Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

27.09.2024

07.

Drake rzucił komórkę na stół, dopijając kawę w kilku łykach. Obrzucił niechętnym spojrzeniem śniadanie w europejskim stylu. Nie miał dziś na nie ochoty. W ogóle nie był głodny. Zerknął do pustej filiżanki i na blondyna, który stał w pobliżu, niepewny, czy wolno mu usiąść do stołu. Choć, zważywszy na stan jego tyłka, pewnie i tak nie byłby w stanie.

Uśmiechnął się nieco zaczepnie, uznając, że chętnie posili się czymś innym. Naparł na zaskoczonego chłopaka, przypierając go do kuchennych szafek. Ścisnął boleśnie jego pośladek i korzystając z tego, że rozchylił usta do krzyku, wpił się w nie zachłannie. Przytrzymał go też za dolną szczękę, by nie wyrywał mu się zbytnio. Mimo to Mick szarpał się, ograniczony niewielką przestrzenią. Zaparł się rękoma o tors bruneta i uderzył go raz czy dwa. Za nic nie chciał odwzajemnić pocałunku. Spojrzał mu wyzywająco prosto w oczy i zacisnął zęby, gryząc go w język.

Drake przerwał pocałunek, ale nie wydawał się szczególnie wzburzony. Wręcz przeciwnie, jego chłód niemal sparaliżował chłopaka. Mężczyzna polizał kciuk a widząc na nim krew uśmiechnął się drapieżnie. Czerwona posoka odznaczała się na jego białych zębach. Nagle złapał Mick'a za ramiona i nadział na swoje kolano. Nie włożył w to zbyt wiele siły, ale wystarczyło by dzieciak zwalił się na podłogę. Patrzył na niego obojętnie z góry, dając mu chwilę, by znów zaczął oddychać. Wtedy chwycił go za włosy i odgiął mu głowę w tył, pochylając się do jego ucha.

- Nigdy więcej tego nie rób - wyszeptał w nie.

Odepchnął go od siebie, porwał ze stołu plasterek ogórka i telefon i po prostu wyszedł. Mick leżał jakiś czas, usiłując dojść do siebie. Przyciągnął sobie nawet krzesło, by wstać, wspierając się na nim, ale nie dał rady. Gdyby chociaż mógł usiąść...

Odzyskał siły dopiero, gdy usłyszał głosy, dochodzące zza drzwi apartamentu. Myśląc, że to jego pan wraca, bo być może czegoś zapomniał, niespodziewanie jakby dostał anielskich skrzydeł, prędko pozbierał się z podłogi i zgarnął talerze ze stołu. W pośpiechu owinął jedzenie folią spożywczą i wstawił do lodówki, zerkając w stronę wyjścia. Głosy jednak ucichły a on odetchnął. Wmusił w siebie dwie kanapki, które zapił letnią herbatą. Japońskie pieczywo w ogóle mu nie smakowało, ale widać jego pan lubił mleczny chleb.

Zmywając rozmyślał, czy ktoś jeszcze mieszka w tym budynku. Bo ktoś przecież musiał. A może poniżej znajdowały się biura? Zastanawiał się, czy, gdyby zaczął krzyczeć do kratki wentylacyjnej, miałby go kto usłyszeć? Nawet jeśli tak, to czy to miało jakikolwiek sens? Przecież w całym apartamencie były kamery i przed Drake'iem nie sposób było cokolwiek ukryć. Jego wymyślne i bolesne kary również skutecznie go zniechęcały.


Resztę dnia krzątał się po mieszkaniu bez celu. Co dwie godziny oblewał obolały tyłek zimną wodą. Niosło to jedynie chwilową ulgę, ale zawsze jakąś. W południe nastawił budzik w telefonie i nieco się zdrzemnął. Trochę z potrzeby a trochę dla zwykłego zabicia czasu. Choć, szczerze mówiąc, nie chciał by nastawał wieczór. Na samą myśl czuł rosnącą w gardle gule. Co tym razem wymyśli jego sadystyczny właściciel?

Dziś nie było go stać na żadną finezję, jeśli chodzi o kolację. Przygotował spaghetti z gotowym sosem ze słoika. Szczytem jego sił było usmażenie do tego mielonego mięsa. Pomyślał, że mógłby zetrzeć też trochę sera, ale ten skończył się przy śniadaniu. Dopisał go więc, za pamięci, do listy na lodówce. Po namyśle wpisał też kilka owoców i składników na czekoladowe ciasto. Trochę się przy tym wahał, mimo że Drake pozwolił mu przecież wpisywać tam to, na co miał ochotę. No nic, najwyżej pani Chen sama spyta, czy może to kupić, tak jak ostatnio, gdy myślała, że chce zabawkę.

Kiedy Drake wrócił, nie wydawał się specjalnie zainteresowany kolacją. Cały czas gapił się w ekran komórki, wkładając nieco bezwiednie makaron w usta. Był nieobecny do tego stopnia, że nawet nie wydał Mick'owi polecenia, by dołączyć do posiłku, więc blondyn stał przy lodówce, nieco skrępowany. Kiedy już chciał czmychnąć na górę, spoczęły na nim szare, zimne oczy mężczyzny.

- Napij się wody i skorzystaj z toalety - rozkazał, znów skupiając się na urządzeniu przed oczami.

Po wczorajszych wypadkach zdecydował się ograniczyć Mick'owi wieczorne posiłki, kiedy wiedział, że będzie go zabierał do purpurowego pokoju.

Blondyn chwilę wyłamywał sobie palce, jakby nie wiedział co zrobić z tym niecodziennym poleceniem. W końcu jednak sięgnął do szafki po szklankę. Napełnił ją wodą z butelki z lodówki i wypił duszkiem. Potem pobiegł na górę do toalety w łazience przyłączonej do swojego pokoju. Długo nie wracał, ale Drake nie zamierzał go poganiać. Przynajmniej miał czas, by odpisać na kilka wiadomości swoim ludziom i dojeść spaghetti. Zapisał sobie też w planerze na jutrzejszy dzień, żeby kupić jakieś książki kucharskie z japońską kuchnią. Może i lubił od czasu do czasu zjeść coś zagranicznego, ale makaronu wręcz nie cierpiał. Nie wiedział w ogóle, co ten robił w jego kuchni? Może pani Chen kiedyś go kupiła? Zastanawiając się nad tym, dopiero po czasie, zauważył Mick'a, stojącego przy kanapie, jakby bał się do niego zbliżyć.

- Idź na górę i czekaj na mnie przy pokoju zabaw - polecił mu, nawijając na widelec ostatnie nitki spaghetti.

Chłopak zachwiał się i złapał oparcia kanapy, jakby miał zemdleć. Utrzymał jednak świadomość, ale nie ruszył się z miejsca.

- Nie słyszysz? - spytał, odkładając talerz do zlewu. - Lepiej idź tam po dobroci. Jeśli będę musiał ci w tym pomóc, źle się to dla ciebie skończy - zakomunikował, na pozór, kompletnie obojętnym tonem.

Blondyn cofnął się o krok, spoglądając lękliwie to na schody, to na niego. Wyraźnie chciał coś powiedzieć, może nawet paść na kolana i błagać, ale w końcu wspiął się na górę, stopień po stopniu. Drake odprowadził go spojrzeniem swoich szarych oczu i poszedł do wielkiej łazienki, by wziąć szybki prysznic. Założył na siebie jedynie bieliznę i dżinsowe, ciemne spodnie i wszedł na piętro.


Mick stał pod drzwiami purpurowego pokoju, biały na twarzy niczym kreda. Wszedł jednak grzecznie do środka, gdy otworzył mu drzwi i nakazał mu to skinięciem głowy. Mimo, że w pokoju było ciepło, chłopak nie przestawał drżeć.

- Rozbieraj się - rozkazał, wyjmując z szuflady jednej z szafek łańcuch o małych oczkach, zakończony z jednej strony karabińczykiem a z drugiej skórkową pętlą.

Dzieciak wodził za nim przerażonym spojrzeniem zielonych oczu, ale wykonał polecenie bez sprzeciwu. Obszedł go wówczas dookoła, oceniając stan jego obitego tyłka. Pośladki były nabrzmiałe i bordowo sine. Wiedział, że powinien dać mu dziś odpocząć, ale miał dla niego tak niewiele czasu, odkąd go kupił. Po prostu nie potrafił się nim nasycić. Tak długo szukał idealnego okazu.

Przypiął łańcuszek do jego obroży i owinął go sobie wokół ręki. Przyciągnął go do siebie mocnym szarpnięciem i bez zbędnej finezji wepchnął w jego zgrabny tyłeczek dwa palce. Mick odruchowo złapał smycz, krzywiąc się przez niechcianą penetrację.

- Kim jestem Mick'i? - Drake spytał, liżąc go po uchu.

- M-moim panem... - odpowiedział mu zduszony głos.

- A ty, kim jesteś?

Na kolejną odpowiedź musiał chwilę zaczekać.

- Pana własnością, sir... - Uśmiechnął się szeroko, słysząc to.

- Bystry chłopiec - pochwalił go zadowolony. - Tak, jesteś mój. Jesteś moim pieskiem.

Odepchnął go lekko, nie wypuszczając jednak z ręki smyczy.

- Na kolana piesku. - rozkazał.

Uwielbiał go w tej pozycji, tuż przy swoich nogach. Kiedy klęczał przed nim w poniżeniu, aż czuł podniecające łaskotanie w mosznie. Pociągnął lekko smycz, a kiedy blondyn padł na czworaka, przeprowadził go w ten sposób po całym pomieszczeniu. Czegoś jednak mu brakowało. Zlustrował go uważnie i od razu przyszło olśnienie, aż pstryknął palcami. Przecież cóż to był za pies bez ogona? Odnalazł więc zatyczkę analną z czarnym, gumowym ogonkiem, który cudownie sterczał, kiedy ją w nim zamontował. Gdy klepnął go w tyłek, by zachęcić do dalszego spaceru, ogonek wesoło kołysał się na boki.

Przeszli w ten sposób kilka okrążeń, a kiedy już znudził się ciąganiem go po pokoju, wyjął z gabloty niewielkie, realistyczne dildo i usiadł na ozdobnym krześle, przypominającym nieco tron. Założył nogę na nogę i odpiął smycz z obroży chłopaka. Rzucił zabawkę na drugi koniec pomieszczenia i uśmiechnął się nieco złośliwie, gdy Mick spojrzał na niego z niedowierzaniem, choć dobrze wiedział, jakie polecenie zamierza mu wydać.

- Aport!

Blondyn poczuł, jak wzbiera w nim wściekłość. Mógł znieść czołganie się po podłodze i ogoniaste dildo w dupie, nawet tę cholerną smycz, ale to? Zacisnął wargi w wąskie kreski. Już miał wstać i wyjść, może nawet napluć mężczyźnie w twarz, ale dostrzegł, że ten sięga do kieszeni spodni i wyjmuje z niej pilot do elektrycznej obroży. Na ten widok aż pobladł. Natychmiast rzucił się na kolanach po sztuczny członek. Biorąc go w usta zacisnął na nim zęby z całych sił, wyobrażając sobie, że gryzie przerodzenie swojego pana a ten wije się w konwulsjach i błaga go o litość.

Kiedy oddał mu dildo a to znów pofrunęło w powietrzu zaczął się zastanawiać, czy ludzkie zęby rzeczywiście byłyby w stanie odgryźć ten narząd. Na filmach różnej maści może i było to możliwe, ale czy rzeczywiście? Może, gdyby zacisnął szczęki dostatecznie mocno i szarpał głową na boki niczym wściekły pies?

Zgarbił się i okręcił głowę w bok, gdy, po którejś rundzie, Drake podrapał go za uchem niczym prawdziwego kundla. Miał naprawdę dosyć takiego traktowania. Czuł się skrajnie upokorzony i nawet nie próbował ukrywać kipiącej w sobie złości. Nawet poczuł pewną ulgę, gdy brunet w końcu rozpiął rozporek i kazał sobie zrobić loda. To było coś co znał i jakkolwiek źle to brzmiało, nie budziło jego sprzeciwu.

Mimo wcześniejszego gniewu nie odważył się spełnić swoich wyobrażeń. Bo co, gdyby rzeczywiście mu się to udało? Gdyby odgryzł mu członka a ten wykrwawił się na śmierć? Jak niby by się stąd potem wydostał? A jeśliby się nie udało? Drake zapewne był gotów przemodelować mu twarz własnymi pięściami albo wyrwać mu wszystkie zęby kombinerkami, czy coś równie potwornego. Na samą myśl żółć podeszła mu do gardła a pakujący mu się tak głęboko członek pana niemal wyrwał z jego trzewi wymioty. Zdołał się jednak opanować, oddychając głęboko przez nos. Może i nie miał specjalnego talentu do głębokiego gardła, ale szef kasyna przygotował go i na to.

Drake trzymał swojego zwierzaczka mocno za włosy, by zbytnio mu nie uciekał. Miał zamiar spuścić mu się w gardle, ale widząc jego wściekłe spojrzenie zmienił zdanie. Wysunął się z jego ust i rozwierając mu powiekę palcami jednej ręki, doszedł wprost w jego oko. Mick wił się, warcząc i piszcząc niczym prawdziwy szczeniak, ale nie pozwolił mu się odsunąć, dopóki ostatnia kropla nie spłynęła z jego żołędzi. Dopiero wtedy blondyn mógł odskoczyć i zasłonić oko nieco roztrzęsionymi dłońmi.

- Piecze! - poskarżył się, trąc je zawzięcie, aż musiał przytrzymać go za ręce, w obawie, że wydrapie sobie rogówkę.

- Moje plemniki aż tak zawzięcie chcą ci zapłodnić oczko? - spytał rozbawiony.

Mimo czystej kpiny znalazł krople do oczu i przepłukał mu je. Gałka była mocno przekrwiona, ale do rana powinno być w porządku. Przez całe to zamieszanie trochę stracił ochotę na dalsze zabawy. A może to zmęczenie, po całym dniu stresu związanego z bombowym atakiem, wzięło górę? Powód nie był specjalnie ważny. Wyszarpnął ogoniaste dildo z tyłka chłopaka i kazał mu się doprowadzić do porządku i zejść na dół.

Przecież, kto powiedział, że muszą się pieprzyć w pokoju zabaw? Równie dobrze mógł go wziąć na kanapie, czy nawet na kuchennym blacie, gdyby poniosła go fantazja. Mógłby też położyć go na stole, rozłożyć na jego ciele kawałki owoców i zjeść je prosto z niego. Rozważając to zerknął na swojego członka. Ten nawet nie drgnął. Westchnął ciężko i zszedł do salonu. Tam usiadł wygodnie na kanapie, przywołując do siebie dzieciaka i włączył jakiś stary film. Nawet on miał, od czasu do czasu, ochotę na odrobinę zwyczajności.

Mick czuł się dziwnie, oglądając telewizję ze swoim panem, jakby byli zwykłymi kumplami. Brakowało tylko popcornu. Zwłaszcza, że rozgrywka między nimi, w pokoju zabaw, wydawała się nie być zakończona. Może i zaspokoił mężczyznę, ale znając jego temperament i możliwości, wydawało mu się to po prostu zbyt mało. Nie tylko przez to nie potrafił skupić się na filmie. Archaizmy języka japońskiego nie pozwalały mu zrozumieć wielu zdań. Więc, zamiast na programie, skupiał się bardziej na własnej urazie i upokorzeniu, którego doświadczył, zmuszony do udawania psa. W głowie już kiełkował mu plan zemsty. Starał się przy tym ignorować uciążliwe pieczenie oka, przez które, widziany obraz nieco mu się rozmywał.

W okolicy, jego osobistej, godziny policyjnej, obroża dała mu znać krótkimi, ale uciążliwymi impulsami, że powinien wracać do pokoju. Drake nie mógł sobie darować klepnięcia go w pośladki, na odchodne. Mick sądził, że był to wstęp do dalszych zabaw, więc miał się na baczności, gdy poszedł pod prysznic a potem położył do łóżka w swoim pokoju. Mężczyzna jednak nie nadszedł. W ciszy wieczoru słyszał natomiast, jak rozmawia z kimś przez telefon. Nie rozpoznawał jednak słów.


Rano blondyn wyskoczył z łóżka jeszcze przed budzikiem. Ból, w dolnych partiach ciała, wciąż był dotkliwy, pomimo zimnych pryszniców. Jednak dzisiejszego dnia zdołał już założyć na siebie spodnie. Po cichu zeszedł do kuchni i zajął się śniadaniem. Właściwie, nie miał wiele do roboty, bo jedynie wyciągnął z lodówki wczorajsze półmiski. Wymieszał też z łyżką śmietany pokaźną porcję, tak lubianego przez jego pana, twarogu i szczerząc się jak głupi, wsypał do niego całą solniczkę soli. Może i była to dziecinna zemsta, ale jedyna na jaką mógł sobie w tej chwili pozwolić. Przecież Drake i tak sądził, że będzie kiepsko gotował i dawał mu to dobitnie do zrozumienia. Dlaczego więc miałby wyprowadzać go z błędu?

Zadowolony postawił miskę z białym serem na stole, akurat, kiedy mężczyzna schodził zaspany po schodach. Nie chcąc wzbudzać podejrzeń, zajął się parzeniem kawy, gdy Drake siadał do stołu. Kątem oka obserwował, jak sięga po kromkę chleba i wskazuje mu nożem, by już usiadł. Mick postawił jeszcze przed nim filiżankę czarnej, mocnej kawy.

Drake posmarował kromkę masłem i łypnął na pustą solniczkę, stojącą na blacie. Z trudem powstrzymał wykwitający mu na usta uśmiech. Czy Mick naprawdę miał go za takiego idiotę? Pomijając już, że wszędzie były kamery i mógł po prostu mieć go na oku.

Jakby nigdy nic sięgnął jednak po miseczkę twarożku. Nabrał kopiastą łyżkę i udał, że chce nałożyć ją sobie. W ostatniej chwili jednak wychylił się przez stół i nałożył pokaźną porcję na talerz chłopaka. Ten nieco osłupiał.

- Nie mam dziś ochoty na ser, ale skoro tak się postarałeś to szkoda, żeby się zmarnował - rzucił beztrosko.

Widząc, że dzieciak nie ma zamiaru tknąć twarogu, nabrał go nieco na widelczyk i podsunął mu do ust.

- No dalej, powiedz aaa - powiedział niczym do dziecka.

Ich spojrzenia skrzyżowały się. Oboje już wiedzieli. Mick zerknął na białe cholerstwo i niepewnie rozchylił wargi. Drake wpakował mu widelczyk niemal do gardła i przytrzymał go za brodę, uśmiechając się triumfalnie.

- Łykamy - rozkazał wpatrując się w załzawione, zielone oczy.

Chłopak nie był w stanie nawet przeżuć tej niewielkiej porcji twarogu. Cały jego organizm się przeciw temu buntował. Zmusił się, by go połknąć. Aż złapał się brzegu stolika, jakby dokonał nieludzkiego wysiłku. Nie zdążył jednak nawet sięgnąć po kubek z herbatą, gdy wstrząsnęły nim torsje. Cała zawartość jego żołądka wylądowała na podłodze.

Drake nie wydawał się tym specjalnie poruszony. Taka ilość soli musiała wywołać natychmiastową reakcję ciała. Swoją drogą, był to też niezły sposób na wywołanie wymiotów, w przypadku zatrucia czymś szkodliwym, kiedy w pobliżu nie było innych metod.

- Masz szczęście, że twoje idiotyczne podchody mnie rozbawiły. I że nie mam zbyt wiele czasu - mówiąc wgryzł się w kanapkę. – Inaczej dostałbyś wpierdol za marnowanie jedzenia - dokończył z pełnymi ustami.

Mick otarł swoje nadgarstkiem z obrzydzeniem i nawet nie spojrzał w stronę mężczyzny.

- Przepraszam, sir... - mruknął jedynie i sięgnął po ścierkę spod zlewu, by posprzątać.

Gdy ją namaczał dostrzegł leżącą na blacie, pustą solniczkę. Zaklął w myślach. W przyszłości musi lepiej zacierać ślady.


Mick przez pół dnia czuł się niczym gówno. Nie potrafił nic zjeść, a jedynie pił wodę, usiłując wypłukać z organizmu nadmiar soli. W skroniach pojawiło się lekkie ćmienie, które usiłował ignorować. Koło piętnastej stało się jednak nie do zniesienia. Położył się więc na kanapie i przysłonił przedramieniem oczy. Leżał w tej pozycji długi czas, dopóki nie usłyszał dziwnego brzęczenia.

Usiadł niechętnie i rozejrzał się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Okazała się nim komórka, leżąca na stoliku kawowym. Kręciła się w miejscu, pod wpływem wibracji, a jej wyświetlacz migotał. Wziął ją do ręki, z zaskoczeniem przypominając sobie, że przecież był to telefon, choć używał go jedynie jako budzika. Niepewnie przesunął znacznik w stronę zielonej słuchawki i przyłożył urządzenie do ucha.

- H-halo? - spytał niepewnie.

- Co porabiasz Mick'i? - Pytanie zadane przez głos, którego szczerze nienawidził, sprawiło, że wyprostował się niczym struna.

- Przecież może pan zobaczyć, sir... - stwierdził ostrożnie, rozglądając się znacząco po salonie, jakby rzeczywiście mógł dostrzec ukryte kamery.

- Może i mogę, ale chcę to usłyszeć od ciebie.

Blondyn westchnął cicho.

- Leżałem na kanapie. Chciałem zdrzemnąć się kilka minut... - przyznał.

Mógł przysiąc, że mężczyzna z drugiej strony słuchawki szeroko się uśmiecha. Wręcz słyszał ten parszywy uśmieszek w jego głosie.

- Skoro aż tak się nudzisz, to znajdę ci zajęcie.

- Nie trzeba, sir. Ja... - chciał dodać, że zabierze się za kolację, ale wówczas przerwał mu ostry, zirytowany syk.

Na jego dźwięk aż skulił ramiona.

- Zdejmij spodnie i połóż się jak leżałeś - Rozkaz niewiele miał już z poprzedniej wesołości.

Wykonał go bezzwłocznie.

- Grzeczny chłopiec. A teraz podwiń koszulkę i wyciągnij tego swojego małego fiutka. Chcę popatrzeć, jak się masturbujesz - Mick wyobraził sobie jak brunet zwilża czubkiem języka górną wargę, wydając mu to polecenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz