Opis

Mick nie spodziewał się, że wakacyjny wyjazd z przyjacielem do kasyna w Seulu skończy się w taki sposób. Kyleb nierozważnie zaciągnął ogromny dług u właściciela, będąc naiwnie pewnym, że się odegra. Okropnie się jednak przeliczył. Tylko dlaczego Mick ma ponieść konsekwencje głupoty przyjaciela? I dlaczego cena, którą muszą zapłacić jest tak wysoka? Właściciel kasyna sprzeda ich na aukcji niewolników, by odzyskać choć część należnej mu kwoty. Książka przedstawia w realny sposób jak mogłaby wyglądać relacja współczesnego Pana i niewolnika. Jest brutalna i pełna okrucieństwa, bez cukierkowego pudrowania. Historia jest jak najbardziej fikcyjna, co chyba muszę zaznaczyć, bo nie wszyscy ogarniają xD Powieść 18+ Przemoc, sex i gore

4.10.2024

44.

Drake przesunął spojrzeniem po stole i odwrócił się w stronę Mick'a.

- Dlaczego jest tylko jedno nakrycie? – zapytał chłodno. - Przecież idziesz ze mną do biura. Nie będzie czasu, żebyś jadł później

Mick poczuł jak jego zaciśnięte gardło się rozluźnia i wreszcie może odetchnąć z ulgą. Więc chodziło tylko o to. Zanim Pan zdążył powiedzieć coś więcej, chwycił swoją porcję, czekającą na blacie i postawił ją przy drugim krześle. Wrócił się też po kubek z herbatą i te nieszczęsne pałeczki. Siadając podsunął je mężczyźnie licząc, że ten niczego nie dostrzegł.

- Przepraszam sir. Nie wiedziałem, czy mogę też zjeść... - przyznał z lekkim zawstydzeniem.

Drake uniósł brew z niedowierzaniem po czym prychnął, sięgając po filiżankę z kawą.

- Od kiedy trzeba ci wydawać tak podstawowe polecenia? Nie masz własnego rozumu? – spytał z irytacją, biorąc łyk czarnego napoju.

- Towarzystwo Rakuran'a ewidentnie ci zaszkodziło. Dobrze, że Kenji go zabrał – skwitował, zajmując się śniadaniem.

Mick jedynie skinął głową, podzielając zdanie Drake'a, ale ze zgoła innych powodów.

Pan jadł bez pośpiechu, spoglądając na niego co jakiś czas, jakby wciąż szukał uchybień w jego zachowaniu. Nie musiał unosić głowy by czuć na sobie jego oceniające spojrzenie.

W rzeczywistości Drake zerkał na chłopaka mimowolnie. Wydawało mu się, że choć Mick stara się zachować spokój, to wygląda na dziwnie spiętego. Zauważył napięcie w jego ramionach i delikatne drżenie dłoni, gdy chłopak zabierał się do jedzenia, ale nie miał czasu, by rozważać przyczynę tego zachowania. Zapewne był nią on sam i jego gniew. Czyli nic nowego ani nic, co wymagało jego uwagi. Obecnie miał na głowie znacznie ważniejsze sprawy. Czekał ich długi dzień, pełen spotkań i decyzji, które musiały zostać podjęte.


Gdy znaleźli się już w biurze Drake zwołał zebranie w sali konferencyjnej. Była przestronna a mimo to, gdy znaleźli się w niej wszyscy jego ludzie, którzy akurat przebywali w biurze, zrobiło się dość tłoczno. Krzeseł nie starczyło dla wszystkich, więc część osób oczywiście musiała stać.

Drake wszedł do sali jako ostatni a współpracownicy rozstępowali się przed nim niczym fala. Mick dreptał tuż za nim, czując na sobie ciężar spojrzeń zbyt wielu ludzi. Wszyscy wlepiali w niego oczy, ciekawi, nieufni, a może nawet lekko pogardliwi. Jego dłonie były wilgotne, a serce biło jak szalone. To było jego pierwsze zetknięcie z tym światem w sposób tak otwarty, tak publiczny.

Drake zatrzymał się na końcu długiego, ciemnego stołu i spojrzał po zgromadzonych. Jego obecność wypełniała pokój nieco niepokojącą atmosferą. Przez chwilę panowało pewne zamieszanie, aż w końcu zabrał głos.

- Mam dla was krótkie ogłoszenie – zaczął zimnym, pewnym siebie tonem, który od razu uciszył wszelkie szepty. – Kaoru, jak wiecie, będzie przez jakiś czas nieobecny. Dlatego na ten czas Mick przejmie jego obowiązki jako mój osobisty asystent

Na te słowa Mick poczuł, jak nogi się pod nim uginają. Teraz decyzji nie sposób było już cofnąć. Przełknął ślinę z trudem, ale Drake mówił dalej, nie zwracając na niego większej uwagi.

- Jeśli macie jakieś sprawy, z którymi musicie się do mnie zwrócić, możecie zgłaszać się do niego lub do Misaki'ego, który będzie wspierał Mick'a w początkowym okresie

Wspomnienie o Misaki'm było pewnym pocieszeniem, ale Mick nie czuł się przez to spokojniejszy. Szmer szeptów, jaki przeszedł przez zebrany tłumek, odbierał mu te resztki odwagi. Ludzie w pokoju wymienili spojrzenia, nieco zaskoczeni. Nie wiedzieli o nim wiele, niektórzy podejrzewali, że za „osobistym" asystentem kryło się coś więcej, ale nikt nie ośmielił się tego wprost skomentować. Tym bardziej nikt nie sprzeciwiał się decyzji Drake'a.

Pan właśnie spojrzał na niego kątem oka, dostrzegając jego spięcie i bladą twarz. W Japonii, pełnej ceremoniałów i tradycji, wymagano w takich momentach odpowiedniego zachowania. Teoretycznie Mick doskonale o tym wiedział, ale w tej chwili jego mózg dosłownie nie potrafił przetworzyć informacji i zmusić ciała do jakiegokolwiek ruchu.

- Ukłoń się – Drake syknął w końcu surowym głosem.

Chłopak zamarł na ułamek sekundy, ale posłusznie wykonał polecenie, pochylając się w głębokim ukłonie. Czuł, jak serce bije mu w piersi, a słowa z trudem przechodzą mu przez gardło.

- Liczę na owocną współpracę – wybełkotał cicho, tak że ledwie było go słychać.

Ktoś w tłumie parsknął pogardliwie, ktoś inny się zaśmiał i rzucił niewybrednym komentarzem, za który Misaki posłał mu znaczące spojrzenie i natychmiast go tym uciszył. Mick nazbyt dobrze wiedział, że wypadł fatalnie, ale co mógł poradzić? Drake mógł go uprzedzić, że zamierza odstawić takie przedstawienie. Jeśli miał mu pomagać jedynie te kilka dni, to po co w ogóle był cały ten cyrk? A może Pan znów sprawdzał, jak zachowa się w podobnej sytuacji? Nie miał pojęcia.

Drake chyba uważał sprawę za zakończoną, bo od razu przeszedł do dalszej części spotkania. Zupełnie jakby nie chciał pozwolić rozkręcić się niepotrzebnym dyskusjom.

Zebranie dotyczyło głównie bieżących spraw, ostatnich dostaw, pewnych przesunięć w działalności i tym podobnych. Mick przysłuchiwał się temu, odnosząc wrażenie, że Drake celowo naciskał na niektóre wyrażenia, jakby chciał dać wszystkim do zrozumienia, że nie powinni mówić wprost o szczegółach ich organizacji, gdy był w pobliżu.

Drake słuchał raportów swoich ludzi z kamienną twarzą, od czasu do czasu zadając pytania lub wydając krótkie polecenia. Mick nie do końca rozumiał wszystkie szczegóły, ale wyczuwał napięcie w powietrzu, przez które jeszcze bardziej czuł się jak intruz. Ale przecież taka była decyzja Pana i nie zamierzał z nią dyskutować. Czy to się komuś podobało czy nie, stał się właśnie częścią ich korporacji.

Kiedy zebranie wreszcie dobiegło końca Drake zażyczył sobie kawy, którą Mick natychmiast przygotował. Pan wypił ją niemal duszkiem, bo byli już lekko spóźnieni w planie dnia, ale nie wyglądał na specjalnie tym przejętego.

Po tej krótkiej przerwie pojechali do klubu, który niedawno ucierpiał w wyniku zamachów i obecnie przechodził generalny remont. Co prawda ludzie Drake'a mieli na to oko, ale najwidoczniej Pan chciał sam skontrolować postępy w prowadzonych pracach. Mick mógł obserwować go w działaniu, precyzyjnego, nieustępliwego, nieznoszącego sprzeciwu. Jego słowa były ostateczne, a ludzie, z którymi współpracował, podchodzili do niego z pełnym szacunkiem, ale również z ostrożnością, znając jego wybuchowy temperament.

Przed obiadem odbyli jeszcze dwa nudne, formalne spotkania związane z finansami i jeśli Mick dobrze zrozumiał, przygotowaniem firmy do wejścia na giełdę.

Podczas wizyty u prawników Mick musiał pozostać w samochodzie i potwornie nudził się przez ponad godzinę, ale pyszny obiad wynagrodził mu czekanie. Drake zamówił mu nawet ciastko cytrynowe na deser, które zjadł ze smakiem.

Resztę dnia spędzili w biurze, gdzie Mick usiłował rozeznać się w chaosie jaki panował w dokumentacji. Zachodził w głowę, jakim cudem Kaoru potrafił funkcjonować w tym bałaganie. Nic dziwnego, że był tak roztrzepany i mylił nawet daty ważnych wydarzeń. W tych warunkach po prostu nie sposób było pracować. Mick musiał znaleźć jakąś metodę organizacji, ale nie wiedział zbytnio, które papiery były czymś ważnym, a które mogły zalegać na dnie szafy, rzadko potrzebne. Drake wydawał się zajęty swoimi sprawami i wolał mu nie przeszkadzać pytaniami o to czy tamto. Ostatecznie przesortował dokumenty, dzieląc je na faktury, poszczególne raporty itd. Jedynie to mógł w tej chwili zrobić.

Po całym dniu pracy czuł się potwornie zmęczony, ale jednocześnie wyjątkowo usatysfakcjonowany. Lubił to poczucie dobrze wykonanej roboty, która wreszcie nie ograniczała się do monotonnego dbania o apartament Pana czy gotowania.


Kolejne dni mijały w podobnym rytmie. Niekończące się spotkania, przeglądanie dokumentów, tabele pełne liczb, od których Mick'owi kręciło się w głowie. Kiedy nie pracował w biurze, Drake intensywnie go trenował, nie dając chwili wytchnienia. Niestety spadł śnieg i bieganie na dachu było niemal niemożliwe. Obecnie używali siłowni w apartamencie.

Z czasem Mick zaczął odnajdywać się w tej nowej rzeczywistości, choć napięcie i presja ciągle towarzyszyły mu każdego dnia. Zwłaszcza, gdy musiał konfrontować się z innymi pracownikami. Niestety, ale mało kto traktował go życzliwie. Był na samym dnie hierarchii i robił po prostu za popychadło. Zastanawiało go, czy w ten sam sposób był traktowany Kaoru.

Dzisiejszy dzień okazał się jednak zgoła inny. W kalendarzu Drake'a nie widniało żadne spotkanie, a mimo to, bladym świtem, Pan brutalnie wyrwał go ze snu. Nie zajęli się jednak ćwiczeniami. Zamiast tego Drake kazał mu się ubrać, po czym skierowali się prosto na podziemny parking. Tam czekał już Misaki za kierownicą czarnego samochodu, a na tylnym siedzeniu znajdowała się Naomi. Ich twarze były poważne, bez śladu emocji, co od razu wzbudziło w Mick'u niepokój. Coś było na rzeczy, coś poważnego, czego jeszcze nie rozumiał.

Droga mijała w ciszy, a on czuł narastające napięcie. Jechali przez dłuższy czas, mijając granice Tokio i kierując się w stronę bardziej industrialnych terenów na obrzeżach miasta. Kiedy w końcu dotarli na miejsce, Mick zrozumiał, że trafili do kompleksu magazynów, który wyglądał na silnie strzeżony. Ochroniarze, stojący w każdej bramie wjazdowej, wzmogli czujność od momentu, gdy tylko zobaczyli zbliżający się samochód Drake'a.

- Trzymaj się blisko i ani słowa – Drake rzucił do niego krótko, gdy wysiadali.

Mick kiwnął głową, starając się ukryć rosnący niepokój i podążył za Panem. Jego kroki były ciche, a serce biło mu mocno, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Całe to miejsce było ponure i groźne, aż emanowało niebezpieczeństwem.

Weszli do jednego z wielkich hangarów, a Mick poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy. Wewnątrz znajdowało się mnóstwo skrzyń, a ludzie Drake'a zajmowali się ich przepakowywaniem. To jednak nie były zwykłe paczki. Mick szybko zorientował się, że skrzynie, które wyglądały na transport sztuki i antyków, były w rzeczywistości używane do przewozu broni. Widział, jak pracownicy ukrywali starannie broń, maskując ją w styropianowych chrupkach albo wewnątrz rzeźb. Tworząc w ten sposób ułudę legalnego interesu.

Mick potknął się o własne nogi, ale zdołał utrzymać w pionie. Nigdy nie widział tego na własne oczy. Przypuszczał, że Drake działał na granicy prawa, ale teraz, stojąc w środku tego wszystkiego, rzeczywistość ich biznesu uderzyła go z całą mocą. To nawet nie było naginanie granic, tylko jawne łamanie prawa. A pod tym względem, wymiar sprawiedliwości w Japonii nie miał litości. Drake musiał mieć niezłe plecy, że odważył się tak ryzykować.

Kiedy niemal wpadł mu na plecy Pan jedynie obrzucił go zimnym spojrzeniem, ale nie skomentował jego zachowania. Obserwował wszystko z kamienną twarzą, oceniając postępy prac. Naomi i Misaki stali nieopodal, gotowi na każde jego polecenie. Wydawało się, że spodziewają się zagrożenia, pomimo że całe to miejsce należało przecież do ich szefa.

- Szykujemy się do większego transportu – Drake mruknął niespodziewanie, patrząc na Mick'a jakby oceniał czy zrozumiał wagę sytuacji. – Nie musisz wiedzieć wszystkiego, ale chcę żebyś rozumiał, co się tu dzieje

- Po co, sir? – Mick zapytał zanim zdążył ugryźć się w język.

Miał przecież milczeć. Ale Drake nie wydawał się o to zły.

- Niedługo zrozumiesz – stwierdził tajemniczo i podszedł zamienić kilka słów z człowiekiem, który odpowiadał za dzisiejszy transport.

Mick pozostał na uboczu, obserwując jak pracownicy uwijali się niczym mrówki. Wiedział, że właśnie jest świadkiem czegoś, czego nigdy nie powinien był zobaczyć. Widok ten oznaczał jednoznacznie, że został wprowadzony w prawdziwy świat Drake'a. Świat, w którym nie ma miejsca na niewinność ani na pytania. Świat, z którego może już nigdy nie wydostać się żywy.

Droga powrotna była pełna wymownej ciszy.

Kiedy wrócili do biura, atmosfera wydawała się jeszcze bardziej napięta niż zwykle. Mick szedł za Panem, próbując ułożyć w głowie wszystko, co zobaczył w magazynach. To, czego był świadkiem, wciąż odbijało się echem w jego myślach. Czuł, że przekroczył granicę, z której nie ma odwrotu. Był przy tym zagubiony, nie rozumiejąc jaki Drake miał względem niego plan, że pokazał mu coś tak ważnego. Gdy weszli do biura, zobaczył kolejną rzecz, która kompletnie go zaskoczyła.

Kaoru czekał tam na nich. Był blady, z niepokojem wymalowanym na twarzy, z trudem zachowując pozory profesjonalizmu. Od razu, kiedy dostrzegł Drake'a, podszedł do niego i wskazał miejsce, gdzie wcześniej stało jego biurko, które obecnie znajdowało się bezpośrednio w gabinecie szefa.

- Sir, co się dzieje? – zapytał ostrożnie, wyczuwając, że coś jest nie tak.

Drake nie zamierzał owijać w bawełnę. Zgromił nieudolnego asystenta zimnym spojrzeniem swoich szarych oczu.

- Degraduję cię. Od teraz będziesz donosił kawę, a Mick zajmie twoje miejsce. Jest w tym o niebo lepszy – oznajmił bez ogródek.

Słowa te uderzyły Kaoru jak piorun. Mick zamarł w miejscu, tak jak jego serce nim na nowo rozszalało mu się w piersi. Niczego się nie spodziewał. Nikt go nie uprzedził o takiej decyzji. Zobaczył, jak wyraz twarzy Kaoru zmienia się gwałtownie. Lęk i niepewność, które wcześniej były widoczne, ustąpiły miejsca frustracji i gniewowi. Kaoru zaczął się trząść z wściekłości, jego dłonie drżały, a oczy rozbłysły zawiścią.

Mick widział jak ta nagła degradacja doprowadza Kaoru na skraj wybuchu. Poczucie upokorzenia malowało się na jego twarzy okropnym grymasem. Przecież kształcił się w zarządzaniu, pracował na swoją wątłą pozycję dwa lata, a teraz miał być zastąpiony przez kogoś takiego jak Mick. Zwykłą dziwkę, jak zapewne o nim myślał. Przecież to nie umiejętności Mick'a były tu kluczowe, a chętna dupa, którą mógł zaoferować szefowi w każdej chwili. To było dla Kaoru jasne i gniew wręcz kipiał w jego oczach.

- Kaoru, przecieka ci bandaż – Naomi, oparta biodrem o szafkę, zauważyła znudzonym głosem.

Jej uwaga uratowała sytuację, nim ta zdążyła się zaognić. Kaoru ewidentnie zamierzał powiedzieć co o tym wszystkim myśli, ale wytrącony z zapętlającego się natłoku myśli zgubił słowa, które już formowały mu się na języku. Jego uwaga skupiła się na opatrunku, który rzeczywiście wymagał zmiany. Zacisnął na nim zdrową dłoń, by zatamować krwawienie. Skrzywił się przy tym, jakby przypomnienie o własnej słabości tylko pogłębiło jego upokorzenie.

- Przepraszam – powiedział chłodno i szybkim krokiem ruszył w stronę łazienki.

Mick nie mógł oderwać wzroku od jego dłoni, gdzie brakowało dwóch palców. Dopiero gdy chłopak go mijał zauważył ten drobny, ale drastyczny szczegół. To zapewne była cena, jaką Kaoru zapłacił za swoje niedopatrzenia. Drake nie miał litości dla tych, którzy popełnili poważne błędy, a ten widok przypomniał Mick'owi, jak niebezpieczna może być jego nowa rola.

Gdy Kaoru zniknął, poczuł ciężar sytuacji spadający na swoje barki. Wiedział, że teraz nieudolny asystent będzie jego podwładnym. Jak niby miał nim zarządzać? Z pewnością nie będą się dogadywać, a atmosfera między nimi będzie wręcz okropna. Co Drake w ogóle sobie myślał mianując go na to stanowisko?! Musiał wybić mu to z głowy i to najlepiej natychmiast. Przecież miał pomagać w biurze tylko przez kilka dni, nie na stałe!

- Do pracy – Pan rzucił krótko, nie patrząc na niego. – Nie mamy czasu na gadanie – uprzedził, nim w ogóle Mick zdąży otworzyć usta.

Przełknął więc ślinę i kiwnął głową, tłumiąc w sobie pytania i niepokój. Teraz musiał działać, nie myśleć. Może wieczorem, gdy będą relaksować się w kąpieli poda Panu drinka, zrobi mu masaż i spróbuje delikatnie odwieść go od tego planu? Może wówczas będzie bardziej skory do dyskusji? Miał taką nadzieję.

Tymczasem włączył laptop, który służył mu do pracy, mimo że wciąż czuł się skołowany sytuacją. Ściągnął brwi, gdy tylko ekran logowania zgasł i pojawił się pulpit pełen nowych, nieznanych mu wcześniej ikon. Wśród nich było coś szczególnego. Drugie konto mailowe oraz inny kalendarz z planem dnia, niż ten, który miał w telefonie. W dodatku udostępniono mu dostęp do wielu nowych funkcji systemowych. Wszystko wydawało się mieć poważniejszy ton niż dotychczas.

Zanim zdążył w pełni zrozumieć, co właściwie widzi, Misaki usiadł obok niego, gotowy do wprowadzenia go w tajniki tych nowych zadań. Mówił spokojnie, tłumacząc szczegóły i objaśniając różne dokumenty oraz sposób synchronizacji kalendarzy. Jednak Mick był zbyt oszołomiony, by w pełni skupić się na tym, co było mu przedstawiane.

Czy Drake właśnie udostępnił mu materiały dotyczące jego przestępczej działalności? Czy naprawdę miał teraz wgląd do tak ważnych informacji? Czy Pan mógł aż tak mu ufać? Miał wrażenie, jakby nagle znalazł się na bardzo cienkim lodzie. Każdy nieopatrzny ruch mógł oznaczać utonięcie.

Zerknął na Drake'a, który siedział w swoim fotelu i rozmawiał przez telefon, zachowując jak zwykle pełen spokój i pewność siebie. Kiedy mężczyzna podniósł wreszcie wzrok odwzajemnił jego spojrzenie i uśmiechnął się lekko, jakby chciał mu dać do zrozumienia, że wszystko będzie dobrze, że sobie poradzi. To była subtelna, niemal niewidoczna oznaka uznania, ale Mick dostrzegł ją wyraźnie. W tamtej chwili poczuł przyjemne łaskotanie w brzuchu. Pan naprawdę mu ufał.

Nie mógł go zawieść. Musiał skupić się na swoich nowych obowiązkach, choć od razu przytłoczyła go ilość owych. Przez moment poczuł zawroty głowy, gdy zobaczył listę zadań na kolejny tydzień, ale w tym momencie Misaki poklepał go po udzie w geście pocieszenia.

- Jeśli coś będzie sprawiać ci problemy przyjdź z tym do mnie. To tylko z początku wygląda tak strasznie – zapewnił go z typowym dla siebie spokojem.

Mick odczuł pewną dozę ulgi, mając świadomość, że był ktoś na kim mógł w tej chwili polegać. Przyszło mu nawet na myśl, że to właśnie Misaki musiał pełnić rolę asystenta, zanim pojawił się tu Kaoru. Zapewne stąd jego obeznanie w temacie. Mick odetchnął głębiej i powtórzył kilka razy w myślach „dam sobie radę".

Kiedy skończyli z komputerem ochroniarz zwrócił jego uwagę na telefon. Drake odblokował w nim funkcję wykonywania połączeń wychodzących. Mick spojrzał na ekran z mieszanką zaskoczenia i dezorientacji. Pan oddał mu narzędzie, które dawało mu większą samodzielność. Bez tej funkcji nie mógłby w pełni wykonywać swoich obowiązków, a Drake musiałby udostępniać mu swoją komórkę, w razie sytuacji wymagających natychmiastowego kontaktu. To byłoby szalenie upierdliwe, więc w pewien sposób nie dziwiło go aż tak tego typu posunięcie.

To wszystko było tak szalone, że Mick nawet nie pomyślał o tym, że teraz, gdy miał telefon, mógłby wreszcie wezwać pomoc. Znaczy, przyszło mu to do głowy tylko przez chwilę. Mógłby spróbować napisać do rodziny, gdyby tylko pamiętał jakikolwiek numer telefonu. Ale nie pamiętał. Zdał sobie sprawę, jak bardzo polegał na liście kontaktów w swoim poprzednim wcieleniu. Teraz te numery były dla niego niedostępne, a jego przeszłość wydawała się oddalać coraz bardziej. Zamazywać i zanikać w cieniu, który rzucał na jego życie Drake.

Mężczyzna właśnie skończył rozmowę i odpalił papierosa, zaciągając się nim głęboko. Paląc słuchał monotonnego głosu ochroniarza i zabawnie piskliwego, zapewne z powodu stresu, głosu swojego chłopaczka. Obsadzenie go na tym stanowisku było dobrze przemyślaną grą, którą z nim toczył.

Degradacja Kaoru, wynikająca z jego ciągłych błędów, była nieuniknioną koleją rzeczy i dawała mu wachlarz możliwości. Przez ostatnie dni Mick udowodnił, że ma potencjał i szybko uczy się nowych rzeczy. Mógł stać się dzięki temu jeszcze bardziej użyteczny. Chcąc zadowolić go jako Pana będzie zmotywowany i uważny. Jednocześnie Mick, zostając niejako wyróżnionym, mógł poczuć się ważnym, co powinno podnieść jego pewność siebie. Może wreszcie przestanie pochylać przed nim pokornie głowę i znów odważy się patrzeć mu bezczelnie w oczy. Wręcz nie mógł się tego doczekać.

Od pewnego czasu stopniowo wprowadzał go głębiej w swój świat. Chciał przyspieszyć i wzmocnić ten proces, dając mu większe poczucie odpowiedzialności i przynależności. Wiedział, że jeśli Mick poczuje, że ma znaczenie, jego lojalność wzrośnie.

Był to też swego rodzaju test. Chciał sprawdzić, czy chłopak wytrzyma presję w takiej roli. Mick musiał udowodnić, że jest kimś więcej niż tylko narzędziem, że potrafi działać samodzielnie. Był to sposób na zbadanie, czy będzie potrafił rozwiązać bardziej złożone problemy. Czy, być może kiedyś w dalekiej przyszłości, będzie mógł stać się pełnoprawnym członkiem ich społeczności. Kiedy już zacznie nudzić się jego ciałem.

Nie zakładał tego co prawda z góry, ale musiał mieć na uwadze również taką ewentualność. Kupując go stał się za niego odpowiedzialny. Nawet jeśli nie będzie chciał już z niego korzystać musiał zapewnić mu jakąś przyszłość. To tak jak z psem. Nie bierze się go by wyrzucić na ulicę, gdy zestarzeje się i przestanie być interesujący.

Wreszcie, Drake kierował się również potrzebą kontroli. Dając Mick'owi ważną funkcję, wzmacniał swoją władzę nad nim. Młody mógł dostać namiastkę wolności, złudną nagrodę, ale Drake wiedział, że w rzeczywistości chłopak wciąż pozostaje całkowicie od niego zależny. Każda decyzja Mick'a była obserwowana, każda wiadomość monitorowana. W ten sposób Drake budował zależność emocjonalną i zawodową, upewniając się, że Mick nie tylko nie będzie miał powodów, by go zdradzić, ale też nie będzie miał ku temu okazji.

Jednak, gdyby spróbował zabezpieczył się i na tę sposobność. Nie był idiotą. Cały system komunikacji, każdy e-mail i rozmowa przechodziły przez specjalne filtry, które miały zapobiec wszelkim próbom kontaktu z niepożądanymi osobami. Nawet gdyby Mick spróbował podjąć działania wykraczające poza jego obowiązki, zabezpieczenia natychmiast by to wychwyciły.

Drugim zabezpieczeniem był Misaki. Niezależnie od tego, jakie adresy e-mail czy numery Mick wpisywał, wszelkie wiadomości trafiały najpierw do Misaki'ego. To on miał decydującą rolę w dalszym przekazywaniu korespondencji właściwym odbiorcom. W ten sposób Drake upewniał się, że Mick był pod stałym nadzorem, choć chłopak nie miał o tym pojęcia. Zaufanie to nie tylko danie wolnej ręki, ale także zabezpieczenie się na wypadek zdrady. System kontroli, który stworzył wokół niego, miał zapewnić, że nie wyjdzie poza wyznaczone granice.


Wieczorem, kiedy po całym dniu pracy, wrócili do apartamentu, Mick wiedział, że musi poruszyć bardzo niewygodny temat. Poza niechęcią do swojej nowej roli oczywiście. Przecież został tylko jeden dzień do odbioru pająka przez jego właściciela. Nie mógł dłużej zwlekać, nie ważne jakie konsekwencje miało to ze sobą ponieść. W sumie mógł skłamać, że zauważył to przed chwilą i nie wie co się stało. Ale co, gdy pan spyta, gdzie brakująca kończyna? Nie, z całą pewnością o to nie zapyta. Mick był pewien, że nawet nie będzie chciał spojrzeć na kalekie zwierzątko. Tylko co zrobią z nim, kiedy już kupią nowego ośmionożnego osobnika? Może, jeśli dostatecznie żarliwie poprosi Pana, ten pozwoli mu go zachować? Przecież mogli kupić drugie terrarium przy okazji wizyty w zoologicznym.

Jednak nim zdążył zebrać się na odwagę i odezwać, Drake go uprzedził.

- Przygotuj się – powiedział chłodno, przerywając ciszę. – Za pół godziny chcę cię widzieć pod pokojem zabaw

Te słowa uderzyły Mick'a niczym młot. Serce zaczęło mu bić szybciej, a w głowie pojawiła się lawina myśli. Pokój zabaw? Miał wrażenie, że już dawno nie korzystali z tego miejsca. Ostatnie dni były pełne spotkań, stresu i pracy, a on zaczął myśleć, że może... Może rzeczywiście ich relacja zaczyna się zmieniać. Przez moment wydawało mu się, że ich codzienne interakcje nabrały bardziej ludzkiego wymiaru, jakby zyskał odrobinę przestrzeni w tej niecodziennej rzeczywistości. Może nawet zaczął wierzyć, że mógłby żyć u boku Drake'a na nieco innych zasadach. Ale Pan, tym jednym poleceniem, przypomniał mu, gdzie było jego miejsce.

Zasępiony Mick przygotował się, wiedząc, że nie ma wyboru. Stojąc pod drzwiami pokoju zabaw, czuł narastający niepokój. W głowie przetaczały się wspomnienia poprzednich wizyt w tym pomieszczeniu, a żadne z nich nie kojarzyło mu się z czymś dobrym. Kary, upokorzenie, ból, to wszystko, co pamiętał.

Po chwili usłyszał kroki Pana. Drake w ciemnych spodniach i czarnym podkoszulku, wyglądał swobodnie, ale i groźnie. Z uśmiechem na twarzy otworzył drzwi pokoju i machnął ręką, wpuszczając go do środka.

Mick od razu poczuł zapach trawy cytrynowej, co wywołało natychmiastową reakcję jego ciała. Żołądek zwinął mu się w supeł a nogi panicznie zaczęły go cofać aż wpadł plecami na mężczyznę. Odwrócił się do niego przodem z twarzą pełną strachu i oczami spłoszonej sarny.

- Co zrobiłem źle, Panie?! – wykrzyknął, zaskoczony obcym brzmieniem własnego głosu. – Cokolwiek to było ja się poprawię... Proszę, sir...

Drake parsknął niekontrolowanym śmiechem, nieco zaskoczony jego gwałtowną reakcją.

- Naprawdę to miejsce kojarzy ci się wyłącznie z karą? – zapytał z cynicznym rozbawieniem.

- Tylko tego tu doświadczyłem... - Mick przyznał cicho, z bijącym sercem, opuszczając wzrok.

Drake pokiwał głową, przyglądając się mu przez chwilę. Potem chwycił go mocno za żuchwę, zmuszając, by spojrzał mu w oczy.

- Trzeba to zmienić – szepnął, a w jego głosie było coś niepokojąco kuszącego. – To pokój zabaw, nie kar. A dziś jestem z ciebie wyjątkowo zadowolony. Zasłużyłeś na nagrodę – dodał, wpijając się zachłannie w jego usta.

Mick poczuł falę gorąca przepływającą przez jego ciało, gdy Pan przesunął wolną dłonią po jego boku i zatrzymał ją na biodrze. Wbrew obawom, czuł, że było inaczej. Drake był z niego zadowolony, a jego zachowanie sugerowało, że dzisiejszy wieczór miał przynieść coś innego niż ból. Pan wspominał o nagrodzie, a Mick musiał przekonać się, co to oznaczało w praktyce. 


1 komentarz: