Mick siorbnął ślinkę, która ściekała mu z ust i zamrugał zaspanymi oczami. Przez pewien czas wpatrywał się bezmyślnie w szafę, nim zdał sobie sprawę z tego, że leży w swoim łóżku w pokoju na piętrze. Odwrócił się na plecy z zamiarem podniesienia się, ale obolałe ciało zaprotestowało. Dodatkowo umysł postanowił przedstawić mu dokładną retrospekcję minionej nocy. Jego lubieżnych jęków, urywków sprośnego pornola i uśmieszku Drake'a, gdy go dosiadał.
Jęknął z zażenowania, zakrywając twarz poduszką. Chciałby umrzeć w tej jednej chwili. Ten skurwiel musiał mu coś zaaplikować. Niemożliwym było, żeby zachowywał się tak sam z siebie. I teraz pewnie nie pozwoli mu o tym zapomnieć. Były jeszcze kamery! Z pewnością to nagrał. Chyba się porzyga, jeśli uraczy go seansem filmowym z ich obscenicznych wybryków. Na samą myśl czuł żółć w gardle.
Zmarnowany zsunął nieco poduszkę i łypnął na okno. Na zewnątrz świeciło słońce. To był obecnie jedyny powód, dla którego w ogóle myślał o wstaniu z łóżka. Ale kiedy odrzucił kołdrę znalazł masę kolejnych. Drake nie umył go wczoraj. Pościel była upstrzona jego wydzielinami i odrobiną krwi. Z obrzydzeniem starł z brzucha zaschniętą sperme, która rolowała się z niego wraz z martwym naskórkiem.
Natychmiast spuścił stopy na dywan, wstając. Nogi odmówiły jednak posłuszeństwa i runął na podłogę. Leżał tak chwilę, klnąc we wszystkich znanych sobie językach. Nie zamierzał jednak się poddać. Jego celem był prysznic i choćby miał się zesrać z wysiłku, dotrze do niego! Tak sobie postanowił!
Tymczasem Drake pogwizdywał wesoło, krzątając się po kuchni. Właśnie kończył przygotowywać składniki do okonomiyaki, które wręcz uwielbiał. Było to coś w rodzaju naleśników z kapustą pekińską i różnymi dodatkami. Dzisiaj znalazł w lodówce boczek i pieczarki, które idealnie się do tego nadawały. Uznał, że danie to będzie świetne na późne śniadanie, które właściwie powinno być obiadem. Pozostało mu już tylko usmażyć naleśniki i połączyć składniki. Jednak zanim rozgrzał patelnie poszedł sprawdzić, czy wanna, w pokoju kąpielowym, napełniła się już wodą. Tak też było, więc zakręcił kurek i przysiadając na jej brzegu zanurzył palce w kąpieli, chcąc sprawdzić temperaturę wody.
Słysząc rumor spojrzał na sufit, uśmiechając się jeszcze szerzej. Najwyraźniej jego piesek już się obudził. Wytarł więc ręce w ręcznik i poszedł na górę. Gdy otworzył drzwi pokoju chłopaka nie potrafił powstrzymać się od śmiechu. Blondyn czołgał się po podłodze, unosząc wysoko tyłek. Wyglądał jak pokraczny robak.
- Co właściwie robisz? - spytał przez śmiech.
Mick obrzucił go wściekłym spojrzeniem.
- Chce się wykąpać! - warknął z irytacją.
Drake jedynie pokręcił głową, podchodząc do niego.
- No to chodź, mała gąsienico.
- Ale...
Nim Mick zdążył zaprotestować, już unosił się ponad podłogą w silnych ramionach mężczyzny. Kompletnie zaskoczyło go z jaką łatwością go podniósł. Może i był drobnej budowy, ale bez przesady. A Drake niósł go, jakby nic nie ważył. Uśmiechał się przy tym znacząco, a kiedy objął go odruchowo za szyję, znów się śmiał, szczerym i miłym dla ucha śmiechem. Blondyn poczuł, jak palą go policzki.
Tak jak przypuszczał, został zaniesiony na dół, do wielkiej wanny. Sądził, że brunet dołączy do niego w kąpieli a nawet będzie się w niej znów do niego dobierać, ale tak się nie stało. Drake przysiadł na brzegu jacuzzi i niespiesznie polewał mu ramiona ciepłą woda, którą wyciskał z gąbki. Kiedy zmoczył go całego, namydlił ją i delikatnie umył mu plecy. Mick nie potrafił się rozluźnić, wciąż doszukując się w jego zachowaniu podtekstów.
- Oprzyj tu głowę - mężczyzna polecił łagodnym tonem, klepiąc się po udzie.
- Zmoczę pana, sir...
- To nic. No chodź - Powtórzył gest.
Kiedy chłopak zbliżył się nieufnie i oparł skroń na jego udzie, sięgnął po szampon i wycisnął go odrobinę na dłonie. Mick przymknął oczy, czując jak smukłe palce jego pana wplątują się w jego włosy. Jego zachowanie było tak odmienne, od tego z ostatnich dni, że zaczęło budzić jego niepokój.
- Dlaczego jest pan dla mnie taki miły, sir? - spytał cicho, gdy ostrożnie spłukał mu szampon z włosów i wcierał odżywkę o słodkim zapachu moreli.
- Nie nazwałbym tego byciem miłym. Raczej dbaniem o zabawki. Zwłaszcza tak drogie – Drake stwierdził, jakby było to coś kompletnie zwyczajnego.
Za to blondyn poczuł dziwny ucisk w brzuchu. Wiedział oczywiście, że jego pan postrzega go jak rzecz, ale usłyszenie tego prosto w twarz i to jeszcze tak beztroskim tonem, sprawiło mu dziwny ból.
- Mówił pan, że pieniądze nie mają dla pana znaczenia... - Mężczyzna wzruszył ramionami i kolejny raz spłukał mu włosy.
- Bo nie mają. Co nie znaczy, że nie szanuję tego co posiadam - Mówiąc sięgnął po kąpielowy turban i zawinął mu go na głowie. – Dokończ mycie. Masz piętnaście minut i widzimy się w kuchni.
Drake wstał, pokazując swojemu pieskowi, przygotowane zawczasu, ubrania na szafce. Wychodząc z łazienki zostawił otwarte na oścież drzwi, w razie, gdyby dzieciak mu zemdlał. Nie wyglądał zbyt dobrze. Może jednak trochę przesadził w nocy? Sam poszedł przebrać mokre spodnie i wrócił do kuchni.
Usmażył grube naleśniki i dodał na ich wierzch sos swojego autorstwa, z sosu sojowego, ketchupu i miodu. Do tego pieczarki z boczkiem i szczypiorkiem. Całość obsypał żółtym serem, choć zwykle go nie dodawał. Zrobił to raczej dla Mick'a. Również dla niego, dodał suszonego tuńczyka jedynie na swój talerz. Natomiast obydwa doprawił majonezem, z którego zrobił schludny szlaczek. (aż zrobiłam się głodna xD) Zadowolony z efektu, postawił jedzenie na stół a do posiłku otwarł dwie butelki piwa, które przywiózł z Sapporo. Co prawda, nie przepadał za tym trunkiem typu lager, ale ta odmiana wyjątkowo mu smakowała.
Kiedy Mick wyszedł z łazienki i wabiony pysznym zapachem, zaszedł do kuchni, stanął w jej umownym progu jak wryty. Po blacie walały się skorupki jajek i resztki warzyw. A stos naczyń w zlewie sugerował, że Drake gotował raczej dla pułku wojska a nie dla ich dwóch. Pobladł nieco, na samą myśl, że to zapewne on będzie musiał to wszystko posprzątać. Mężczyzna zdawał się odczytać jego myśli, bo machnął na cały ten bajzel lekceważąco ręką.
- Po południu przychodzi pani Chen - stwierdził, jakby było to oczywiste. Mick pomyślał, że tym bardziej powinien po sobie posprzątać, żeby nie dokładać biednej kobiecie pracy, ale wolał się nie odzywać. Pysznie wyglądający posiłek był wart ugryzienia się w język. Choć siedzenie na krześle, sprawiało mu pewną trudność. Nie pomagała nawet poduszka na siedzisku.
Kiedy skończyli obiad Mick upierał się, że jednak posprząta, ale Drake kategorycznie mu tego zabronił i odesłał na kanapę. Sam dołączył tam do niego i przyjemnie przeczesywał mu mokre włosy, gdy oglądali serial kryminalny. Chłopak leżał z głową na jego kolanach i skubał nerwowo brzeg kanapy. Jej zapach sugerował, że była nowa, choć wyglądała identycznie jak ta, którą wczoraj zbrukali swoim nasieniem, tak wiele razy. Uznał jednak, że Drake'a było po prostu stać na tak, nic nie znaczącą, fanaberię, jak wymiana poplamionej kanapy, zamiast jej wyczyszczenie.
W trakcie reklam, odwrócił się na plecy i zerknął nieśmiało na mężczyznę, gdyż przypomniał mu się pewien fakt. A właściwie obietnica.
- Sir? - spytał, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
- Hm? - Drake mruknął, zerkając jedynie na niego przelotnie.
Przeskakiwał przy tym po kanałach, szukając jakiegoś ciekawego programu.
- A co ze spacerem? Pójdziemy na niego? - spytał z nadzieją tak ogromną, że słowa mężczyzny niemal złamały jego kruche serduszko.
- Jakim spacerem? - brunet spytał, jakby nie miał pojęcia co jego chłoptaś w ogóle sugeruje.
Mick zacisnął wargi.
- Obiecał mi pan spacer za... Wie pan co...
- Nie, nie wiem - Uśmiechnął się złośliwie.
Blondyn usiadł, podpierając się na rękach, żeby nie obciążać za bardzo, zmaltretowanego tyłka.
- Za masturbację - Mick nazwał rzecz po imieniu, choć czuł, jak płoną mu uszy.
Kompletnie nie rozumiał własnych reakcji. Przecież robił znacznie gorsze rzeczy, dlaczego mówienie o czymś tak zwyczajnym jak własne zaspokajanie, budziło w nim wstyd? Tymczasem Drake udawał, że się zastanawia, bardzo intensywnie.
- No tak, rzeczywiście, może obiecałem ci coś takiego. Ale nie dokończyłeś pokazu - stwierdził, wzruszając ramionami.
Widział jak jego piesek wręcz kipi wściekłością, ale on sam całkiem dobrze się bawił.
- Co? Przecież to nie była moja wina! To pan to przerwał! - zaprotestował właśnie głośno, za co pstryknął go w nos.
- Nie ma pokazu, nie ma spaceru. Koniec dyskusji - skwitował, odkładając pilot na stół, bo znalazł film, który, choć trochę, go zaciekawił.
Mick mało nie wyszedł z siebie. Chwilę miotał się, jakby nie wiedział, co właściwie ma teraz ze sobą począć. Aż w końcu spojrzał na swojego pana z pełną determinacją.
- Więc zrobię to teraz, zaraz! A potem pójdziemy na ten festyn! Obiecał mi pan to! - zaproponował, a właściwie to zażądał.
Ten spacer był jego ostatnią deską ratunku. Jedynie wydostanie się z tego cholernego apartamentu, dawało mu choć cień szansy na ratunek.
Już miał zsunąć z tyłka dresowe spodnie i wziąć się do roboty, gdy drzwi apartamentu piknęły i weszła przez nie starsza Tajka. Drake przywitał się z nią, w jej języku i spojrzał na Mick'a z wrednym uśmieszkiem.
- No, to na co czekasz? - spytał kompletnie poważnie, aż chłopakowi zrzedła mina.
Mężczyzna nie potrafił jednak utrzymać powagi. Roześmiał się i poklepał go po policzku.
- Dobrze już, pójdziemy. Ale jutro. Dziś raczej średnio nadajesz się na jakiekolwiek spacerki - stwierdził, mierzwiąc mu włosy.
Nim dzieciak zdążył zaprotestować, wstał z kanapy i poszedł porozmawiać ze sprzątaczką. Przeprosił ją za stan kuchni i przedyskutował z nią listę zakupów.
Mick pozostał na kanapie, nieco oszołomiony. Nie był pewien, kto właściwie wygrał tę potyczkę. Ale to nie miało znaczenia. Ważne było, że wydostanie się na zewnątrz, do świata i ludzi. Może uda mu się jakoś uciec? Albo poprosić kogoś o pomoc. Przez resztę dnia był trochę nieobecny, usiłując wymyślić jakiś plan. Drake, na całe szczęście, zrzucał to na karb zmęczenia ich igraszkami. Nawet wygonił go wcześniej spać, żeby miał jutro siłę na ich wspólne wyjście.
Kolejnego dnia Mick zerwał się z łóżka pół godziny przed budzikiem. Przygotowanie śniadania było dość problematyczne, bo jego pan i władca, zażyczył sobie coś tradycyjnego. Chłopak bał się, że źle ustawił maszynkę do gotowania ryżu, bo nie zrozumiał wiele z jej instrukcji. Gdy otwarł ją rano, ryż wciąż był surowy a urządzenie nie chciało się uruchomić. W akcie desperacji, ugotował go więc tradycyjnie, na kuchence. Bał się, że jeśli coś zawali, mężczyzna nie pozwoli mu na upragniony spacer. Reszta posiłku była stosunkowo prosta. Pieczoną rybę, którą przygotował wczoraj, wystarczyło podgrzać. Kiszonki z ogórków i ostrej musztardy, nałożyć na talerzyk a zupę miso z tytki, po prostu zalać wrzącą wodą. Gdyby tylko, ten cholerny ryż, mógł gotować się szybciej.
Przywarł biodrami do blatu, słysząc kroki na schodach. Szybko skosztował ryżu. Wciąż był twardy. Zaklął pod nosem i obejrzał się przez ramie. W samą porę, by napotkać spragnione usta bruneta. Nie mając, dokąd uciec, po prostu poddał się zachłannemu pocałunkowi. Nie protestował nawet specjalnie, gdy język mężczyzny splótł się z jego. Zrobiłby wszystko, byle odwlec nieco posiłek.
- Jak tam śniadanie? - Drake spytał, gdy tylko oderwał się od jego słodkich ust. Chłopak od razu się zakłopotał.
- Jeszcze chwilę, sir...
Brunet zmarszczy brwi, zerkając na zegarek. Tak, Mick też zdawał sobie sprawę z tego, że posiłek był spóźniony. Mężczyzna jednak nic nie powiedział a jedynie zajrzał do maszynki do ryżu i zamknął pokrywę z głośnym trzaskiem.
- Znowu się popsuła? Jutro wymienię ten szmelc - zakomunikował, siadając do stołu. – Zrób mi kawy. Mocnej - rozkazał odpalając papierosa.
Blondyn zauważył, że jego pan, po raz pierwszy, palił przed śniadaniem. Czyżby był czymś zdenerwowany? I z pewnością nie chodziło o maszynę do ryżu.
Mimo to, w okolicach południa, kazał mu się wyszykować na spacer. Mick ubrał się w dżinsy i dwukolorową bluzę, z uśmiechem pełnym zębów, na plecach. Zbiegł po schodach z takim entuzjazmem, że mało nie wybiegł sam z apartamentu. Powstrzymywał go jedynie panel przy drzwiach, wciąż świecący się na czerwono. Drake był tego dnia ubrany w ciemne spodnie i zwykłą koszulkę, na którą zarzucił skórzaną kurtkę. Spod kołnierza, na jego karku, wypełzał fragment tatuażu.
- Nie ufam ci Mick'i, dlatego postanowiłem podjąć pewne środki ostrożności.
Mówiąc pokiwał do niego palcem, by się zbliżył. Gdy rozwinął nieco srebrnej taśmy, chłopak aż się cofnął. Drake oderwał jej kawałek i zmrużył groźnie oczy.
- Nie współpracujesz, nie ma wyjścia - stwierdził, tak po prostu, bez cienia emocji.
Mick przysunął się z powrotem i nawet nie mruknął, kiedy zaklejał mu usta i zakładał maseczkę, oraz czapkę z daszkiem, by ukryć nieco jego jasne włosy. Tak samo, gdy poprawiał kołnierz jego bluzy, by schować bardziej obrożę.
- Dobrze. Potrafisz oddychać? - spytał, a gdy chłopak skinął głową, zarzucił mu na ramiona kurtkę wiatrówkę, odblokował dostęp w aplikacji i mogli opuścić apartament.
Mick, nawet, gdy zjechali windą na parter i wyszli na zewnątrz, nie mógł uwierzyć, że wyrwał się z tego przeklętego wieżowca.
- Chcesz trzymać mnie za rękę? Na festynie pewnie będzie tłoczno.
Pytanie Drake'a nieco go zaskoczyło, ale od razu pokiwał przecząco głową. Na szczęście mężczyzna nie naciskał. Natomiast chłopak zaczął się zastanawiać, czy może jednak nie skorzystać z propozycji? Już same uliczki, którymi podążali, wydały mu się niezwykle zatłoczone i głośne. Zwalał to na długą izolację, ale i tak... Czuł się nieswojo, zupełnie jakby się bał. W sumie, to co chciał zrobić, było tak ryzykowne, że raczej byłby głupi, gdyby nie czuł strachu.
W trakcie drogi na festyn Drake opowiadał mu o jakimś święcie, z racji którego się odbywał, ale nie potrafił się skupić na jego słowach. Kiwał tylko głową, chcąc dawać wrażenie, że słucha. W miarę, jak zbliżali się do celu podróży, jego serce przyspieszało. Musiał zachować spokój, by wprowadzić swój plan w życie, ale nie było to łatwe.
Kiedy dotarli wreszcie do właściwego miejsca festiwalu, rzeczywiście chwycił Drake'a za rękę, w obawie, że zagubi się w tłumie, który go przytłaczał. Może i nie byłoby to takie złe, ale wolał jednak wiedzieć, gdzie się znajduje. Brunet przystawał co jakiś czas i pokazywał mu wystawy, pytając, czy by czegoś z nich nie chciał, chłopak jednak niezmiennie zaprzeczał. Dopiero, gdy dostrzegł kramik z cukierkami, nieco zwolnił i pociągnął mężczyznę z rękaw. Gdy ten zerknął na niego, skinął głową w stronę słodkości i wskazał palcem cukierki o smaku winogron, prosząc o nie uroczym spojrzeniem. Drake uśmiechnął się lekko, na ten widok.
- Masz na nie ochotę? No niech będzie. Jesteś wyjątkowo grzeczny, więc czemu nie - stwierdził, podchodząc do sprzedawcy.
Poprosił o garść winogronowych cukierków a do tego mieszankę kilku innych smaków. Sprzedawca zagadał go, proponując jeszcze wyroby z czekolady, gdy dłoń chłopaka zniknęła z jego łokcia. Widział go jeszcze, przez ułamek sekundy, jak ogląda cukrowe figurki. Jedno mrugnięcie oka później, blondyn wyparował. Drake uśmiechnął się chłodno i spokojnie zapłacił za słodycze. Doskonale wiedział, jak ten spacer się zakończy.
Sprawdzenie wierności dzieciaka, w ogóle nie było jego celem. Jego próba ucieczki była tak oczywista, jak to, że o brzasku, na horyzoncie, pojawi się słońce. Ten spacer był, swego rodzaju, grą z jego niedoszłymi przeciwnikami. Minionego wieczoru, jego ludzie, znaleźni pod karoserią limuzyny bombę. Sam fakt jej odkrycia, dobitnie zdradzał poziom umiejętności jego niedoszłego zabójcy. W istocie, nie był to nawet zamach a bardziej ostrzeżenie. Tak jak wysadzenie klubu jego przyjaciela w interesach. Musiał tylko dowiedzieć się, kto miał do nich aż taki żal? Spacer bez ochrony, choć tylko iluzoryczny, dawał jego wrogom idealny moment do ataku. Mimo to, nic się nie wydarzyło. Nie licząc oczywiście ucieczki jego pieska, która sama w sobie, dawała mu niezłą rozrywkę. Młodemu chyba też było potrzebne jakieś zajęcie. Może, po powrocie do domu, wymyśli mu kilka nowych obowiązków? Tak żeby nie miał zbytnio czasu myśleć o głupotach.
Mick biegł, ile sił w nogach. Nie spodziewał się, że zrobienie pierwszego kroku będzie tak trudne. Nawet chciał już zrezygnować, ale wtedy poczuł ukłucie irytacji, które napędzało go do działania. Pół roku... Pieprzone pół roku spędził w podziemiach kasyna, pozostając biernym na to, co z nim czyniono. Miał dość strachu, dość udawania posłusznego pieska i podporządkowywania się zboczeńcom!
Przecisnął się przez tłum ludzi i wypadł na pustą ulicę. Biegł przez kilka przecznic, aż nogi odmówiły mu posłuszeństwa a płuca płonęły z braku powietrza. Dopiero, gdy znalazł się na klatce schodowej jakiegoś budynku, zdarł z twarzy maseczkę a z ust srebrną taśmę. Zaczerpnął tchu i osunął się na schodach, siadając na nich. Ukrył twarz w dłoniach i roześmiał się histerycznie. Udało mu się, uciekł! Zerwał z głowy czapkę i cisnął ją w dół stopni. Musiał teraz wymyślić, jak wezwać pomoc. W tej dzielnicy nie spotkał zbyt wielu ludzi, więc raczej ciężko byłoby poprosić kogoś o pomoc. Ale widział budkę telefoniczną na końcu ulicy. Wezwanie z niej policji powinno być możliwe, nawet jeśli nie miał karty czy drobnych. Uznał jednak, że powinien jeszcze chwilę tu zaczekać, by mieć pewność, że Drake go nie znajdzie. W końcu nie wiedział jak daleko właściwie udało mu się uciec. Rozmyślania przerwał mu odgłos kroków na schodach. Od razu pomyślał, że ktokolwiek się zbliżał, powinien poprosić o pomoc. Wyjaśnić, że został uprowadzony i...
Serce zatrzymało się w jego piersi, gdy dostrzegł skórzaną kurtkę i ciemne włosy, nim mężczyzna obrócił się i ukazała się przed nim twarz pełna chłodnego spokoju, choć szare oczy wręcz emanowały chęcią mordu.
- J-jak...? - To jedyne co był w stanie z siebie wydusić.
Drake wyciągnął z kieszeni telefon i pokazał mu aplikację z jego dokładną lokalizacją.
- Naprawdę sądziłeś, że się nie zabezpieczyłem? Masz nadajnik Mick'i - wyjaśnił, uśmiechając się, zapewne w swoim mniemaniu, przymilnie.
Jednak blondyn poczuł, jak grunt usuwa mu się spod nóg. Jak mógł być tak głupi...?
Nie było sensu stawiać oporu a mimo to i tak walczył. Szarpał się, gdy mężczyzna ciągnął go po schodach i wyprowadzał na dach. Łkał żałośnie, gdy ściągał mu spodnie i wciskał twarz w betonowy murek, chroniący ich przed upadkiem z wysoka. Z całych sił zaciskał dłonie w pięści, gdy Drake wiązał mu ręce na plecach. Były to ostatnie objawy sprzeciwu, na jakie było go stać. Wiedział, że gdyby brunetowi, przyszło na myśl go teraz uderzyć, zrobiłby wszystko co tylko by rozkazał. Tak potwornie bał się kary i związanego z nią bólu.
Brutalny seks na dachu, był jedynie wstępem do niej i doskonale o tym wiedział. Usiłował nie skomleć, gdy członek mężczyzny wdarł się w jego nadwyrężone wnętrze, ale nie był w stanie powstrzymać łez. Drake zdawał się w ogóle nie zwracać na nie uwagi. Wręcz przeciwnie. Świetnie się bawił. Śmiał się z jego strachu, że ktoś ich tu zobaczy. Szarpnął go właśnie do tyłu, gryząc boleśnie w ucho.
- Nie daruje ci tej ucieczki, psie - warknął w nie i pchnął go z powrotem na murek. – Należysz do mnie. Sprawię, że poczujesz to aż do kości - zagroził, wbijając się w jego tyłek z impetem.
Mick mógł jedynie przepraszać, choć wiedział, że i tak nie obłaskawi swojego pana. Mimo to, z całych sił, zapewniał, że nie spróbuje więcej uciekać. Nigdy, nigdy więcej się nie odważy.
Drake miał gdzieś jego przeprosiny. Był wściekły, nie tylko za jego ucieczkę, ale też przez fakt, że jego wróg się nie pojawił. Nienawidził takiej gry w kotka i myszkę. Wolał mieć przeciwnika na wyciągnięcie ręki, by po prostu go zmiażdżyć.
Poprawił uchwyt na posiniaczonych biodrach blondyna i doszedł głęboko w jego tyłku. Wyciągnął z niego penisa, ale, nim sperma zdążyła wycieknąć, wepchnął mu w odbyt jajeczko na sznurku. Podciągnął mu bieliznę i spodnie i chwytając za ramię, pociągnął w stronę schodów. Mick był tak oszołomiony, że nie stawiał specjalnego oporu.
Gdy wyszli na ulice, Drake sięgnął do kieszeni i włączył wibracje zabawki na pełną moc. Chłopak krzyknął, zasłaniając od razu ręką usta. Chyba nie spodziewał się takich doznań. A może nawet nie zarejestrował, że coś w nim umieścił, nim rozwiązał mu ręce? Jajeczko wibrowało przez kilka sekund, przerywało na moment i znów wibrowało, pomiędzy jednym a drugim wysyłając elektryczny impuls. Jeśli umieścił je odpowiednio, powinno podrażniać prostatę chłopaka. I chyba właśnie to robiło, zważywszy na to, z jaką desperacją uwieszał mu się na ramieniu. Maseczka znów znajdowała się na jego twarzy, a czapka na głowie. Mimo to rumieńce i łzy w jego oczach, były nad wyraz widoczne.
- P-panie... - odezwał się błagalnym tonem.
- Milcz - Drake warknął groźnie.
Lepiej byłoby dla niego, gdyby nie wystawiał jego cierpliwości na próbę. Zwłaszcza, że był już dostatecznie wściekły. Chłopak natychmiast zamilkł a jego policzki zwilgotniały od łez. Pomimo jego oczywistego stanu, postanowił jeszcze odrobinę się nad nim po pastwić. Zmierzali w stronę domu, ale po drodze wstąpił z nim do sklepu. Zatrzymali się przy lodówkach, gdzie nakazał mu wybrać coś na kolację. Jednocześnie bawił się pilotem od zabawki, na przemian zmniejszając i zwiększając częstotliwość wibracji.
Mick nie potrafił się skupić nawet na tyle, by odczytać zawiłe znaki na opakowaniach gotowych dań. Cały drżał, gryząc dolną wargę do krwi, by nie wydać z siebie nawet najmniejszego dźwięku. W końcu poddał się i podał panu pierwsze lepsze opakowanie. Drake przyglądał mu się nieznośnie długo.
- Jesteś pewien? To ostre curry, dasz rade je zjeść? - spytał z udawaną troską.
Blondyn zacisnął nogi, niemal kucając.
- P-proszę... cokolwiek... Wracajmy już, sir... - wyjęczał, czując, że nie zdoła ustać dłużej.
Gdyby nie podpora, w postaci ramienia jego pana, zapewne leżałby tu już na podłodze. Brunet uśmiechnął się złośliwie, bez pośpiechu wybierając coś również dla siebie. Gdy dochodzili do kasy, przestawił jajeczko na samo rażenie prądem i z sadystyczną satysfakcją obserwował, jak zielone oczy chłopaka przepełniają się przerażeniem i rozpaczą. Zginał się niemal w pół, wstrząsany silnymi skurczami. Z trudem stłumił w sobie jęk, gdy zabawka wymusiła z jego ciała orgazm.
Drake posłał młodemu sprzedawcy zimne spojrzenie, swoich szarych oczu. Kryło się w nim wyraźne ostrzeżenie, które ten natychmiast wyłapał. Skrzętnie odwracał wzrok od chłopaka, który wręcz słaniał się na nogach, płacząc cicho, z całych sił wczepiony w rękę mężczyzny. Pospiesznie wydał resztę i czmychnął na zaplecze. Mężczyzna wyprowadził Mick'a na zewnątrz i wepchnął go na tylne siedzenie samochodu, który już na nich czekał. Sam również wsiadł i kazał kierowcy jechać do domu.
Mick na zmianę tracił i odzyskiwał przytomność. Nie był już pewien, co było prawdziwe a co jedynie mu się śniło. Czy naprawdę spróbował uciec a Drake go złapał? Czy zgwałcił go na dachu a potem zabrał do sklepu? Czy niósł go właśnie do windy, która wydawała z siebie ten charakterystyczny odgłos? Czy leżał w łóżku, głaskany z delikatnością po głowie? Czy poczuł ulgę, gdy zabawka zniknęła z jego wnętrza i został okryty kołdrą?
- Teraz śpij, porozmawiamy jutro - cichy, znajomy głos, wkradł się w jego sny.
Tak jak i błysk igły i dziwne uczucie wirowania. Coś zacisnęło się na jego nadgarstkach i kostkach, ale czuł się tak błogo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz