Drake siedział na tylnym siedzeniu samochodu, trzymając telefon w dłoni i wpatrując się w aplikację, która służyła do sterowania obrożą Mick'a i systemem alarmowym w apartamencie. Zielony wskaźnik pokazywał lokalizację chłopaka, ale Drake'owi wydawało się, że coś musiało się zepsuć. Wskaźnik znajdował się z powrotem w należącym do niego budynku. Aż zmarszczył brwi.
- No proszę, Mick'i – mruknął do siebie. – Odważny, ale niezbyt konsekwentny
Czyżby chłopak wystraszył się własnej odwagi? A może, po prostu, zderzenie z realnym światem poza znanymi mu ramami sparaliżowało go? Drake zdawał sobie sprawę, że Mick stał się bardziej zamknięty w sobie od czasu, gdy go kupił. Utrata wolności potrafiła złamać niejednego, a on, mimo swojej zadziorności, nie był wyjątkiem.
Z jednej strony, właśnie dlatego zorganizował mu pracę w biurze. Chciał, by chłopak stopniowo oswajał się z ludźmi w kontrolowanym środowisku i wracał do jakiejś namiastki normalności. Z drugiej – próbę ucieczki musiał ukarać. Nie mógł pozwolić na takie zachowanie, nawet jeśli w połowie drogi Mick zreflektował się i wrócił do apartamentu.
Samochód zatrzymał się na podziemnym parkingu a Drake zapiął płaszcz, nim wysiadł.
- Dzięki, Sho – rzucił krótko do kierowcy i ruszył w stronę windy.
Wsiadł, naciskając guzik najwyższego piętra. W kabinie panowała cisza, zakłócana jedynie mechanicznym dźwiękiem poruszającej się windy. Miał ochotę zapalić, ale przepisy tego zabraniały. Mógł pomyśleć o tym, nim wjechali na parking, ale nie chciał zwlekać. Pozostało mu jedynie bawienie się benzynową zapalniczką. Obracał ją w dłoni, otwierał i zamykał z trzaskiem i znów obracał.
Z każdą sekundą zbliżał się do apartamentu, w którym znajdował się Mick. Wyobrażenie o wymierzeniu mu odpowiedniej kary wywołało na jego twarzy uśmiech – chłodny, przerażający, jak zapowiedź burzy. Dzwonek windy, obwieszczający otwarcie się drzwi, był niczym gong do walki.
Drake wpadł do apartamentu z energią huraganu, niemal wyrywając drzwi z zawiasów. Wzrok natychmiast spoczął na blondynie, który stał beztrosko przy kuchence i kosztował coś z małego spodeczka. Chłopak uniósł wzrok, zauważając Pana i już otwierał usta, by go powitać, gdy Drake podszedł do niego błyskawicznie i wytrącił mu naczynie z dłoni. Spodek z hukiem roztrzaskał się o podłogę a Mick ledwie zdążył zarejestrować, co się dzieje, zanim pięść mężczyzny trafiła go prosto w twarz.
Chłopak poleciał w tył, uderzając o meble. Zsunął się na podłogę jak worek kartofli, oszołomiony siłą ciosu. Krew puściła mu się z nosa a świat wokół zawirował. Zanim zdołał choćby unieść rękę do twarzy, Drake chwycił go za włosy i szarpnął, wykręcając mu głowę do tyłu.
- Naprawdę myślałeś, że się nie dowiem? – syknął mężczyzna, głosem ociekającym chłodnym gniewem. – Masz pieprzony lokalizator. Zapomniałeś o tym, idioto?
Mick spojrzał na niego szeroko otwartymi, załzawionymi oczami. Otworzył usta, ale z jego gardła wydobył się tylko urwany dźwięk.
- O... o co chodzi? Czy... czy coś źle zrobiłem w pracy? - wyszeptał w końcu z przerażeniem.
Drake prychnął z pogardą a jego uścisk na włosach Mick'a się wzmocnił.
- Gdzie byłeś? – wysyczał, pochylając się bliżej.
Mick, mimo drżących rąk, zaczął stawiać lekki opór, próbując wyrwać się z żelaznego uścisku mężczyzny.
- W... w sklepie! – wykrztusił. – Przecież mówił pan, że mogę iść na zakupy i użyć karty!
Słowa chłopaka na moment wytrąciły Drake'a z równowagi. Jego twarz na chwilę zamarła a potem ściągnęła się w wyrazie irytacji.
- Po jaką cholerę wychodziłeś? – zapytał gniewnie, wciąż trzymając go za włosy. – Lodówka jest pełna!
Mick usiłował wstać, ale nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Cały aż dygotał.
- Miałem ochotę na curry – wyjaśnił, łapiąc oddech. – Wiedziałem, że nie ma składników...
Drake uniósł brew a wyraz jego twarzy zmienił się z wściekłości na coś bardziej zbliżonego do zaskoczenia. Spojrzał na kuchenkę, gdzie w garnku bulgotało coś, co pachniało wybornie. Puścił włosy chłopaka i podszedł do kuchenki. Zajrzał do garnka i zmarszczył brwi.
- To curry? – spytał, zbity z tropu.
Mick, wciąż roztrzęsiony, przytrzymał się blatu, by wstać. Udało mu się, ale ani myślał go puścić, obawiając się, że miękkie od strachu nogi nie utrzymają jego ciężaru. Wytarł tylko krew cieknącą z nosa rękawem bluzy.
- Tak... curry. Mówię przecież. Wiem, że lubisz to od pana Akihito, i wiem, że moje pewnie nie będzie tak dobre, ale... starałem się, jak umiałem – wytłumaczył.
Drake stał nieruchomo przez kilka długich sekund, wpatrując się w garnek a potem znów na Mick'a. Cała jego wściekłość wyparowała tak szybko, jak się pojawiła.
- Cholera, Mick – wymamrotał w końcu, marszcząc brwi z irytacją.
Jego spojrzenie było ciężkie, choć głos, gdy się odezwał, nieco bardziej opanowany.
- Jeśli jeszcze raz opuścisz budynek bez mojej zgody, pożałujesz – ostrzegł.
Mick sięgnął po papierowy ręcznik i przyłożył go do nosa. W jego ruchach było coś niemal mechanicznego, jakby chciał zająć ręce, by odciągnąć uwagę od wciąż napiętej atmosfery.
-Wiedziałem, że pojechał pan do wuja – wyjaśnił, wciąż spuszczając wzrok. – I kazał sobie nie przeszkadzać, więc... nie chciałem zawracać głowy takimi bzdurami...
Drake prychnął i przesunął dłonią po włosach, jakby próbował stłumić rosnące zdenerwowanie.
- Mogłeś chociaż powiedzieć kurwa Misaki'emu! Albo najlepiej poprosić, żeby z tobą poszedł - znów się wzburzył.
Mick skulił się lekko a jego ramiona niemal niewidocznie zadrżały.
- Przepraszam... to był impuls. Nie pomyślałem – przyznał cichym głosem.
Drake spojrzał na niego z mieszaniną frustracji i zmęczenia, po czym odwrócił wzrok, wbijając spojrzenie w garnek na kuchence.
- Na przyszłość używaj mózgu – rzucił szorstko. – I mieszaj to curry, bo się przypali!
Mick skinął głową, niemal odruchowo i szybko wrócił do mieszania w garnku. Jego ruchy były szybkie, wręcz nerwowe a spięte ciało zdradzało, jak bardzo starał się nie zrobić niczego, co mogłoby znów rozgniewać Pana. Słyszał ciężkie kroki Drake'a, które oddalały się w stronę schodów prowadzących na piętro.
Kiedy usłyszał ciche skrzypnięcie zamykających się drzwi sypialni, zerknął przez ramię, upewniając się, że jest sam. Odetchnął głęboko, jakby po raz pierwszy od dłuższej chwili mógł złapać powietrze. Pospiesznie umył ręce i twarz w zlewie, spoglądając na swoje odbicie w lśniącej powierzchni kranu. Krew przestała płynąć, ale jego nos wciąż był zaczerwieniony a miejsce uderzenia pulsowało tępo pod skórą.
Mimo bólu i wciąż trzęsących się rąk na jego twarzy pojawił się ledwie zauważalny uśmiech. Choć sytuacja była daleka od idealnej, w całej tej konfrontacji dostrzegł coś, co sprawiło, że jego myśli uniosły się nieco ponad strach.
Drake nie zabronił mu wychodzić. Owszem, upomniał go i wymierzył karę, ale bardziej chodziło o sposób, w jaki to zrobił, niż o sam fakt wyjścia. W przyszłości wystarczyło, że poinformuje o swoim zamiarze Misaki'ego lub Pana.
Z tą świadomością Mick spojrzał na bulgoczące curry, zadowolony z faktu, że choć trochę przełamał barierę swojej niewoli. Aczkolwiek raczej nie zamierzał jej zbyt często przekraczać, mając w pamięci wciąż świeży ból.
Tymczasem Drake zamknął drzwi swojej sypialni i od razu usiadł na krawędzi łóżka, wpatrując się w ekran komórki. Odtworzył zapis trasy Mick'a jeszcze raz, analizując każdy szczegół, jakby chciał znaleźć choćby cień dowodu na to, że chłopak skłamał. GPS wyraźnie wskazywał, że Mick dotarł do pobliskiego sklepu, spędził tam trochę czasu a potem wrócił bezpośrednio do apartamentu.
Mimo to Drake nie mógł całkowicie pozbyć się podejrzeń. Mick miał idealną okazję, by powiadomić kogoś o swojej sytuacji. Ale czy rzeczywiście to zrobił? Gdyby tak było, czyjego biurowiec nie byłby już oblężony przez służby? Skrzywił się, czując, jak irytacja miesza się z niepewnością. Wiedział, że musi to sprawdzić a istnieje na to tylko jeden sposób, którego szczerze nienawidził.
Wybrał numer do Ryunosuke i czekał na połączenie, bębniąc palcami o kolano.
- Drake, zapomniałeś o czymś na spotkaniu? – głos księcia był chłodny, ale niepozbawiony zabarwienia złośliwej ciekawości.
- Nie. Dzwonię w innej sprawie – odpowiedział Drake, zmuszając się do opanowanego tonu. – Możesz sprawdzić, czy pojawiły się na policji zgłoszenia o porwanym Amerykaninie?
Ryunosuke milczał przez chwilę, wyraźnie zaskoczony pytaniem.
- Podasz więcej szczegółów? – spytał w końcu.
- Tyle wystarczy – burknął Drake, nie kryjąc irytacji.
Książe parsknął rozbawiony.
- Jak na kogoś, kto prosi o przysługę, jesteś wyjątkowo nieuprzejmy – stwierdził z przekąsem.
Drake westchnął ciężko, czując narastające zmęczenie.
- Mick wyszedł gdzieś bez uprzedzenia. Chcę się upewnić, że nie narobił mi problemów – przyznał niechętnie, chcąc mieć to już po prostu z głowy.
Książę roześmiał się złośliwie.
- Nie panujesz nawet nad swoimi dziwkami, co? – bardziej stwierdził niż spytał.
Drake zacisnął szczęki, powstrzymał potok przekleństw.
- Możesz to sprawdzić, czy nie? – spytał.
- Zrobię to, ale tylko przez wzgląd na Akihito – odparł Ryu, tonem przepełnionym sztuczną łaskawością. – Znienawidziłby mnie, gdyby coś wyniknęło z tej sytuacji a ja nic bym nie zrobił. Dam ci znać za chwilę – oznajmił i rozłączył się.
Drake spojrzał na ekran komórki, krzywiąc się z irytacji. Odłożył telefon na szafkę i poszedł wziąć prysznic, pozwalając wodzie zmyć z siebie resztki frustracji.
Kiedy wychodził z łazienki, usłyszał dźwięk nowej wiadomości. Wytarł się pospiesznie, sięgnął po telefon i odczytał odpowiedź od Ryunosuke.
- „Żadnych zgłoszeń tego typu i żadnych w ogóle w twoim rejonie" – brzmiała jej treść.
Drake odetchnął z ulgą. Więc chłopak rzeczywiście mówił prawdę. Odpisał krótkie "Dzięki" i rzucił telefon na łóżko. Ubrał się w wygodne, luźniejsze ubrania i spojrzał na swoje odbicie w lustrze, pozwalając sobie na lekki uśmiech.
Zadowolony z siebie, zszedł na dół, gdzie czekała już gotowa kolacja i wciąż zestresowany blondyn, który popatrywał na niego niepewnie, jakby oczekiwał kolejnego wybuchu jego złości. Drake jednak usiadł do stołu i bez słowa zabrał się za jedzenie. Curry okazało się ostre, kremowe i po prostu pyszne. Choć nie umywało się do tego od Akihito, oczywiście.
Po skończonym posiłku, podczas którego Drake jadł w milczeniu, dając Mick'owi czas na dojście do siebie, odsunął talerz i wyciągnął się wygodnie na krześle. Odpalił papierosa i zaciągnął się dymem, jakby zastanawiał się nad czymś istotnym. W końcu przeniósł się na kanapę i zawołał blondyna, który akurat chował resztki jedzenia do lodówki.
- Mick, chodź tutaj
Chłopak podskoczył lekko, jakby oczekiwał kolejnego ataku. Pospiesznie wytarł dłonie w ścierkę i spojrzał na niego ostrożnie.
- Tak, Panie? – spytał niepewnie.
Drake poklepał zachęcająco miejsce obok siebie.
- Siadaj. Pooglądamy coś razem – zaproponował.
Mick zmarszczył brwi, wyraźnie zaskoczony propozycją. Zwykle, gdy Drake miał ochotę na wspólne spędzanie czasu, kończyło się to w bardziej... intymny sposób. Mimo to skinął głową, posłusznie usiadł na kanapie i spojrzał na Pana z niepewnym wyrazem twarzy.
Drake włączył telewizor i zaczął przeglądać kanały, jakby to była najbardziej naturalna rzecz na świecie.
- Chcesz obejrzeć coś konkretnego? – zapytał, nie odrywając wzroku od ekranu.
- Niespecjalnie... cokolwiek pan wybierze będzie w porządku, sir – Mick odparł cicho.
Drake zatrzymał się na jakimś filmie akcji, który akurat leciał w telewizji. Oparł się wygodnie i rzucił okiem na chłopaka, który siedział z rękami splecionymi na kolanach, wciąż wyraźnie spięty.
Sam Drake był w zaskakująco dobrym nastroju. W głowie przemykała mu myśl, że nawet jeśli Mick nie zasłużył na dzisiejszą karę, małe, bolesne przypomnienie o jego miejscu w szeregu nigdy nie zaszkodzi. Taka lekcja wyjdzie mu ostatecznie na dobre.
- Rozluźnij się, nie ugryzę – rzucił nagle z kpiącym uśmiechem, widząc sztywność blondyna.
Mick zerknął na niego z lekkim zawstydzeniem i usiadł nieco swobodniej, choć jego nerwowe ruchy zdradzały, że nadal czuje się nieswojo.
Drake na szczęście nie drążył dalej tematu a skupił swoją uwagę na filmie, pozwalając Mick'owi ochłonąć w swoim tempie. Był Panem, który potrafił wymierzać surowe kary, ale czasem odrobina pozornej troski działała równie skutecznie. A najlepszym tego dowodem było, to, że blond czuprynka oparła się na jego ramieniu, gdy chłopak zsunął się, na wpół kładąc. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, mógłby pomyśleć, że są zwykłą parą, która po prostu spędza miło wieczór. Jedynie zaczerwienienie na twarzy Mick'a, po uderzeniu, sugerowało nieco inny, niezbyt zdrowy, charakter ich relacji.
Poranek w biurze Drake'a, który zazwyczaj zaczynał się względnie spokojnie, został przerwany przez podniesiony głos właściciela.
- Do cholery, Mick! – warknął, wpadając do pokoju, które było przedsionkiem jego własnego biura, a w którym stało biurko chłopaka.
Mick podskoczył na krześle, niepewnie unosząc wzrok na swojego Pana.
- Słucham, sir? – zapytał, zaskoczony.
- Umówiłeś mnie z Miyazakim! Czy ty w ogóle myślisz?! – grzmiał mężczyzna.
Mick ściągnął brwi, nie rozumiejąc, gdzie popełnił błąd.
- Zadzwonił prosząc o spotkanie, więc go umówiłem... W czym problem, sir? – spytał z pretensją w głosie.
Kompletnie nie rozumiał zachowania Pana. Przecież w spisie kontrahentów, do którego miał dostęp, nie było słowa na temat tego, żeby nie umawiać spotkań z tym mężczyzną. Wiedział, że Pan żył ostatnio w dużym stresie, w związku z zamachami na swoje życie, ale powoli miał dość jego nieuzasadnionych wybuchów gniewu.
- Więc go umówiłeś! – Drake powtórzył za nim, unosząc ręce do nieba.
Mick zacisnął wargi w cienkie linie.
- No przecież od tego tu jestem! – wykrzyknął, samemu dając ponieść się gniewowi.
Jednak od razu tego pożałował, gdy Drake spojrzał na niego z wściekłością.
- Masz pytać, jeśli pojawia się nowy klient! – zaznaczył.
Mick spojrzał na swój laptop i znów na Pana.
- Był w spisie, więc nie jest nowy! – zauważył.
Drake aż uderzył dłonią o blat biurka, przez co Mick podskoczył na krześle.
- Do kurwy, Mick! – dał upust swojej złości. – Widziałeś żebym spotykał się z nim wcześniej?! Nie?! Więc jest nowy! – grzmiał.
Mick skulił się, momentalnie pokorniejąc i próbując wtopić się w fotel, gdy za jego plecami odezwał się spokojny, znudzony głos Naomi, która miała dziś być ich kierowcą i jednocześnie ochroną.
- To tylko spotkanie. Nie można go po prostu odwołać? – zapytała, opierając się nonszalancko o ścianę i obracając w palcach nóż, jakby była zupełnie obojętna na to, co się działo.
Drake odwrócił się w jej stronę, niemal kipiąc wściekłością.
- Myślisz, że to takie proste?! – wrzasnął. – Miyazaki potraktuje odwołanie spotkania jako zniewagę!
Naomi wzruszyła ramionami, unosząc lekko brew.
- To brzmi jak jego problem – stwierdziła.
- Nie, to jest nasz problem, Naomi! – syknął Drake, rzucając jej spojrzenie pełne frustracji. – Wuj ciągle mi powtarza, że muszę dbać o dobre stosunki z innymi głowami rodów. Nie mogę sobie pozwolić na kolejną wpadkę!
Mick z pewną ulgą przyjął fakt, że jego Pan zmienił obiekt, na który krzyczał. Wciągnął powietrze i spuścił wzrok, czując się jak dziecko, któremu udało się uniknąć kolejnego upomnienia. Wciąż miał co prawda ochotę ulotnić się stąd jak najszybciej, ale teraz mógł udawać, że jest jedynie tłem sytuacji a nie jego głównym punktem.
Natomiast Naomi zdawał się mieć wkurw szefa w głębokim poważaniu, nieustannie bawiąc się nożem, którym całkiem niedawno wydłubała oko agresorowi, w przybytku Matsumoto.
- To wciąż problem Takedy. Przecież nie od dziś wie, jak wyglądają wasze stosunki – skwitowała.
Drake aż warknął, niczym wściekłe zwierzę.
- Nie mogę na was liczyć! – krzyknął, po czym odwrócił się na pięcie i trzaskając drzwiami, zamknął się w swoim gabinecie.
Po chwili ciszy Mick spojrzał ostrożnie na Naomi, wychylając się ze swojego krzesła.
- O co w ogóle chodzi z tym Miyazaki'm? – zapytał cicho, nie chcąc, żeby Drake ich usłyszał.
Naomi uśmiechnęła się lekko, przerywając zabawę ostrzem.
- To kyodai szefa. Brat w strukturze yakuzy – wyjaśniła. – Kiedy szef był młodszy musiał zbudować swoje miejsce i częściowo wyszarpał je z rąk innych członków rodów. Z niektórymi dało się porozumieć i wypłacić im zadośćuczynienie, ale Miyazaki to gość starszej daty. Poczuł się upokorzony, chociaż moim zdaniem to jego wina, że nie potrafił utrzymać własnego poletka – stwierdziła.
Mick uniósł brwi, rozumiejąc teraz gniew Pana, choć wciąż irytował go fakt, że został skarcony za błąd, który nie był jego winą. Lista kontrahentów powinna być aktualizowana na bieżąco. Przecież nie mógł pytać za każdym razem Drake'a, czy może umówić taką a taką osobę. To kompletnie sparaliżowałoby ich pracę.
- Więc są w stanie wojny? – dopytał.
Naomi uśmiechnęła się lekko.
- Coś w tym stylu. Nie mogą otwarcie walczyć, więc od lat podkładają sobie kłody pod nogi
Mick aż wywrócił oczami.
- To niezła pasywna agresja – stwierdził.
Naomi zaśmiała się z rozbawieniem.
- A gdzie jest Kaoru? – spytała nagle, zmieniając temat. – Mam ochotę na kawę
- Nie wiem. Mówił rano, że źle się czuje. Ale nie słucham go za bardzo, więc nie jestem pewien – Mick wyznał, wzruszając ramionami.
Naomi uśmiechnęła się szeroko, wskazując na ekspres do kawy.
- To może ty mi zrobisz kawę? – zaproponowała.
Mick spojrzał na nią z kpiącym uśmiechem, od razu wyczuwając pismo nosem. Nie zamierzał pozwolić sobie wejść na głowę, nawet jeśli Naomi stanęła niedawno w jego bronie. Zaczynało się od drobnej przysługi a kończyło na bóg wie czym.
- Z tego co widzą masz dwie, zdrowe ręce a ekspres jest tam – mówiąc wskazał na urządzenie ręką w temblaku.
Naomi zachichotała.
- Lubię cię, dzieciaku – stwierdziła, podchodząc do ekspresu.
Mick uśmiechnął się i wrócił do pracy, szukając w intrenecie więcej informacji o Miyazaki'm. Nie znalazł jednak nic nadzwyczajnego.
Mick siedział jak na szpilkach w elegancko urządzonym Vip'roomie w restauracji. Drewniane panele na ścianach, delikatne światło lamp i nienagannie nakryty okrągły stół, dawały poczucie przepychu i luksusu. Mimo pięknego wystroju, czuł się, jakby stał się mimowolnym obserwatorem walki między dwoma tygrysami. Miał ochotę ulotnić się stąd jak najszybciej, ale niestety funkcja asystenta skutecznie uziemiała go w tym miejscu. Postanowił więc skupić się na zapisywaniu najważniejszych informacji. Jego dłoń, trzymająca długopis, drżała, zawisając nad notatnikiem.
Miyazaki okazał się postawnym mężczyzną o surowym spojrzeniu i nienagannie przystrzyżonej, skromnej brodzie. Nie był tak stary, jak Mick mógł sądzić, po rozmowie z Naomi, ale młody też nie był. Natomiast roztaczał wokół siebie aurę wyższości i skrajnej pewności siebie, jakby oczekiwał, że cały świat będzie padał mu do stóp, z racji samego nazwiska.
Postawa Drake'a była o wiele bardziej swobodna, wręcz ostentacyjna. Opierał się on wygodnie o krzesło i przeglądał coś w telefonie, ignorując rozmówcę do czasu, aż przyniesiono im przystawki. Wówczas sięgnął po przekąskę i spojrzał na mężczyznę, jakby chciał zachęcić go do rozmowy.
Miyazaki odstawił filiżankę zielonej herbaty na spodek z cichym stuknięciem.
- Nakamura-sam – zaczął, mrużąc oczy. – A raczej Drake-kun – zwrócił się jak do dziecka, jednak nie zrobiło to wrażenia na brunecie.
- Pozwól, że przejdę do sedna. Nie ma sensu tego przeciągać – stwierdził Takeda. - Twój wuj nie jest wieczny, a gdy jego czas przeminie, ja przejmę schedę – oznajmił bez ogródek, jakby stwierdzał, że niebo jest błękitne a trawa zielona.
Mick aż uniósł wzrok znad notatnika, instynktownie odsuwając się z zasięgu rąk Pana, by nie oberwać rykoszetem jego wściekłości. Jednak, ku jego zaskoczeniu, Drake po prostu się uśmiechnął, pozwalając rozmówcy kontynuować jego monolog.
- Lepiej, jeśli staniesz po mojej stronie. A jeśli nie – stój grzecznie z boku i nie przeszkadzaj – zasugerował pochylając się nieco nad stołem z zaciętym wyrazem twarzy.
Drake powoli odłożył komórkę i po prostu się roześmiał.
- To ma być ten wielki powód, dla którego się tu spotykamy? Naprawdę? – zapytał, nie kryjąc kpiny w głosie.
Miyazaki ściągnął brwi i zacisnął szczęki, próbując zachować choć pozory opanowania.
- Jestem naturalnym następcą starego Nakamury. Przez lata byłem jego prawą ręką – zauważył tonem pełnym wyższości.
Drake uniósł kpiąco brew.
- Prawą ręką? – spytał. – Chyba raczej małym palcem u stopy – skwitował.
Starszy mężczyzna napiął się, jakby był gotów w każdej chwili wstać albo rzucić się na rozmówcę.
- Nie zapominaj, z kim rozmawiasz! – upomniał go.
Drake wciąż pozostawał spokojnym, jakby cała sytuacja po prostu go bawiła.
- No z kim? – zapytał. – Z reliktem przeszłości, który nie pojmuje, że stan rzeczy się zmienia? – bardziej stwierdził niż spytał.
Miyazaki zdołał opanować gniew, prostując się, jakby chciał przywrócić sobie autorytet. Jego ton stał się spokojniejszy, ale groźba wciąż była w nim wyczuwalna.
- Ta twoja młodzieńcza buta – prychnął z pogardą. – Brak szacunku kiedyś cię zgubi – stwierdził.
Drake przechylił głowę na bok, jakby poważnie rozważał te słowa.
- Szacunek? – powtórzył. – Ależ mam go całe mnóstwo, ale tylko dla tych, którzy na niego zasługują – skwitował, wyciągając papierosa.
Mick drgnął na swoim miejscu i natychmiast wyciągnął zapalniczkę, odpalając Panu papierosa. Drake zaciągnął się nim z lubością.
- A ty co robiłeś w ostatnich latach, hm? – kontynuował swój wywód. – Bo ja tworzyłem swoją grupę, od podstaw i umacniałem jej pozycję. Ty jedynie pielęgnowałeś własne urazy i żale
Miyazaki coraz gorzej ukrywał swoją złość, nie potrafiąc zapanować nad wyrazem twarzy, która stawała się purpurowa.
- Nie zapominaj, że silniejsi od ciebie stawiali fundamenty, na których teraz stoisz – powiedział, upijając łyk herbaty, by zamaskować irytację.
- Może i tak, ale te fundamenty są przegniłe i najwyższa pora je wymienić – Drake zasugerował, jasno dając do zrozumienia, że ma na myśli zmianę pokoleniową w strukturach ich organizacji.
Miyazaki aż wstał, mało nie przewracając krzesła, na którym siedział.
- Uważaj na swoje słowa, chłopcze. Nie jestem kimś, kogo możesz lekceważyć – uprzedził gniewnie.
Drake spojrzał na niego ze znudzeniem, uśmiechając się kąśliwie.
- Już to słyszałem. Potraficie tylko rzucać groźbami na lewo i prawo, ale gdy przychodzi co do czego to podkulacie ogon i uciekacie, zlecając robotę podwładnym. Kiedy ostatnio ubrudziłeś sobie ręce, co? Jak mam szanować główny trzon, jeśli widzę tylko bandę zniedołężniałych starców, którzy dostają zadyszki, próbując mnie dogonić? – wygłosił, bez choćby cienia zawahania.
Starszy zacisnął dłonie w pięści, patrząc na Drake'a z jawną wrogością.
- Twoja arogancja przerośnie cię szybciej, niż myślisz. Młodość nie trwa wiecznie a twoje umiejętności... cóż, nie sądzę, żeby przetrwały próbę czasu
Drake spokojnie zaciągnął się papierosem, strzepując popiół do popielniczki.
- Masz mi coś sensownego do powiedzenia? Bo chciałbym już przestać słuchać – stwierdził, znudzony.
- Tylko dlatego, że pozwalaliśmy ci budować twój mały biznes, nie oznacza, że możesz pluć nam w twarz!
- Pozwoliliście? – Drake się zaśmiał. – Staliście bezradnie niczym dzieci we mgle, gdy wydzierałem wam co moje! Daliście się ograbić bękartowi bez nazwiska i do kogo niby macie o to pretensje?!
Miyazaki odsunął się o krok od stołu, próbując złapać oddech, gdy jego twarz jeszcze bardziej poczerwieniała od władającej nim złości.
- Nie wiesz z kim się mierzysz, gówniarzu. Może ci się wydawać, że kontrolujesz sytuację, ale zapamiętaj moje słowa, nikt nie jest nietykalny – wysyczał niczym groźbę.
Drake jedynie odchylił się na krześle, uśmiechając z przekąsem i gasząc papierosa.
- Masz rację. Żaden z nas nie jest nietykalny – stwierdził. – Więc lepiej uważaj jakich klientów lokujesz w swoich hotelach. Może przypadkiem wyjdzie na jaw, że pod wynajmem pokoi na godziny ukrywasz prostytucję nieletnich – zasugerował, wzruszając ramionami.
Miyazaki w końcu stracił resztki cierpliwości. Chwycił filiżankę i cisnął nią o ścianę, aż porcelana rozprysła się na drobne kawałki.
- Jeszcze się spotkamy, chłopcze. Wtedy zobaczymy, kto naprawdę się liczy – wysyczał.
Wyraźnie chciał dodać coś jeszcze do tej jakże owocnej dyskusji, ale ugryzł się w język, odwrócił na pięcie i po prostu wyszedł, odprowadzony śmiechem Drake'a.
Brunet w spokoju dopił swoją porcję herbaty, dojadł przystawki i dopiero wówczas wstał od stołu, przeciągając się z zadowoleniem. Mick tymczasem zamknął notes i przyglądał mu się w milczeniu.
- Sir... - odważył się odezwać, po dłuższej chwili. – Pański wuj... - zaczął, ale nie wiedział, jak dobrać słowa.
Drake zerknął na niego, skinieniem głowy zachęcając go do mówienia.
- Czy to nie pan powinien przejąć po nim władzę? – blondyn spytał wreszcie.
Drake skrzywił się, słysząc to. Rozważał ten scenariusz zbyt wiele razy, by nie znać odpowiedzi, jednak postanowił milczeć. To byłaby naturalna kolej rzeczy, gdyby stał się głową yakuzy. Może i miałby w tym duże poparcie, ale nawet wtedy kompletnie nie miał na to ochoty i miał na to całą masę powodów. Ale co, jeśli sytuacja zmusi go do tego i nie pozostawi mu wyboru? Czy naprawdę miał stać bezczynnie i patrzeć jak dorobek życia jego wuja i pokoleń jego rodziny wstecz, płonie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz