Lu milczał dłuższą chwilę, skubiąc w nerwowym odruchu bok szlafroka, w który był opatulony. Czuł jak czujny wzrok Makoto przewierca się przez niego. W końcu jednak odważył się unieść głowę i spojrzeć przyjacielowi prosto w oczy, a nawet lekko się uśmiechnąć. Nie chciał i nie zamierzał go okłamywać. Uznał, że nawet jeśli zrani go tym wyznaniem to cóż, Mako mógł winić tylko siebie, że podpadł Panu i został odsunięty.
- Szczerze mówiąc nie dziwie się już, że tak lubisz wyjścia na zakupy z Panem. To istny obłęd, ale naprawdę dobrze się bawiłem – wyznał, nieco zaskoczony własną śmiałością.
O dziwo Makoto, pomimo wcześniejszej oziębłości, odetchnął z ulgą i natychmiast wstał, by przytulić Lu.
- A jak się czujesz? – spytał cicho z troską. – Bo... wiesz, udało mi się wykraść Panu dwie tabletki przeciwbólowe, gdybyś ich potrzebował – wyznał.
Lu aż pobladł, patrząc na niego z przerażeniem.
- Coś ty sobie myślał? – szepnął podniesionym tonem pełnym niedowierzania. - Nic mi nie jest, rozumiesz? A te tabletki masz jutro rano natychmiast odłożyć na miejsce. Nawet nie chcę myśleć, co by się stało, gdyby Pan się dowiedział – powiedział z wyrzutem.
Makoto zaśmiał się, próbując uspokoić jego obawy.
- Spokojnie, Lu. Pan nawet nie zauważy braku dwóch tabletek. Ale odłożę je z powrotem, obiecuję – dodał, mrużąc zmęczone oczy. – A teraz kładźmy się spać
Lu odetchnął z ulgą, choć pokręcił głową z niedowierzaniem. Mimo że był wdzięczny za troskę Makoto, zastanawiał się, jak jego przyjaciel mógł być aż tak nieodpowiedzialny. Przecież równie dobrze mógł po prostu zejść na dół i jawnie napluć Panu w twarz.
Odsuwając te rozważania na później, cała trójka położyła się do swoich łóżek. Chwilę wiercili się w nich, układając wygodnie, gdy najstarszy przypomniał sobie coś ważnego.
- A, Lu, kiedy szalałeś z Panem na zakupach – podkreślił nieco uszczypliwie – był technik i zamontował nam nowy ekran a ja oprawiłem z powrotem listę zasad.
Lu westchnął cicho, wpatrując się w sufit.
- Kto robi jutro śniadanie? – zapytał zmęczonym tonem, spodziewając się, że to właśnie jemu przypadnie ten zaszczyt.
- Ja z Mick'iem – odpowiedział Makoto.
Mick, zaskoczony, uniósł się na łokciach na swoim futonie.
- Ja? Co ja robię w waszym planie dnia? – spytał z niedowierzaniem w głosie.
- Najwyraźniej Pan uznał, że skoro spędzasz tu z panem Drake'iem tydzień, to musisz być użyteczny – Mako odpowiedział i choć w pokoju panowała ciemność, uśmiech, który pobrzmiewał w jego głosie, był nadto wyraźny.
Mick burknął coś pod nosem, opadając z powrotem na futon.
- Już dzisiaj mnie wykorzystał do pakowania prezentów i było ich zdecydowanie za dużo. Zeszło mi na tym trzy godziny – narzekał cicho, wiercąc się na posłaniu.
Kaname poruszył się w łóżku, najwyraźniej obudzony przez ich niezbyt cichą rozmowę.
- A dla mnie... też był tam jakiś prezent...? – zapytał nieśmiało, przytłumionym głosem, jakby zakrywał twarz kołdrą.
Zapadła chwila ciszy, bo nikt nie spodziewał się, że najmłodszy z nich nie śpi.
- Przekonasz się w nowy rok – Mick odpowiedział zagadkowo, ale również w jego głosie słychać było szeroki uśmiech.
W pokoju rozległ się cichy, radosny chichot Kaname, a pozostali chłopcy pozwolili sobie na chwilę rozluźnienia, myśląc o nadchodzących dniach. Mako już planował kolejny dzień. Zamierzał zaangażować chłopca w przygotowanie ozdób na sylwester. Może znajdzie w schowku trochę drutu i ryżowego papieru, z których będą mogli stworzyć kilka lampionów. Po obiedzie pośle Lu do ogrodu, żeby ściął bambus, który rósł na tyłach, by mogli z niego zrobić kadomatsu; ozdobę, którą wystawią przed dom. Shimekazari, które stworzyli z Panem, już od tygodnia wisiało nad wejściowymi drzwiami. Jeśli będą jutro posłuszni to może Pan zabierze ich do świątyni, by mogli poprosić bogów o błogosławieństwo na nowy rok.
Lu odwrócił się twarzą do ściany i kontemplował przyjemne mrowienie w okolicach lędźwi, które dopiero zaczęło go opuszczać. Zaskoczył go fakt, że niemiałby nic przeciwko, gdyby Pan zechciał go zabrać do swojej sypialni na noc i kontynuować ich sprośne zabawy. Mimo iż był już nieco zmęczony.
Mick natomiast zakrył się kołdrą po czubek głowy i grzebał w komórce, sprawdzając, które aplikacje zostały odblokowane. Udało mu się uruchomić mapy i wpisać adres rodzinnego domu. Kiedy przełączył widok na street view zobaczył obraz podwórka i osoby, która kosiła trawnik. Gdy nieco przesunął znacznik na dalszą część ulicy osoba ta unosiła głowę i spoglądała wprost w obiektyw. Mick musiał zakryć dłonią usta, by nie wydobył się z nich szloch, który zawładnął nim na widok twarzy taty. Gdy powiększył obraz, mógł dostrzec również mamę na ganku, ale właśnie wchodziła do domu i widział jedynie jej plecy.
Wyłączył aplikację i odwrócił się na drugi bok, chowając telefon pod poduszką. Nie chciał myśleć o życiu, które stracił. Musiał skupić się na tym co tu i teraz.
Poranek w posiadłości Akihito wydawał się przebiegać w idealnej harmonii. Chłopców obudził dźwięk budzika i wszyscy zajęli się swoimi obowiązkami bez zwłoki i narzekania. Mimo to, kiedy usiedli razem do stołu, Mick czuł, jak napięcie narasta, ale nikt nie odważył się odezwać. Tylko Kaname wiercił się niecierpliwie, spoglądając na swoją owsiankę z malinami. Potrawa, która czekała na stole, zaczynała stygnąć a na powierzchni tworzył się nieapetyczny kożuch, co sprawiało, że chłopak stukał niespokojnie nogą o krzesło. Akihito zerknął na niego z irytacją, ale nie skarcił go.
- Zaczekajcie jeszcze chwilę – powiedział, choć widać było, że jego własna cierpliwość była już na wyczerpaniu, gdy spoglądał na zegarek.
W końcu Aki z irytacją sięgnął po telefon, by zadzwonić do Drake'a, ale w tej samej chwili na schodach rozległy się ciężkie kroki. Drake wyłonił się z korytarza i spokojnie zszedł do jadalni, nawet nie próbując przyspieszyć kroku. Akihito westchnął ciężko, mierząc go krytycznym wzrokiem.
- Naprawdę, Drake? Nie mogłeś być na czas? – warknął. – Nawet Mick się dostosował – zauważył z wyrzutem, wskazując na chłopaka.
Mick pomyślał, że jego punktualność wynikała bardziej z obowiązku pomocy w przygotowaniu posiłku niż z własnej woli, ale zachował tę myśl dla siebie. Drake natomiast usiadł nonszalancko na swoim miejscu i wzruszył ramionami, jakby cała sprawa była drobiazgiem.
- Nic się nie stało, nie czekałeś przecież długo – odparł lekko.
Akihito przymknął oczy, starając się opanować gniew. Po chwili pomasował palcami skroń, wyraźnie rozdrażniony, ale zaraz machnął ręką.
- Już jedzcie. Kenji będzie tutaj za godzinę – rzucił krótko, zerkając na talerze.
Wszyscy zabrali się za posiłek a Mick przez dłuższą chwilę wpatrywał się w rozstawione na stole jedzenie. Miał czas, żeby przemyśleć, na co ma ochotę i w końcu sięgnął po wybrane potrawy. W duchu przyznał, że gdyby byli w restauracji, obecność obcych ludzi zapewne wprawiłaby go w zakłopotanie. Jednak tutaj, w kameralnym otoczeniu, czuł się zaskakująco swobodnie. Mógł po prostu cieszyć się śniadaniem, zapominając na chwilę o zależności, która łączyła wszystkich przy tym stole.
Spojrzał ukradkiem na resztę towarzystwa. Mimo rygoru, jaki zwykle panował w posiadłości, chłopcy wydawali się spokojni i rozluźnieni. Rozmawiali swobodnie, nawet śmiali się, gdy Kaname ubrudził się owsianką, a Akihito upomniał go troskliwie.
- Nie jedz tak łapczywie, Kaname. Nie chcesz chyba znów mieć problemów z żołądkiem – przypomniał chłopcu z lekkim uśmiechem.
Kaname zrobił skruszoną minę, przepraszając za swój nadmierny pośpiech, co tylko wywołało kolejną falę wesołości. Mick przypatrywał się tej scenie, myśląc, że z zewnątrz wyglądałaby ona po prostu jak obraz zwykłej rodziny. Przez chwilę pozwolił sobie na myśl, że gdyby taki właśnie był jego świat, mógłby być naprawdę szczęśliwy. Jednak rzeczywistość była dalece inna od tego idealistycznego obrazka. Chłopcy może i nie nosili obroży jak on, ale doskonale zdawali sobie sprawę z własnej pozycji i tym kim są. A mężczyźni, siedzący przy stole, jaką władzę nad nimi posiadają.
Chłopcy szybko i sprawnie sprzątnęli stół po śniadaniu, zostawiając kuchnię w nienagannym porządku. Akihito siedział na kanapie w salonie, dopijając kawę a Drake kręcił się po ogrodzie, rozmawiając przez telefon. Właśnie wtedy rozległ się dzwonek do drzwi, a Lu poszedł otworzyć. Na zewnątrz stał Kenji, który przywitał się półgębkiem i wszedł do posiadłości jak do siebie. Lu skinął mu głową na powitanie i już miał zamknąć drzwi, gdy dostrzegł, że obok lekarza stoi nieznajomy, rudowłosy chłopak, który trzymał torbę z narzędziami medycznymi.
- Dzień dobry – chłopak powiedział cicho, speszony spojrzeniem Lu, który przyglądał mu się z zaskoczeniem.
Lu przepuścił go w progu, a ten natychmiast podbiegł do Kenji'ego, jakby bał się zostać zbyt daleko od swojego opiekuna. W tym czasie Mick, chowając ostatnie naczynia do zmywarki, odwrócił się i dostrzegł nowego przybysza. Jego twarz rozjaśniła się szerokim uśmiechem.
- Lachlan! – wykrzyknął radośnie, podchodząc do rudzielca i obejmując go przyjacielsko.
Młodzieniec odpowiedział na powitanie nieśmiałym uśmiechem, choć widać było, że spotkanie sprawiło mu radość. Zaciekawiony Lu podszedł do nich bliżej, spoglądając to na jednego, to na drugiego.
- Znacie się? – zapytał ciekawsko.
Lachlan pokiwał tylko głową, uwolniony od uścisku przyjaciela.
- Tak – Mick odpowiedział za niego. - Drake... no cóż, kupił Lachlan'a trochę przypadkiem podczas ostatniego wyjazdu do Korei. Mieszkaliśmy razem przez jakiś czas, zanim oddał go Kenji'emu
Lu skinął ze zrozumieniem, jednak zanim Mick zdążył dodać coś więcej, z końca korytarza dobiegł ich głos Kenji'ego.
- Lachlan, chodź tutaj, jesteśmy w pracy – powiedział spokojnie a rudzielec natychmiast przeprosił i podbiegł do niego z narzędziami.
Mick zerknął za nim, najwyraźniej nieco zawiedziony, że nie mógł dłużej porozmawiać z kolegą, ale z uśmiechem obserwował, jak Lachlan posłusznie ustawia się przy Kenji'm i szykuje dla niego stetoskop oraz inne przyrządy a także rozkłada na stole karty pacjentów. Fakt, że lekarz koślawo wymawiał imię chłopaka wydał się Mick'owi dość zabawny, ale doceniał jego starania.
Akihito wstał z kanapy, witając Kenji'ego serdecznym uściskiem, jak na dobrego przyjaciela przystało, ale lekarz pozostał jak zawsze poważny. Jego spojrzenie było chłodne i rzeczowe a ton głosu bez emocji, gdy od razu przeszedł do sedna.
- Cieszę się, że mogłem przyjechać, ale streszczajmy się, jeśli można. Mam dziś mnóstwo pacjentów do odwiedzenia – powiedział, spoglądając na Akihito z wyczekiwaniem.
W tej chwili do salonu wkroczył Drake, odpalając papierosa i uśmiechając się ironicznie do Kenji'ego. Lachlan poruszył się niespokojnie, na widok swojego pierwotnego Pana i natychmiast skupił na ułożeniu równo kart pacjentów, jakby nie chciał zostać przez niego zauważonym.
- Nigdy nie masz czasu dla przyjaciół. Celowo nas unikasz? – Drake rzucił, wypuszczając kłąb dymu w stronę lekarza.
Kenji zmrużył oczy, niezbyt zachwycony jego widokiem.
- W przeciwieństwie do was, nie mogę sobie pozwolić na bezproduktywne spędzanie czasu na zboczone zabawy, którym zapewne się tu oddajecie – odpowiedział chłodno.
Drake uśmiechnął się z przekąsem, ignorując przytyk.
- Wciąż urządzasz się w nowym domu? – zapytał, podnosząc brew.
Celowo przypominając Kenji'emu kto pomógł mu zdobyć tę posiadłość. Lekarz odpowiedział kwaśnym uśmiechem.
- Owszem, bo projektantka wnętrz, którą zatrudniłeś, ostro spartoliła swoją robotę. Że też jej za to zapłaciłeś – odgryzł się z irytacją.
Akihito zdecydował się wtrącić do tej jakże uroczej wymiany zdań, zaskoczony informacją.
- Nie wiedziałem, że w końcu wyprowadziłeś się z tej rudery po rodzicach – przyznał.
Kenji skrzywił się, wzdychając, jakby dyskutowanie na temat jego rodzinnego domu sprawiało mu ból.
- Miałem ku temu powody. A teraz moglibyśmy przejść do rzeczy? Naprawdę, goni mnie czas – dodał z wyczuwalną nutą irytacji.
Akihito skinął głową i zawołał swoich chłopców.
- No dobrze, to kto pierwszy? – zapytał, gdy cała trójka znalazła się w salonie.
Lu, pragnąc mieć to za sobą, od razu się zgłosił. Ustawił się przed lekarzem, podczas gdy Makoto stanął za nim, wyraźnie gotów na swoją kolej. Kaname trzymał się z boku, jakby z niechęcią, przestępując z nogi na nogę. Kenji dostrzegł jego ociąganie i rzucił mu surowe spojrzenie, zanim skupił się na Lu.
Kaname aż się skulił, widząc surowe spojrzenie lekarza, jakby wróciły wspomnienia z przeszłości. W ośrodku, z którego pochodził, regularne badania były nieuniknioną rutyną, ale wiązały się raczej z nieprzyjemnymi doświadczeniami. Choć Kenji był dla niego delikatny podczas pierwszego badania, gdy Pan dopiero co go dostał, nadal czuł wobec niego lęk. Z jego perspektywy, to srogie, profesjonalne spojrzenie było przerażające.
Kenji, nie chcąc tracić czasu, zajął się najpierw Lu, którego przebadał szybko i sprawnie. Lachlan zapisywał skrupulatnie wszystkie jego uwagi.
- Jak łokieć? – Kenji spojrzał na badanego chłopaka, oczekując odpowiedzi.
- Nie boli, pełna ruchomość – Lu odparł rzeczowo, pokazując, że może poruszać lewą ręką w pełnym zakresie.
Kenji kiwnął głową i zwrócił się do Akihito.
- Możesz odstawić mu leki przeciwzapalne, ale jeśli ból wróci, daj mi natychmiast znać. Rehabilitacja też by mu nie zaszkodziła, więc to przemyśl – polecił.
Kiedy przyszedł czas na Makoto, ten zajął miejsce przed lekarzem, bez skrępowania zdejmując koszulkę, żeby mógł go osłuchać i dokonać innych pomiarów.
- Tracisz na wadze – Kenji zauważył, ale nie wydawał się tym objawem zaniepokojony. – Jak inne dolegliwości? – zapytał beznamiętnie.
- Bez zmian – Mako przyznał cicho, unikając wzroku Akihito.
Lekarz pokiwał głową.
- Czyli tak jak sądziłem. Dalsza kuracja nie ma sensu. To nie kwestia przemęczonych oczu. Po prostu potrzebujesz okularów – stwierdził, wypisując skierowanie do okulisty i podając je Akihito.
- Lepsze będą soczewki – Aki oznajmił z niechęcią.
Makoto nieco przygarbił plecy. Nazbyt dobrze wiedział jakie Pan miał zdanie na temat okularów. Kenji uniósł ręce, jakby chciał odciąć się od tematu.
- To już wasza sprawa o ile Makoto nie ma astygmatyzmu. Wówczas będzie potrzeba okularów z soczewką cylindryczną. Ale tego dowiemy się po dokładniejszych badaniach. Polecę ci dobrego okulistę – powiedział.
Kiedy Makoto zakończył swoje badanie, podprowadził do lekarza Kaname, który z wyraźnym niepokojem stanął przed Kenji'm. Kaname był wyraźnie spięty, co Kenji zdawał się zauważyć, bo nie zadawał mu pytań bezpośrednio, zwracając się zamiast tego do Akihito. Przeglądając dokumentację medyczną Kaname, zauważył pewne postępy w badaniach krwi sprzed kilku dni.
- Wygląda na to, że wyniki badań się poprawiły. Można powoli wprowadzać więcej produktów do jego diety – stwierdził. – Wyślę ci później jakąś sensowną rozpiskę, ale porcje powinny być wciąż niewielkie. Jeśli pojawią się jakiekolwiek dolegliwości wracacie do szejków – oznajmił stanowczo.
Akihito tylko skinął głową, najwyraźniej słuchając uważnie jego uwag.
- Można też zacząć bardziej go aktywizować. Tkanki mięśniowej nie zbuduje od siedzenia – dodał lekarz, rzucając Kaname spojrzenie, które miało chyba dodać mu otuchy, ale chłopak nie wytrzymał i spuścił wzrok.
Poczuł się nieco pewniej, słysząc ton, który wydawał się troskliwy, ale i tak obawiał się lekarza. Nawet mimo obecności innych osób w pomieszczeniu i swojego Pana tuż obok. Podszedł do niego właśnie, przywołany skinieniem ręki i usiadł obok mężczyzny, wtulając się w jego bok i pozwalając głaskać po głowie.
- Skoro to mamy już z głowy, zapraszam cię na obiad, Kenji – Akihito obwieścił z uśmiechem.
- Mam dziś masę pacjentów – lekarz przypomniał sucho, podając swojemu rudzielcowi medyczne narzędzia.
Lachlan, który starannie pakował torbę, odezwał się nieco bezwiednie.
- Z wizyt domowych mamy na dziś tylko tę staruszkę na przedmieściach i jeszcze... – urwał nagle, uświadamiając sobie, że chyba powiedział zbyt wiele. – Yyy... A w klinice umówiona jest ta... nabzdyczona baba z wrzeszczącym bachorem... – dodał cicho, w myślach modląc się, by Kenji nie złajał go, za cytowanie jego własnych, niepochlebnych słów.
Kenji rzucił mu srogie spojrzenie, potwierdzając, że wypaplał zbyt wiele.
- Ktoś tu się mija z prawdą – Drake zauważył z rozbawieniem. – Czyżbyś chciał odmówić zaproszenia panicza? Toż to obraza dla rodziny cesarskiej – stwierdził przesadnie.
Mick, korzystając z zamieszania, nachylił się w stronę Makoto.
- On naprawdę jest synem cesarza, czy Drake tylko żartuje? – spytał szeptem.
Makoto uśmiechnął się lekko, kiwając głową.
- Tak, nasz Pan to najmłodszy syn pary cesarskiej – przyznał, jakby była to nic nieznacząca błahostka.
Mick aż się wyprostował, starając się przetrawić tę informację, która nagle wyjaśniała mu naprawdę wiele a jednocześnie rodziło całą masę nowych pytań. Tymczasem Kenji wywracał oczami.
- Jestem dzisiaj zajęty – stwierdził stanowczo.
Drake spojrzał na niego, unosząc prześmiewczo brew.
- Randka z Rakuran'em? – spytał kpiąco.
Kenji zmrużył oczy, spoglądając na niego zimno. Akihito natomiast zdawał się szczerze rozbawiony ich wymianą zdań.
- A co powiesz, jeśli Lu przygotuje twoją ulubioną zupę rybną? – zagaił.
Kenji się zawahał, wpatrując się w przyjaciela przez chwilę.
- Z klopsami? – spytał podejrzliwie.
- Z klopsami – potwierdził Akihito z uśmiechem, dobrze wiedząc, że trafił w słaby punkt.
Kenji zmierzył Lachlan'a oceniającym spojrzeniem i zwrócił się do Akihito.
- Dobra, ale muszę pojechać do tej staruszki. Mogę zostawić tu Lachlan'a? Będzie mi zawadzał – stwierdził bez ogródek.
Rudowłosy chłopak wyraźnie zmarkotniał, opuszczając ramiona. Widać było, że było mu trochę przykro, że ma zostać, jednak Akihito bez wahania zgodził się na prośbę przyjaciela.
- Oczywiście. Chłopcy, zabierzcie go na górę – nakazał.
Cała trójka, bez ociągania, skierowała się na piętro. Na twarzy Mick'a wykwitł szeroki uśmiech.
- Sir, ja też idę na górę – oznajmił. – Nie mamy na dziś żadnych spotkań, prawda? Ważne maile podpiąłem przy śniadaniu – powiedział.
Nie czekając na odpowiedź Drake'a ruszył pędem w stronę schodów, wyraźnie ciesząc się na możliwość spędzenia czasu z Lachlan'em. Zanim zniknął za zakrętem korytarza, usłyszał jeszcze śmiech Akihito i głos Pana, który coś żartobliwie odburkiwał Kenji'emu. Chyba tworzyli całkiem dobrą paczkę przyjaciół, mimo wszystkich dziwactw i różnic, jakie ich dzieliły.
Mick wpadł do pokoju chłopaków, niemal podskakując z ekscytacji.
- Lachlan, jak ci się mieszka z Kenji'm? – zapytał od razu, zanim drzwi za nim zdążyły się zamknąć.
Rudowłosy chłopak, który rozglądał się po pomieszczeniu z lekką ciekawością, uśmiechnął się nieśmiało.
- Całkiem dobrze – przyznał. – Mam swój pokój, a pan Kenji nie wymaga ode mnie ciężkiej pracy. Jest bardzo... spokojny
Mick odetchnął z widoczną ulgą.
- To świetnie – powiedział zadowolony, ale jego spojrzenie nagle skupiło się na szyi kolegi.
Uśmiech zadrżał mu na ustach.
- Czekaj... nie masz obroży? – wskazał palcem na jego szyję, jakby nie wierzył własnym oczom.
Lachlan odruchowo dotknął odkrytej skóry.
- Pan Kenji zdjął mi ją już pierwszego dnia – wyznał, jakby to było coś całkiem zwyczajnego.
Mick niemal zgrzytnął zębami.
- Jak?! – spytał z przejęciem. – Jak zdjął to cholerstwo?
Lachlan speszył się jego natarczywością.
- Musiał ją rozciąć. Nie umiał poradzić sobie z zapięciem... – odparł cicho, unikając jego wzroku. – Przepraszam... - wyszeptał widząc zawód, malujący się na twarzy Mick'a.
Makoto, który stał nieopodal, przysłuchując się rozmowie, postanowił rozładować napięcie, nim sytuacja by eskalowała.
- Może zamiast rozwodzić się nad obrożami, dołączycie do sprzątania? – zapytał z lekkim uśmiechem. – My musimy już się za to zabierać – mówiąc wskazał na ekran z planem dnia.
Mick spojrzał na niego z rozdrażnieniem.
- Czy Akihito wymaga w swojej posiadłości sterylnych warunków jak w szpitalu? Przecież wszędzie jest czysto! – wzburzył się.
Makoto wzruszył ramionami, nie dając się sprowokować, choć mówienie o Panu bezczelnie po imieniu, wywoływało w nim pewną złość.
- Pan ma alergię na roztocza. Dlatego w domu musi panować nienaganna czystość – wyjaśnił.
Mick parsknął z pogardą.
- A gdzie wasze obroże? Dlaczego tylko ja muszę nosić to upokarzające gówno? – spytał, szarpiąc za uwierającą go obrożę.
Makoto uśmiechnął się lekko, widząc jego reakcję. Dostrzegał w Mick'u ślady buntu, które pamiętał zarówno u Lu, jak i u siebie, gdy byli na początku tej trudnej drogi. Nie mógł mieć mu tego za złe.
- Nie nosimy obroży, bo Pan uważa je za nieestetyczne. Za to mamy wszczepione gdzieś w ciele chipy – odpowiedział spokojnie. – One pilnują naszej lokalizacji
Mick zamilkł a jego oczy rozszerzyły się lekko. W jednej chwili cała jego złość jakby wyparowała a wyraz twarzy zmienił się na zakłopotany. Zrobiło mu się głupio, przez własny wybuch.
- Chipy? – powtórzył cicho, jakby wciąż próbował to przetrawić.
Jego obroża mogła być widoczna na co dzień, ale chipy ukryte gdzieś wewnątrz ciała zdawały się o wiele gorsze. Przecież nie można było ich od tak po prostu zdjąć. Ta perspektywa zdawała się otrzeźwić go w jednej chwili.
- To... mamy pomóc sprzątać, tak? – spytał już całkiem spokojny. – W sumie i tak nie mamy nic innego do roboty – stwierdził, wzruszając ramionami i zerkając na Lachlan'a, czy aby ten nie ma nic przeciwko.
- Jasne, pomogę – rudzielec odparł z uśmiechem, wyraźnie wdzięczny za zmianę tematu.
Lachlan, Mick i Kaname przemieszczali się między kolejnymi pokojami gościnnymi, sprzątając i przygotowując je na wypadek przybycia kolejnych gości. Praca była prosta; odkurzanie, zmiana pościeli i przetarcie mebli, a rozmowy nadawały jej lekkości. Lachlan, pochylony nad łóżkiem, rozprostowywał narzutę i poprawiał poduszki, gdy Mick go zagadywał.
- No dobra, Lachlan, jak ci się żyje z Kenji'm? – spytał właśnie.
Rudowłosy chłopak uśmiechnął się nieśmiało.
- Dobrze, nawet bardzo. To dopiero kilka dni, ale pan Kenji jest chyba najlepszym Panem, na jakiego mogłem trafić – przyznał z zachwytem.
- O, no proszę. – Mick odsunął zasłonę, wpuszczając więcej światła do pokoju. – I dlaczego tak sądzisz?
Lachlan zatrzymał się na chwilę, trzymając w dłoniach poduszkę.
- Jest co prawda szorstki w obyciu, ale... naprawdę troskliwy. Codziennie wieczorem nakłada mi maść na plecy, gdzie jeszcze mam ślady po... no, po tamtym miejscu. Robi to z taką delikatnością, że aż mi głupio – przyznał z uśmiechem.
Mick również uśmiechnął się szeroko, rzucając krótkie spojrzenie Kaname, który ścierał niewidzialny kurz z komody.
- Też poznałem tę stronę Kenji'ego. Ale poczekaj aż się upije i wyciągnie zestaw do karaoke. Dopiero wtedy zacznie się zabawa – stwierdził, śmiejąc się na samo wspomnienie a Lachlan dołączył, wyraźnie rozbawiony.
Jednak zaraz spoważniał.
- Jest jedna rzecz, która trochę mnie martwi... – wyznał cicho.
Mick przystanął, spoglądając na niego uważnie.
- Co takiego?
Lachlan zawahał się, ale przecież sam zaczął temat.
- Pan Kenji... nie chce mnie w swoim łóżku – zdradził posępniejąc.
Mick uniósł brwi a Kaname spojrzał na nich z zaciekawieniem.
- Jak to? – zapytał nawet.
- Wczoraj... wszedłem do łazienki, gdy się kąpał. Chciałem umyć mu plecy, no wiecie, żeby mu się przydać. Ale bardzo się zdenerwował i kazał mi się wynosić...
Lachlan usiadł na brzegu łóżka, zaciskając dłonie na materiale spodni.
- Myślisz, że moje ciało go odrzuca? Te blizny... czy to przez nie? – zapytał z rozpaczą w głosie.
Mick uklęknął przed nim i położył dłonie na jego kolanach, próbując nawiązać kontakt wzrokowy.
- To nie ma nic wspólnego z bliznami. Kenji jest po prostu porządnym facetem i nie chce cię wykorzystywać. Powinieneś się z tego cieszyć...
- Ale ja nie potrafię – odparł rudowłosy, spuszczając wzrok. – Przecież... do tego zostałem wytresowany...
Mick skrzywił się lekko, słysząc te słowa, jakby coś w nich go zabolało. Nie chciał zastanawiać się, ile czasu Lachlan spędził w podziemiach kasyna Choi, że jego psychika została tak zniszczona, że sądził, iż brak seksu z Panem jest jego winą.
- Posłuchaj. Daj sobie czas. Kenji nie jest taki, jak tamci. On nie chce, żebyś się czuł jak... – zawahał się, szukając właściwego słowa. – Jak narzędzie do zaspokajania jego potrzeb
Kaname, stojąc z boku, przysłuchiwał się tej wymianie zdań a w jego umyśle rodziły się podobne wątpliwości. Jego Pan również nigdy go nie wykorzystywał, ale jak dotąd sądził, że wynikało to jedynie z jego słabego zdrowia. Co, jeśli jednak nie pociągał go fizycznie? W ośrodku, gdzie się wychowywał, wmawiano mu, że obojętność Pana to najgorsze co może spotkać niewolnika i zawsze jest w tym jego wina. Może niedostatecznie się stara, albo Pan dostrzegał, że ich zbliżenia napawają go niechęcią? Ale przecież nie miał okazji, by okazać to Panu, bo ten nigdy nawet nie dotknął go dwuznacznie. Musiał napawać go aż taką odrazą...
Kaname spojrzał na swoje dłonie i niewyraźne odbicie sylwetki w szybie okna. Był wychudzony i niski. Jego twarz wyglądała niczym u dziecka, choć za chwilę miał osiągnąć pełnoletniość. Głos wciąż miał wysoki, jak na chłopaka, bo przez zaburzenia hormonalne nie przeszedł jeszcze mutacji. Z tego samego powodu miał również suche, zniszczone włosy, które pan przyciął mu na krótko, już pierwszego dnia. Kaname płakał wówczas, bo jego długie, sięgające mu niemal bioder włosy, budziły zachwyt u opiekunów ośrodka, w jakim stanie by nie były.
Pogrążony w tych pesymistycznych myślach, usiłował skupić się na obowiązkach, ale ledwo nadążał za pozostałą dwójką, z którą pracował. Usiłował wymyślić, co może zrobić, by Pan wreszcie zwrócił na niego uwagę w aspekcie seksualnym. Pan Kenji powiedział dziś, że jego wyniki są zadowalające i może już być wyznaczany do nieco cięższej pracy. To dawało mu szersze pole do popisu. Gdyby okazał się dobry w łóżku, miałby choć jeden powód, dla którego Pan mógłby chcieć go zatrzymać. Wątpliwości mieszały mu się z nadzieją i lękiem.
Kaname spędził cały dzień, usiłując zwrócić na siebie uwagę Pana. Początkowo jego starania wywoływały u Akihito jedynie pobłażliwy uśmiech. Chłopak przypominał mu uroczego, namolnego kociaka, który doprasza się zainteresowania. Kiedy Akihito siedział w salonie z Drake'iem i Kenji'm, Kaname wdrapał mu się nawet na kolana, tuląc się i patrząc na niego z rozczulającym oddaniem. Aki, rozbawiony jego zachowaniem, głaskał go po włosach lub obejmował, pozwalając mu na te drobne czułości.
Jednak po obiedzie atmosfera zaczęła się zmieniać. Kaname, jakby nabierając większej pewności siebie, zaczął bardziej sugestywnie manifestować swoje uczucia. Na przykład objął Akihito za szyję, całując go w policzek i szyję z coraz większą śmiałością. Akihito przymrużył oczy, podejrzliwie przyglądając się chłopakowi, ale nie powiedział ani słowa.
Wieczorem jednak zachowanie Kaname przestało być subtelne. Nie dość, że łasił się do niego wulgarnie, to jeszcze w końcu, bez wahania sięgnął ręką do jego krocza.
- Wystarczy – syknął Akihito wyprowadzony wreszcie z równowagi.
Chwycił Kaname za nadgarstek z siłą, która sprawiła, że chłopak zadrżał. W jednej chwili Aki wykręcił mu rękę na plecy, powalając go na stolik kawowy, w który wepchnął mu twarz. Kaname zapiszczał, próbując się wyrwać, ale uścisk Pana był nieubłagany. Ból przeszył go na wskroś i był pewien, że wystarczył jeszcze milimetr, by Pan złamał mu rękę.
- Wydaje ci się, że jesteś gotów na takie zabawy? – Akihito warknął zimnym tonem, w którym nie było śladu wcześniejszej pobłażliwości.
Kenji, który siedział w fotelu, odłożył kubek z herbatą i zerwał się na równe nogi.
- Akihito, starczy – powiedział spokojnie, ale stanowczo, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela.
Aki spojrzał na niego, nadal trzymając Kaname w żelaznym uścisku, jakby rozważał, czy powinien kontynuować swoją lekcję.
- On sam się o to prosił – odparł chłodno, ale pod wpływem spojrzenia Kenji'ego puścił chłopaka.
Kaname osunął się na kolana, ściskając wykręcony wcześniej nadgarstek. W oczach miał łzy pełne bólu i rozpaczy. Wiedział, że źle zrobił, że posunął się zbyt daleko.
Drake, który przez cały czas siedział na kanapie, zgasił papierosa w popielniczce, nie okazując żadnych emocji.
- Jak na moje oko, chłopak tylko szukał twojego zainteresowania, Aki – powiedział z ironią, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. – Może go zaniedbujesz? – stwierdził.
Akihito posłał mu ostre spojrzenie, ale zaraz znów zwrócił uwagę na Kaname, który cicho łkał na podłodze, rozmasowując obolałą kończynę.
- Wynoś się na górę i przemyśl swoje zachowanie – rzucił zimnym tonem w stronę chłopaka.
Kaname wstał chwiejnie, rzucając krótkie spojrzenie Kenji'emu, który wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatecznie się nie odezwał. Chłopak wybiegł z salonu, ocierając twarz rękawem, a cisza, która nastała, była ciężka i pełna napięcia.
- Nie sądzisz, że mogłeś rozwiązać to inaczej? – zapytał w końcu Kenji.
- Myślisz, że nie wiem, co robię? – Akihito odparł, sięgając po szklankę z drinkiem.
Drake zaśmiał się cicho, przełamując napięcie, jakie zapanowało między dwójką przyjaciół, gdy mierzyli się nieustępliwymi spojrzeniami.
- Wiesz, Aki, twoje metody wychowawcze zawsze są... inspirujące – przyznał lekko. – Ale, i nie wierzę, że to mówię, w tym przypadku brutalność na niewiele się zda – oznajmił z rozbawieniem.
- Czasem brutalność to jedyne, co działa – uciął Akihito, nie podnosząc wzroku znad szklanki.
Kenji westchnął ciężko, na to stwierdzenie i spojrzał na zegarek na nadgarstku. Stwierdził, że na niego już pora, więc zawołał Lachlan'a, pożegnał się z przyjaciółmi i bez zbędnych czułości pożegnał się krótko, po czym wyszedł.
- Nasza noc nadal aktualna? – Drake zapytał, gdy zostali już sami.
Akihito momentalnie się rozpromienił, jakby cały gniew nagle go opuścił.
- Jasne, że tak. Tylko mam jeszcze trochę pracy. Odbębnię ją a w międzyczasie możesz przygotować nasze gniazdko – zaproponował z uśmiechem.
Akihito siedział przy biurku, próbując jak najszybciej skończyć pracę, która wciąż mu zalegała. Po dzisiejszym dniu pełnym napięć i irytujących sytuacji pragnął jednego, spędzić wieczór z Drake'iem, oglądając głupie filmy i zapominając o całym świecie. Zachowanie Kaname odbijało mu się echem w głowie, wywołując mieszankę gniewu i wątpliwości. Może naprawdę popełnił błąd, zostawiając chłopaka przy sobie? Ale teraz było już za późno, żeby to odkręcać. Kaname zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu a odesłanie go do ośrodka w tej chwili byłoby czystym skurwysyństwem, nawet jak na jego standardy.
Jednak Aki musiał przyznać, że było coś uroczego w widoku, jaki przedstawili jego chłopcy i Mick, wspólnie pracując tego popołudnia nad kadomatsu. Stroiku z bambusa i innych ozdób. Dekoracja, teraz dumnie stojąca przed wejściem do posiadłości, przypominała mu, że nawet w tej dziwnej, pokręconej rzeczywistości potrafili stworzyć coś na kształt rodziny.
Rozczulenie na jego twarzy ustąpiło jednak miejsca irytacji, kiedy usłyszał ciche pukanie do drzwi. Zanim zdążył odpowiedzieć, drzwi uchyliły się a głowa Kaname wsunęła się do środka.
- Przepraszam, Panie, że przeszkadzam – powiedział skruszonym tonem. – Może zrobiłbym dla Pana kawę?
Akihito westchnął ciężko, masując skroń. Czy to jakieś cholerne déjà vu? W końcu jednak skinął głową, uznając, że kawa może mu się przydać.
- Dobrze, zrób mi tę kawę – odpowiedział zmęczonym głosem.
Kaname, rozpromieniony, natychmiast zbiegł do kuchni, by wrócić po chwili z ulubioną filiżanką Pana. Wręczył mu napar z taką uwagą jakby oddawał mu największy skarb. Akihito upił łyk i przymknął oczy z zadowoleniem. Kawa była idealna, dokładnie taka, jaką lubił. Jednak jego spokój nie trwał długo. Poczuł, że coś rozsuwa mu nogi i dotyka jego ud. Zaskoczony spojrzał pod biurko i zobaczył Kaname, który wgramolił się tam nie wiadomo kiedy. Jego twarz była zarumieniona a oczy pełne napięcia.
- Co ty, do cholery...? – zaczął, ale przerwał, widząc, jak chłopak sięga jego spodni i rozpina mu rozporek, oblizując górną wargę.
Tego było już za wiele. Akihito wstał gwałtownie, odpychając krzesło z taką siłą, że uderzyło o ścianę. Chwycił Kaname za ubranie i wyciągnął go spod biurka z brutalną łatwością. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie zimnej furii. Nawet nie krzyczał. Milczenie było bardziej przerażające niż jakiekolwiek słowa. Kaname próbował coś powiedzieć, ale Akihito nie dał mu szansy. Przeciągnął go przez korytarz i wepchnął do pokoju uciech.
Kaname potknął się o własne nogi i upadł ciężko na podłogę. Próbował się podnieść, ale zanim zdążył, poczuł, jak Akihito chwyta go za włosy. Uścisk był mocny, niemal bolesny i chłopak nie miał innego wyjścia, jak pozwolić się pociągnąć w stronę lustrzanego pokoju. Drżąc, z trudem dotrzymywał kroku Panu, usiłując nie wybuchnąć płaczem. W głowie kotłowały mu się myśli, ale żadna z nich nie dawała ukojenia.
Akihito zatrzymał się przy kanapie i bez słowa usiadł. W pokoju panowała przejmująca cisza, przerywana tylko przyspieszonym oddechem Kaname. Mężczyzna rozpiął rozporek spodni do końca i wyciągnął na wierzch swoje przyrodzenie. Stymulował je pospiesznymi ruchami dłoni, by jak najszybciej się pobudzić do zadowalającego stopnia. Kaname, siedząc na podłodze, patrzył na pęczniejący w uścisku Pana narząd. Nie spodziewał się, że będzie tak okazały.
- Skoro tak nachalnie się dopominasz, zobaczymy co jesteś wart – Akihito oznajmił lodowatym tonem.
Kaname aż zadrżał, ale bez cienia sprzeciwu uklęknął między jego nogami, gdy przyciągnie go do siebie. Sądził, że Akihito pozwoli mu oswoić się ze swoim członkiem, że będzie mógł go dotknąć albo chociaż powąchać. W ośrodku Kaname był traktowany jak maskotka przez opiekunów i jedynie widział szkolenie innych niewolników w tej materii a nigdy nie brał w nich udziału. Tylko teoretycznie wiedział co ma robić. Jednak Akihito nie zamierzał na nic czekać.
Złapał Kaname za włosy i wepchnął mu członek głęboko do gardła. Chłopak zakrztusił się i od razu wpadł w panikę, przez nagły brak powietrza. Usiłując się wyrwać, ale żelazny uścisk Pana mu na to nie pozwalał.
- No dalej! Przecież sam tego chciałeś! – Akihito warknął, wymuszając na nim zbyt szybkie tempo.
Kaname usiłował się dostosować, ale było to praktycznie niemożliwe. Członek Pana dławił go, przemocą wpychając się w jego ciasne gardło. Łzy zalewały mu twarz, ale nie były jedynie objawem płaczu a wynikiem braku powietrza, którego nie był w stanie zaczerpnąć, nawet gdy penis wycofywał się z jego ust. Szloch pełen paniki całkowicie nim zawładnął.
Czując, że dłużej nie wytrzyma, zaparł się rękoma o biodra Akihito i spróbował wyszarpnąć ostatni raz. Pan jednak utrzymał go w miejscu i wszedł w jego usta po same jądra, uśmiechając się złośliwie. Kaname uderzył go jeszcze w udo słabnącą dłonią, nim treść jego żołądka wylała się wprost na kolana mężczyzny.
Akihito zerwał się z kanapy, odpychając od siebie chłopaka, którym wciąż targały torsje. Przez moment był tak zaskoczony, że tylko patrzył na powstały bałagan, który powiększał się, gdy chłopak zwracał na podłogę. W ułamku sekundy zawładnęła nim jednak istna furia.
- Powinienem był się ciebie pozbyć, kiedy była okazja! – wrzasnął, z odrazą strząsając z siebie nieczystości.
Bez cienia delikatności zawlókł chłopaka do łazienki, gdzie umył zarówno jego jak i siebie. Kaname, szlochając, próbował wymamrotać przeprosiny, ale jego słowa ginęły wśród płaczu. Mógł jedynie klęczeć na podłodze i bezradnie usiłować objąć nogę Pana.
- Wciąż próbujesz przepraszać? – Akihito zaśmiał się krótko. – Powiedz, czy tego właśnie chciałeś? A może jeszcze ci mało? – spytał z pogardą.
Kaname spojrzał na niego przerażony a łzy nie przestawały spływać mu po policzkach. Przełknął głośno ślinę, ale słowa nie nadchodziły. Mógł tylko kręcić przecząco głową. Akihito, widząc jego opór, uśmiechnął się jeszcze szerzej, nachylając się do niego.
- Nie słyszę nie, więc chyba chcesz mojego kutasa – stwierdził głosem tak zimnym, że chłopak aż skulił się przy jego nodze.
Kaname jednak wciąż klęczał, drżąc na sam dźwięk jego słów, próbując znaleźć w sobie siłę, by choć wstać. Akihito zmarszczył brwi, widząc jego nieporadność. Złapał chłopaka za ramię, podniósł bez wysiłku i rzucił go na łóżko w pokoju uciech. Kaname próbował wyprostować się, ale mężczyzna przycisnął go do materaca, nachylając się okrutnym uśmiechem.
Chłopcy w ciszy kończyli przygotowywanie swoich łóżek do snu, gdyż godzina była już późna i pozostało niewiele czasu do ciszy nocnej. Makoto starannie wygładzał swoją kołdrę a Lu właśnie spulchniał poduszkę, kiedy drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem.
Do pokoju wszedł Kaname, zapłakany i roztrzęsiony, owinięty miękkim, ciemnym szlafrokiem, który chłopcy rozpoznali natychmiast. Był to szlafrok, którym Pan zwykle owijał ich po kąpieli, po wieczorach spędzonych w pokoju uciech. Makoto uniósł brwi a jego twarz natychmiast przeciął grymas pełen troski i niepokoju.
- Kaname, co się stało? – zapytał łagodnie, podchodząc bliżej.
Chłopak uniósł drżącą rękę i wytarł nos rękawem szlafroka.
- Chciałem... -wydusił z trudem. – Chciałem oddać się Panu..., żeby uznał mnie za użytecznego... Przecież jestem tu po to, żeby go zadowalać... – głos mu się załamał a kolejne łzy spłynęły po jego policzkach.
Lu wyprostował się gwałtownie a gniew odmalował się na jego twarzy.
- Ty idioto! – wybuchł, ciskając poduszką na łóżko. – Co ty sobie wyobrażasz?! Nie czytałeś zasad? – wskazał ręką w stronę tabliczki na ścianie. – To Pan inicjuje takie rzeczy, a ty...
Makoto uniósł dłoń w stanowczym geście, uciszając go.
- Dosyć – zażądał.
Spojrzał na Lu z dezaprobatą a potem wrócił wzrokiem do Kaname.
- Chodź tu – poprosił delikatnym, pełnym troski tonem.
Kaname, wciąż pochlipując, podszedł do Makoto, który przyciągnął go do siebie i mocno objął. Chłopak wtulił się w jego tors, jakby szukał w nim schronienia.
- Gdzie cię boli? – Mako zapytał cicho, gładząc jego włosy uspokajającym gestem.
- Pupa... bardzo boli... – Kaname wyznał szeptem, zanosząc się kolejną falą płaczu.
Makoto pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Pan umył cię i nasmarował maścią na otarcia? – zapytał.
Kaname przytaknął, ale łzy zaczęły płynąć szybciej, a jego ciałem wstrząsnął płacz.
- Powiedziałeś kiedyś... – wydusił między spazmami szlochu. – że kąpiel z Panem to nagroda... Że to czułość... opieka... – między cichymi słowami wciągał drżący oddech a jego oczy wypełniał ból. – Ale to nieprawda... On był okrutny nawet podczas kąpieli...
Makoto milczał chwilę, ściskając Kaname mocniej. Przypomniał sobie własne doświadczenia, doskonale wiedząc, że Pan potrafił być nieprzewidywalny a jego czułość często przeplatała się z okrucieństwem. Ale po latach spędzonych w tej rezydencji zarówno on jak i Lu potrafili sobie z tym poradzić. Kaname też musiał się tego nauczyć, nawet jeśli lekcje miały być bolesne. Zwłaszcza teraz, kiedy tak desperacko pragnął zadowolić Pana.
- Cicho, Kaname... – powiedział łagodnie, całując go w czubek głowy. – Nie myśl teraz o tym. To minęło. Najważniejsze, że jesteś tu z nami
Lu stał z boku z rękoma skrzyżowanymi na piersi. Wciąż kipiał złością, ale jego spojrzenie złagodniało, gdy widział Makoto opiekującego się Kaname. W końcu, zrezygnowany, westchnął i opadł na swoje łóżko. Makoto odsunął się lekko od Kaname, patrząc mu w oczy.
- Jutro porozmawiamy o tym, co się stało. Dzisiaj musisz odpocząć – zaproponował łagodnie.
Kaname skinął głową i pozwolił Makoto podprowadzić się do łóżka. Ten pomógł mu się w nim ułożyć i przykrył kołdrą, usiłując ukryć, że jemu samemu trzęsły się ręce. Kiedy odwrócił się od Kaname rzucił Lu ostrzegawcze spojrzenie, dając mu do zrozumienia, że żadne docinki nie będą tolerowane.
W pokoju zapanowała cisza, przerywana jedynie cichymi oddechem Kaname, który powoli uspokajał się w ciepłym, bezpiecznym łóżku, przytulając róg kołdry niczym pluszaka.
Mick przez dłuższą chwilę obserwował scenę w milczeniu, ale z każdą sekundą jego gniew narastał. Zacisnął pięści tak mocno, że jego knykcie pobielały, a szczęki zadrżały pod naporem napięcia. W jego oczach Kaname był wciąż dzieckiem. Niewinnym, przerażonym chłopcem, który nie zasługiwał na takie traktowanie. Myśl, że Akihito mógł go tak okrutnie skrzywdzić, była nie do zniesienia.
Gniew rozsadzał go od środka, zbyt silny, by go dłużej tłumić. Zanim zdążył się zastanowić, zerwał się na nogi i wybiegł z pokoju, ignorując zdziwione spojrzenia Makoto i Lu. Jego kroki dudniły na schodach, gdy zbiegał na dół, zdeterminowany odnaleźć Akihito.
Znalazł go w kuchni. Blondyn stał oparty o blat, trzymając szklankę wody w dłoni. Po drugiej stronie blatu stał Drake, śmiejąc się lekko, podczas gdy w mikrofalówce strzelał popcorn. Scena wydawała się tak absurdalnie beztroska, że tylko dolała oliwy do ognia gniewu Mick'a.
- Ty chuju! – wrzasnął a jego głos odbił się echem po rezydencji.
Akihito uniósł wzrok, zaskoczony, gdy Mick pokonał ostatnie stopnie schodów i wpadł do kuchni jak burza. Szklanka w dłoni blondyna zatrzymała się w połowie drogi do jego ust a Drake zmarszczył brwi, przyglądając się całej scenie z nieskrywaną ciekawością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz