Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

13.

Mick potrzebował kilku dni, żeby wrócić do pełnej sprawności. Drake nie mógł siedzieć przy nim cały ten czas, więc już następnego dnia dostał kule, żeby móc samemu pójść chociaż do toalety. Wstawał jednak z łóżka dopiero w ostateczności. Przy pierwszej próbie stanięcia na obitych stopach, mimo solidnej podpory, przeszył go taki ból, że mało nie zemdlał. Nim doczłapał się do łazienki zdążył zalać się łzami i spocić jakby co najmniej dźwigał na plecach konia. Godzinę się uspokajał i przekonywał sam siebie, że musi znów wstać, by wrócić do pokoju. Polanie nóg zimną wodą odrobinę pomogło, ale po tym nieludzkim wysiłku został w łóżku aż do wieczora, kiedy to wrócił sprawca jego cierpienia i zniósł go na dół.

Mimo pełnej lodówki zjedli na kolacje gotowe dania, które nie były tak smakowite jak to, co Drake ugotował ostatnio. Ale wracał z pracy później niż zazwyczaj i po prostu nie miał na to czasu. Mick jednak nie śmiał narzekać. Nie próbował też więcej manipulować mężczyzną, żeby pozwolił mu posiedzieć dłużej przed telewizorem, gdyż przy kolejnej takiej zabawie uderzył go w twarz i zagroził zabraniem do pokoju zabaw, skoro czuję się już lepiej.

Brunet w ogóle był ostatnio dziwnie nerwowy i drażliwy. Czy miało na to wpływ jakieś zdarzenie z pracy, czy fakt, że od kilku dni nie uprawiali seksu, przez jego samopoczucie, nie wiedział i nie chciał w to wnikać. Przypomniało mu to jednak, żeby pilnować się z zachowaniem. Bóg jeden raczył wiedzieć, jakie jeszcze tortury, w ramach kary, mógł wymyślić jego chory umysł.

Dzisiejszego poranka, gdy zszedł przygotować śniadanie, wciąż podpierał się jedną z kul. Mógł już co prawda chodzić bez bólu czy dyskomfortu, ale miał wrażenie, że jego nogi wciąż są nieco niepewne. Wolał więc nie schodzić po schodach bez wsparcia. No i sam widok kuli zniechęcał jego pana do pewnych niemoralnych zachowań a on mógł udawać, że jednak jeszcze trochę go boli, by nie wymagał od niego zbyt wiele. Został już bowiem poinformowany, że będzie go czekało więcej obowiązków, żeby odciążyć od nich panią Chen. Kiedy o tym usłyszał był nieco zły, ale ostatecznie stwierdził, że przynajmniej będzie miał czym zabić nudę. I perspektywa dostępu do większej ilości pomieszczeń, była kusząca. Mimo pozornego poddania się, wciąż rozglądał się za sposobami na dyskretną ucieczkę albo powiadomienie kogokolwiek.

Zdziwił się a nawet wystraszył, widząc bruneta w kuchni. Stał oparty obojgiem rąk o blat wyspy z głową pochyloną nad jakimś sześcianem, zakrytym kawałkiem materiału. Mick w pierwszej chwili pomyślał, że zaspał, ale zegar w salonie pokazywał, że miał jeszcze prawie godzinę na podanie śniadania. Odetchnął więc i podszedł cicho bliżej mężczyzny.

- Sir... - zaryzykował odezwaniem się.

Drake łypnął na niego spode łba. Wyglądał na zmęczonego. Chyba wrócił wczoraj późno w nocy, kiedy on już spał, bo w ogóle go nie słyszał. A może wrócił właśnie teraz? Nie, na pewno nie. Był inaczej ubrany. Teraz miał na sobie burgundową koszulę i czarne dżinsy. Fryzura też była inna, zaczesana do tyłu. Dziś włosy opadały mu swobodnie na czoło, może nawet były nieco wilgotne.

- Długo jeszcze zamierzasz pajacować z tą laską? - spytał szorstko.

Chłopak zerknął na kule, przygryzając nieco dolną wargę. Z pewnym wahaniem odstawił ją, opierając o kuchenną szafkę.

- Czuje się z nią pewniej... - wyjaśnił, po czym wskazał skinieniem głowy na dziwny kształt pod materiałem. – Co to takiego? - spytał, chcąc zmienić temat.

Drake skrzywił się natychmiast z odrazą. Złapał okrycie ledwo dwoma palcami, jakby miał go oparzyć i odrzucił je na bok, odwracając spojrzenie od tego, co stało na blacie. Blondyn za to wytrzeszczył oczy. Pod materiałem skrywało się terrarium z ogromnym ptasznikiem. Mick nie rozpoznawał gatunku, ale jednego był pewien. Pająk o włochatym odwłoku i odnóżach w dwukolorowe paski był przesłodki! Przylgnął zaraz do szybki i zastukał w nią lekko paznokciem.

- Jaki piękny - zachwycił się, gdy ptasznik poruszał leniwie kończynami. – Mogę go wyjąć?- spytał podekscytowany.

Nie słysząc odpowiedzi, zerknął na pana. Ten stał jak wryty, patrząc na niego takim wzrokiem, jakby miał przed sobą szaleńca.

- Ani się waż wyciągać to bydle! - zabronił natychmiast.

Mick kompletnie nie rozumiał jego reakcji, dopóki nie dostrzegł gęsiej skórki na jego karku i kropelki potu na skroni. Czy było możliwe, że ten silny, przerażający i okrutny mężczyzna bał się małego pajączka? Uśmiechnął się nieco złośliwie i otwarł wieko terrarium.

- Jakie tam znowu bydle? Przecież to słodki włochatek - stwierdził przesłodzonym głosem.

Wziął pająka ostrożnie na dłoń i odrobinkę trącił go w odwłok, by zachęcić go do ruchu. Zwierzak powoli obmacał przednimi kończynami jego skórę i nieco niechętnie usadowił się na dłoni. Nie wydawał się w żaden sposób agresywny, więc posadził go sobie na ramieniu, gdzie grzecznie pozostał. Zachichotał jednak, gdy włochate odnóża dotknęły jego szyi i płatka ucha. Urocze stworzonko, chyba było ciekawe nowego otoczenia. Tymczasem mężczyzna nie drgnął nawet o milimetr, ale jego twarz przybrała po kolei wszystkie odcienie bieli. Nie był nawet w stanie odpowiedzieć, gdy Mick spytał o imię pająka.

- Przyjaciel... - Drake odchrząknął, usiłując wrócić do swej zwyczajowej pewności. – Przyjaciel dał mi go na przechowanie na kilka dni. Nie mogłem odmówić... - wyjaśnił odsuwając się instynktownie o krok, gdy blondyn zajrzał do terrarium i wyjął z niego drugiego, choć nieruchomego i nieco bledszego pająka.

Trzymając go za odnóże pomachał nim w powietrzu. Mężczyzna poczuł, jak cierpnie mu skóra a szczęki się zaciskają. Jedna z kończyn odpadła i wylądowała na blacie.

- Kiepsko się nim zajmuje, skoro zostawił w terrarium starą wylinkę - stwierdził chłopak, wyrzucając ją zaraz do śmieci.

Drake poczuł pewną dozę ulgi. Jeden pająk to zawsze mniejszy problem niż dwa. Tymczasem chłopak zajrzał do lodówki, jakby nigdy nic. Jakby nie miał na ramieniu krwiożerczej, włochatej, obrzydliwej istoty o ośmiu nogach i czterech parach oczu.

- Odłóż go - rozkazał mu natychmiast.

Blondyn zerknął na niego, gdy zwisał mu z ust plasterek szynki.

- A... już - zgodził się z pełnymi ustami, wykładając na drugi blat wytłoczkę z jajkami i kilka innych produktów.

- Odpowiada panu śniadanie na słodko, sir? - spytał, mrugając odrobinę zalotnie powiekami, by uśpić czujność mężczyzny.

Ten jedynie skinął głową, skupiając się na uruchomieniu ekspresu do kawy a nie patrzeniu na obiekt swojego dyskomfortu. Chłopak, korzystając z okazji, zdjął delikatnie pająka z ramienia i zakradając się od tyłu do swojego dręczyciela, strząsnął go na jego kark. Przez ułamek sekundy nic się nie wydarzyło, aż brunet wrzasnął przeraźliwie, niemal zrzucając z blatu przygotowaną filiżankę. Otrzepał się w panice, strącając biedne, ośmionożne stworzonko na podłogę, gdzie, nim Mick zdążył go zatrzymać, rozdeptał je bez namysłu. Obrzydliwy chrzęst nawet u blondyna wywołał wzdrygnięcie. Mężczyzna powoli uniósł nogę i odsunął ją. Obaj pochylili się nad ptasznikiem, którego kończyny, które jeszcze nie odpadły, drgały w ostatnich konwulsjach.

- Zabiłeś go panie... - stwierdził ze szczerym smutkiem w głosie.

Nie taki był cel jego psikusa, ale skąd mógł wiedzieć, że Drake zareaguje aż tak agresywnie? Spodziewał się raczej pisku jak u młodej panienki i odrobiny śmiechu.

- No co ty kurwa nie powiesz?! - brunet wyraźnie się wściekł. - Ja pierdole!

Przeczesał nerwowo włosy palcami i potarł kark. Zastanawiał się chwile co począć z martwym stworzeniem i jego flakami na kapciu. Zrzucił go z odrazą i obejrzał czarną skarpetkę, czy nie jest gdzieś poplamiona.

- Posprzątaj to! - warknął do chłopaka i przeszedł do salonu, krążąc chwilę w te i z powrotem wokół kanapy.

Mick bez cienia sprzeciwu posprzątał z żalem to co zostało z ptasznika i stał częściowo ukryty za kuchenną wyspą. Czy powinien zabrać się za śniadanie? A może lepiej byłoby zniknąć mężczyźnie z oczu? Nim zdążył zdecydować Drake do niego podszedł i chwycił za koszulkę na piersi, przyciągając do siebie na tyle blisko, że poczuł jego ciepły oddech na twarzy.

- Jedziesz ze mną po nowego pająka! - rozkazał odpychając go brutalnie.

Blondyn przytrzymał się blatu, by nie potknąć się o, mimo wszystko, wciąż ociężałe nogi.

- Co? Dlaczego? - spytał.

Teraz to on pobladł. Źle wspominał ostatnie opuszczenie apartamentu i wolałby tego nie powtarzać.

- Bo ja nie mogę patrzeć na to włochate cholerstwo! Przebieraj się! - wyjaśnił mu pan i zaklął głośno, wycierając z blatu rozlaną kawę.

Ekspres zdążył się uruchomić, a bez podstawionej filiżanki, zbiorniczek na ewentualny wyciek prędko się przepełnił. Mick, widząc jak jest wściekły, wolał nie ryzykować i od razu pobiegła górę. Przebrał się w dżinsy i pierwszą lepszą bluzę i obaj wyszli z mieszkania.


Tym razem obeszło się bez wibrujących jajeczek i innych dziwactw, ale pan kazał mu trzymać się blisko i nie odzywać bez potrzeby. Tak więc grzecznie milczał, gdy wsiadali do luksusowego samochodu na podziemnym parkingu i gdy mężczyzna prowadził jak rajdowy kierowca. Ścinał zakręty i nie żałował gazu. Mick trzymał się uchwytu przy drzwiach i modlił, żeby nie zginęli. Odetchnął, gdy dojechali do centrum handlowego i mógł wysiąść z tej piekielnej maszyny. Zaciągnął czapkę z daszkiem na głowę i pozwolił panu trzymać się za dłoń. Dopóki nie wyszli z parkingu, nie czuł się tym faktem zażenowany, ale spojrzenia ludzi spowodowały wykwit rumieńców na jego policzkach. Pewnie uważali ich za parę. Drake mógł o tym wcześniej pomyśleć, bo przyciągali niepotrzebną uwagę, ale on zdawał się ignorować ciekawskie spojrzenia.

Zoologiczny w centrum handlowym okazał się nie być najlepiej wyposażony, ale posiadał zaskakująco bogatą kolekcję pajęczaków. Chłopakowi nawet udało się wypatrzyć identyczny okaz, jak ten zabity. Był wręcz identyczny. Nawet miał taki sam większy, jasny pasek na jednym z odnóży po lewej stronie. Kiedy powiedział o tym panu, ten zapewnił, że wierzy mu na słowo i nawet nie zerknął na pająka. Mick usiłował stłumić śmiech, ale i tak z jego ust wydobył się cichy rechot. Był ciekaw, czy Drake zorientowałby się, gdyby kazał spakować sprzedawcy chomika. Wolał tego jednak nie sprawdzać. Choć wizja zaskoczonego mężczyzny, podczas zwracania własności przyjacielowi, była zabawna.

Kiedy szli już pasażem i to on niósł pudełko z ptasznikiem, trajkotał jak najęty, opowiadając głupawą historyjkę, jak kiedyś narobili z przyjacielem rabanu w podobnym sklepie, gdy zobaczyli myszkę z pyszczkiem całym we krwi. Okazało się ostatecznie, że gryzonie dostały chwilę wcześniej warzywne dropsy i był to jedynie ślad po burakach. Z resztą, całą ta opowieść nie miała znaczenia. Usiłował jedynie zamaskować jak źle czuł się w otoczeniu tak wielu ludzi. Zupełnie jak podczas przechadzki na pobliski festyn. Długa izolacja źle na niego pływała. Otwarte przestrzenie i nadmiar ludzi budził w nim niewytłumaczalny lęk.

Pan wydawał mu się dziwnie milczący, więc zerknął w jego stronę i zdał sobie sprawę z tego, że mężczyzna, do którego cały czas mówił, był w istocie kobietą w biurowej, grafitowej garsonce, która popatrywała na niego z dziwnym wyrazem twarzy. Momentalnie stanął jak wryty i rozejrzał się wokół z paniką.

- Sir...? - zawołał nieco nieśmiało, przytłoczony ludzkimi spojrzeniami.

- Drake?!

Odważył się nawet użyć jego imienia, czym zwrócił na siebie jeszcze większą uwagę, ale pana nigdzie nie było. Azjatyckie twarze zlewały się w jeden potok, z którego nie mógł wyłonić żadnego znajomego oblicza. Nieco roztrzęsiony zdecydował się usiąść na pobliskiej ławce i poczekać. Odłożył pudełko z pająkiem obok, w obawie, że zaraz go upuści. Ręce tak bardzo mu się trzęsły. Pan mógł przecież uznać jego zagubienie za kolejną próbę ucieczki a przecież tak nie było. Nie chciał zostać za to ukarany. Poprzednie dni, kiedy został zmuszony do roli psa, były okropne i nigdy więcej nie chciał ich powtarzać. Po prostu by tego nie zniósł.

W jego oczach zaczęły zbierać się łzy bezsilności. Fakt, że jakaś kobieta rozmawiała z ochroniarzem galerii i oboje co chwila zerkali w jego stronę, budził w nim dodatkową panikę. Mężczyzna w uniformie zgłosił coś przez krótkofalówkę i ruszył w jego stronę. Blondyn poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła. Rozpłacze się, jeśli zostanie o coś zapytany. Niespodziewanie pole widzenia zasłoniła mu burgundowa koszula, podkreślająca umięśnioną klatkę piersiową.

- Miałeś trzymać się blisko. Długo zamierzasz tu tak siedzieć? Rusz dupę - warknął właściciel owej.

Chłopak uniósł załzawione spojrzenie i odetchnął głośno. Pan wepchnął mu pudełko w ręce i obejmując go jedną ręką w biodrach, poprowadził w stronę ruchomych schodów. Mick spojrzał jeszcze przez ramię na, odprowadzającego ich wzrokiem, ochroniarza i poczuł nagłą potrzebę wytłumaczenia się ze swojego zachowania. Przy tym, całym sobą, wtulał się w bok mężczyzny, jakby ten mógł ochronić go przed niechcianym obcowaniem z kimkolwiek. Czuł się w jego ramionach zaskakująco bezpiecznie.

- Nie chciałem uciekać, zgubiłem się. Szliśmy razem a potem nagle nigdzie pana nie było, sir - niemal wyszeptał, nieco płaczliwym tonem.

Sam był zdziwiony, jak bardzo jest roztrzęsiony. Drake zerknął na niego z ukosa i kazał mu się po prostu zamknąć, ale nie wydawał się przy tym zły. Co z resztą sam przyznał, gdy znaleźli się już w samochodzie.

- Nic się nie stało. Zaczekałeś w miejscu, gdzie się rozdzieliliśmy. Trwają przedświąteczne wyprzedaże, więc mogłem przewidzieć, że będzie mnóstwo ludzi - wyjaśnił, odpalając wóz i wyjeżdżając z parkingu.

Blondyn wycierał oczy chusteczką i smarkał w nią, więc nie widział uśmiechu, jaki malował się na jego twarzy. Celowo się od niego oddalił, by sprawdzić, jak się zachowa. Dzieciak zdał test i tylko dzięki temu nie zostanie ukarany, gdy wrócą do domu. Znaczy, akurat za to. Bo za naśmiewanie się z niego, z jego lęku przed pająkami, da mu nieźle popalić. W jego aktach znajdowało się bowiem znacznie więcej informacji niż tylko wzrost i waga w momencie sprzedaży.


Gdy wrócili do apartamentu kazał mu wynieść terrarium do siebie, skoro tak dobrze dogadywał się z tym włochatym obrzydlistwem o ośmiu nogach. Zabronił mu jednak kategorycznie wyciągania go z niego. W międzyczasie wysłał wiadomość swojemu asystentowi, że pojawi się w pracy najwcześniej wieczorem. Miał zupełnie inne plany. Przygotował do nich pokój zabaw i zawołał swojego pieska do kuchni. Tam zjedli wreszcie późne śniadanie, składające się ze słodkich tostów z olejkiem waniliowym, po którym pachniało słodyczą w całym apartamencie jeszcze kolejne dwa dni. Tosty z truskawkowym dżemem i cukrem pudrem były zaskakująco pyszne, ale przez smród, spalonego masła i wanilii, zabronił blondynowi przyrządzania ich kolejny raz.

Kiedy skończyli posiłek a Mick zmywał naczynia, podszedł do niego i położył dłonie na jego wąskich biodrach. Poczuł, jak chłopak sztywnieje, ale usiłuje to zamaskować, zerkając na niego przez ramie z lekkim uśmiechem.

- Weź prysznic i za dwadzieścia minut widzę cię w pokoju zabaw - wymruczał mu do ucha, przygryzając jego płatek.

Chłopak nieco skulił ramiona, ale pokiwał grzecznie głową. Wytarł dłonie w ręczniczek i zniknął na górze. Drake podążył za nim, ale wyminął jego pokój i udał się do tego, ukrytego za obitymi skórą drzwiami. Przeciągnął rozkładany fotel na środek pomieszczenia, przystawił do niego stoliczek z przyborami i cierpliwie czekał. Tylko wybrzuszenie w jego spodniach zdradzało pewną niecierpliwość.

Mick wszedł niepewnie do pokoju na końcu korytarza. Kadzidełko w rogu było już odpalone a zapach trawy cytrynowej unosił się w powietrzu, przyprawiając go o ćmiący ból głowy. Nienawidził tej woni, jak i mebla, ustawionego tuż obok studzienki w podłodze. Na sam jego widok robiło mu się słabo. Zdusił w sobie odczucia i usiadł posłusznie w fotelu, pozwalając skrępować sobie wszystkie kończyny skórzanymi klamrami. Drake niespiesznie założył jednorazowe, czarne rękawiczki i przysunął sobie bliżej stolik z przyborami.

- Teraz pośmiejemy się z twoich lęków - stwierdził, odpakowując wenflon z zielonym motylkiem.

Blondyn poczuł jakby grunt usuwał mu się spod nóg. Na widok igły oddech momentalnie mu przyspieszył a serce rozedrgało się w piersi.

- B-błagam... nie... - słowa mimowolnie wyskoczyły mu z ust.

Powietrze opuszczało płuca w dziwnych czknięciach i nie chciało powrócić do organu, mimo iż napinał wszystkie mięśnie. Jego pan zdawał się kompletnie tym nie przejmować. Nachylił się nad nim i z wrednym uśmiechem odchylił mu palcami powieki, przystawiając igłę do gałki ocznej, jakby zamierzał ją dźgnąć. Chłopak z całych sił zamknął oczy i wierzgnął w fotelu z krzykiem. Nie potrafił już nad sobą zapanować. Adrenalina zalała jego umysł i ciało, ale pasy trzymały go w miejscu. Nie potrafiąc się uwolnić zaczął rozpaczliwie szlochać. Mało czego bał się tak bardzo jak igieł. Był w stanie znieść pobieranie krwi, o ile nie musiał na to patrzeć, ale inne kontakty z tym ostry narzędziem, uważał za kompletnie zbędne albo wręcz niebezpieczne. Drake zdawał się jednak czerpać niebywałą satysfakcję z jego paniki. Oblizał lubieżnie górną wargę i złapał go za ucho, wykręcając je boleśnie.

- Jeśli powiesz komuś o tym, że nie lubię widoku pająków... - w jego, na pozór, spokojnym głosie, bez problemu można było usłyszeć groźbę, gdy przysuwał igłę coraz bliżej płatka jego ucha.

Mick widział to kątem oka i napiął się, usiłując wyswobodzić z więzów.

- Niby komu mam to powiedzieć skurwielu?! - krzyknął, szarpiąc się w panice. Drake zacisnął wargi i ściągnął brwi, słysząc inwektywy, jakimi został obrzucony. Zamierzał jedynie przekłuć blondynowi ucho, by założyć mu kolczyk, ale w tym wypadku... Uśmiechnął się psychopatycznie, obnażając zęby i pokręcił głową z niedowierzaniem.

-Skurwielu, hm? Tak mnie postrzegasz? - zapytał, nieco zawiedzionym głosem. – No dobrze. Może więc dam ci ku temu powód? - spytał z rozbawieniem.

Zdjął mu z lewej nogi skarpetkę i polizał stopę od piety aż po czubki palców. Chwilę ssał paluch. Mick wzdrygnął się, myśląc z obrzydzeniem, że mężczyzna musi mieć na punkcie stóp jakiś fetysz.

Usłyszał własny krzyk, nim mózg zdążył przetworzyć i zracjonalizować ból, którego doznał. Brunet złapał go za paluch i gwałtownie wbił wenflon pod płytkę paznokcia. Uczucie było wstrząsające. Intensywny, ostry, przeszywający ból, który wypełnił jego ciało aż do kości. Krzyk był tak długi, że aż zaschło mu w gardle. Przy kolejnej igle, wbitej w sąsiadujący palec, nie umiał wydobyć już najmniejszego odgłosu. Ledwo był w stanie zaczerpnąć powietrza a oczy niemal wystrzeliły mu z orbit.

- Teraz rozumiesz różnicę? Mogę cię karać bardziej... hm... humanitarnie. Ale jeśli będziesz mnie wyzywał, dam ci to czego oczekujesz - odparł ze spokojem, rozmasowując jego drugą stopę.

Z morderczą powolnością zdjął z niej skarpetkę i uśmiechając się wprowadził, tym razem wyjątkowo wolno, wenflon pod paznokieć. Kiedy dotarł do końca, płytka pękła na pół, od nadmiernego napięcia.

Mick zaskomlał płaczliwie, z trudem powstrzymując mocz, przed wydostaniem się z ciała. Za to oczy sączyły z kącików takie ilości łez, że zatoki wypełniły się wodnistą wydzieliną, która spłynęła mu na usta, wyciekając z nosa, którym ustawicznie pociągał, płacząc. Dźwięk masakrowanych paznokci był odrażający. Skrzypiały w niemniejszej rozpaczy niż ich właściciel.

- Przepraszam! Przepraszam, panie! Nikomu o tym nie powiem, przysięgam! - zapewnił, zanosząc się wręcz histerycznym płaczem.

- Powiedzmy, że ci wierzę... - stwierdził Drake, udając, że nad czymś się zastanawia. – Chociaż... tak krnąbrnemu pieskowi jak ty nie powinienem nadmiernie ufać – zauważył, podchodząc do jednej z szafek.

Z szuflady wyjął kombinerki i położył je na rozkładanym stoliczku, w uśmiechu obnażając ładne, białe zęby.

- Może wyrwę ci kilka paznokci? Żebyś dobrze zapamiętał tę lekcję? - spytał, jakby autentycznie obchodziła go odpowiedź.

Nim ją jednak otrzymał, złapał za brzeg najmniejszego paznokcia u jego dłoni i pociągnął go na próbę. Mick, wrzeszcząc jak opętany, zapewniał go, że nigdy, przenigdy, nikomu nie zdradzi jego arachnofobii. Mężczyzna wydawał się zadowolony taką reakcją. Na tyle, że wypiął go z fotela i ciągnąc za włosy, podprowadził i rzucił go u stóp swojego tronu. Zasiadł na nim i przygarnął go do swojego krocza.

Blondynowi nie trzeba było nawet nic mówić, od razu zabrał się do roboty. Jeszcze nigdy nie przykładał się tak do fellatio, choć co chwilę zerkał na obcęgi, które brunet wciąż trzymał w ręce. Postronny obserwator mógł przypuszczać, że oralny seks sprawia mu autentyczną przyjemność. Drake'owi z pewnością sprawiał. Wylał się bowiem w jego gardle wyjątkowo szybko. Ale dzień dopiero się rozkręcał. Mieli przed sobą wiele upojnych godzin, z których zamierzał, jak najbardziej, skorzystać. Duże łóżko, ukryte jak dotąd w ścianie pokoju zabaw, bardzo się do tego przyczyniło. Wyobracał swojego pieska w każdą możliwą stronę, aż ten padł nieprzytomny w atłasową pościel. Dopiero wówczas wyjął igły z jego stóp i opatrzył go starannie. Wcześniej nie zawracał sobie tym głowy. Pierwszy raz dzieciak był tak chętny i tak żwawo kołysał biodrami. Może częściej powinien przekłuwać jego ciało? Z pewnością nie zamierzał na tym poprzestać, o nie. W głowie kiełkowała mu już cała masa innych zabaw z jego blondwłosym pieskiem. A kolczyk i tak pojawił się w jego uchu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz