Mick szedł korytarzem, przeciągając się i ziewając szeroko. Dziś w końcu mógł porządnie się wyspać. Żadnych budzików, żadnych obowiązków od samego rana. Śniadanie również nie było problemem, gdyż po wczorajszym przyjęciu zostało mnóstwo jedzenia, które wystarczyło tylko podgrzać.
Przechodząc korytarzem, zatrzymał się nagle, słysząc dobiegające z sypialni Akihito śmiechy i podniesione głosy. Przystanął, nasłuchując. Zamierzał zejść na dół, ale ostatecznie ciekawość zwyciężyła. Cofnął się i niemal przykleił do drzwi, próbując zrozumieć coś z rozmowy.
Za drzwiami Akihito siedział okrakiem na biodrach Drake’a, trzymając jego ręce za nadgarstki unieruchomione nad głową. Wciąż wyraźnie nie do końca wytrzeźwieli po wczorajszym wieczorze, bo ich rozmowa była pełna żartów i lekkiego przekomarzania się.
- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał, kochanie – powiedział Akihito z teatralnym żalem, patrząc na przyjaciela.
Drake wyszczerzył zęby w uśmiechu. Lubił ten stan, gdy po upojeniu alkoholowym przespał się na tyle, by móc funkcjonować, ale lekki rausz wciąż go trzymał a kac jeszcze się nie pojawił.
- Też wolałbym zostać, ale ktoś tu ma obowiązki cesarskiego syna do wypełnienia – odparł z kpiną w głosie.
- Obowiązki – Akihito prychnął, jakby samo słowo było dla niego czymś uwłaczającym, ale zaraz uśmiechnął się z rozbawieniem. – Obejrzysz mnie chociaż w telewizji?
Drake wzruszył ramionami.
- Będę w pracy, ale specjalnie ustawię nagrywanie, żeby zobaczyć, jak wspaniale się sprawujesz – obiecał.
Akihito zaśmiał się i nachylił do niego, jakby chciał go pocałować, ale zatrzymał się milimetry nad jego ustami.
- W takim razie nigdzie cię nie wypuszczę – powiedział z rozbawieniem.
Zerwał się z łóżka, zadowolony z siebie, bo udało mu się niepostrzeżenie przypiąć ręce przyjaciela kajdankami do stelaża łóżka. Drake zmarszczył brwi, szarpiąc się lekko, ale metal pozostawał nieugięty.
- Serio? – rzucił z ironią w głosie. – Myślisz, że to mnie zatrzyma? – spytał z groźnym błyskiem w oczach.
Blondyn, przeglądając zawartość szuflady z bielizną, rzucił mu przez ramię znaczące spojrzenie.
- Wiem, że nie na długo – odpowiedział z nonszalancją, puszczając mu oczko. – Ale wystarczająco, żebym zdążył się wykąpać
Udawał, że nie słyszy odgłosu odpinanych kajdanek, ale kąciki jego ust uniosły się w lekkim uśmiechu, gdy Drake bez problemu uwolnił się z pułapki. Co to dla niego takie kajdanki. Mężczyzna wstał i podszedł do Akihito, obejmując go od tyłu w pasie.
- A nie wolałbyś, żebyśmy wykąpali się razem? – zapytał niskim głosem, nachylając się do jego ucha.
W tym momencie Makoto wyszedł z pobliskiego pokoju i stanął jak wryty, widząc Mick’a przykładającego ucho do drzwi.
- Co ty robisz? – wyszeptał, marszcząc brwi.
Chłopak odwrócił głowę, przykładając palec do ust.
- Cicho – powiedział konspiracyjnym tonem. – Akihito i Drake brzmią, jakby serio mieli się pieprzyć
Makoto przewrócił oczami, ale nie odszedł się.
- To u nich normalne – rzucił z cichą rezygnacją.
Mimo to, zaciekawiony, sam kucnął pod drzwiami, przystawiając ucho, żeby posłuchać. Mick spojrzał na niego z rozbawieniem, ale nic nie powiedział. Oboje tkwiąc w tej absurdalnej pozycji, nasłuchiwali odgłosów z sypialni, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że ten poranek zapowiadał się wyjątkowo... nietypowo.
Drake zauważył, że Akihito, mimo całej swojej swobody i żartobliwego tonu, wydawał się dziwnie spięty. Przyglądał mu się przez chwilę, zanim nachylił się do jego ucha.
- Chyba przydałby ci się masaż, co? – szepnął wprost w nie.
Akihito spojrzał na niego z lekkim zaskoczeniem, ale zaraz jego twarz rozjaśnił uśmiech.
- Zawsze wiesz, czego mi potrzeba – przyznał z rezygnacją, przymykając oczy. – Te cholerne rodzinne spotkania zawsze tak na mnie działają
Drake uśmiechnął się i popchnął go lekko w stronę łóżka.
- Kładź się. Zajmę się tobą – polecił.
Akihito położył się na brzuchu, obejmując poduszkę. Złoty kolczyk w uchu zalśnił w porannym świetle, a jego ciało rozluźniło się od samego oczekiwania. Drake usiadł mu na pośladkach, sięgając po buteleczkę olejku z nocnej szafki i zaczął masaż, rozprowadzając ciepłą ciecz po plecach blondyna.
- Mmh, twoje ręce są najlepsze – Aki jęknął z taką intensywnością, że Drake nie mógł się powstrzymać od uśmiechu.
- Tak ci robić? – zapytał z rozbawieniem, przesuwając dłońmi po jego barkach, plecach i biodrach.
- Tak! Właśnie tak! – wydyszał Akihito, a jego głos brzmiał niemal jak podczas zupełnie innych czynności.
Drake bujał się w przód i w tył, sięgając ramion przyjaciela i schodząc wzdłuż pleców aż do bioder, przez co łóżko skrzypiało w charakterystyczny sposób. Ruchy były na tyle rytmiczne, że z zewnątrz mogło się to wydawać co najmniej dwuznaczne.
Tymczasem za drzwiami…
Do Mick’a i Makoto, którzy wciąż kucali na podłodze, dołączył Lu, ciekawy, co takiego się dzieje. Jego twarz była lekko zarumieniona, ale mimo to przysiadł obok, zerkając na drzwi.
- Co oni tam robią? – szepnął, a Mick spojrzał na niego z uniesioną brwią.
- Naprawdę musisz pytać? – zapytał z niedowierzaniem. – Kto, do cholery, ma takie libido? Mam wrażenie, że oni mogliby pieprzyć się na okrągło – zażartował.
Lu spuścił wzrok, zażenowany.
- Musiałbyś zobaczyć, jak kiedyś pan Drake karmił naszego Pana, kiedy siedział mu na kolanach. Wtedy naprawdę nie wiedziałem, czy oni jedzą, czy to już gra wstępna – wyznał.
Mick ledwo powstrzymał się od wybuchu śmiechu, przykładając dłoń do ust. Makoto, choć wyglądał na rozbawionego, tylko pokręcił głową.
- To jest u nich norma – powtórzył cicho, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Za drzwiami dźwięki stawały się coraz bardziej sugestywne. Wzdychanie Akihito, szelest pościeli i ciche jęki rozbrzmiewały w powietrzu. Oddech Drake’a stawał się cięższy od przedłużającego się wysiłku. Mick wywrócił oczami.
- Czy oni nie mogą chociaż raz zachowywać się jak dorośli? – spytał.
Lu zasłonił usta dłonią, ukrywając uśmiech rozbawienia, a Makoto po prostu westchnął cicho, zerkając na zamknięte drzwi. Siedzieli dalej, niemal zahipnotyzowani ciekawością, choć żaden z nich nie chciałby być przyłapany na podsłuchiwaniu.
Akihito coraz bardziej rozluźniał się pod naporem silnych dłoni Drake’a, jego oddech stał się wolniejszy, niemal leniwy a oczy zaczynały się przymykać.
- Roztapiam się pod tobą jak masełko – wymruczał w poduszkę, rozciągając się lekko, jak zadowolony kot.
Drake uśmiechnął się z rozbawieniem. Jego wzrok padł na pasek od szlafroka, który leżał na skraju łóżka. Nim Akihito zdążył się zorientować, chwycił pasek i sprawnym ruchem obwiązał mu nim nadgarstki, mocując je do ramy łóżka. Blondyn podniósł głowę z początku zdezorientowany, ale zaraz zrozumiał, co się stało.
- Drake, no co ty… – rzucił tonem, który łączył irytację z rozbawieniem.
Mężczyzna uśmiechnął się zaczepnie, pochylając się nad nim.
- Teraz ja chcę się zabawić – wymruczał mu wprost na usta, zostawiając na nich uczucie ciepła i wilgoci. Przesunął dłońmi po bokach ciała Akihito, leniwie, jakby napawając się ich bliskością, aż nagle zaczął go łaskotać.
- Boże, nie! – Aki zawołał, wierzgając i próbując się wyrwać. – Drake, gdzie z tymi rękami?! – krzyczał z parodią przygany.
Wcisnął twarz w poduszkę, śmiejąc się głośno, jednocześnie próbując zrzucić z siebie przyjaciela. Łóżko skrzypiało coraz głośniej a dla tych, którzy podsłuchiwali za drzwiami, cała scena brzmiała, jakby atmosfera stała się wyjątkowo gorąca.
- Cichutko, Aki-chan – Drake powiedział tonem pełnym udawanej troski. – Przecież cię nie boli, jestem delikatny
- Przestań, błagam! – wydyszał Akihito między kolejnymi napadami śmiechu, przez co Drake sam w końcu zaczął się śmiać, przerywając te „tortury”.
Przewrócił Akihito na plecy i spojrzał na jego zarumienioną twarz. Kosmyki włosów przykleiły mu się do spoconego czoła a oczy lśniły od łez śmiechu. Delikatnym ruchem odgarnął mu włosy z twarzy, patrząc na niego z rozbawieniem.
- W zamian za tę łaskę idę pierwszy pod prysznic – oznajmił z satysfakcją. – A ty grzecznie tu zaczekasz
Akihito spojrzał na swoje związane nadgarstki i zmarszczył brwi, jakby dopiero zdał sobie sprawę z własnego beznadziejnego położenia.
- Ty chyba sobie jaja robisz!
Drake wzruszył ramionami, wstając z łóżka.
- Panicz musi być cierpliwy – powiedział z udawaną powagą. – Jeśli będziesz grzeczny, może dostaniesz jeszcze trochę słodyczy przed śniadaniem – stwierdził z zadowoleniem.
Akihito natychmiast zaczął się szarpać, ale Drake od razu go powstrzymał.
- Nie radzę – ostrzegł. - Zawiązałem cię szybką, samozaciskową pętlą. Zrobisz sobie krzywdę – oznajmił.
Nie czekając na dalszą wymianę zdań wszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi, podczas gdy Aki wołał za nim, żeby nie zostawiał go w takim stanie, co ten skrupulatnie zignorował.
Na korytarzu… Kenji wyszedł z pokoju gościnnego, zaskoczony widokiem trójki chłopców koczujących pod drzwiami sypialni Akihito. Zbliżył się cicho i nachylił, przez chwilę samemu nasłuchując dochodzących z wnętrza odgłosów śmiechu i szarpaniny.
- Co tu robimy? – spytał nagle konspiracyjnym szeptem.
Chłopcy odskoczyli od drzwi jak oparzeni, przewracając się na tyłki. Makoto zerwał się jako pierwszy.
- Ja tu tylko przechodziłem – powiedział nerwowo. – W ogóle mnie tu nie ma.
Wstał i szybkim krokiem zbiegł do kuchni, mamrocząc coś o ekspresie do kawy. Lu wyprostował się, podnosząc nogawkę spodni.
- A ja… wiązałem but – rzucił i natychmiast zniknął za rogiem.
Mick został sam, patrząc na Kenji’ego z wyrazem twarzy pełnym desperacji. Żadna racjonalna wymówka nie przychodziła mu do głowy.
- U-upuściłem monetę – wydukał wreszcie.
Kenji uniósł brew, patrząc na niego srogo. W końcu jednak uśmiechnął się i wyciągnął rękę, żeby pomóc mu wstać.
- Chodź, młody. Lepiej nie przeszkadzać tym dwóm ptaszkom w ich godach – oznajmił z uśmiechem, ale jego głos wcale nie brzmiał na rozbawiony.
Mick spalił buraka, pocierając kark. Czuł się jak jakiś uczniak przyłapany na wagarach albo ściąganiu od kolegi z ławki. Gdy szli do kuchni, nie umiał jednak przestać myśleć o jednej kwestii.
- Drake naprawdę nic nie… no wiesz… z Akihito? – odważył się spytać.
Przecież to był Kenji. Czego niby miał się bać? Lekarz wzruszył ramionami.
- Nawet jeśli coś by robili, to nie twoja sprawa – oznajmił rzeczowo, jak to on.
Chłopak westchnął, przyznając mu rację, ale po chwili znów się odezwał.
- Ale gdyby… kto byłby na dole? – spytał.
Kenji zatrzymał się, patrząc na niego z niedowierzaniem, a potem parsknął śmiechem.
- Ty serio jesteś niemożliwy – rzucił, klepiąc Mick’a po ramieniu, zanim weszli razem do kuchni.
Po śniadaniu Mick wrócił do pokoju chłopaków, żeby się spakować. Wiedział, że niedługo czeka go powrót do apartamentu Pana, więc chciał mieć to z głowy. Ułożył złożone ubrania w torbie i wcisnął kosmetyczkę do bocznej kieszeni, gdy do pokoju wszedł Lu, niosąc w rękach terrarium. Postawił je ostrożnie na biurku, a widok ptasznika sprawił, że Mick od razu zesztywniał.
- A to po co? – zapytał, starając się brzmieć obojętnie.
Lu zerknął na niego, jakby pytanie było co najmniej dziwne.
- Pan będzie teraz zajęty przez kilka dni, więc to ja będę karmił Lunę – wyjaśnił.
Kucnął obok biurka i zapatrzył się na ptasznika, jakby analizował każdy jego ruch.
- Wydaje mi się, czy jest mniejsza? – bardziej stwierdził niż spytał.
Mick poczuł dreszcz przebiegający mu po karku, ale szybko przybrał spokojny wyraz twarzy.
- Pewnie ci się wydaje. Długo jej nie było, może po prostu zapomniałeś, jak wygląda – stwierdził lekko.
Lu zastanowił się przez chwilę, a potem przytaknął.
- Może masz rację
Otwarł terrarium i wrzucił pająkowi jedzenie. Obaj w milczeniu obserwowali przez chwilę, jak ptasznik porusza się w swoim małym świecie, polując na żywą zdobycz.
- Lubisz pająki? – Lu zapytał wreszcie.
Mick wzruszył ramionami, odwracając wzrok od terrarium i rozglądając się po pokoju, by upewnić się, że niczego nie zapomniał.
- Nie mam nic przeciwko. Nawet trochę się zżyłem z Luną przez te ostatnie tygodnie – przyznał.
Lu uśmiechnął się, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Ja od dziecka bardzo lubię pająki – powiedział z entuzjazmem. – Cieszę się, że Pan zgadza się na choć takie zwierzątka
Słowo „zwierzątka” natychmiast przykuło uwagę Mick’a.
- To nie pierwszy wasz ptasznik? – zapytał ostrożnie.
Lu zaśmiał się cicho, widząc jego minę.
- Och, nie. Pierwsze dwie Luny uciekły – przyznał, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. – Trzecia zginęła, gdy Mako upuścił terrarium, które się rozbiło – przypomniał sobie, krzywiąc się nieco.
Mick spojrzał na niego z lekkim niedowierzaniem.
- Następna została nieumyślnie zagłodzona, kiedy wyjechaliśmy na wakacje – Lu przyznał z pewną konsternacją. – Kolejną zabił pan Drake. Mógłbym tak wymieniać… – powiedział, z uśmiechem obserwując pająka.
- Ta Luna jest chyba ósmą – stwierdził. – Nie zmieniamy ich imion, bo trudno byłoby je wszystkie spamiętać – wyjaśnił.
Mick odetchnął z ulgą, słysząc te historie. Myśl o tym, że ich „mała podmianka” ptasznika nie zostanie zauważona, sprawiła, że się rozluźnił. Lu jednak zauważył jego reakcję. Zaczepny uśmiech pojawił się na jego ustach, gdy przykrył połowę terrarium kawałkiem materiału, żeby pająk miał ciemno, jak lubi.
- Też mieliście jakiś wypadek z Luną? – rzucił bardziej w formie stwierdzenia niż pytania.
Mick poczuł, jak policzki mu płoną a słowa grzęzną w gardle. Jego zmieszanie było aż nazbyt oczywiste, ale jedynie skinął lekko głową i wrócił do pakowania, próbując zignorować spojrzenie chłopaka, który teraz wyraźnie się z niego nabijał, choć nie wypowiedział ani słowa.
Moment rozstania nadszedł szybciej niż Mick by sobie tego życzył. Każdy po kolei podchodził do niego, żeby się pożegnać. Ścisnął mocno Makoto, klepnął Lu po plecach, zaś Kaname poczochrał włosy a ten wręczył mu na odchodne parę nowych rękawic bokserskich.
- Pan kazał mi ci to dać – mruknął, wyraźnie zawstydzony. – Ale nie rozumiem, dlaczego – przyznał z zakłopotaniem.
Mick spojrzał na Akihito, który stał niedaleko z lekkim uśmiechem na ustach. Blondyn podniósł dłoń zwiniętą w pięść, patrząc na nie z powagą.
- Następnym razem oczekuje rewanżu – powiedział, puszczając mu oczko.
Mick uśmiechnął się krzywo i skinął głową, nie wiedząc jak na to odpowiedzieć. Podziękował jednak cicho za ten osobliwy prezent. Drake w tym czasie znużonym gestem przewracał strony w kalendarzu w telefonie.
- Zobaczymy się dopiero za dwa tygodnie na tej kolacji w restauracji z kolibrem w nazwie – przypomniał.
- Rozstania są okropne – jęknął Akihito z teatralnym łkaniem, rzucając się na szyję przyjaciela i udając wzruszenie.
Twarz Drake’a pozostawała prześmiewczo poważna, jakby w pełni wchodził w tę absurdalną grę, choć jego oczy błyszczały rozbawieniem.
- Ale macie problemy – rzucił obojętnie Kenji. – Jeśli zaraz nie wyjdziemy, spóźnisz się do studia – zauważył przytomnie.
W jednej chwili między mężczyznami pojawiło się lekkie napięcie, gdy przypomnieli sobie do jakich ról przyjdzie im wrócić, gdy tylko stąd wyjdą. Z jednej strony ich postawy nabrały powagi, lecz z drugiej ich spojrzenia wciąż pozostawały figlarne.
- Masz rację – przyznał Akihito. – Więc… do zobaczenia – dodał tonem tak przybitym, jakby żegnali się co najmniej na ćwierć wieku.
Drake przesunął wzrokiem po jego sylwetce, uważnie lustrując czarny garnitur ze złotymi akcentami. Musiał przyznać, że Aki wyglądał w nim niesamowicie. Elegancki, wyniosły, jakby rzeczywiście był następcą tronu. Wiedziony jakaś dziwną chęcią podszedł bliżej, muskając opuszkami palców jego policzek.
- Bądź grzeczny Aki-chan i ładnie przykładaj się do obowiązków – powiedział niskim głosem. – Jeśli się spiszesz, dostaniesz obiecaną nagrodę – przypomniał.
Akihito uśmiechnął się lekko, ale szybko strząsnął jego dłoń.
- Vice versa – odparł z zaczepnym uśmiechem. – I czekam na raport z postępów w pracy z młodym Yamaguchi – dodał wyniośle.
Chwilę później wszyscy wreszcie zaczęli opuszczać posiadłość. Mick pomachał Lachlan’owi, gdy ten wsiadał do samochodu Kenji’ego, po czym sam zajął miejsce w limuzynie Pana.
- Sprawdź, na którą mamy to spotkanie z kandydatami na barmanów –Drake rzucił swobodnie, zakładając nogę na nogę.
Może i miał już poleconą na to stanowisko osobę, ale wolał mieć kogoś w zanadrzu, gdyby chłopak się nie sprawdził. Klub przecież nie mógł przestać funkcjonować z powodu braku barmana.
Chłopak odblokował telefon, żeby zajrzeć do kalendarza, ale natychmiast pobladł. Tapeta na ekranie głównym była inna. Zamiast zdjęcia ptasznika, które ustawił celowo, żeby powkurwiać Drake’a, gdyby tak zajrzał mu do komórki, na ekranie widniała fotografia ulicy. I to nie byle jakiej. Od razu poznał liliowy płot i pudrowo-różową skrzynkę na listy pani Miller, która częstowała go landrynkami, gdy był dzieckiem. To była ulica, na której niegdyś mieszkał. Stojąc w przedstawionym miejscu wystarczyłoby, żeby się odwrócić, żeby zobaczyć rodzinny dom oraz dom Kyleb’a.
Mick poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła i z trudem zdołał przełknąć. Nie miał pojęcia, jak to zdjęcie znalazło się na jego telefonie.
Drake zerknął na niego kątem oka, unosząc brew.
- Coś się stało? – zapytał choć wyraźnie nie był zainteresowany odpowiedzią.
Chłopak szybko włączył aplikacje kalendarza.
- Nie, wszystko w porządku, sir – odpowiedział, starając się, by jego głos brzmiał normalnie. – Rozmowy kwalifikacyjne zaczynają się o czternastej – powiedział szybko.
Drake obserwował go przez chwilę w milczeniu, jakby wyczuwając, że coś jest nie tak. Jednak nie drążył tematu.
- Dobrze. W takim razie jedźmy – rzucił tylko, dając kierowcy znak do odjazdu.
Mick odetchnął cicho, starając się opanować nerwy, gdy chował telefon do kieszeni. Ale pytanie, kto zmienił jego tapetę i dlaczego, wciąż nie dawało mu spokoju. Wiedział, że kiedy dotrą do apartamenty będzie musiał to jak najszybciej skasować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz