Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

31.12.2024

70.

Nie przyzwyczajajcie się, ale rozdział znów jest dłuższy niż zazwyczaj xD

************

Drake właśnie skończył rozmawiać z Kenji’m i schował telefon do kieszeni marynarki. Mick, który do tej pory drzemał, oparty o drzwi samochodu, którym jechali, otworzył oczy i spojrzał na niego ze złością. Najwyraźniej słyszał całą rozmowę.

- Nic mi nie jest! Jestem tylko zmęczony! – zaprotestował, ale Drake zignorował jego słowa.

Od uderzenia, jakie otrzymał u Matsumoto, minęło już kilka godzin, ale chłopak nadal był dziwny. Niby przytomny, ale wyraźnie otępiały, jak wtedy, gdy upadł w łazience i doznał wstrząsu mózgu. Wydawał się też przy tym wyjątkowo drażliwy i gdy o coś go pytał ten odburkiwał mu krótko i niechętnie.

- Nie dramatyzuj – powiedział spokojnie, choć jego ton zdradzał, że rodzi się w nim irytacja wywołana między innymi jego zachowaniem. – Chcę tylko, żeby Kenji cię obejrzał, dla pewności

Mick przewrócił oczami i westchnął z rezygnacją, wyraźnie niechętny do dalszej dyskusji. Stwierdził, że Pan i tak zrobi, co chce, więc próba wybicia mu tego z głowy byłaby kompletnie bezcelowa. Odwrócił się więc z powrotem do szyby i obserwował mijany krajobraz.

Prawda była taka, że poza zmęczeniem doskwierał mu też ból głowy, spowodowany porannym uderzeniem. Był też wściekły, że Drake w ogóle zabrał go w tak niebezpieczne miejsce i naraził na uszczerbek na zdrowiu i psychice. Oglądanie jak łamie rękę Matsumoto, wykręcając ją we wszystkie możliwe strony, aż kości obrzydliwie chrupały, wcale nie było mu potrzebne do szczęścia. Na samo wspomnienie czuł napływ żółci do ust. Tak jak i teraz. Musiał wziąć łyk wody i zamknąć oczy, żeby znów nie zwymiotować. Czemu Pan nie pozwolił mu zostać w samochodzie? Albo w ogóle w biurze, czy domu.

Drake zerkał na blondyna, nieco martwiąc się jego stanem, ale prędko zwrócił całą swoją uwagę na problem, który pojawił się po wizycie u Matsumoto. Wertował w myślach nazwiska osób, które byłyby w stanie skonstruować podrobiony zapalnik. Znał co najmniej kilkoro takich ludzi, ale żaden z nich nie wydawał mu się prawdopodobny. Zaczął więc analizować sam moment wybuchu.

Samochód eksplodował zanim do niego wsiedli. Aki wygłupiał się po wyjściu z przyblokowanej windy, przez co przystawali i wydłużali tę krótką drogę. Gdyby bomba miała zapalnik czasowy, eksplodowałaby długo przed ich przybyciem na parking. Zamachowiec musiał ich więc obserwować a i tak nie zdetonował ładunku w porę. Może był niedoświadczony albo młody i po prostu puściły mu nerwy? A może było to kolejne ostrzeżenie, jak ten postrzał w centrum miasta. Ale wówczas robota i tak była spartolona, bo wmieszano w to najmłodszego syna cesarza. Gdyby miała to być jedynie przestroga odłożono by ją na później. Więc musiał być to ktoś niedoświadczony w tego typu robocie, ale na tyle znaczący, by otrzymać pomoc kogoś z zewnątrz, kto zbudował bombę.

Drake sięgnął po laptop i włączył maila, którym Misaki przesłał mu listę pracowników, znajdujących się od rana w budynku. Ładunek nie został podłożony w nocy, bo zniknęły nagrania od czwartej nad ranem, co minimalnie ułatwiało sprawę. Jednak wciąż, lista była cholernie długa i zaczynała się od sprzątaczek a kończyła na najbardziej zaufanej ochronie Drake’a. Ktoś musiałby przejrzeć monitoring z całego budynku, by ustalić kto znajdował się w tym czasie na piętrze, gdzie mieściła się dyżurka ochrony z dostępem do nagrań. Człowiek, który powinien tam siedzieć dostał już bardzo bolesną reprymendę, za zaniedbanie swoich obowiązków. Okazało się bowiem, że po prostu poszedł się wysrać i trochę za długo grał w jakąś infantylną gierkę na komórce a potem siedział u jednej z księgowych na kawie. Zniknął ze stanowiska aż na trzy godziny. Drake’owi wręcz nie mieściło się w głowie, jak beztroscy stali się jego ludzie, gdy popuścił im nieco dyscypliny, ufając w ich rozsądek i wierność.

Jednak te trzy godziny były już lepszym punktem zaczepienia niż cała noc. Dzięki temu lista podejrzanych liczyła ponad sto osób a nie prawie pięćset. To wciąż była ogromna liczba, ale znacznie łatwiejsza to analizy. Drake wykreślał z niej kolejne osoby, które uważał za czyste, oraz te, które zyskiwały alibi, w miarę jak dwoje z jego najbardziej zaufanych ludzi, przeszukiwali nagrania. Eliminacja podejrzanych szła niesamowicie mozolnie, ale przynajmniej posuwali się jakkolwiek na przód.

Drake zmarszczył brwi widząc nowego maila od Ryunosuke. Brat Akihito wręcz bombardował go wiadomościami, oczekując, że śledztwo będzie rozwijać się tempem błyskawicy. Ten człowiek przywykł, że wszystko było mu podawane na złotej tacy na samo pstryknięcie palcami. Ale świat poza pałacem nie działał w ten sposób. Jedyne dobre co wynikało z tej przymusowej współpracy, to chwilowy rozejm ze służbami i swobodna wymiana informacji między nimi. Jednak Drake udostępniał im jedynie niezbędne dane, pilnując się, żeby nie zdradzać zbyt wiele.

Odpisał Ryu i zamknął laptop z irytacją. Sprawdził godzinę i stwierdził, że posiłek dobrze im zrobi. Przed nimi wciąż czekał dzień pełen rutynowych spotkań i żmudnej pracy, której nie można było odłożyć, niezależnie od okoliczności. Przeczesując włosy palcami kazał Naomi jechać do jego ulubionej restauracji.


Dzień dłużył się Mick’owi niesamowicie. Mimo dolegliwości, które wciąż mu doskwierały, starał się wykonywać swoją pracę jak należy, by nie rozzłościć Pana. Nie miałby dziś sił mierzyć się z jego gniewem, więc wolał go po prostu uniknąć.

Kiedy wsiedli do samochody, by, jak założył, wrócić w końcu do apartamentu Drake’a, odetchnął, ciesząc się, że wreszcie ten pokręcony dzień się kończy. Przez chwilę wydał się nawet trochę spokojniejszy, choć wciąż zamyślony.

Drake usiadł obok niego i warknął coś pod nosem, przeglądając komórkę. Mick domyślił się, że pan Akihito wciąż nie odpisywał mu na wiadomości, ani nie odbierał połączeń. Musiał przyznać, że zachowanie obrażonego księciunia było dziecinne, ale wyjątkowo bawiły go reakcje Pana, na bycie odtrącanym. Ukrył uśmiech, który mimowolnie cisnął mu się na usta i odwrócił się w stronę szyby.

Dopiero po dłuższym czasie zdał sobie sprawę, że droga, którą podążali, prowadziła za miasto a nie do jego centrum. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, dokąd właściwie jadą. Początkowo wahał się, czy w ogóle pytać. Drake był dziś wyraźnie w kiepskim humorze. W końcu jednak nie wytrzymał. Nie lubił takiej niewiedzy, zwłaszcza znając predyspozycje Pana do dziwnych pomysłów.

- Dokąd jedziemy? – rzucił, starając się, by jego głos brzmiał neutralnie.

Drake zerknął na niego kątem oka, wygaszając telefon.

- Do Akihito – odpowiedział krótko. – Chcę się upewnić, że jest bezpieczny

Mick parsknął a na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. Może rzeczywiście oberwał w głowę trochę zbyt mocno.

- Jasne – rzucił z ironią. – Pan Ryunosuke trzyma cię na naprawdę krótkiej smyczy, co? – spytał prześmiewczo, doskonale wiedząc, ile wiadomości Książę wysłał dziś Drake’owi. W końcu sam pilnował jego poczty.

Drake zmarszczył brwi a w jego spojrzeniu pojawił się groźny cień. Sięgnął powoli do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej mały pilocik. Położył go na udzie i wymownie zastukał w niego paznokciem.

Mick skulił się odruchowo, czując znajome ukłucie strachu. Odwrócił wzrok w stronę okna i zamilkł, zaciskając usta. Wolał nie sprawdzać, czy Drake rzeczywiście użyje pilota do jego obroży, czy tylko próbował mu przypomnieć, kto tu rządzi.

Mężczyzna uniósł kącik ust w cynicznym uśmiechu, widząc reakcję Mick’a.

- Tak ma być – powiedział spokojnie, głosem pełnym chłodnej satysfakcji. – Lepiej się zamknij, Mick, bo naprawdę nie jestem w nastroju na twoje docinki

Chłopak nie odezwał się więcej. Patrzył przez okno na mijane drzewa na przedmieściach, starając się wyciszyć gniew, który kipiał w jego wnętrzu. W głowie miał tysiące rzeczy, które chciał powiedzieć, ale wiedział, że teraz lepiej tego nie robić.

Pewnie zostaniemy tam na noc – pomyślał gorzko, zaciskając dłonie na materiale spodni.

Czarny samochód zbliżył się do bram posiadłości Akihito. Już na pierwszy rzut oka widać było, że ochroniarze byli na posterunku, gotowi zatrzymać każdego, kto nie miał odpowiednich uprawnień. Gdy Drake wysiadł z auta, uniósł połę swojej marynarki, by pokazać, że ma broń. Oddał ją Hatoru, który siedział na miejscu pasażera a sam był gotowy poddać się rutynowemu przeszukaniu.

Zanim jednak ochroniarze zaczęli działać, na podjazd wjechał drugi samochód. Drake zmarszczył brwi, gdy wysiadł z niego sam Akihito, jak gdyby nigdy nic. Jego nonszalancka postawa i lekko znudzony wyraz twarzy sugerowały, że ostatnie godziny minęły mu w zupełnie innych okolicznościach, niż Drake przewidywał.

- Gdzie byłeś? – zapytał z wyraźnym zaskoczeniem, podchodząc do niego.

Akihito rzucił mu obojętne spojrzenie, wzruszając ramionami.

- Znalazłem sobie towarzystwo – odparł tonem tak lekkim, jakby rozmawiali o pogodzie. – Skoro ty byłeś zajęty, musiałem jakoś zająć czas

Drake ściągnął brwi a jego irytacja stała się wyraźnie widoczna.

– To było skrajnie nieodpowiedzialne z twojej strony – rzucił ostro.

Akihito parsknął śmiechem, spoglądając na niego z kpiącą pobłażliwością.

- Biadolisz jak Ryu – powiedział, mijając go z nonszalancją i kierując się do drzwi posiadłości.

Zostawił je jednak lekko uchylone, rzucając przez ramię spojrzenie, które wyraźnie sugerowało, że zaprasza go do środka. Drake zacisnął zęby, czując, że został wciągnięty w subtelną grę przyjaciela. Odwrócił się w stronę ochroniarzy.

- No, dalej. Czekacie na specjalne zaproszenie? Przeszukajcie mnie – warknął.

Kiedy skończyli, machnął ręką do swoich ludzi, dając im znak, by zostali w samochodzie, po czym wparował do środka. Akihito czekał na niego, oparty biodrem o kanapę, z rękami skrzyżowanymi na torsie i znudzoną miną.

- Sprawdzałem tropy w związku z zamachem – zaczął Drake, podchodząc bliżej. – Naprawdę nie mogłem się z tobą spotkać. Ryunosuke by mnie ukatrupił, gdybym coś zaniedbał, więc musiałem zająć się tym osobiście

Akihito uniósł brew a jego chłodne spojrzenie wbijało się w bruneta.

- Rozkaz Ryu jest ważniejszy ode mnie? – spytał lodowatym tonem.

Drake zawahał się przez ułamek sekundy, zanim odpowiedział.

- To przecież książę – odparł. – Nie mogę ignorować jego wytycznych. A przynajmniej nie tak otwarcie – wytłumaczył.

Akihito prychnął, przypatrując mu się z wyraźnym rozbawieniem.

- Jak to możliwe, że teraz jesteś taki posłuszny? Pamiętam, jak porwałeś mnie na urodziny do Paryża? Wtedy też Ryu wydzwaniał i żądał, żebyś natychmiast mnie odesłał. A ty? Miałeś w dupie jego książęcą mość

Drake zmarszczył brwi.

- To było zupełnie co innego. Wtedy to były tylko młodzieńcze wygłupy. A teraz chodzi o twoje życie

Akihito uśmiechnął się z przekąsem a jego spojrzenie nabrało jeszcze większego chłodu.

- Wiem o co naprawdę chodzi – rzucił kpiąco. – Myślisz, że możesz coś zyskać, przymilając się mojemu bratu…

Drake wytrzeszczył oczy, niemal tracąc równowagę.

- Co?! – wykrzyknął. – Nigdy nie chciałem mieć nic wspólnego z rodziną cesarską! Gardzę nimi!

Słowa te zawisły w powietrzu, ciężkie od emocji. Drake od razu zrozumiał wagę błędu, który popełnił, wypowiadając je. Jego przyjaciel spoważniał a jego spojrzenie stało się niemal mrożące krew w żyłach.

- Mną też gardzisz…? – zapytał cicho.

Drake zaklął w myślach, zdając sobie sprawę, jak fatalnie dobrał słowa.

- Nie! – rzucił szybko. – Oczywiście, że nie! Cała ta rozmowa zmierza w złym kierunku – zauważył.

Zrobił krok do przodu i subtelnie dotknął policzka Akihito.

- W moim życiu nie ma nikogo ważniejszego od ciebie. Zrobiłbym dla ciebie wszystko. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – zapewnił żarliwie.

Akihito przez chwilę milczał a jego spojrzenie pozostało niewzruszone.

- Słowa nic nie znaczą. Uwierzę ci, jeśli przed mną uklękniesz – powiedział chłodnym tonem, ale w jego oczach kryła się nuta wyzwania.

Drake uniósł brew, po czym uśmiechnął się lekko.

- Dla ciebie wszystko – odparł i bez chwili zwłoki uklęknął na jedno kolano, skłaniając głowę.

Akihito przez chwilę patrzył na niego w ciszy, po czym wybuchł szczerym, dźwięcznym śmiechem. Złapał Drake’a za ramiona i podniósł go z klęczek.

- Nie wierzę, że naprawdę to zrobiłeś! – powiedział, ocierając łzę z kącika oka, którą wycisnął z niej śmiech. – To było przesłodkie!

Śmiejąc się przytulił przyjaciela, opierając brodę na jego ramieniu.

- Ale jeśli jeszcze raz nie będziesz miał dla mnie czasu, odetnę ci jaja – szepnął z przekąsem.

Drake odepchnął Akihito z wyraźnym rozdrażnieniem.

- Jesteś chujem – burknął.

- Na pewno większym od ciebie – Aki odparł z niewinnym uśmiechem.

Drake zacisnął zęby a na jego czole pojawiła się pulsująca żyłka. Wbił w przyjaciela twarde spojrzenie.

- Chcesz to sprawdzić? – zapytał groźnie.

Aki uśmiechnął się jeszcze szerzej, rozbawiony wyraźnym oburzeniem Drake’a.

- We wzwodzie czy w spoczynku? – rzucił z nieco zbyt niewinną miną.

Drake zmarszczył brwi a jego ton stał się jeszcze bardziej wyzywający.

- Jak chcesz. I tak cię pokonam – zapewnił.

Akihito wybuchnął śmiechem, machając ręką, jakby chciał zakończyć ten temat.

- Spokojnie, macho. Zostawimy mierzenie kutasów na później – powiedział z przekąsem. – Teraz zbieraj swoją dupę na górę. Mam zamiar odebrać z nawiązką czas, który spędziłeś, uganiając się za widmem jak grzeczny piesek Ryunosuke

Drake przewrócił oczami a jego ramiona opadły lekko z rezygnacji.

- Mam w aucie Mick’a – przyznał. – Wolałbym go nie odsyłać, bo trochę oberwał podczas akcji

Aki wzruszył ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

- W pokoju chłopców zawsze znajdzie się miejsce. – Spojrzał na przyjaciela z udawaną troską. – To co jemy na kolację?

- Zamówmy coś – Drake odparł bez namysłu.

Akihito westchnął teatralnie, przewracając oczami.

- To profanacja – stwierdził z wyrzutem. – Zrobię chociaż omurice

Drake skinął głową, wychodząc na zewnątrz. Zwolnił swoich ludzi na resztę dnia, choć ten już się kończył, po czym otworzył drzwi pasażera i spojrzał na Mick’a.

- Wysiadaj – polecił krótko.

Blondyn zrobił to niechętnie, nie podnosząc wzroku. Przeszedł za Panem przez podjazd i wszedł do posiadłości.

- O, Mick’i – Akihito zawołał, jakby nie spodziewał się jego obecności. – Co ci się stało w rękę? – spytał, jakby rzeczywiście go to obchodziło.

Mick spojrzał na niego z ponurą miną, lekko naburmuszony.

- Drake mi się stał – burknął, zdejmując kurtkę i buty.

Po wejściu do salonu rozejrzał się niepewnie, szukając innych chłopaków, ale żadnego nie było w pobliżu. Poczucie osamotnienia zagościło w jego spojrzeniu, a postawa stała się jeszcze bardziej spięta. Drake wszedł do środka chwilę później a Akihito rzucił mu spojrzenie pełne ironii.

- Pozwalasz mu mówić do siebie po imieniu? – zapytał tonem ociekającym udawaną niewinnością.

Nie chciał wywoływać kolejnej dramy, ale miał ochotę jeszcze się trochę podroczyć. Drake wyczuł jego intencje, ale zamiast dać się sprowokować, podszedł do chłopaka i przewiesił rękę przez jego ramiona.

- Oczywiście – powiedział z beztroskim uśmiechem. – Jak woła mnie po imieniu, to aż pała mi staje

Mick w jednej chwili zarumienił się i zesztywniał. Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale Drake kontynuował, patrząc na niego z zaczepnym uśmiechem.

- Co, Mick'i? Masz ochotę na numerek, że tak mnie prowokujesz? – spytał.

- Nie! – Mick zaprzeczył od razu, niemal spanikowany.

Drake pochylił się, opierając czoło o jego skroń. Jego głos, niski i zmysłowy, przeszył Mick’a dreszczem.

- A może chcesz, żebym przeleciał cię tutaj, na stoliku, na oczach Akihito?

Słowa te sprawiły, że strach niemal ściął Mick’a z nóg. Był pewien, że Pan byłby do tego zdolny, jeśli naprawdę chciałby go ukarać. Akihito przyglądał się temu z boku, wyraźnie rozbawiony. Pstryknął palcami, jakby wpadł na genialny pomysł.

- Nie, stolik to nuda – rzucił. – Lepsze będzie moje biurko. Możesz związać mu ręce krawatem. Właściwie… przenieśmy biurko z gabinetu do pokoju uciech. Wtedy, ilekroć zasiądę do pracy, będę miał z nim miłe wspomnienia

Mick aż pobladł, patrząc na swojego Pana z przerażeniem.

Proszę, nie… - jego usta poruszyły się bezgłośnie w niemej prośbie.

Drake spojrzał na Akihito, jakby szukał w nim potwierdzenia, że mówi poważnie. Aki uniósł brwi w prowokacyjnym wyrazie, z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach. Początkowo chciał się tylko pośmiać i podroczyć z przyjacielem, ale im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że może to być idealna forma zadośćuczynienia za zniewagę, jakiej Drake się dopuścił. Był też ciekaw czy jego przyjaciel naprawdę stanie na wysokości zadania i zaprezentuje mu erotyczny pokaz, jakiego nawet w tej posiadłości jeszcze nie widziano.

Skinął głową, nie odrywając wzroku od Drake’a. Ten, nie potrzebując więcej zachęty, obrócił się do Mick’a a jego spojrzenie spochmurniało.

- Idź na górę do pokoju uciech – powiedział głosem, który nie znosił sprzeciwu.

- Nie pójdę! – Mick wybuchnął, unosząc głowę w akcie desperackiej odwagi.

Drake zmarszczył brwi a jego dłoń powędrowała błyskawicznie w stronę twarzy chłopaka. Uderzył go otwartą dłonią a dźwięk tego gestu odbił się echem w cichym salonie.

- Przestań dyskutować – rzucił ostro a jego spojrzenie stało się lodowate. – Nie znoszę się powtarzać

Mick stał przez chwilę nieruchomo, jakby próbował przetworzyć to, co się właśnie wydarzyło. Jego policzek piekł od uderzenia a ręce drżały, ale nie odważył się już odezwać słowem. Opuścił wzrok i powoli ruszył w stronę schodów, wspinając się na górę. Każdy krok wydawał mu niemal niemożliwy do wykonania. Całe jego ciało sprzeciwiało się temu, co miało się wydarzyć.

Drake odprowadził go rozognionym spojrzeniem a w jego oczach błysnęło coś dzikiego. Prawda była taka, że miał ochotę przelecieć Mick’a już od rana, gdy chłopak znokautował jednego z ludzi Matsumoto. Wściekłość i furia w jego oczach były wręcz uzależniające. Teraz chciał znów zobaczyć tę iskrę i zdusić ją własnymi rękoma, zastępując rozpaczą i łzami.

- To co, biurko? – rzucił Akihito z rozbawieniem, przerywając jego myśli.

- Biurko – potwierdził Drake, sięgając do kołnierza swojej koszuli. – Ale krawat musisz mi pożyczyć – stwierdził, zauważając jego brak na szyi.

Obaj ruszyli w stronę gabinetu, gdzie z wprawą zaczęli wynosić mebel, który miał posłużyć za centralny punkt tej nietypowej inscenizacji.

W tym momencie z jednego z pokoi wyszedł Lu, chcąc wziąć sobie coś do picia przed ciszą nocną. Zatrzymał się jednak na korytarzu, widząc Pana i jego towarzysza, taszczących ciężkie biurko w stronę pokoju uciech. Zmarszczył brwi, próbując zrozumieć, co się dzieje, ale szybko jego spojrzenie przesunęło się na drzwi pokoju, które otwarły się w tym momencie.

W wejściu stał Mick a jego twarz była bledsza niż zwykle, oczy zaś miał szeroko otwarte z przerażenia. Na krótki moment ich spojrzenia się spotkały.

Lu zrozumiał natychmiast co się działo. Jego instynkt samozachowawczy włączył się błyskawicznie. Rzucił blondynowi szybkie, przepraszające spojrzenie, po czym równie szybko cofał się do swojego pokoju. Zamknął drzwi i oparł się o nie, wzdychając głęboko.

- Nie moja sprawa – mruknął do siebie, nie mając najmniejszej ochoty być wplątanym w zabawy Panów.

- Sok się skończył? – Makoto spytał, zerkając na niego znad czytanej książki.

Lu podrapał się po tyle głowy, zakłopotany.

Mick natomiast, pozostawiony sam sobie, obserwował, jak Drake i Akihito z niepokojącą swobodą ustawiali biurko na środku pokoju. Czuł się, jakby wszystko działo się za mgłą. Dźwięki były przytłumione, jakby ktoś je zagłuszał a obraz przed oczami wydawał mu się lekko rozmyty. Wiedział, że mężczyźni rozmawiali. Ich usta poruszały się a głosy dobiegały do jego uszu, ale znaczenie słów pozostawało nieuchwytne, jakby umysł odmawiał ich przetworzenia.

Kiedy Drake rzucił krótkie polecenie, Mick poczuł, że jego ciało działa machinalnie. Nie chciał się rozbierać, ale świadomość tego, co mogłoby go spotkać w razie sprzeciwu, sparaliżowała go. Z niezgrabnością wywołaną ortezą, zaczął odpinać guziki koszuli, potem zsunął spodnie, aż został w samej bieliźnie. Czuł, jak chłód podłogi kłuje go w bose stopy a jego ramiona drżą od napięcia.

Gdy już stał bez ruchu z oczami wbitymi w podłogę, Drake podszedł do niego i stanął za jego plecami. Duża dłoń Pana zakryła mu usta, skutecznie tłumiąc płytki oddech. Po chwili chłopak poczuł przy nosie ostry, chemiczno-słodkawy zapach, który wwiercił się w jego zmysły.

Zachłysnął się powietrzem a w jego głowie na moment eksplodował ból. Złapał się za skroń, ale zanim zdążył zrozumieć, co się dzieje, zauważył, jak obraz przed jego oczami nagle się wyostrza. Nagle stał się w pełni świadomy swojego ciała. Czuł chłód podłogi, gęsią skórkę na ramionach i każdy mięsień napięty od stresu. A przede wszystkim czuł ciepło ciała Drake’a za sobą. To ciepło nagle zniknęło, gdy Pan odsunął się od niego.

Mick uniósł wzrok i zobaczył, jak Drake podchodzi do Akihito, wciąż trzymając w dłoni małą buteleczkę. Przyglądał się etykiecie z widocznym zainteresowaniem, studiując drobny druk.

- Używałeś wziewnych afrodyzjaków wcześniej?– zapytał, unosząc brew. – Nie znam tej firmy – przyznał.

Akihito tylko wzruszył ramionami.

- Kupiłem niedawno. Nie miałem jeszcze okazji wypróbować, ale sprzedawca mówił, że jest bardzo silny. Ostrzegał, żeby nie przesadzić z dawką

Drake zerknął na przyjaciela z pewnym powątpiewaniem. Nie chciał faszerować chłopaka jakimś gównem.

- To w ogóle jest legalne? – spytał.

Akihito zaśmiał się krótko.

- Przeszkadza ci, jeśli nie jest? – zapytał, wciąż z nutą drwiny w głosie.

Drake uśmiechnął się kącikiem ust.

- Niezbyt – przyznał, po czym obaj przenieśli wzrok na Mick’a, który stał boso na środku pokoju, z zaciśniętymi pięściami i wyraźnym niepokojem w oczach.

Ich spojrzenia były pełne ciekawości, niemal badawcze. Mick poczuł, jak jego żołądek zaciska się w obawie przed tym, co mogło nadejść. Nie miał pojęcia co zostało mu zaaplikowane. Panowie chyba sami tego nie wiedzieli. Był więc pieprzonym królikiem doświadczalnym.

Mick w moment poczuł, jak fala ciepła zalewa jego ciało, przenikając od wierzchołka głowy aż po czubki palców u stóp. Wszystko wokół nagle zawirowało. Pokój, światło, dźwięki. Ale zanim zdążył upaść, silne ręce Drake’a złapały go i przytrzymały w pionie. Jego zapach, mieszanka piżma i czegoś, czego nie potrafił określić, podrażnił wszystkie jego zmysły. Chłopak wbrew sobie poczuł, jak desperacja przejmuje kontrolę nad jego działaniami.

Nie myśląc już o niczym innym, Mick uwiesił się na szyi Pana, szukając jego warg. Otworzył usta, próbując złapać jego spojrzenie, ale oczy Pana błyszczały czymś mrocznym, niemal triumfalnym. Przez chwilę Drake zdawał się z nim droczyć, nie od razu odwzajemniając jego gesty. Jego dłonie, choć silne, trzymały go w miejscu, jakby chciał jeszcze przez moment nacieszyć się kontrolą nad nim.

W końcu jednak położył dłoń na tyle głowy Mick’a i przyciągnął go bliżej. Ich usta złączyły się w dzikim, pełnym żaru pocałunku, który pozbawił chłopaka tchu. Doznanie było tak intensywne, że przed oczami niemal zobaczył światło. Jego ciało zareagowało natychmiast. Nogi się pod nim ugięły a myśli zostały zastąpione przez czystą falę przyjemności i poddania.

Nie zorientował się nawet, kiedy znalazł się na biurku. Gładka, chłodna powierzchnia pod klatką piersiową kontrastowała z gorącem jego rozpalonego ciała. Ręce zostały unieruchomione jedwabnym materiałem, którego tekstura była zbyt miękka, by mogła go skrzywdzić, ale jednocześnie wżynała się w jego skórę, gdy próbował szarpać się na uwięzi. Nie robił tego świadomie, to była instynktowna reakcja, niemal pierwotna, wzmocniona przez dziwną mieszankę afrodyzjaku i emocji.

Drake nachylił się nad nim a jego spojrzenie było pełne triumfu i pożądania. Mick widział w nim wszystko, czego się obawiał, ale czemu też nie mógł się oprzeć. Czuł jak resztki rozsądku rozpływają się w kakofonii doznań.

Akihito siedział w szerokim fotelu ustawionym kilka metrów od biurka, oparty wygodnie i z nogą założoną na nogę. Jego spojrzenie z satysfakcją śledziło rozgrywający się przed nim pokaz. Afrodyzjak, jak się okazało, działał naprawdę silnie. Mick, choć rozpalony do granic możliwości, wciąż miał w sobie tę charakterystyczną zadziorność, która ujawniała się w spojrzeniu pełnym wściekłości i żalu. Wpatrywał się w Akihito, jakby to właśnie on był winny sytuacji, w której się znalazł. Aki uniósł lekko brew, zauważając ten wyraz.

Fascynujące – pomyślał.

Rozumiał teraz, dlaczego Drake miał taką słabość do tego chłopaka. Mick różnił się od typowego niewolnika. Pozostawał nieugięty nawet w chwili całkowitego poddania. Aki dostrzegł w tym coś znajomego. Sam przecież lubił, gdy Makoto patrzył na niego z tą mieszanką sprzeciwu i rezygnacji. Było coś uzależniającego w tym, gdy zdobywało się nie tylko ciało, ale i ducha, łamało czyjąś osobowość i składało na nowo według własnej woli.

Z ust Mick’a wyrwało się nagle imię Drake’a, przeciągłe i pełne napięcia. Akihito poczuł, jak przyjemny dreszcz przeszedł przez jego ciało, zatrzymując się w lędźwiach.

Ten afrodyzjak to naprawdę coś – pomyślał, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

Przyglądał się, jak Drake chwyta blondyna za kark, przyciskając go do blatu biurka a jednocześnie rzuca mu prowokujące spojrzenie. Drake spoglądał na niego zaczepnie a w jego oczach tańczyły iskry pewności siebie i przyjemności. Ten gest, pełen władzy i kontroli, był tak bardzo w jego stylu, że Aki nie mógł nie uśmiechnąć się w odpowiedzi.

Może powinienem podarować Makoto albo Lu trochę podobnej swobody? - przemknęło mu przez myśl.

Zwykle jego chłopcy poddawali się bez większego oporu, ale teraz zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie tracił czegoś, nie pozwalając im na więcej. Ta myśl była intrygująca i rozpalająca. Żałował jedynie, że nie miał teraz pod ręką żadnego z nich, by mogli zaspokoić jego potrzebę. Nabrzmiewający członek zaczynał mocno mu doskwierać. Poprawił się w fotelu, ale to na niewiele się zdało.

Usta chłopaka, które otwierał, wypuszczając z nich soczyste jęki i westchnienia były tak zachęcające. Ale Akihito wiedział, że jeśli choć muśnie Mick’a, Drake połamie mu kończyny bez chwili wahania. Ich przyjaźń nie miała tu żadnego znaczenia.


Poranek po intensywnej nocy nie należał do łatwych dla nikogo.

Drake świetnie bawił się w nocy, pieprząc Mick’a, który, mimo początkowego oporu, oddał mu się całkowicie, co jeszcze bardziej podsycało jego satysfakcję, nawet gdy Akihito już ich opuścił i zgarnął do swojej sypialni wszystkich troje swoich chłopaków i buteleczkę afrodyzjaku. Jednak wszyscy odczuli skutki tego świństwa szybciej niż mogliby się tego spodziewać.

Mick’iem przez pół nocy targały dziwne drgawki, co upodabniało go do przetrąconego owada a jego skóra perliła się od potu, choć nie miał gorączki. Wyglądał przy tym blado, niemal upiornie, a jego oczy były podkrążone. Dopiero zimna kąpiel, do której Drake go wsadził, wreszcie wyciszyła jego ciało. Akihito miał podobne przeboje ze swoimi chłopcami i samym sobą, bo również zażył niechcący pewną dawkę tego ścierwa.

Teraz Aki siedząc w szlafroku w salonie, popijał kawę, wzdychając ciężko. Gdy Drake do niego dołączył, również z kubkiem kawy w dłoni, obaj wymienili pełne zmęczenia spojrzenia.

- Musimy się pozbyć tego cholerstwa – powiedział Akihito, wskazując buteleczkę afrodyzjaku stojącą na stoliku.

- Zdecydowanie – przytaknął Drake. – Nigdy więcej tego gówna

Gdy dopili kawę Drake zajrzał do pokoju gościnnego, gdzie spał jego blondasek. Chłopak trzymał kurczowo poduszkę, mamrocząc coś przez sen. Marszczył czoło, jakby przeżywał coś w snach, ale wyglądał na względnie spokojnego w porównaniu do tego, co działo się z nim kilka godzin wcześniej. Drake odetchnął z ulgą. Wiedział, że gdyby przyprowadził go w tak złym stanie do Kenji’ego, nasłuchałby się od niego.

Gdy wybiła siódma a pod posiadłość podjechał Hatoru, Drake delikatnie obudził Mick’a. Chłopak był zaspany, nieco nieprzytomny, ale pozwolił pomóc sobie w ubieraniu. Drake upewnił się, że chłopak ma wszystko, czego potrzebuje, po czym zapakował go do samochodu. Mick przez całą drogę przysypiał a jego głowa co jakiś czas opadała na szybę.

Drake sam czuł się zmęczony, więc po drodze zatrzymali się po kawę. Mick napił się jej niechętnie, ale odrobina kofeiny zaraz go rozbudziła. Gdy dotarli do kliniki, chłopak wyglądał już nieco lepiej, choć wciąż wydawał się być odrobinę oderwany od rzeczywistości.

Mick przypominał sobie obrazy z poprzedniej nocy. Silne ręce Pana zmuszające go do posłuszeństwa, kpiące spojrzenie Akihito, słodkawy zapach, upokorzenie i przyjemność. Wszystko wracało do niego jak przez mgłę a jednocześnie miał wrażenie, że część wspomnień nie należała do niego. Były jak obce, mgliste wizje, które nie dawały mu spokoju. Czuł się skołowany i niepewny a nogi drżały mu, gdy wysiadał z samochodu. Drake, obserwując go, położył rękę na jego ramieniu, jakby chcąc dodać mu otuchy. Bez słowa wprowadził go do kliniki.


Kenji uważnie zbadał dłoń chłopaka. Jego spojrzenie zatrzymywało się na każdym szczególe, od spuchniętych stawów po starannie zszytą ranę. Jednak to nie uszkodzone palce najbardziej przykuwały jego uwagę, lecz blada cera blondyna i nieobecny wzrok, który zdawał się wręcz szklisty.

- Wyglądasz fatalnie – stwierdził sucho, puszczając rękę Mick’a. – Pobiorę ci krew, żeby sprawdzić, co jest tego przyczyną - zdecydował

Drake skrzyżował ramiona i natychmiast się wtrącił.

- Nie ma takiej potrzeby. Jest tylko zmęczony – stwierdził ze spokojem.

Kenji spojrzał na niego z irytacją, ale nie miał dziś sił na sprzeczki. Jeśli Drake mówił, że chłopak jest tylko przemęczony, to tak właśnie musiało być.

- Rób, co chcesz – rzucił, rezygnując z dalszych uwag.

Drake od razu zauważył zmęczenie, które również nim targało, oraz dobrze maskowany grymas tępego bólu.

- Co jest, masz kaca? – zapytał z lekką ironią, unosząc brew.

Kenji zmrużył oczy, jakby sam żart sprawił mu ból.

- To nie twoja sprawa – odpowiedział oschle.

Wrócił do oglądania ręki Mick’a.

- Palce są dobrze nastawione, ale zmień ortezę na bardziej przepuszczalną – stwierdził rzeczowo. – Inaczej rana może zacząć się babrać a to może prowadzić do poważniejszej infekcji

- Może lepiej byłoby dać mu antybiotyk zawczasu? – spytał Drake.

Kenji wywrócił oczami.

- Jeśli dostanie kataru też będzie szprycował go antybiotykami? Takie środki powinny być ostatecznością. Inaczej z czasem byle grypa będzie kładła go na łopatki. Z resztą, nie ważne. Używałeś rozpuszczalnych nici? – dopytał, zerkając na przyjaciela.

- Miałem tylko zwykłe – odparł Drake, wzruszając ramionami.

Lekarz pokiwał głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.

- W takim razie zdejmij je za tydzień. Pamiętaj, żeby tego dopilnować – zaznaczył.

- Jak idzie przeprowadzka do nowej kliniki? – Drake spytał, chcąc zmienić temat.

Kenji oparł się o biurko i spojrzał na niego spod półprzymkniętych powiek.

- Powoli – przyznał. – Zaczęliśmy już przenosić sprzęt, ale to zajmie chwilę…

Mick przestał ich słuchać. Coś innego przykuło jego uwagę, a mianowicie napięcie unoszące się w powietrzu. Zaczął przyglądać się Kenji’emu i Lachlan’owi, który stał z boku, trzymając jakieś narzędzie. Gdy ich dłonie przypadkiem się zetknęły, obaj odskoczyli, jakby oparzyli się gorącym żelazem. Mick zmarszczył brwi, czując, że coś jest nie tak.

Wykorzystując chwilę nieuwagi Drake’a, zszedł z kozetki i podszedł do rudzielca. Chłopak unikał jego spojrzenia, ale Mick nachylił się w jego stronę.

- Co się dzieje? Kenji coś ci zrobił? – zapytał szeptem, zaniepokojony.

Lachlan aż drgnął i szybko pokręcił głową, zaś jego policzki zabarwiły się głębokim rumieńcem.

- Nie, nic z tych rzeczy – wykrztusił.

Mick nie dawał jednak za wygraną.

- To czemu zachowujesz się, jakbyś miał się zaraz rozpłakać? – naciskał, mrużąc oczy.

Rudzielec westchnął ciężko a jego wzrok długo błądził po podłodze, zanim w końcu wydusił z siebie cokolwiek.

- Bo… no… przeleciałem go…

Mick wstrzymał oddech, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Że co?! – syknął, starając się nie podnosić głosu, by nie zwrócić na nich niepotrzebnej uwagi.

- To było głupie – wymamrotał Lachlan. – Zaspaliśmy przez to do pracy. Kenji powiedział, że porozmawiamy o tym wieczorem, ale chyba wcale tego nie chce. Nie wiem, co mnie napadło. Pewnie to przez ten cholerny pistacjowy likier…

Podniósł wzrok na Mick’a a jego oczy były pełne desperacji.

- Co ja mam teraz zrobić? – wyszeptał zrozpaczony. – Przeleciałem Pana! Rozumiesz? To nigdy nie powinno się wydarzyć – panikował.

Blondyn otworzył usta, ale zanim zdążył coś powiedzieć, Drake zawołał go stanowczym tonem.

- Mick, pora na nas

Chłopak rzucił Lachlan’owi przepraszające spojrzenie, po czym pospiesznie wyszedł za Panem z kliniki. W drodze do samochodu Mick czuł ciężar na sercu. Wiedział, że Lachlan potrzebuje pomocy, ale nie miał pojęcia, jak mógłby mu jej udzielić w obecnej sytuacji. Może, gdyby czuł się lepiej, byłby w stanie coś wymyślić, ale obecnie, marzył tylko o dużej dawce snu. Gdy tylko zapiął pasy a samochód ruszył, jednostajne kołysanie uśpiło go niemal natychmiast.

Drake przeglądał coś na telefonie, ale widząc jego uśpioną, spokojną twarz sięgnął do niej i odgarnął mu za ucho kosmyk jasnych włosów. Uśmiechnął się kącikiem ust i cichym głosem polecił Hatoru, by odwieźli go do apartamentu. Obecność Mick’a nie była mu dziś specjalnie potrzebna i wolał pozwolić mu odpocząć, żeby był bardziej użyteczny jutro. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz