsca.

- Odpuść sobie to spotkanie, Aki. Po takim dniu powinieneś odpocząć – zasugerował.

Akihito tylko uniósł brew i posłał mu lekko kpiący uśmiech.

- Odpoczynek jest przereklamowany. A odkładanie rzeczy na później, niewłaściwe. Z resztą, chce poznać tego Kaito, którym tak się interesujesz

Drake westchnął, jakby chciał przekonać go po raz ostatni, ale widząc determinację w oczach przyjaciela, machnął ręką.

- W porządku. Ale zawieziemy cię na to spotkanie, a potem odstawię cię do domu – zaznaczył stanowczo.

Akihito spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem, ale po chwili uśmiechnął się szerzej.

- Zawieziecie? Ty i któryś z twoich pięknych samochodów? Chyba sam wysadzę ci kiedyś jeden, jeśli będziesz mnie zaniedbywał – zażartował.

Drake uniósł kącik ust w uśmiechu.

- W takim razie wybierz limuzynę. Nigdy za nią nie przepadałem – zaproponował.

Śmiech Akihito odbił się echem w pustym pomieszczeniu, rozpraszając napięcie panujące między nimi po spotkaniu z następcą tronu i głową rodów Yakuzy.

Stosunkowo szybko dotarli do posiadłości Akihito. Drake zatrzymał samochód na szerokim podjeździe i obaj wysiedli.

- Daj mi chwilę, tylko się przebiorę – rzucił Aki, znikając na piętrze.

- Nie spiesz się – odpowiedział Drake, siadając na kanapie jakby był u siebie. – Napiłbym się kawy – rzucił do krzątającego się w kuchni Makoto.

Chłopak natychmiast zareagował, słysząc to polecenie.

- Oczywiście, proszę pana – odpowiedział, włączając ekspres.

Kilka minut później wrócił z filiżanką gorącej kawy, którą podał Drake'owi. Kiedy to robił, mężczyzna złapał go nieoczekiwanie za rękę a jego spojrzenie było ostre jak brzytwa.

- Akihito jest chory. Jak się nim opiekowałeś? – zapytał chłodno.

Makoto wytrzeszczył oczy, wyraźnie zaskoczony.

- Nie widziałem, żeby Pan źle się czuł – odpowiedział cicho, lekko drżącym z zaskoczenia głosem.

Drake prychnął, odpychając go lekko.

- Najwyraźniej jesteś ślepy. Dopilnuj, żeby nie przemęczał się, kiedy wróci wieczorem. Masz się nim zająć – zażądał.

Makoto przełknął ślinę i wytrzeszczył oczy.

- Jak mam to zrobić? Pan nie słucha nikogo... – zauważył.

Drake spojrzał na niego z uniesioną brwią.

- Wymyśl coś. Jesteś tutaj, żeby dbać o dobre samopoczucie swojego Pana. Czy zapomniałeś?

Makoto opuścił głowę, zastanawiając się, czy rzeczywiście zaniedbał swoje obowiązki.

- Będę się bardziej starał – powiedział cicho.

W tym momencie na schodach pojawił się Akihito, ubrany w opięte, ciemne spodnie i dopasowaną białą koszulę, która była rozpięta przy szyi, ukazując skrawek jego ciała. Włosy miał ułożone idealnie, jakby dopiero co wyszedł od fryzjera.

- W czym Mako będzie się bardziej starał? – zapytał, zerkając na ich zaskoczone miny.

- Z kawą. Wyślij go na jakiś kurs baristy, bo to jakieś pomyje a nie kawa – Drake odpowiedział bez zawahania.

Aki roześmiał się głośno, schodząc po schodach.

- Ty i twoje wybredne podniebienie. Przestań dręczyć mi Mako – powiedział, ale jego spojrzenie przesunęło się znacząco na chłopaka.

Chwilę później obaj opuścili posiadłość, żartując i śmiejąc się w drodze do samochodu. Makoto stał natomiast w salonie, patrząc na filiżankę kawy, którą Drake zostawił na stole. W jego oczach pojawiło się zamyślenie a może nawet odrobina wyrzutów sumienia. Czy rzeczywiście mógł zaniedbać swoje obowiązki?


Akihito wszedł do eleganckiego budynku należącego do rodziny Yamaguchi. Przywitały go dwie uprzejme sekretarki, które zaprowadziły go do sali konferencyjnej. W obszernym, schludnym pomieszczeniu czekała już głowa rodu, wraz ze swoim synem. Spojrzenie Akihito padło na starszego mężczyznę, który wstał, gdy tylko go zobaczył. Uśmiechał się szeroko, jakby ich spotkanie było spełnieniem jego marzeń. Jego oczy lśniły, pełne wyrachowania i zachłanności a ręce niemal zacierały się na myśl o tym, co mógł zyskać ze znajomości z tak wpływowym człowiekiem.

- Panie Akihito, to zaszczyt powitać cię w naszej skromnej posiadłości – zaczął, kłaniając się z przesadną uprzejmością.

Twarz blondyna momentalnie stężała a jego oczy, jeszcze przed chwilą neutralne, stały się zimne a w ich głębi pojawiła się lodowata pogarda.

- Panie Yamaguchi – powiedział tonem chłodnym i formalnym. – Umawiałem się na spotkanie z Kaito. On jest tutaj jedyną osobą, z którą zamierzam rozmawiać. Jest dorosły i z pewnością świetnie poradzi sobie bez nadzoru

Stary Yamaguchi zamarł a uśmiech na jego twarzy zdradzał niepewność.

- Oczywiście, niemniej syn jest młody i...

- Wyjście jest tam – Akihito przerwał mu, wskazując ręką drzwi, a jego głos, choć wciąż uprzejmy, nie pozostawiał miejsca na negocjacje.

Starszy Yamaguchi wyglądał na zaskoczonego i urażonego, ale z trudem utrzymał fasadę uprzejmości. Ostatecznie skinął głową i mrucząc coś pod nosem, opuścił gabinet. Kaito, który stał za nim, wyglądał na przerażonego. Jego ramiona były napięte a dłonie lekko drżały, kiedy skłonił się przed Akihito.

- Miło mi cię poznać, Kaito – Aki przywitał się z chłopakiem, głosem nieco mniej oschłym, ale wciąż z nutą autorytetu.

Kaito przełknął ślinę, prostując plecy, ale jego spojrzenie nie śmiało sięgnąć oczu Akihito.

- Mi-miło mi poznać pana... księcia... Książę...– wymamrotał, a zdając sobie sprawę ze swojej pomyłki, poczerwieniał aż po czubki uszu.

Akihito uniósł brew, patrząc na niego przez chwilę z zaskoczeniem. Może leki na gorączkę wciąż go trzymały, a może był to efekt porannych przeżyć. Niemniej roześmiał się nagle, potrzebując aż oprzeć się o pobliskie krzesło.

- Książę? – powtórzył rozbawiony. – Dawno nikt mnie tak nie nazwał – przyznał.

Śmiech sprawił, że jego twarz nabrała nieoczekiwanej łagodności, co paradoksalnie jeszcze bardziej speszyło chłopaka. Kaito opuścił głowę a jego dłonie zacisnęły się na krawędzi marynarki, jakby chciał ukryć swoją niepewność.

Akihito usiadł przy stole i gestem zaprosił go, by zrobił to samo. Kiedy usiadł naprzeciwko, Aki od razu przeszedł do rzeczy, poważniejąc.

- Powiedzmy sobie jasno – zaczął, rzeczowym tonem. – Jeśli twoja rodzina chce robić interesy z podziemiem, to musicie wykazać się większym wyczuciem. Oszukiwanie kontrahentów i machlojki w kontraktach nie będą tolerowane

Kaito zamarł a jego twarz, dotąd rumiana, straciła kolory. Akihito spodziewał się wykrętów, zaprzeczeń, może nawet oburzenia, ale zamiast tego chłopak skrzywił się i westchnął cicho.

- Zapewne mówi pan o sytuacji z panem Nakamurą. Bardzo za to przepraszam – powiedział głosem tak cichym, że niemal był szeptem. – To moja wina. Zaniedbałem swoje obowiązki. Nie autoryzowałem ostatecznej wersji umowy, zanim została przekazana do podpisu

Akihito zmarszczył brwi, zaskoczony jego szczerością, ale nie przerwał.

- Ojciec... – Kaito zawahał się. – Ojciec wciąż ma ogromny wpływ na zarząd. Nawet gdybym zwrócił uwagę na nieprawidłowości, nikt by mnie nie wysłuchał

Akihito oparł się wygodnie na krześle a na jego twarzy zabłąkał się uśmiech. Szczerość chłopaka była miłą odmianą w politycznych układach i lawirowaniu pośród kłamców.

- Cenie sobie szczerość – przyznał.

Kaito spojrzał na niego z wyraźnym zaskoczeniem, ale szybko spuścił wzrok. Akihito pochylił się lekko nad stołem.

- Powiedz mi, Kaito... Jak zamierzasz naprawić ten bałagan? – spytał, autentycznie ciekaw odpowiedzi.

Chłopak uniósł głowę a jego spojrzenie spotkało się z rozmówcą, przez co serce zaczęło mu bić szybciej.

- Ja... zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zatrzeć złe wrażenie...

Nie dokończył, bo Akihito, jakby mimowolnie, sięgnął przez stół i musnął palcami jego dłoń. Gest był delikatny, niemal niewinny, ale wystarczył, by Kaito zamarł.

- Naprawdę wszystko? – zapytał Akihito, a jego głos miał w sobie nutę wyzwania, której młody Yamaguchi nie potrafił zignorować.

Chłopak gwałtownie cofnął dłoń, jakby się sparzył a jego policzki momentalnie zrobiły się czerwone.

- O-oczywiście, Książę – wyjąkał, unikając spojrzenia Akihito, ale jednocześnie nie mogąc oderwać wzroku od jego dłoni.

Aki zaśmiał się cicho, powoli rozumiejąc, co tak urzekło Drake'a w tym chłopaku. Jego wygląd był dość pospolity. Ciemne, orzechowe oczy, mysie, równo ścięte włosy i urocze piegi na policzkach. Przypominał mu trochę Makoto, ale jego spojrzenie było płochliwe i pełne lęku. Mimo to, widział drzemiącą w nim siłę. Potencjał.

- Uspokój się. Weź głębszy oddech – powiedział, jakby chciał zdjąć z chłopaka ciężar jego nerwowości. – Jeśli masz być odpowiedzialny za przyszłość rodziny, musisz nauczyć się panować nad sobą. Emocje cię odsłaniają. Stajesz się podatny na atak a twoi przeciwnicy wykorzystają to bez zawahania – wygłosił jakby od niechcenia.

Kaito skinął głową, ale wciąż wyglądał na zawstydzonego. Mimo to uniósł ciekawskie spojrzenie, w którym wręcz błyszczała fascynacja. W tej chwili Akihito wydał mu się nie tylko przerażający, ale i niewiarygodnie intrygujący.

Blondyn przysłonił dłonią oczy, próbując stłumić gardłowy śmiech, który wyrwał mu się mimowolnie. W końcu zsunął rękę i spojrzał na chłopaka. Jego usta wykrzywiły się w drapieżnym uśmiechu.

- Jeśli będziesz tak na mnie patrzył, to przelecę cię na tym stole – wymamrotał z niepokojącą lekkością, która tylko spotęgowała napięcie w powietrzu.

Kaito znieruchomiał, jego oddech przyspieszył a dłonie, które wcześniej spoczywały na kolanach, teraz drżały lekko. Nie mógł oderwać wzroku od Akihito, choć całym sobą czuł, że powinien.

Aki westchnął, odchylając się na krześle, ale jego spojrzenie wciąż było skupione na chłopaku. Coś w nim budziło fascynację, której nie potrafił zignorować. Zwykle potrafił trzymać swoje pragnienia na wodzy, szczególnie w sprawach biznesowych. Ale nie tym razem.

- Może to przez to podobieństwo do Makoto? – pomyślał, przyglądając się jego czerwonym policzkom i nieśmiałemu spojrzeniu.

Mako nigdy nie był tak uległy. Wręcz przeciwnie, jego duch walki i wewnętrzny ogień nigdy nie gasły, niezależnie od tego, ile razy próbował go złamać. Może dlatego nigdy do końca tego nie zrobił. Może nawet nie chciał. Teraz jednak, siedząc naprzeciwko Kaito, poczuł dziwną mieszankę ciekawości i pożądania. Ten chłopak był jak otwarta księga. Każda strona była gotowa na zapisanie nowych rozdziałów. Jak daleko posunąłby się, by mu się przypodobać?

Myśl ta wywołała w nim coś pierwotnego. Wyobrażenia przemykał przez jego głowę. Chwyt za kark, powalenie na stół, kopnięcie, które zmusiłoby chłopaka do szerokiego rozstawienia nóg. Czy Kaito krzyczałby, wzywał pomocy? A może zamarłby w milczeniu, przyjmując wszystko, co by mu dał?

Kaito przełknął ślinę z trudem, widząc, jak spojrzenie Akihito zmienia się z lodowatej obojętności w coś znacznie bardziej intensywnego. W powietrzu zawisło napięcie, które niemal dało się fizycznie wyczuć.

- Kaito – powiedział cicho Aki, ale jego głos miał w sobie stal. – Wiesz, jak w tego typu relacjach ważna jest lojalność i zaufanie, prawda?- spytał spokojnie.

Chłopak skinął głową, choć jego twarz zdradzała zmieszanie i coś jeszcze, może lęk.

- Musisz udowodnić swoją wartość, jeśli chcesz, żeby ludzie ci zaufali – Aki dodał a jego ton był jednocześnie wyzywający i niemal hipnotyczny.

Kaito z trudem utrzymywał kontakt wzrokowy.

- Zrobię wszystko, co trzeba – zapewnił w końcu, choć jego głos drżał.

Akihito uśmiechnął się powoli, jakby odpowiedź chłopaka była dokładnie tym, na co czekał. Wstał powoli i stając za nim położył mu dłonie na ramionach.

- Nie bój się, Kaito – powiedział, nachylając się do jego ucha. – Na razie wystarczy, że dopilnujesz, by zarząd odsunął twojego ojca

Chłopak wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem.

- Jak miałbym to zrobić? – zapytał, przerażony samą perspektywą sprzeciwiania się ojcu a co dopiero odsunięcia go od zarządzania firmą.

Akihito ujął jego podbródek i uniósł mu głowę, by móc spojrzeć mu w te urocze, zalęknione oczy.

- Nie zostaniesz z tym sam. Poprowadzę cię i powiem dokładnie co masz robić – wyszeptał, pochylając się. – Po prostu bądź grzecznym chłopcem...

Kaito chwycił podłokietniki krzesła, na którym siedział i wstrzymał oddech, gdy usta mężczyzny spoczęły na jego. Elektryzujący wstrząs przeszył całe jego ciało.


Mick skończył oglądać dokument o mordercy, ale jego myśli wciąż krążyły wokół tego, co zobaczył. Czuł, jak coś w nim narasta, nie pozwalając mu znaleźć ukojenia. Wstał z kanapy i zaczął sprzątać salon, ale nawet układanie książek i przecieranie kurzy nie przyniosło ulgi. Próbował bawić się z pająkiem, patrząc, jak wspina się po gałązce w terrarium, ale jego ręce były zbyt niespokojne, by skupić się na tym drobnym stworzeniu.

W końcu, zdesperowany, rozłożył na stole w salonie laptopa, na którym zwykle pracował. Wpatrywał się przez chwilę w pustą wyszukiwarkę, zanim wpisał w nią swoje nazwisko. Nie był pewien, czego się spodziewał, ale to, co zobaczył, wstrząsnęło nim do głębi.

Wyników było mnóstwo. Strony z artykułami prasowymi, apelami, a nawet grupami wsparcia dla rodzin zaginionych. Kliknął na kilka z nich i zaczął przeglądać treści. Jego rodzice nie szczędzili środków ani energii, by go odnaleźć. Dowiedział się, że ojciec sprzedał warsztat, by sfinansować prywatne śledztwa i nagrody za informacje. Matka udzielała wywiadów, w których błagała o pomoc.

Mick znalazł nagranie z ich przejmującym apelem, nagranym w telewizyjnym studiu. Twarz matki wyglądała na wyniszczoną. Jej oczy były podkrążone a głos drżał, gdy mówiła o swoim synu, o jego uśmiechu, o tym, jak bardzo im go brakuje. Ojciec siedział obok niej, zgarbiony, z ręką na jej ramieniu, ale sam wyglądał na człowieka, który ledwo trzyma się na nogach.

Mick poczuł, jak łzy spływają mu po policzkach. Zasłonił usta dłonią, próbując powstrzymać histeryczny szloch, który w nim wezbrał. Chcieli znać odpowiedź za wszelką cenę.

Rozumiał ich determinację. Gdyby znaleziono jego ciało, gdyby znali zakończenie tej historii, mogliby się z tym w końcu pogodzić. Ale teraz jego zniknięcie było raną, która nigdy się nie zabliźni. Jednak, czy zdawali sobie sprawę, że człowiek, którego mogli odzyskać, nie będzie już tym synem, którego pamiętali? Mick nie poznawał już sam siebie. To co przeżył tak bardzo go zmieniło.

Nagle ekran laptopa zamigotał i zgasł. Mick zamrugał, zaskoczony wycierając oczy rękawem swetra. Próbował klikać w klawiaturę, ale komputer nie reagował. Czuł, jak narasta w nim panika, gdy nie mógł go uruchomić.

Nagle jego komórka zawibrowała na stole, przerywając ciszę. Mick sięgnął po nią szybko, ale gdy zobaczył nadawcę wiadomości, jego serce niemal się zatrzymało. To był Misaki. Otworzył wiadomość a tekst, który zobaczył, zmroził mu krew w żyłach.

„Ostrzegałem cię. W obecnych okolicznościach nie zostawiasz mi wyboru. Przykro mi Mick."

Chłopak zamarł, czytając te słowa. W głowie zawirowały mu myśli. Po chwili ekran telefonu również zgasł, pozostawiając go w pełnej napięcia ciszy.

Czuł, jak narasta w nim panika. Czy Misaki zamierzał donieść Panu o tym, co zrobił? O próbie znalezienia kontaktu z przeszłością? Czy to możliwe, że posunąłby się tak daleko?

Serce biło mu jak oszalałe a jego dłonie były lodowato zimne. Jeśli Drake się dowie, nie było mowy o wybaczeniu. Mick znał konsekwencje, które mogły go spotkać i teraz każda z nich wydawała się coraz bardziej realna. Rozdygotaną ręką zamknął laptop i z przerażeniem wpatrywał się w ciemny ekran wyłączonego telewizora.


Drake siedział w samochodzie, spowity w dym papierosowy, który leniwie unosił się nad deską rozdzielczą. Zirytowany, strzepnął popiół do popielniczki, po czym odchylił głowę, spoglądając na zegarek. Czekał już zdecydowanie zbyt długo a jego cierpliwość była na wyczerpaniu.

Mijały kolejne minuty, aż wreszcie drzwi samochodu otworzyły się z cichym kliknięciem a Akihito wślizgnął się na siedzenie pasażera. Jego włosy były lekko rozwichrzone a koszula wysunięta ze spodni, nadawała mu wygląd, jakby właśnie wrócił z burzliwej nocy a nie formalnego spotkania.

Drake uniósł brew i zmierzył go rozbawionym spojrzeniem, unosząc papierosa do ust.

- Zaliczyłeś po drodze jakąś dziwkę? – zapytał z cynicznym uśmiechem, wypuszczając kłąb dymu.

Akihito roześmiał się, odchylając głowę na zagłówek.

- Nic z tych rzeczy – odpowiedział, wciąż rozbawiony. – Mały Kaito okazał się nad wyraz interesujący. Zamierzam nad nim popracować. Chłopak ma potencjał, jak mówiłeś. Możemy ukształtować go na wartościowego współpracownika

Drake pokręcił głową z niedowierzaniem, zaciągając się dymem kolejny raz.

- Domyślam się co to znaczy w twoich ustach, Aki – przyznał.

Już chciał dorzucić kolejną kąśliwą uwagę, ale przerwał mu dźwięk telefonu. Wydobył go z kieszeni a widząc na wyświetlaczu, że dzwoni Misaki, spoważniał i natychmiast odebrał.

- Mów – rzucił krótko, ostatecznie gasząc papierosa.

Po drugiej stronie linii rozległ się spokojny, ale wyraźnie zdystansowany głos ochroniarza. W miarę jak mówił szare oczy Drake'a napełniały się zimną furią.

- Zajmę się tym po powrocie – powiedział powoli, ledwie powstrzymując wściekłość. – Odciąłeś go?

Tak, szefie – oznajmił głos w słuchawce.

Drake rozłączył się, rzucając telefon na konsolę z siłą, która zdradzała jego narastający gniew. Akihito przyglądał mu się z boku, wyraźnie zainteresowany.

- Znów problemy? – zapytał, półżartobliwym tonem, choć spojrzenie miało w sobie czujność.

Drake spojrzał na niego z chłodnym uśmiechem.

- Możliwe – odpowiedział enigmatycznie. – Ale to nic, czego nie dałoby się naprawić – przyznał.

Odpalił silnik i wyjechał z parkingu z piskiem opon. Cała jego postawa zdradzała, że w głowie już układał sobie plan działania. Mick miał mu coś do wyjaśnienia i zamierzał dopilnować, by odpowiedzi były szczere. Ale najpierw musiał odstawić Akihito bezpiecznie do domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz