Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

15.10.2024

Bonus II Pierwszy

Akihito opierał się o swój samochód, nonszalancko odpalając papierosa. Znudzony wodził wzrokiem po mijających go przechodniach, którzy rzucali ciekawskie spojrzenia na jego luksusowe auto. Musiało robić na nich wrażenie i nie miał im tego za złe. Z rozmyślań wyrwał go cichy głos.

- Przepraszam, czy... mógłby poczęstować mnie pan... papierosem...? – jakiś chłopak zapytał niepewnie, wręcz bojaźliwie, przystając obok.

Aki czekał na kogoś, a że miał dziś wyjątkowo dobry nastrój to po chwili namysłu wyciągnął paczkę fajek i wytrząsnął z niej jednego. Młodzieniec o brązowych włosach i oczach sięgnął po papierosa nieśmiało i wsunął między ładne, pełne wargi. Poklepał się po kieszeniach i nim zdążył się odezwać mężczyzna wyciągnął w jego stronę odpaloną zapalniczkę. Chłopak skinął głową i nachylił się do płomienia. Już przy pierwszym zaciągnięciu zakaszlał okrutnie, jakby nigdy wcześniej nie palił.

Chcąc odwrócić uwagę od swojego braku wprawy skupił się na samochodzie, podziwiając jego detale. Czarny, głęboki kolor lakieru dodawał mu elegancji a błyszczące felgi i sportowa linia nadwozia drapieżności. Niskie zawieszenie zaś sprawiało wrażenie, że auto niemal przylega do drogi.

- Ładny wóz – zagadnął wreszcie. – To Maserati, prawda? Dużo takich się tutaj nie widzi

- Prawda – Akihito odparł swobodnie, wypuszczając kłąb dymu – Lubisz samochody?

- Bardzo. To model z tego roku? Musi być koszmarnie drogi – młody stwierdził, zaglądając ciekawsko do środka przez szybę i podziwiając skórzane siedzenia.

Akihito wzruszył ramionami, jakby było to coś zupełnie oczywistego.

- To zależy, jak na to spojrzysz. Kolekcjonuje samochody, więc jestem skłonny zapłacić za nie więcej, jeśli tylko spełniają moje oczekiwania – wygłosił obojętnie i zgniótł butem niedopałek.

Zerknął na zegarek na nadgarstku i znów na chłopaka. Wyglądał mu na licealistę, ale skoro tak, to o tej porze powinien być w szkole. Może wagarował? Jednak nie miał na sobie mundurka a sam jego wygląd... No cóż. Spodnie były miejscami przetarte, choć taka panowała obecnie moda. Buty miał nieco brudne, jakby przed chwilą grał w piłkę na mokrym trawniku. Szara bluza była na niego ewidentnie zbyt duża, przez co wyglądało prostu niechlujnie. Cała jego osoba godziła w poczucie estetyki Akihito.

Może wcale nie podszedł do niego by prosić o papierosa? Ostatecznie wcale nie wydawał się nim zainteresowany, bo już połowa zdążyła się wypalić a on, jak dotąd, zaciągnął się nieudolnie tylko raz. Może chciał pieniędzy, ale bał się spytać wprost? A może za chwile właśnie to uczyni, kiedy już przestanie macać idealnie wypolerowany lakier jego samochodu, tymi brudnymi paluchami.

Przyszło mu nawet do głowy, że być może chłopak szuka klienta, by zarobić w sposób, którego nie miał nawet ochoty rozważać. Aż skrzywił się na tę myśl. Już miał wyrazić ją na głos, uświadamiając natręta, że nie jest zainteresowany, gdy dostrzegł jak z peronu wychodzi osoba, na którą czekał.

- Dobra dzieciaku, zmiataj stąd – rzucił bez większego zainteresowania i pomachał przyjacielowi.

Po chwili obaj wsiedli do auta i odjechali, odprowadzeni spojrzeniem brązowych oczu młodzieńca.


Cały dzień Akihito spędził na intensywnej pracy. Wracając wieczorem do hotelu, czuł narastające zmęczenie i irytację. Negocjacje, od których zależało powodzenie jego biznesu, nie przebiegały tak, jak by sobie tego życzył. Jadąc ulicami miasta bezwiednie wybrał trasę prowadzącą obok dworca, przy którym rano spotkał tego dziwnego chłopaka. Sam nie wiedział, dlaczego to robi, ale czuł jakąś niejasną potrzebę sprawdzenia, czy dzieciak wciąż tam jest. Ot z czystej ciekawości.

Zaparkował więc auto na poboczu i przez chwilę obserwował ruchome schody prowadzące na peron. Mimo późnej godziny po okolicy wciąż kręciło się sporo ludzi, jednak nigdzie nie dostrzegał znajomej sylwetki. Wysiadł z samochodu, odpalając papierosa i zaczął przechadzać się wzdłuż dworca. Już miał wracać, kiedy w końcu go zobaczył. Siedział na jednej z ławek, zasłaniając twarz dłońmi. Nawet z daleka Aki mógł stwierdzić, że chłopak płacze.

Podszedł do niego niespiesznie i usiadł obok, jakby nigdy nic dopalając papierosa w milczeniu.

- Co się stało, że płaczesz? – zapytał obojętnym tonem.

Chłopak podniósł głowę, zaskoczony jego obecnością. Rozpoznał go jednak natychmiast.

- Pan od Maserati... - wymamrotał, wycierając nos w rękaw bluzy.

Oczy miał zaczerwienione, a spojrzenie pełne smutku. Wskazał drżącą ręką na zawiniątko leżące na torach.

- Ktoś mnie potrącił i kanapka przepadła... – powiedział żałośnie. – To było ostatnie co miałem. Nie mam kasy na nic więcej... - wyznał zrozpaczony.

Akihito uniósł brew, nie do końca rozumiejąc, jak ktoś może płakać nad kawałkiem pieczywa z kurczakiem z dworcowej budki. On nigdy nie wziąłby czegoś takiego do ust. Ale chłopak wyglądał na autentycznie zdruzgotanego. Teraz miał pewność, że najpewniej zwiał z domu.

- Chodź – powiedział wstając. – Obok jest konbini. Postawie ci kolację - zdecydował.

Absolutnie nie robił tego z dobroci serca. W sumie sam nie był do końca pewien, dlaczego to robi. Ale w tym chłopaku było coś, co nie dawało mu spokoju. Miał ochotę nakarmić go, umyć i ubrać porządnie, żeby wreszcie wyglądał jak człowiek a nie dres spod monopolowego. Miał zbyt ładną buzię by szpecić ją tak niechlujnym wyglądem.

Chłopak spojrzał na niego zaskoczony. Był nieufny względem obcego i było to jak najbardziej zrozumiałe. Jednak głód musiał wziąć górę nad rozumem, bo po krótkiej chwili wahania ruszył za nim.

Akihito nie znosił tych małych sklepów, które stały niemal na każdym rogu, oferując śmieciowe żarcie i gotowe posiłki. Ale przecież nie zabierze go do restauracji. Wybrał mu więc coś względnie zjadliwego, co obsługa mogła podgrzać na miejscu i coś do picia, po czym usiedli na zewnątrz, przy małym stoliczku. Tam odpakował nową paczkę fajek i odpalił jednego.

- Na co czekasz? Jedz – ponaglił dzieciaka.

Mimo, że wpatrywał się on pożądliwie w jedzenie to nie zamierzał po nie jeszcze sięgnąć.

- Nie mam jak panu za to oddać – przyznał zmartwiony, chcąc być szczerym.

Akihito tylko wzruszył lekceważąco ramionami.

- To bez znaczenia

Chłopak od razu pokręcił energicznie głową.

- Ale mogę odwdzięczyć się inaczej – zaproponował.

Mężczyzna spojrzał na niego pogardliwie, prychając z odrazą.

- Nie zamierzam cię pieprzyć, młody. Nie jestem zainteresowany – powiedział ostro.

Chłopak spojrzał na niego zszokowany.

- Co? Nie o to mi chodziło! – zaprotestował, wzburzony do tego stopnia, że aż wstał. – Myślałem o umyciu panu samochodu. Ale jeśli chce pan w zamian czegoś takiego, to dziękuje za jedzenie, ale lepiej już pójdę

Akihito zaśmiał się z własnej nadinterpretacji. Może jednak był bardziej zmęczony niż przypuszczał do tej pory?

- Wybacz, źle się zrozumieliśmy. Absolutnie niczego od ciebie nie oczekuje. Po prostu zjedz, okej? – przyznał z rozbawieniem.

W swym roztargnieniu sięgnął po napój i pociągnął z niego łyk. To co miało być sokiem okazało się jakimś dziwnym, ohydnym ulepkiem, który wywołał na jego twarzy grymas. Zdając sobie sprawę, że właśnie napił się z butelki, która była przeznaczona dla chłopaka, znów się zaśmiał. Poszedł kupić mu drugi, a kiedy wrócił dzieciak był już w połowie posiłku, wręcz wrzucając go w siebie. Jedzenie tak go pochłonęło, że nawet nie zwrócił uwagi na to, że puszka z napojem była już otwarta, gdy po nią sięgnął.

- Jak masz na imię? – Aki zapytał, obserwując jak jedzenie znika z niewyobrażalną prędkością.

- Makoto – chłopak odpowiedział pomiędzy kęsami, zapijając je w pośpiechu, by prędzej przeszły mu przez gardło.

Akihito tylko odpalił kolejnego papierosa. Kiedy chłopak już kończył, przysunął się nieco bliżej niego. Podtrzymał mu głowę, która niebezpiecznie pochyliła się nad stolikiem i pomógł mu wstać, podpierając go na swoim ramieniu.

- Spokojnie – mruknął, kiedy prowadził go w stronę swojego samochodu, niczym pijanego.

Położył go na tylnym siedzeniu i rozejrzał się, czy nie zwrócili niczyjej niepotrzebnej uwagi. Chłopak próbował się jeszcze podnieść, ale mgła mąciła mu umysł. Ostatnim co zarejestrował, był trzask zamykanych drzwi i warkot silnika.

***

Makoto przebudził się gwałtownie, kompletnie zdezorientowany. Senność ożywiała wspomnienia, które wolałby wymazać z głowy. Niestety nazbyt dobrze pamiętał dzień, w którym poznał tego przebiegłego szakala i za miskę ryżu oddał wolność. Serce kołatało mu się w piersi, jak wtedy, gdy ocknął się w pokoju hotelowym Akihito i zdał sobie sprawę z własnego losu. Wówczas, szarpiąc się w improwizowanych więzach, wrzeszczał spanikowany i wściekły.

Obecnie krzyk uwiązł mu w gardle a ręce na oślep rozgarniały ciemność w poszukiwaniu jakiegoś stabilnego punktu. Znalazł go tuż obok. Było ciepłe i miękkie, poruszało się w rytm spokojnego oddechu. Zaraz zorientował się, że przecież leży w łóżku Pana a to co kurczowo ściska, najpewniej jest jego ramieniem. Chciał cofnąć ręce, ale wtedy mężczyzna odwrócił się i mamrocząc przez sen, objął go ciasno wokół pasa i przytulił.

Makoto na sekundę zamarł w bezruchu, by rozluźnić się i odetchnąć w jednej chwili. Wtulił się w tors Pana, wdychając zachłannie jego zapach. Tak znajomy, dający mu poczucie bezpieczeństwa. Pierwsze tygodnie w posiadłości Akihito były istnym koszmarem. Obaj byli wtedy młodzi i niedoświadczeni, obaj dopiero uczyli się swoich ról w tym nierównym układzie. I obaj popełniali mnóstwo błędów.

Jednak był jedynym, któremu Akihito pozwalał spać u swego boku. Lu nieustannie naigrawał się z tego faktu, mówiąc, że nie wie, czy traktować to jako nagrodę, czy też karę. Ale Makoto lubił noce spędzone z Panem. Nawet jeśli seks bywał bolesny i wymagający, zawsze kończyło się tym, że Akihito obejmował go z czułością, pozwalając zasnąć w swoich objęciach.

Leżąc obok Pana, Makoto nie mógł przestać się zastanawiać, co by się stało, gdyby Akihito nie zabrał go tamtej nocy z dworca. Czy żyłby dalej na ulicy w wiecznej tułaczce? A może już dawno umarłby z zimna i głodu, jak wielu bezdomnych, których spotykał?

Pamiętał, jak czuł się tamtego dnia. Porzucony, bezradny. Nie uciekł z domu, jak zakładał Akihito. Został wyrzucony przez ojczyma, który nigdy nie chciał mieć dzieci. Matka urodziła go, gdy była bardzo młoda i kompletnie nie była zainteresowana jego losem a ojca nigdy nie poznał. Dopóki żyli dziadkowie miał miejsce, które mógł nazywać domem. Jednak po ich śmierci wszystko się posypało.

Każdy kolejny partner matki był gorszy od poprzedniego. Pijacy, hazardziści, a nawet alfonsi i narkomani. Staczała się coraz bardziej, trwoniąc cały spadek po rodzicach. Aż któregoś wieczoru, gdy leżała nieprzytomna we własnych wymiocinach, jej ówczesny kochanek po prostu wyrzucił go za drzwi tak jak stał. Grożąc, że jeśli spróbuje wrócić to poderżnie mu gardło.

Mako nigdy nie próbował, bo i po co? Do czego miałby tam wracać? W posiadłości Akihito, jakkolwiek życie tutaj nie byłoby trudne, przynajmniej był chciany, wręcz pożądany. Był tu też ktoś, kto go potrzebował. Kogo mógł nazwać przyjacielem.

Pan dał mu tak wiele. Podarował mu miejsce, które mógł traktować jako swoje. Przez to, świadomość, że zawiódł jego oczekiwania, była tym bardziej bolesna. Wiedział, że od teraz będzie musiał starać się jeszcze bardziej. Tymczasem był środek nocy i należało skorzystać z tych kilku godzin snu, które jeszcze mu pozostały.


Poranek powitał go zapachem kawy, którą w fotelu popijał Pan. Mako usiadł powoli, przecierając zaspane oczy. Tej nocy śniło mu się tak wiele przedziwnych rzeczy, że nie był pewien czy rzeczywiście już się obudził. W pamięci szczególnie zapadł mu sen, w którym pan Drake wszedł do kuchni, gdy przygotowywał naleśniki na obiad i zażądał herbaty. Z jakiegoś niejasnego powodu sprzeciwił się i wręcz wyśmiał przyjaciela Pana. Przepychanka na słowa prędko zmieniła się w karczemną awanturę, która zwabiła do kuchni Akihito. Pan był wyjątkowo wesoły i zamiast zganić go za okazanie braku szacunku względem gościa, przemocą sprowadził pana Drake'a do klęku i wepchnął mu w usta naleśnik, trzymając go na wysokości swojego krocza. Z boku wyglądało to, jakby pan Drake robił Panu loda, ale zamiast spermy z naleśnika wystrzelił truskawkowy dżem.

Makoto położył dłonie na kołdrze i nieufnie zerknął na siedzącego w fotelu mężczyznę. Zupełnie jakby spodziewał się, że ten zaraz zacznie gdakać i zmieni się w kurczaka a to wszystko okaże się tylko kolejnym snem. Jednak Akihito odstawił filiżankę i podszedł do niego z poważnym wyrazem twarzy. Żadnego piania ani pierza.

- Wczoraj byłeś ledwo przytomny, więc przedstawię ci zaistniałą sytuację jeszcze raz – oznajmił stanowczym, ale spokojnym głosem.

Chłopak tylko skinął głową. Poczucie winy wciąż mu ciążyło.

- Przez najbliższy miesiąc będę autoryzował wszelkie zakupy. Jeśli przez ten czas nic nie wzbudzi moich zastrzeżeń zachowasz swój przywilej – oznajmił miękko.

Te słowa wywołały u Makoto ogromną ulgę. Jego twarz rozjaśniła się, jakby kamień spadł mu z serca. Odetchnął głęboko, a potem usiadł na klęczkach i pokłonił się głęboko.

- Dziękuje, Panie. Nie zawiodę cię więcej – wykrztusił z trudem, bo wzruszenie ściskało mu gardło.

Czując dotyk na włosach podniósł się i z osłupieniem dostrzegł uśmiech na ustach Pana.

- Wiem Makoto. A teraz bierz się do pracy. Plan dnia uległ zmianie, więc radzę ci się z nim zapoznać

Chłopak pokiwał głową, szybko się podniósł i ruszył w stronę drzwi. Ból w ciele wciąż mu doskwierał, ale w porównaniu do wczorajszego lęku, teraz czuł się lekki i pełen energii.

Gdy wbiegł do pokoju, który dzielił z resztą niewolników, wszystkie łóżka były już starannie zasłane. Mając poczucie, że został w tyle, prędko umył się i ubrał. Tak jak Pan mu rozkazał, sprawdził również rozpiskę zadań na dziś i odkrył, że poza zwyczajowym sprzątaniem nie ma ich praktycznie wcale. Lu odpowiadał za wszystkie posiłki a Kaname za inne obowiązki, jak pranie czy porządki w ogrodzie.

Oznaczało to, że dostał dzień na odzyskanie sił, ale powinien doglądać pracy innych. Zszedł więc do kuchni, żeby sprawdzić na jakim etapie jest przygotowywanie posiłku. Już na schodach poczuł zapach sadzonych jajek i wiedział, że wszystko jest w porządku. Lu miał spory talent kulinarny i wszystko co wychodziło spod jego rąk, było wyśmienite.

Gdy Makoto wszedł do kuchni, od razu zauważył, że przyjaciel wyglądał na rozpalonego. Zbliżył się do niego i delikatnie dotykając jego czoła, aby sprawdzić, czy ma gorączkę.

- Mógłbyś się chociaż przywitać – burknął Lu, choć w jego głosie słychać było zmęczenie. – Martwiłem się o ciebie całą noc a ty od razu z tym czołem

- Ze mną wszystko gra – Mako odpowiedział, ignorując jego ton. – Ale ty masz podwyższoną temperaturę. Znowu zjadłeś surowego ziemniaka? – spytał, marszcząc brwi.

- Nie gadaj bzdur! – Lu syknął zirytowany, odtrącając jego ręce. – Nie jestem już dzieckiem, żeby robić takie głupoty

Makoto uśmiechnął się zaczepnie.

- Tak? A pamiętasz, jak kiedyś wpędziłeś się w anginę, żeby tylko uniknąć seksu z Panem? – rzucił półżartem.

- To było dawno temu! – młodszy oburzył się. – Po prostu źle spałem i jestem obolały, bo Pan wczoraj... - urwał w pół zdania, oblewając się rumieńcem.

- Z resztą nie ważne! Zejdź ze mnie, dobra! – dodał, wyładowując się na mieszanej w garnku owsiance, która chlupnęła na kuchenkę.

Mako zmarszczył brwi w wyrazie troski i wytarł owsiankę papierowym ręcznikiem. Domyślał się, że gdy przebywał w pokoju kary musiało do czegoś dojść, ale nie chciał naciskać.

- Powiedz o tym Panu przy śniadaniu – poradził spokojnie.

Lu parsknął krótkim śmiechem.

- I co to da? Pan wyśle mnie do łóżka i zrzuci wszystkie obowiązki na Kaname? Już widzę, jak mieszkanie lśni a na obiad serwuje nam pieczeń jagnięcą – ironizował.

- Naprawdę zrobisz swoją pieczeń? – Mako zapytał z nadzieją, ale zaraz spoważniał. – Tak czy inaczej, musisz powiedzieć o tym Panu. Jeśli nie ty, to ja to zrobię – uprzedził.

Młodszy z chłopaków skrzywił się, ale wiedział, że Makoto ma rację. Z ukrywania czegokolwiek przed Panem nigdy nie wynikało nic dobrego. Bał się tylko jego reakcji, bo od tamtej akcji z anginą, która często była mu wypominana, wszyscy podchodzili sceptycznie do wszelkich jego dolegliwości. Nawet doktor Kenji, przyjaciel Pana, który zazwyczaj ich leczył.

Pewnie Akihito osobiście wepchnie mu w gardło tabletkę a potem poprawi zastrzykiem w dupę. Na samą myśl czuł się jeszcze gorzej. Starał się skupić na nakrywaniu do stołu, ale w myślach krążyło mu wspomnienie kary, jaką ponieśli z Mako za jego (nie)udawaną chorobę. Świst krótkiego bata i własne krzyki wciąż dźwięczały mu w uszach.

Niespodziewanie poczuł, jak ktoś chwyta go za dłoń i mocno ściska. To już nie było wspomnienie. Makoto naprawdę ujął go za ręce, gdy niemal wypuścił z niech niesione talerze. Uśmiechnął się do niego pokrzepiająco i bez słowa pomógł mu dokończyć nakrywanie do stołu. Co on by bez niego zrobił...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz