Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

28.11.2024

60.

Mick wszedł za Drake’iem do apartamentu, czując mieszaninę ulgi i niepokoju. Z jednej strony cieszył się, że opuścili posiadłość Akihito, która choć pełna życia, była też miejscem, gdzie widział wiele okrucieństwa i rozpaczy. Z drugiej strony, przebywanie sam na sam z Panem budziło w nim lęk. Czuł to wyraźnie, gdy uświadomił sobie jak blisko znajduje się pokój kar. Nawet gdy nie widział drzwi obitych skórą, na samą myśl o nich czuł w nozdrzach zapach trawy cytrynowej. Z trudem przełknął ślinę, przypominając sobie znajdujące się tam narzędzia, które budziły w nim większy strach niż cokolwiek, co widział u Akihito.

Musiał prędko odgonić te myśli, więc rozejrzał się po salonie, od razu dostrzegając cienką warstewkę kurzu na meblach.

- Pani Chen nie przychodziła sprzątać? – zapytał zaskoczony, marszcząc brwi.

Drake tymczasem rzucił płaszcz na oparcie kanapy i wzruszył ramionami.

- Dałem jej wolne – odpowiedział obojętnie. – Jeśli przeszkadza ci bałagan to po rozpakowaniu możesz zabrać się za sprzątanie

Mick poczuł, jak wzbiera w nim irytacja, ale powstrzymał się od komentarza.

- Posprzątam – burknął niechętnie. – A co z obiadem? W lodówce nic nie ma

- W zamrażalce jest mięso. Zrobię z tego coś zjadliwego – stwierdził Drake.

Blondyn przewrócił oczami, zastanawiając się, czy Pan upiecze zapiekankę mięsno mięsną? Wolał jednak nie wdawać się z nim w dyskusje, zadowolony, że chociaż ten obowiązek został z niego zdjęty. Poszedł więc do swojego pokoju i zamknął starannie drzwi. W pierwszej kolejności nakarmił ptasznika i podlał samotną dracenę, zastanawiając się, czyby nie podkraść jednej z roślin stojących w salonie, żeby parapet nie był tak pusty. Ostatecznie jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu i stwierdził, że po prostu spyta Pana, czy może którąś przenieść.

Kiedy jego towarzysze niedoli zostali już zaopiekowani przyszła pora zająć się bagażem. Rzucił sportową torbę koło szafy i uklęknął przy niej. Rozpakowując się i oddzielając czyste rzeczy od brudów poczuł się nieswojo z myślą, że ktoś wszedł do jego pokoju i grzebał mu w ciuchach, wybierając , którą bieliznę spakować. Miał nadzieje, że był to Misaki. Naomi też by jeszcze zniósł. Kaoru Pan pewnie nie wpuściłby do apartamentu pod swoją nieobecność.

Ale to była tylko nic nie znacząca bzdurka. Miał znacznie poważniejszy problem. Jego ręka zawahała się nad kieszenią, w której spoczywał telefon. Chwilę nasłuchiwał, czy Drake nie zbliża się do jego pokoju.

Gdy upewnił się, że jest sam, wyciągnął komórkę i odblokował ekran. Tapeta wciąż przedstawiała ulicę, na której kiedyś mieszkał. Zmarszczył brwi, patrząc na zdjęcie, które wywoływało mieszankę tęsknoty i niepokoju. Szybko zmienił zdjęcie na ptasznika, czując, jak odrobinę łatwiej mu się oddycha. Przegryzając wargę, zaczął analizować, jak to mogło się stać. Kto mógł zmienić tapetę? Żaden z chłopaków Akihito nie znał przecież hasła do jego telefonu. Przypomniał sobie jednak, że zostawił go kilka razy na chwilę bez nadzoru. Ale nawet jeśli… skąd wzięliby to zdjęcie? Skąd wiedzieliby, gdzie kiedyś mieszkał?

Potarł skronie, czując narastające zmęczenie. Próbował odsunąć te myśli, ale nie potrafił. Coś w tej sytuacji było niepokojące i jednocześnie nieuchwytne. W końcu odłożył telefon na biurko i wrócił do rozpakowywania torby, próbując skupić się na codziennych obowiązkach, choć w głowie wciąż miał mętlik. Nawet późniejsze pobieżne posprzątanie apartamentu i wstawienie prania nie odgoniło tych natarczywych rozważań.

Dlatego podczas obiadu był wyraźnie nieobecny. Choć starał się skupić na posiłku, jego myśli krążyły wokół telefonu, którego ciężar czuł w kieszeni. Jednak wziął sobie do serca ostatnią reprymendę Drake’a, że za często buja w obłokach a to przecież on jest odpowiedzialny za pilnowanie jego grafiku. Zerknął na zegar na ścianie.

- Za godzinę musimy jechać do klubu na rozmowy kwalifikacyjne barmanów a o siedemnastej ma pan spotkanie z dyrektorem Watanabe w biurze na dole, sir – zakomunikował jak automat.

Drake odchylił się na krześle, wyraźnie niezadowolony z perspektywy pracy.

- Stary cap. Nie chce mi się z nim spotykać. Ale praca to praca – westchnął teatralnie, wciąż bawiąc się widelcem na talerzu.

Mick, bez entuzjazmu, zebrał naczynia ze stołu i zaczął sprzątać w kuchni. Sam chętnie zostałby dziś w domu i kopał w telefonie w poszukiwaniu podejrzanych aplikacji i wtyczek. Chociaż jeśli takowe rzeczywiście zostały zainstalowane, to oczywistym było, że i tak ich nie znajdzie.

Drake zlustrował go uważnie, opierając brodę na dłoni. Po chwili na jego twarzy pojawił się zaczepny uśmiech.

- Wiesz, miałbym więcej chęci do pracy, gdybyś założył coś seksownego – stwierdził.

Mick spojrzał na niego przez ramię z miną, jakby właśnie stracił rozum. Wyobraźnia natychmiast podsunęła mu obrazy sprośnych strojów, które znajdowały się w pokoju za obitymi skórą drzwiami. Zobaczył siebie, jak paraduje w jednym z nich przed ludźmi Drake’a. Pokręcił głową, odwracając się do zlewu.

- Czy to nie pan mówił niedawno, że w pracy powinienem wyglądać profesjonalnie? – zapytał z lekkim sarkazmem w głosie. – Przecież po to zlecił pan uszycie dla mnie garniturów, które, swoją drogą, musimy odebrać jutro od krawca – przypomniał.

Drake uśmiechnął się szerzej, widząc, że Mick nawiązał do jego planów. Musiał przyznać, że podobało mu się, że jego chłopaczek odrobił grzecznie pracę domową i najwyraźniej znał na wyrywki jego kalendarz na kilka dni naprzód.

- Możesz ubrać się seksi i wciąż wyglądać dostatecznie dobrze na dzisiejsze spotkania. W klubie to będzie nawet wskazane. A co do Watanabe… to nikt ważny – rzucił lekko.

Mick odwrócił się z niepewną miną.

- Nie wiem co miałbym założyć… - wyznał, mając nadzieję, że ta wymówka wystarczy, żeby Pan odpuścił, choć wiedział, że tylko się łudzi.

- Wystarczy żebym miał na czym zawiesić oko – stwierdził mężczyzna.

Mick tylko westchnął i krzywiąc się wrócił do zmywania. Jednak gdzieś w środku czuł się trochę uspokojony tą lekką rozmową, która sprowadziła go do tu i teraz. Czasami Pan był nieprzewidywalny, ale bywały też momenty, kiedy łatwiej było go rozgryźć. Nawet jeśli oznaczało to branie udziału w jego dziwnych fantazjach.

Drake swobodnie wstał od stołu, przeciągnął się z jękiem, jakby zaraz miał wziąć się do wielkiej pracy i ruszył w stronę pokoju Mick’a. Chłopak zakręcił wodę, wytarł w pośpiechu ręce i pobiegł za nim, zaskoczony.

- Co pan robi? – zapytał.

- Wybieram ci coś do ubrania, skoro masz problem z decyzją – Drake oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Mick westchnął, ale pozwolił mu działać, w duchu czując ulgę, że poszedł do jego szafy a nie do pokoju za pokrytymi skórą drzwiami. Kiedy jednak odwrócił się do niego, trzymając w rękach ubrania, Mick spojrzał na nie z lekkim napięciem. Na pierwszy rzut oka ciuchy wyglądały całkiem normalnie. Czarne dopasowane spodnie i jasna koszulka z długim rękawem. Dopiero, gdy zaczął zakładać je na siebie zrozumiał, co Pan miał na myśli, mówiąc o seksownym wyglądzie.

Koszulę kazał zostawić mu rozpiętą od góry w taki sposób, że odsłaniała mu tors. Rękawy podwinął mu niby to niedbale, niemal do łokci. Spodnie okazały się bardzo obcisłe i idealnie podkreślały jego sylwetkę, a w szczególności pewną część ciała, od której Drake nie odrywał wzroku. Całości dopełniły wysokie, ciężkie buty, zapinane na klamry i kilka naszyjników, które przyciągały nadmierną uwagę do obroży, którą miał na szyi. Pan zarzuci mu jeszcze na ramiona rozpiętą bluzę, która miała imitować skórzaną kurtkę. Bo, jak przyznał, zmarznie po drodze do samochodu. Jakby rzeczywiście martwił się jego zdrowiem.

- No, no – skomentował, opierając się o framugę drzwi z zadowolonym uśmiechem. – Twoja dupa wygląda w tym jak dorodne jabłuszko – stwierdził ze śmiechem.

Mick odwrócił się gwałtownie, patrząc na niego z oburzeniem i aż się zarumienił.

- Naprawdę musi pan komentować takie rzeczy? – oburzył się.

Drake tylko wzruszył ramionami a jego uśmiech nawet nie drgnął.

- Mówię jak jest. Powinieneś być dumny, Mick’i. Wyglądasz… zachęcająco

Mick przewrócił oczami, ale nic już nie powiedział. Wiedział, że nie wygra tej wymiany zdań a czas ich naglił. Ostatecznie stanął przed lustrem, poprawił koszulę i przygładził włosy, starając się ignorować, jak Pan przygląda mu się z nieskrywanym pożądaniem, nim sam poszedł się przebrać.

- Gotowy? – Drake zapytał, gdy wrócił do niego po kilku minutach.– Pamiętaj, masz się uśmiechać i być grzecznym, ale nie przesadzaj – zaznaczył.

Mick tylko skinął głową i wziął głęboki wdech. Czuł się jak wystrojona laleczka, ale wiedział, że to był po prostu kolejny dzień pracy z Drake’iem.


Spotkania z kandydatami na barmanów przebiegły szybko i sprawnie. Tak naprawdę ograniczyły się do sprawdzenia ich umiejętności w praktyce i przygotowaniu kilku drinków, które Drake zdegustował. Mick również dostał dwa lub trzy, które zazwyczaj były przeznaczone dla żeńskiej klienteli, gdyż Drake nie przepadał za słodkimi alkoholami.

Obaj, z rozczarowaniem, musieli przyznać, że żaden ich nie zachwycił. Nie były złe, ale po prostu przeciętne. Ostatecznie jednak Drake zatrudnił jednego z chłopaków, by barman w nowym klubie miał jakąkolwiek pomoc. Uprzedził jednak, że wyśle go na specjalistyczny kurs barmański, którego koszt pokryje, ale będzie ściągał mu z wypłaty pewną kwotę w ramach jego spłaty. To oznaczało, że będzie musiał dla niego pracować, dopóki nie spłaci długu. Drake ostrzegł go, że lepiej, jeśli sprawdzi się na swoim stanowisku, bo jeśli będzie musiał go zwolnić, doliczy bonusowe odsetki. Ku zaskoczeniu Mick’a chłopak przystał na to i wyraźnie cieszył się z zatrudnienia. Chyba nie bardzo rozumiał z kim ma do czynienia.

Mick nie wiedział, czy spowodował to wypity alkohol, czy luźna i przyjemna atmosfera, jaka panowała w klubie, ale czuł się w nim wyjątkowo swobodnie. Nawet uciął sobie pogawędkę z jedną ze striptizerek, podczas gdy Pan załatwiał formalności. Klub był dziś co prawda zamknięty, ale dziewczyny ćwiczyły swoje układy. Minami, choć wątpił, że było to jej prawdziwe imię, pomogła mu dopić drinki, rozwodząc się nad tym, że rura, na której tańczyła, obtarła ją w udo, że jej facet to życiowa niemota a w ogóle jutro zabiera córkę do oceanarium, bo mała ma urodziny. Kobieta trajkotała jak najęta, aż nie miał odwagi jej przerywać i tylko kiwał głową, dorzucając od czasu do czasu dwa słowa od siebie.

Kiedy Drake do nich podszedł, wcale ich nie zganił, jak spodziewał się Mick, napinając się od razu, a wręcz przeciwnie. Kazał złożyć jej córce życzenia od niego i podsunął kobiecie kopertę, na widok której aż zaświeciły się jej oczy. Podziękowała z całych sił, mówiąc, że za tę premie zabierze małą na wakacje i wybiegła na zaplecze. Przez całą drogę do apartamentowca Mick zastanawiał się, czy było możliwym, że Drake nie terroryzował aż tak bardzo swoich pracowników a wręcz ich doceniał i uchodził wśród nich za dobrego szefa? Nie mieściło mu się to w głowie.

Następne spotkanie z dyrektorem Watanabe rozpoczęło się zgodnie z planem w biurze Drake’a a jego atmosfera była dalece inna od tej z klubu. Mick zajął swoje miejsce, starając się zachowywać profesjonalnie, mimo że czuł na sobie uważny wzrok starszego mężczyzny. Już od początku dyrektor prześlizgiwał się lubieżnym spojrzeniem po jego sylwetce, co sprawiało, że czuł się cholernie nieswojo.

Drake siedzący za biurkiem, zdawał się całkowicie skupiony na omawianiu szczegółów umowy, nie zauważając niczego niepokojącego. Mick starał się w pełni skoncentrować na swojej roli. Podawał dokumenty, notował uwagi i nawet przygotował kawę, by podać ją mężczyznom.

To właśnie wtedy Watanabe przekroczył granicę. Kiedy Mick pochylił się, by postawić filiżankę na stole, starszy mężczyzna delikatnie, ale niezaprzeczalnie dotknął jego uda. Chłopak zesztywniał w jednej chwili a twarz zapłonęła mu ze wstydu i niepewności. Nie wiedział, co zrobić. Przecież Watanabe był gościem Pana, kontrahentem, ważnym dla interesów. Odstawił więc filiżanki i resztę spotkania usiłował znajdować się poza zasięgiem łapsk tego starego oblecha. Na jego spojrzenia niestety nie mógł wiele poradzić, choć stanął za biurkiem, po stronie Pana, by mebel choć trochę go zasłonił.

Drake nie zareagował, choć Mick miał wrażenie, że niektóre gesty i spojrzenia nie mogły umknąć jego uwadze. Może właśnie przez to rozmowa szybko dobiegła końca a starzec pożegnał się z uprzejmym uśmiechem, rzucając mu ostatnie, zachłannie spojrzenie i zostawiając go z nieprzyjemnym uczuciem, jakby został oceniony niczym towar na wystawie.

Kiedy wszystko się skończyło Mick odetchnął z ulgą i poszedł porozmawiać z Misakim, do części wspólnej firmy, gdyż ochroniarz akurat wpadł do biura, by przekazać kilka dokumentów. Wydawało się, że wszystko wraca do normy, dopóki nie usłyszał swojego imienia.

- Mick, chodź tu na chwilę – Drake zawołał, stając w progu swojego gabinetu.

Głos Pana brzmiał spokojnie, ale blondyn wyczuł w nim coś, co sprawiło, że jego serce zaczęło bić szybciej. Przeprosił Misaki’ego i znikną łza zamkniętymi drzwiami biura Drake’a, który nonszalancko usiadł za biurkiem z nieodgadnionym wyrazem twarzy.

- Możesz mi wyjaśnić, co to miało być? – mężczyzna zapytał, patrząc na niego ostro.

Mick ściągnął brwi, nieco zdezorientowany.

- O czym pan mówi? – wolał zapytać, nim palnie coś nieprzemyślanego.

Drake nachylił się nieco bliżej a jego spojrzenie stało się lodowatym ostrzem.

- Pozwoliłeś temu staremu capowi dotykać się, jakbyś był czymś, co można sobie obejrzeć i pomacać – warknął gniewnie.

Mick wstrzymał oddech a jego dłonie zacisnęły się w pięści. Opuścił wzrok na blat biurka, nie mogąc znieść spojrzenia Pana.

- N-nie wiedziałem, co mam zrobić… - przyznał cicho. – To był pański gość, kontrahent…

- Tym bardziej – przerwał mu Drake. – To ja decyduję, na co mogą sobie pozwolić. To dla uciechy moich oczu jesteś tak ubrany, nie cudzych. Rozumiesz?

Ostatnie słowo zawisło w powietrzu a chłopak poczuł, jak w gardle rośnie mu gula. Nie chciał się tłumaczyć, gdy nie czuł się winny zaistniałej sytuacji, a wręcz był jej ofiarą, ale jednocześnie wiedział, że Pan wymaga od niego odpowiedzi.

- Przepraszam, sir – wykrztusił w końcu. – Nie chciałem sprawiać problemów…

Drake zmarszczył brwi, ale w końcu odetchnął głęboko i oparł się o oparcie fotela, jakby zdołał zapanować nad własnym gniewem.

- Nie chodzi o problemy Mick – powiedział chłodno. – Tylko o to, żebyś znał swoją wartość i nie pozwalał takim jak Watanabe traktować cię w ten sposób. Następnym razem reaguj. A jeśli nie wiesz jak, poproś o pomoc. Jasne?

Mick skinął głową, kurcząc się w sobie, gdy Pan wstał i podszedł do niego.
- Tak, Panie… - niemal wyszeptał.

Drake ujął go za podbródek i uniósł mu głowę, by móc zajrzeć mu w te piękne, zielone, zalęknione oczy.

- Należysz do mnie Mick’i i tylko ja mogę dotykać cię w ten sposób – stwierdził, wzmacniając uścisk. – A może trzeba ci znów przypomnieć, czyją jesteś własnością? – zniżył głos do szeptu.

Chłopak poczuł jak jego ciało sztywnieje, ale nogi paradoksalnie stają się miękkie pod wpływem groźnego szeptu Pana. W posiadłości Akihito dał mu dobitnie odczuć jakie obaj zajmowali pozycje w tym układzie. Przełknął z trudem i zamknął oczy, chcąc uciec od spojrzenia jego szarych, beznamiętnych oczu.

- N-nie… Panie… – wydusił z siebie z trudem.

Modlił się, by Drake nie kazał mu klęknąć, nie rozpiął rozporka i nie zażyczył sobie, by zadowolił go ustami, podczas gdy za drzwiami siedział Misaki a za każdą ścianą znajdowali się ich współpracownicy.

Mężczyzna może i nawet to rozważał, ale ostatecznie przyciągnął go do siebie i pocałował zachłannie, wkradając się językiem w jego usta. Mick pozostał sztywny i oporny w jego objęciach, ale starał się odwzajemnić pocałunek, nim został równie gwałtownie odepchnięty.

- Idź na górę i przygotuj mi drinka. Po tym parszywym spotkaniu muszę napić się czegoś porządnego – Drake rozkazał, wracając za biurko i skupiając na ekranie komputera, jakby nic sprzed chwili nie miało miejsca.

Mick stał pośrodku gabinetu jeszcze przez kilka uderzeń serca, kompletnie oszołomiony. Ocknął się jednak w końcu i wrócił do Misaki’ego, w duchu obiecując sobie, że następnym razem będzie lepiej przygotowany na podobne sytuacje. Jeśli miał przyzwolenie Pana, to może po prostu kolejnym razem da takiemu delikwentowi posmakować swojego prawego sierpowego? Ciekawe jak Drake zareagowałby na taką formę obrony. Liczył jednak na to, że nigdy nie będzie musiał tego sprawdzać.

Podszedł do ochroniarza, który wciąż stał przy biurku, przeglądając jakieś dokumenty. Jego twarz nie wyrażała wiele, ale spojrzenie było wystarczająco wymowne.

- Wyglądasz, jakby szef znów cię zjechał – zauważył spokojnie. – Nie uczysz się na błędach

Mick westchnął, opierając się o krawędź biurka.

- Staram się – odparł zrezygnowany.

Misaki zerknął na niego znad papierów.

- Widocznie za mało. Lepiej uważaj, bo następnym razem może nie skończyć się tylko na gadce – uprzedził.

Chłopak wiedział, że Misaki ma rację, ale nie chciał tego słuchać. Od razu nakierował jego uwagę na papiery, o których wcześniej rozmawiali. Mężczyzna pokazał mu, jak wprowadzić je do systemu i wyjaśnił komu przesłać do dalszych rozliczeń. Mick zapewnił go, że jutro zajmie się nimi w pierwszej kolejności. Schował je w zamykanej na klucz szufladzie i obaj zaczęli się zbierać.

- A, jeszcze jedno. Siedzenia w nocy na telefonie szkodzi na oczy – Misaki rzucił od niechcenia i wyszedł na korytarz.

Mick uniósł brew, ale w pierwszej chwili puścił jego uwagę mimo uszu. Ruszył w stronę wyjścia, ale nagle stanął jak wryty, uświadamiając sobie co usłyszał. Skąd ochroniarz wiedział, że w nocy korzystał z komórki? Wybiegł za nim, ale zobaczył, jak puszcza mu wymowne oczko, znikając za zamykającymi się drzwiami windy. Mick poczuł, jak serce mu przyspiesza. Przez chwilę stał w miejscu, próbując zrozumieć, co się właściwie stało. Czy było możliwe, że to Misaki zmienił mu tapetę?

Wracając do apartamentu, starał się zebrać myśli. Zaczął przygotowywać Drake’owi drinka i przekąski, z jednej strony skupiając się na tym, co robi, a z drugiej analizując słowa ochroniarza.

To na pewno był on – myślał, stawiając na tacy szklankę z drinkiem.

Ale skoro tak, czy był to jakiś subtelny pstryczek w nos? Ostrzeżenie? Chciał dać mu szansę na poprawę i będzie go krył, czy jednak doniesie Drake’owi, że szukał kontaktu z rodziną? A co, jeśli Pan postanowi ich zlikwidować, uważając, że ryzyko odkrycia przez kogoś, że go przetrzymuje jest zbyt wysokie? Nie chciał nawet o tym myśleć! Znów był tak nierozważny! Naraził swoich bliskich, tak jak na początku naraził panią Chen!

Chłopak westchnął ciężko, podnosząc tacę i zanosząc ją na stolik w salonie. Jedno było pewne, musiał porozmawiać z ochroniarzem. Może jutro uda mu się go złapać w biurze. Tylko czy zechce powiedzieć mu prawdę? Zrozumie, jeśli wyjaśni, że chciał tylko wiedzieć czy u rodziców wszystko jest w porządku? Że wcale nie miał zamiaru dzwonić do warsztatu taty? Przecież to był Misaki. Z całą pewnością przynajmniej go wysłucha.

Potok jego przytłaczających myśli przerwał klang otwieranych drzwi.

Drake wrócił do apartamentu, zrzucił marynarkę i krawat, po czym przebrał się w luźne spodnie dresowe i prostą koszulkę. Przeciągnął się z zadowoleniem i zajął miejsce na kanapie, dostrzegając przygotowany wcześniej przez Mick’a drink i nadprogramową przekąskę.

- Dobra robota – pochwalił go, biorąc łyk alkoholu.

- Mogę iść do siebie? – blondyn, stojąc pośrodku pokoju, spytał ostrożnie.

Drake spojrzał na niego z uśmiechem pełnym rozbawienia i poklepał miejsce obok siebie.

- Nie. Siadaj

Mick westchnął w duchu, ale posłusznie zajął wskazane miejsce, starając się wyglądać na obojętnego. Jego napięcie jednak nie umknęło uwadze mężczyzny, ale uznał je za objaw czegoś innego niż było w rzeczywistości.

- Spokojnie, Mick. Tylko pooglądamy telewizję – powiedział Drake, odchylając się na kanapie i biorąc kolejny łyk drinka.

Mick próbował się rozluźnić, choć w głowie miał całą masę wątpliwości, czy rzeczywiście skończą tylko na tym. Skupił jednak wzrok na ekranie, gdzie zaczęły się wiadomości. Relacja z obchodów nowego roku w Japonii niezbyt go interesowała, ale ożywił się, gdy nagle zobaczył znajomą twarz.

- To pan Akihito? – zapytał od razu, wskazując na ekran.

Drake uśmiechnął się lekko i skinął głową.

- Tak. Obiecałem mu, że obejrzę, jak wypełnia swoje obowiązki

Mick przyjrzał się uważnie rodzinie cesarskiej, którą pokazywano na ekranie. Cesarz wygłaszał pompatyczne przemówienie a u jego boku stała żona. Oboje byli już leciwi, ale wciąż trzymali się dumnie. Cesarz wyglądał na człowieka silnego i poważnego, podczas gdy cesarzowa emanowała ciepłem i rozwagą.

Przy ich bokach stała szóstka ich dzieci a kamera skupiła się na najstarszym synu, następcy tronu, Ryunosuke. Miał w sobie coś z Akihito, ale bardziej przypominał ojca. Ciemne, bystre oczy sprawiały wrażenie, jakby dostrzegały wszystko, ale ciepły uśmiech, który od czasu do czasu kierował do kamery, pochodził zdecydowanie od matki. Jego czarne, krótko przycięte włosy miały fioletowe końcówki, które wywołały w Mick’u lekkie zaskoczenie. Nadawały jego osobie zadziorności i pewnej dozy nieposłuszeństwa.

Prezenter, korzystając z chwili przerwy w wystąpieniu, mówił o zbliżającym się ślubie trzydziestosiedmioletniego następcy tronu z uroczą modelką, która stała u jego boku. Dziewczyna wyglądała na delikatną i trochę onieśmieloną kamerami, choć Mick zastanawiał się, czy to nie była jedynie dobrze wyuczona poza.

Gdy kamera przesunęła się dalej, mógł dokładniej przyjrzeć się Akihito. Stał na uboczu, najdalej po lewej stronie ojca, wyraźnie oddzielony od reszty rodzeństwa. Ciemny garnitur ze złotymi akcentami, który miał na sobie, mocno kontrastował z jasnymi kolorami ubrań pozostałych członków rodziny. Jego blond włosy i wyraz twarzy pełen zacięcia sprawiały, że wyróżniał się jeszcze bardziej. Mick dostrzegł również wizerunek smoka na jego marynarce, który zdawał się wyglądać mu zza ramienia. Jeśli na plecach znajdowała się reszta jego ciała to mógł przywodzić na myśl tatuaże yakuzy. Mick zastanawiał się, czy to wszystko; ubiór, postawa, oddalenie; było celowe? Akihito wyglądał, jakby chciał odciąć się od rodziny na każdy możliwy sposób. A może to oni go odtrącali? W pewnym sensie wydało mu się to wyjątkowo przykre.

Prezenter poinformował, że w dniu jutrzejszym rodzina cesarska zamierza odwiedzić kompleks świątyń Tōdai-ji w mieście Nara i z tego powodu dostęp do tego miejsca będzie ograniczony.

Mick poczuł, jak palce Drake’a delikatnie przesuwają się po jego włosach. Mrugnął i spojrzał na niego pytająco.

- Coś cię trapi? – Pan zapytał, jego głos był spokojny, ale jednocześnie przenikliwy. – Cały dzień masz ten dziwny wyraz twarzy

Mick speszył się, odwracając wzrok.

- Nie, po prostu jestem zmęczony – odpowiedział wymijająco.

Drake uniósł brew, jakby wcale mu nie wierzył, ale nie drążył tematu.

- W takim razie przygotuj nam kąpiel – polecił krótko.

Mick natychmiast wstał i poszedł do łazienki, wdzięczny za możliwość zniknięcia mu z oczu. Wiedział, że Pan, poza portfelem i innymi „drobiazgami”, dostał od Aki’ego zapas lawendowego płynu do kąpieli. Musiał przyznać, że kąpiele, którym towarzyszył ten zapach, były najprzyjemniejszym aspektem lekcji, które dawał mu Pan, gdy znajdowali się w posiadłości jego przyjaciela.

Wlał więc szczodrą jego porcję do wanny i odkręcił wodę, pozwalając, by ciepły strumień zamienił się w gęstą pianę. Nim się jednak spostrzegł sytuacja wymknęła się spod kontroli. Woda w wannie sięgała ledwie połowy jej pojemności, ale piana zaczęła wylewać się przez brzegi, tworząc pachnącą lawendową chmurę na podłodze.

- Cholera – mruknął Mick, próbując wepchnąć pianę z powrotem, ale tylko pogarszał sprawę.

W końcu, w lekkiej panice, zanurkował w pianie, na oślep wyciągając korek z wanny, by wypuścić wodę. Właśnie wtedy do łazienki wszedł Drake. O dziwo nie wyglądał na zdenerwowanego, widząc cały ten bałagan. W jego apartamencie nie musiała panować sterylna czystość. Wręcz roześmiał się, widząc jak finezyjne nakrycie głowy jego blondasek sobie sprawił. Piana przykleiła się do jego włosów i twarzy, przez co wyglądał jakby zgubił się w zamieci śnieżnej i zmienił w bałwana.

- Lubię pianę – Drake powiedział z rozbawieniem, opierając się o framugę drzwi. – ale bez przesady. Trochę wody w tej kąpieli też by się przydało

Mick uniósł głowę, trzymając w ręku korek, a jego policzki zapłonęły.

- Przepraszam, zaraz to ogarnę – zapewnił szybko, ale widząc własne odbicie w lustrze sam zaczął się śmiać z absurdalności tej sytuacji.

Drake pokręcił głową z uśmiechem i podszedł bliżej. Zanim chłopak zdążył cokolwiek powiedzieć, objął go w pasie, przyciągnął do siebie i połączył ich usta w namiętnym pocałunku. Ciepło rozlało się po całym ciele Mick’a, gdy dłonie Pana zaczęły w pośpiechu pozbawiać go mokrych ubrań. Nawet nie protestował a całkowicie się temu poddał, czując elektryzujące mrowienie w podbrzuszu, gdy palce mężczyzny odnajdywały jego wrażliwe miejsca.

Może właśnie tego było mu dziś trzeba? Bliskości Pana, podczas której nie musiał o niczym myśleć. Wystarczyło tylko odczuwać i pozwolić prowadzić się jego silnym dłoniom, które wiedziały dokładnie, czego potrzebuje, nawet jeśli sam tego jeszcze nie rozumiał. Nawet jeśli ich bolesny uścisk zostawi na jego ciele kolejne ślady. Nawet jeśli zedrze gardło od krzyku przepełnionego bólem i rozkoszą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz