Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

22.10.2024

47.

Kaname z nieco niewyraźną miną, wszedł do pokoju, który dzielił z resztą niewolników Akihito, przekonany, że wszyscy będą już dawno spać. Jakie było jego zaskoczenie, gdy zobaczył, że chłopcy nie tylko nie leżą w łóżkach a bawią się w najlepsze. Na kocu rozłożonym na podłodze stało kilka talerzy, pełnych przekąsek z przyjęcia i butelka wina, która krążyła między całą trójką. Wszyscy ucichli, gdy zamknął za sobą drzwi.

- Skąd to macie? – spytał. – Pan wam pozwolił?

Lu od razu spojrzał na niego z irytacją.

- A ty co tu robisz? Pan cię już odprawił? – spytał surowym tonem.

- Pan Drake kazał mi sobie iść, kiedy wynosił Pana do sypialni... - Kaname przyznał, nieco zmieszany tak gwałtowną reakcją Lu.

- Jak to wynosił? – wtrącił się ciekawsko Mick.

Chłopak, do którego kierowane były słowa wzruszył ramionami.

- Normalnie. Przerzucił przez ramie i wyniósł...

Kaname musiał przyznać, że scena, której był świadkiem w salonie, była cokolwiek dziwna i kompletnie nie dziwił się, że ich chwilowy współlokator był zaskoczony taką odpowiedzią. Jemu Makoto wyjaśnił, że przyjaciel Pana jest dla niego kimś wyjątkowym, ale w sumie nie spodziewał się, że łączy ich aż taka zażyłość. Pan śmiał się, gdy ten poważny człowiek traktował go jak worek kartofli, nie przejmując się wynajętymi na przyjęcie pracownikami.

- Czyli nie Pan cię odprawił – zauważył natychmiast Lu. – Słowo gościa, nawet jeśli to pan Drake, nic nie znaczy. Powinieneś siedzieć w salonie do bladego świty aż... Ał!

Makoto uznał, że najwyższa pora interweniować, zanim Lu tradycyjnie się zapędzi i uciszył go, pstryczkiem w ucho.

- Daj mu spokój – poprosił łagodnie, choć jego spojrzenie było stanowcze, na tyle na ile pozwalał mu na to wypity alkohol.

- No co? – oburzył się Lu. – Lepiej, żeby trzymał gębę na kłódkę. Nie chcę kolejnych kłopotów – wytłumaczył się.

- Nikt nie będzie miał kłopotów – Mako uspokoił towarzystwo. – Mick to wszystko przyniósł a on jest gościem, więc nie obowiązują go nasze zasady – stwierdził, poklepując miejsce obok siebie, żeby najmłodszy z nich do nich dołączył.

- I Pan nie będzie o to zły? – Kaname zapytał jeszcze lękliwie, siadając jednak we wskazanym miejscu.

- Ma dzisiaj tyle na głowie, że nawet nie zauważy – Mako zapewnił jeszcze raz i podał mu talerzyk z ciastkiem, żeby zachęcić do przyłączenia do zabawy.

Mick nie mógł oderwać wzroku od Kaname, który wciąż był ubrany w zwiewny strój, przypominający coś na wzór tych noszonych przez tancerki brzucha. Chłopak zdawał się zupełnie nie przejmować swoim wyglądem, a w jego oczach błyszczały iskierki radości, gdy patrzył na otrzymany smakołyk.

- Naprawdę mogę je zjeść? – spytał z ekscytacją w głosie.

- Nie powinien... - zauważył Lu, który chyba jako jedyny zdawał się nie cieszyć sytuacją.

Makoto, który wyraźnie był już lekko podpity, machnął ręką, lekceważąc ostrzeżenie przyjaciela.

- Daj spokój, Lu. Przecież Pan odstawia mu już szejki. Niech też się zabawi. Jedno ciastko mu nie zaszkodzi – powiedział wesoło.

Mick zmarszczył brwi, słysząc to.

- Jest na coś chory? – spytał, wciąż patrząc na najmłodszego chłopaka, który nie odrywał roziskrzonego wzroku od ciastka, jak gdyby miał przed sobą kawałek samego nieba.

Lu westchnął, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

- W ośrodku, w którym go tresowali, słabo karmili – wyjaśnił sucho. – Pan musi powoli wprowadzać mu nowe rzeczy do diety. Inaczej może się pochorować

-To chyba będzie lepiej, żeby tego nie jadł – Mick przyznał z niepokojem.

Niestety było już za późno. Kaname jednym wielkim kęsem pochłonął połowę ciastka.

- Mmmm, pyszne! – wymruczał z pełnymi ustami, oblizując wargi.

Od razu, bez zastanowienia, zjadł resztę.

Mick i Lu wymienili spojrzenia wzdychając jednocześnie. Zdawali sobie sprawę, że już nic nie mogą na to poradzić.

- Mogę spróbować też tego? – zapytał Kaname, oblizując palce z kremu i wskazując na krewetki leżące na talerzyku.

Makoto, wyraźnie wciąż w dobrym humorze, skinął głową.

- Jasne, ale tyle ci wystarczy. Co najwyżej jeszcze kawałek sera – odpowiedział beztrosko.

Lu pokręcił głową z niedowierzaniem, biorąc kolejny łyk wina prosto z butelki. Wyglądał na rozdrażnionego, ale nie próbował więcej dyskutować. Przecież Makoto był odpowiedzialny i na pewno wiedział co robi. Po chwili podał butelkę Mick'owi.

Mick przyjął wino, zapijając nim swoje obawy. Wiedział, że cała ta zabawa mogła skończyć się katastrofą, ale nie mógł się nie uśmiechnąć, widząc jak Kaname, wcześniej nieco przestraszony, promienieje radością, przez tak błahą rzecz jak krewetka.


Tymczasem Drake układał stertę poduszek na łóżku w sypialni Akihito, rzucając co chwilę spojrzenia w kierunku łazienki. Z wnętrza dochodziło pogwizdywanie pana domu, który beztrosko relaksował się w kąpieli, do której, ku jego rozpaczy, przyjaciel nie miał zamiaru dołączyć.

Drake, mimo lekkiego rozbawienia, był już nieco zniecierpliwiony. Zamiast czekać bezczynnie, przyniósł im trochę smakołyków, więcej alkoholu, znalazł ich ulubione filmy i czekał, aż księciunio skończy moczyć dupę. W końcu jednak nie wytrzymał i zajrzał do łazienki.

Akihito leżał w pachnącej wodzie, otoczony płatkami kwiatów, z maseczką w formie płachty i o wzorze tygryska, na twarzy. Wyglądał na tak zrelaksowanego, że niemal przysypiał.

- Co jest, urządziłeś tu sobie Spa? – Drake rzucił kąśliwie. – To płatki róż są? – spytał, parskając śmiechem.

Akihito zdjął maseczkę i wyszczerzył się do niego.

- Myślisz, że taka twarz to zasługa samych genów? – odpowiedział wskazując na siebie.

Drake zaśmiał się, kręcąc głową.

- A, to twarz? Myślałem, że wypiąłeś się dupą – zadrwił, za co został ochlapany wodą.

- Pff, jak śmiesz tak mówić?! – Aki prychnął, udając urażonego, ale zaraz sam się zaśmiał. – Wychodzę już, ale ty też mógłbyś się umyć. Nie będę całą noc wąchał twojego brudnego fiuta

Drake uśmiechnął się zaczepnie, rozbierając bez skrępowania.

- Wiem, że byś chciał – odpowiedział, po czym wszedł pod prysznic.

Akihito przewiesił rękę przez brzeg wanny, obserwując przyjaciela z rozmarzonym uśmiechem. Drake, czując jego wzrok na sobie, spojrzał na niego przez ramie, spłukując z siebie pianę.

- Nie napatrzyłeś się dość przez te lata, kiedy mieszkaliśmy w internacie? – zapytał z westchnieniem.

Akihito uśmiechnął się szeroko.

- Nigdy nie nasycę się tym widokiem – odparł zgodnie z prawdą.

Drake wyłączył prysznic i wyszedł z kabiny, stając przed nim w całej okazałości.

- Jeśli zaraz nie wyjdziesz z tej wanny, sam cię z niej wyciągnę – ostrzegł.

Akihito wyciągnął nonszalancko rękę w jego stronę.

- Mógłbyś mi pomóc? Od tego gorąca jakoś tak mi słabo – powiedział z udawaną słabością.

Drake wywrócił oczami, ale ujął jego dłoń, pochylając się lekko jak szofer pomagający damie wysiąść z samochodu.

- Dla przyszłego cesarza wszystko – rzucił kąśliwie, pomagając mu wyjść z wanny.

Aki zaśmiał się, owijając ręcznikiem w biodrach i drugim, mniejszym, odciskając starannie włosy.

- Przyszłego? Jestem najmłodszy, nie mam na to szans. No chyba, że zamierzasz wykończyć moich braci – rzucił żartobliwie, ale natychmiast spoważniał, tym razem nie na żarty.

- Nawet nie próbuj. Nie zamierzam brać na siebie tego rodzinnego gówna – ostrzegł ostro, wiedząc, że przyjaciel byłby do tego zdolny, gdyby tylko widział w tym możliwy zysk.

Drake wpatrywał się w niego przez chwilę, jakby poważnie rozważał taką ewentualność.

- A co, jeślibym to zrobił? – zapytał cicho, tonem, który sprawił, że Akihito cały się napiął.

- Wyobraź sobie, że twoi bracia znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Ty zostajesz następcą tronu, a ja... cóż, wiesz, że bym ci pomógł w zarządzaniu – dodał z cynicznym uśmiechem, ale jego głos nie brzmiał jakby tylko się droczył.

Akihito zmrużył oczy, przerywając wycieranie włosów.

- Drake, nie żartuj sobie z tego – powiedział stanowczo.

Jego ton jasno wskazywał, że poruszanie tego tematu nie jest zabawne. Drake uśmiechnął się lekko, ale w jego oczach pojawiło się coś niebezpiecznego.

- Tylko pomyśl, Aki. Pełnia władzy w twoich rękach. Nie musiałbyś więcej odwalać czarnej roboty i pilnować ciemnych interesów podziemia. Nie udawaj, że cię to nie pociąga

Twarz Akihito stężała w wyrazie gniewu, który w nim narastał.

- Co, boli cię, że siedzisz pod moim butem? – zapytał unosząc dumnie podbródek. – Gdybym został cesarzem kto hamowałby te twoje chore ambicje?

Drake przez chwilę patrzył na niego z chłodną powagą, po czym nagle wybuchł śmiechem.

- Musiałbyś widzieć swoją minę! – powiedział przez śmiech. – Przecież wiesz, że żartuje. Chociaż jakby poważnie się nad tym zastanowić...

Akihito wymierzył mu prawy sierpowy w ramię, aż Drake odskoczył, rozmasowując obolałe miejsce.

- Cholerny manipulant – Aki burknął, ale i jemu udało się w końcu uśmiechnąć.

- Ale gdybyś kiedyś zmienił zdanie, to dzwoń – głos Drake'a złagodniał, choć wciąż pobrzmiewała w nim kpina.

Akihito odwrócił się od niego i ruszył w stronę sypialni, ale po chwili spojrzał przez ramię.

- Zadzwonię, ale do hycla, żeby zamknął cię w budzie

Drake podążył za nim, wciąż śmiejąc się pod nosem. Kiedy weszli do sypialni, rzucił się na łóżko, rozsiadając się na poduszkach, które tak starannie ułożył wcześniej.

- Dawaj te filmy, zanim zaczniesz znowu wymyślać jakieś chore plany – powiedział Aki, siadając obok i biorąc do ręki pilota.

Włączyli film i sięgnął po drinka, starając się ignorować ukradkowe spojrzenia Drake, które celowo rzucały się w oczy.

- Władza – brunet mruknął pod nosem, pół żartem, pół serio. – Może jednak kiedyś cię przekonam

Akihito uderzył go lekko poduszką, nie odrywając wzroku od ekranu.

- Jeszcze jedno słowo o władzy, a wylądujesz na podłodze, Drake – uprzedził.

Oparł głowę o zagłówek łóżka, patrząc na telewizor, ale jego myśli krążyły gdzie indziej. Wciąż słyszał w głowie słowa Drake'a, który sugerował, że mógłby przejąć tron, gdyby tylko się postarał. Kiedy byli dziećmi, często żartowali z takich rzeczy. Tworzyli niedorzeczne scenariusze, snuli plany pełne intryg i podstępów, traktując to jak niewinną grę. Jednak teraz wszystko wyglądało inaczej. Dorosłość przyniosła ze sobą powagę, a decyzje, które podejmowali, niosły za sobą realne konsekwencje.

Drake był gotów zrobić dla niego wszystko i Aki dobrze wiedział, że nie były to tylko puste słowa. Gdyby tylko poprosił, Drake byłby w stanie pociągnąć za odpowiednie sznurki, zlikwidować konkurencję a nawet wyeliminować jego braci, jeśli uznałby to za konieczne. Jednak Akihito nie chciał tego i na pewno nie z powodów, jakie mogłyby przyjść na myśl. Nie chodziło o miłość do rodziny. W rzeczywistości jego bliscy zawsze traktowali go z dystansem, niemal obojętnie. Był najmłodszy, najmniej ważny, zepchnięty na margines, pozostawiony samemu sobie.

Zrzucili na niego najbardziej niewdzięczną rolę, nie pytając go o zdanie. Kontrolowanie układów z podziemiem. Rodzina cesarska od zawsze miała swoje powiązania z yakuzą, ale zazwyczaj ograniczali się jedynie do nadzoru, utrzymując równowagę między poszczególnymi frakcjami. To nie była działalność, która wymagała wielkiej finezji. Chodziło o to, by żadna ze stron nie wychylała się zbytnio i nie sprawiała problemów służbom bezpieczeństwa. Wbrew pozorom, ten układ niósł korzyści dla każdej ze stron. Yakuza, mimo że była grupą przestępczą, miała swoje zasady. Istniały nieprzekraczalne granice, a naruszenie ich skutkowało natychmiastową, surową karą.

Tak, yakuza miała swój kodeks i dzięki temu w Japonii handel narkotykami niemal nie istniał. Morderstwa owszem, zdarzały się, ale zawsze były przeprowadzane w sposób dyskretny. Nie było strzelanin na ulicach, gdzie mogłyby zginąć postronne osoby. Rodziny załatwiały swoje sprawy po cichu, nie niepokojąc opinii publicznej. Społeczeństwo mogło spać spokojnie.

Kiedy Akihito był dzieckiem, jego ojciec utrzymywał bliskie relacje z głową yakuzy, wujem Drake'a. Teraz jednak to Akihito przejął tę rolę. Stał się nieoficjalnym łącznikiem między światem podziemia a dworem cesarskim. Wszystko po to, by chronić dobre imię rodziny, gdyby światło dzienne ujrzały niewygodne fakty. Wiedział, że jeśli cokolwiek wyszłoby na jaw, jego bliscy od razu by się od niego odcięli. Zrobiliby z niego kozła ofiarnego, zrzucając całą winę na jego barki. Wystawiliby go na odstrzał, bo nie był dziedzicem. I choć w teorii miał dzięki temu sporo swobody, to w rzeczywistości był dla nich nikim. To nie była kwestia lojalności, a jedynie pragmatyzm. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że był pionkiem w ich grze.

Westchnął cicho, wyrywając się z własnych myśli i spojrzał na Drake'a, który wydawał się całkowicie wciągnięty w film. Przysunął się bliżej niego i oparł skroń na jego ramieniu. Poczuł, jak przyjaciel opiera o jego głowę policzek.

- Upiłeś się na smutno? – Drake spytał po chwili.

Akihito uniósł kącik ust w uśmiechu.

- Coś w tym stylu. Ale zaraz mi przejdzie, bo jesteś obok... - przyznał.

- Taa, też mi cię brakowało. Nie miałem z kim imprezować

- Tylko po to jestem ci potrzebny?

- A co myślałeś? Chociaż nie, jest jeszcze jedna rzecz. Robisz zajebiste curry. W ramach zadośćuczynienia, że muszę cię znosić mógłbyś zrobić je na śniadanie

Akihito usiadł prosto, unosząc brwi w zdumieniu.

- Curry na śniadanie? – skrzywił się na samą myśl. - Z resztą rano zamierzam leczyć kaca a nie ci gotować – przyznał.

Drake uśmiechnął się zaczepnie.

- A myślisz, że do południa którykolwiek z nas ruszy się z łóżka? Wstaniemy dopiero na obiad

Aki odwzajemnił uśmiech.

- Chcesz mnie tu trzymać aż do południa?

Drake zerknął na niego z drapieżnym uśmiechem, który zwiastował dalsze przekomarzania, choć jego wzrok zdradzał coś więcej. Był w nim ten charakterystyczny błysk, który Akihito znał aż za dobrze.

- A co, boisz się, że nie wytrzymasz mojego tempa? – Drake zapytał zaczepnie.

Aki uniósł brwi, rozbawiony tym wyzwaniem i zmierzył go wzrokiem, jakby oceniał jego możliwości.

- Chyba zapominasz, że to ty zwykle wymiękasz pierwszy – odpowiedział z kpiącym uśmiechem, zbliżając się niebezpiecznie blisko.

Drake zareagował na to tylko jednym szybkim ruchem. Chwycił go za włosy i szarpnął jego głowę do tyłu, nachylając się ku jego twarzy aż dzieliły ich zaledwie milimetry.

- Przynajmniej nie jęczę, że boli mnie dupa – wymruczał, patrząc mu prosto w oczy.

Akihito przechylił lekko głowę, na tyle na ile pozwalał mu żelazny uścisk przyjaciela. Uśmiech mimowolnie wykwitł na jego ustach, gdy zorientował się w jego, jakże subtelnej, grze słownej. Wcześniej w kąpieli nazwał jego głowę dupą, więc pewnie miał na myśli skutki kaca.

Nagle, jakby zupełnie naturalnie, wyswobodził się, chwycił Drake'a za ramiona i powalił go na pościel, od razu siadając na jego podbrzuszu i wspierając się rękoma o umięśniony tors.

- A może to ty masz za duże ego? – zapytał, zaczynając powoli poruszać dolnymi partiami ciała w jednoznaczny sposób.

Drake, mimo że przez moment wydawał się kompletnie zaskoczony, natychmiast podjął grę. Jego dłonie powędrowały na biodra Akihito, przyciskając je mocniej.

- No proszę, czyżby książę chciał zobaczyć jak wielkie jest ego prawdziwego mężczyzny? – mruknął z zaczepnym tonem.

Aki pochylił się niżej, by ich twarze znów były blisko. Tym razem czuli na wargach własne, gorące oddechy. Wydawało się, że złączą je w pocałunku, ale wówczas obrócił twarz i nachylił się do ucha przyjaciela.

- A stanie ci w ogóle, staruszku? – zapytał, liżąc czubkiem języka jego małżowinę.

Ruchy jego bioder stały się bardziej sugestywne, ale Drake jedynie patrzył beznamiętnie w sufit, szczerząc się z rozbawienia. Obaj dobrze wiedzieli, że ich relacja, mimo wszystkich tych gierek, nigdy nie przekroczy tej granicy. Lubili ją naginać, balansować na krawędzi, drażnić się nawzajem, prowokując. Ale nigdy nie posunęliby się dalej.

Drake nagle uniósł się i z impetem zrzucił Akihito na podłogę. Ten upadł na tyłek, krzywiąc się z bolesnym jękiem.

- Ty naprawdę nigdy nie zmądrzejesz, co? – powiedział z szerokim uśmiechem, patrząc Akihito prosto w oczy.

Ten westchnął teatralnie i wgramolił się z powrotem na łóżko, rozmasowując obolałe miejsce.

- Ty za to skapcaniałeś. Nawet nie dostałem całusa – stwierdził obrażony niczym dziecko.

- Ojej, księciunia trzeba pocałował w bolącą dupkę? – Drake zakpił.

Akihito udał, że wziął jego propozycję na poważnie i wypiął się do niego, zsuwając bokserki na tyle, by odsłonić pośladek, w który się uderzył. Drake odepchnął go ze wstrętem.

- Zabieraj ten zad! – wykrzyknął, nim obaj wybuchli śmiechem.

Akihito opadł na poduszki, ocierając łezkę rozbawienia z kącika oka. Od śmiechu aż paliły go policzki. Wiedział, że przy Drake'u mógł być w pełni sobą.

Poznali się na jakimś formalnym spotkaniu ich rodzin, gdy obaj byli dziećmi. Znudzeni wymknęli się, by pobawić się w ogrodzie, gdzie pobili się, bo nazwał Drake'a gaijinem, czyli obcym, nie-Japończykiem. Nienawidzili się potem przez wiele lat, aż ich rodziny wysłały ich do tej samej szkoły z internatem. Podobno nie zaplanowali tego, ale oni już wiedzieli swoje. W końcu jakie istniało prawdopodobieństwo, że wylądują akurat w tym samym pokoju?

Cóż, z początku nie łatwa to była relacja, ale Drake był pierwszą osobą, która nie próbowała mu się podlizać. Po prostu... traktował go jak równego sobie i zawsze mówił wprost co myśli. Nawet jeśli słowa bolały. To było coś nowego. Aki wychowany w blasku i cieniu cesarskiego dworu, otoczony ludźmi, którzy widzieli w nim jedynie jego nazwisko, nie miał prawdziwych przyjaciół. Wszyscy się go bali, podziwiali lub próbowali manipulować, by coś zyskać.

A Drake? Był jak powiew świeżego powietrza w dusznej atmosferze japońskiej arystokracji. Trochę nieokrzesany i nieco zbyt brutalny, ale szczery, lojalny.

Stał się moją ucieczką - pomyślał, przypominając sobie te wszystkie noce, kiedy po formalnych spotkaniach i przyjęciach wymykali się razem z internatu, by po prostu pogadać, napić się piwa czy ukraść dziekanowi samochód, za co o mało nie zostali wyrzuceni ze szkoły.

Był kimś, komu mógł zaufać w sposób, w jaki nigdy nie ufał żadnemu z członków rodziny. Z Drake'iem nie było potrzeby ukrywania się za maską, nie musiał grać roli księcia, którą wpoili mu od dziecka. Był po prostu sobą.

Uspokajając oddech położył głowę na ramieniu przyjaciela.

- Co my właściwie oglądamy? – zapytał, zerkając na telewizor.

Drake sięgnął na oślep po jakąś przekąskę.

- A bo ja wiem. Ty to włączyłeś – odpowiedział z pełnymi ustami.

Akihito przez chwilę usiłował zrozumieć, dlaczego dziewczyna w filmie tańczy w deszczu na parkingu centrum handlowego, ale odpuścił to sobie i zainteresował się jedzeniem, które stało na nocnej szafce. Po swojej stronie miał ten sam zestaw przekąsek, ale jak zwykle, trawa u sąsiada była zieleńsza. Jakby nigdy nic wczołgał się na przyjaciela i leżąc na jego torsie zjadł kilka ośmiorniczek. Drake nieświadomie położył dłoń na jego pośladku, poklepując go mimowolnie. Aki już miał zwrócić mu na to uwagę, ale rozległo się donośne pukanie do drzwi sypialni.

Pan domu westchnął ciężko, opuszczając na moment głowę, pełen rezygnacji,

- Przysięgam, że jeśli ktoś nie umiera to powieszę ich za fiuty na jabłoni w ogrodzie... - ostrzegł gderliwym głosem.

- Czego?! – zawołał zirytowany.

Drzwi powoli uchyliły się a w powstałej szczelinie obaj zobaczyli przejętą, bladą twarz Mick'a.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz