Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

11.02.2025

86.

Kaname stał przed drzwiami sypialni Akihito, trzymając w drżących rękach tacę z filiżanką. Ulubioną filiżanką Pana – granatową ze srebrnym ozdobnym paskiem. Jego wzrok utkwił w tym delikatnym naczyniu, jakby próbował się na nim skupić, jakby to mogło powstrzymać drżenie jego ciała.

Może i dostał zaraz po przebudzeniu zastrzyk przeciwbólowy – Mick wykonał go z trudem, dłonie miał wprawdzie pewne, ale Kaname czuł jego napięcie. Igła przeszyła jego skórę a potem przyszło chłodne, powolne ukojenie.

Jednak nawet najlepszy środek przeciwbólowy nie mógł go przygotować na to, co przyszło później. Założenie ubrania zesłało go niemal na dno piekieł. Każdy, nawet najmniejszy ruch przypominał o ranach. Gdy za duża koszulka Lu opadła na jego ramiona, poczuł palące pieczenie. Gdy wciągnął na siebie luźne, krótkie spodenki, niemal się osunął, bo ból przeszył go jak błyskawica.

To była przemyślana stylizacja – brak bielizny, cienkie materiały, nic, co mogłoby drażnić rany. A mimo to czuł, jakby jego skóra stała w ogniu. I ten ogień palił go jeszcze mocniej, im dłużej stał przed drzwiami Pana.

Gwałtownie drgnął, gdy obok niego rozległ się głos, który sprowadziło chwilowo na ziemię.

- Kaname? – Makoto patrzył na niego uważnie. – Słuchasz mnie w ogóle?

Młodszy przełknął ślinę i skinął głową. Wbrew pozorom słuchał każdego słowa. Ale jego myśli biegły w inną stronę a dłonie zaciskały się mocno na uchwycie tacy, gdy uniósł wzrok na Makoto.

- A jeśli... – zawahał się. – Jeśli Pan zażyczy sobie czegoś więcej niż kawy? – spytał sugestywnie.

Makoto przez chwilę milczał, po czym westchnął bezgłośnie.

- Wtedy... nic na to nie poradzimy – odpowiedział cicho, lecz stanowczo. – Ale będę tu na ciebie czekał

Kaname nie powiedział nic więcej. Powtarzał sobie w myślach, że najpierw musiał skupić się na doniesieniu kawy w jej miejsce przeznaczenia. Makoto ją zrobił i przyniósł na górę, by on mógł ją jedynie wnieść i zbudzić ich Pana. Lu pomógł mu się w tym czasie ubrać. Wszyscy tak bardzo się starali, by wspomóc go w tym trudnym czasie. Był im za to szalenie wdzięczny, ale teraz sam musiał się trochę wykazać.

Makoto spojrzał na niego badawczo.

- Pamiętasz wszystko? – spytał ostatni raz.

Kaname przełknął z trudem, czując, jak pot powoli zbiera się na jego skroni. Czas biegł nieubłaganie i nadeszła pora by zmierzył się z zagrożeniem, które czyhało za drzwiami.

- Tak... – wyszeptał wreszcie.

Mako skinął głową. A potem wyręczył go w ostatniej rzeczy, w której mógł. Zapukał do drzwi, otworzył je i leciutko popchnął Kaname do środka, widząc, że ten wrósł w podłogę.

Chłopiec wszedł do sypialni, ostrożnie stawiając kroki, jakby najmniejszy dźwięk mógł zakłócić panujący tu spokój.

Pokój był przestronny, urządzony w minimalistycznym stylu a mimo to emanował pewnego rodzaju surowym luksusem. Szare zasłony szczelnie zasłaniały okna, rzucając na ściany miękkie cienie a w powietrzu unosił się ledwo wyczuwalny zapach drogich perfum i nocnego chłodu.

Jego spojrzenie zatrzymało się na śpiącym w łóżku mężczyźnie. Akihito spał na boku, z czołem lekko zmarszczonym, jakby nawet we śnie coś go irytowało. Pościel była niedbale odrzucona, odsłaniając kawałek nagiej skóry i leniwie ułożoną dłoń na poduszce.

Kaname szybko odwrócił wzrok. Po cichu odstawił tacę na nocny stolik, uważając, by porcelana nie wydała najmniejszego dźwięku, po czym podszedł do okna. Wcisnął guzik, uruchamiając mechanizm zasłon i obserwował jak działa. Na szczęście były automatyczne. Nie byłby w stanie sam ich odsunąć – jego ramiona bolały przy najmniejszym ruchu a materiał był ciężki i nieustępliwy.

Gdy pokój zalało poranne, mętne światło Kaname obrócił się i zrobił kilka kroków w stronę łóżka.

- Panie... – odezwał się cicho, tak jak kazał mu Makoto.

Nie otrzymał jednak żadnej reakcji. Jedynie niezadowolony pomruk, jakby światło zakłóciło sen Pana, ale nic więcej. Chłopak przełknął ślinę i podszedł bliżej. Wstrzymał oddech, po czym uniósł dłoń i delikatnie dotknął ramienia mężczyzny.

- Panie... – powtórzył nieco głośniej.

To wystarczyło. Akihito poruszył się i otworzył oczy, a gdy jego wzrok padł na Kaname, zmarszczył czoło w irytacji. Siadł powoli, przecierając twarz dłonią.

- Która godzina? – zapytał chrapliwie.

Kaname odsunął się instynktownie o krok.

- Szósta, Panie. Przyniosłem kawę... – odpowiedział bojaźliwie.

Akihito zerknął na tacę, jakby dopiero teraz zauważył jej obecność.

- Widzę – mruknął burkliwie, sięgając po filiżankę.

Uniósł ją do ust, upił łyk i dopiero wtedy spojrzał ponownie na chłopaka, już rozbudzony.

- Rozbierz się – rozkazał.

Kaname zamarł. Jego oczy rozszerzyły się w panice, a serce zerwało się do galopu. Czyżby jego najgorszy koszmar miał się spełnić? Zaczął się cofać, kuląc ramiona, jakby chciał zniknąć, skurczyć się do rozmiaru drobnej plamy na podłodze. Może, jeśli zacznie błagać Pan zgodzi się, żeby zaspokoił go ustami? Chociaż nie był pewien czy nawet z tym sobie poradzi.

- Proszę... nie... – wyszeptał drżącym głosem.

Akihito ściągnął brwi, jego wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej zirytowany. Bez chwili zawahania wstał z łóżka i chwycił Kaname za ramię. Chłopak wydał z siebie zduszony pisk, który był bardziej wyrazem paniki niż bólu. Choć jedno i drugie przemieszało się w jego ciele w chaotycznym tańcu.

- Zamknij się – rzucił Aki chłodno, po czym podniósł jego koszulkę, odsłaniając poranione plecy.

Zerknął na pobladłą skórę, pokrytą siatką fioletowych pręg i wciąż widocznych wybroczyn. Przez chwilę nic nie mówił, wpatrując się badawczo w ten obraz.

- To koszulka Lu? – spytał nagle.

Kaname nie odpowiedział. Jego ramiona lekko się unosiły i opadały, gdy ustawicznie pociągał nosem. Akihito przez moment tylko patrzył, ale w końcu uniósł dłoń i delikatnie przejechał opuszką palca po jednej z ran. Od razu wyczuł jakąś substancję na skórze. Zmarszczył brwi a jego wzrok przeniósł się w stronę drzwi. Doskonale wiedział, kto za nimi koczował.

- Makoto, wejdź – zawołał.

Głos miał spokojny, ale w tej ciszy zabrzmiał bardzo donośnie. Po drugiej stronie rozległ się ledwo słyszalny szmer, a potem drzwi uchyliły się i do środka wsunął się Makoto. Wszedł powoli, niemal ostrożnie, z duszą na ramieniu.

Kaname nadal stał sztywno, choć drżał lekko, jakby walczył z naturalnym odruchem ucieczki. Akihito spojrzał uważnie na Mako, a potem wskazał skinieniem głowy na plecy młodszego.

- Czym go posmarowałeś? – spytał.

Makoto przełknął ślinę, nie odrywając spojrzenia od Pana.

- Maścią na gojenie ran – odpowiedział ostrożnie. – Z szuflady z lekami

Akihito powoli uniósł brew.

- Kto pozwolił ci ją wziąć?

Makoto wyglądał przez moment, jakby nie zrozumiał pytania.

- Przecież kazałeś mi go opatrzyć Panie – powiedział, jakby to było oczywiste. – Zrobiłem to najlepiej, jak umiałem

Zawahał się na chwilę, a potem dodał jeszcze:

- Czy coś źle zrozumiałem?

Mężczyzna zmrużył oczy, ale po chwili puścił Kaname, jakby uznając, że dalsza dyskusja nie ma sensu.

- Lepiej było nie pokrywać niczym ran żeby schły, ale na szczęście nic złego się z nimi nie dzieje – stwierdził.

Makoto odetchnął w duchu i rozluźnił ramiona. Kenji już go o tym uświadomił, ale oczywiście musiał udawać, że była to zwykła pomyłka. Akihito spojrzał ponownie na Kaname, tym razem z wyraźną niechęcią. Chłopak instynktownie zrobił krok w stronę Makoto i chwycił go za rękę, jakby szukał w nim wsparcia i liczył na ochronę. Jakby rzeczywiście ten mógł zrobić cokolwiek, gdyby tak zechciał użyć go do... Właściwie mógł zrobić wszystko. Nawet chwycić go za kark i złamać mu kręgosłup kolanem, niczym wątły patyczek.

- Lepiej nie pokazuj mi się dziś na oczy, Kaname – stwierdził z zimną powagą.

Chłopiec znieruchomiał.

- Możesz zostać w łóżku i dojść do siebie – zezwolił łaskawie.

Makoto zacisnął zęby, ale nic nie powiedział. Teraz nagle miał odpoczywać? Po tym wszystkim? Trochę było za późno na troskę, ale dobre i to. Szturchnął lekko chłopaka łokciem, gdy ten milczał jak zaklęty. Kaname zerknął na niego i od razu zrozumiał, o co chodziło.

- Dziękuje, Panie... - szepnął niemal, pochylając pokornie głowę.

- Będziemy mieli gościa na śniadaniu – oznajmił Akihito, kompletnie go ignorując.

Makoto tylko skinął głową, gdyż nie było to nic nadzwyczajnego. Pan często miewał porannych gości. Choćby pana Drake'a. Nawet nie był ciekaw, czy będzie to przyjaciel Pana, który ostatnio dość często u nich bywał.

Gdy Akihito zajął się piciem kawy, chłopcy wrócili do swojego pokoju. Dopiero wtedy Kaname w końcu się uspokoił. Makoto pomógł mu zdjąć koszulkę i ułożyć się w łóżku. Lu i Mick stanęli obok i wszyscy z ulgą spojrzeli na ekran z planem dnia.

Kaname został z niego usunięty a jego obowiązki rozdzielono między ich trójkę. Teraz pozostawało im jedynie dobrze ukrywać aplikowanie mu zastrzyków. Jeśli to się uda, wszystko powinno być w porządku.


Mick stał w kuchni, skupiony na przygotowywaniu śniadania. Dziś postawił na coś lekkiego, ale pamiętał by posiłek był różnorodny, by każdy znalazł w nim coś dla siebie. Nie był też pewny, kto miał im w nim towarzyszyć i trochę obawiał się, czy jedzenie nie będzie zbyt pospolite. Ale w końcu nie dostał żadnych dodatkowych instrukcji, więc Akihito mógł winić tylko siebie, jeśli jego gość poczuje się tym urażony.

Napełnił właśnie miseczkę jogurtem i postawił ją na stole, obok mieszanki owoców, na którą sam miał dziś smak. Wrócił jednak prędko do blatu, bo czajnik obwieścił, że woda w nim zawrzała. Zalał nią dzbanek z herbatą i odstawił go obok ekspresu, gdzie kawa skapywała leniwie do drugiego, identycznego naczynia.

Teraz mógł zając się krojeniem pieczywa i wędlin. Zastanawiał się, czy Akihito może mieć coś przeciwko bardziej zachodniej wersji śniadania, ale ostatecznie stwierdził, że nie, skoro miał podobne składniki w lodówce. Krojąc warzywa na sałatkę zauważył z niezadowoleniem, że robił to wszystko z większą starannością, niż było to potrzebne. Przecie to było tylko głupie śniadanie? Dlaczego więc czuł się zestresowany? Czyżby przez nowy szacunek, jaki odczuwał względem Akihito, po wizycie na strzelnicy?

Mimochodem zerknął na zegar a jego myśli nieoczekiwanie odpłynęły do Kaname. Kiedy opuszczał pokój chłopiec zasypiał, tuląc swojego ukochanego pingwinka. Makoto upewniał się, że strzykawki pozostały całe pod materacem, choć owinęli je kawałkiem tektury, by nie złamały się przypadkiem. Natomiast Lu ukrywał w śmietniku te z wczoraj i dzisiejszego poranka. Owinął je kilkoma chusteczkami i papierem toaletowym, po czym upchnął na samym dnie śmietnika. Cała ta sytuacja była absurdem. Że też jedna spalona patelnia mogła wywołać tyle konsekwencji i zmusić ich do tak ryzykownej intrygi.

Mick nagle usłyszał kroki na schodach i instynktownie uniósł wzrok. Z piętra schodził chłopak, którego widok mocno go zaskoczył. Ich spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy i wyglądało na to, że Kaito również nie spodziewał się go tu zastać. Obaj zawahali się, jakby przez chwilę nie byli pewni, czy powinni się w ogóle odezwać.

- Cześć... – Kaito przywitał się pierwszy, ściągając nieco brwi.

- Cześć – Mick odpowiedział mu równie niezręcznie.

Kaito rozejrzał się po kuchni, jakby szukał w niej czegoś konkretnego a potem zmarszczył lekko brwi.

- Drake też tu jest? – spytał niepewnie.

Mick odłożył nóż na deskę do krojenia i wyprostował się, patrząc na niego z niesłabnącym zdziwieniem.

- Nie?

Kaito zmarszczył brwi jeszcze bardziej.

- To, co tu robisz?

To bezpośrednie pytanie wywołało w blondynie irytację. Nie uważał, żeby jego obecność tu była sprawą Kaito, ale tylko westchnął.

- Chwilowo tu mieszkam, bo apartament Drake'a jest w remoncie – wyjaśnił neutralnym tonem.

Na szczęście Kaito przyjął to wyjaśnienie bez dalszych dociekań i usiadł przy stole. Mick nie miał pojęcia czy chłopak bywał u Akihito często, ale czuł się tu dość swobodnie. Nawet nalał sobie herbaty, gdy podał ją do stołu. Miał ochotę upomnieć go, że powinien zaczekać na pozostałych, ale ostatecznie wolał się nie odzywać.

Chwilę później na schodach pojawił się sam gospodarz, wciąż z wilgotnymi włosami po porannej kąpieli, ubrany w świeżą koszulę i spodnie w kant. Na jego twarzy zabłąkał się lekki, życzliwy uśmiech, gdy spostrzegł swojego gościa.

- Jak ci się spało? – zwrócił się do niego, zajmując swoje zwyczajowe miejsce na końcu stołu.

- Całkiem dobrze – odpowiedział chłopak, uśmiechając się lekko. – Ale w gościnnej sypialni czułem się trochę samotny – przyznał, zerkając na Mick'a, który donosił do stołu ostatnie półmiski, patrząc na niego dość dziwnie.

Akihito zaśmiał się cicho.

- Na spanie w moim łóżku musisz sobie zasłużyć – oznajmił.

Policzki chłopaka momentalnie przybrały delikatny różowy odcień. Otwarł usta, jakby chciał pociągnąć temat, ale w tym momencie jego uwagę odwróciło coś innego. A raczej ktoś inny.

Z piętra zeszli dwaj chłopcy. Mick obserwował, jak Kaito w jednej chwili przechodzi od lekkiego rozbawienia do niemal kompletnego zaskoczenia. Musiał przyznać, że miał dość zabawną minę i chyba domyślał się o czym mógł pomyśleć, widząc harem Akihito. Najwyraźniej nie wiedział o jego istnieniu.

Tymczasem Akihito, zupełnie niewzruszony, wskazał ruchem ręki na nowo przybyłych.

- Poznajcie się. To Makoto i Lu – powiedział, zerkając na Kaito. – A to Kaito – zwrócił się do swoich podopiecznych.

Chłopcy wymienili uprzejme uściski dłoni a potem wszyscy zasiedli do posiłku. Mick miał wrażenie, że Kaito wciąż na coś czeka. Może na wytłumaczenie czegoś więcej? Ale się nie doczekał. Zajął się więc jedzeniem, choć ewidentnie nie potrafił się na nim skupić. I to nie ze względu na własne myśli, ale przez spojrzenia. Nie były nachalne, raczej ukradkowe – jakby prawie wszyscy obecni przy stole zastanawiali się, co tu właściwie robi. Prawdopodobnie myśleli o nim dokładnie to samo, co on o nich.

Atmosfera, choć na pozór swobodna, miała w sobie nutę ostrożności. Rozmowy krążyły wokół neutralnych tematów – Akihito rzucił uwagę na temat pogody, Mick coś odburknął na temat braku mleka do kawy, Lu zapytał, czy mają jeszcze więcej dżemu, a Makoto, z pozorną obojętnością, przerzucał w palcach nóż do smarowania masła.

I to właśnie Makoto przyciągał największą uwagę Kaito. Słyszał już to imię, gdy pojechali z Akim i Drake'iem na festiwal śniegu do Sapporo. Wówczas sądził, że może to być jakiś pracownik blondyna. Może jego ochroniarz, zważywszy na to, że mówiono wówczas, że będzie się zamartwiał jego nieobecnością.

Jednak widząc go teraz przed sobą, kompletnie nie wiedział, co ma o tym myśleć. I jeszcze ten Lu, który pochłaniał właśnie czwartą grzankę i już nakładał sobie pokaźną górkę owoców na talerz, czym wywołał protest Mick'a, który też chciał mieć szansę ich chociaż spróbować.

Nie wyglądali na rodzinę Akihito – nie mieli żadnych cech wspólnych, nie zachowywali się też w sposób, który sugerowałby jakąkolwiek więź pokrewieństwa. Ale nie wyglądali też na zwykłych gości. Ich obecność tutaj była zbyt swobodna.

Lu miał na sobie zwykły domowy dres i wyglądał, jakby nie miał w planach wychodzenia z posiadłości. Makoto siedział nadmiernie wyprostowany, jakby coś przeszkadzało mu się oprzeć wygodnie o krzesło, ale w jego postawie było coś, co wskazywało na wyuczoną uległość – nie było to oczywiste, ale Kaito potrafił dostrzec pewne subtelne tego oznaki.

A Mick? On wydawał się tu być równie nie na miejscu, co on sam, ale zdecydowanie lepiej odnajdywał się w sytuacji. To tylko podsycało jego ciekawość. Zastanawiał się nad tym wszystkim, przeżuwając kęs sałatki, gdy nagle Makoto zwrócił się do Akihito.

- Panie, mogę zanieść Kaname śniadanie na górę? – spytał.

Kaito niemal wypuścił widelec z ręki, słysząc to. Zamarł, wpatrując się w szatyna, jakby ten właśnie powiedział coś kompletnie absurdalnego. Jego myśli natychmiast zaczęły prześcigać jedna drugą. Po pierwsze: ilu ich tu jeszcze było? Po drugie: dlaczego Aki został nazwany Panem? Po trzecie: dlaczego ten Kaname nie jadł z nimi?

Jego wzrok przeniósł się na Akihito, ale ten wyglądał, jakby to pytanie było czymś zupełnie naturalnym. Jakby wręcz absolutnie oczekiwał takiej formy zwrotu. Może tutaj inaczej interpretowano jego cesarskie pochodzenie? Przecież on sam nazywał go Księciem, choć było to bardziej pieszczotliwe określenie w trakcie ich zabaw.

Policzki chłopaka pokrył rumieniec, którego nie potrafił powstrzymać, gdy tylko przeszło mu przez myśl, że określanie Aki'ego Panem miałoby mieć podobne przeznaczenie. Czy jednak wtedy Mako użyłby go tak przy wszystkich a mężczyzna odpowiedziałby mu równie lekko, zgadzając się na jego prośbę?

Kaito powoli zaczynał rozumieć, że wszedł do miejsca, które rządziło się zupełnie innymi zasadami, niż początkowo przypuszczał. I był bardzo ciekaw, czy będzie mu dane poznać ich więcej.

Gdy tak rozmyślał, Akihito oderwał wzrok od filiżanki i spojrzał na niego, całkowicie ignorując zdumienie, które malowało się na jego twarzy.

- O której wychodzisz do pracy? – zapytał rzeczowym tonem. – Wypadałoby, żebyś się przebrał – zauważył, wskazując na niego wymownie dłonią.

Kaito spojrzał na swoją koszulę – tę samą, w której przyjechał tu wczoraj. Była co prawda czysta, ale wymięta. Nie miał przy sobie żadnych ubrań na zmianę. Nie wziął nawet szczoteczki do zębów opuszczając wczoraj rodzinny dom w stanie najwyższego wzburzenia i rozpaczy jednocześnie. Wzruszył lekko ramionami.

- Właściwie... chciałbym zrobić sobie dzień czy dwa wolnego – przyznał.

Akihito uniósł brew.

- Wolnego? – spytał z niedowierzaniem.

- Nie czuję się na siłach, żeby iść do biura – przyznał Kaito, odwracając wzrok w bok. – Co jeśli ojciec, mimo odsunięcia od zarządzania firmą, jednak się tam zjawi? – spytał lękliwie.

Mężczyzna zmarszczył brwi, jakby ta odpowiedź zupełnie go nie zadowoliła.

- Absolutnie nie ma takiej możliwości – oznajmił stanowczo.

Kaito drgnął na surowość w jego głosie.

- Jeśli teraz odpuścisz – kontynuował Akihito – to pokażesz, że ten stary pryk miał rację i jesteś za słaby. Że uciekasz przy pierwszej lepszej przeciwności

Kaito opuścił głowę. Aki westchnął i sięgnął po kolejny łyk kawy.

- Masz się wziąć w garść. Możemy podjechać do twojego domu, żebyś zabrał stamtąd potrzebne rzeczy albo wybrać się do sklepu.

Chłopak natychmiast się skrzywił.

- Wolę do sklepu – zgodził się niechętnie.

Nie chciał wracać do rodzinnego domu, gdzie z całą pewnością, jeśli nie ojciec, to czekała jego matka. Nie zniósłby widoku smutku w jej oczach. Ojciec zabronił jej się wtrącać i nie mogła nic poradzić, gdy wyrzucał go na ulicę. Przecież był dorosły, przecież chciał żyć na własnych warunkach, zapominając o starych rodzicach, którym wszystko zawdzięczał. Kto wie, może nawet przekonał ją do swoich racji i nawet nie wpuściłaby go za próg? Z tym by sobie nie poradził. Wolał jej już w ogóle nie widzieć, niż i od niej usłyszeć potok gorzkich słów.

Akihito tylko skinął głową.

- W takim razie dopiję kawę i jedziemy – skwitował.

Kaito nie odpowiedział, ale przez resztę posiłku musiał wysłuchiwać dalszego wykładu o tym, że nie po to zrobił krok naprzód, by teraz uciekać z podkulonym ogonem. Wiedział, że Akihito miał rację, ale to nie znaczyło, że miał ochotę słuchać tej tyrady. Jednak robił to z uwagą, zachowując komentarze dla siebie. Przecież zawdzięczał mu niemal wszystko. Gdyby nie on wciąż siedziałby stłamszony pod butem ojca.

Gdy wszyscy wstali od stołu, Aki rzucił przez ramię do Lu:

- Mam ochotę na cannelloni z mięsem i sosem warzywnym na kolację

Chłopak o bursztynowych oczach, zbierając naczynia, skinął posłusznie głową.

- Oczywiście, Panie. Podać do tego wino?

Kaito po raz kolejny zesztywniał na ten dziwny zwrot. Nie miał wątpliwości — Lu zwrócił się do Akihito dokładnie tak samo jak wcześniej Makoto.

- Nie chcę patrzeć na alkohol – Aki stwierdził z odrazą.

I w tym momencie z zewnątrz rozległo się ciche stukanie. Wszyscy odwrócili się w stronę przeszklonych drzwi prowadzących do ogrodu. Za szybą stała biała kotka, wpatrując się w nich z wyższością i wyczekiwaniem, łapką skrobiąc w szybę.

Akihito spojrzał na nią morderczym wzrokiem.

- Jeszcze tej tu brakuje... – mruknął z niezadowoleniem.

Mick uśmiechnął się pod nosem.

- Chyba nie dostała wczoraj jeść, bo Kaname... - urwał w pół zdania i odchrząknął. – Nakarmię ją proszę pana i zaraz sobie pójdzie – zaproponował i od razu zabrał się za przygotowanie kici jedzenia.

Kaito niemal poczuł, jak coś mu zgrzyta w głowie. Dlaczego Mick nie zwracał się do Akihito jak reszta chłopaków? Czyżby dlatego, że był asystentem Drake'a? Teraz już nic nie miało sensu a on czuł się jeszcze bardziej skołowany.


Samochód sunął gładko po asfaltowej drodze a jego wnętrze wypełniała miękka cisza przerywana jedynie niskim brzmieniem silnika i odległym szumem miasta. Kaito siedział w fotelu pasażera, opierając łokieć o drzwi i patrząc na mijane nieliczne zabudowania. Było coś dziwnie odprężającego w tym, jak Akihito prowadził – pewnie, bez wahania, jakby każda decyzja na drodze była oczywista i instynktowna.

Ale Kaito nie mógł skupić się na krajobrazie. Jego myśli wciąż krążyły wokół porannego śniadania, wokół tamtych słów. W końcu nie wytrzymał.

- To jakaś gra? – rzucił, spoglądając na Akihito z ukosa.

- Hmm? – Aki nie odrywał wzroku od drogi, ale jego wyraz twarzy był wyraźnie rozbawiony.

- Ci chłopcy... – Kaito ściszył głos, jakby to, co mówi, było czymś niemal nieprzyzwoitym. – Dlaczego mówią do ciebie Panie?

Akihito w końcu zerknął na niego i uśmiechnął się zaczepnie.

- A co? – zapytał lekko. – Ty też chciałbyś tak do mnie mówić?

Kaito spąsowiał natychmiast a jego palce zacisnęły się mocniej na materiale spodni.

- Nie – rzucił zbyt szybko, a potem, jakby próbując się ratować, dodał z lekkim, niemal kokieteryjnym uśmiechem – Wolę nazywać cię Księciem...

Jego dolna warga zadrżała nieznacznie, gdy przygryzł ją delikatnie, czekając na reakcję mężczyzny. Akihito westchnął teatralnie, kręcąc głową.

- Kaito... – zaczął, a jego ton stał się nieco niższy. – Powiedz mi...

- Tak?

- Czy kiedykolwiek uprawiałeś seks w samochodzie?

Kaito niemal podskoczył na miejscu a jego twarz momentalnie pokryła się wypiekami.

- Co?! – spytał piskliwie.

Patrzył na Akihito szeroko otwartymi oczami, próbując zrozumieć, czy ten żartuje, ale nic w jego wyrazie twarzy na to nie wskazywało.

- Ostatnio robiliśmy to w samolocie... – przyznał w końcu nieco drżącym głosem, po czym spiął się i dodał: – Ale co to ma do tematu?!

Blondyn zaśmiał się pobłażliwie. Kaito nie miał pojęcia, jak seksownie teraz wyglądał – cały rumiany, jego oczy błyszczały lekkim zakłopotaniem a dolna warga znów znalazła się między zębami w odruchu, który Akihito obserwował z narastającym mrowieniem w okolicach krocza.

- Zaraz się przekonasz – powiedział nonszalancko, skręcając w boczną alejkę.

- C-co? – Kaito wpatrywał się w niego szeroko otwartymi oczami.

Samochód zwolnił, wjeżdżając głębiej w leśną drogę, gdzie drzewa rzucały długie cienie na wąski pas asfaltu.

- Ale... – wystękał niepewnie chłopak.

- Lepiej nie miej o to do mnie pretensji – dodał Akihito, zatrzymując pojazd i gasząc silnik.

Kaito jeszcze nie zdążył nic powiedzieć, gdy nagle poczuł szarpnięcie. Akihito chwycił go za włosy i przyciągnął do siebie, jego usta napierały zachłannie z całą intensywnością, którą Kaito znał i która zawsze sprawiała, że drżały mu kolana.

Nie miał czasu na myślenie. Tylko na reakcję.

Przymknął powieki i dla zachowania równowagi wsparł się jedną ręką o udo mężczyzny, nieoczekiwanie czując pod palcami bezwstydne zgrubienie, ukryte w nogawce. Nie cofnął jednak ręki a zacisnął ją jeszcze mocniej. W odpowiedzi otrzymał bolesne ugryzienie w język, ale to tylko jeszcze bardziej go rozochociło. Akihito rozdzielił ich wargi, rozpiął rozporek i popchnął go w dół, wciąż trzymając go za włosy.


Drake spędzał wieczór w swoim klubie, ale nie na zabawie – tonął w obowiązkach, które zdawały się nigdy nie mieć końca. Wszystko musiało działać perfekcyjnie. Każda procedura, każda transakcja, każdy szczegół, którego wcześniej nie dopilnowano i który odbił mu się czkawką, gdy musiał odbudowywać to cholerne miejsce.

Nie mógł pozwolić sobie na kolejne błędy. Chciał mieć pewność, że nic nie wymknie się spod kontroli. Ale to wszystko kosztowało go więcej, niż zamierzał poświęcić. Był zmęczony.

Remont w jego apartamencie, który miał trwać dwa tygodnie, przeciągał się w nieskończoność, bo co chwilę wyskakiwała nowa usterka. Rury, których nie planowano wymieniać, okazały się w gorszym stanie, niż przewidywano. Instalacja elektryczna nagle przestała spełniać normy bezpieczeństwa. Nawet ściany, które miały być tylko odmalowane, zaczęły pękać przy pierwszym dotyku szpachelki.

Zdążył już zmienić firmę budowlaną, zarzucając jej pracownikom skrajną niekompetencję oraz celowe naciąganie go na nieprzewidziane koszty. Jej właściciel próbował się wykłócać o odszkodowanie z tytułu zerwania umowy, ale Drake szybko go uciszył, zapewniając, że osobiście dopilnuje, by w tym mieście nikt ich więcej nie zatrudnił.

Teraz miał tylko nadzieję, że nowi zrobią swoją robotę jak należy, ale już miał złe przeczucia. Płacił im podwójnie za ekspres a mimo to wciąż musiał mieszkać w jebanym hotelu i dojeżdżać do biura, w którym wciąż słyszał donośne wiercenie w ścianach, jakby ktoś robił z jego budynku ser szwajcarski a nie przywracał go do stanu sprzed ataku.

Problemy z ludźmi Takedy powoli przycichały, ale nie tak szybko, jakby sobie tego życzył. Co chwilę ktoś jeszcze próbował mieszać. Ktoś rozpuszczał plotki, ktoś przekupywał kelnerki w jego klubach, ktoś pojawiał się tam, gdzie nie powinien i przesyłał niewygodne zdjęcia służbom. Dobrze, że Ryunosuke trzymał rękę na pulsie i w porę gasił powstałe z tego pożary.

Drake miał tego wszystkiego dość. Dość stresu, który gromadził się w nim warstwa po warstwie, jak napięta sprężyna, gotowa w końcu pęknąć. Przez to wszystko coraz gorzej sypiał. Miał ochotę jakoś się wyładować. Nie chodziło o przemoc, o jakieś perwersyjne zabawy w rozkładanym fotelu, a o zwykły, pospolity seks, który pomógłby mu się rozluźnić.

Ale Mick'a nie było w pobliżu. A to oznaczało, że Drake chodził wkurwiony do granic możliwości, niczym bomba z opóźnionym zapłonem.

Doszło już do tego, że zaczął oglądać się za swoimi tancerkami. Dziewczyny kokietowały go przy każdej wizycie w klubie, pewnie licząc na jakieś dodatkowe profity. Zawsze wzruszał na to ramionami, ale dziś... dziś nawet on dostrzegł, że jego spojrzenie zatrzymuje się na nich sekundę za długo.

Z rezygnacją odebrał od barmana drinka i wypił go niemal duszkiem, czując, jak alkohol rozgrzewa mu gardło. Wiedział, że to nie pomoże, ale potrzebował stępić swoje zmysły, bo inaczej mógłby kogoś nieumyślnie zabić.

Myśląc o tym zerknął w stronę loży dla VIP-ów. I poczuł, jak coś nieprzyjemnie w nim zgrzyta. Siedział tam Akihito. A raczej prawie leżał, bo na nim rozsiadł się Kaito, który flirtował z nim... Nie, to było zbyt mało powiedziane. Miział się? Też nie.

Co tu owijać w bawełnę. Akihito i Kaito praktycznie rżnęli się na czerwonej, skórzanej kanapie, nie zważając na otoczenie. A może to on widział tam zbyt wiele, zbyt długo powstrzymując własne żądze?

Drake zmrużył groźnie oczy. Barman sięgnął po butelkę burbonu, by dopełnić mu szklankę, ale wyrwał mu ją z rąk i ruszył wściekłym krokiem w stronę zajętej sobą dwójki.

Opadł ciężko na kanapę, trzymając w dłoni butelkę alkoholu. Nie zamierzał bawić się w zbędne konwenanse – po prostu odkręcił korek i pociągnął kilka solidnych łyków prosto z butelki. Alkohol spływał palącym strumieniem do jego gardła, ale nie przyniósł oczekiwanej ulgi.

Akihito spojrzał na niego z rozbawieniem, wciąż obejmując Kaito wokół bioder.

- Ciężki wieczór? – zagadnął z tym swoim nonszalanckim uśmieszkiem, jakby dobrze wiedział, że wszystko go wkurwia, łącznie z ich dwójką.

Jego dłonie leniwie błądziły po pośladkach Kaito, pieściły materiał idealnie dopasowanych spodni, jakby dokładnie oceniał ich jakość... albo raczej ich zawartość.

Drake zmrużył oczy, lustrując ich oboje, a potem parsknął złośliwie.

- Wpadłeś Aki'emu do szafy, czy jak? – spytał chłopaka.

Na pierwszy rzut oka widać było, że stylizacja Kaito nosiła wyraźny ślad gustu Akihito. Dopasowana koszula w kolorze wina, idealnie skrojone spodnie, nawet dodatki – wszystko było starannie dobrane i zdecydowanie nie wyglądało na przypadkowe zestawienie.

Kaito spojrzał na niego przez ramię, marszcząc brwi w lekkim niezrozumieniu, ale zanim zdążył zapytać, Akihito zaśmiał się i machnął ręką.

- Nie słuchaj tego zrzędy, wyglądasz zajebiście – zapewnił swoją przytulankę.

Drake prychnął.

- Jak mops na wystawie. Tylko gdzie podziała się jego pancia? – kpił dalej.

Akihito nie wytrzymał, choć z całych sił starał się zachować choć cień powagi. Śmiech wyrwał mu się z gardła nagle i głośno, aż musiał oderwać rękę od Kaito, żeby otrzeć kącik oka. Chłopak natychmiast się naburmuszył, mrużąc oczy w udawanym oburzeniu.

- No dzięki... – mruknął, ale rumieniec na jego twarzy zdradzał, że wcale nie był tak wściekły, jak udawał.

- Przepraszam, przepraszam... – Akihito wciąż się śmiał a jego ton w ogóle nie brzmiał na skruszony. – Ale dobra, faktycznie, te loczki to może była lekka przesada. Poniosła mnie fantazja – przyznał.

Kaito westchnął ciężko i rozprostował jeden ze skręconych loków, który uparcie opadał mu na czoło.

- Przecież mówiłem, że będę wyglądał jak owca... – skwitował z rezygnacją.

Akihito pochylił się i złożył powolny pocałunek w zagłębieniu jego szyi.

- Cholernie seksowna owca... – zamruczał.

Kaito spłonął jeszcze głębszym rumieńcem. Za to Drake, który cały czas przyglądał się im z wyraźną niechęcią, w końcu przewrócił oczami i pociągnął kolejny łyk burbonu.

- To co, Kaito będzie nam teraz towarzyszył już zawsze? – zapytał zgryźliwie.

Akihito uniósł brwi i poruszył nimi w zawadiackim geście.

- A chcesz?

Drake nie dał się złapać na tę gierkę.

- A ty co, adoptowałeś go?

Akihito wzruszył ramionami, jakby to było coś niezmiernie błahego.

- Trochę tak. Kaito chwilowo u mnie mieszka – przyznał lekko.

Drake wytrzeszczył oczy, przetrawiając tę informację. A potem po prostu pociągnął kolejny łyk burbonu.

- Ja pierdolę – skwitował wymownie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz