Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

29.09.2024

42.

Mick gapił się tępo w monitor komputera. Po całym dniu spędzonym z Drake'iem był zmęczony do tego stopnia, że miał trudności ze skupieniem się na tyle, by w pełni rozumieć, co Pan usiłuje mu przekazać. Wciąż był na etapie zaskoczenia faktem, że siedziba jego organizacji znajdowała się w tym samym budynku, na szczycie którego był apartament i ogród na dachu, po którym swawolnie biegał nago, zmuszony do odgrywania roli psa. Myśl, że przez cały ten czas Drake mógł być tak blisko, budziła w nim dziwne odczucia, mieszankę niepokoju i dziwnego zadowolenia, że Pan mógł być w pobliżu.

Ludzie Drake'a, tak jak już zauważył po jego najbliższych ochroniarzach, znacznie różnili się od osiłków, którzy towarzyszyli wujowi Pana. Byli znacznie bardziej wyluzowani i zdecydowanie głośniejsi. Mick odnosił wrażenie, że znaleźli się w szatni drużyny rugby, tuż po meczu a nie w siedzibie mafii. Jednak, gdy widzieli Drake'a natychmiast cichli, poważnieli i kłaniali mu się na powitanie, prędko wracając do przerwanej pracy, która polegała na...

Mick nie bardzo wiedział na czym. Gdyby był to film spodziewałby się, że wszyscy chwycą pałki, noże i inną broń i wybiegną na miasto ściągać haracze od bogu ducha winnych mieszkańców. Ale to nie była głupia telenowela tylko prawdziwe życie. A całe to miejsce przypominało raczej siedzibę zwykłej firmy, która zajmowała się obrotem pieniędzmi czy innymi środkami. Mężczyźni i nieliczne kobiety, usiedli niemrawo przy biurkach i zdążył jeszcze dojrzeć wykresy, które wyświetlały ekrany ich komputerów. Rozdzwoniły się też telefony, ale nie usłyszał rozmów, bo Pan zabrał go swojego cichego, odosobnionego biura.

Eleganckie, drewniane meble i ciemny wystrój były dość smętne, ale kiedy usiadł w fotelu, przy biurku pod oknem, z dala od miejsca zwykle zajmowanego przez Drake'a, poczuł się tu całkiem dobrze. Wolałby oczywiście znajdować się gdzieś indziej, bo myśl, że przez cały czas Pan będzie patrzył mu na ręce była przytłaczająca, ale nie mógł nic na to poradzić. Pozostało mu więc skupić się na nowych obowiązkach. W końcu miał to być tylko tydzień. Jakoś to przecież wytrzyma.

- Rozumiesz? – Drake zapytał, kończąc swój wywód.

Mick zdał sobie sprawę, że nie usłyszał z niego praktycznie nic. Przed oczami migały mu jedynie spisy teleadresowe a obecnie na ekranie włączony był kalendarz, którym miał się zająć. Mimo wszystko pokiwał niepewnie głową, nie chcąc zezłościć Drake'a. Mężczyzna był dziś o dziwo bardzo spokojny a nawet niebywale cierpliwy, gdy Mick snuł się za nim na wszelkich spotkaniach, które odbywał. Pan zabierał go na nie, by pokazać mu z czym będzie się mierzył jako jego chwilowy asystent. Prędko okazało się, że będzie musiał też sporządzać notatki z tych spotkań. Dziś robił to akurat Misaki, ukradkowymi szeptami wyjaśniając mu, jak używać skrótów by nadążyć z notowaniem. Mick wiedział, że akurat z tym nie będzie miał najmniejszych problemów. Na uczelni, do której uczęszczał przed feralnym wyjazdem, mało który wykładowca przejmował się tak błahą kwestią jak to, czy jego słuchacze nadążają z notatkami.

- Jeśli czegoś nie rozumiesz, lepiej zapytaj teraz – uprzedził Drake.

Chyba wyczuł jego niepewność, bo patrzył na niego z wyczekiwaniem, jakby spodziewał się całej góry pytań. Mick nie chciał wyjść na idiotę. Przecież każdy głupi potrafił ogarnąć aplikację z planerem i książką kontaktów.

- Dam sobie radę, sir – zapewnił ostatecznie, mimo iż Pan nie wyglądał na przekonanego.

Drake przyglądał się dłuższą chwilę chłopakowi, jakby znów rozważał podjętą już decyzję. Tak na prawdę obszedłby się bez asystenta przez te kilka dni. Misaki doskonale radził sobie w tej roli, choć nie za to mu przecież płacił. To znaczy, odpaliłby mu za to pewną premię, ale wolał, żeby ochroniarz osłaniał mu dupę a nie siedział z nosem w jego planie dnia. Ale zaangażowanie w to Mick'a niosło wiele korzyści. Wuj, swoją uwagą, podsunął mu świetny pomysł.

Przede wszystkim mógł mieć go na oku. Wciąż trochę martwił się jego stanem, po tym koszmarnym upadku w hotelowej łazience. Sądził, że przekomarzanie się z Choi o odszkodowanie z tytułu poniesionych przez Mick'a uszkodzeń, będzie zabawne, ale jakoś nie potrafił czerpać z tego radości. Chyba udzielała mu się w tej kwestii powaga Kenji'ego. Dostał od niego całą długaśną listę wytycznych, jak ma postępować z chłopakiem w ciągu najbliższych dni. Może i było to martwienie się na wyrost, ale wolał być nadopiekuńczy niż zaniedbać go w kwestii zdrowia.

Dodatkowo, trzymanie go blisko siebie powinno zapobiec ponownemu jego popadnięciu w tę cholerną melancholię, która ostatnio go dręczyła. Ponura pogoda za oknem bardzo temu sprzyjała. Wszystko wskazywało na to, że wkrótce mogą spodziewać się opadów śniegu. Ale nie było to nic dziwnego, przecież rok zbliżał się do końca.

- No dobra – skwitował, zerkając na zegarek na nadgarstku.

Spędzili nad tym więcej czasu niż z początku zakładał.

- Jeśli będziesz miał z czymś problem zgłoś się do Misaki'ego. I na litość, przestań się zachowywać jak spłoszona fretka – zażądał, nieco poirytowanym głosem.

Mick jeszcze bardziej skulił ramiona i wbił wzrok w blat biurka. Drake westchnął ciężko. Nie takiej reakcji oczekiwał. Chłopak kulił się jakby miał go uderzyć za byle mrugnięcie powieką. Aż zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie był dla niego zbyt ostry, ostatnimi czasy. Może zbyt gwałtownie reagował na przejawy jego nieposłuszeństwa? Nie chciał przecież tak całkiem ich stłumić. Nie chciał odebrać mu charakteru.

- Gorszy niż Kaoru nie będziesz – stwierdził, klepiąc go po ramieniu, by dodać mu nieco otuchy.

Mick zerknął na niego szybko i uśmiechnął się ukradkiem.

- Skąd wiesz? Może wprowadzę tu anarchię i pogrążę twoje imperium w długach? – spytał zadziornie.

Drake uśmiechnął się i już miał mu odpowiedzieć, w podobnym tonie, gdy do biura, bez pukania, wszedł jego człowiek. Mężczyzna wyglądał na zaaferowanego i zadowolony z siebie.

- Szefie, znaleźliśmy ostatniego kolesia, który handlował metą na naszym terenie – oznajmił, pokazując im dłonie pełne kolorowych saszetek z narkotykiem, dumny niczym paw.

Drake pomasował skroń, wzdychając ciężko. Posłał Mick'owi spojrzenie mówiące „widzisz z czym ja się tu zmagam", przez które chłopak parsknął krótkim śmiechem.

- Wspaniale – Drake skwitował sarkastycznie – I uznałeś, że to doskonały pomysł, żeby paradować z tym gównem po mieści a jeszcze lepszym jest przynieść to do naszego biura, gdy jesteśmy na świeczniku służb, tak?! – warknął groźnie.

Łysawy gość spojrzał na swoje garści, pełne kolorowych, miniaturowych kopert i po chwili zastanowienia, jakimś cudem, pojął swój błąd. Zakłopotany schował wszystko z powrotem do kieszeni, przeprosił i ulotnił się czym prędzej. Po chwili, nim Drake zdążył uformować jakieś słowa, by dać upust złości, łysa głowa znów pojawiła się w szczelinie między drzwiami a futryną. Mężczyzna odchrząknął.

- Zajęliśmy się tym gościem i ten... spuszczę to w kiblu, szefie – zapewnił, zamykając za sobą drzwi.

Drake przysiadł na brzegu biurka, przy którym siedział Mick i odpalił papierosa, zaciągając się nim głęboko. Wypuścił z płuc dym i zamlaskał z pewnym niesmakiem. W ustach wciąż miał posmak wina, które pili do kolacji zjedzonej w restauracji. Zostawił tę kwestie kelnerowi, który wybrał tragiczny gatunek.

- Widzisz Mick, nie ma sytuacji bez wyjścia i błędów, których nie da się naprawić. Więc nie przejmuj się aż tak bardzo – skwitował, gasząc papierosa w popielniczce.


Kiedy weszli do apartamentu Drake zdjął krawat i przeciągnął się, wyraźnie wyczerpany. Ziewając przewiesił marynarkę przez oparcie białej kanapy.

- Przygotuj kąpiel – rzucił krótkie polecenie.

Mick spojrzał na niego przelotnie. Pewnie wolałby ulotnić się do siebie na górę, ale nie odważył się sprzeciwić. Bez słowa poszedł do łazienki i zajął się wanną z hydromasażem. Odkręcił ciepłą wodę i dodał do niej olejki i trochę soli kąpielowej, które znajdowały się na półce. Cały czas czuł na sobie spojrzenie Pana, który podążył za nim i obserwował go w ciszy, opierając się ramieniem o framugę drzwi.

- Gotowe – Mick zakomunikował, gdy woda osiągnęła odpowiedni poziom.

Odwrócił się przy tym do mężczyzny i przysiadł na brzegu wanny w oczekiwaniu na to, co miało nadejść i co w jego mniemaniu, było nieuniknione. Drake skinął głową, ale nie ruszył się od razu. Może oceniał własne zmęczenie, a może zastanawiał się, czy to na co miał ochotę, nie wpłynie źle na rekonwalescencję chłopaka.

Ostatecznie jednak odepchnął się od framugi i podszedł do Mick'a. Wczesał palce w jego włosy i przytrzymując go za tył głowy, wpił się w jego usta. Pierwszy odruch sprzeciwu był naturalny, Mick szarpnął się lekko, zaskoczony intensywnością pocałunku, ale szybko zrozumiał, że nie ma sensu się opierać. W końcu, jak długo można było walczyć? Był już tym po prostu zmęczony i miał dość bólu, który był naturalną konsekwencją jego dotychczasowych wyborów.

Jego dłonie mimowolnie wsparły się o tors Pana, gdy ten przyciągnął go bliżej, stawiając go do pionu, jakby chciał przejąć pełną kontrolę nad sytuacją. Pod palcami Mick wyczuwał twardość mięśni, ale też subtelne napięcie, które zawsze towarzyszyło Drake'owi. Chłopak starał się zapanować nad drżeniem rąk, które wynikało bardziej z emocji niż fizycznego wysiłku. Jego serce biło szybciej, choć w głowie miał zamęt.

Smak papierosa, który Drake wcześniej palił w biurze, wypełnił jego usta, pozostawiając gorzki posmak tytoniu. Poczuł się przez to jeszcze bardziej bezsilny, zredukowany do roli, którą wyznaczał mu Pan. To było przytłaczające, ale nie było w tym nic nowego. Ta gra między nimi była nieunikniona, tak jak wszystkie poprzednie razy.

Miał ochotę roześmiać się, gdy o tym myślał. Jak wiele cierpienia mógłby uniknąć, gdyby tylko od początku podporządkował się zasadom tej gry? Przecież właśnie tego uczył go Choi, podczas miesięcy, które spędził w podziemiach kasyna. Każda lekcja, pełna bólu i upokorzenia, miała zniszczyć w nim to, co czyniło go sobą. Co czyniło go człowiekiem. Po tresurze powinien był stać się tylko rzeczą. Zlepkiem organów, który miał służyć zaspokajaniu potrzeb Pana. Dlaczego więc wciąż słyszał wewnątrz siebie ten natarczywy głosik, który nakazywał mu się przeciw temu buntować? Co w jego szkoleniu poszło nie tak? Nie miał pojęcia.

Poddając się tym bluźnierczym podszeptom zacisnął szczęki, gryząc Drake'a w język, ale nie czyniąc mu tym większej szkody. Mężczyzna oderwał się od jego ust z warknięciem i kopniakiem w piszczel sprowadził go do klęku. Mick nie potrzebował więcej poleceń, by wiedzieć co ma robić. Niechętnie sięgnął do rozporka spodni Pana i rozpiął go, zsuwając mu spodnie do kostek. W ślad za nimi zaraz powędrowała również bielizna.

Drake uśmiechnął się cynicznie. Wyraz twarzy chłopaka mówił wszystko, ale mimo to polizał po całej długości jego członek, który po całym dniu w spodniach, musiał mieć intensywny zapach. Ostatecznie zamknął miękkie wargi wokół żołędzi. Ciepło jego ust było oszałamiająco przyjemne. Drake przygarnął go do siebie, ale nie popędzał, pozwalając, by zaspokajał go oralnie wedle własnego tempa. Musiał przyznać, że język chłopaka zyskiwał coraz większą wprawę w tej materii, aż mruczał z zadowolenia.

Nie miał też zamiaru skończyć w jego ustach, toteż, czując, że jest bliski spełnienia, szarpnął go za włosy i postawił na nogi. Rozebrał go sprawnie, jakby odpakowywał świąteczny prezent i popchnął mało delikatnie w stronę wanny, ustawiając w pożądanej pozycji. Oparł jego ręce o brzeg jacuzzi i wychylił biodra w tył.

Mick opuścił głowę i zacisnął szczęki, gdy lubrykant, wyjęty z szafki, został rozprowadzony między jego pośladkami. Przełykając przekleństwa zastanawiał się, czy ten chuj miał żele poutykane w każdym kącie swojego przybytku. Starał się przy tym nie myśleć o tym, co właśnie się działo, ale palce Pana nieubłaganie rozciągały jego dziurkę, rozluźniając mięśnie pierścienia. Zagłębiały się w nim do oporu, podrażniając czułe miejsce, przez co nogi zaczynały mu drżeć. Smak członka, który czuł w ustach, tylko pogłębiał te doznania.

Mimowolnie, wiedziony instynktem, wypiął mocniej pośladki, jakby dopominał się o więcej przyjemności. Ciało jak zwykle go zdradzało, reagując nad wyraz chętnie na zabiegi, jakimi poddawał go Pan. Tak bardzo chciałby poczuć go już w sobie, ale Drake zdawał się nie spieszyć, wręcz nim bawić.

Mick zadrżał, czując, jak zimna porcelana wanny chłodzi jego skórę. Jego myśli szalały, ale starał się nad nimi zapanować. Wiedział, że im bardziej będzie próbował się wyłączyć, tym trudniej będzie mu znieść to, co się dzieje. Przeklął w duchu swoją bezsilność i tę dziwną, nienawistną fascynację, która towarzyszyła każdemu dotykowi Pana.

Czuł, jak palce mężczyzny powoli się wycofują, a następnie kolejną porcję chłodnego żelu, który paradoksalnie tylko bardziej go rozpalał. Drake był cierpliwy, lubił tę grę, którą całkowicie kontrolował. Mick odwrócił głowę, próbując odczytać cokolwiek z wyrazu jego twarzy, ale jedyne, co dostrzegł, to rozbawienie w zimnych, szarych oczach. Wiedział, że Drake doskonale dostrzega jego napięcie i czerpie z tego przyjemność.

- Spokojnie, Mick'i – usłyszał szept tuż przy uchem, gdy Pan w końcu wniknął w niego powoli, niemal prowokacyjnie. – Wszystko w swoim czasie

Chłopak zacisnął zęby, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku, ale ból i przyjemność mieszały się w jednym nieznośnym wirze emocji. Z każdym kolejnym ruchem Pana jego ciało coraz bardziej się poddawało, mimo że w duchu wciąż walczył. Starał się nie czuć, nie myśleć, ale im mocniej próbował, tym bardziej każdy dotyk i każde pchnięcie go rozpraszało.

- Ile razy mam ci jeszcze o tym przypominać, hm? – Drake wciąż mruczał mu do ucha. – Twoje ciało należy do mnie. Jeśli zechcę podaruje ci przyjemność – mówiąc ujął jego członek i chwilę stymulował go z wręcz morderczą powolnością.

- Albo ból – dodał, nagle zaciskając mocno dłoń.

Te słowa wbiły się w umysł Mick'a jak sztylety. Wygiął się do tyłu z jękiem i oparł o klatkę piersiową Pana, patrząc na niego nieco zamroczony. Zrozumiał, że każda jego próba ucieczki, czy to fizyczna, czy mentalna, była bezcelowa. Jego ciało odpowiadało na poczynania Pana, jakby to nie on nad nim panował. Odetchnął głęboko, próbując złapać dech, kiedy Drake złapał go za biodra i zaczął przyspieszać. Każdy ruch zdawał się być zaplanowany tak, by rozbudzać w nim te prymitywne reakcje, których nie potrafił stłumić.

Mimo płynącej z tego aktu przyjemności, czuł, jak ogarnia go zmęczenie. Jednocześnie elektryzujące dreszcze przebiegały mu po karku. Słyszał jak oddech mężczyzny staje się ciężki z wysiłku, czując przy tym każdą falę ciepła przelewającą się przez ich ciała, aż w końcu stracił kontrolę. Ręce omsknęły mu się, gdy Pan pchnął go do przodu, wymuszając wcześniejszą pozycję i wpadły do wody. Jego naprężony członek uderzył boleśnie o brzeg wanny, ale jej zimna powierzchnia przyniosła pewną ulgę. Ocieranie się o nią nabrzmiałym penisem okazało się zaskakująco przyjemne. Do tego stopnia, że aż odbyt zaczął mu pulsować. Zapewne dzięki temu Drake doszedł tak szybko, przytrzymując go w miejscu, żeby nie odsunął się, gdy wypełniał go swoim nasieniem.

Mick opadł ciężko na krawędź wanny, starając się złapać oddech i uspokoić rozszalałe serce. Drake odsunął się, wyraźnie zadowolony, ale wcale nie zamierzał wyjść. Zamiast tego stanął nad chłopakiem, rozciągając ramiona, jakby szykował się do relaksu. Powoli, bez pośpiechu, wszedł do wanny, zanurzając się w ciepłej wodzie. Mick obserwował go przez chwilę, czując, jak napięcie w jego ciele powoli ustępuje, a ból miesza się z niejasną satysfakcją.

- Chodź – Pan przywołał go do siebie, łagodnym głosem.

Rozłożył przy tym ręce na krawędzi jacuzzi, uśmiechając się leniwie i przymykając oczy. Mick westchnął zmęczony, ale przełożył nogę przez brzeg wanny i wszedł do niej. Ciepła woda otuliła jego ciało, a zapach kwiatowego olejku uniósł się w powietrzu, wyciszając zmysły.

Przez moment siedział naprzeciwko Drake'a, obserwując jego twarz, która powoli traciła ten natarczywy, dominujący ton, który zwykle mu towarzyszył. Mick postrzegał tę chwilę jako moment, w którym Pan całkowicie się przed nim odsłaniał. Gdy zdejmował maskę, która pomagała mu przetrwać kolejny dzień.

Kiedy tak na niego patrzył dostrzegał w nim rysy zwykłego człowieka a nie potwora, za którego miał go na co dzień. Wydawał mu się wówczas nieco starszy i o wiele bardziej znużony. Może, gdyby Drake był taki częściej, nawet byłby w stanie go jakkolwiek polubić? Co do tego nie miał pewności, ale na pewno byłoby to łatwiejsze. Przygryzł dolną wargę, rozważając pragnienia zwodniczego ciała.

Drake otwarł oczy, słysząc i czując, jak woda porusza się, gdy Mick przesunął się bliżej niego. Chłopak usiadł mu ostrożnie na biodrach, nieco pokracznie zaplatając nogi wokół jego pasa. Uniósł zaskoczony brwi, ale nie odezwał się słowem, czekając na to, jak rozwinie się sytuacja. Choć przyzwyczajony do pełnej kontroli, postanowił pozwolić mu działać, obserwując go przy tym z zainteresowaniem. Był naprawdę ciekaw, dokąd to zmierzało?

Poczuł jak ich ciała znów się łączą, choć woda zmyła lubrykant i stawiała pewien opór. Sięgnął po buteleczkę żelu na oślep i podpierając się o brzeg wanny usiadł na nim, przytrzymując Mick'a za biodra, by nie spadł mu z kolan. Wprawnie zaaplikował mu pokaźną porcję śliskiej substancji i pozwolił dalej działać.

Mick spojrzał Panu w oczy, nie szukając w nich ani pozwolenia, ani tym bardziej wskazówek. Sam dobrze wiedział, czego w tej chwili chciał, czego potrzebował. Jego dłonie powędrowały na tors mężczyzny, a on sam bez słowa, zaczął się poruszać, przejmując kontrolę nad tym, co działo się dalej. Wcześniej jego ciało poddawało się rozkazom, ale teraz kierowała nim własna potrzeba. Nie przymus, nie dominacja Pana, lecz pragnienie, któremu nie chciał się opierać.

Dłonie Drake'a powędrowały po jego ciele, ale nie były okrutne, nie prowadziły go a jedynie podtrzymywały, by mógł wychylić się w tył i pochłonąć jego członek jeszcze głębiej w siebie. Do tego zmysłowego tańca dołączył też język, który pieścił jego sutki. Oraz zęby, które podgryzały jego szyję i bark. Usta, które zostawiały na skórze wyraźne malinki. Mick poruszał się coraz szybciej, intensywniej, poddając się swoim własnym potrzebom, nie tym, które narzucał mu Drake. Jedynie ta cholerna obroża przypominała mu natarczywie o jego miejscu w tej relacji. Przy okazji utrudniając im pieszczoty.

Czując, że jest blisko, złapał mężczyznę za włosy i mocnym szarpnięciem oderwał go od swojego obojczyka, zachłannie złączając ze sobą ich spragnione usta. Ich oddechy mieszały się ze sobą w dzikim pocałunku pełnym odgłosów uniesienia. Mick czuł jak napięcie w jego ciele narasta, by eksplodować gwałtownie, feerią doznań.

To było coś nowego, coś, czego wcześniej nie doświadczył. Nie był to zwykły, wymuszony orgazm. Po raz pierwszy od dawna to on decydował o tym, co robi. Ten dziwny rodzaj wolności był ekscytujący i przerażający zarazem. Nie miał pewności, że Pan nie zechce ukarać go za samowolę, której się dopuścił.

Mimo obaw opadł na pierś Drake'a, wsłuchując się w bicie jego serca i rytmiczny szmer oddechu. Mężczyzna zsunął się ostrożnie do wody, by okryła ich rozgrzane ciała. Milczał, przeczesując palcami włosy Mick'a, gdy wciąż znajdował się w jego wnętrzu. Nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy. Zaczekał aż powieki chłopaka staną się ciężkie i w końcu się zamkną. Dopiero wtedy przeszedł do działania.

Nabrał w dłoń nieco wody i zmoczył nią jego wciąż brązowe włosy, po czym sięgnął po mydło. Z wyczuciem zaczął myć jego ciało, starając się nie zakłócać mu snu. Przemywał jego ramiona, plecy, brzuch, a potem nogi, usuwając z jego skóry resztki żelu i potu. Mick czasami poruszał się nieświadomie, wydając ciche westchnienia, ale nie otwierał oczu.

Kiedy skończył, powoli wyciągnął go z wody i owinął dużym, miękkim ręcznikiem. Wyniósł go na korytarz i dalej po schodach, bez większego wysiłku, jakby robił to już wiele razy. Co kilka kroków zerkał na twarz chłopaka, upewniając się, że ten wciąż śpi. Zaniósł go do jego sypialni, przechodząc przez ciemny korytarz, gdzie jedynie migotanie świateł zza okna rzucało blade cienie na ściany.

Gdy wszedł do pokoju, położył Mick'a na łóżko, delikatnie, jakby był tworem z kruchej porcelany. Okrył go starannie kołdrą i kciukiem starł mu z czoła kropelkę wody, która spłynęła z jego mokrych włosów. Przyglądał się kilka minut jego uśpionej twarzy, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł, zostawiając go samego.

Dzisiejszy wieczór zaskoczył go na wielu poziomach. Był zbyt znużony, żeby teraz to rozważać, ale wiedział, że ich relacja nieubłaganie zaczynała się zmieniać. Czy chciał tego, czy też nie, dopuszczał Mick'a zbyt blisko siebie. Prawdziwego siebie. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz