Drake, nie przerywając pocałunku, wprowadził Mick'a w głąb pokoju. Dopiero wtedy pozwolił mu na chwilę oddechu a sam otwarł panel w ścianie i wysunął z niego ukryte łóżko. A raczej materac okryty atłasowym prześcieradłem, zamocowany na specjalnym stelażu. Pościel nie była im dziś potrzebna. Chłopak obserwował go z bijącym sercem, czując jak napięcie narasta w powietrzu.
Gdy zerknął w stronę drzwi, jakby rozważał ucieczkę, Drake, nie dając mu czasu na dalsze myślenie, przyciągnął go z powrotem do siebie, mocno obejmując wokół bioder. Mick wydał z siebie pomruk sprzeciwu, ale kompletnie poddał się działaniom Pana. Został rzucony na łóżko niczym bezwładna laleczka, niezdolna do reakcji.
Drake stał nad nim chwile, patrząc z góry swoimi zimnymi, szarymi oczami. Iskrząca się w nich żądza wywoływała w chłopaku przerażenie. Jaką mógł mieć pewność, że zapewnienia Pana są szczere i rzeczywiście otrzyma przyjemność, która będzie niosła niewymuszone na nim spełnienie? Doświadczył już kiedyś podobnej nagrody i wcale nie był nią zachwycony. Mimo wszystko czuł też ekscytację, której nie potrafił zrozumieć.
Pan wreszcie się poruszył, przyklękając na jednym kolanie na brzegu łóżka i pochylając się nad nim. Na moment ujął jego policzek i złożył na czole delikatny pocałunek, jakby chciał go w ten sposób uspokoić. Ledwo opuszkami palców musnął jego kość szczęki i szyję, wywołując w nim przyjemny dreszcz.
Wprawne dłonie Pana prędko znalazły się pod jego koszulką, przesuwając się po jego ciele delikatnie, ale zdecydowanie. Wkrótce leżał już przed nim nagi a ubranie spoczywało w nieładnie na podłodze. Atmosfera gęstniała, a Mick czuł, jak każda cząstka jego bytu skupia się na dotyku Pana. To był moment, w którym wiedział, że nie chodzi już tylko o karę czy nagrodę. Drake, z wyraźną satysfakcją, planował coś więcej. Chciał, by poczuł pełnię jego władzy, ale i bliskości.
Mick leżał przed nim drżący, bezbronny, z myślami pełnymi zamętu. Pan pochylił się nad nim, a jego usta zaczęły składać gorące pocałunki na nagiej skórze.
Każdy dotyk rozgrzewał go coraz bardziej, każda pieszczota sprawiała, że serce biło mu szybciej, a ciało mimowolnie reagowało. Ale czuł się przy tym dziwnie. To on powinien zadowalać Pana, to on powinien być tym, który działa, który spełnia wszystkie jego pragnienia, który go zaspokaja. Bezczynne leżenie i przyjmowanie przyjemności było dla niego czymś nowym, niemal niekomfortowym.
Czuł, jak jego ciało się poddaje, jak drżenie rozchodzi się po jego mięśniach pod ciężarem pocałunków Drake'a, które pozostawiały na jego skórze wilgotną ścieżkę. Czuł, jak rozpalają go coraz bardziej, jak jego własne myśli toną w tym nieznanym dotąd uczuciu.
Mick uniósł się gwałtownie na łokciach, patrząc na Drake'a z niedowierzaniem, gdy ten zszedł wargami niżej, docierając do jego podbrzusza i rozkładając mu nogi.
- Sir! – zawołał zaskoczony.
Drake spojrzał na niego z figlarnym, niemal triumfalnym uśmiechem, jakby celowo chciał wytrącić go z równowagi. Nie odrywając wzroku od jego twarzy, polizał czubek jego nabrzmiałej męskości, nim zamknął go w ustach. Mick wstrzymał oddech, jakby nagle cała jego świadomość skumulowała się na tym jednym miejscu. Elektryzujące mrowienie przeszło wzdłuż jego kręgosłupa, pozostawiając go bezradnym wobec fali podniecenia, która go ogarnęła. Upadł na plecy, chaotycznie odnajdując czarne, miękkie w dotyku włosy mężczyzny. Zacisnął na nich palce i niekontrolowanie wypchnął biodra ku górze, nie powstrzymując jęku, który zrodził się w jego gardle.
Mick leżał na boku z głową złożoną na kolanach Drake'a, uspokajając oddech. Był zmęczony, ledwo utrzymując uniesione powieki i wciąż czując echa minionych wydarzeń. Pan powoli gładził go po głowie, bawiąc się jego włosami, podczas gdy w drugiej dłoni trzymał papierosa, którym zaciągał się leniwie od czasu do czasu.
Ta noc była... niesamowita. Mick wciąż nie mógł w pełni zrozumieć, co właściwie zaszło. Drake dał mu coś, czego wcześniej nie doświadczył. Całkowitą przyjemność, skupiając całą swoją uwagę na nim. Każdy dotyk, każde muśnięcie, wszystko to miało jeden cel. Czystą ekstazę. I osiągnął ją, krzycząc w zapomnieniu, gubiąc się w falach przyjemności, jaką ofiarował mu Pan.
Teraz, leżąc zmęczony, czuł w sobie dziwną mieszankę emocji. Z jednej strony był wdzięczny, zaspokojony jak nigdy wcześniej. Drake zadbał o niego na wszelkie możliwe sposoby, nie tylko dominując, ale i dając mu to, czego nie potrafiłby sobie wyobrazić. Z drugiej strony czuł się w tym wszystkim zagubiony. To nie był tylko bezduszny seks. Było w tym coś więcej. Nietypowy rodzaj bliskości, którą dzielili.
Mimo obezwładniającej senności zmusił się by unieść się na rękach, spoglądając najpierw na mężczyznę a potem w dół, na jego krocze. Czuł wewnętrzną, nieodpartą potrzebę, by odwdzięczyć się Drake'owi za wszystko, co tej nocy mu podarował. Właśnie taki cel miała jego tresura, nakierowanie na przyjemność Pana, nie własną.
Chciał sięgnąć do jego przyrodzenia, by spełnić swój obowiązek, ale zanim zdążył to zrobić Drake złapał go za dłoń i z rozbawionym wyrazem twarzy, odłożył ją na swoim udzie.
- Lepiej śpij. Jutro czeka nas intensywny dzień – powiedział spokojnie.
Mick poczuł, jak jego twarz oblewa się lekkim rumieńcem. Zmieszany, cofnął rękę i usiadł na klęczkach, rozglądając się za ubraniami. Poczuł się niepewnie w tej chwili. Z jednej strony chciał spełnić swoje obowiązki wobec Pana, a z drugiej, jego odrzucenie było dla niego zaskakujące. Mimo to Drake wydawał się rozluźniony, jakby nie przejmował się nadgorliwością chłopaka.
- Możesz spać tutaj – zauważył, gasząc papierosa w popielniczce.
Mick pokręcił przecząco głową, wstając z łóżka i zbierając swoje ubrania z podłogi.
- Nie zasnę... tutaj – odpowiedział cicho, trzymając w dłoniach swoje rzeczy.
Spojrzał w kierunku drzwi a potem na Drake'a, wciąż zmieszany sytuacją.
- Mogę po prostu wyjść...? – spytał niemal szeptem.
Pan posłał mu pełne pobłażania spojrzenie, gdy sam wstał z łóżka i przeciągnął się, napinając wszystkie mięśnie.
- Ktoś cię zatrzymuje? – odpowiedział pytaniem, dość chłodno, ale z nutką rozbawienia w głosie.
Mick przełknął, rozważając szczerość tych słów po czym ruszył niepewnie do wyjścia. Pan podążył za nim a w drzwiach klepnął go boleśnie na odchodne w nagi tyłek, naznaczony śladami ich upojnych chwil i ugryzieniami, które na nim pozostawił. Chłopak aż podskoczył, zerkając na niego z wyrzutem, ale nie odezwał się słowem. Skrzywił się natomiast, gdy pewna ciecz pociekła mu po udach.
Opuszczając pokój, czuł, jak napięcie w jego ciele powoli ustępuje, a myśli znów stają się spokojne i klarowne. Nie mógłby zasnąć w pokoju zabaw, ale wiedział też, że nawet we własnym łóżku nie będzie to łatwe.
Drake odprowadził Mick'a wzrokiem, obserwując, jak chłopak zniknął za drzwiami, a potem spokojnie skierował się do swojej sypialni. Pokój zabaw mógł poczekać, sprzątnie go jutro. Teraz, po intensywnej nocy, potrzebował chwili dla siebie.
Wszedł pod prysznic, pozwalając, by ciepła woda spływała po jego wyrzeźbionym ciele. Przymykając oczy wciąż widział pod powiekami wijącego się pod nim chłopaka. Musiał przyznać, że świetnie się z nim bawił. Z przyjemnością obserwował, jak Mick zmaga się z falami podniecenia, które wywoływał u niego tylko po to, by nagle przerwać i przedłużać tę zabawę w nieskończoność. Widok Mick'a wręcz walczącego o oddech, zdesperowanego, dawał mu niesamowitą satysfakcję. W swej łaskawości mógł podarować mu spełnienie albo ból, wynikający z przedłużającej się erekcji, który jednak wcale nie był aż tak bolesny. W końcu znał całą masę innych metod, aby doprowadzić go do łez. Ale dziś kontrola nad jego przyjemnością, okazała się najbardziej ekscytująca.
Jednak, mimo całej tej intensywności, musiał przyznać, że jemu samemu było jeszcze mało. Jego własna żądza wciąż pulsowała, ale tej nocy nie chodziło o niego. To Mick miał być w centrum uwagi. Pod prysznicem, myśląc o tym wszystkim, Drake strzepał sobie z uśmiechem. Opierając się o zimne kafelki pod strumieniem gorącej wody.
Zadowolenie było aż nazbyt widoczne na jego rozluźnionej twarzy. I to nie tylko ze względu na zbliżający się orgazm, ale wspomnienie, które przekradało się do jego myśli. Wspomnienie szkolnych lat, gdy często w ten sposób rozładowywał napięcie, nie mogąc pozwolić sobie na prywatność w pokoju, który dzielił ze szczególnie uciążliwym współlokatorem.
Następny dzień rozpoczął się inaczej niż Mick się spodziewał. Gdy się obudził, było już późno. Słońce wlewało się do jego pokoju, a on czuł, jak miękkie światło ogrzewa mu twarz. Budzik nie zadzwonił o czasie, co wywołało w nim ukłucie paniki. Sięgając po telefon zorientował się, że alarm nastawiony był na godzinę dziewiątą, choć był pewien, że przed snem nie grzebał w nim. Powinien był obudzić go o szóstej na trening. Czy Pan mógł go przestawić, dając mu możliwość porządnego wyspania się po intensywnej nocy? To była miła niespodzianka, bo spodziewał się, że czeka go kolejny dzień pełen pracy. Ale tego poranka było inaczej.
Gdy zszedł do kuchni, przywitał go zapach świeżego pieczywa i kawy. Na stole stała starannie przygotowana focaccia z suszonymi pomidorami, a obok niej kilka potraw, które wyglądały na podejrzanie doskonałe. Nie mógł odmówić Drake'owi zdolności kulinarnych, ale zimny piekarnik jasno wskazywał na to, że jedzenie nie zostało przygotowane w tej kuchni. Przemilczał jednak ten fakt, ciesząc się smacznym posiłkiem, którego nie musiał sam pichcić. Był to miły gest ze strony Pana a takowe nie zdarzały się często.
Jedząc Mick przeglądał plan dnia, zaskoczony mnogością wpisów, jaka pojawiła się w kalendarzu, gdy otrzymał do niego szerszy dostęp. Poza odbiorem pająka, który spędzał mu sen z powiek, była też wizyta w cukierni, u krawca, kilka innych pozycji i coś czego kompletnie nie rozumiał. „Sprawdzić czy ten idiota nie złapał rzeżączki na Kanarach". Przeżuwając z niewyraźną miną, odłożył telefon na stół.
- Skończyłeś? Zaraz podjedzie samochód
Drake wyrwał go z zamyślenia. Mick wepchnął w usta jeszcze kęs sałatki i pobiegł na górę umyć się i przebrać do wyjścia.
Mimo pełnego kalendarza, poranek okazał się nużącym krążeniem po sklepach a nie morderczą pracą, jak zakładał Mick. Dochodziło południe, gdy odwiedzili już kilka miejsca a on czuł narastające zmęczenie i frustrację.
Drake zdawał się przechadzać po sklepach bez konkretnego celu, gdy jeździli z jednego miejsca do drugiego. Byli już w kilku perfumeriach, ekstrawaganckim butiku z męską galanterią skórzaną a nawet w miejscu, które oferowało eleganckie wyposażenie domu, tak zwane zbieracze kurzu, w cenach nowego samochodu.
Mimo wysiłków personelu, który starał się jak mógł, Drake wciąż nie wyrażał chęci zakupu niczego. Marszczył tylko brwi i burczał coś pod nosem, wyraźnie niezadowolony z tego, co oferowano mu w sklepach.
Mick z każdym kolejnym krokiem coraz bardziej opadał z sił. Choć próbował dotrzymać mu kroku, zaczynał się zastanawiać, czego właściwie Drake szukał. Wydawało się, że sam nie potrafi określić czego potrzebuje, a jego irytacja narastała. Nawet gdy obsługa proponowała mu wyrafinowane perfumy czy najwyższej jakości garnitury, Drake tylko machał ręką, jakby wszystko było dalekie od jego oczekiwań.
- Zaczynam myśleć, że szukasz czegoś, czego nawet nie wiesz, że potrzebujesz – Mick odważył się w końcu odezwać, próbując złagodzić napięcie, gdy odwiedzili kolejne miejsce.
Drake rzucił mu tylko krótkie, chłodne spojrzenie, ale po chwili jego twarz złagodniała. Bynajmniej z życzliwości do chłopaka. Jego wzrok powędrował w kierunku witryny, na której stało pięknie zasłane łóżko z mnóstwem ozdobnych poduszeczek, starannie okryte narzutą, na którą, niby to niedbale, rzucono biały, puchaty koc. Podszedł do instalacji i sprawdził materiał między palcami. Krótkie włosie okazało się przyjemne w dotyku niczym prawdziwe, zwierzęce futerko.
Mick skrzywił się, gdy Pan przywołał obsługę lekceważącym machnięciem ręki i zażyczył sobie sprzedania mu oryginalnie zapakowanego egzemplarza białego koca z wystawy. Miał zostać też zapakowany w ozdobne pudełko, przewiązane wstążką. Przez cały proces pakowania Drake krytykował ekspedientkę, która aż spociła się ze stresu.
Kiedy wreszcie się z tym uporali przyszedł czas na krótką przerwę w cukierni, która, poza tradycyjnymi wyrobami, oferowała też ciekawą usługę skomponowania własnej bombonierki. Mick przebierał nogami z irytacji, gdy Drake przez pół godziny maglował obsługę, wypytując o smaki poszczególnych czekoladek, które wybierał z tak przesadną starannością, że Mick odnosił wrażenie, że szykuje upominek dla samego cesarza.
- Możesz się pan w końcu zdecydować, sir? W tym tempie zastanie nas noc a za godzinę jesteśmy umówieni u krawca – warknął wreszcie, uświadamiając sobie, że zabrzmiał jak prawdziwy asystent, ale raczej nie powinien używać względem Pana tak protekcjonalnego tonu.
Drake zgromił go spojrzeniem.
- Weź sobie ciastko i jakaś kawę i po prostu się zamknij – odpowiedział mu w podobnym tonie, wskazując gustowny, biały stoliczek, przy którym mógł usiąść.
Mick wzniósł ręce do nieba, poprosił drugą z pań o ciasto czekoladowe z musem z czarnej porzeczki i usiadł ciężko do stoliczka. Ciasto było wyśmienite, ale nie potrafił się nim cieszyć, wiedząc, że najpewniej nie wyrobią się na czas, jeśli Drake będzie tak wybredny.
Jednak, jakimś cudem, wyrobił się w czasie. Bombonierka została zapakowana pod podobną co koc kontrolą a i odebrali jeszcze, zamówiony wcześniej, torcik. Zakupy dołączyły do pozostałych bagażniku i mogli jechać dalej. Mick, mimo złości, nie mógł się nie zastanawiać, co to za okazja, że Pan tak starannie dobierał upominki. Ale pytania trzymał dla siebie.
Niedługo później zajechali do krawca, gdzie Mick przeżył niemały wstrząs. Nie przyszli tu po odzież dla Drake'a, jak zakładał, ale żeby to z niego zdjąć miarę i dobrać materiały na nowe garnitury.
- Ale po co? – palnął głupio, stojąc naprzeciw elegancko ubranego krawca, który z profesjonalnym uśmiechem zaprosił go do przymierzalni.
Drake, oparty o ścianę z rękoma skrzyżowanymi na piersi, patrzył na niego z rozbawieniem.
- W tym co masz na sobie nie wyglądasz źle, Mick. Ale jeśli chcesz być traktowany poważnie, musisz się poważnie ubierać – wyjaśnił, wskazując głową na mężczyznę, by ten zaczął działać.
Mick westchnął, ale poddał się. Nie mógł się sprzeciwić, a Drake miał rację. Jeżeli miał pełnić funkcję jego asystenta, musiał odpowiednio się prezentować.
Krawiec zręcznie mierzył go od stóp do głów, dobierając materiały do jego karnacji i koloru oczu. Prezentując im przykładowe kroje, brał pod uwagę młody wiek Mick'a i obecną modę.
Chłopak, choć nie był miłośnikiem takich rzeczy, musiał przyznać, że gdy spojrzał na próbne tkaniny, poczuł, że może rzeczywiście ubiór doda mu pewności siebie.
Kiedy i tę wizytę odhaczyli, Mick pomyślał, że dzień pełen zakupów dobiega końca, ale Drake miał jeszcze jeden punkt w planie. Następnym przystankiem był ekskluzywny salon fryzjerski, gdzie Mick poczuł, że znowu będą tracić czas na nieskończone stylizacje.
Drake usiadł pierwszy na fotelu, a fryzjer z prawdziwą pasją zajął się jego włosami. W kilka chwil jego fryzura stała się jeszcze bardziej elegancka, a Mick był pod wrażeniem precyzji, z jaką pracował stylista. Drake, wychodząc spod jego nożyczek, wyglądał, jakby odjęto mu kilka lat, jednocześnie dodając zajebistości. O ile to w ogóle było możliwe.
Mick myślał, że na tym jego rola się skończy, ale zaraz po Drake'u przyszła kolej na niego. Poczuł lekkie napięcie, gdy posadzono go na obrotowym fotelu. Tego typu meble źle mu się kojarzyły, ale na pewno było je łatwiej znieść niż fotel dentystyczny. Tutaj w kilka chwil odzyskał swój naturalny kolor włosów. Wciąż była to co prawda farba, ale widok znajomego wyglądu w lustrze napełnił go dziwnym spokojem. Już nie był obcym we własnym ciele, ale zwykłym sobą.
Kiedy w planie dnia zostały ostatnie dwie pozycji Mick siedział w samochodzie obok Drake'a. Wciąż był zmęczony, ale też zadowolony z odzyskania tej, tak błahej a jednocześnie ważnej, cząstki siebie. Pozostała jednak jeszcze jedna sprawa, którą trzeba było się zając a której nie mógł dłużej odwlekać. Spojrzał niepewnie na Pana.
- Panie... Moglibyśmy jeszcze pojechać do sklepu zoologicznego? Pająkowi skończyło się jedzenie
Drake zerknął na niego, odrywając na chwilę wzrok od komórki. Wydał przy tym cichy, zirytowany pomruk. Jakby sama wzmianka o pająku psuła mu dobry nastrój. Przez chwilę wyglądał nawet, jakby miał kompletnie zignorować to co usłyszał.
- Nie ma potrzeby. To paskudztwo wraca dziś do właściciela – odpowiedział jednak.
Mick poczuł, jak pocą mu się dłonie, więc złączył je i ukrył między kolanami. Był już gotów wyznać Drake'owi prawdę o tym, że ptasznik stracił kończynę, ale nagle coś go olśniło. A co, jeśli...? Przygryzł dolną wargę, czując narastającą nieśmiałość i spojrzał niepewnie na swojego Pana.
- Sir – zaczął powoli, starannie dobierając słowa. – Przywiązałem się do tego ptasznika. Wiem, że to tylko pająk, ale... czy mógłby Pan zrobić dla mnie jeden, ogromny wyjątek? Może moglibyśmy zatrzymać go na stałe, a właścicielowi damy nowego? Przecież i tak to nie jest oryginalny ptasznik, bo tamtego... no... – Mick zawahał się na moment, a potem dodał ciszej – ...Pan zdeptał. Więc co to za różnica?
Drake zmarszczył brwi i spojrzał na niego, jakby rozważał tę absurdalną prośbę. Po chwili prychnął z niesmakiem.
- Wolałbym już pozwolić ci na śmierdzącego chomika – mruknął, wyraźnie niezadowolony z tego, że Mick w ogóle wpadł na taki pomysł.
Ale chłopak nie zamierzał dawać za wygraną. To była jego jedyna szansa, by uniknąć gniewu Drake'a i ewentualnej kary. Nawet, jeśli to on poturbował zwierzątko. Pozwolił by łzy napłynęły mu do oczu, zmieniając wyraz twarzy najbardziej błagalny, jednocześnie pełen nadziei.
- Proszę, Panie. Naprawdę się do niego przywiązałem. Dotrzymuje mi towarzystwa... – powiedział miękko, niemal szeptem, ale z wyczuwalną desperacją.
Drake westchnął głęboko, wyraźnie zmagając się z własną niechęcią. Chwilę narzekał, mamrocząc pod nosem a wreszcie pokręcił głową.
- Mam za miękkie serce – przyznał z irytacją, jakby mówił sam do siebie. – Dobrze, niech będzie – zgodził się z niechęcią.
- Naomi skręć tu w lewo – rozkazał, nadal narzekając na własny wybór.
Mick, mimo że starał się tego nie pokazać, poczuł ogromną ulgę. Teraz wystarczyło zamienić pająki i problem z głowy. Aż zsunął się z siedzenia, jakby spięte od tygodni mięśnie wreszcie się rozluźniły.
Wczesny wieczór przyniósł kolejną niespodziankę. Kiedy Mick i Drake wrócili do apartamentu, by się odświeżyć i przebrać, Mick czuł narastające napięcie. Cały dzień pełen przygotowań, zakupów i niekończących się zmian wywoływał w nim stres, bo nadal nie miał pojęcia, co się właściwie działo. Chciał szybko wziąć prysznic, by choć na chwilę oderwać się od tego dziwnego napięcia, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić, Pan wparował do jego pokoju.
Mick stał w drzwiach łazienki, owinięty ręcznikiem niemal pod samą brodę i patrzył z zaskoczeniem, jak Drake bez słowa przeszukuje jego garderobę. Sam wybrał dla niego ubrania, jakby wszystko musiało być perfekcyjnie zaplanowane. Kładł je, część po części, na łóżku i oceniał, czy pasują do siebie.
W umyśle Mick'a piętrzyły się pytania, ale zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, Drake rzucił mu krótkie spojrzenie, jakby chciał go uspokoić.
- Ubierz się – polecił a potem wyszedł, nie wyjaśniając niczego.
Mick, wciąż zszokowany, zaczął się przygotowywać. Cała sytuacja wydawała się jeszcze bardziej zagadkowa niż wcześniej, ale nie miał odwagi pytać Drake'a o szczegóły. Co to za spotkanie? Dlaczego dzisiejsze przygotowania były tak skomplikowane?
Kiedy już się przebrał, postanowił zająć się ostatnim zadaniem, które go jeszcze czekało. Zamianą pająków. Ostrożnie przełożył nowego ptasznika do terrarium, a tego kalekiego umieścił w nowym pojemniku. Potem, trzymając kurczowo terrarium w rękach, zniósł je na podziemny parking, gdzie czekał już samochód. Zauważył, że kierowca się zmienił. Teraz za kółkiem siedział mężczyzna, którego nigdy wcześniej nie widział.
Jechali dość długo, znacznie dalej niż zwykle, bo cel znajdował się poza miastem, w spokojnej, eleganckiej dzielnicy. Mick, siedząc obok Drake'a, próbował ukryć swoje nerwy. Zastanawiał się, dlaczego Pan był dziś tak uważny, a każda część tego dnia wydawała się tak starannie zaplanowana.
Gdy w końcu dotarli na miejsce, Mick zrozumiał, dlaczego ta lokalizacja była szczególna. To było prywatne, strzeżone osiedle, składające się zaledwie z czterech willi. Każda z nich była majestatyczna, ale to ta na końcu ulicy przyciągnęła jego uwagę. Choć nie była tak okazała jak pozostałe, otoczona była imponującym ogrodem, pełnym bujnych roślin, zadbanych krzewów i rzadkich drzew. Gdy wysiedli z auta, nie mógł powstrzymać cichego westchnienia podziwu.
Ten ogród był przepiękny. Jego rozmiar i dbałość o szczegóły sprawiały, że poczuł się, jakby wkroczył do zupełnie innego świata, niczym z baśni. Z jednej strony czuł niepokój, nie wiedząc, czego się spodziewać, ale z drugiej strony, to miejsce wydawało się dziwnie uspokajające.
Drake od razu dostrzegł zachwyt Mick'a na widok imponującego ogrodu. Zbliżył się do niego, uśmiechając się z lekką kpiną i dwoma palcami delikatnie domknął mu usta.
- Syna cesarza to stać – rzucił z obojętnością.
Mick nie był pewien, czy Pan mówił poważnie, ale cokolwiek miał na myśli, było to poza jego zrozumieniem. Pomyślał tylko, że Drake zna ludzi z bardzo wpływowych kręgów i to wystarczyło, by poczuł się jeszcze bardziej zagubiony.
Kierowca pomógł im zabrać pakunki z bagażnika a na teren posesji wpuścił ich sztywny lokaj w liberii, który wyglądał, jak wyciągnięty z innej epoki. Mick spodziewał się, że wnętrze domu będzie przesiąknięte nadmiernym przepychem. Oczekiwał złotych żyrandoli, marmurowych posadzek i przytłaczającej ilości kiczowatych ozdób. Jednak, ku jego zdumieniu, willa była minimalistyczna i nowoczesna. Meble były proste i eleganckie z dodatkiem roślin. Całość sprawiała wrażenie przemyślanej, subtelnej aranżacji, która idealnie harmonizowała z resztą przestrzeni.
Lokaj zaprowadził ich do obszernego salonu, gdzie przyjęcie trwało już w najlepsze. Ludzie byli pochłonięci rozmowami, śmiechem, muzyką i drinkami. Kierowca odłożył prezenty na stół, na którym leżała już cała góra podobnych paczek. Potem wrócił, by przynieść terrarium z pająkiem. Mick z kolei miał za zadanie zanieść tort. Kiedy podszedł do stołu, który wskazał mu kelner, odstawił pudełko i otworzył pokrywkę. Zamarł.
Na starannie udekorowanym torcie widniał napis: "Pierdol się".
Mick poczuł, jak serce zamiera mu w piersi. Coś musiało pójść nie tak. To nie mogło być ciasto, które zamówili! Ogarnęła go panika. Gorączkowo przeszukiwać tłum wzrokiem, próbując odnaleźć Drake'a. W końcu go dostrzegł. Pan właśnie degustował drinka, rozluźniony, jakby nic nie mogło go wyprowadzić z równowagi. Natychmiast do niego podbiegł, czując, że traci grunt pod nogami.
- Sir! – wyrzucił z siebie przerażony. – W cukierni musieli dać nam złe ciasto! – powiedział, łapiąc krótki oddech.
Drake spojrzał na niego z obojętnością, jakby właśnie nie usłyszał czegoś absolutnie szokującego. Odstawił drinka, spokojnie podszedł do stołu, zerknął do pudełka, a potem lekko wzruszył ramionami.
- Nie, wszystko gra – stwierdził ze stoickim spokojem.
Mick pobladł. Co się tu do cholery działo?! Ten napis, reakcja Drake'a. To wszystko było kompletnie surrealistyczne. Czy to był jakiś żart? Przez chwilę czuł się, jakby był w środku koszmaru, ale dla Pana cała sytuacja wydawała się zupełnie normalna.
Wśród zebranych gości pojawiło się nagłe poruszenie, które odwróciło jego uwagę od ciasta. Skoro Drake twierdził, że tak miało być, nie próbował już powstrzymywać obsługi, która zabrała torcik i wyłożyła go na ozdobną paterę. Stanął za to bliżej Pana, czując się niepewnie wśród takiej ilości ludzi, których nie znał. To miejsc, pełne wpływowych osób, których obecność sama w sobie była przytłaczająca, tylko potęgowało jego dyskomfort.
Zaraz zrozumiał, co było przyczyną powstałego poruszenia. Do salonu wszedł mężczyzna, którego blond włosy lśniły w świetle lamp. Jego wzrost był zbliżony do Drake'a, a cała jego postawa emanowała niewymuszoną elegancją, ale też czymś groźnym. Aura, którą roztaczał, sprawiała, że głosy w pomieszczeniu przycichły do szeptów. Jego spojrzenie taksowało zgromadzonych gości, jakby kogoś szukał. Mick, choć nigdy wcześniej go nie widział, założył, że musi to być właściciel tego przybytku.
Kiedy mężczyzna dostrzegł Drake'a, jego sroga twarz rozpromieniła się szerokim uśmiechem. Zbliżył się do nich z pewnością siebie, którą tylko ktoś na jego poziomie mógł posiadać i w bardzo formalny sposób uścisnął dłoń Drake'a. W powietrzu czuć było wzajemny szacunek, ale i pewną nieokreśloną zażyłość.
- Miło cię widzieć, Drake – przywitał się, a jego głęboki, ostry głos zdawał się przeszywać Mick'a na wskroś.
- Ciebie również, Akihito – Pan odwzajemnił powitanie.
Mick poczuł, jak atmosfera wokół nich gęstnieje, nie z powodu napięcia, ale intensywności relacji między tymi dwoma mężczyznami. Gospodarz po chwili spojrzał na torcik z niewybrednym napisem, który zdobił stół, a na jego twarzy pojawił się wyraz pewnej dezaprobaty. Pomasował wymownie skroń, kręcąc głową.
I gdy Mick sądził już, że mężczyzna da upust złości, ten roześmiał się perliście. Jego głośna reakcja przyciągnęła spojrzenia gości. Zbliżył się do Drake'a i objął go w przyjacielskim geście, niczym brata.
- Z tobą zawsze kochanie – rzucił z rozbawieniem, spoglądając jeszcze raz na tort. – Aż tak tęskniłeś? – spytał jeszcze, głosem nagle ciepłym, niemal czułym.
Mick, stał tuż obok, czując jak grunt zaczyna mu się usuwać spod nóg. Słowa, które wypowiedział Akihito, w połączeniu z ich bliską interakcją, wywołały w nim kompletną dezorientację. Czy Drake mógł za kimś tęsknić? Czy to była prawda, czy tylko gra, której nie rozumiał? Czuł się, jakby był obserwatorem czegoś intymnego, czego znaczenia nie był w stanie w pełni pojąć.
Drake uśmiechnął się z lekką kpiną, stanowczo odpychając od siebie gospodarza imprezy.
- Najpierw musiałbyś wyhodować sobie kutasa – stwierdził z kpiną.
Akihito, nie wydawał się urażony a wręcz rozbawiony tym komentarzem, bo jego śmiech rozbrzmiał w salonie. Ale zanim cokolwiek więcej mogło się wydarzyć, do pokoju wszedł kierowca, niosąc terrarium z ptasznikiem. Mężczyzna aż klasnął w dłonie a jego twarz rozświetliła się autentyczną radością.
- Moja mała Luna, nareszcie w domu, słoneczko! – wykrzyknął z entuzjazmem, podchodząc bliżej, by przyjrzeć się swojemu zwierzątku.
Mick poczuł, jak robi mu się słabo. Musiał przytrzymać się krawędzi mebla, by nie stracić równowagi. Pająk, którego kupili tego popołudnia, był samcem, co sprzedawca wyraźnie podkreślił. Nie zastanawiał się wcześniej, czy płeć pająka ma jakieś znaczenie. Przecież pająk to pająk, prawda? Ale teraz, widząc radość Akihito, zdał sobie sprawę, że to może mieć ogromne znaczenie.
Nie chciał być we własnej skórze, gdy ten człowiek odkryje, że nie odzyskał swojej ukochanej Luny, tylko jakiegoś podrabiańca z marketu. Nie miał jednak możliwości, by teraz uprzedzić Drake'a o pomyłce. Musiał opanować panikę. Wziął głęboki oddech, wyprostował się i próbował zachowywać należycie, mimo że serce biło mu jak oszalałe.
Tymczasem Akihito, w swoim charakterystycznym, pewnym siebie stylu, pstryknął palcami, a zaraz przy jego boku pojawił się drobny chłopak o typowo japońskiej urodzie. Miał w sobie jednak coś niezwykłego, co od razu przykuło uwagę Mick'a. Piękne, bursztynowe oczy w kształcie migdałów. Były wręcz hipnotyzujące. Chłopak szybko przejął terrarium z pająkiem, po czym wyniósł je gdzieś, a zaraz potem wrócił z drinkiem dla Akihito.
Mick przyglądał się tej scenie, zauważając w sposobie zachowania chłopaka coś znajomego. Pewna maniera z jaką się poruszał i odnosił do gospodarza, przywodziła mu na myśl Lachlan'a. Choć było w nim więcej swobody a w jego oczach nie dostrzegał strachu a raczej niecierpliwe iskierki, którym dokądś ciągle było spieszno.
Nie było mu dane dłużej się nad tym porozwodzić. Gospodarz obwieścił, że skoro wszyscy już dotarli, czas na rozpakowanie prezentów. Spomiędzy gości wyłonił się kolejny chłopak, nieco starszy od Mick'a i równy mu wzrostem, który podawał Akihito pakunki. Za każdym razem, przekazując kolorową paczuszkę, subtelnie skłaniał głowę, jakby w pełni świadom znaczenia swojego gestu.
Mimo dumnej postawy chłopaka, Mick dostrzegł w nim to samo co w poprzednim. Choć w tym wypadku widział więcej pewności siebie i powagi. W końcu był starszy.
Starając się opanować gonitwę myśli, Mick ukradkiem zapytał Drake'a, czy może poczęstować się drinkiem. Pan mruknął coś lekceważąco pod nosem, nie do końca zwracając na niego uwagę. Mick uznał to za zgodę i bez wahania zabrał z tacy kelnera kieliszek. Wypił jego zawartość duszkiem, czując, jak alkohol rozgrzewa jego gardło, choć nie łagodzi wewnętrznego niepokoju.
W końcu nadszedł czas na rozpakowanie prezentu od Drake'a. Akihito z ciekawością rozwinął biały, puchaty koc, choć na jego twarzy widać było lekką konsternację. Spojrzał na fiszkę z dołączonym nazwiskiem darczyńcy, po czym z kpiącym uśmiechem zwrócił się do Drake'a.
- Serio, kochanie? – zapytał z lekką nutą ironii w głosie. – Od mojego brata dostałem nowego chłopaka a ty przynosisz mi koc i czekoladki?
Podczas gdy mówił, skinął głową w stronę młodzika stojącego w rogu salonu, ubranego dość skąpo. Z rękoma skutymi złotymi kajdankami, obrożą tej samej barwy i smyczą z misternego, złotego łańcuszka. Chłopak trzymał wzrok nisko i drżał pod naporem zaciekawionych nim spojrzeń.
Drake, nie okazując ani grama skrępowania, podszedł do Akihito, zabrał mu koc i z zaskakującą delikatnością okrył mu nim ramiona.
- Przypomnij sobie akademik Aki-chan – zaczął Drake, a jego głos miał w sobie nostalgiczne nuty. – Kiedy zasypiałeś pijany na kanapie a ja okrywałem cię kocykiem, żebyś nie zmarzł? Tylko wtedy mnie nie wkurwiałeś – kontynuował z uśmiechem.
- Nie daje ci koca, tylko wspomnienia, Aki-chan. A w bieli wyglądasz niewinnie jak dziewica – dokończył swój wywód.
Słowa Drake'a trafiały celnie. Wyraz twarzy Akihito zmieniał się z każdym kolejnym zdaniem. Początkowe rozbawienie ustąpiło miejsca lekkiemu rozdrażnieniu, gdy usłyszał bardzo żeńską form zdrobnienia swojego imienia. To zmieniło się w czułość, by znów powrócić do uśmiechu.
Już otwierał usta, by odpowiedzieć, gdy nagle chłopak o migdałowych oczach nie wytrzymał i parsknął niekontrolowanym śmiechem. Pośród panującej ciszy zabrzmiało to niczym wystrzał.
Wszystko zmieniło się w mgnieniu oka. Akihito, który jeszcze chwilę temu wydawał się wesoły i zrelaksowany, napiął ramiona a jego twarz stężała. Oczy, które wcześniej błyszczały rozbawieniem, zmieniły się w dwa lodowce. Mick nawet nie zdążył zrozumieć, co się dzieje, gdy nagle dało się słyszeć głośne plaśnięcie.
Gdy zamrugał, chłopak o bursztynowych oczach trzymał się za policzek a jego oczy szkliły się od napływających łez. Akihito uderzył go otwartą dłonią tak szybko, że chyba mało kto spostrzegł ten ruch.
W tej jednej chwili Mick zrozumiał, że w tej rezydencji, mimo elegancji i pozorów uprzejmości, władza była niepodzielna, a najmniejszy błąd mógł zostać ukarany z pełną surowością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz