Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

3.11.2024

52.

Makoto przebudził się już jakiś czas temu, więc kiedy w pokoju rozbrzmiał budzik, po prostu usiadł i go wyłączył. Serce zabiło mu szybciej, gdy dostrzegł, że łóżko Lu wciąż jest puste, co oznaczało, że spędził całą noc z Panem. To podsyciło smutek i gorycz, które narastały w nim od wczorajszego wieczoru. Przybity, obudził Kaname, który przeciągnął się leniwie i zaspany odwróciła drugi bok. Mako pozwolił mu poleżeć jeszcze kilka minut, ale w końcu wygonił go z łóżka. Wczorajszego wieczoru Pan, zanim odprawił ich do pokoju, oznajmił, że mimo, że nie dokończyli pracy, to kara jest skończona, ponieważ nie oczekiwał, że uda im się w pojedynkę wykonać zadania, które im zlecił. Tak więc musieli zabrać się za swoje zwyczajowe obowiązki i przygotować śniadanie.

Z niemałym wysiłkiem, choć burczało mu w brzuchu, Makoto przeszedł do porannej toalety. Postanowił wyglądać nienagannie, by nie dać Panu żadnego powodu do niezadowolenia. Kiedy uznał, że jego ubiór jest wystarczająco schludny, zszedł na dół, gotowy do pracy.

Już schodząc po schodach zobaczył, że przy stole ktoś siedzi. Drake i Mick właśnie kończyli śniadanie. Najwyraźniej wstali dużo wcześniej od nich. Makoto rozglądał się po pomieszczeniu, zdziwiony nieobecnością Akihito. O tej porze Pan zazwyczaj kończył trening i oczekiwał na kawę albo świeży sok. Dla pewności Mako sprawdził godzinę, ale przecież nie zaspał.

- Dzień dobry, sir – odezwał się ostrożnie do Drake'a. – Czy... wie pan może, gdzie jest nasz Pan? – zapytał.

Mężczyzna podniósł wzrok znad filiżanki kawy, jakby kompletnie nie interesowała go ta kwestia.

- Pojechał kupować prezenty na Nowy Rok – odpowiedział, zjadając ostatni kęs z talerza.

Makoto poczuł kolejne ukłucie w sercu. Pan zawsze zabierał go ze sobą, by pomógł wybrać coś dla Lu, a teraz także dla Kaname. To był czas, kiedy czuł, że uczestniczy w czymś wyjątkowym, ważnym. Przełknął gorycz, ale nie mógł powstrzymać kolejnego pytania.

- A... Lu? – zapytał, próbując brzmieć neutralnie.

Drake dopił kawę i odstawił filiżankę.

- Pojechał z Akim – odpowiedział krótko.

Makoto poczuł, jak żal ściska go w środku. Opuścił wzrok, przygnębiony. Chyba po raz pierwszy był zazdrosny o obecność Lu blisko Pana. Był przekonany, że Akihito zrobił to celowo, by go zranić, ale ta świadomość niczego nie ułatwiała. Gorycz tym bardziej mu doskwierała, gdy uzmysłowił sobie, że może i fizyczna kara skończyła się wczoraj, ale ta głębsza, która zostawiała rysy na jego psychice, dopiero się zaczynała.

Nagle Drake parsknął śmiechem, spoglądając na wiadomość, którą właśnie otrzymał. Mick uniósł brwi, zaciekawiony.

- Co się stało? – spytał, widząc, że coś ewidentnie rozbawiło mężczyznę.

Drake wykrzywił usta w ironicznym uśmiechu i potrząsnął głową z niedowierzaniem.

- Nigdy nie udało mi się namówić Aki'ego na choćby wejście do McDonald's a temu skubańcowi się udało – powiedział, wskazując na telefon. – Nawet pije kawę i nie umiera

Uniósł telefon, by pokazać chłopakom zdjęcie. Na ekranie widać było Akihito z poważnym wyrazem twarzy, trzymającego kubek kawy w charakterystycznym opakowaniu z fastfooda. Obok niego Lu wcinał kanapkę z zapałem, aż oczy błyszczały mu z radości.

Makoto musiał przygryźć wargę, by powstrzymać drżenie brody i stłumić napływające do oczu łzy. Jego Pan nigdy nie zabrałby na to śmieciowe żarcie, jak je nazywał. Widok przyjaciela, który cieszył się kanapką, budził w nim żal i tęsknotę za bliskością, której teraz brakowało mu bardziej niż kiedykolwiek.

Widząc zatroskane spojrzenie Mick'a prędko przetarł ukradkiem oczy.

- Sir, co właściwie mamy dziś robić? – zapytał, chcąc zmienić temat. – Plan dnia nadal nie został naprawiony – dodał.

Liczył na to, że Pan choć zostawił im jakieś instrukcje. Nie lubił improwizować i działać bez jego wyraźnego polecenia, nawet jeśli chodziło tylko o sprzątanie posiadłości. Drake jednak tylko wzruszył ramionami.

- Jak dla mnie możecie robić, co tam chcecie.- stwierdził obojętnie. - Mnie i Mick'a nie będzie na obiedzie – uprzedził, wstając od stołu.

- Ruszaj się, kierowca pewnie już czeka – rzucił do Mick'a.

Chłopak wepchnął do ust ostatni kęs i w pośpiechu wstawił naczynia do zmywarki. Zebrał swoje rzeczy i już po chwili Makoto został w kuchni całkiem sam. Nagła cisza przybiła go jeszcze bardziej, ale zabrał się za przygotowanie posiłku.

Kilka minut później usłyszał tupot i zobaczył Kaname, który zbiegł po schodach, rozglądając się z zaciekawieniem.

- Co ze śniadaniem? – spytał z uśmiechem.

- Zjemy sami – Mako odpowiedział smętnie. – Wstaw wodę na herbatę – polecił.

Kaname zrobiło mu kazano a czekając aż woda się zagotuje, zerknął na zegarek, wiszący na ścianie.

- Myślisz, że skoro Pan zaspał na śniadanie, to dzisiaj on będzie głodował? – zapytał żartobliwie, z uroczą naiwnością.

Makoto nawet się nie uśmiechnął. Pokręcił przecząco głową, wyciągając składniki na szejka dla młodszego chłopaka. Przez chwilę rozważał, czy zrobić mu ryż z jabłkiem, ale obawiał się, że znów może dostać sensacji żołądkowych. Lepiej było nie ryzykować. Dla siebie zrobił ordynarną kanapkę, którą wrzucał w siebie pospiesznymi kęsami, bez apetytu. Chciał jedynie uciszyć burczący żołądek. Lubił celebrować wspólne posiłki z Panem i chłopakami. Wtedy miał poczucie, że stanowią rodzinę. Pokręconą, ale jednak rodzinę.

Kaname przygotował im herbatę z miodem i postawił przed nim kubek, którym w ogóle nie był zainteresowany. Patrzył tylko za okno, przeżuwając machinalnie.

- Mako, źle się czujesz? – chłopak spytał po dłuższej chwili.

Makoto potrząsnął głową, zmuszając się do lekkiego uśmiechu.

- Nie, wszystko dobrze. Powinniśmy wziąć się za sprzątanie, skoro zostaliśmy z tym we dwóch.

- A gdzie Lu? – Kaname spytał zdziwiony.

- Pojechał z Panem na zakupy – odpowiedział starszy z chłopców.

- Myślisz, że kupią coś fajnego? – drugi spytał z przejęciem. – Ostatnio jak ty byłeś z Panem to przywieźliście same ciuchy, nic zabawnego – stwierdził, sprzątając po śniadaniu.

Wreszcie usta Makoto rozciągnęły się w szczerym uśmiechu. Poczochrał Kaname włosy.

- Ale bluza z pingwinem ci się podobała – uznał, przypominając sobie, jak chłopak rozczulał się nad wyszytym zwierzątkiem w kreskówkowym stylu.

- Bo pingwinki są urocze – młodszy odpowiedział, nadymając zabawnie policzki.

- Chodź już. Podłogi same się nie odkurzą – Mako popędził kolegę.

- Nie lubię odkurzać

- W takim razie zajmij się łazienkami

- To wolę jednak odkurzać...

Razem ruszyli do obowiązków a Makoto poczuł, że choć poranek nie potoczył się najlepiej, to być może nie będzie tak źle przetrwać ten dzień z Kaname w pustym domu.


Lu czuł się o niebo lepiej po śniadaniu i wypiciu mocnej kawy. Nadal trudno mu było uwierzyć, że Pan zgodził się na posiłek w McDonald's. Wprawdzie zasypiał na siedząco w samochodzie, po niespokojnej nocy, wyglądając niczym upiór, ale gdy Akihito zapytał, czy nie chciałby się napić kawy, Lu nawet w najśmielszych snach, nie przewidziałby takiego obrotu spraw. Wspomniał tylko mimochodem, że w Maku serwują całkiem dobrą latte, a Pan rzeczywiście nakazał kierowcy, żeby skierował się do najbliższego McDonald'sa.

Ku własnemu zdziwieniu, Lu obudził się tam w pełni, ożywiony aromatem gorącego, słodkiego napoju i smakiem kanapki. Był zaskoczony, widząc Pana, który najwyraźniej też czerpał rozrywkę z tej niecodziennej decyzji. Akihito nawet pstryknął im zdjęcie, by przesłać je do Drake'a, z ironiczną uwagą, że jedzą śniadanie w fastfoodzie. Lu niemal się śmiał, obserwując rozbawioną minę Pana. To śniadanie i ich swobodna rozmowa rozproszyły cień zmęczenia i uczyniły poranek całkiem przyjemnym.

Teraz jechali limuzyną do Midtown Mall, wieżowca w dzielnicy Minato, gdzie mieściło się największe centrum handlowe w Tokio. Akihito patrzył na przemykające za oknem miasto, a Lu wciąż nie mógł się otrząsnąć z szoku, że Pan obudził go rano, mówiąc, iż zamierza zabrać go na zakupy. Czekało ich wybieranie prezentów dla wszystkich na Nowy Rok. Ta rola zawsze należała do Makoto, ale najwyraźniej po ostatnich wydarzeniach, popadł u Pana w niełaskę.

Lu zerkał niepewnie na mężczyznę, zastanawiając się, dlaczego akurat jemu została powierzona taka odpowiedzialność. Przecież Akihito mógł poczynić zakupy samemu. On ucieszyłby się z nowego zestawu ołówków, do swoich rysunków. Makoto z kolejnej książki z serii kryminałów, w których ostatnio się zaczytywał. A Kaname? Jemu wystarczyłaby pluszowa maskotka i paczka cukierków.

Przez tę niecodzienną sytuację w Lu narastał stres, ale jednocześnie dziwna duma, spowodowana zaufaniem, jakie otrzymał od Pana. Mimo iż spędzenie z nim większości dnia, nie napawało go specjalną radością.

Gdy tylko weszli do Midtown Mall, Lu od razu zauważył, że Pan nie zamierza oszczędzać ani. Akihito szastał pieniędzmi na lewo i prawo, ale jego wybory były precyzyjne. Kupował tylko rzeczy najwyższej jakości, zamiast bezmyślnie brać z półek każdy drobiazg. Lu cały czas pozostawał cichy, czując się niezręcznie w roli doradcy. Jednak to zmieniło się, gdy weszli do sklepu z elektroniką i grami.

- Wybierz coś – polecił Akihito, wskazując na półki pełne tytułów.

Lu aż przełknął ciężko ślinę, zdając sobie sprawę, że wybór może nie być taki prosty. Ostrożnie sięgnął po dwie gry, przygodówkę i survival horror, ale zawahał się, zauważając, że Akihito ściągnął brwi. Na moment przestraszył się, że Pan uznał jego wybór za zbyt śmiały.

- No dalej, Lu – powiedział Akihito z zachętą. – Weź jeszcze kilka. Nie krępuj się

Lu poczuł, jak opadają z niego resztki napięcia. Wkrótce zaczął sięgać po kolejne tytuły, całkiem pochłonięty możliwością wyboru. Przeglądał półki z dziecięcym entuzjazmem, wybierając gry, które spodobałyby się nie tylko jemu, ale i reszcie chłopaków. Rozkręcił się do tego stopnia, że zapełnił koszyk nie tylko grami, ale też akcesoriami. Nie mógł się wręcz doczekać, kiedy wypróbują matę do tańca. Kontrolery też nie mogły być zwyczajnie czarne, więc wybrał te kolorowe.

Akihito obserwował go z rozbawionym uśmiechem, kiedy to jego zazwyczaj nieśmiały podopieczny z zapałem wybierał kolejne przedmioty. Bez chwili zawahania kazał obsłudze spakować wszystko a także dorzucić najnowszy model konsoli. Zapłacił za zakupy bez mrugnięcia okiem, po czym wezwał kierowcę, by zabrał je do samochodu. Przecież nie będą nosić całego tego majdanu, gdy mieli jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia.

Dalsze zakupy przebiegały już w o wiele swobodniejszej atmosferze. Lu przestał myśleć o swoim początkowym stresie, a Akihito, z typowym dla siebie chłodnym entuzjazmem, prowadził ich do kolejnych sklepów. Gdy dotarli do dużej drogerii z kosmetykami do pielęgnacji ciała, to właśnie Pan puścił wodze fantazji. Znany tu jako stały klient, szybko przyciągnął uwagę personelu, który od razu zaoferował mu najnowszą kolekcję z dodatkiem lawendy.

Lu sięgnął po tester płynu do kąpieli i przymknął oczy, wciągając zapach, który w posiadłości Akihito zawsze kojarzył mu się z bezpieczeństwem i troską. Akihito, obserwując jak chłopak niemal się rozpływa, uśmiechnął się do siebie i bez wahania zażyczył sobie całego zapasu tego płynu, jaki mieli na sklepie.

- Plus te kule, które oferowaliście, oraz tamte mydełka – wskazał na kilka opakowań uroczych, malutkich mydełek o subtelnych zapachach.

Ostatecznie produktów było tak dużo, że kazał obsłudze wysłać je na swój adres, oszczędzając tym samym kręgosłup biednego kierowcy, który przybiegał na każdy jego telefon. Lu, choć wciąż oszołomiony skalą zakupów, czuł się niezwykle wdzięczny za taki poranek. Akihito nie tylko traktował go z wyrozumiałością, ale wręcz zachęcał do dalszych wyborów, jakby jego zdanie naprawdę miało znaczenie.

Następnie zawędrowali do sklepu z herbatą i kawą, gdzie Akihito zaopatrzył się w kilka wykwintnych mieszanek o subtelnych, kwiatowych nutach oraz mocniejszych, intensywnych kaw. Następnie skierowali się do butiku z męską galanterią, gdzie odebrał zamówiony wcześniej portfel z inicjałami Drake'a. Lu przyglądał się gładkiej skórze i subtelnie wytłoczonym literom, wiedząc, że przyjaciel Pana będzie pod wrażeniem tego podarunku.

Prawdziwą próbą cierpliwości okazała się jednak wizyta u jubilera. Lu, choć przyglądał się kunsztownie wykonanym wyrobom, szybko stracił zainteresowanie i zaczął się nudzić. Może i miał w uchu kolczyk, identyczny jak Mako, bo niegdyś Pan przekłuł im uszy, ale takie błyskotki nigdy specjalnie go nie interesowały. Akihito zdawał się jednak starannie wybierać kolczyki, które chciał zakupić dla siebie i przyjaciela.

W końcu jednak nadeszła kolej na bardziej interesujące miejsce. Sklep, w którym można było znaleźć dosłownie wszystko, od eleganckich ubrań po najdziwniejsze, absurdalnie drogie bibeloty.

Pan pozwolił mu tam na sporo swobody i mógł samemu przechadzać się alejkami, oglądając pstrokate wazony, albo inne zbieracze kurzu. Wydawało mu się, że Aki miał coś do załatwienia u właściciela tego przybytku, który wyglądał jak żywcem wyjęty z kryminału. Lu miał co prawda mgliste pojęcie o tym, czym zajmował się zawodowo Pan, ale ta kwestia nigdy specjalnie go nie interesowała.

Jego uwagę przyciągnął za to dział z kreatywnymi akcesoriami, gdzie natknął się na przepiękny szkicownik w twardej oprawie z galaktycznym wzorem na okładce. Papier był gruby i wytrzymały, idealny do malowania farbami. Oczami wyobraźni widział już, jak zamienia strony na małe fragmenty wszechświata.

Lu niemal podskoczył, gdy nagle poczuł obecność Pana tuż za sobą i usłyszał jego głos przy uchu.

- Chcesz go? – Aki spytał, widząc co trzyma.

Chłopak zarumienił się, speszony tym, że został przyłapany na tak otwartym podziwie dla szkicownika. Jakby robił coś zakazanego, niemal natychmiast odłożył go z powrotem na półkę i wymamrotał, że nie, wcale nie chce. Akihito, widząc jego zakłopotanie, wywrócił oczami i kazał mu iść do kasy. Gdy Lu ruszył przodem, mężczyzna wrzucił szkicownik do koszyka z wyrazem twarzy sugerującym, że to zupełnie nieistotna decyzja, choć doskonale wiedział, jak wielką sprawi tym radość Lu.

Kilka minut później Lu czekał na ławce na pasażu, starając się zająć czymkolwiek, by zabić czas. Pan poszedł do krawca, a on potrzebował skorzystać z toalety. Akihito nie zamierzał tracić czasu, więc poszedł zająć się swoimi sprawami a jemu nakazał tu zaczekać, gdy załatwi potrzebę. Teraz jednak, siedząc samotnie i czekając na powrót Pana, Lu czuł delikatny niepokój, więc zaczął krążyć wokół, oglądając wystawy w witrynach sklepów. Wpatrując się w elegancki, złoty zegarek, usłyszał za sobą znajomy głos.

Odwrócił się, a jego serce natychmiast przyspieszyło. Kilka metrów dalej stała trójka wyrostków, którzy wyraźnie mu się przyglądali. Jeden z nich pomachał do niego ręką z kpiącym uśmiechem.

- To serio Tanaka! – rzucił, gdy podeszli.

Lu zamarł. Od lat nikt nie zwracał się do niego po nazwisku. W posiadłości Akihito był po prostu Lu, ale ci chłopcy przypomnieli mu o przeszłości, którą wolałby pogrzebać. Znał dwóch z nich, chodzili razem do szkoły i nigdy nie przepuszczali okazji, żeby mu dokuczyć. Zanim zdążył się odsunąć, jeden z chłopaków zarzucił mu ramię na barki, wykrzywiając usta w złośliwym uśmiechu.

- Co ty tutaj robisz? – zapytał drwiąco, zniżając głos.

Lu poczuł, jak gardło mu się ściska, przez co nie mógł wykrztusić słowa.

- Stary, gdzieś ty zniknął? Lata cię nie widziałem – odezwał się drugi, lustrując go od góry do dołu.

Trzeci, którego Lu nie rozpoznał, ale on zdawał się go znać doskonale, parsknął z wyraźnym rozbawieniem.

- A ty nie słyszałeś? Matka sprzedała go do burdelu. Cała szkoła o tym huczała – powiedział z drwiną.

Słowa odbiły się echem w głowie Lu, a on nie mógł zebrać myśli. Jak przez mgłę słyszał kolejne, okrutne słowa.

- Chwila, ta dziewczyna, która przedawkowała w zeszłym roku w kiblu w metrze, nie miała przypadkiem na nazwisko Tanaka? To była twoja siora?

Lu poczuł, jakby ktoś uderzył go w brzuch. Czy jego siostra naprawdę nie żyła? Próbował wbić wzrok w ziemię, czując, jak całe jego ciało przeszywa nieopisany ból. Oczy miał pełne łez, które z trudem powstrzymywał. Choć w posiadłości mieli dostęp do wiadomości i prasy, ta informacja z łatwością mogła mu umknąć.

Jego milczenie tylko ośmieliło wyrostków, którzy zaczęli rechotać.

- No i co? Ile bierzesz za numerek, jeśli przelecimy cię we trójkę w kiblu? – spytał jeden z nich, drwiąc bezczelnie.

Lu zacisnął pięści, ale wciąż nie był w stanie się poruszyć ani odpowiedzieć. Nagle poczuł, jak jeden z nich unosi jego koszulkę, śmiejąc się szyderczo.

- E, jak nie ma cycków, to ja nie rżnę – stwierdził z kpiną, odpychając go lekko.

Lu miał łzy w oczach, a jego twarz płonęła ze wstydu i bezsilności. Próbował stłumić płacz, gdy usłyszał kolejną złośliwą uwagę.

- Słyszałem, że twoja rodzinka przeprowadziła się do większego domu, jak cię sprzedali. Chyba niezła kasa była za taką pokrakę!

W tej chwili Lu miał ochotę zniknąć, zapaść się pod ziemię. Każde słowo bolało go bardziej niż jakikolwiek fizyczny ból, jakiego dotąd doświadczył.

Miny chłopaków nagle zrzedły a każdy z nich odsunął się od Lu z wyraźnym strachem. Lu, zdezorientowany ich nagłą zmianą, podniósł wzrok i poczuł, jak ktoś obejmuje go w pasie. To Akihito, z twarzą wyrażającą groźną mieszankę wyższości i chłodnej furii, piorunował wyrostków spojrzeniem, które obiecywało im najgorsze.

- To robactwo ci się naprzykrza, Lu? – spytał spokojnie, ale jego głos był tak zimny, że wszystkich przeszły ciarki.

Lu, wciąż w szoku i niezdolny do odpowiedzi, jedynie wtulił się mocniej w bok Pana, jakby szukał w nim schronienia. Akihito przyjął to jako potwierdzenie. Z nonszalancją oparł rękę na biodrze, pozwalając, by rozchyliła się jego marynarka. Teraz widoczna była broń, która błysnęła przy jego boku, a on uniósł brew, spoglądając na nich z taką pewnością siebie, że nie musiał nawet wypowiedzieć słowa. To wystarczyło. Gówniarze wymienili przerażone spojrzenia i rzucili się do ucieczki, znikając tak szybko, jak tylko zdołali. W ich miejsce zapadła cisza a Lu stał przy Akihito, wciąż drżący i skulony. Mężczyzna objął go mocniej i pogładził uspokajająco po głowie.

- Kto to był? – zapytał miękko, przestawiając się na łagodniejszy ton.

Lu pokręcił głową, próbując opanować emocje, ale nie potrafił już dłużej powstrzymywać łez. Teraz, gdy zagrożenie zniknęło, płacz napływał do jego oczu z taką siłą, że nie mógł ich powstrzymać. Kurczowo wczepił się w koszulę Pana, przyciągając ją do siebie i szlochał cicho, jak dziecko, które właśnie doświadczyło bolesnej ulgi. Akihito objął go mocniej, pozwalając mu wyrzucić z siebie wszystko, co tłumił w sobie przez te ostatnie minuty. Trwając przy nim w ciszy, dał mu czas, by mógł się uspokoić.

Niestety, napływające wspomnienia i emocje okazały się dla Lu zbyt przytłaczające, przez co doznał nagłego ataku paniki. Akihito, dostrzegając jego przyspieszony oddech i trzęsące się dłonie, bez chwili wahania zabrał go do limuzyny, gdzie mogli znaleźć odrobinę prywatności. W środku Lu niemal od razu wtulił się w niego, czego normalnie nigdy by nie zrobił. Wręcz pożądał bliskości i bezpieczeństwa, jakie zapewniał mu dotyk Pana. Bez słowa wpakował mu się na kolana, przytulając się do niego desperacko, jakby to był jedyny sposób na powstrzymanie szalejących w nim emocji.

Akihito objął go mocno, głaszcząc po włosach i plecach, mrucząc ciche, uspokajające słowa. Czekał cierpliwie, aż łzy przestaną spływać po policzkach chłopaka. Jego obecność działała na Lu kojąco a po kilku długich minutach chłopak był w stanie wyartykułować zrozumiałe słowa i wyjaśnić co zaszło.

Aki przejrzał internet w poszukiwaniu informacji i niebawem znalazł potwierdzenie, że dziewczyna, którą znaleziono martwą na peronie metra, rzeczywiście była siostrą Lu. Choć wiadomość była niewątpliwie przykra, chłopak nie wydawał się szczególnie nią poruszony. W końcu nigdy nie miał bliskiej relacji ze swoją rodziną. To raczej przypomnienie o przeszłości i gorzka prawda, jak znalazł się pod opieką Akihito, zraniły go bardziej. Wydmuchał właśnie nos i położył się na siedzeniu, składając głowę na kolanach Pana.

- Nikt nigdy mnie nie chciał... nawet rodzice... Byłem tylko kolejnym ciężarem – stwierdził, łamiącym się głosem.

Akihito westchnął, słysząc te słowa i wczesał palce w grafitowe włosy chłopaka.

- Ja cię chcę Lu – powiedział bez jakiegokolwiek wahania. – A Makoto nie wyobraża sobie życia bez ciebie – dodał.

Lu odwrócił się na plecy i spojrzał na niego tymi pięknymi oczami. Jego bursztynowe tęczówki iskrzyły się od łez, wyglądając cudownie w oprawie z mokrych rzęs i zarumienionych policzków. Akihito poczuł, jak w jego podbrzuszu pojawia się delikatne mrowienie. Miałby ochotę posiąść go tu i teraz, zapominając o wszystkim, zatracić się w tej chwili.


Drake siedział przy stole w restauracji, stukając palcami o blat w wyrazie narastającej irytacji. Zerknął nerwowo na zegarek. Akihito już od dawna powinien być na miejscu a nie zdarzało mu się spóźniać. Westchnął, przypominając sobie wiadomość, którą otrzymał od niego wcześniej. Były to dwa nazwiska oraz niewyraźne zdjęcie z kamer ochrony przedstawiające trójkę nastolatków, z dopiskiem „Zrób im z życia piekło".

Zazwyczaj w przypadku wrogów, Aki decydował się na całkowite pozbycie się problemu, co było znacznie prostsze i mniej upierdliwe niż powolna gra. Drake nie miał ochoty wnikać, co dokładnie zaszło, ale też nie śmiał zignorować jego rozkazu, więc natychmiast przekazał zadanie swoim ludziom. Teraz jednak jego niecierpliwość rosła.

W końcu dostrzegł przyjaciela wchodzącego do restauracji.

- No nareszcie, ile można czekać na cholernego panicza? – rzucił, unosząc brew i zerkając wymownie na zegarek.

Ku jego zaskoczeniu, Akihito, będący w wyraźnie dobrym humorze, tylko się zaśmiał i puścił jego słowa mimo uszu, przysiadając się do stołu.

Mick, popijając sok, przeniósł wzrok na Lu, który usiadł obok niego. Chłopak miał lekko potargane włosy, spierzchnięte wargi i zarumienione policzki, a na jego twarzy błąkał się delikatny uśmiech. Mick przyglądał mu się przez chwilę, zastanawiając się, czy spóźnienie miało coś wspólnego z jakimiś sprośnymi zabawami w limuzynie, ale szybko potrząsnął głową, karcąc się za takie myśli. Zawstydzony nimi wolał skupić się na swoim napoju.

W tym czasie Aki rzucił Lu spojrzenie pełne rozbawienia i dotknął jego kolana pod stołem, podając mu menu, przyniesione przez kelnera.

Drake, wciąż nieco rozdrażniony, od razu zamówił dla siebie krwisty stek. Mick, jak zwykle zestresowany obecnością kelnera, nawet nie spojrzał w menu i pozostawił decyzję o swoim posiłku Panu. Ten przyjął to ze spokojem i bez zbędnych pytań wybrał dla niego pieczoną rybę z warzywami. Mick odetchnął z ulgą, zadowolony, że już nie musi się tym martwić a uwaga wszystkich przeniosła się na Akihito.

- A ty na co masz ochotę? – mężczyzna spytał najpierw swojego podopiecznego.

Ku zaskoczeniu Mick'a, Lu bez skrępowania wybrał z przystawek tatara. Akihito skinął głową, zwracając się do kelnera, by złożyć swoje zamówienie, ale Lu najwyraźniej nie skończył, bo odezwał się jeszcze.

- I Gyoza z warzywami – dodał z zadowoleniem.

Akihito ponownie skinął, choć zerknął przelotnie na chłopaka. Już otwierał usta, by zamówić swój obiad, gdy ten znów mu przerwał.

- Jeszcze sałatkę z Wakame

Twarz Akihito przybrała nieco poważniejszy wyraz, gdy stopniowo znikał z niej uśmiech.

- Coś jeszcze? – spytał spokojnie.

Lu pokręcił przecząco głową, ale zanim Akihito zdążył w ogóle zwrócić się do kelnera, chłopak odezwał się ponownie, z błyskiem w oku.

- Na deser poproszę tarte z malinami i cappuccino orzechowe na wynos – powiedział pospiesznie.

Aki aż zmrużył oczy z irytacji.

- To już wszystko? – spytał.

Lu z uśmiechem zapewnił, że tak, ale jego Pan nie wyglądał na przekonanego, bo przyglądał mu się badawczo.

- Jesteś pewien? – dopytał, jakby oczekiwał, że chłopak wystrzeli z siebie, niczym karabin, resztę pozycji z menu.

Lu jednak pokiwał entuzjastycznie głową, nie dostrzegając kompletnie, że stał się nieumyślnie źródłem frustracji Pana. Ten odetchnął i wreszcie zdołał zamówić sobie prostą sałatkę z kurczakiem i sok z granatów.

Mick, obserwując sytuację, ledwo powstrzymał się od śmiechu. Jednocześnie będąc pełnym podziwu, że chłopak o bursztynowych oczach, tak dobrze radził sobie w interakcji z obcymi ludźmi, wyglądając na całkiem swobodnego. Czy tylko on był taką ciamajdą, że przerastało go nawet wybranie pojedynczej potrawy z menu?

Kiedy dania zostały przyniesione Mick zachodził w głowę, gdzie Lu był w stanie pomieścić tyle jedzenia, które znikało z jego talerzy w oka mgnieniu, choć zachowywał przy tym pełną kulturę. Przecież był chudy jak tyczka a jego wzrost tylko potęgował to wrażenie.

Kiedy jedzenie zostało przyniesione Drake, zwrócił się do Akihito, streszczając mu postępy w odbudowie klubu.

- Jak na razie wszystko idzie zgodnie z planem – powiedział, krojąc stek. – Jeśli nie pojawią się niespodzianki, za tydzień możemy się otwierać.

Akihito przyjął wiadomość z zadowoleniem, po chwili przypominając sobie coś ważnego.

- Może zatrudniłbyś na stanowisko barmana syna mojego starego kolegi. Tego Watanabe, który dostarcza mi sery, kojarzysz? Obiecałem, że znajdę mu jakieś zajęcie

Drake zmarszczył brwi z powątpiewaniem.

- Ma w ogóle jakieś doświadczenie? – spytał sceptycznie. – To chyba młody dzieciak, ledwo po szkole

Akihito wzruszył ramionami, jakby ta kwestia była bez znaczenia.

- Można go przecież przeszkolić. Mamy jeszcze czas – odparł z machnięciem ręki.

Drake zastanowił się chwilę nad propozycją, rozkoszując pysznym obiadem.

- W porządku, ale nie zamierzam mu pobłażać, wiesz o tym? – uprzedził ze złośliwym uśmiechem.

Akihito zaśmiał się, przytakując.

- Bardzo dobrze. Niech przejdzie szkołę życia. To hartuje charakter – stwierdził z przekąsem.

Wcześniejsza irytacja obydwu mężczyzn zdawała się zanikać i na powrót ogarniał ich dobry humor. Drake w końcu zerknął na zegarek.

- Wracasz do posiadłości? Ja skończyłem na dziś pracę

Akihito zerknął na niego, błyskając oczami z psotnym uśmiechem.

- Jeszcze nie. Mamy sex shop do zaliczenia – przyznał bez skrępowania.

Lu, słysząc to, aż zakrztusił się i spojrzał na Pana z przerażeniem.

- Jak to... sex shop? – wykrztusił, popijając kęs, który stanął mu w gardle.

Akihito zaśmiał się, widząc jego reakcję.

- A co, nie cieszysz się? – spytał z zaczepnym uśmiechem. - Kupię ci nową spódniczkę albo psie uszka – zasugerował.

Lu natychmiast opuścił wzrok a uśmiech zniknął z jego twarzy. Zawstydzony, poczuł, jak rumieńce wstępują mu na policzki. Nagle cała przyjemność z posiłku gdzieś uleciała. Nie mogli po prostu wrócić już do domu? Chyba jednak zbyt rozochocił Pana, z własnej woli i inicjatywy, robiąc mu loda w limuzynie, gdy jechali do restauracji. Dał się wówczas ponieść chwili, wiedziony niewysłowioną wdzięcznością, za przegonienie tamtych kretynów, którzy zaczepiali go w centrum handlowym, oraz za czułość, którą Pan mu okazał. Westchnął zmarnowany, ale cóż mógł poradzić? Ze słowem Pana nie było dyskusji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz