Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

2.08.2025

19.

W salonie willi zapanowała cisza tak gęsta, że zdawała się dławić każdy dźwięk. Wszyscy zamarli w napięciu, wpatrując się w Akihito, jakby czas zatrzymał się w miejscu, a powietrze stało się ciężkie od oczekiwania. Mick, siedzący najbliżej epicentrum katastrofy, czuł, jak serce podchodzi mu do gardła – rozbite filiżanki, bezcenna porcelana Kaito, leżały w kawałkach na podłodze, a mokry dywan, przesiąknięty kawą, wyglądał jak ofiara jakiegoś barbarzyńskiego rytuału.

Blondyn już żegnał się z życiem, jego spojrzenie, pełne paniki, skakało między szczątkami porcelany a sylwetką Akihito. Hiro, stojący z boku, wstrzymał oddech, próbując stłumić nawet bicie własnego serca, jakby najmniejszy dźwięk mógł wywołać eksplozję. Lu, z szeroko otwartymi oczami, stał jak słup soli, wpatrując się w swojego Pana, a jego dłonie, zaciśnięte w pięści, drżały nieznacznie.

Nagle Akihito drgnął, jakby czas wrócił do normalnego rytmu. Wszyscy spodziewali się krzyku, wściekłego wybuchu, który zmroziłby krew w żyłach, ale zamiast tego z jego ust wydobyło się jedynie długie, pełne zmęczenia sapnięcie. Jego ramiona opadły, a on, bez słowa, odwrócił się na pięcie i wyszedł z willi, nie trzaskając nawet drzwiami. Cisza, która zapadła po jego wyjściu, była niemal ogłuszająca.

Wszyscy odetchnęli z ulgą, jakby uniknęli wyroku, choć napięcie wciąż wisiało w powietrzu. Lu, blady, przygryzł dolną wargę, a jego spojrzenie, pełne niepokoju, podążyło za oddalającą się sylwetką Akihito. Drake zrobił krok w stronę drzwi, wyciągając rękę, jakby chciał chwycić klamkę, ale po chwili zawahania opuścił dłoń, a jego twarz, zwykle niewzruszona, wykrzywiła się w grymasie. Kaito uniósł brwi, a jego głos, niemal szept, przeciął ciszę.

– Nie tego się spodziewałem – mruknął, spoglądając na drzwi. – Aki całkiem nieźle to przyjął.

Drake skrzywił się, a jego spojrzenie, ostre i nieprzeniknione, zatrzymało się na Kaito.

– Jeśli tak myślisz, to mało go znasz – odparł sucho. – Milczenie Aki'ego to oznaka ostatecznego wkurwu. Dalej jest już tylko śmierć.

Lu wzdrygnął się lekko, jakby potwierdzając słowa Drake'a. Powoli przyklęknął na jedno kolano, ostrożnie zbierając kawałki rozbitej porcelany, a jego palce, choć drżały, poruszały się z delikatnością, jakby bał się sprofanować szczątki. Drake rzucił Mick'owi spojrzenie, które mogło zmrozić krew w żyłach, a jego głos, niski i groźny, nie pozostawiał złudzeń.

– Policzę się z tobą, kiedy wrócimy – warknął, po czym odwrócił się do Kaito. – Przepraszam za niego.

Nie czekając na odpowiedź, ruszył za Akihito, a jego kroki, szybkie i zdecydowane, odbiły się echem w korytarzu. Mick, wciąż roztrzęsiony, wczesał palce we włosy po bokach głowy, a jego głos, cichy i pełen paniki, zadrżał.

– Drake mnie zabije – wymamrotał, opierając łokcie na kolanach, jakby potrzebował podparcia, by nie osunąć się na podłogę.

Kaito westchnął cicho, obserwując, jak Lu sprząta, a Hiro, w końcu przełamując własne oszołomienie, kucnął obok niego, ostrożnie przyciskając serwetki do mokrego dywanu, by wchłonąć rozlaną kawę.

– Nie będzie tak źle – powiedział Kaito, choć sam nie wydawał się do końca przekonany. – Czyszczenie tego dywanu będzie drogie, ale nie niemożliwe.

Lu podniósł wzrok, podłapując temat.

– Filiżanki można naprawić techniką kintsugi – powiedział, ostrożnie układając odłamki porcelany na serwetce. – Może nie będzie można z nich pić, ale nie stracisz pamiątki.

Kaito uśmiechnął się do niego lekko, a jego spojrzenie, ciepłe i pełne uznania, sprawiło, że Lu na moment przestał wyglądać jak przestraszony szczeniak. Mick jednak nie podzielał ich optymizmu. Siedział z rękami wciśniętymi we włosy, a jego głos, pełen frustracji, wzniósł się o oktawę.

– Co z tego? – warknął, spoglądając po wszystkich. – Humoru pana Akihito nie poprawi żadna z tych rzeczy. A za to Drake i tak złoi mi skórę. Nie macie pojęcia, jaki on jest, jeśli chodzi o Aki'ego.

Kaito parsknął cicho a jego spojrzenie, choć rozbawione, miało w sobie nutę wyższości.

– Akurat chyba wszyscy poza Hiro tu wiemy – rzucił żartobliwie.

Hiro, wciąż kucając przy dywanie, podniósł wzrok, a jego piwne oczy błysnęły lekkim zakłopotaniem, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jest jedynym, który nie zna w pełni dynamiki między Drake'iem a Akihito. Mick westchnął ciężko a jego dłonie, nadal zaciśnięte we włosach, zdradzały, że wciąż czuje się jak skazaniec czekający na wyrok. W tle, na podłodze, odłamki porcelany lśniły w snopie matowego słońca, padającego leniwie z okna, a mokry dywan, choć powoli czyszczony, wciąż przypominał o chaosie, który wywołał ten jeden, feralny moment.

Kaito, wyczuwając szansę na przywrócenie spokoju, odchrząknął i spojrzał na blondyna.

– Słuchaj, Mick – zaczął, a jego głos, choć spokojny, miał w sobie nutę stanowczości. – Jeśli będziesz współpracował przez te kilka dni, mogę spróbować wstawić się za tobą u Drake'a. Wiesz, z pewnych względów bardzo chce się ze mną pogodzić, no i mamy wspólne interesy.

W Mick'u zatlił się płomyk dumy. Wyprostował plecy, a jego spojrzenie, ostre i nieco podejrzliwe, przesunęło się po twarzy Kaito, jakby chciał wyczytać z niej ukryte intencje. Zmrużył oczy, a jego głos, choć wciąż podszyty nieufnością, brzmiał wyzywająco.

– Współpracował? – zapytał, unosząc podbródek. – Co masz na myśli? Mam ci padać do stóp i całować buty, jak ten przestraszony dzieciak?

Wskazał na Hiro, który skulił ramiona, czując, że niechciana uwaga znów skupia się na nim. Jego dłonie, wciąż trzymające serwetkę z plamą kawy, zadrżały lekko, a oczy, piwne i pełne niepokoju, spuścił na podłogę. Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy Kaito, a jego spojrzenie, zwykle ciepłe, stało się zimne jak lód. Pochylił się lekko, a jego cichy głos przeciął powietrze jak ostrze.

– Nie zamierzam cię tu tresować – powiedział z przekąsem. – Mam cię tylko przenocować przez kilka dni. Chodzi o to, żebyś nie sprawiał problemów i nie zachowywał się jak obrażona księżniczka, której nie zabrano na wakacje.

Mick zagryzł wargi, odwracając wzrok. Jego palce, zaciśnięte znów na spodniach, rozluźniły się nieznacznie, ale w jego oczach wciąż tliła się niepewność. Zerknął na pilocik od obroży, który Kaito obracał w palcach, a jego usta wykrzywiły się w grymasie.

– Trudno negocjować, kiedy trzymasz to cholerstwo – mruknął, może i spokojniejszym tonem, ale wciąż ze śladami buntu w jego brzmieniu.

Kaito westchnął bezgłośnie, a jego palce zatrzymały się na pilociku. Z lekkim uśmiechem, jakby chciał rozładować napięcie, odłożył urządzenie na brzeg stołu, kładąc je ostrożnie, jakby to był delikatny przedmiot.

– Lepiej? – zapytał, unosząc brew.

Mick skinął lekko głową, a jego ramiona, dotąd napięte, rozluźniły się nieznacznie. Rozejrzał się po salonie, po zalanym dywanie i kawałkach porcelany, które Lu wciąż ostrożnie zbierał, a potem spojrzał na Kaito, jakby chciał doprecyzować sytuację.

– Czyli co, mam tu po prostu pomieszkać do powrotu Drake'a? – zapytał ostrożnie, ale brzmiał już mniej wojowniczo. – I nie będziesz wymagał żadnych... upokarzających rzeczy ani prac?

Kaito uniósł brew, a na jego ustach pojawił się lekki, niemal kpiący uśmiech.

– Czego w ogóle się spodziewałeś? – odparł. – Że każę ci się rozebrać i robić za stół w ramach kary?

Mick wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się cień zakłopotania, jakby rzeczywiście przez chwilę rozważał taką możliwość. Kaito wywrócił oczami, wstając z fotela z płynnym ruchem.

– To w stylu Drake'a – powiedział, z nutką rozbawienia w głosie. – Nie każdy jest takim sadystą. Chciałbym tylko, żebyś pomagał chłopakom w pracach domowych. Nie ma ich dużo.

Podszedł do Lu i Hiro, którzy wciąż majstrowali przy dywanie, próbując uratować, co się dało. Kaito pochylił się i pogładził Hiro po włosach czułym, niemal ojcowskim gestem. Gdy chłopak uniósł głowę, spoglądając na niego z lekkim niepokojem, Kaito uśmiechnął się uspokajająco.

– Pokaż Mick'owi wasz pokój – powiedział łagodnie. – Nie mamy drugiego futonu, ale powinniście zmieścić się na tym, na którym śpi Lu.

Lu, wciąż trzymając kawałki porcelany, spojrzał na Kaito z lekkim rozbawieniem.

– Będzie jak na obozie – mruknął, a jego głos, ciepły i swobodny, rozładował resztki napięcia. Wstał i ruszył do kuchni, by opłukać i osuszyć odłamki, które udało się odratować.

Mick, wciąż z wyraźną niechęcią, dźwignął się z kanapy. Jego ruchy były ociężałe, jakby każdy krok wymagał od niego ogromnego wysiłku. Powłócząc nogami, poszedł za Hiro na piętro, gdzie miał się rozpakować. Hiro, z niepewnym uśmiechem, prowadził go po schodach, a jego drobna sylwetka kontrastowała z wysoką, postawną Mick'a, który wciąż wyglądał, jakby szedł na ścięcie.

Salon powoli pustoszał, a plamy na dywanie, choć wciąż widoczne, zaczynały blednąć, rozmywając beznadziejność tej sytuacji. Kaito wsparł się o oparcie fotela, obserwował oddalających się chłopaków, a w jego oczach błysnęła nadzieja, że te kilka dni, mimo wszystko, minie bez większych katastrof. Choć może był w tych marzeniach nieco naiwny. Mick był przecież synonimem kłopotów.


Mick wszedł za Hiro do niewielkiego pokoju na piętrze, a jego ciężkie kroki odbijały się cicho na drewnianych panelach. Odrzucił plecak w kąt, gdzie wylądował z głuchym łupnięciem, a jego uwaga, zamiast na rozpakowywaniu, skupiła się na własnej rozpaczy i obawach. Widmo gniewu Drake'a wciąż wisiało nad nim jak czarna chmura. Westchnął ciężko, opierając się o ścianę, a jego dłonie, zaciśnięte w pięści, zdradzały, że wciąż jest na krawędzi.

Hiro stał z boku, wciśnięty w róg pokoju, a jego drobna sylwetka wydawała się jeszcze mniejsza w obecności Mick'a. Umięśniona postura blondyna, jego krnąbrny język, którym rzucał w salonie, i ostra wymiana zdań z Kaito budziły w Hiro strach. Nie było w nim ciepła i otwartości Lu – Mick wydawał się nieprzewidywalny, jak burza, która może rozpętać się w każdej chwili. Mimo to Hiro zebrał się na odwagę, a jego cichy głos, nieśmiały i pełen szacunku, przerwał ciszę.

– P-pan... będzie potrzebował dużo miejsca? – zapytał, a jego spojrzenie, skierowane na podłogę, unikało oczu Mick'a. – Bo Lu przywiózł sporo ubrań, i... w tej szafie jest już trochę ciasno.

Wskazał niepewnie ręką na prostą, drewnianą szafę stojącą pod ścianą, a jego palce drżały lekko, jakby bał się, że samo pytanie wywoła złość. Mick spojrzał na mebel, potem na Hiro, a jego twarz, dotąd napięta, złagodniała nieznacznie. Westchnął cicho, przeczesując włosy dłonią.

– Nie bój się, mów mi po imieniu – powiedział, a jego ton, choć wciąż szorstki, miał w sobie cień ciepła. Odwrócił się do chłopaka i wyciągnął rękę w geście powitania. – Nie popisałem się tam na dole, co? Nawet się nie przedstawiłem. Jestem Mick.

Hiro uścisnął jego dłoń, ale jego chwyt był słaby, niemal płochliwy, a ręka szybko wycofała się, jakby bała się dłuższego kontaktu. Spuścił wzrok, a jego głos pozostał ledwie słyszalny.

– Hiro – wymamrotał, wpatrując się w podłogę.

Mick zlustrował go uważnie, a jego spojrzenie, ostre i badawcze, zatrzymało się na drobnej sylwetce chłopaka. Skrzywił się lekko, unosząc brew.

– Ile ty masz lat? – zapytał, a w jego głosie zabrzmiała nuta ciekawości zmieszana z obawą, jakby wcale nie chciał znać odpowiedzi.

Hiro, jeszcze bardziej skrępowany, zaczął pocierać ramię, jakby chciał zamknąć się w sobie i odgrodzić od rozmówcy.

– Za kilka tygodni... siedemnaście – odpowiedział cicho, a jego głos brzmiał, jakby chciał zniknąć.

Mick uniósł brew jeszcze wyżej, bo Hiro wyglądał na co najmniej dwa lata młodszego, ale nie skomentował tego. Może urocze ubranie pełne falbanek, które miał na sobie, potęgowało to wrażenie? Hiro zerknął w stronę drzwi, jakby szukał drogi ucieczki, a jego drobne ciało napięło się, gotowe do ruchu.

– Zejdę na dół – powiedział szybko. – Lu pewnie zaczął już szykować obiad.

Ruszył w stronę drzwi, ale nim zdążył zrobić krok, Mick złapał go za rękę. Hiro pisnął cicho, a jego oczy rozszerzyły się w panice. Mick puścił go natychmiast, unosząc dłonie w geście przeprosin.

– Wybacz, nie chciałem cię wystraszyć – powiedział, może nieco zbyt szorstko. – Chciałem tylko zapytać... Kaito dobrze cię traktuje?

Na policzki Hiro wystąpił lekki rumieniec, a jego spojrzenie, wciąż uciekające w bok, błysnęło czymś, co mogło być wdzięcznością, ale też desperacją. Bez namysłu odpowiedział, a jego głos, choć cichy, był pewny.

– Pan jest dla mnie bardzo dobry.

Nie czekając na reakcję, wybiegł z pokoju, zostawiając drzwi otwarte. Mick przez chwilę patrzył na pusty korytarz, a jego dłonie, zaciśnięte w pięści, rozluźniły się powoli. Przeczesał włosy zamaszystym ruchem, mrucząc pod nosem:

– Chyba jednak nie do końca.

Wsunął palec pod obrożę, poprawiając jej ułożenie. Zwykle jej delikatny ucisk napawał go spokojem, przypominając o Drake'u, o jego obecności, nawet gdy był daleko. Ale dziś, w tym obcym pokoju, z widmem nadciągającej kary, obroża uwierała, jakby chciała podkreślić, że wszystko, co znał, właśnie wymyka mu się z rąk. Westchnął ciężko i opadł na brzeg łóżka, wpatrując się w plecak w kącie, jakby tam kryły się odpowiedzi na to, jak wybrnąć z tej sytuacji.

Tymczasem Hiro wbiegł do kuchni, wyglądając jak spłoszony kociak – rozczochrane włosy opadały mu na czoło, a jego piwne oczy, szerokie i niespokojne, rozglądały się po pomieszczeniu, jakby szukały bezpiecznego miejsca. Usiadł przy kuchennej wyspie, niemal wślizgując się na stołek, a jego drobne dłonie zacisnęły się na krawędzi blatu. Lu, mieszający coś w misce, rzucił mu pytające spojrzenie, a jego brwi uniosły się lekko.

– Mick powiedział ci coś przykrego? – zapytał, swobodnie, ale z wyraźną troską.

Hiro pokręcił przecząco głową, a jego ruchy były szybkie, niemal paniczne, jakby chciał jak najszybciej zamknąć temat. Lu wywrócił oczami, odkładając łyżkę i opierając się o blat.

– Nie przejmuj się nim – powiedział, wzruszając ramionami. – Mick czasem bywa dupkiem, bo nie myśli, co mówi. Ale poza tym to fajny facet.

Hiro zerknął w stronę korytarza, a jego spojrzenie, pełne obawy, zdradzało, że spodziewa się, że blondyn pojawi się w progu i nawrzeszczy na nich za obgadywanie. Nikt jednak nie nadszedł, a cisza w kuchni, przerywana jedynie cichym stukotem łyżki o metalową miskę, zachęciła Hiro do przełamania własnego strachu. Nachylił się przez blat, a jego głos zniżył się do konspiracyjnego szeptu.

– Czy Mick jest... no, taki jak my? – zapytał, a jego oczy błysnęły ciekawością, która wygrała z rozsądkiem.

Lu uniósł kącik ust w lekkim uśmiechu, a jego spojrzenie, ciepłe i rozbawione, spoczęło na Hiro.

– Tak, należy do pana Drake'a, tak jak my do naszych Panów – odpowiedział, a jego ton był swobodny, jakby mówił o czymś oczywistym. – Ale on ma bardziej przesrane, bo jeszcze dla niego pracuje. Jest podwójnie zależny – w domu i w pracy.

Hiro zamrugał, zaskoczony, jakby musiał przetrawić tę informację. Sięgnął po owocowy koktajl, który Lu postawił przed nim, i pociągnął przez słomkę, a słodki smak napoju zdawał się na chwilę ukoić jego nerwy. Po dłuższej chwili milczenia odważył się odezwać, a jego głos, cichy i niepewny, ledwie przebił się przez szum codzienności.

– Pan Mick'a... wydaje się dość łagodny. I miły – stwierdził nieśmiało.

Nagle rozległo się gorzkie parsknięcie, a Hiro aż podskoczył na krześle, niemal przewracając szklankę. Mick wszedł do kuchni, a jego kwaśna mina i zmrużone oczy zdradzały, że usłyszał dość, by się zirytować.

– Nie wiesz, o czym mówisz – warknął, opierając się o framugę drzwi. – Drake jest najgorszym skurwysynem na tej planecie.

Lu uśmiechnął się lekko, posyłając mu pełne jawnej kpiny spojrzenie.

– Oho, przyszła królowa dramatu – rzucił, dosypując coś do miski z udawaną nonszalancją.

Mick posłał mu ironiczne spojrzenie, a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu, który nie sięgał oczu.

– Ha, ha, bardzo zabawne – odparł, udając, że śmieje się z jego żartu. – Jak bardzo chcesz, to możemy się zamienić. Ty pojedziesz na kilka dni do Drake'a, a ja do Akihito.

Cyknięcie językiem o podniebienie przerwało jego słowa, jakby coś sobie uświadomił. Pokręcił głową i dodał:

– Nie, to jednak zły pomysł. Pan Akihito też spuści mi wpierdol za te cholerne filiżanki.

Lu zaśmiał się cicho, a jego śmiech, ciepły i swobodny, rozładował napięcie w kuchni.

– Ja jak na razie wolę zostać u Kaito – powiedział, zerkając na Hiro. – Fajnie tu jest. Nie ma praktycznie żadnych obowiązków, tylko uczę Hiro gotować. Miło, co nie?

Hiro skulił ramiona, wbijając wzrok w szklankę koktajlu, jakby chciał zniknąć. Pokiwał jednak powoli głową, a jego gest, choć nieśmiały, był potwierdzeniem słów Lu. Mick spojrzał na niego z powątpiewaniem, a potem pokręcił głową.

– Właśnie widzę – mruknął. – Ten dzieciak jest zastraszony jak surykatka.

Obejrzał się przez ramię w stronę salonu, gdzie Kaito już zniknął, i zniżył głos, jakby bał się, że ktoś go usłyszy.

– Serio, Kaito stał się takim tyranem? – zapytał. – Może nie znam go za dobrze, ale wydawał się spoko.

Lu wzruszył ramionami, odkładając łyżkę i opierając się o blat.

– Zdefiniuj tyrana – poprosił z lekkim uśmiechem. – Jak na standardy naszych Panów, Kaito nawet nie wie czym jest kara.

Mick mruknął coś w stylu: „Ta, zapewne", a jego dłoń odruchowo powędrowała do lewej ręki, gdzie zaczął rozmasowywać trzy palce, jakby wciąż czuł ich dawny ból. W jego wspomnieniach, mimo upływu lat, wciąż tkwiła kara, którą otrzymał od Drake'a za coś tak błahego jak szukanie w internecie kontaktu z rodziną. Połamane palce dawno się zagoiły, ale rana na psychice wciąż pulsowała, zwłaszcza teraz, gdy zniszczył coś tak cennego jak prezent od Akihito. Kolana zadrżały mu ze stresu, a jego spojrzenie, utkwione w podłodze, zdradzało, że widmo nadchodzącej kary wręcz go przytłacza. Nienawidził tego oczekiwania. Wolałby już po prostu mieć to za sobą. Czekanie na wyrok samo w sobie też było torturą.

Mick westchnął w końcu ciężko, opierając się o kuchenny blat, a jego spojrzenie, wciąż podszyte niepokojem, przesunęło się po pomieszczeniu.

– Co robimy na obiad? – zapytał, z nutą rezygnacji w głosie. – Kaito kazał mi pomagać.

Lu przechylił miskę, pokazując upłynnione z cukrem drożdże, a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.

– Pizze – odparł, mieszając zawartość miski ze zwyczajową w takich chwilach pewnością.

Hiro natychmiast się ożywił, a jego oczy, zwykle płochliwe, błysnęły entuzjazmem.

– Z pieczarkami? – zapytał, a jego głos, choć cichy, zdradzał podekscytowanie.

Lu zaśmiał się krótko, odstawiając miskę na blat.

– Możemy dodać pieczarki – odpowiedział, zerkając na niego z rozbawieniem.

Mick skrzywił się nieznacznie, krzyżując ramiona na piersi.

– Ja wolałbym z kiełbasą – mruknął, z naturalną dla siebie przekorą.

Lu wywrócił oczami, sięgając po kubek i odmierzając odpowiednią ilość wody i mąki do miski.

– Ze wszystkiego musisz robić problem – powiedział, kręcąc głową. – Możemy zrobić mniejsze pizze, każdy doda, co lubi.

Mick wzruszył ramionami, a na jego twarzy pojawił się cień zgody.

– Pasuje – rzucił, po czym bez skrępowania otworzył lodówkę, wyciągając na blat wszystko, co wskazał mu Lu – pomidory, paprykę, kiełbasę, ser i puszkę kukurydzy.

Hiro szybko dopił swój owocowy koktajl, umył ręce i również zaangażował się w pracę. Lu przekazał mu zadanie zagniecenia ciasta, instruując go na każdym kroku z cierpliwością starszego brata, podczas gdy on sam i Mick zajęli się krojeniem warzyw. Noże śmigały po deskach, a kuchnia wypełniła się cichym stukotem i zapachem świeżych składników.

Atmosfera, początkowo napięta, zaczęła się rozluźniać. Rozmowy potoczyły się swobodnie, przeplatane żartami i docinkami między Lu a Mick'iem. Hiro, choć milczący, miał na twarzy lekki uśmiech, a domowa, niemal rodzinna atmosfera sprawiała, że czuł się zaskakująco dobrze. W jego rodzinnym domu, pełnym chłodu i przemocy, takich chwil nie było. Tutaj, mimo pewnych przerażających aspektów życia z Panami, czuł się... lepiej. Nawet jeśli Mick uważał go za „zastraszoną surykatkę".

Spokój nie trwał jednak długo. Gdy rozmowy nieubłaganie wróciły na temat Panów, Mick, najwyraźniej wciąż rozdrażniony, przycisnął Hiro, chcąc dowiedzieć się, co takiego miłego chłopak widzi w Drake'u. Hiro, nieco zmieszany, nieopatrznie zdradził, że Drake kupił Lu upragnione buty. To wystarczyło, by atmosfera w kuchni znów zgęstniała. Mick, wściekły, rzucił nóż na blat, a jego głos, pełen oburzenia, wzniósł się o oktawę.

– Serio? – warknął. – Drake nie chce mi dołożyć kilku tysi do nowej konsoli, a tobie kupił buty za pełną cenę?

Lu, niewzruszony jego wybuchem, wzruszył ramionami, krojąc paprykę z precyzją, która kontrastowała z jego swobodnym tonem.

– To było zadośćuczynienie za stres, który przeżyłem przez pana Drake'a – odparł, wykrzywiając usta w lekkim uśmiechu.

Mick wyśmiał go, przedrzeźniając jego słowa z kpiącą intonacją.

– Zadośćuczynienie za stres – prychnął, naśladując Lu. – Jasne.

Lu zmarszczył czoło, a jego cierpliwość najwyraźniej się kończyła. W odwecie chlapnął na Mick'a sosem pomidorowym, a czerwona plama wylądowała na jego koszulce i twarzy. Hiro, widząc wściekłą minę blondyna, miał ochotę schować się za wyspą kuchenną albo w ogóle uciec z pomieszczenia. Był pewien, że zaraz dojdzie do bójki, a jego serce zabiło szybciej z paniki.

Wtedy do kuchni wszedł Kaito, niosąc w ręku tablet. Spojrzał na nastroszoną dwójkę spod lekko zsuniętych okularów, a jego brew uniosła się w kpiącym wyrazie. Jego głos, szorstki, lecz spokojny, przeciął napięcie.

– Powinienem wiedzieć, co się tu dzieje? – zapytał, a jego spojrzenie, chłodne i badawcze, zatrzymało się na Mick'u i Lu.

Pierwszy natychmiast spuścił z tonu, odchrząknął nerwowo i sięgnął po papierowy ręcznik, wycierając sos z twarzy i koszulki.

– Nic się nie dzieje – mruknął, a jego ton był niemal służalczy. – Lu jest po prostu niezdarny.

Lu zachichotał, przysłaniając usta ręką, w której wciąż trzymał łyżkę mokrą od sosu.

– Wcale nie – odparł, a jego oczy błysnęły rozbawieniem. – Mick jakoś tak sam mi się napatoczył.

Kaito wywrócił oczami, a jego usta wykrzywił lekki uśmiech, jakby cała sytuacja była dla niego bardziej zabawna niż irytująca. Czuł się trochę tak, jakby otwarł domowe przedszkole, choć dla nastolatków.

– Za godzinę przyjedzie kurier z paczką – powiedział, przenosząc wzrok na Hiro, który cicho ugniatał ciasto na blacie obsypanym mąką, tworząc zgrabny placek. – Przynieś ją do gabinetu.

Hiro pokiwał szybko głową, a jego dłonie, pokryte mąką, zadrżały lekko pod spojrzeniem Kaito. Gospodarz zlustrował go uważnie, po czym uniósł tablet, klikając coś na ekranie i mamrocząc pod nosem:

– Jednak brzoskwiniowy. A może zielone jabłuszko?

Po czym odwrócił się i wyszedł, zostawiając ich samych. Hiro opuścił ramiona z pewną rezygnacją, a jego myśli pobiegły do paczki. Miał tylko nadzieję, że Kaito nie zamówił mu znów kolejnych ubrań czy jakichś dziwacznych dodatków, które czasem pojawiały się w willi bez zapowiedzi. Westchnął cicho, wracając do ugniatania ciasta, a w kuchni znów zapanowała cisza, przerywana jedynie stukotem noży i cichym szumem rozmowy, która tym razem unikała drażliwych tematów.


Już po niespełna pół godzinie cała trójka – Mick, Lu i Hiro – siedziała w salonie, rozwalona na kanapie, podczas gdy w kuchni piekarnik wypełniał parter smakowitą wonią piekącej się pizzy. Ciasto, posypane dodatkami wybranymi przez każdego z nich, skwierczało cicho, a zapach pomidorów, sera i pieczarek mieszał się z nutą przypraw, tworząc atmosferę niemal domowego ciepła. Telewizor grał w tle, wyświetlając serial, którego fabuła była tak zagmatwana, że nikt z nich nie próbował jej nawet zrozumieć. Hiro leżał na wpół rozciągnięty na kanapie, z nogami podkulonymi pod siebie, a jego piwne oczy, błyszczące iskierkami, śledziły ekran z dziecięcą fascynacją, choć ni w ząb nie pojmował, o co w tym wszystkim chodzi.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi, ostry i niespodziewany, a Hiro drgnął, jakby ktoś strzelił z pistoletu. Usiadł powoli, a jego spojrzenie, pełne niepokoju, powędrowało do Lu, jakby szukał w nim ratunku. Lu uśmiechnął się do niego, a jego gest, ciepły i uspokajający, miał w sobie coś z braterskiej zachęty.

– Nie ma się czego bać, idź otworzyć – powiedział, skinąwszy głową w stronę drzwi.

Hiro wstał z kanapy z wyraźną niechęcią, a jego kroki, ostrożne i powolne, zdradzały, że zbliża się do drzwi z taką ostrożnością, jakby za nimi czekała klatka z wściekłymi tygrysami. Gdy dzwonek rozbrzmiał ponownie, chłopak pisnął cicho, a jego dłonie, drżące lekko, chwyciły klamkę. Uchylił drzwi tylko na tyle, by wychylić głowę, a jego oczy, szerokie i nieufne, zlustrowały postać kuriera stojącego na progu.

– Dzień dobry, paczka dla pana Kaito Yamaguchi – powiedział kurier, a jego ton był uprzejmy, choć rzeczowy. Podał Hiro niewielką paczkę, owiniętą w brązowy papier, i wyciągnął tablet. – Proszę o podpis.

Hiro zerknął przez ramię na Lu, jakby wciąż liczył na to, że ktoś wyręczy go w tej stresującej sytuacji. Lu jednak tylko skinął zachęcająco głową, a jego uśmiech, choć subtelny, dawał Hiro pewność, że nie ma się czego bać. Chłopak odetchnął głęboko, przejął tablet i nakreślił na nim koślawy znak, który miał być jego imieniem. Jego palce, wciąż lekko drżące, zostawiły na ekranie nierówną linię, ale kurier, choć uniósł brew, nie skomentował tego. Skłonił się krótko i odszedł, a jego kroki zachrzęściły na żwirze przed willą.

Hiro zamknął drzwi z cichym kliknięciem, przyciskając paczkę do piersi, jakby była skarbem. Z powściągliwą dumą, która malowała się na jego twarzy, ruszył w stronę gabinetu, gdzie Kaito czekał na przesyłkę. Jego kroki, choć wciąż nieśmiałe, miały w sobie odrobinę pewności, jakby samo wykonanie tego prostego zadania dodało mu odwagi. W salonie Mick i Lu wymienili spojrzenia – Mick z lekkim rozbawieniem, a Lu z cichą aprobatą – po czym wrócili do oglądania serialu, a zapach pizzy, coraz bardziej intensywny, przypominał im, że popołudnie, mimo wszystko, zapowiada się przyjemnie.

Hiro zatrzymał się przed drzwiami gabinetu, a jego ręka, lekko drżąca, zawisła nad drewnianą powierzchnią. Zapukał cicho, niemal bezgłośnie, jakby bał się, że sam dźwięk może wywołać burzę. Gdy z wnętrza dobiegło krótkie „Wejdź", jego serce zabiło szybciej, ale posłusznie nacisnął klamkę i wszedł do środka, przyciskając paczkę do piersi, jakby była tarczą.

– Paczka przyszła – powiedział cicho, wręcz ledwie słyszalnie.

Kaito, siedzący za biurkiem, zamknął laptop, zdjął okulary i odłożył je na blat. Jego spojrzenie, ostre i badawcze, spoczęło na Hiro, a gestem dłoni wskazał mu, by się zbliżył.

– Podejdź – powiedział, a jego ton, choć spokojny, nie znosił sprzeciwu.

Hiro przełknął ślinę, a jego kroki, ostrożne i niepewne, poniosły go bliżej biurka. Podał Kaito paczkę, a jego dłonie, wciąż drżące, szybko cofnęły się, jakby chciał jak najszybciej opuścić gabinet. Już obracał się do wyjścia, gdy głos Kaito, krótki i ostry, zatrzymał go w miejscu.

– Zostań – padł rozkaz.

Polecenie było jak smycz, która uziemiła chłopaka. Hiro wstrzymał oddech, a jego oczy, szerokie i pełne niepokoju, utkwiły w podłodze. Kaito, nie spiesząc się, sięgnął po nożyk do listów i rozciął taśmę na paczce z precyzją chirurga. Wyciągnął ze środka wzornik farb i drugi, z próbkami tkanin, rozkładając je na biurku. Hiro patrzył na to bez zrozumienia, a jego zdumienie rosło, gdy Kaito zaczął przykładać kolorowe kartki do jego twarzy, a skrawki materiałów rozkładać mu na ramionach, przyglądając mu się oceniającym spojrzeniem. Chłopak nie śmiał drgnąć, jego ciało było sztywne, jakby zamienił się w manekin, a oddech, płytki i szybki, zdradzał narastający stres.

W końcu Kaito odłożył trzy kolorowe kartki i trzy kawałki tkanin na biurko.

– Wybierz po jednym kolorze – polecił, wyraźnie oczekując szybkiej decyzji.

Hiro zamrugał, zdezorientowany, a jego spojrzenie, błąkające się po wzornikach, zdradzało, że nie rozumie, o co chodzi.

– Do... czego to jest potrzebne? – zapytał cicho, drżącym szeptem.

Kaito westchnął, widząc, że jego bliskość za bardzo stresuje chłopaka, i odsunął się lekko, siadając z powrotem na krześle.

– Kiedy Lu i Mick wyjadą, czeka nas kolejny remont – wyjaśnił rzeczowo. – Chcę postawić pokój, w którym będziesz się ładnie komponował.

Hiro przygryzł wargę, a jego oczy, wciąż szerokie, wypełniły się zdumieniem. Nie pojmował, dlaczego sytuacja znów skupia się na jego osobie, ani dlaczego Pan pozwala mu mieć własne zdanie w tak niejasnej sprawie. Czuł się, jakby wciągnięto go w grę, której zasad nie znał. Mimo wątpliwości pochylił się nad biurkiem, a jego palce, ostrożnie i nieśmiało, przesunęły się po próbkach. Po chwili wahania wybrał liliową tkaninę i farbę w ciepłym, matowym odcieniu turkusu, kładąc je przed Kaito z lekkim drżeniem rąk.

Mężczyzna uniósł brwi, a jego spojrzenie, choć zwykle nieprzeniknione, zdradzało cień zaskoczenia. Pokiwał jednak głową z uznaniem, jakby wybór Hiro, choć nietypowy, przypadł mu do gustu.

– Dobrze – powiedział krótko, po czym machnięciem dłoni odprawił chłopaka. – Możesz iść – doda, gdy ten najwyraźniej nie zrozumiał gestu.

Hiro, wciąż wytrącony z równowagi, nie potrzebował zachęty. Niemal wybiegł z gabinetu, a jego kroki, szybkie i lekkie, poniosły go z powrotem do salonu. Gdy dotarł do kuchni, zapach świeżo upieczonej pizzy, który wypełniał cały dom, sprawił, że ślina zebrała mu się w ustach. Lu i Mick właśnie wyjmowali blachy z piekarnika, a złociste placki, pokryte roztopionym serem i dodatkami, wyglądały jak obietnica normalności po tym dziwnym, stresującym momencie w gabinecie. Hiro przystanął, a jego spojrzenie, wciąż nieco nieobecne, powędrowało po kuchni, gdzie Lu i Mick wymieniali żartobliwe docinki, nieświadomi burzy myśli, która wciąż szalała w głowie chłopaka.


Reszta dnia minęła domownikom w atmosferze zaskakująco spokojnej, wręcz sielankowej. Po pełnym emocji poranku i popołudniu spędzonym na przygotowywaniu pizzy, salon wypełnił się śmiechem i swobodnymi rozmowami. Zapach pieczonego ciasta wciąż unosił się w powietrzu, a serial w telewizji, choć niezrozumiały, stał się tłem dla żartów Mick'a i Lu, którzy prześcigali się w docinkach. Hiro, choć wciąż nieco wycofany, czuł, że napięcie powoli opada, a domowa atmosfera, mimo całego zamieszania, przynosiła mu ulgę. Jednak dzień pełen wrażeń dał mu się we znaki i gdy po kolacji pozwolono mu pójść spać, w myślach dziękował wszystkim bóstwom za tę chwilę wytchnienia.

W sypialni Hiro wykąpał się jako pierwszy, a teraz siedział na łóżku, ubrany w ciepłą piżamę z wizerunkiem uśmiechniętego misia na piersi. Jego mokre włosy, zawinięte w turban z ręcznika, wciąż pachniały szamponem o zapachu yuzu. W dłoniach trzymał mangę, którą przywiózł Lu, a jego oczy, choć zmęczone, przesuwały się po stronach. Potrafił odczytać niektóre prostsze słowa w dymkach, ale fabułę łapał głównie z obrazków. Nawet gdy gubił się w historii, uparcie wpatrywał się w zadrukowane strony, zbyt skrępowany, by podnieść wzrok.

W sypialni panował lekki chaos – Lu i Mick, przygotowujący się do wieczornej toalety, krzątali się po pokoju, a ich swobodne zachowanie sprawiało, że Hiro czuł się jak intruz we własnym łóżku.

Lu, teoretycznie biorący prysznic, co chwilę opuszczał łazienkę, szukając to frotki do włosów, to kremu do twarzy, to żelu pod prysznic. Nie trudził się przy tym, by zakryć to i owo, które dyndało mu między nogami, a jego swobodne ruchy i brak skrępowania sprawiały, że Hiro wbijał wzrok w mangę jeszcze intensywniej. Lu, z ręcznikiem przewieszonym przez ramię, rzucał żartobliwe komentarze, jakby nie zauważał, że Hiro niemal zapada się w poduszki z zażenowania.

Mick, czekający na swoją kolej pod łazienką, przysiadł na brzegu komody, a jego cierpliwość najwyraźniej się kończyła. W końcu wstał, a jego głos, choć podszyty irytacją, miał w sobie nutę rozbawienia.

– Lu, jeśli natychmiast nie wejdziesz pod ten prysznic, to ja to zrobię – warknął, krzyżując ramiona na piersi.

Lu, wychylając się z łazienki z maseczką na twarzy i szerokim uśmiechem, wywrócił oczami.

– No to weź prysznic ze mną, skoro jesteś taki niecierpliwy – rzucił, prowokacyjnym tonem, jakby wciąż toczyli tę samą grę.

Hiro, nadal wpatrzony w mangę, był pewien, że Mick tylko się roześmieje i zignoruje propozycję. Jak wielkie było jednak jego zaskoczenie, gdy, bez chwili wahania, zaczął rozpinać i ściągać spodnie.

Gdy blondyn zdjął koszulkę przez głowę Lu aż zagwizdał, a jego oczy błysnęły zachwytem. Hiro, siedzący na łóżku, natychmiast przysłonił twarz mangą, ale jego policzki pokryły się rumieńcem, gdy zerknął przez brzeg komiksu, chcąc sprawdzić, co się dzieje. Lu, oparty o framugę łazienki, uniósł brew i rzucił z kpiącym uśmiechem:

– Drake pozwolił ci to zrobić?

Mick, zdejmując skarpetki, wyprostował się i zerknął przez ramię, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o czymś. Zaśmiał się krótko, a potem odwrócił się tyłem, prezentując tatuaż w całej okazałości. Wzór, przedstawiający rybę koi płynącą wśród fal przetykanych kwiatami wiśni, rozciągał się od jego łopatek aż po dolną część pleców. Napiął mięśnie, by zrobić jeszcze większe wrażenie, a jego głos, choć swobodny, miał w sobie nutę dumy.

– Sam wybrał wzór – powiedział, a jego uśmiech poszerzył się, gdy spojrzał na Lu.

Lu, zaintrygowany, podszedł bliżej i musnął opuszkami palców brzeg tatuażu, śledząc linie fal i płatków. Mick zaśmiał się ponownie, a jego ton stał się żartobliwie niecierpliwy.

– Długo jeszcze będziesz mnie macał? – zapytał, unosząc brew. – Trochę mi zimno.

Lu cofnął rękę, a na jego twarzy pojawił się lekki grymas zakłopotania.

– Sorka – mruknął, ale jego oczy wciąż błyszczały rozbawieniem.

Obaj młodzieńcy, śmiejąc się, zniknęli za drzwiami łazienki, a szum lejącej się wody wypełnił przestrzeń. Hiro, wciąż siedzący na łóżku, nadstawił uszu, próbując wyłapać strzępy ich rozmowy. Głosy, choć przytłumione przez szum prysznica, docierały do niego w urywkach. Wyłapał pytanie Lu, który zastanawiał się na głos:

– Czemu mój Pan nie ma tatuaży? Myślałem, że w Yakuzie to obowiązkowe.

Odpowiedź Mick'a była niewyraźna, zagłuszona wodą, ale Hiro dosłyszał coś w stylu:

– Może oyabun nie musi ich mieć. W końcu to on stanowi prawo.

Chłopak momentalnie znieruchomiał, a jego serce zabiło szybciej. Przerażenie ścisnęło mu gardło, a manga, którą wciąż trzymał, zadrżała w jego dłoniach. Wiedział, że ludzie, którym sprzedał go jego ojciec, należeli do półświatka, ale w klubie nikt nie mówił tego wprost – wszystko było zamaskowane półsłówkami, niedomówieniami. W domu Kaito tym bardziej nie spodziewał się takich powiązań, sądząc, że jego Pan to jedynie bogaty przedsiębiorca. Ale teraz nie miał wątpliwości. Znalazł się w rękach Yakuzy! Co więcej, jego Pan przyjaźnił się z samym przywódcą przestępczej organizacji, który, jakby tego było mało, był księciem tego kraju. Najmłodszym, ale jednak.

Przestraszony odkryciem, o którym nie powinien był słyszeć, Hiro odłożył mangę na nocną szafkę z cichym stuknięciem. Położył się szybko, niemal wskakując pod kołdrę, i opatulił się nią po same uszy, kuląc się na posłaniu jak przestraszone zwierzę. Myśli wirowały mu w głowie, a oddech, płytki i szybki, zdradzał panikę. W co też się wpakował? Nie dość, że przez własną niezdarność stracił wolność, to teraz miał spać w jednym pokoju z członkiem Yakuzy. Tatuaż Mick'a, wyraźny i nie pozostawiający wątpliwości, był tego jasnym dowodem. Hiro zamknął oczy, próbując zagłuszyć szum wody i rozmowy dobiegające z łazienki, ale strach, który go ogarnął, nie pozwalał mu zasnąć.

Po wielu minutach Lu i Mick w końcu opuścili łazienkę, wciąż podśmiewując się z jakiegoś żartu, który rozbawił ich pod prysznicem. Ich włosy, mokre i rozczochrane, lśniły w świetle lampy, a ręczniki, niedbale przewieszone przez ramiona, dodawały im swobodnego, niemal chłopięcego uroku. Gdy jednak zauważyli Hiro, skulonego pod kołdrą, z głową niemal całkowicie ukrytą w fałdach materiału, ucichli. Spojrzeli po sobie, porozumiewając się bez słów, i przygasili część świateł, poruszając się po pokoju znacznie ostrożniej, jakby bali się zakłócić jego spokój.

Rozłożyli wspólnie futon, porozumiewając się szeptem, a ich ruchy, choć zgrane, zdradzały lekką nieporadność. Gdy w końcu położyli się pod cienką kołdrą, zaczęło się mozolne moszczenie. Futon, zdecydowanie za mały dla dwóch rosłych młodzieńców, okazał się polem bitwy. Mick narzekał na ciasnotę, Lu szarpał kołdrę, a ich szeptane kłótnie szybko przerodziły się w cichą, lecz zaciekłą walkę o przestrzeń.

– Może połóżmy się odwrotnie, nogami do siebie – zaproponował Lu, szukając zgody, ale brzmiał na zniecierpliwionego.

Mick, leżąc na boku, prychnął z oburzeniem.

– Żebym miał twoje giry na twarzy? Zapomnij – warknął, ciągnąc kołdrę w swoją stronę.

Lu, zirytowany, odwrócił się do niego plecami, zabierając ze sobą niemal całe przykrycie. Mick, teraz odkryty, usiadł z impetem, chwytając za brzeg kołdry.

– Oddawaj, Lu – syknął, szarpiąc materiał.

Przepychanka trwała chwilę, a żaden z nich nie chciał ustąpić. Kołdra, ciągana w obie strony, trzeszczała w szwach, a ich szeptane przekleństwa mieszały się z tłumionym, nerwowym chichotem. W końcu Lu usiadł, a jego oczy błysnęły złośliwie. Z nagłym uśmiechem puścił kołdrę, a Mick, zaskoczony, poleciał do tyłu, uderzając plecami i głową o nocną szafkę. Drewno zaskrzypiało, a stojąca na szafce lampka, ceramiczna i zdobiona delikatnym wzorem, runęła na podłogę, roztrzaskując się z hukiem.

Hiro zerwał się do siadu z krzykiem, przyciskając do piersi pluszowego szopa, którego trzymał w ramionach. Jego oczy, szerokie i pełne przerażenia, błyszczały w półmroku, a oddech, szybki i nierówny, zdradzał panikę.

Lu podrapał się po tyle głowy z konsternacją, a jego spojrzenie, choć wciąż rozbawione, miało w sobie cień skruchy.

– Sorry, Hiro, obudziliśmy cię – powiedział, zerkając na chłopaka. – Mick, nic ci się nie stało?

Blondyn, masując tył głowy, skrzywił się, wkurzony.

– Primadonna Lu się stała – mruknął, wstając z futonu. Zirytowany, włączył żyrandol, a ostre światło poraziło oczy wszystkich, odsłaniając rozbitą lampkę, której odłamki lśniły na podłodze jak małe, ostre gwiazdy. Lu westchnął ciężko, opierając dłonie na biodrach.

– To nie moja wina – powiedział, unosząc brew. – Nie potrafisz dzielić się przestrzenią.

Mimo sporu obaj zabrali się za sprzątanie, ostrożnie zbierając kawałki ceramiki, by nie skaleczyć się o ostre krawędzie. Mick, układając odłamki na nocnej szafce, rzucił ponure spojrzenie w stronę drzwi.

– Mam nadzieję, że hałas nie zaalarmował Kaito – mruknął. – U pana Akihito już by się nam oberwało za zakłócanie ciszy nocnej.

Na szczęście gospodarz się nie zjawił, a pokój znów wypełniła cisza, przerywana jedynie ich cichymi oddechami. Problem jednak pozostał – jak mieli pomieścić się na tym jednym, cholernym futonie? Mick i Lu popatrzyli na siebie, a ich spojrzenia, choć wciąż podszyte irytacją, zdradzały, że obaj są zbyt zmęczeni, by kontynuować walkę.

Hiro potarł piekące od zmęczenia oko pięścią, a jego drobna sylwetka, wciąż skulona pod kołdrą, zadrgała lekko. Zebrał się na odwagę i odezwał się nieśmiało, a jego głos, cichy i drżący, ledwie przebił się przez ciszę pokoju.

– Może... ja położę się z Lu na podłodze, a Mick weźmie moje łóżko? – zaproponował, spuszczając wzrok na pluszowego szopa, którego położył na kolanach.

Lu, wciąż siedząc na futonie, ściągnął brwi i spojrzał na Hiro z niedowierzaniem.

– Jesteś zbyt miły dla tego dupka – mruknął.

Hiro zarumienił się, a jego policzki zapłonęły, ale pokręcił głową, próbując zachować spokój.

– To żaden kłopot – zapewnił cicho. – Po prostu... chciałbym już się położyć, bo jestem zmęczony.

Mick, wciąż masując tył głowy po zderzeniu z szafką, podniósł swoją poduszkę z futonu i rzucił bez namysłu:

– Powinieneś się hartować, Hiro. Co, jeśli Kaito zapragnie pieprzyć cię całą noc, a rano zażyczy sobie śniadania do łóżka?

Lu momentalnie ściągnął brwi, a jego spojrzenie, ostre jak brzytwa, spoczęło na blondynie. Bez słowa wychylił się z posłania i trzasnął Mick'a otwartą dłonią w pośladek, aż ten podskoczył, zaskoczony, a jego oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.

– Jesteś delikatny jak cholerny czołg – warknął Lu, całkiem poważnym tonem. Wyciągnął rękę do Hiro, przywołując go do siebie. – Chodź mały.

Hiro, wciąż czerwony na twarzy, zsunął się z łóżka, zabierając swoją poduszkę i pluszowego szopa. Położył się na futonie obok Lu, a jego drobne ciało niemal zniknęło pod cienką kołdrą. Mick, kręcąc głową, zgasił żyrandol, a pokój pogrążył się w półmroku, rozświetlonym jedynie smugą księżycowego światła wpadającą przez okno. Umościł się na łóżku, które było nieco za krótkie na jego wzrost, a materac zaskrzypiał pod jego ciężarem.

– Sorry, Hiro, jestem gruboskórny – mruknął, a jego głos, choć wciąż szorstki, miał w sobie cień skruchy. – Dobrej nocy.

Lu odburknął coś w podobnym tonie, a potem troskliwie okrył ramiona Hiro kołdrą, upewniając się, że chłopakowi jest ciepło. Hiro zamknął oczy, a w pokoju wreszcie zapanował spokój, przerywany jedynie cichym pochrapywaniem Lu, który niemal natychmiast odpłynął do krainy snów.

Hiro jednak leżał na boku, zdrętwiały od niepokoju. Myśli o Yakuzie, o tatuażu Mick'a i o tym, że jego Pan jest powiązany z samym oyabunem, nie dawały mu zasnąć. Jego serce biło szybko, a pluszowy szop, wciąż ściskany w ramionach, był jedyną kotwicą, która trzymała go w rzeczywistości.

Tymczasem Mick, leżąc na łóżku, gapił się w ciemności na ścianę. Jego ręka odruchowo sięgnęła do trzech palców lewej dłoni – najmniejszego, serdecznego i środkowego – tych samych, które niegdyś złamał mu Drake. Wspomnienie tamtej kary, choć dawne, wciąż było żywe, a widmo nadchodzącej konfrontacji sprawiało, że serce podchodziło mu do gardła. Już dawno nie bał się Drake'a tak bardzo jak tej nocy. Miał nadzieję, że kilka dni spędzonych z Akihito nieco ostudzi jego gniew, ale w głębi duszy wiedział, że to naiwne myślenie. Przygryzł róg kołdry, a jego oddech, ciężki i nierówny, zdradzał, że sen jest ostatnią rzeczą, o której mógłby teraz marzyć.

– Co ja pierdolę – mruknął w myślach. – Pewnie na tym wyjeździe ustalą, co ze mną zrobić.

Z trudem przełknął ślinę, czując, jak gardło ściska mu się z niepokoju. W sypialni panowała cisza, ale dla Hiro i Mick'a ta noc była pełna lęków, które nie pozwalały im zmrużyć oka.


Przez kolejne trzy dni w willi panowało napięcie, które, choć niewypowiedziane, było niemal namacalne. Hiro poruszał się po domu jak cień, uważając na każde spojrzenie, które kierował w stronę Mick'a. Jego piwne oczy, zwykle pełne nieśmiałej ciekawości, teraz unikały blondyna, jakby bały się wywołać najmniejszy konflikt. Każdy jego krok był ostrożny, a gesty powściągliwe, jakby chciał zniknąć w ścianach. Mick z kolei nie był w lepszym stanie – jego palce, niemal bez przerwy, tarmosiły trzy palce lewej dłoni, a jego twarz, zwykle zadziorna, wykrzywiała się w grymasie niepokoju. Widmo nadchodzącej kary od Drake'a wisiało nad nim jak czarna chmura, a każdy dzień w domu Kaito, choć spokojny, tylko potęgował jego niepewność.

Kaito, obserwując to wszystko, celowo ignorował ich zachowanie. Zadowolony, że wizja kary spacyfikowała buntownicze zapędy Mick'a, i mógł cieszyć się spokojem w domu. Dzięki temu mógł skupić się na ważniejszych sprawach – przede wszystkim na planach przebudowy willi.

Siedział właśnie w gabinecie, pochylony nad projektami, które miały przekształcić część domu w nowy pokój, dostosowany do jego specyficznych planów. Zaangażował architekta, który miał zaprojektować dobudówkę z tyłu domu, tak by możliwie najmniej zaburzała bryłę budynku. Oznaczało to poświęcenie części ogrodu, który i tak nie był szczególnie okazały, ale Kaito był gotów na tę ofiarę, jeśli miało to stworzyć przestrzeń, w której mógłby uczyć Hiro... różnych ciekawych praktyk.

Gdy jednak dowiedział się, że budowa dobudówki zajęłaby miesiąc, niezależnie od włożonych środków, aż zdębiał. Nie miał pieprzonego miesiąca! Chciał tego pokoju jak najszybciej, najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Po krótkim namyśle doszedł do wniosku, że jedynym rozwiązaniem będzie przearanżowanie układu pomieszczeń na piętrze. Poświęcenie jednej z gościnnych sypialni, z połączoną łazienką, wydawało się najbardziej sensowne – przebudowa hydrauliki kosztowałaby krocie i wydłużyła remont, dotykając większej części budynku.

Bibliotekę można by przenieść do saloniku, który dotychczas służył jako strefa wypoczynkowa dla gości, których przecież nie przyjmował zbyt wielu. Zburzenie ściany między biblioteką a sypialnią pozwoliłoby powiększyć pokój do odpowiednich rozmiarów, a łazienkę można by nieco przesunąć, by zwiększyć jej przestrzeń. To wciąż byłoby mnóstwo pracy, ale firma budowlana zapewniała, że uwiną się w tydzień.

Kaito odchylił się na krześle przy biurku, gryząc końcówkę długopisu, którym nanosił poprawki na rozłożonych przed sobą planach budynku. W końcu odłożył go i spojrzał na ekran laptopa, gdzie miał otwartą wideorozmowę z wykonawcami projektu. Jego głos, spokojny, lecz stanowczy, przerwał ciszę.

– Kiedy możecie zacząć? – zapytał, opierając podbródek na splecionych dłoniach.

Mężczyzna o lekko śniadej karnacji, widoczny na ekranie, odpowiedział rzeczowo:

– Za dwa dni, kiedy przyjadą materiały.

Kaito skinął głową, a jego spojrzenie, chłodne i rzeczowe, nie zdradzało emocji.

– W takim razie daję wam zielone światło, proszę przysłać mi umowę i zmodyfikowany kosztorys do końca dnia – powiedział, po czym zakończył rozmowę, zamykając laptop z cichym kliknięciem.

Kaito oparł się wygodniej o krzesło, a jego ramiona rozluźniły się z poczuciem dobrze wykonanej pracy. Spojrzał na okno, gdzie słońce przebijało się przez rzednące chmury, rzucając złote smugi na podłogę gabinetu i niosąc obietnicę pięknego dnia. Zadowolenie z finalizacji planów remontu willi szybko jednak ustąpiło miejsca kolejnemu problemowi, który zaprzątał jego myśli.

Zdalna praca przez ostatnie dni sprawiła, że jego pracownicy, pozbawieni odpowiedniego nadzoru, zaczęli podchodzić do swoich obowiązków zbyt swobodnie. Efektem tego był zawalony kontrakt z jednym z najważniejszych klientów. Kaito już skontaktował się z nim, przeprosił i umówił nowy termin nadesłania papierów do podpisu, ale klient okazał się nieprzejednany. Zażądał, by Kaito przyleciał do niego z umową osobiście, w ramach zadośćuczynienia. Żadne tłumaczenia o nadmiarze pracy związanej z tworzeniem nowej filii nie były w stanie go przekonać.

Kaito westchnął ciężko, klnąc pod nosem. Zwinął plany willi rozłożone na biurku i odłożył je na bok, a potem przysunął laptop. Kilka kliknięć później znalazł najbliższy lot do Wiednia – mógłby wylecieć jeszcze tego wieczoru. To idealnie zbiegało się z planowanym remontem, na czas którego i tak zamierzał przenieść się do swojej mniejszej rezydencji na obrzeżach regionu Kantō. Kupił ją bardziej jako lokatę kapitału, ale teraz mogła okazać się użyteczna.

Problemem pozostawał jednak... Hiro. Kaito miał dla niego dokumenty – co zaskakujące, nie były nawet fałszywe – więc teoretycznie mógłby wywieźć chłopaka z kraju bez przeszkód. Ale jak wyjaśniłby jego obecność Dawidowi? Dodatkowo Hiro ledwie radził sobie z japońskim, a angielski był dla niego czarną magią. Gdyby usłyszał polski, zapewne by zemdlał. Zostawienie go samego gdziekolwiek nie wchodziło w grę – chłopak był zbyt nieśmiały i zagubiony, by poradzić sobie w obcym miejscu.

Kaito sięgnął po komórkę i otworzył wiadomość, którą otrzymał dziś rano od Drake'a. Była krótka, rzeczowa, ale napełniała go pewną nadzieją: „Wracamy. Będziemy o 14. Chłopcy mają być gotowi." Postukał telefonem o brodę, a jego spojrzenie, zamyślone i chłodne, błąkało się po gabinecie. Po chwili odłożył komórkę na blat biurka z cichym stuknięciem i wstał, prostując się z podjętą decyzją. Ruszył do salonu, gdzie Mick, Lu i Hiro siedzieli nad jakąś planszówką, którą wygrzebali w trakcie sprzątania kilka dni wcześniej składziku. Wszyscy troje unieśli na niego spojrzenia.

– Pakujcie się – powiedział, stając w progu. Jego głos, spokojny, lecz stanowczy, nie pozostawiał miejsca na dyskusję. – Drake i Akihito przyjadą o 14.

Mick momentalnie zbladł a Lu klepnął się w uda, wstając, jakby spodziewał się tych wieści. Poklepał blondyna po ramieniu, w pocieszającym geście i obaj ruszyli na piętro. Lu dość żwawo, zadowolony, że wreszcie wróci do domu, do Makoto, do znajomej rutyny. Zaś Mick powłócząc nogami, jakby szedł na ścięcie. Hiro natomiast opuścił głowę i wbił smętny wzrok w porzuconą grę. Wizja pozostania sam na sam z Panem w tym wielkim, niegościnnym domu napawała go lękiem i smutkiem. Skończą się wesołe wieczoru przed telewizorem i wspólne gotowanie z Lu.

Chłopak drgnął, gdy poczuł ciepłą doń na karku i odwrócił się w fotelu, lękliwie spoglądając przez ramię na Pana, stojącego zdecydowanie zbyt blisko.

– Ty też – Kaito mruknął ponaglająco, na co Hiro wytrzeszczył oczy w zdumieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz